sobota, 28 lipca 2018

Dies Irae: Baruch


Ilustracja muzyczna: Hans Zimmer & Junkie XL - The Red Caps Are Coming - Batman vs Superman OST

Jeśli ktoś zasługiwał w pierwszej połowie XX w. na miano amerykańskiej szarej eminencji, to był tą osobą bez wątpienia Bernard Baruch.



 Flashback: Samael - Abraham Lincoln: Pogromca Bankierów

Potomek żydowskich imigrantów z Polski, syn lekarza związanego z Konfederacją (należącego po wojnie do Ku Klux Klanu), zaczął karierę na Wall Street w 1899 r. i w wieku trzydziestu paru lat stał się milionerem. Do dzisiaj ten spekulant wzbudza podziw jako "rynkowy guru". Nie bez powodu nazywano go "samotnym wilkiem z Wall Street". Nie wiadomo jednak czy imprezował tak mocno jak filmowy "Wilk z Wall Street".

Ówczesna Wall Street była bardzo progressywistyczna. Finansowi potentaci dyskutowali między sobą o wprowadzaniu fabiańskiego socjalizmu w USA oraz szerokim strumieniem finansowali czerwonych radykałów.  W wyborach z 1912 r. progressywiści z Wall Street opowiedzieli się za Woodrowem Wilsonem. Baruch miał okazję brać udział w przygotowaniu kampanii tego polityka. Był również jednym z tych ludzi, którzy stali za kampanią wyborczą Teddy'ego Roosevelta - dywersją mającą odciągnąć głosy od Tafta i dać Wilsonowi zwycięstwo wyborcze.





Flashback: Steamroller - Birth of a Nation

Baruch doradzał prezydentowi Wilsonowi a w 1917 r. został przewodniczącym Rady Przemysłu Wojennego - rządowego ciała koordynującego produkcję, zamówienia i ceny w amerykańskim przemyśle wojennym. Decyzje Rady prowadziły z dnia na dzień do powstawania ogromnych fortun, lub o wypadaniu niektórych przedsiębiorców z interesu. (Współpracownikiem Barucha był wówczas Samuel Bush, dziadek prezydenta George'a H.W. Busha i pradziadek prezydenta George W. Busha) Baruch po wojnie musiał stanąć przed komisją Nye i zeznawać w sprawie machlojek robionych na rządowych zamówieniach zbrojeniowych. Bez większego skrępowania mówił, że to od niego zależało, czy armia lub flota dostaną potrzebny sprzęt, których front otrzyma priorytet i które państwo sojusznicze zostanie wzmocnione. Brał udział też w paryskiej konferencji pokojowej, a później doradzał prezydentom: Hardingowi, Coolidge'owi, Hooverowi i Rooseveltowi. Roosveltowski New Deal był w dużej mierze oparty na doświadczeniach Barucha z centralizacją produkcji w czasie I wojny światowej.


Flashback: Dies Irae - Żarłacz Churchill - The Darkest Asshole

Podczas kierowania Radą Przemysłu Wojennego Baruch zaznajomił się z pewnym polityczno-wojskowym szkodnikiem: brytyjskim ministrem ds. amunicji Winstonem Churchillem. W 1929 r. ostrzegał Churchilla, by wycofał pieniądze z giełdy przed krachem. Churchill nie posłuchał i musiał być później ratowany przed bankructwem przez ludzi Barucha. Na początku 1939 r. przyszły brytyjski premier pisał do niego: "Idzie wojna. Ty pewnie będziesz kierował wszystkim w USA".









Baruch doskonale zdawał sobie sprawę, że wojna nadchodzi. Był przecież jednym z tych, którzy ją planowali. Już w pierwszej połowie lat 30. wzywał do gromadzenia przez USA surowców strategicznych oraz przygotowywania gospodarki do nowego globalnego konfliktu. Tworzył wówczas też plany organizacji o nazwie "Narody Zjednoczone". Gdy USA przystąpiły do wojny Roosevelt powołał Biuro Mobilizacji Wojennej, na którego czele ustanowił senatora Jamesa F. Byrnesa. Baruch został doradcą Byrnesa, który był już wcześniej jego bliskim współpracownikiem politycznym. Mówiono wówczas, że trudno odróżnić, jaka myśl wypowiedziana przez Byrnesa była jego autentycznym przemyśleniem a jaka pochodziła od Barucha.



Wpływy Barucha obejmowały również wojsko. W 1939 r. prezydent Roosevelt mianował gen. George C. Marshalla szefem sztabu armii USA. Ten awans został dokonany ponad głowami 20 generałów dywizji oraz 14 generałów brygady. (W 1934 r. gen. Douglas MacArthur na wniosek inspektora armii zablokował wniosek Marshalla o awans.) Marshall szybko zwrócił się do Byrnesa o wprowadzenie ustawy wprowadzającej większą arbitralność w procedurach awansu. Dzięki tej zmianie legislacyjnej, Marshall mógł awansować w 1940 r. 4088 oficerów "rokujących na przyszłość". Jednym z nich był płk Dwight Eisenhower, wojskowy biurokrata, który pomimo braku jakiegokolwiek doświadczenia bojowego został mianowany dwa lata później alianckim naczelnym dowódcą w Europie. Tak się składało, że Eisenhower znał się od kilkunastu lat z Baruchem. Baruch był jego wykładowcą w Narodowej Akademii Wojskowej w Waszyngtonie i już wówczas dostrzegał w młodym oficerze "wschodzącą gwiazdę". Po latach Eisenhower wymusił na Akademii, by w jej siedzibie umieszczono popiersie Barucha - wcześniej żaden cywil nie został tam w ten sposób uhonorowany. Ike mówił, że "przez ćwierć wieku cieszył się przywilejem siedzenia u stóp Barucha i słuchania jego słów". Nic dziwnego więc, że korzystał z jego poparcia w trakcie kampanii prezydenckiej z 1952 r. i później, już jako prezydent.



Oficjalnie Baruch wycofał się z polityki w 1947 r., po tym jak ONZ, po wecie Sowietów, nie przyjęła jego planu stworzenia międzynarodowej organizacji, która przejęłaby kontrolę nad całą energetyką jądrową i bronią atomową. Nieoficjalnie jednak Baruch służył radą politykom z pierwszej ligii aż do swojej śmierci w 1965 r. Ludzie przez niego wypromowani dużo zaś namieszali w światowej historii. Np. gen. Marshall, który jako sekretarz stanu robił wszystko, by Czang Kaj Szek przegrał wojnę o Chiny i gen. Eishenhower, który nie poszedł z pomocą Węgrom w 1956 r.



