środa, 31 października 2012

Lecę do Moskwy!



W piątek LECĘ na kilka dni do Moskwy. Mogę więc rozbić się we mgle, ale mam nadzieję, że najpierw będą próbowali mnie tam skorumpować :) Cel wyprawy - obok czysto turystyczno-hedonistycznego, to uczczenie Polaków, którzy to miasto zdobywali, w nim żyli i w nim umierali. M.in. zwycięskich polsko-litewskich hufców z 1610 r., polskiej załogi Kremla, polskich żołnierzy Napoleona, którzy pierwsi wkroczyli do miasta w 1812 r., żołnierzy Pułku Strzelców im . Bartosza Głowackiego, gen. Okulickiego, a także smoleńskiej 96. Poza tym wyzłośliwianie się nad truchłem Lenina, odbieranie parady na Placu Czerwonym, polonizowanie moskiewskich ulic, koncert deathmetalowy w Katedrze Patriarchy Cyryla Smoleńsko-Kalingradzkiego i namiętne jednanie się katolickich, polskich panów z prawosławnymi Rosjankami. Istna Operacja Tajfun!

1610-1612: Moskwę nawiedzają hetmani: Żółkiewski, Chodkiewicz i Gosiewski

1812: Do Moskwy wkracza Napoleon

2012: Hubert Kozieł w Moskwie



Co z tym trotylem?!?


Gmyz podtrzymuje to, co napisał w poniedziałkowej "Rz". I bardzo dobrze, bo rację.

Dementi prokuratury wojskowej (gostków, którzy nawet nie potrafią porządnie strzelić sobie w łeb) wyglądało mniej więcej tak: "W toku oględzin wykorzystywano spektrometry ruchliwości jonów. Urządzenie rejestruje cząsteczki o takiej masie jak trotyl. Może tak samo reagować na trotyl jak i na kosmetyki czy związki chemiczne z gleby. (…) Pozytywny sygnał wskazywał, które elementy badać. Dopiero po badaniu laboratoryjnym ich wyniki mogą podkreślić lub wykluczyć związek chemiczny. Zabezpieczono kilkaset próbek. Dopiero przeprowadzone badania laboratoryjne mogą wykluczyć, bądź potwierdzić wskazania."

Przekładając na język potoczny: "Urządzenia do wykrywania śladów trotylu wskazywały na jego obecność, ale być może był to rozpuszczalnik lub perfumy".  W jakim stężeniu musiały być te perfumy lub rozpuszczalnik? Spektrometry wykorzystane w badaniu to podobne urządzenia jak zainstalowane w bramkach na lotniskach, które wykrywają nawet śladowe ilości materiałów wybuchowych - i przy tym nie "wariują" jeśli przez bramkę przechodzi wyperfumowana kobieta. To urządzenia superdokładne. Jak pisze mój czytelnik Jacek Sierpiński:

"Test przeprowadzony przez amerykański National Institute of Justice z udziałem spektrometru Itemiser wykazał zero fałszywych alarmów przy wykrywaniu trotylu (używano do jego „zmylenia” pestycydu 3-metylo-4-nitrofenolu). Producent spektrometru Sabre 5000 chwali się wskaźnikiem fałszywych alarmów poniżej 1%. Niemiecki Institut für Umwelttechnologien podaje, że ich przenośny spektrometr ma liczbę fałszywych alarmów poniżej 4%."

Tak więc prawdopodobieństwo potwierdzenia wystąpienia śladów trotylu na fotelach z Tupolewa (aż 80 fotelach) jest bardzo duże. O ile oczywiście sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan wraz z kilkoma policyjnymi biegłymi, którzy popełnią "samobójstwa". (Polecam wpis Łukasza Czajki o "Notatniku Śmierci". Oglądanie anime bardzo wzbogaca percepcję takich gaijinów jak my).

Prawdopodobieństwo jest tym większe, że Stanisław Zagrodzki, kuzyn ś.p. Ewy Bąkowskiej niezależnie zlecił w USA ekspertyzę pasa bezpieczeństwa z Tupolewa, którym przypięta była do fotela jego krewna. Amerykańscy naukowcy wykryli tam trotyl. A na zwłokach ofiar zamachu znaleziono ślady mogące wskazywać na użycie materiałów wybuchowych (np. zabarwione na niebiesko kości Anny Walentynowicz). Dr. Szuladziński twierdzi, że do dwustopniowego zniszczenia samolotu - z ładunkiem umieszczonym w skrzydle, w pobliżu zbiornika paliwa, wystarczyłby tylko 1 kg trotylu. Z tym, że na pokładzie doszło do eksplozji zgadza się szereg ekspertów, co pokazała m.in. ostatnia konferencja smoleńska. 

Nasuwa się pytanie: kiedy umieszczono w Tupolewie ładunki wybuchowe? Czy stało się to 6 IV 2010 r. w związku z przebudową saloniku VIP-owskiego? Czy też stało się to podczas remontu w Samarze?


Kolejną kwestią wartą rozważenia jest to, czy rewelacje związane z trotylem - a wcześniej prowokacja ze zdjęciami z sekcji, oraz neutralny ton, z jakim większość mediów przyjęła wyniki konferencji smoleńskiej  są uderzeniem w Tuska. Czy Kreml chce wymienić Donka na swoją, mniej skompromitowaną ekipę zastępczą? Jeśli tak, to kto ma go zastąpić? 

W filmie "Boski" Paula Sorentino jest świetna scena, gdy Gulio Andreotti idzie wczesnym rankiem, przed świtem, ulicami Rzymu. Kilka kroków za nim opancerzona limuzyna i ochroniarze. Podkład muzyczny "Pavane" Faure'go. Nagle widzi napis na murze: "Za masakry odpowiadają Andreotti i Craxi". Z zażenowaniem kiwa głową w stronę ochroniarzy. Czy Tusk przeżywa takie chwile?



poniedziałek, 29 października 2012

Chor. Remigiusz Muś - kolejny wojskowy ginie w czasie pokoju



Kolejny tajemniczy zgon ze Smoleńskiem w tle. Chor. Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, ważny świadek zdarzeń z 10 IV 2010 r., został w sobotę znaleziony powieszony w piwnicy swojego bloku w Piasecznie. Jego znajomy gen. Jan Baraniecki, zastępca dowódcy wojsk lotniczych w latach 1997-2000, mówi wprost: "Nie wierzę w samobójstwo". I trudno nie zgodzić się z jego opinią. Wojskowy pilot, ważny świadek tajemniczego zgonu, wieszający się w jakiejś piwniczce? Chor. Muś w swoich zeznaniach miażdżył kontrolerów lotów z "Korsarza" wskazując m.in., że złamali przepisy nakazując Tu-154M zejść do wysokości decyzyjnej 50 m. Komendę tę, wypowiadaną wielokrotnie słyszał również por. Wosztyl. Zachowała się ona ponoć na nagraniu z Jaka - skonfiskowanym i utajnionym. Nie ma jej jednak ani w stenogramach, ani w nagraniach z CVR Tupolewa. To potwierdza, że nagrania te zostały odpowiednio zredagowane. Wszak gdy otwierano czarną skrzynkę w obecności Edmunda Klicha okazało się, że taśma była tam... krzywo założona. Czarnych skrzynek do dziś nie odzyskaliśmy, Komisja Millera pracowała jedynie na zaszumionych kopiach nagrań (początkowo przekazano nam kopię ze skasowanymi ostatnimi 18 sekundami) i na dodatek wzięła tam z d... słowa gen. Błasika, które nigdzie nie padły...



