niedziela, 28 maja 2017

Impresje z Tajwanu

Zacząłem w Taipei, później pojechałem do Tainan, "najstarszego miasta Tajwanu" a stamtąd (7,5 godziny pociągiem) do Hualien, miasta nad Pacyfikiem będącego punktem wypadowym do Parku Narodowego Wąwozu Taroko. Później powrót na dwa dni na przedmieścia Taipei - do Beitou, miejscowości z gorącymi źródłami. Wróciłem do kraju dopiero w sobotę nad ranem, po 10-godzinnym oczekiwaniu na lotnisku w Pekinie (zabijałem czas m.in. oglądając wrestling w lotniskowym barze...). Mam więc alibi :)

Jak wrażenia? Przypomnę swoje wpisy z Facebooka:






"Wychodząc z wieżowca Taipei 101 natknąłem się na chińską wersję Obywateli SB. Grupka dziadów z flagami ChRL śpiewających chyba maoistowskie pieśni pikietowała pikietę Falung Dafa. Niezłe wrażenie robił jeden z nich - w klapie kapoty wpinki z Mao i czerwonymi gwiazdami, wygląd kolesia mocno trenującego styl pijanego mistrza. Zasalutował mi. Próbowałem się dopytać z którego jest departamentu, ale bariera językowa była zbyt silna. Nie rozumiał ani po angielsku, ani po rosyjsku..."

Za czasów poprzedniego, kuomintangowskiego burmistrza Tapei, demonstracje Flaung Dafa były atakowane przez tamtejszych Obywateli SB, oczywiście przy bierności policji. Sytuacja znana np. z Krakowskiego Przedmieścia z 2010 r.




"Nie ma większych różnic w kulturze materialnej między Tajwanem a nadmorskimi prowincjami ChRL. Różnice dotyczą MENTALNOŚCI. Tajwańskie społeczeństwo, to społeczeństwo obywatelskie. Tutaj dyskutuje się z policjantem, który chce ci wręczyć mandat a ludzie samorzutnie się skrzykują, by np. bronić miejscowych zabytków. Widziałem nawet wolontariuszy dbających o czystość w metrze. W parlamencie tłuką się po twarzach nawet posłanki, ale w upartyjnionych mediach zawsze występują przedstawiciele obu stron politycznej barykady. Tajwan wygląda trochę tak jak wyglądałaby Polska budowana przez naszą starą emigrację. Ludzie tu nie są skażeni od wewnątrz tak jak obywatele poczętej przez ubecję III RP. Wyobraźmy sobie, że mamy drugą Polskę - zbudowaną np. na Madagaskarze przez armię Andersa..."






"Hania Shen pokazała mi muzeum upamiętniające Masakrę 228, czyli wielką zbrodnię Kuomintangu na Tajwańczykach. Wielu z Was mocno się teraz zapewne zdziwiło. "Jak to? Przecież Tajwan to Wolne Chiny a Kuomintang to bohaterowie walki z komunizmem". I tak, i nie. Po tym jak w 1945 r. Formoza stała się częścią Republiki Chińskiej, wielu rodowitych Tajwańczyków przyjęło to z radością. Szybko się jednak rozczarowali - szokował ich poziom skorumpowania chińskich władz. Byli też mocno dyskryminowani. 28 lutego 1947 r. policja zastrzeliła Tajwańczyka nielegalnie handlującego papierosami. Wybuchły zamieszki a gubernator Chen Yi wysłał wojsko na ulice. Krwawa pacyfikacja w stylu Grudnia 70 sprowokowała bunt uczniów klas wojskowych, którzy zaczęli antyrządowe powstanie. Utopiono je we krwi i przy okazji eksteminowano sporą część tajwańskiej inteligencji - polityków, biznesmenów, dziennikarzy, lekarzy, wojskowych... Galeria zdjęć ofiar przypomina podobne zestawienia z Palmir czy Katynia. W 1987 r. zaczęły się wielkie protesty Tajwańczyków przeciwko Kuomintangowi. Domagano się upamiętnienia ofiar i ukarania sprawców. Upamiętnienia są, ale sprawców nie ukarano. Resortowe klany trzymają się mocno. Były burmistrz Taipei mówi, że Masakra 228 to nic ważnego i że zabito w niej paru ludzi. Gdy prezydent Lee Teng Huei (rodowity Tajwańczyk, weteran Imperialnej Armii Japońskiej) upamiętnił Masakrę 228 i zaczął popierać niepodległość Tajwanu, wyrzucono go z Kuomintangu. Były prezydent Chen Shui Bien, który mocno angażował się w upamiętnienie 228 trafił do więzienia za korupcję. Kuomintang jest dzisiaj lobby propekińskim. Czyli wrócił do swoich korzeni gdy Mao był jego działaczem..."