Co kierowało Baruchem? Chciwość? Żądzą władzy? Chęć zmieniania świata? Wszystko to po trochu? Ben Hecht, znany amerykański scenarzysta, opisał w swoich wspomnieniach intrygujące spotkanie z Baruchem. Hecht był człowiekiem aż przesadnie podkreślającym swoją żydowskość. Pisał m.in., że jerozolimski lud z I w. e.ch. popełnił błąd krzyżując Jezusa, gdyż lepszym rozwiązaniem było wysłanie Go do Rzymu, tak by Rzymianie rzucili Go lwom na pożarcie. "Z mielonego mięsa nie dałoby się zrobić Mesjasza" - pisał Hecht. Gdy żydowscy bojowcy\terroryści zabijali brytyjskich żołnierzy w Palestynie w latach 40. Hecht pisał pełne nienawiści teksty, w których życzył niedawnym wojennym sojusznikom Ameryki śmierci w najgorszych męczarniach. Pewnego dnia u drzwi jego domu zjawił się Bernard Baruch. Pouczył Hechta, by był bardziej powściągliwy w słowach, bo w ten sposób można więcej osiągnąć. "Sam jestem żydowskim partyzantem strzelającym zza krzaka" - stwierdził. Mimo deklarowanej przez Barucha sympatii dla sprawy żydowskiej nic nie wiadomo o tym, by ten potężny człowiek pomógł w jakiś sposób europejskim Żydom zabijanym przez Niemców w czasach Holokaustu. Tak samo nie użył swoich ogromnych wpływów, by otwarzyć USA dla żydowskiej imigracji - ani przed wojną, ani w czasie wojny. Wielkie wpływy Barucha były natomiast dla Niemców ważnym argumentem za tezą, że Niemcy zostały wplątane do wojny przez "znajdującą się w żydowskich rękach Amerykę". Teza ta była zaś jednym z argumentów do rozpoczęcia Zagłady Żydów w Europie.





Flashback: Sabatejskie obozy zagłady


***

Wydaje się nam czasem, że zdarzenia sprzed 70 lat są już tylko historią. Ot opowieść o śmierci generała Pattona. Jak pisałem już na tym blogu, wiedza Pattona o kulisach operacji na froncie zachodnim była groźna dla Eisenhowera i Marshalla. Mogła pozbawić pierwszego z tych generałów szans na wygranie wyborów prezydenckich. Do wyborów mógł zaś stanąć Patton - i wygrać je w cuglach. I był to jeden z powodów, dla których Patton musiał zginąć.



Flashback: Śmierć Przedostatniego Boga Wojny

Tak się akurat złożyło, że Jean-Claude Juncker, wywodzący się z Głębokiego Państwa przewodniczący Komisji Europejskiej, podczas niedawnej wizyty w Białym Domu podarował prezydentowi Trumpowi... zdjęcie grobu gen. Pattona.

Aluzja aż nazbyt czytelna...

Baj de łej: generał Patton wierzył w reinkarnację.

***

A w następnym odcinku serii Dies Irae, wrócimy na chwilę do Londynu.

Everybody clap your hands!

sobota, 21 lipca 2018

Dies Irae: Ambasador Bullitt



Ilustracja muzyczna: Captain America Theme (from Winter Soldier)

Opowieść o czasach, w których Kapitan Ameryka pracował dla Hydry...

Na jesieni 1939 r., po kapitulacji Warszawy, w podziemiach Pałacu Bruhla (siedziby polskiego MSZ) Niemcy odkryli część polskich archiwów dyplomatycznych. 80 tys. stron dokumentów, które z jakiegoś powodu (zaniedbania? sabotażu?) nie zostały ewakuowane. 80 tys. stron to stosunkowo niewielki zasób archiwalny jak na taką instytucję jak MSZ, ale jednak to znalezisko było dla Niemców ogromnym skarbem. Papiery te przejrzał zespół kierowany przez Hansa Adolfa von Moltkego, byłego ambasadora III Rzeszy w Warszawie. Wyselekcjonował on zaledwie 16 dokumentów, które opublikowano jako "Białą Księgę" w 1940 r. Władze Wielkiej Brytanii i USA nazwały ten zbiór "fałszywką", ale o prawdziwości opublikowanych papierów byli przekonani ich autorzy: ambasador RP w Londynie Edward Raczyński, były ambasador w Waszyngtonie Jerzy Potocki i były ambasador w Paryżu Juliusz Łukasiewicz. Adam Tooze w "Cenie zniszczenie" podaje, że dokumenty te stanowiły dla Hitlera ważny dowód na spisek pomiędzy Polską a USA mający na celu wywołanie wojny powstrzymującej niemieckie ambicje. Niestety ów niemiecki historyk ani razu w swojej monumentalnej pracy nie przytacza ani jednego fragmentu tych dokumentów - choć przecież wpłynęły one tak mocno na strategię Hitlera. Zdecydowana większość polskich historyków (z wyjątkiem Dariusza Baliszewskiego, który cytował ich fragmenty) udaje, że tych papierów nigdy nie było. A przecież zbiór ten - przynajmniej w wersji anglojęzycznej - jest  dostępny do ściągnięcia w internecie. Co sprawiło, że te dokumenty okrywa "wrześniowa" mgła milczenia?



Czytając ten zbiór można na pierwszy rzut oka odnieść wrażenie, że jest on bardzo chaotyczny. Niemcy wyselekcjonowali tylko 16 dokumentów.  Nie wiemy, czy jakieś o wiele bardziej rewelacyjne zostały gdzieś ukryte lub zniszczone. To co jednak zostało wybrane przez Niemców jest mieszanką rzeczy zmieniających nasze postrzeganie drugiej wojny światowej z drobnymi ciekawostkami. Do ciekawostek można zaliczyć choćby raport polskiego posła ze Sztokholmu Gustawa Potworowskiego o brytyjskich próbach z wiosny 1939 r. powstrzymania szwedzkiego eksportu rudy żelaza do Niemiec czy też notatkę nadesłaną przez wojewodę śląskiego Michała Grażyńskiego ze spotkania z jednym z czeskich potentatów przemysłowych. (Czech stwierdził w niej, że próba zbudowania państwa czeskiego przez grupkę intelektualistów okazała się nieudanym projektem i Czechy muszą wrócić tam gdzie ich miejsce, czyli do Rzeszy Niemieckiej!) Jest tam też bardzo ciekawy zapis rozmowy naszego attache wojskowego w Portugalii z szefem portugalskiego, salazarowskiego wywiadu wojskowego mówiącym, że "silna i zjednoczona Hiszpania będzie zawsze zagrożeniem dla Portugalii i dla tego choć powstrzymujemy tam komunizm, to popieramy separatyzm baskijski i kataloński" (!).