Chor. Muś słyszał również katastrofę Tupolewa. Nabranie przez silnik pełnej mocy, głośne huki i nagłe  przerwanie pracy silnika. Jakże to podobne do opisu z książki "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia zamachu" czy też do ustaleń wybitnych specjalistów biorących udział w ostatniej konferencji smoleńskiej. Ile tych przypadków...

Na koniec zacytuję Władysława Protasiuka, ojca mjra Arkadiusza Protasiuka:

 Najpierw było niszczenie 36. SPLT od środka, poprzez stwarzanie coraz gorszych warunków do pracy i szkolenia, co w swoich raportach podkreślał m.in. gen. Andrzej Błasik i inni, i o czym pisał niejednokrotnie "Nasz Dziennik". Następnie usiłowano zrzucić winę za katastrofę na niewinnych pilotów, a gdy to się nie udało, wówczas na znajdującego się na pokładzie dowódcę Sił Powietrznych. W międzyczasie rozpoczęto przedziwną nagonkę na pozostałych pilotów. Wiemy, że wielu z nich po katastrofie albo straciło pracę, albo też sami rezygnowali, gdyż nie mogli już znieść takiego traktowania. Docierają też do mnie słuchy, że wielu pilotów, w tym zwłaszcza załoga jaka, żyje w jakimś niezrozumiałym strachu. To o czymś świadczy. Dlatego też nie możemy pozostawać obojętni wobec tej nagłej i niejasnej śmierci pana Remigiusza Musia. Tych dziwnych zgonów mamy już zbyt dużo, by można było mówić o przypadku. Giną świadkowie i ci, którzy mają jakąś większą wiedzę odnośnie do tej strasznej tragedii, która miała miejsce pod Smoleńskiem. 


sobota, 27 października 2012

My z Napoleonem



Z czystym sercem mogę polecić lekturę najnowszego "URze Historia", a szczególnie burzącego wiele mitów wywiadowi z Waldemarem Łysiakiem poświęconego Napoleonowi. Często zdarza mi się śmiać z wybujałego ego Łysiaka i jego politycznych dziwactw, ale trzeba mu przyznać, że jest wyśmienitym znawcą ery napoleońskiej. Powtarza on za Szymonem Askenazym i Jerzym Łojkiem, że Bóg Wojny był tym zagranicznym przywódcą, który dla Polaków w XIX w. zrobił najwięcej. Odbudował państwo polskie bijąc trzy zaborcze imperia, a gdyby udało mu się pokonać Rosję mielibyśmy z powrotem Polskę w granicach z 1772 r. Pomógł nam stworzyć silną armię oraz nowoczesną administrację a przede wszystkim podniósł sprawę polską z błota na wyżyny.



Łysiak obala też mit mówiący, że Napoleon wciągnął Europę w dwie dekady nieustannych wojen. Tak naprawdę, to tylko w dwóch wojnach tamtej epoki napoleońska Francja była agresorem. We wszystkich pozostałych to jej wypowiadano wojnę. Po prostu londyńska oligarchia dążyła w ten sposób do utrzymania równowagi na kontynencie robiąc to rękami skretyniałych monarchów, których napoleońska merytokracja doprowadzała do białej gorączki. Dwie wojny, w których Napoleon zaatakował pierwszy to konflikt w Hiszpanii oraz inwazja na Rosję. W pierwszym przypadku i drugim przypadku były to ataki prewencyjne. Hiszpański regent Godoy (knajpiany grajek wyniesiony na szczyt przez rozpustną królową) knuł z Austrią i Anglią atak na Francję. Napoleon wykorzystując spór dynastyczny w Madrycie dokonał inwazji na Południe. I był tam przyjmowany jako wyzwoliciel, gdyż odsuwał od władzy znienawidzonego Godoya. Sytuacja zmieniła się w wyniku prowokacji brytyjskich tajnych służb. Opłacały one bandytów z prowincji, by dopuszczali się okrutnych zabójstw francuskich oficerów i żołnierzy. Dochodziło do tego, że Francuzów wbijano na pal, gotowano żywcem, ćwiartowano... Gdy żołnierze Cesarstwa widzieli porzucone przy drodze zmasakrowane zwłoki swoich kolegów, musiało to wywołać okrutne represje wymierzone w Hiszpanów. Represje z kolei doprowadziły do wojny partyzanckiej wspieranej przez angielską inwazję... (Łysiak zwraca przy okazji uwagę, że pod Sommosierrą nie walczyliśmy z chłopskimi powstańcami, ale z elitą hiszpańskiej armii).



Również inwazja na Rosję była wojną prewencyjną. Szalony car Aleksander (gostek, który posuwał własną siostrę) szykował gigantyczną inwazję na Zachód o kryptonimie "Wielka Sprawa". Rosyjska armia miała przede wszystkim spustoszyć Księstwo Warszawskie. Prewencyjny atak dokonany przez Napoleona został nazwany przez Cesarza Francuzów Drugą Wojną Polską. Czemu Napoleon przegrał w Rosji? Przede wszystkim z winy fatalnej logistyki. Na długo przed straszną zimą 1812 r. jego armia była niedożywiona. Przyczyna? Szef aprowizacji był rosyjskim agentem. Podobnie jak szef tajnych służb Fouche oraz minister spraw zagranicznych Talleyrand ("Talleyrand! Jesteś waść gównem w jedwabnej pończosze!" - słusznie stwierdził kiedyś Napoleon).