"Mówi się, że na Tajwanie można usłyszeć 100 języków i dialektów przyniesionych z kontynentu. W przestrzeni publicznej króluje tutaj mandaryński. Miejscowi mają jednak własny dialekt minnan, który był prześladowany za rządów Kuomintangu. Dzisiaj w poczekalni na dworcu kolejowym w Hualien, dwie miłe panie starały się mnie uczyć paru słów tego dialektu. Tzang!"



"Ostatnio wiele osób się ekscytuje zdjęciem z "jednolitego rasowo" metra w Warszawie. W metrze w Taipei panuje podobna rasowa homogeniczność. :) Nawet większa, bo w warszawskim można spotkać całkiem sporo azjatyckich turystów. Tutaj białych widuje się dużo rzadziej. Znaczna większość turystów to przybysze z ChRL, Korei i Japonii. Prędzej się tutaj dogadasz po japońsku niż po angielsku. W TV można napotkać się na reklamy w języku japońskim z chińskimi napisami ! (Dawny kolonizator wciąż ma tu ogromne wpływy kulturowe.) Azja dla Azjatów, ale przychylnie traktująca Białych :) Zawodowi antyfaszyści mieliby tu sporo zabawy. W homogenicznym rasowo tajpejskim metrze co jakiś czas słychać jak miejscowi mówią: Neger, Neger! To po mandaryńsku znaczy "ten, tamten". Otrzaskałem się dawno temu z tym słowem, ale jak usłyszałem coś w stylu "Neger Kei Kei Kei" (KKK), to aż naszła mnie ochota, by to zgłosić do "Nigdy Więcej!""









"Mówią, że Narodowe Muzeum Pałacowe to najlepsza rzecz na Tajwanie. Owszem jest tam wiele przepięknych skarbów ewakuowanych z Pekinu w 1949 (mi się najbardziej podobała sztuka koczowników i eksponaty z czasów dynastii Han i starsze - np. gliniane konie i świnie :). Ale o wiele więcej frajdy dała mi wizyta w rezydencji Czang Kaj Szeka w Shilin. To miejsce jest tak klimatyczne! Ładny kawałek historii w jednej willi. Jest tam też sporo miejsca dla pamięci o Song Meiling, żonie generalissimusa. Możemy się przekonać, że całkiem ładnie malowała. A na zdjęciu z młodości była całkiem niezłą lasencją. Na fotce z Czangiem wygląda trochę jak matka Kagury (z serialu Gintama) ze swym mężem Umibozu. :) Co ciekawe, oboje byli chrześcijanami. I widać to w wystroju domu. Czang miał w gabinecie obraz przedstawiający Chrystusa i zdjęcie dra Sun Yat Sena."

"Hala Pamięci Czang Kaj Szeka łączy chiński styl z europejskim monumentalnym, "faszyzującym" klasycyzmem. To jakby ziggurat w hołdzie dla generalissimusa z jego wielkim posągiem w środku. Warto rzucić okiem, zwłaszcza na zmianę warty, która jest przedstawieniem jakby z chińskiej opery. Hala Pamięci mieści też muzeum poświęcone Czangowi - dużo klimatycznych zdjęć, dwa krążowniki szos generalissimusa oraz rekonstrukcja jego gabinetu. Niestety Muzeum Sił Zbrojnych Republiki Chińskiej jest w renowacji, a bardzo chciałem je zobaczyć. Przypadkiem za to natknąłem się na ciekawe muzeum prezydenckie. Kampanie wyborcze po tajwańsku i pani prezydent Tsai Ing Wen z tektury. Sprawia wrażenie mądrej, sympatycznej i do tego jest kociarą. W sklepiku z pamiątkami gadżet z mapą Republiki Chińskiej - obejmującej oprócz Tajwanu tereny administrowane przez ChRL, całą Mongolię i sporne terytoria z państwami ościennymi..."