Do grona dokumentów zmieniających postrzeganie historii drugiej wojny światowej można zaliczyć notatki Potockiego i Łukasiewicza z rozmów z amerykańskim ambasadorem Williamem Bullittem oraz dokumenty dotyczące spotkań z innymi amerykańskimi dyplomatami. Bullit był w latach 1933-1936 pierwszym amerykańskim ambasadorem w Moskwie a w latach 1936-1940 ambasadorem w Paryżu. Był jednak kimś dużo ważniejszym niż ambasador - był prywatnym wysłannikiem Roosevelta w Europie. Wywodził się też z samego serca amerykańskiego establiszmentu. W Yale był członkiem Bractwa Zwoju i Klucza, brał udział w Paryskiej Konferencji Pokojowej w 1919 r., negocjował nawiązanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy administracją Wilsona a bolszewikami, ożenił się z Louise Bryant, wdową po Johnie Reedzie, finansowanym przez Wall Street amerykańskim bolszewiku. Jako ambasador w Moskwie zasłynął z wyprawienia w 1935 r. niezwykle hucznego przyjęcia, na które zaproszono całą kremlowską śmietankę - od pisarza Bułhakowa po Kaganowicza, Bułganina Litwinowa i Woroszyłowa. ( Podczas tej imprezy Radek upił niedźwiedzia szampanem.) Jego kochanką w Moskwie była Olga Lepieszyńska, znana sowiecka tancerka baletowa polskiego pochodzenia a przy okazji kochanka niemieckiego ambasadora von der Schulenburga i  żona gen. bezpieki Leonida Rajchmana. Mimo słabości do "czerwonych jaskółek" Bullitt zachował niezwykłą trzeźwość w ocenie systemu sowieckiego i w obecności Roosevelta nazywał Stalina "bandytą z Kaukazu". Wypadł z łask prezydenta, gdy ujawnił homoseksualny skandal z udziałem podsekretarza stanu Sumnera Wellsa( który miał słabość do kolejarzy). Po 1945 r. Bullitt był wojującym antykomunistą - być może dlatego, że taka była mądrość etapu, a być może dlatego, że zbyt dobrze znał Sowietów.



 W grudniu 1938 r. na urlopie w USA Bullitt znalazł czas na rozmowę z Jerzym Potockim, byłym adiutantem Marszałka Piłsudskiego, byłym senatorem BBWR a od 1936 r. naszym ambasadorem w Waszyngtonie. Rozmowa dotyczyła przyszłej wojny. Bullitt zapowiadał "wiele niespodzianek" na pierwsze miesiące 1939 r. Mówił, że wojna potrwa sześć lat, zakończy się klęską Niemiec i wprowadzeniem komunizmu w Europie. Kilka miesięcy później Bullitt w innej rozmowie precyzuje, że Stany Zjednoczone włączą się do wojny po stronie Wielkiej Brytanii i Francji. Nie będą się czynnie angażować od początku, ale po pewnym czasie włączą się, by wojnę zakończyć. Wszystkie jego prognozy się spełniły. Bullitt cały czas powołując się na autorytet Roosevelta zapewniał, że USA są zdeterminowane, by przystąpić do wojny. O tym, że USA włączą się do wojny przeciwko Niemców zapewniał również naszego attache wojskowego w Lizbonie, tamtejszy amerykański attache morski, będący przyjacielem Roosevelta.

Hrabia Potocki w innej swojej depeszy z 1938 r. pisze o wielkich programach zbrojeniowych rozkręcanych przez administrację Roosevelta, propagandzie prowojennej (rozkręcanej według niego przez "kontrolowaną przez Żydów" prasę i Hollywood) oraz o tym, że wojna będzie dla Roosevelta sposobem na zakończenie kryzysu gospodarczego i uniknięcie w USA konfliktów społecznych. Potocki wskazuje m.in. na Bernarda Barucha jako jednego z architektów kampanii prowojennej w USA.




Ambasador Łukasiewicz w obszernej depeszy z Paryża z grudnia 1938 r. pisał o tym, że Francja związana sojuszem z Polską będzie szukała jakiegokolwiek pretekstu, by z tego aliansu się wycofać. Parę miesięcy później donosił jednak o zmianie nastrojów wśród francuskich elit, która się zbiegła z powrotem Bullitta z Waszyngtonu do Paryża. W rozmowie z amerykańskim ambasadorem zastrzegł, że Polska nie ma zamiaru zostać obarczona winą za wywołanie wojny. Dlatego domaga się od Wielkiej Brytanii i Francji konkretnych kroków mających zagwarantować ich przystąpienie do konfliktu przeciwko Niemcom i wsparcie dla Polski. Bullitt stwierdził, że będzie w tej sprawie mocno naciskał i zapowiedział, że ambasador w Londynie Joe Kennedy, odpowiednio ustawi brytyjski gabinet rządzący. Rzeczywiście, w ciągu kilku następnych tygodni rząd Chamberlaina przyspieszył przygotowania do wojny i dał Polsce gwarancje. Te dokumenty potwierdzają więc moją obserwację z serii Wrześniowa Mgła - to nie Anglia wciągnęła nas do wojny, tylko my ją.

Flashback: Wrześniowa burza (tam linki do odcinków serii Wrześniowa Mgła)



W niemieckiej "Białej Księdze" znalazły się również notatki z rozmów Edwarda Raczyńskiego z Kennedym. Amerykański ambasador w Londynie deklarował w nich pomoc we wciąganiu Wielkiej Brytanii do sojuszu z Polską oraz załatwieniu dla Polski brytyjskiego kredytu zbrojeniowego. Mówił, że jego syn John F. Kennedy "ma dostęp do ucha prezydenta Roosevelta" i że podzieli się z nim oraz z amerykańską opinią publiczną swoimi wrażeniami z misji w Polsce. JFK odwiedził nasz kraj w lipcu 1939 r.