Mocno zmitologizowany jest również konflikt na Haiti. Często można np. przeczytać o "wojsku polskim wysłanym przez Napoleona na Haiti". To bzdura. Pojechali tam tylko polscy żołnierze, których przydzielono do dwóch półbrygad armii francuskiej. Jechali tam skuszeni wysokim żołdem i możliwością zobaczenia egzotycznego kraju. Powstanie - a raczej rebelię wojskową francuskiego czarnego generała Toussainta-Louverture'a (właściciela niewolników, typowego przedstawiciela powiązanych z Francją lokalnych elit) - szybko stłumiono. Walczące na Haiti wojska zostały zdziesiątkowane nie przez powstańców, ale przez żółtą febrę - na którą zmarło wówczas m.in. 20 francuskich generałów. Śmierć naszych legionistów na Haiti obciąża więc w małym stopniu Napoleona.

Napoleon, jego związki z Polską, jego wizja Europy, oraz jego wielkie dokonania na polu administracji to temat rzeka, na który nie starcza miejsca na skromnych łamach mojego bloga. Zainteresowanych odsyłam m.in. do znakomitej XIX-wiecznej książki "Historya Napoleona" Emile Marco de Saint-Hillaire, jednej z ulubionych lektur Marszałka Piłsudskiego. Można ją ściągnąć za darmo ze strony Bayerische StaatsBibliothek. To zbiór opowieści o Napoleonie-człowieku. Szczególne wrażenie wywarły tam na mnie dwie historie: 1) Po przegranej wojnie 1814 r. Napoleon był wieziony przez południową Francję nad morze i stamtąd na Elbę. Brytyjskie służby oraz monarchiści wywoływali na drodze jego przejazdu zamieszki. Liczyli na to, że uda go się zlinczować jak później Kaddafiego. I byli tego bliscy. Cesarz zdołał jednak wyłowić wzrokiem w tłumie napastników jednego ze swoich dawnych żołnierzy. Zawołał go po imieniu i przypomniał mu od dobrodziejstwach, których mu pozwolił zaznać. Potem po kolei rozpoznawał w tłumie poszczególne osoby, przypominał sobie ich imiona i wspominał swój pobyt w tym miasteczku. Po kilku chwilach wzruszony tłum błagał go na kolanach o przebaczenie. 2) Napoleon podczas wizyty w szkole dla dziewcząt-sierot, którą ufundował, podarował jednej z dziewcząt złoty krzyżyk. Ona nosiła go później jako najświętszą relikwię. Gdy po obaleniu Napoleona, do władzy doszli monarchiści i zmieniło się kierownictwo szkoły, dziewczyna była bita i prześladowana za noszenie tego krzyżyka. Jak widać z tych monarchistów zawsze byli jacyś geje...

Ps. W "Urze Historia" dla równowagi dali też żenująco głupi tekst hr. Zamojskiego, w którym pomstuje on na Boga Wojny i wzywa do zbudowania w Warszawie pomnika siostrojebcy Aleksandra I, bo to "byłyby miły gest wobec Rosjan". Wcześniej hr. Zamojski wychwalał Targowicę oraz pisał, że zbyt wiele "epatujemy Katyniem" Ruskich.

Bengazi: kto zakazał działać ludziom CIA?




Specjalna ekipa CIA z Bengazi w noc, w którą zaatakowano amerykański konsulat, trzykrotnie prosiła zwierzchników o zgodę na to, by pójść na odsiecz zaatakowanej placówce dyplomatycznej. Ktoś z łańcucha dowódczego Agencji zakazał im działania. (Nad Bengazi latał w tym czasie również amerykański dron, którego nie użyto). Rzecznik CIA w ciekawy sposób dementuje tę historię. Mówi, że nikt z CIA nikomu nie zakazywał dokonania odsieczy. Czyżby gen. Petraeus sugerował, że to prezydent nakazał jego ludziom bezczynność?

czwartek, 25 października 2012

Izrael zbombardował Chartum

Kolejny zaskakujący zwrot akcji w konflikcie bliskowschodnim. Izraelskie samoloty zbombardowały fabrykę na przedmieściach Chartumu, w której ponoć produkowano irańskie rakiety Shehab. Ajatollahowi myśleli, że razem z reżimem al-Bashira zajdą Izraelczyków od tyłu, a tu taka niespodzianka. To także demonstracja siły Izraela. Do Chartumu izraelskie lotnictwo ma przecież dalej niż do irańskich ośrodków nuklearnych. Co ciekawe, Sudan zapowiada ataki odwetowe przeciwko izraelskim interesom. Jak można się domyślić, dojdzie do nich w Afryce.

Tymczasem libijskie siły rządowe (a może raczej postrebelianckie) zajęły Bani Walid, miasto, które na kilka miesięcy stało się twierdzą zwolenników starego reżimu.

poniedziałek, 22 października 2012

Czy w Libanie dojdzie do nowej wojny domowej?



Ciąg dalszy eksportu konfliktu syryjskiego. W Bejrucie w poniedziałek nadal dochodziło do sunnicko-szyickich strzelanin. Podobnie jak w Trypolisie (libańkim), gdzie snajper zastrzelił 9-letnią dziewczynkę. Pod rezydencją premiera Mikatiego wyrosło miasteczko namiotowe. Czy dojdzie do wojny domowej? Sporadyczne starcia alawicko-sunnickie to przecież rzeczywistość ostatnich kilku miesięcy. Pamiętajmy jednak o jednym ważnym czynniku: nierówność sił. Po stronie antyassadowskiej milicją dysponują jedynie sunniccy fundamentaliści z Trypolisu. Po stronie proassadowskiej mamy zdrajców narodu z Hezbollahu, czyli poważną siłę bojową, z którą liczy się nawet Izrael. To nic, że podrzynacze gardeł z Hezbollahu są coraz częściej zajęci ratowaniem tyłka Assadowi w Syrii. Na terenie Libanu, nie mają praktycznie konkurencji. Sytuacja może się jednak zmienić, gdy
Hezbollah zacznie atakować zwykłą ludność sunnicką. Wówczas milicje się odrodzą (stworzą je dezerterzy z armii rządowej) a popłynie do nich rzeka broni z Arabii Saudyjskiej. Czynnikiem zmieniającym zasady gry może być też izraelski atak prewencyjny przeciwko Hezbollahowi.