"Po powrocie do Taipei zabijałem czas do check-inu w hotelu uzupełniając luki w zwiedzaniu. Zainteresowało mnie Muzeum dawnego Banku Ziemskiego Tajwanu. Instytucji założonej przed wojną przez Japończyków, która stała się później jednym z filarów powojennego rozwoju gospodarczego Tajwanu. Wspaniałe gmaszysko, w pięknym, "faszystowskim" stylu! Niemal jakby przeniesiono ten budynek z Chicago czasów New Dealu. Obok jest Muzeum Narodowe Tajwanu - również instytucja z czasów japońskiej kolonizacji i piękny, imperialny gmach. Japońscy imperialiści zostawili tutaj wiele architektonicznych dzieł - Pałac Prezydencki, gmach sądu w Tainan, tamtejszy dworzec kolejowy... Podczas kolonizacji starali się zjednać sobie Tajwańczyków i promowali ich dawną kulturę. Formoza była dla nich przedłużeniem Ryukyu. Zdarza się, że starzy Tajwańczycy (miejscowi a nie imigranci z Chin kontynentalnych!) z rozżewnieniem wspominają czasy japońskiej okupacji. Niektórzy proniepodległościowi politycy odwiedzają Świątynię Yasakuni w Tokyo, by oddać hołd Tajwańczykom poległym w szeregach imperialnych sił zbrojnych. Japończycy zostawili tu również spadek w postaci wykorzystania geotermii. Mieszkam w Beitou, przedmieściu Taipei znanym z gorących źródeł. W hotelowej wannie w swoim pokoju mam wodę właśnie z takiego źródła. :)"






"W Muzeum Gorących Źródeł w Beitou (piękny budynek z 1913 r.) jest fotka Marii Curie- Skłodowskiej. Dlaczego? Bo w Beitou odkryto hakutolit (Hakuto to japońska nazwa Beitou), minerał zawierający radioaktywny rad. Poza Beitou występuje on jedynie w japońskiej prefekturze Akita. Tutejsza geotermia jest więc nieco radioaktywna W Beitou jest też staw, w którym woda ma temperaturę 90 stopni a na ulicach czasem czuć zapach siarki. Jest tu japońska świątynka prawie jak z horroru Higurashi a miejscowi Aborygeni (pierwotni mieszkańcy Tajwanu) uważali okolicę za miejsce spotkań czarownic. Zlatywali się tu też filmowcy. W latach 50-tych, 60-tych i 70-tych kręcono tu nawet 200 filmów rocznie - głównie lekkich i romantycznych produkcji. W knajpach grały miejscowe kapele, a na przyjęcia do hoteli zwożono skuterami panie w jedwabnych sukniach. Dzisiaj jest tu trochę grzeczniej, ale nadal klimatycznie."










"Park Narodowy Taroko naprawdę robi wrażenie - głęboki wąwóz, górskie serpentyny, zbocza pokryte gęstym zielonym lasem, zamglone szczyty. W pobliżu parku narodowego piękne widoki na Pacyfik - a tuż przy plaży tajwańska wojskowa baza lotnicza :) Wycieczka do Taroko wyszła fajnie. W busiku siedem osób: ja, starszy Amerykanin (bardzo miły człowiek choć wielki progressywista z DC), szwajcarska parka (oboje bezrobotni, ale jeżdżący sobie po świecie) i dwie dziewczyny z Hongkongu tłumaczące nam, co mówi kierowca-prze wodnik nie znający angielskiego. "











"Jestem już w Tainan, mieście na południu Tajwanu, położonym nad Cieśniną Tajwańską. Mieście pełnym zabytków i dobrego ulicznego żarcia. Przywitanie z nim było jednak nieco bareistyczne. Stacja szybkiej kolei jest w szczerym polu, poza miastem. Wziąłem więc bezpłatny autobus do miasta. Powiedziano mi bym wysiadł przy świątyni Konfucjusza, bo tam złapię jakiś transport do hotelu. Ale ani tam autobusu ani taryfy. Młody Tajwańczyk zauważył, że mam problem i... zaprowadził mnie aż do hotelu i potem pokazał nieco miasta i dobre lokalne jedzenie.Takich miłych ludzi naprawdę rzadko można spotkać! Mieszkam w ciekawej okolicy. W odróżnieniu od Tajpej jest tu wiele miejsc, gdzie można napić się browca. W sąsiedniej knajpie zwraca na siebie kelnerka w krótkiej kiecce z logo Heinekena. Chodzenie na szpilkach sprawia jej wyraźną trudność, ale rozbrajająco się uśmiecha..."