W depeszach Raczyńskiego jest też sporo o zamiarach brytyjskich elit wobec Rosji. Wskazują one na totalne nieprzygotowanie i niechęć rządu Chamberlaina do wiązania się z ZSRR. Ale pokazują również, że grupa Churchilla już wiosną 1939 r. bardzo silnie opowiadała się za aliansem ze Stalinem. To właśnie ta grupa, moim zdaniem, sabotowała wówczas brytyjską politykę wobec Polski.

Flashback: Pontifex - Wrześniowy biały dym



 Jak pisałem: "Problem był w tym, że Wielka Brytania została zmuszona przez USA do wejścia do wojny, ale czuła się całkowicie do niej nieprzygotowana. Premier Neville Chamberlain zdołał przywrócić zdolność bojową RAF i w bardzo ograniczonym zakresie Royal Navy. Armia lądowa była jednak wyniszczona przez politykę oszczędności fiskalnych zaserwowaną jej przez Churchilla. Na lądzie Wielka Brytania musiała polegać na Francji. A francuski sojusznik nie chciał wchodzić do wojny, jeśli Niemcy nie będą związani na wschodzie - związani przez Rosjan. Francuzi uważali, że Niemcy to tacy nadludzie, że radę z nimi sobie dadzą jedynie mityczni rosyjscy nadludzie (syndrom 1812 roku?). Wielka Brytania i Francja próbowały się więc porozumieć z Sowietami. Sowieci zaś chcieli dwóch "korytarzy transportowych" przez Polskę - czyli faktycznej okupacji naszego kraju. Na to sanacyjne władze nie chciały się zgodzić. Dlatego powstał desperacki plan ich wymiany na rząd, który będzie potulny wobec Londynu, Paryża i Moskwy. Jeśli to się nie uda, należy Polsce pozwolić upaść. Tak by III Rzesza uzyskała wspólną granicę z ZSRR a Stalin mógł zdradziecko zaatakować Hitlera.
Część brytyjskich elit - w tym Churchill i Lloyd George - wręcz z entuzjazmem przyjęła agresję z 17 września 1939 r i już oczami wyobraźni widziała sowieckie czołgi pędzące na Berlin. Próby namowy Sowietów na "marsz wyzwoleńczy" trwały przez 1940 r. i pierwszą połowę 1941 r. Stalin konsekwentnie traktował jednak Churchilla z buta, bo po co się dogadywać z takimi przegrywami...

We wrześniu 1939 r. sprawa nie była jeszcze jednak całkiem przesądzona.

 Za opisanym wyżej zdradzieckim scenariuszem opowiadała się jedynie część brytyjskich i francuskich elit. Nie całość. Moim zdaniem premier Chamberlain i część francuskich wojskowych myśleli, że sprawę można załatwić w 1939 r. - siłami Polaków i Francuzów zdusić w zarodku niemieckie niebezpieczeństwo. Takiego scenariusza zresztą obawiali się niemieccy generałowie."

Obecnie mówi się, że decyzja naszych władz o nie przystępowaniu do sojuszu z Hitlerem była szaleństwem. Dokumenty, które przytaczam wskazują jednak bardzo wyraźnie, że nasze władze miały pełną świadomość tego, że Niemcy są skazane w tej wojnie na przegraną. Przystąpienie USA do europejskiego konfliktu było od początku przesądzone a Rzesza nie miała najmniejszych szans w konfrontacji z tą potęgą i do tego z Wielką Brytanią i Francją. Niemieckie propozycje by wspólnie zaatakować ZSRR były więc traktowane przez nas jako totalna hucpa.




Napiszę to wyraźniej: w 1939 r. wyglądało na to, że Hitler nie ma szans, by podbić Europę. Można było go pokonać już we wrześniu 1939 r. wspólnymi siłami Polski i Francji. Ale problem w tym, że Francja z jakiegoś powodu uznała, że nie będzie bronić Polski a później, że nie będzie bronić siebie samej i da Niemcom wygrać. Francuzi, podobnie jak Czesi, uznali że niepodległość ich męczy i lepiej stać częścią Wielkiej Rzeszy. Czy sami na to wpadli, czy ktoś im to podpowiedział? To już niezgłębiona tajemnica historii...

 ***

A w następnym odcinku o prawdziwym Wilku z Wall Street i zarazem człowieku, który wypromował generała Eisenhowera.

Everybody clap your hands!

***



Ostatni szczyt w Helsinkach był oczywistą klęską wizerunkową Trumpa. Ale nie był on bynajmniej "drugą Jałtą" a mówienie, że był on zdradą mogącą doprowadzić do impeachmentu jest zwyczajnym pieprzeniem debili nie mających pojęcia o amerykańskiej polityce. (Skoro bowiem Trump dopuścił się zdrady spotykając się z Putinem, to czego dopuścili się Obama i Bush Jr. widując się wielokrotnie z tym samym rosyjskim przywódcą-karzełkiem? A co ze spotkaniami Reagana i Busha Sra z Gorbaczowem, Cartera, Forda i Nixona z Breżniewem, Eisenhowera i JFK z Chruszczowem czy też Roosevelta i Trumana ze Stalinem?)  Oczywiście "zdradą" jest to, że Trump powiedział, że nie było rosyjskiej ingerencji w wybory i wkrótce potem z tych słów się wycofał.  Ale przecież Trump przekonuje od dawna, że cała historia o rosyjskim spisku jest bzdurą - i ma w tym wiele racji. Nie wspomina się tego, że prezydent zgodził się, by zarzuty przeciwko 12 oficerom GRU oskarżonym o rzekome zhakowanie serwerów DNC i Podesty, zostały postawione tuż przed szczytem, tak by mógł bardziej przycisnąć Putina! Samo postawienie zarzutów nie musi zaś oznaczać ich prawdziwości. Nie wiemy na jakich dowodach się one opierają, ale jeśli na podobnych jak oskarżenia przeciwko grupce ruskich trolli robiących strony odwiedzane przez kilka tysięcy osób, to kiepsko to widzę. Agentka specjalna FBI Lisa Page, która spiskowała z agentem Strzokiem przeciwko Trumpowi przed wyborami, przyznała podczas przesłuchania w Kongresie, że jak na razie zarzuty dotyczące "russian collussion" są dęte a FBI nic konkretnego nie znalazła. Z przecieków wiadomo, że CIA w oskarżeniu dotyczącym rosyjskiej ingerencji w wybory opiera się na źródle osobowym bliskim Putinowi. W przypadku irackich broni masowego rażenia opierała się na podobnym źródle, którego słowa celowo przekręcała, by uzasadnić tezę. W 2016 r. Obama przyznawał, że rosyjskie próby ingerencji w wybory nie były skomplikowanym i zaawansowanym spiskiem.  Trump twierdzi, że jeśli do takich prób doszło, to administracja Obamy na nie pozwalała.    Zresztą po co Rosja miałaby przeszkadzać w wyborze Hillary, która mówiła swego czasu, że zależy jej na silnej Rosji? 