A ja tam chciałem pojechać w przyszłym roku...

sobota, 20 października 2012

Bejrut: zamach na gen. al-Hasana, śledczego ze sprawy Harririego



Krwawy zamach bombowy w bejruckiej dzielnicy Ashrafiyeh (8 zabitych, 73 rannych), dokonany zaledwie 200 m od siedziby chrześcijańskiej-falangistowskiej Partii Kataeb, był bardzo precyzyjnym uderzeniem. Zabito w nim gen. Wissama al-Hasana, szefa wywiadu libańskiej policji. Al-Hassan z oddaniem prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa premiera Rafika al-Harririego dokonanego przez Hezbollah i syryjski wywiad wojskowy. Al-Hasan odkrył kilka miesięcy temu syryjską siatkę dywersyjną przygotowującą się do zamachów przeciwko libańskim politykom. W ramach śledztwa aresztowany został proassadowski minister Michael Samacha. Walid Jumblatt, przywódca Druzów nazwał poległego generała "naszym obrońcą". Generał al-Hasan, dzielny oficer prowadzący tajną wojnę przeciwko Syrii, wojnę o suwerenność swojego kraju, zginął więc na posterunku zabity przez ludzi Assada. Libańscy sunnici, na wieść o zamachu na tego patriotę, wyszli na ulice Damaszku oraz innych miast w proteście przeciwko rządowi Mikatiego, zdrajcom z Hezbollahu oraz syryjskiemu ludobójczemu dyktatorowi.


środa, 17 października 2012

Kaddafi zabity granatem i bagnetem. Szczegóły masakry


Human Rights Watch przeprowadziła własne dochodzenie w sprawie śmierci płka Muammara Kaddafiego i dotarła w ramach tych badań do lekarza przeprowadzającego sekcję zwłok libijskiego "Katechona". Ze śledztwa wynika, że konwój Kaddafiego liczący blisko 50 samochodów i 250 ludzi próbował się wyrwać z oblężonej Syrty, ale został zbombardowany przez natowskie lotnictwo. Wobec tego Katechon ze swoimi ochroniarzami musieli spieprzać przed wściekłymi rebeliantami przez otwarte pole. W końcu Kaddafi, minister obrony Younis oraz ich ochroniarz schronili się w rowie nawadniającym. Gdy zbliżyli się do nich rebelianci, ochroniarz rzucił granatem, ale granat się odbił i eksplodował pomiędzy Kaddafim a Younisem. Odłamki trafiły Katechona w głowę. Po wzięciu go do niewoli jeden z napastników wbił mu bagnet w siedzenie (- Piękna śmierć... - westchnął teraz zapewne dr. Wielkodupski), powodując duży krwotok. Po tym, jak Kaddafi wykrwawił się na śmierć, jeden z rebeliantów wpakował mu jeszcze kulkę w głowę. Następnie libijscy powstańcy zabili 67 wziętych do niewoli lojalistów, w tym syna Kaddafiego Mutassima. Katechonowie mają klawe życie, ale za to paskudną śmierć.

Małe przypomnienie: Assad zdradził Kaddafiego?

A tymczasem Barak Barakowicz Obama szykuje przedwyborcze ataki odwetowe w Libii. Przeciw Hillary?

poniedziałek, 15 października 2012

Syria: bilans sił



Nowe szacunki amerykańskich i francuskich służb mówią, że siły rebelianckie w Syrii liczą około 30 tys. ludzi, z czego 3 tys. to islamscy fundamentaliści. To oczywiście zbyt mało, by samodzielnie pokonać Assada. Proassadowskie milicje mogą liczyć 70 tys. ludzi, do tego dochodzi część armii syryjskiej, plus wsparcie Iranu i Hezbollahu. Co innego jednak, jeśliby doszło do tureckiej lub natowskiej inwazji - wówczas Assad nie miałby szans. Erdogan i Hollande używają najnowszych szacunków liczebności sił rebelianckich, by przekonać USA do ataku, Barak Barakowicz nie chce jednak nic robić przed wyborami. I po wyborach też pewnie nie będzie chciał.


Trudno mu się zresztą dziwić. Ma wystarczająco dużo kłopotów po ataku w Bengazi. Próbuje teraz zrzucić winę za to na Hillary. To zły wybór. Hillary to socjopatka i potrafi się zemścić.

sobota, 13 października 2012

Wileńszczyzna 1920: Inwazja


"Szedłem do swojego domu, nie pojawiłem się znikąd"
                                                              gen. Lucjan Żeligowski

"Litwę wymyśliło kilku studentów"
                                      Czesław Miłosz

W tym tygodniu minęła 92. rocznica chwalebnej wyprawy wileńskiej generała Żeligowskiego. Po operacyjnym majstersztyku, jakim była operacja niemeńska (dowodzona przez gen. Śmigłego-Rydza),  polskie oddziały - na nieformalny rozkaz Marszałka Piłsudskiego - pozorując bunt dokonały ofensywy na Wilno. Po szybkim zajęciu historycznej stolicy WKL, stworzyły tam efemeryczne państwo - Litwę Środkową. W ten sposób, metodą faktów dokonanych odebrano Wileńszczyznę z rąk wiarołomnych Litwinów, którzy wcześniej krótkowzrocznie odrzucali każdą polską propozycję porozumienia i by odebrać nam Wilno posunęli się nawet do wejścia w sojusz z bolszewikami. Część polskich prawicowych historyków-amatorów stawia zarzut Marszałkowi, że nie przyjął wówczas koncepcji gen. Rozwadowskiego mówiącej o inwazji na całą Litwę i zepchnięcie wojsk sowieckich i litewskich na plaże Bałtyku. Koncepcja ta była interesująca, ale z przyczyn politycznych niewykonalna. Już samą ofensywę na etnicznie polską Wileńszczyznę musieliśmy przecież kamuflować przed mocarstwami zachodnimi jako bunt. Istniało niebezpieczeństwo, że przy pełnej inwazji na Litwę, Anglia i Francja odwdzięczyłyby nam się odebraniem szans na odzyskanie Górnego Śląska (a w ich rękach leżało wówczas jeszcze rozstrzygnięcie dyplomatyczne kwestii Śląska Cieszyńskiego i Galicji Wschodniej). Ponadto Marszałek wydając polecenie zajęcia Wilna działał jak Zygmunt August w 1569 r. - odbierając Litwinom terytorium chciał ich zmusić do rozmów dotyczących budowy federacji. To niestety się nie udało. Przyczyna fiaska leży w tym, że ówczesny konflikt polsko-litewski był de facto wojną domową: sporem żmudzkich Nowolitwinów, chcących zawężać litewskość do bałtyjskości ze Starolitwinami chcących koegzystencji na Litwie pierwiastków polsko-łacińskich, białoruskich i łacińskich. Jak wiemy, wojny domowe bywają często bardziej zaciekłe i okrutne od wojen z wrogami zewnętrznymi. Przedwojenna Litwa była więc państwem nienormalnym - cierpiącym na polityczną schizofrenię z powodu amputacji części swojej tradycji. (Do tego, według płka NKGB Pawła Sudopłatowa, litewscy przywódcy - Smetona i Woldemaras byli sowieckimi agentami).  Gdy w 1937 r. polscy i litewscy dyplomaci rozmawiali o normalizacji stosunków, Litwini mówili, że nawiązanie kontaktów dyplomatycznych na szczeblu oficjalnym jest niemożliwe z powodu oporu "nacjonalistycznej młodzieży". Opór ten przełamaliśmy w 1938 r. (ku uciesze litewskiego rządu, któremu w ten sposób pozwoliliśmy wyjść z konfliktu z twarzą). W latach drugiej wojny światowej postęp został jednak znowu zmarnowany przez tą nacjonalistyczną litewską młodzież, która przyjeżdżając do Wilna "robić porządek" przeżywała prawdziwy szok widząc, że miasto jest etnicznie polsko-żydowskie a Nowolitwinów nie ma tam prawie wcale...