                                     

"Tainan to "najstarsze miasto Tajwanu". Tu w XVII w. Holendrzy założyli Fort Zeelandia (Anping), z którego na szczęście wyrzucił ich urodzony w Japonii pirat i zarazem narodowy bohater Tajwanu Koxinga. Pozostałości fortu (z ciekawymi chińskimi działami z XVIII i XIX w.) są tutaj wielką atrakcją turystyczną. Obok nich jest Drzewny Dom - stary magazyn soli, który został opleciony korzeniami drzewa banyan. Niesamowicie, postapokaliptyczne to wygląda. W centrum miasta dużo starych świątyń i malowniczo się prezentująca Wieża Shikhan. Cioty piszące przewodniki o tym nie wspominają, ale można przy nabrzeżu portowym zwiedzić tajwański niszczyciel Teyang. Ten okręt służył wcześniej w US Navy jako USS Sarsfield i został odznaczony za wojnę wietnamską! Ale cóż, dla autorów przewodników ważniejsze są nudne muzea sztuki nowoczesnej, wegańskie knajpki i rozrywki LGBT..."





"Dzielnica Xinmending jest reklamowana jako tajwański odpowiednik tokijskiej Harajuku. I trzeba powiedzieć, że to projekt dosyć udany a przy tym pokazujący siłę popkulturowego softpower... Japonii. Znalazłem tam bardzo profesjonalną i fajną maid cafe. Wśród kelnerek pół-Japonka, pół-Tajwanka, która przyjechała z Japonii do Taipei, by studiować mandaryński. Wysoka dziewczyna o ciekawych rysach twarzy. Przykład tego jak zawiła jest historia Wyspy. Fajnie się z nią rozmawia, choć dziewczę przeprasza mnie, że słabo zna angielski. Wtrącam więc czasem parę japońskich słów, co wywołuje jej radość. Panienki przechodząc niby przypadkiem ocierają się kieckami o moją rękę spoczywającą na krawędzi fotela..."

***


Podczas mojego wyjazdu śmierć spotkała festiwal w Opolu a także Zbigniewa Brzezińskiego. Wszyscy teraz chwalą zmarłego doradcę prezydenta Cartera za to, że był "wielkim Polakiem" i "wielkim geopolitykiem". A ja spytam: co świadczyło o jego wielkości? Gostek był moim zdaniem mocno przereklamowaną postacią. Owszem w latach 70-tych wiele znaczył a później pomógł wykreować Obamę, ale czy to rzeczywiście powody do chwały? Brzeziński był współodpowiedzialny za obalenie szacha Iranu i zainstalowanie tam reżimu Chomeiniego. Owszem, sam tego nie wymyślił, on realizował tylko kolektywnie opracowany plan - ale musiał mieć swiadomość do czego to doprowadzi. Dzisiaj wszyscy wspominają Brzezińskiego jako "antykomunistę z krwi i kości" a rosyjska propaganda wypomina mu Afganistan, ale przecież administracja Cartera prowadziła bardzo łagodną politykę wobec ZSRR a sam Brzeziński jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych wieszczył Związkowi Sowieckiemu długi żywot. Brzeziński snuł w latach 90-tych wizję geopolitycznego starcia o Azję Środkową i jakby przeoczył to, że Chiny stają się supermocarstwem, który ten teren po prostu wykupi. Ostatnio głosił on mądrości w stylu: Rosja musi ściślej współpracować z USA i Chinami.  No cóż, już w latach 70-tych David Rockefeller płacił mu za pisanie książek o technokratycznym systemie rządów łączącym cechy komunizmu i kapitalizmu, w którym społeczeństwo jest celowo ogłupiane...




Ciekawie podsumował go Henry Kissinger: "Brzeziński to zupełna dziwka. Jest po każdej stronie w każdej sprawie. Napisał książkę o „pokojowym zaangażowaniu”, a teraz, gdy robimy większość z tego, o czym mówił w książce, oskarża nas o słabość."