Po szczycie Trump musiał jednak przyrzec lojalność amerykańskich tajnym służbom. Rosyjska propozycja umożliwienia amerykańskim prokuratorom przesłuchania 12 oskarżonych funkcjonariuszy GRU została odrzucona. W naszych i zagranicznych mediach mówi się, że po tej szopce Trump całkowicie stracił wiarygodność. 80 proc. sympatyków republikanów popiera jednak prezydenta w kwestii szczytu w Helsinkach. Sondaże wskazują również też, że tylko dla 1 proc. Amerykanów Rosja jest wiodącym problemem, z którym musi się zmierzyć ich kraj. Biorąc to pod uwagę, można uznać dotychczasową politykę Trumpa za o wiele bardziej antyrosyjską niż chciałby jego elektorat.



Po co więc była ta szopka w Helsinkach, poza tym, że Trump chciał sprawdzić czy Putin rzeczywiście jest karłem?  Rezultatem ma być "bezpieczeństwo Izraela i nic poza tym".  USA zgodziły się na to, by Rosja zajęła tereny Syrii przylegające do Wzgórz Golan. Assad zostanie, Syria zostanie podzielona, ale Rosja nie wpuści Irańczyków pod Wzgórza Golan. Czyli chodziło o ratowanie Netanjahu po tym jak spieprzył rozgrywkę w Syrii. Trump trochę przy tym nieświadomie pogrążył Putin mówiąc, że jest on "człowiekiem wierzącym w Izrael" i "wielkim fanem Bibiego".  Oczywiście choć Putin nie przeżyłby, gdyby wpadł w czasie wojny w ręce Niemców, to jednak wydyma Izrael pozwalając Iranowi i Hezbollahowi umocnić się pod Kunejtrą.  Netanjahu zaś nie ruszy palcem, bo strasznie się boi wojny z Irańczykami i Hezbollahem. IDF to już nie te same siły zbrojne co w 1973 czy 1982 r. Teraz ich problemem jest to, że żołnierki skarżą się na to, że nie mogą zdejmować do snu cyconoszy i ćwiczyć w krótkich spodenkach, bo haredim się gorszą...



Nie porównywałbym Helsinek z singapurskim szczytem z Kim Dżong Unem. Mało się o tym, mówi, ale w cieniu tego procesu odbywa się detente pomiędzy Koreą Południową i Koreą Północną. Cofnięto północnokoreańską artylerię znad granicy a ostatnie manewry w Korei Południowej odwołano głównie po sugestiach południowokoreańskich. Wielki biznes z Korei Południowej liczy na to, że sytuacja wróci do czasów Kim Dżong Illa, czyli do robienia wielkich biznesów z Północą. Amerykanie nadal jednak utrzymują sankcje a Kim Dżong Un wciąż jest na oficjalnej liście celów do likwidacji. Detente to więc proces stopniowy.

sobota, 14 lipca 2018

Dies Irae: Grossraum



Ilustracja muzyczna: Dies Irae Opening

Ilustracja muzyczna: Winter Soldier Suite

 

Austriacki kanclerz Kurt Schuschnigg zwierzył się w 1937 r. Douglasowi Reedowi, korespondentowi brytyjskiego "The Times", z tego, że Hitler planuje wywołanie na jesieni 1939 r. wojny w Europie. Niemiecki przywódca otwarcie powiedział to wcześniej Austriakowi. Schuschnigg chciał, by ktoś to nagłośnił na Zachodzie. Zachód nie chciał jednak słuchać...




Co skłoniło Hitlera do snucia planów wywołania wielkiej europejskiej wojny? Można powiedzieć, że świadomość niemieckiego zapóźnienia i uciekającego czasu. Adam Tooze, w swojej znakomitej książce "Ekonomia zniszczenia" przekonuje, że Hitler chciał przede wszystkim uchronić Niemcy przed... globalizacją kierowaną przez USA. Wódz III Rzeszy widział w Stanach Zjednoczonych supermocarstwo, które zgniecie inne ośrodki siły na świecie i zdegraduje europejskie mocarstwa do roli państw "podobnie mało znaczących co Holandia i Szwajcaria". Chciał się przed tym bronić zmieniając Europę w jeden wielki blok ekonomiczny mogący skutecznie konkurować z USA. A także potrafiący w przyszłości rzucić Stanom Zjednoczonym wyzwanie militarne.





Zjednoczona Europa miała stanowić jeden wielki rynek zapewniający znakomite warunki do rozwoju przemysłu i posiadający dostęp do kluczowych surowców. (Te same czynniki: ogromny rynek wewnętrzny, obfitość surowców i polityka protekcjonizmu w ogromnym stopniu przyczyniły się do sukcesu gospodarczego USA.) Wódz III Rzeszy nie był zresztą w tym pomyśle oryginalny. Wzorował się w dużym stopniu na planach Mitteleuropy snutych w czasie I wojny światowej przez gen. Ludendorffa i jego otoczenie. Sama idea została głośno sformułowana przez liberalnego pastora Chojeckiego Friedricha Naumanna w 1915 r., ale krążyła w różnych koncepcjach jeszcze przed I wojną światową i korzeniami sięgała do Friedricha Lista, który inspirował się zaś... Alexandrem Hamiltonem i jego pomysłami na uczynienie z USA przemysłowej potęgi. (Friedricha Naumanna uczynili patronem swojej partyjnej fundacji niemieccy wolni demokraci - FDP. Ich fundacja propaguje seks analny i koprofagię liberalizm w niemieckim stylu u słowiańskich podludzi w państwach Mitteleuropy, czyli Europy Środkowo-Wschodniej.Na swoich stronach otwarcie przyznaje, że jej biuro w Pradze czeskiej wspiera .Niedojebaną "jako największą polską partię opozycyjną", co świadczy że w tej fundacji pracują debile totalnie nie zorientowani w sytuacji w Polsce.)