Ps. Podobna metoda jak na Wileńszczyźnie została zastosowana przez Piłsudskiego w dwóch innych miejscach. Na Białorusi rolę Żeligowskiego odgrywali bracia Bułak-Bałachowicz. Niestety wywołane przez nich powstanie nie doprowadziło do wyzwolenia Mińszczyzny z rąk sowieckich. Za drugim razem Piłsudski i Witos zastosowali podobną sztuczkę na Śląsku. Trzecie Powstanie Śląskie (wywołane wbrew woli Korfantego) było de facto najazdem dobrze uzbrojonych polskich "ochotników" na Górny Śląsk wspartym przez działania lokalnego, śląskiego POW. Brały w nim udział również oddziały generała Bałachowicza.

A jako ilustracja muzyczna naszej inwazji na Wileńszczyznę, Two Steps From Hell "Invasion" (kawałek znany z "Bleacha").

Syryjska rewolucja zerwała tajne negocjacje Netanjahu-Assad

Rząd Netanjahu na przełomie 2010 i 2011 r. prowadził tajne rozmowy pokojowe z Syrią. Miały one na celu m.in. odciągnięcie Syrii od sojuszu z Iranem i Hezbollahem. W ramach tych rozmów Bibi zgodził się oddać Syrii Wzgórza Golan. Negocjacje musiały zostać jednak przerwane po wybuchu wojny domowej w Syrii. Netanjahu twierdzi, że ta historia to jedynie kontrolowany amerykański przeciek mający skompromitować izraelski rząd i pomóc przed wyborami Obamie. Bibi prawdopodobnie ma rację, co do źródła i celu przecieku, ale zapewne kłamie dementując te rewelacje. Wiadomo przecież, że już w 1998 r. negocjował za pośrednictwem Ronalda Laudera oddanie Golanu Syrii, a obecny wicepremier Barak robił to samo - ale za pomocą kanałów oficjalnych - w 2000 r. Zwrot Golanu negocjował również rząd Olmerta. Wszystkie te próby były skazane na klęskę, gdyż Assad potrzebował  konfliktu z Izraelem, by odgrywać rolę "Lwa Panarabizmu" i kierować społeczne niezadowolenie ku wrogowi zewnętrznemu (z czym się ostatecznie przeliczył). Cała sprawa pokazuje również, że arabskie rewolucje zostały wywołane przez USA na przekór Izraelowi, który wolałby graniczyć ze "stabilnymi" socjalistycznymi dyktaturami (Egipt, Syria) i stateczną monarchią (Jordanią), niż z państwami rządzonymi przez Bractwo Muzułmańskie. Ale jak powiedział pokojowy noblista Henry Kissinger "za 10 lat Izraela już nie będzie".



Dużo lepiej sprawy rozgrywa Turcja. Nad granicą z Syrią 250 czołgów. Turecki myśliwiec zestrzelił już nad terytorium Syrii assadowski śmigłowiec ostrzeliwujący rebeliantów. A do tego Turcy wymuszają na osłabionym gospodarczo Iranie obniżkę cen gazu. Po prostu mistrzostwo!


czwartek, 11 października 2012

Przedwyborcze sprzątanie


 Nieco przedwyborczego sprzątania. :)  Conan O'Brian dosyć trafnie przedstawia amerykańską kampanię. Powyżej materiał o tym, jak Obama i Biden próbują sprzedać nowe slogany wyborcze, które zastąpią Change. Najbardziej podobał mi się "You should vote for Mr. Romney" :) Poniżej nieco więcej satyry w ten sam deseń.

*** Oczywiście amerykańscy prawicowcy powracają również do sprawy wyznania Baraka Barakowicza. Odkryli m.in., że od czasów studenckich nosi pierścień z napisem "Nie ma Boga prócz Allaha". Na filmie poniżej zbiór intrygujących wypowiedzi Obamy dotyczących islamu. Ja sądzę, że jest on zwyczajnym modernistą, któremu wszystko jedno jak się nazywa Bóg, do którego się nie modli.

 

 ***
Religia jest również czasem wypominana Romneyowi. Zapewne wielu mormonów wierzy, że wypełnia on tzw. Proroctwo Białego Konia, mówiące, że w przyszłości konstytucyjnemu ustrojowi USA będzie groził upadek, ale uratuje go Mormon. Romney nie jest jednak pierwszym Mormonem, który próbuje zostać prezydentem USA. Pierwszym był "prorok" Joseph Smith. W 1844 r. kandydował na najwyższy urząd chcą wprowadzić w USA mormońską teokrację. Kampania została jednak brutalnie przerwana. Smith został zlinczowany.

Turcja-Syria: strefa zakazu lotów?


Turcy wykazali się dzisiaj asertywnością: ich F-16 zmusiły do lądowania Airbusa lecącego na trasie Moskwa-Damaszek. Zaszło podejrzenie przewozu broni dla Assada. Ponoć znaleziono na pokładzie rosyjski wojskowy sprzęt telekomunikacyjny. Jednocześnie Turcy zaczęli zamykać wstęp do syryjskiej przestrzeni powietrznej dla lotów pasażerskich, co może być wstępem do wprowadzenia strefy zakazu lotów nad Syrią. Ankara działa asertywnie - polityka faktów dokonanych ma jej przynieść lepsze efekty niż czekanie na zgodę Obamy na wejście do akcji. A Panetta przyznał się do wysłania specjalnej misji do Jordanii mającej pomóc Ammanowi w odpowiedzi na ewentualny syryjski atak chemiczny.