***

A w następnym wpisie ( o ile nie nastąpi coś bombowego jak koncert Ariany Grande...) odniosę się do ostatnich zawirowań wokół FBI, Comeya i rosyjskiego śledztwa...




sobota, 13 maja 2017

Największe sekrety: Prometeusz - Ostatni bój

Ilustracja muzyczna: TK from Ling Tosite Sigure - White Silence - Tokyo Ghoul OST




Beria nie mógł być pewny lojalności swoich ludzi. Jego resort spraw wewnętrznych został stworzony z połączenia dwóch ministerstw: MWD i MGB, które wcześniej ostro ze sobą rywalizowały. Lokalni szefowie MWD byli mocno związani z sitwami partyjnymi na poziomie republik. Reformy Berii były dla nich dużym zagrożeniem. Do Chruszczowa, Malenkowa i Bułganina dochodziło coraz częściej sygnały o podejrzanych działaniach Berii. Chruszczow był szczególnie zaniepokojony poczynaniami ludzi Berii, Mieszyka i Milsztajna na Ukrainie, o czym informował go Strokacz, były szef MGB we Lwowie. MWD otrzymała od swojego agenta działającego na Zachodzie informację, że jeden z przywódców ZSRR jest w kontakcie z zachodnimi służbami wywiadowczymi i przygotowuje kontrrewolucję. Nadzór nad sprawą objął bezpośrednio Beria. Kazał założyć podsłuchy członkom KC. W ten sposób udało się nagrać pijanych Chruszczowa i Bułganina zastanawiających się jak pozbyć się Berii. Tymczasem Beria sam był nagrywany przez swojego zastępcę, byłego ministra spraw wewnętrznych Siergieja Krugłowa - tak przynajmniej twierdził Piotr Dieriabin, funkcjonariusz sowieckich służb, który zbiegł na Zachód w 1954 r. Według niego Beria przygotowywał zamach stanu. Żona Dieriabina słyszała nawet od zastępcy sekretarza partii w Abchazji, że dojdzie w ZSRR do "Nocy Św. Bartłomieja". Beria żartował sobie zaś, że zbuduje w Abchazji dacze dla kierownictwa partyjnego, które będą otoczone drutem kolczastym. Kwestię budowy tych więziennych dacz obsesyjne później wspominał Chruszczow. Coś mogło być więc na rzeczy.



Informacje o planach Berii mogły dotrzeć również do Krugłowa i Chruszczowa... z Zachodu. Josef Mueller, prominentny polityk bawarskiej chadecji i zarazem watykański agent odgrywający kluczową rolę w spiskach na życie Hitlera (którego działalność opisałem w artykule "Pius XII - największy wróg Hitlera" w "Rzeczy o Historii") powiedział Ernstowi Lemmerowi, deputowanemu CDU z Berlina, że powodem upadku Berii były informacje, które przekazał Sowietom Joseph Wirth, były kanclerz Republiki Weimarskiej, przywódca partii Sojusz Niemców, który brał udział w sondażach dotyczących zjednoczenia Niemiec. Wcześniej Wirth spotkał się z Berią w Berlinie. Według emigracyjnego, gruzińskiego generała Szałwy Magłakelidzego, Beria "został zdradzony z zagranicy". Można się domyśleć, że gdyby Berii udało się zniszczyć ZSRR już w latach 50-tych, USA straciłyby uzasadnienie dla utrzymywania swoich wpływów w Europie i innych częściach świata. Wypracowane z takim mozołem Globalne Plany i Minotaury, całe charmonogramy transformacji cywilizacji Zachodu trafiłyby na śmietnik....



Nina i Sergo Beria mówili później, że Ławrentij zbytnio wierzył w swoje szczęście. Wyszedł cało z tylu niebezpieczeństw, z tylu fal czystek i dziejowych zakrętów, że tym razem musiało się też udać. Od lat dwudziestych przeżył sześć prób zamachów na swoje życie. Nie bał się więc śmierci.

Sergo Beria widział się ostatni raz z ojcem 26 czerwca 1953 r. wczesnym rankiem. Razem zrobili sobie krótki spacer po okolicach daczy. O 8:00 syn Berii pojechał do pracy. Godzinę później Ławrentij Beria wyruszył do Moskwy. Około 13:00 do Sergo Berii zadzwonił znajomy tatarski lotnik (mający zadanie wywieźć rodzinę Berii za granicę, gdyby coś się stało). Krzyczał do słuchawki: - Twój ojciec nie żyje, wasz dom jest otoczony. Przygotowałem samolot, zjawię się po ciecie i przetransportujemy cię w bezpieczne miejsce.
Sergo nie chciał jednak uciekać. Obawiał się o los swojej ciężarnej żony. Po południu zawieziono go do domu w Moskwie przy ulicy Kaczałowa, Zauważył, że drzwi są rozbite a okna w sypialni ojca podziurawione kulami. Gosposia oraz reszta służby mówili mu, że ojciec został wyniesiony z domu na noszach. Relację tę po wielu latach potwierdził generał A.J. Wiedienin. Jako młody funkcjonariusz bezpieki został on w czerwcu 1953 r. wezwany do gabinetu Krugłowa i powiadomiony, że Beria szykuje zamach stanu. 26 czerwca rozważano likwidację Berii za pomocą zorganizowanego wypadku samochodowego, ale ostatecznie zdecydowano się na szturm jego rezydencji. Wiedienin pozostawał na zewnątrz budynku, ale ze środka słyszał strzelaninę. Widział później jak z domu wynoszono trzy trupy i był przekonany, że Beria został wówczas zabity.