Hitler uznał, że  ma niewiele czasu na realizację swych planów- administracja Roosevelta rozbudowuje amerykański przemysł i po cichu militaryzuje kraj. Zgodnie z rachubami Hitlera, Niemcy musiały więc podporządkować sobie Europę kontynentalną i zneutralizować Wielką Brytanię gdzieś do 1942 r., bo później USA będą zbyt silne militarnie. I jak się wmieszają do wojny, to pokonają Niemcy.



Historycy długo karmili nas mitem, że Niemcy zdołali podbić niemal całą Europę dlatego, że były silnym, nowoczesnym i bogatym krajem. Tooze w swojej świetnie udokumentowanej pracy przedstawia statystyki pokazujące, że wcale tak nie było. Niemcy ruszyły na podbój Europy jako kraj stosunkowo biedny i pod wieloma względami zapóźniony. Nie tylko pod względem PKB na głowę i wielkości produkcji plasowały się one daleko za USA czy Imperium Brytyjskim. Również pod względem statystyk dotyczących standardu życia ludności. Ilość hektarów ziemi uprawnej przypadającej na mieszkańca wsi była w Niemczech niewiele wyższa niż w... Polsce. W kraju wciąż były wielkie obszary biedy - i w czasie wojny przekładało się to na zachłanność żołnierzy Wehrmachtu i SS w rabunku w krajach okupowanych nie tylko kosztowności czy zegarków, ale również sztućców, kożuchów czy rowerów. (Nie bez powodu niemieccy żołnierze z wojsk okupacyjnych chętnie sprzedawali podziemiu broń z magazynów.) III Rzesza przed wybuchem wojny dwukrotnie przeszła techniczne bankructwo i kryzysy płynnościowe oraz kilka kryzysów surowcowych. Niemcy były co prawda (podobnie jak Kongresówka) krajem dynamicznie rozwijającym się przed 1914 r., ale I wojna światowa i powojenna hiperinflacja przyniosła im cofnięcie tego rozwoju o co najmniej dwie dekady. W latach '20-tych podnieśli się dzięki amerykańskim kredytom, ale po wybuchu Wielkiego Kryzysu znów cofnęli o dwie dekady. Stany Zjednoczone miały o wiele łatwiej - dla nich problemem był tylko Wielki Kryzys, bo I wojna światowa oznaczała boom gospodarczy.




Niemcy miały również o tyle pod górkę, że musiały odbudować swoją armię. Jeszcze w 1934 r. możliwość polskiej inwazji wzbudzała strach wśród niemieckich generałów. Niemcy broniliby się nieliczną kawalerią przed naszymi samochodami pancernymi i lotnictwem (nowatorskimi konstrukcjami całkowicie metalowymi). Nasz sztab generalny oceniał, że do 1935 r. mogliśmy samodzielnie pokonać Niemcy. Od 1936 r. mogliśmy to zrobić już tylko w koalicji z Francją. Dlatego proponowaliśmy Francuzom wojnę prewencyjną zarówno w 1936 r. jak i w 1938 r. Sami intensywnie się zbroiliśmy świadomi tego, że Niemcy dążą do wojny. My wiedzieliśmy, że nie możemy im ufać (i wiedzieliśmy o ich sondażowych rozmowach prowadzonych przez kilka lat z Sowietami) i oni wiedzieli, że nie mogą nam ufać. Obie strony udawały jednak, że ich stosunki układają się perfekcyjnie. I szykowały się do starcia, które było nieuchronne. Dlaczego nieuchronne? Wystarczyło zajrzeć do prac nazistowskich oficjeli odpowiedzialnych za rolnictwo: Richarda Darre i Herberta Backe.  Pisali oni, że w ramach przebudowy Europy Rzesza powinna przejąć polskie tereny rolne, by móc się wyżywić. Nawet jeśli Polska zostałaby wiernym, mackiewiczowsko-zychowiczowskim sojusznikiem Rzeszy (tak jak Włochy czy Węgry), to po wygranej przez Rzeszę wojnę istniało duże ryzyko tego, że wchłonie i zgermanizuje ona Polskę przesiedlając Polaków lub ich mordując. Projekty polityczne Studnickiego i Cata-Mackiewicza można było więc od razu potłuc o kant dupy...(W kwestii przedwojennych stosunków z Niemcami proponuję skonfrontować "Taniec z Hitlerem" Radosława Golca z "Wojną prewencyjną" Leszka Moczulskiego. W kwestii zbrojeń można skonfrontować zaś "Armię Śmigłego-Rydza" Tymoteusza Pawłowskiego z popularną, mainstreamową literaturą.)




Niemcy zbroili się jednak szybciej i z dużo większym wysiłkiem - ich wydatki na obronność wzrosły z 1 proc. PKB w 1933 r. do 20 proc. PKB w 1938 r. Tooze określił to jako "największy transfer zasobów przeprowadzony podczas pokoju w jakimkolwiek państwie kapitalistycznym".



Transfer ten był możliwy dzięki kreatywnej księgowości stosowanej przez Hjalmara Horace Greeleya Schachta, byłego prezesa Reichsbanku, ministra gospodarki Rzeszy w latach 1934-1937, kolesia z samego serca establiszmentu finansowego, który środkowe imiona dostał na cześć XIX-wiecznego rzekomego przywódcy amerykańskich iluminatów. Schacht wymyślił jak ukryć dług publiczny zaciągany pod zbrojenia. Stworzył firmę-wydmuszkę o nazwie Mefo, która emitowała obligacje jak szalona a tymi papierami niemiecki rząd płacił fabrykom zbrojeniowym. Schacht w pewnym momencie uznał, że ta cała piramida się zawali i wyrażał głośno swoje zastrzeżenia - stracił przez to posadę ministra. Obligacje Mefo sfinansowały 30 proc. niemieckich zbrojeń w latach 1934-1938. W 1938 r. krążyło ich w obiegu za 12 mld marek. We wrześniu 1939 r. przypadał termin spłaty dużej części z nich. Armia domagała się 11 mld marek w tym roku budżetowym a rynek kapitałowy nie był w stanie pokryć w całości tych potrzeb. Rząd zaczął więc łatać dziurę półrocznymi bonami skarbowymi. Na jesieni 1939 r. Niemcom groził kryzys zadłużeniowy.