środa, 10 października 2012

Lecenie w Huawei. Widmo cyberterroryzmu



Wygląda na to, że kanadyjski rząd wykluczy Huawei z kontraktu na budowę systemu bezpiecznej łączności dla rządu. Gdyby nie wykluczył, oznaczałoby to, że w Ottawie rządzą kompletni debile lub chińscy agenci. Pozwolić Huawei na budowanie takiego systemu to jak wpuścić Andrzeja Samsona do sierocińca dra Korczaka. Argumentem w rękach Kanadyjczyków jest raport Kongresu USA określający Huawei i ZTE jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Zresztą o związkach tych firm ze służbami Czerwonych Chin wiadomo już od lat. Sam nawet kiedyś pisałem:

"W ChRL gospodarka jest wciąż zarządzana centralnie a wiele firm kierowanych jest przez byłych (lub pozostających na aktywnej służbie) wojskowych, funkcjonariuszy służb specjalnych oraz partii komunistycznej. Szpiegostwo przemysłowe jest więc nierozerwalnie związane ze szpiegostwem militarnym i politycznym. Zadania te realizują przede wszystkim Departamenty III i IV Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (sił zbrojnych ChRL).  O wadzę jaką Pekin przykłada do prowadzenia działań tego rodzaju świadczy choćby to, że Departament III zatrudnia około 130 tys. ludzi. W 2002 r. armia zaczęła tworzyć tzw. milicje wojny informatycznej – jednostki tworzone wewnątrz prywatnych firm, złożone z cywilnych specjalistów, mające za zadanie dokonywać m.in. ataków hakerskich.
Współpraca między sektorem prywatnym a wojskowymi służbami specjalnymi jest w Chinach bardzo ścisła. Prywatne firmy zapewniają państwowym szpiegom specjalistów i sprzęt. Państwo często odwdzięcza się zaś informacjami pozyskanymi operacyjnie. W działalność tego typu angażuje się m.in. koncern telekomunikacyjny Huawei.
- Huawei to ważny dostawca specjalistycznego sprzętu i technologii, oraz firma zapewniająca szkolenia armii. Otrzymywała ona od sił zbrojnych pieniądze na badania i rozwój. Huawei oraz podobne spółki wykonujące zadania tego typu mają swoje korzenie w państwowych instytucjach naukowych – głosi raport Northrop Grumman."

Juval Aviv opowiadał mi o specjalnych "wioskach" w Chinach, w których szkolą się ich hakerzy. Według niego słynny blackout Wschodniego Wybrzeża z 2003 r. był skutkiem cyberterroryzmu. Amerykańskie służby boją się, że Chińczycy mają wirusa, który pozwoli sparaliżować sieć energetyczną w USA na pół roku. Zupełnie jak w jakimś "Homefroncie".

niedziela, 7 października 2012

Zagrożenie dla Dimony. Irański dron nad Izraelem


Nad południowym Izraelem doszło do niecodziennego widowiska. Od strony Strefy Gazy w izraelską przestrzeń powietrzną wtargnął niezidentyfikowany obiekt latający: bezpilotowy helikopter sterowany poprzez satelitę. Przez pół godziny specjaliści od walki elektronicznej z IDF próbowali przejąć nad nim kontrolę, gdy się nie udało dron został zestrzelony przez myśliwiec F-16. Ten zdalnie sterowany śmigłowiec wypełniał prawdopodobnie misję szpiegowską: rozpoznanie elektroniczne izraelskich oraz amerykańskich instalacji wojskowych na Negewie. Libańskie media powiązane z Hezbollahem podają, że za tą akcją stał Hezbollah. Oczywiście był, wraz z irańską agenturą w Gazie, jedynie podwykonawcą dla Teheranu. Iran zdecydował się więc przypomnieć Izraelczykom, że też mają reaktor jądrowy, który można zbombardować. Ewentualność ataku na Dimonę (dosyć już starszawy reaktor nuklearny) jest największym koszmarem jerozolimskiego rządu. I trudno się temu dziwić - Izrael to wąski, gęsto zaludniony pas lądu. Odpalenie takiej "brudnej bomby" przyniosłoby oczywiste skutki. Przetrwanie państwa zależałoby wówczas od kierunku wiatru...

sobota, 6 października 2012

Palę Paryż!




Nie miałem zbyt wiele czasu na zwiedzanie Paryża (Wieżę Eifla widziałem tylko z daleka, niestety nie pokłoniłem się też Bogowi Wojny pod Kopułą Inwalidów), ale mimo wszystko zobaczyłem całkiem spory kawałek miasta (od Galerii La Fayette, po Ogrody Luksemburskie). Całość sprawia wrażenie jednego wielkiego pomnika ku czci stanu trzeciego, mieszczaństwa i XIX-wiecznego kapitalizmu bankierskiego. Rozciągające się po horyzont równe rzędy wysokich, "ociekających kapitałem" kamienic sprawiają wrażenie jakby się za chwilę zagięły i zwinęły tak jak w "Incepcji". Człowiek uświadamia sobie tam jak prawdziwe są słowa Julesa Micheleta o tym, że mieszczańsko-kapitalistyczna cywilizacja Zachodu mogła się rozwijać dzięki polskiemu przedmurzu, które odpierało ataki różnych dziwnych ludów ze Wschodu. Paryż to kwintesencja Zachodu. Obok pomników wspaniałej przeszłości, świetnej kultury materialnej, szyku, stylu, bogactwa, widać też oznaki cywilizacyjnej zadyszki. Przaśny system komunikacji miejskiej oraz bloki na przedmieściach przypominające Białołękę czy Gocław (tyle, że polskie blokowiska stanowią przy nich oazy ładu społecznego i spokoju). O globalnych przeobrażeniach świadczą również tłumy chińskich turystów (Jak pisali Guichard i Brunet stratedzy z Pekinu chcieliby ograniczenia roli Europy do centrum kulturalno-rozrywkowego, czyli do podobnej roli jaką Goebbels wyznaczał Francji w 1940 r. :), no i oczywiście zmiany w genotypie mieszkańców Republiki. Bardzo często natykałem się tam na Francuzki o marokańskich rysach. Takie młodsze wersje Rachidy Dati. Nie twierdze, że to akurat źle...

Tureckie uderzenie w Assada, konserwatywne w Ahmadinedżada


Franklin Delano Rosevelt powiedział kiedyś delegacji odwiedzających go związkowców: "Przekonaliście mnie, teraz tylko musicie wywierać na mnie presję, bym coś robił w tej kwestii". Na tym polega też obecna polityka Turcji wobec Syrii - na wywieraniu presji na Waszyngtonu i zacieśnianiu pętli na szyi Assada za pomocą faktów dokonanych. Obama nie chciał się przed wyborami zgodzić na strefę buforową wewnątrz Syrii? Kilka granatów moździerzowych spadło na tureckie miasteczko (jak podają niemieckie media, do tej prowokacji przyznali się syryjscy rebelianci), turecka artyleria odpowiedziała ostrzeliwując assadowców, parlament w Ankarze upoważnił armię do nieograniczonej odpowiedzi i Damaszek musiał się zgodzić na stworzenie strefy buforowej - pasa szerokiego na 10 km wzdłuż granicy z Turcją, w którym nie mogą operować reżimowe wojska. Jak można się domyślić, będzie to teren, na którym schronią się oddziały rebeliantów. Assad ugiął się pod presją, bo wie, że w razie otwartej wojny z Turcją byłby skończony. Jego armia rozpadłaby się w 48 h. I tak jego sytuacja jest kiepska: bunt jest daleki od stłumienia, a gospodarka kraju jest w fazie przedagonalnej. 