Oficjalna wersja mówi, że Beria został aresztowany na Kremlu. Jednakże podano 6 wersji tego aresztowania. Najpopularniejsza z nich mówi, że Berię osobiście aresztował marszałek Żukow. On sam jednak temu zaprzeczył. Sam zgłosił się do Sergo Berii i stwierdził, że gdyby jego ojciec żył w czasie gdy 2-7 lipca odbywało się potępiające go partyjne plenum, to sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. To samo powiedział Mikojan: gdyby Beria wówczas żył, to z pewnością wygrałby z Chruszczowem. Oznacza to, że Beria był już martwy przed 2 lipca.

Co więc z procesem Berii? Biorący w nim udział prokurator Cariegradski powiedział Sergo Berii, że nigdy nie miał okazji przesłuchać głównego oskarżonego a protokoły z jego przesłuchań musiał skompilować z zeznań setek świadków. Były przewodniczący Rady Najwyższej Szwernik zasiadał w składzie sędziowskim podczas procesu i stwierdził, że ani razu nie widział wówczas Berii. Inny członek składu sędziowskiego, Michajłow też powiedział Sergo Berii: "Nie widzieliśmy twojego ojca żywego". Inne relacje mówią, że Beria siedział na ławie oskarżonych, ale miał cały czas na głowie kapelusz i twarz owiniętą szalikiem.

Berii zarzucono zdradę, terroryzm i nadużycia władzy. Szczegółowo badano okoliczności jego przeniknięcia do ruchu bolszewickiego, epizody wojenne i kontakty z gruzińską "prometejską" emigracją. W trakcie dochodzenia ustalono, że Beria utrzymywał kontakty z 14 obcymi służbami wywiadowczymi. Nie ujawniono jakie to były służby, ale z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że znalazł się wśród nich również sanacyjny Oddział II Sztabu Generalnego. W trakcie dochodzenia wyszło też na jaw, że wciąż nie usunięto ładunków wybuchów umieszczonych w daczach partyjnych przywódców na jesieni 1941 r. na wypadek wkroczenia Niemców do Moskwy. Im bardziej się jednak wgłębiano w działalność szpiegowsko-prowokatorską Berii tym śledczy i ich partyjni nadzorcy przeżywali większy szok. Dotykano spraw totalnie kompromitujących dla Partii. W pewnym momencie przestano więc drążyć te kwestie i położono nacisk na sprawy obyczajowe.






W notatkach osobistych ochroniarzy Berii znaleziono 9 list jego kochanek, na których znajdowały się 62 kobiety. Gdy wzywano je na przesłuchania, wszystkie mówiły, że zostały przez Berię zgwałcone. To była jednak tylko ich linia obrony. Wiele z nich było osobistymi agentkami, które Beria wysyłał w tajne misje. Wiele z nich sama zresztą pchała się Berii do łóżka. Wszak był mężczyzną znajdującym się na szczycie, dysponującym władzą i pieniędzmi a przy tym był człowiekiem bardzo inteligentnym i posiadającym niezaprzeczalny osobisty urok. To prawda, że Beria ściągał część swoich panienek bezpośrednio z moskiewskiej ulicy, ale gdy już mu je dostarczano to traktował je dobrze. Gościł je na kolacji ze świecami, zabierał do teatru, dawał im wybór czy chcą się z nim przespać czy nie. Znany jest przypadek, gdy zainteresował się maszynistką, która trafiła do więzienia za popełnienie literówki - napisała "Stalingad" zamiast "Stalingrad". Zaprosił ją do siebie, kazał się jej rozebrać, ale ocenił że jest zbyt wychudzona (albo za mało inteligentna) i zrezygnował z niej puszczając ją wolno. Z niektórymi z tych kochanek, zeznających, że "zostały zgwałcone", łączyły go wieloletnie romanse i wspólne, nieślubne dzieci.