Program zbrojeń nie tylko był bliski wpędzenia niemieckiej gospodarki w bankructwo, ale prowadził też do poważnych niedoborów w gospodarce cywilnej. W latach 1933-1939 ceny konsumpcyjne w Niemczech wzrosły o około 25 proc. a płace robotników lekko spadły. Zwykli ludzie mogli się cieszyć jednak tanimi rozrywkami i wyjazdami turystycznymi organizowanymi przez państwo (na wyjazdy zagraniczne stać było jednak tylko wąską klasę średnią). Miliony Niemców odkładało część swoich pensji na książeczkach mających im przynieść wymarzonego Volkswagena - okazały się one później tyle samo warte, co książeczki mieszkaniowe z czasów PRL. Autostrady zostały sfinansowane z ich skonfiskowanych oszczędności emerytalnych. W Rzeszy obowiązywało sześć progów PIT, z czego najwyższy wynosił 50 proc. a dodatkowo 15 proc. pensji pracownika odprowadzano na fundusz płac. Ogólnie jednak Niemcy uznawali, że nie ma powodu do narzekań, bo jest lepiej niż za Wielkiej Kryzysu czy w czasach weimarskiej hiperinflacji a poza tym funkcjonariusze NSDAP i organizacji przy niej afiliowanych kontrolowali ich tak bardzo (a życzliwi sąsiedzi tak chętnie donosili na Gestapo), że nie warto było narzekać. Funkcjonariusze licznych organizacji społecznych sprawdzali nawet, czy poszczególne gospodarstwa domowe gotują w niedzielę proste dania jednogarnkowe czy też coś bardziej wyszukanego. Przed Bożym Narodzeniem wszyscy zaś w radosnej atmosferze zrzucali się na Dzieło Pomocy Zimowej czyli Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy Himmlera. Spróbowaliby się nie złożyć nienawistnicy jedni żałujący pieniędzy na chore dzieci....

Według Volkera Ulricha, Hitler na poważnie myślał latem 1938 r., by przyspieszyć swój wojenny harmonogram i rozpocząć wojnę już we wrześniu. Prowokował więc mocarstwa zachodnie w kwestii Czechosłowacji. Wycofał się jednak nagle z planu ataku. Przekonały go do tego kiepskie nastroje społeczne. Gdy przez Berlin przejechała dywizja zmechanizmowana, nie była witana entuzjastycznie przez zwykłych ludzi. Czuć było wyraźnie w powietrzu to, że społeczeństwo niemieckie się boi wojny i jej nie chce. Hitler przyjął więc propozycję Mussoliniego zwołania konferencji pokojowej w Monachium. I trzeba powiedzieć, że miał wówczas ogromnego farta. Gdyby wówczas bowiem doszło do wojny, to Niemcy dostaliby cios w plecy od Śmigłego-Rydza, który wówczas poważnie rozważał taki wariant uderzenia (ale ponieważ Czesi nie chcieli się bronić, nasze wojska wyzwoliły Zaolzie). Proces pokojowego przejęcia Czechosłowacji okazał się dla nich o wiele bardziej korzystny. Hitler znów był pieprzonym farciarzem.

Flashback: Wrześniowa Mgła - Uderz póki czas!





Według szacunków amerykańskiego Fedu Reichsbank dysponował na początku 1938 r. jedynie 29 tonami złota. W marcu 1938 r. po Anschlussie przejęto 78,2 tony kruszcu ze skarbca Oesterreichische Nationalbanku. Jesienią 1938 r. Czechosłowacja przekazała Niemcom "na potrzeby Sudetenlandu" 14,5 tony złota. W marcu 1939 r. Niemcy po zajęciu Pragi sterroryzowali dyrektorów Narodni Banka pro Cechy a Morav, by przekazali Rzeszy pozostałe 23 tony złota. Kruszec ten znajdował się głównie w Londynie i trafił do Rzeszy dzięki uprzejmości bazylejskiego Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) oraz prezesa Banku Anglii Montagu Normana, który ostatnią transzę kruszcu wysłał do Berlina w listopadzie 1939 r., a w więc w czasie, gdy Wielka Brytania była w stanie wojny przeciwko Rzeszy. (We wrześniu 1939 r. Niemcom nie udało się przejąć 83 ton polskiego złota, bo wyewakuował je poprzez Rumunię do Francji płk Ignacy Matuszewski, którego ekipa Sikorskiego ciągała za to później po sądach. Ludzie Sikorskiego sami zaś w 1940 r. zostawili nasze złoto na nabrzeżu francuskiego portu - skąd na szczęście zostało wywiezione na Saharę przez Francuzów.) Czesi przekazali w 1939 r. Niemcom bez walki również kilkaset czołgów, które wydatnie wzmocniły niemieckie siły rzucone potem przeciwko Polsce. Bez nich tzw. blitzkrieg nie byłby możliwy. Czeskie fabryki zbrojeniowe przez całą wojnę pracowały na rzecz Hitlera a ogromna większość narodu gorliwie kolaborowała z Niemcami. W Pradze wciąż formalnie istniał czeski rząd, któremu podlegały szczątkowe siły zbrojne. (Temat czeskiej kolaboracji znakomicie opisał Chechelmut w swoim wpisie Czechoza,  a także Tymoteusz Pawłowski w swoich artykułach.) Hitler miał więc olbrzymiego farta, że Czesi postanowili wrócić do Rzeszy niemieckiej (tak jak to tłumaczył wojewodzie Grażyńskiemu jeden z czeskich potentatów przemysłowych) i nie zamierzali walczyć o swój kraj.