Poważne kłopoty gospodarcze ma również Iran. Sankcje oraz nieumiejętna polityka reżimu doprowadziły do załamania kursu riala oraz inflacyjnej eksplozji. Zwykłym ludziom coraz trudniej wiązać koniec z końcem. W Teheranie doszło do zamieszek. Konserwatywna frakcja reżimu wykorzystuje sytuację, by grillować Sabourdżiana vel Ahmadinedżada. Zrzucają na niego całą winę za kryzys. Oczywiście jest to kolejna odsłona niszczenia prezydenta przez konserwatywnych acz oportunistycznych ajatollahów. Chodzi im nie tylko o stołki. Tak przywykli do luksusów, że nie uśmiecha im się apokaliptyczna wojna, którą chciałaby wywołać frakcja Sabourdżiana. Konserwatyści będą mieli kolejną okazję, by dowalić Ahmadinedżadowi: jego kamerzysta zbiegł do USA przekazując CIA kasety video z państwowych wizyt w tajnych ośrodkach nuklearnych.


wtorek, 2 października 2012

Zaolzie 1938



Dzisiaj nieco zapomniana rocznica - wyzwolenia Zaolzia w 1938 r., czyli odzyskania części polskiego terytorium z rąk upadającego państwa, które prowadziło wobec nas skrajnie głupią politykę. Duży zbiór historycznych materiałów na ten temat dostępny jest tutaj. Szczególnie polecam fotkę tej gazety.  Szkoda, że w 1941 r. nie widzieliśmy takich scen na ulicach innych prastarych polskich miast: Mińska i Smoleńska.






By uciszyć komusze, liberalne i endeckie głosy oburzenia na "gwałt na Czechosłowacji", przytaczam fragment broszury "Czy Polska mogła uniknąć wojny?" autorstwa marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i ppłka Wacława Lipińskiego:


"Polska a Czechy
Opinia polska często zadaje sobie pytanie, czy gdyby inaczej ułożyły się stosunki z Czechami, gdyby Polska i Czechosłowacja utworzyły solidarny front antyniemiecki; czy zdołałoby to zahamować dynamizm niemiecki i wpłynąć na bieg wydarzeń. Skoro zaś do współdziałania tego nie doszło, to jakie złożyły się na to przyczyny?
Jeszcze w latach przed wojną światową 1914 roku Czechy rozpoczęły swą panslawistyczną politykę widząc w Rosji, jako w największym słowiańskim państwie, naturalną przewodniczkę Słowiańszczyzny. Rosja chętnie brała na siebie tę rolę, a Czesi już wtedy uważali się za naród bardziej powołany do tej akcji niż Polska. Wypływało to prawdopodobnie z faktu, że Polska i Rosja od wieków trwały w stanie wrogim względem siebie, jak i z tego, że Czesi uważali się za naród znacznie wyżej stojący pod każdym nieomal względem. Stąd odnoszenie się do Polaków było nieco protekcjonalne, a nawet lekceważące, jako do czynnika, który nie ma warunków do odegrania wybitnej roli na arenie międzynarodowej.
Tendencje te zarysowują się bardzo wyraźnie już w czasie konferencji pokojowej w Wersalu, gdzie Czesi zdobywają sobie duży wpływ kosztem Polski. Dość wspomnieć o chęci zagarnięcia całego Śląska Cieszyńskiego, a gdy się to nie udaje, wyznaczony zostaje plebiscyt. W styczniu 1919 roku Czesi napadają podstępnie na wschodnią część Śląska Cieszyńskiego, zapędzając się aż pod Skoczów. Polska, będąca w stanie wojny z Rosją, dąży do ugody i zmuszona jest przyjąć jako granicę rzekę Olzę, zostawiając na zachód od tej granicy około 200.000 ludności rdzennie polskiej i patriotycznej, która dała duży wkład w walkę o Polskę i później w odbudowę Państwa Polskiego. Sam Masaryk przekonany jest wtedy, że Polska wojny w 1920 roku z Rosją nie wygra, że jest tylko państwem sezonowym i że wiązać się z nią zbytnio nie warto, zwłaszcza, gdy się ma za sprzymierzeńca Francję, 'Małą Ententę' i duże możliwości porozumienia się z Rosją pod auspicjami Francji, co oczywiście odbyć się mogło tylko kosztem Polski.
Ta polityka, początkowo Masaryka, a później Benesza - zaciążyła nad stosunkami polsko-czeskimi. Na terenie Ligi Narodów Benesz przez dłuższy czas ma lepszą pozycję niż Polska, a na wewnątrz Czesi prowadzą wynaradawiającą politykę w stosunku do Polaków na Zaolziu. Ponadto irredenta ukraińska znajduje dla siebie wygodny azyl w Czechach, skąd prowadzi swą działalność na terenie Polski. W Pradze istnieje uniwersytet ruski, mniej dla nauki a bardziej jako schronienie dla ruchu ukraińskiego i antypolskiego. Od czasu do czasu Polska posyła noty, ale otrzymuje odpowiedzi więcej niż niewystarczające.
Tym niemniej przed 1930 rokiem i jeszcze później - ze strony polskiej zostały poczynione próby nawiązania bliższych stosunków. Próby te trafiały na życzliwy grunt w armii czeskiej, a katastrofa Żwirki i Wigury dała okazję do bardzo serdecznej manifestacji ze strony tej armii.
Mimo tych objawów, polityka czeska nie odchodzi ani na krok od swych tradycyjnych założeń, a mianowicie: z jednej strony - opiera się na gwarancjach francuskich, z drugiej strony - ciąży zawsze ku Rosji, widząc w niej dla siebie stałe oparcie i marząc o wspólnej granicy z Rosją - poprzez Małopolskę Wschodnią.
Po przyjściu do władzy Hitlera, kiedy Marsz. Piłsudski 'opukuje Europę', aby zorientować się gdzie są siły, które by skłonne były do współdziałania z Polską - Benesz nie zmienia swego stanowiska, mimo wyraźnej skłonności ze strony polskiej.
Na przeszkodzie stały tutaj dwie sprawy: zasadniczo inny stosunek do Rosji, tradycyjnego wroga Polski, zawsze ewentualnego sprzymierzeńca Czech oraz sprawa mniejszości polskiej w Czechach, której wynarodowienie leżało w zasadach czeskiej polityki wewnętrznej. Ponadto Czesi nie zmieniali swego stosunku do irredenty ukraińskiej.
Po pakcie o nieagresji Polski z Niemcami, Czesi od razu nawiązują stosunki z Sowietami i dają u siebie bazę dla antypolskiej propagandy bolszewickiej.
Tak więc Polska i Czechosłowacja wskutek dziedzicznych obciążeń polityki czeskiej nie doszły ze sobą do porozumienia. Wymuszenie na Czechach Zaolzia było już tylko logicznym następstwem wytworzonego stanu rzeczy. Powiększone Węgry, mające wspólną granicę z Polską miały w tej części Europy dostarczyć Polsce tego, czego Polska nie mogła uzyskać od Czechosłowacji to jest ścisłego związku politycznego.
Zasadniczą jednak przyczyną faktu, że Polska nie poparła czynnie Czechosłowacji w rozgrywce o Sudety, było stanowisko mocarstw zachodnich. Polska doskonale zdawała sobie sprawę, że zarówno Francja jak i Anglia ani materialnie ani psychicznie nie są przygotowane do wojny i za wszelką cenę będą jej się starały uniknąć. Owszem, Francja chętnie wmanewrowałaby Polskę do wojny w obronie Czechosłowacji, ale sama - mimo łączącego ją z Czechami sojuszu - zupełnie nie kwapiła się do poparcia Pragi z bronią w ręku. Wszystko więc przemawiało za tym, że gdyby Polska w jesieni 1938 roku wystąpiła po stronie Czechosłowacji - mocarstwa zachodnie zamiast czynnej pomocy udzieliłyby nam... pochwały, a na wypadek wojny przyjęłyby wyczekującą postawę widza. Zachowanie się Francji w Monachium najzupełniej potwierdza to przewidywanie. Przy ówczesnym stanie zbrojeń niemieckich Polska nie mogła liczyć z pomocą samej tylko Czechosłowacji na zwycięstwo nad Rzeszą, zwłaszcza, że - pomijając nawet problematyczną wartość żołnierza czeskiego - po 'Anschluss' Austrii granica Czechosłowacji była otwarta od południa dla wojsk niemieckich, które mogły tak samo obejść z boku fortyfikacje w Sudetach, jak na wiosnę 1940 roku obeszły od północy Linię Maginota; Polska była gotowa podjąć wspólną akcję przeciw Niemcom, sama dwukrotnie proponowała wojnę prewencyjną - ale nie mogła i nie chciała stawać się ofiarą na przykładzie której mocarstwa zachodnie uczyłyby się dopiero o sile wojskowej Niemiec i nienasyconych ambicjach Hitlera. Pozostało jedynie czekać aż Anglia i Francja przebudzą się wreszcie do czynu.
W roku 1938 na porozumienie polsko-czeskie było już za późno. Przedtem Polska dążyła do współpracy, a nawet sojuszu z Czechosłowacją, lecz polityka czeska nie chciała zamienić oddalonej Rosji na bliską Polskę i uważała, że Polska z jej 'Korytarzem' jest bardziej zagrożona przez Niemcy, niż Sudety. Czechom brakowało śmiałej decyzji dalekowzroczności politycznej, brak też było szczerości w stosunku do Polski. To wszystko odbiło się ujemnie na stosunkach polsko-czeskich."