Co do perwersji Berii, to można powiedzieć, że był stosunkowo normalnym samcem alfa. Trudno się nie uśmiechnąć gdy czyta się w zeznaniach jego kochanek stwierdzenia typu: "Beria zaproponował mi pozycję wbrew naturze i odmówiłam. Zaproponował mi inną, również nienaturalną, i zgodziłam się". Opowieści o pedofilii Berii były w 99 proc. chruszczowowską propagandą. Zdarzało mu się sięgać po panienki w wieku 16 lat i tyle. W zeznaniach znalazł się tylko jeden dokument dotyczący tych spraw. Walentina Drozdowa napisała do prokuratora Rudenki, że została "zgwałcona" przez Berię, w 1949 r. gdy miała 16 lat. W oświadczeniu tym znalazł się taki kuriozalny fragment: "Wróg ludu Beria został zdemaskowany. Pozbawił mnie radości dzieciństwa i młodości, wszystkiego, co dobre w życiu radzieckiej młodzieży. Proszę was o włączenie do listy jego zbrodni moralnego zepsucia tego uwodziciela dzieci". Okazuje się jednak, że oboje prowadzili przez kilka lat romans. Beria zapłacił jej w 1952 r. za aborcję, ale później mieli nieślubną córkę, do której Beria był bardzo przywiązany.



Śledztwo przeciwko Berii zakończyło się 14 września 1953 r. Akta liczyły 39 tomów. Akt oskarżenia redagowała komisja kierowana przez Michaiła Susłowa. Dbała ona o to, by w akcie nie powiedziano zbyt dużo. Proces trwał od 18 do 23 października i był transmitowany na Kreml. W składzie sędziowskim było osiem osób, w tym tylko dwóch prawników, ale za to obok nich marszałek Koniew (mający opinię ekstremalnego chama i debila) oraz generał Moskalenko. Wyrok mógł być tylko jeden: śmierć.



Według oficjalnej wersji, Beria został zastrzelony 23 grudnia 1953 r. o godz. 19.50 przez generała Pawła Batickiego (na zdjęciu powyżej wygląda na typowego yetisyna).  Baticki przechwalał się później, że Beria błagał go na kolanach o darowanie życia i zsikał się w spodnie ze strachu. To niemal na pewno propagandowa opowiastka w typowym sowieckim stylu ("pijany generał rozbijający samolot"). M. G. Chiżniak, jeden ze strażników będący świadkiem egzekucji rzekomego Berii stwierdził po latach, ze Beria przyjął śmierć ze spokojem, choć był bardzo blady. Po egzekucji odwiedził jej uczestników kapitan Zacharow, szef ochrony Malenkowa, później numer 2 w KGB. Przyszedł z dwiema butelkami koniaki i podczas popijawy wypytywał o szczegóły egzekucji. Jak zauważył Sergo Beria: "W rzeczywistości przyszedł, żeby upewnić się, że Chiżniak nie odgadł, że skazanym nie był mój ojciec. Gdyby Chiżniak wyraził jakieś wątpliwości, nie wyszedłby z bunkra żywy".



Na akcie zgonu Berii nie ma podpisu lekarza, choć podpis ten figuruje na aktach zgonu rozstrzelanych tego samego dnia współpracowników Berii (Mierkułowa, Kobułowa, Diekanozowa...). Nie ma też aktu spalenia zwłok, choć jest on w przypadku innych rozstrzelanych. Ławrentij Beria nie ma grobu i nie wiadomo co się stało z jego zwłokami albo prochami. Zapewne rozsypano je na Cmentarzu Dońskim, tam gdzie prochy Wallenberga i gen. Okulickiego...

Nina i Sergo Beria trafili na kilka lat do więzienia a później na zesłanie. Pod koniec swoich rządów Chruszczow pozwolił im wrócić do Moskwy. Wielu współpracowników Berii zostało rozstrzelanych, zmarło w więzieniach lub odsiedziało długie wyroki. W 1956 r. został rozstrzelany Mir Cafar Bagirow, przywódca Partii w Azerbejdżanie, który w latach 20-tych był protektorem Berii.

Prenumeratorom "Encyklopedii Sowieckiej" kazano w lipcu 1953 r. wydrzeć strony, na których znajdowało się hasło "Beria". W następnych wydaniach zastąpiono je hasłem "Cieśnina Beringa". Taką nienawiść czuli wobec człowieka, który zadał im tak duże straty...