Gdy w sierpniu 1939 r. Hitler odbywał naradę z generałami i admirałami w sprawie przygotowywanej kampanii w Polsce, jedynym, który głośno się przeciwstawił planom rozpętania wojny, był gen. Goerg Thomas, szef zarządu ekonomicznego Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW). Twierdził, że Niemcy nie są w stanie poradzić sobie z gospodarczym ciężarem wojny z Wielką Brytanią i Francją, a będą miały naprawdę przesrane, jeśli w konflikt włączą się Stany Zjednoczone. Gen. Wilhelm Keitel, szef OKW, natychmiast go zjebał i wyzwał od debili mówiąc, że wojna będzie krótka i zwycięska. Niemcy tym razem mieli znów gigantycznego farta: te francuskie dupki nagle wstrzymały ofensywę na Zachodzie a Stalin dotrzymał słowa i zaatakował Polskę. Gdyby walki przeciągnęły się jeszcze o dwa tygodnie Niemcom zabrakłoby amunicji, więc przed 17 września zaczęli snuć plany, że pozostawią prowizorycznie polską państwowość na Lubelszczyźnie i na Kresach. W 1940 r. Niemcom ponownie się przyfarciło - Francuzi tak jakby zrezygnowali z obrony swojego kraju i w kompromitujący sposób dali się pobić słabszym siłom niemieckim. A przypomnijmy, że ówczesna armia niemiecka składała się w większości z dywizji rezerwowych złożonych z weteranów I wojny światowej, używających broni z tamtej wojny wyciągniętej z magazynów i przemieszczających się na furmankach.

Flashback: Francja umarła w maju

W Niemczech zapanowała euforia. Uznali, że mogą wszystko! Ale z Wielką Brytanią już tak łatwo nie poszło. Niemcy nie mieli bowiem samolotów odpowiednich do tamtej kampanii lotniczej - a nie mieli, bo ze względów finansowych zrezygnowali przed wojną z ich rozwijania. Przede wszystkim nie mieli jednak odpowiednio silnej floty, pod której osłoną mogliby przeprowadzić inwazję. Sporządzili już listy kilkudziesięciu tysięcy przedstawicieli brytyjskich elit do rozstrzelania, ale nie mieli pomysłu jak się przeprawić do Anglii. Próby zawarcia pokoju się nie udały, za Oceanem USA czekały na pretekst, by włączyć się do wojny a Stalin szykował się na zadanie Niemcom ciosu w plecy i podbój Europy. Podjęto więc desperacką decyzję o ataku prewencyjnym na Związek Sowiecki.



Hitler później przyznał, że nigdy by się na nią nie zdobył, gdyby wiedział, że Sowieci mają 20 tys. czołgów. Mieli jednak więcej niż te 20 tys. i dostawali później nowe od Brytyjczyków i Amerykanów. Tak samo z samolotami, ciężarówkami i innym sprzętem wojennym - przemysł amerykański ratował Sowietów przed klęską, a jednocześnie uzbroił po zęby siły zbrojne USA oraz wszystkie wojska sojusznicze (poza Republiką Chińską, której celowo i złośliwie skąpiono sprzętu). Amerykańska potęga gospodarcza była w stanie samodzielnie mierzyć się z Niemcami, Japonią i tuzinem innych krajów. Niemcy nie mogli zaś dorównać połączonym siłom aliantów. Proste zestawienie statystyk gospodarczych już w 1939 r. pokazywało, że Niemcy tę wojnę przegrają. Hitler po terapii hipnotycznej w Passewelku odkrył jednak moc pozytywnego myślenia i czuł, że jest bogiem i że mu się uda. Pozytywne myślenie udzielało się również niemieckim generałom. Oni naprawdę myśleli, że do zimy 1941 r. uda się im osiągnąć linię Archangielsk-Astrachań i zakończyć na tym wojnę z ZSRR.



We wrześniu 1939 r. w Gdańsku Hitler wyśmiewał "polską organizację", organizacja niemiecka okazała się jednak w trakcie wojny o wiele mniej efektywna. Tooze opisuje w swojej książce meandry niemieckich programów zbrojeniowych i nieefektywności wojennego zarządzania w podbitej Europie. Swoje też robiły działania podziemia narodów podbitych. Jeśli np. zakłady zbrojeniowe w Polsce wypuściły kilkaset wadliwych silników lotniczych, to jak to się przekładało na śmiertelność wśród niemieckich pilotów? W całej GG wydajność w przemyśle spadła o 30 proc. wobec poziomu przedwojennego. Hans Frank wściekał się na Himmlera za to, że dezorganizuje mu pracę rolnictwa wdrażając na Zamojszczyźnie wstępną fazę Generalplan Ost. Sam Generalplan Ost - przewidujący np. wyniszczenie takich filogermańskich narodów jak Czesi, Ukraińcy czy Łatgalowie (miano ich zlikwidować bądź wysiedlić w 100 proc., by zrobić miejsce dla niemieckich kolonizatorów!) był wersją  planu Mitteleuropy na sterydach - Niemcy jednak nie zorientowali się, że nie mają szans na jego wprowadzenie w tej fazie wojny i że lepiej byłoby poluzować politykę okupacyjną, by pozyskać współpracę Słowian. Setki tysięcy sowieckich jeńców chętnych do służby w armii niemieckiej Wehrmacht po prostu zagłodził, bo miał gówniany system logistyki a przy tym nie wiedział, co z nimi zrobić. Tak samo w 1942 r. postanowiono wymordować Żydów, bo po prostu uznano, że nie ma czym ich karmić...



Powyżej: kolumna niemieckich jeńców, amerykański żołnierz z koroną niemieckiego "świętego rzymskiego" cesarza i amerykański żołnierz z zabawkami analnymi mieczami Fryderyka Wielkiego Pedała.


Skończyło się jak wiadomo na tym, że Amerykanie mocno wzbogacili się na wojnie (wychodząc w Wielkiego Kryzysu), zniszczyli konkurencję i podzielili się zniszczoną gospodarczo Europą z Sowietami. Wielka wspólnota gospodarcza w Europie planowana przez Hitlera zaczęła być budowana po wojnie już z inspiracji i pod nadzorem Amerykanów. Jej budowa zajęła metodami pokojowymi kilka dekad i wciąż trudno uznać, że jest projektem w pełni udanym...

***

Następnym odcinek będzie poświęcony momentowi będącemu punktem wspólnym dla większości moich serii blogowych: Wrześniowi 1939 r. Tym razem z punktu widzenia dyplomacji. Będzie o dokumentach, które zostały opublikowane ponad 70 lat temu, ale wszyscy historycy udają, że ich nie ma.

***

A w mainstreamowych mediach ciekawe teksty. (Tytuł w online jest znów wzięty z d... i zupełnie inny niż w papierze.)