Assad zdradził Kaddafiego?


Powyżej: Katechon Katechonowi Katechonem

Rami El Obeidi, były szef wywiadu libijskich rebeliantów, twierdzi, że to Baszar Assad umożliwił zabójstwo Kaddafiego. Syryjski dyktator przekazał ludziom Sarkozy'ego numer telefonu satelitarnego libijskiego "Katechona", to umożliwiło likwidację Kaddafiego (gdy nieopatrznie zadzwonił do Jibrilla w Damaszku). Dlaczego Assad miałby zrobić coś takiego? Bo Sarkozy'emu bardzo zależało na tym, by Kaddafi zginął zanim trafi w ręce jakiegoś międzynarodowego trybunału (gdzie mógłby zeznać na temat finansowania kampanii Sarco). Assad chciał w zamian, by Francja zmniejszyła presję na Syrię. Tak się jednak nie stało. (A może to Assad nie zorientował się, że wybory wygra Hollande i układ przestanie obowiązywać?). Niezależne doniesienia mówią, że francuski agent brał udział w linczu na Kaddafim, ale  rewelacje El Obeidiego mogą być jednak tylko próbą dyskredytacji Assada w oczach jego moskiewskiego suwerena.

Wcześniej wskazywałem, że to prawdopodobnie Saif al-Islam wydał swojego ojca niemieckim służbom wywiadowczym, wskazując dom w Syrcie, w którym się ukrywał. Pisałem też o mailu Stratforu ujawnionym przez WikiLeaks, z którego wynika, że udział w linczu na Kaddafim brał funkcjonariusz Blackwater. W jednej z wczesnych rekonstrukcji tej egzekucji zwróciłem też uwagę na udział w całej operacji alianckiego lotnictwa i sił specjalnych.



A na koniec kurwiozum: list  uczestników manifestacji poparcia dla Assada wysłany do "Pana Władysława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych RP". Niniejszym informuje tych zjebów, że ministrem spraw zagranicznych jest u nas August Zaleski. Gen. Władysław Sikorski jest premierem i Naczelnym Wodzem. W razie czego, możecie też pisać do prezydenta Raczkiewicza.

poniedziałek, 1 października 2012

Ksimayo padło. Somalia zdobyta


Powyżej: Things in Africa...

My tu gadu gadu o Syrii i Obamie, a w Somalii dzieją się ciekawe rzeczy. Armia kenijska zdobyła port w Kismayo - ostatni bastion oporu islamskiej milicji al-Szabab. To miażdżące zwycięstwo nad islamskimi fundamentalistami, którzy wcześniej zdołali m.in. wypędzić z Somalii armię etiopską. Przeprowadzenie tak dobrze zaplanowanej operacji przez kenijskie wojska było możliwe dzięki pomocy Amerykanów (dane wywiadowcze i drony), Francuzów (wsparcie marynarki wojennej - transport i ostrzał z morza) a także Izraelczyków (szkolenie sił specjalnych i bezpieczeństwo wewnętrzne).