***




Chruszczow, choć zwyciężył nad Berią i Żukowem, nie porządził długo. Jego pozycję podkopała intryga gen. Sierowa z płk Pieńkowskim i kubańskim kryzysem rakietowym. Sierow był świadomy tego, że ZSRR wojnę z USA przegrałby, więc pokrzyżował plany Chruszowa na Kubie, co w barwny sposób opisał Wiktor Suworow w "Matce Diabła".



Flashback: Kuzkina Mat i tajemnica Pieńkowskiego

Chruszczow stracił władzę jednak dopiero w 1964 r., gdy postanowił ujawnić teczkę Stalina. Zmarł śmiercią naturalną jako "zasłużony emeryt" w 1971 r.

Krugłow, jeden ze sprawców śmierci Berii, w 1956 r. stracił stanowisko ministra spraw wewnętrznych. Został skierowany na boczny tor a potem wyrzucony z partii. Zmarł w 1977 r. w niejasnych okolicznościach. Część wersji mówi, że wpadł pod pociąg, inne wskazują na zawał serca.




Plany Berii dotyczące rozmontowania komunizmu zostały przeanalizowane przez bezpiekę. Według pułkownika Anatolija Golicyna już pod koniec lat 50-tych szef KGB Aleksander Szelepin częściowo oparł na nich plan sterowanej transformacji ustrojowej, który został wdrożony w bloku sowieckim w latach '80-tych. W odróżnieniu od planu Berii nie przewidywał on jednak zniszczenia komunizmu, tylko jego "upadek na cztery łapy". Podczas realizacji tego projektu w 1980-1991 doszło jednak do nieprzewidzianych komplikacji i ZSRR się rozpadł. Trauma z powodu "prowokatorskiej roboty" Berii była odczuwalna przez czekistów jeszcze długo później. W 2008 r. Putin-Hujło mówiąc o prezydencie Gruzji Saakaszwilim odnosił się do sprawy Berii.




***



Ławrentij Beria płynął łódką po Morzu Czarnym wraz ze swoim przyjacielem. W pewnym momencie zażartował: - A może popłyniemy do Turcji?
- Zgłupiałeś?! Powieszą tam nas.
- Ciebie powieszą, bo jesteś komunistą a ja nie. Ja się z nimi dogadam, bo tak jak oni jestem zwolennikiem haremów - odparł Beria.

Ending: Burak Yeter - Tuesday


***

To już ostatni odcinek serii "Prometeusz". Mam nadzieję, że się Wam podobała. Ja w poniedziałek lecę na dwa tygodnie na Tajwan i myślę o kolejnej serii. Ciekawe jaki komuszy sukinsyn wykituje, gdy będę na urlopie? Wcześniej moje urlopy zbiegły się ze śmiercią m.in. gejn. Kiszczaka i "Motoroli"...
A ja zachęcam do oglądania fajnego historycznego fantasy  - Drifters i Youjo Senki. Ten drugi przygotuje Was na kolejną serię...

Ps. Seria "Prometeusz była oparta w dużym stopniu na biografii Berii autorstwa prof. Francoise Thom. Wywiad z nią przeprowadził kilka miesięcy temu dla "Historii. Do Rzeczy" Piotr Zychowicz. Spytał TYLKO O CZĘŚĆ BIOGRAFII DOTYCZĄCĄ 1953 ROKU!!! Najciekawsze rzeczy więc pominął. Być może nie przeczytał książki przed wywiadem, co go usprawiedliwia. Książkę przeczytał jednak na pewno Sławomir Cenckiewicz - chwalił się tym na Fejsie  i pisał, że mu się podobała. Pochwalił się jednak w specyficzny sposób - nie napisał o najciekawszych faktach w niej przedstawionych tylko o... nudnej instrukcji operacyjnej z lat 20-tych. Zwrócił uwagę na tematykę żydowską tej instrukcji. Czytelnicy odnieśli wrażenie, że ta książka to typowa nudna, akademicka cegła, której nie warto ruszać. 1100 stron, cena blisko 100 zł, nie warto. Czyżby Cenckiewicz pilnował by zbyt dużo różnych spraw nie wyszło na jaw? Niedawno promował książki Jędrzeja Giertycha, które miały za zadanie zaciemnić i ukryć sprawę prometejskiej konspiracji... Czy to przypadek?