sobota, 29 lipca 2017

Trump bierze się za zdrajców, zdrajcy biorą się za Trumpa


Ilustracja muzyczna: Alias - Fars Lille Pige 

Wiadomość o odejściu Rience'a Priebusa, szefa sztabu Białego Domu i zastąpieniu go przez gen. Johna Kelly'ego, dotychczasowego sekretarza ds. bezpieczeństwa krajowego, przyjąłem ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. O tym, że Rience stoi za powodzią przecieków z Białego Domu mówiło się od miesięcy, a teraz chyba zdobyto potwierdzenie. Cztery dni temu Roger Stone u Alexa Jonesa przepowiedział dokładnie taki scenariusz - a Stone ma akurat bardzo dobre dojścia w administracji Trumpa. Czystkę przeprowadza Anthony "Mooch" Scaramucchi, Włoch z Nowego Jorku, finansista wyglądający jak jeden z bohaterów "Rodziny Soprano". Już na wstępie powiedział on personelowi Białego Domu, że 150 lat wcześniej za dokonywanie przecieków wieszano, bo uznawano je za zdradę. Preibusa nazwał "pieprzonym schizofrenikiem paranoidalnym" i stwierdził, że nie jest jak Steve Bannon, "bo nie próbuje ssać własnego fiuta".  Może to niegrzeczne, ale Biały Dom i Narodowa Rada Bezpieczeństwa potrzebowały czystki elementów obamowskich i bushowskich, które sabotowały i sabotują politykę prezydenta. Można się spodziewać również, że Trump pozbędzie się prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa, który słabo się zajął dochodzeniem w sprawie Clintonów i nielegalnego podsłuchiwania kampanii prezydenckiej republikanów. Odejść może sekretarz stanu Rex Tillerson, który nie radzi sobie z oczyszczaniem własnego Departamentu a zastąpić go może Niki Haley, czyli obecna ambasador przy ONZ, znana z antyrosyjskiego stanowiska.



Pojawiły się też spekulacje dotyczące szykowanego zamachu na Trumpa. Popularny pastor Chojecki Rodney Howard-Browne opowiedział o spotkaniu z republikańskim kongresmenem, który przyznał się, że jest plan usunięcia Trumpa z urzędu. - Za pomocą impeachmentu? - dopytywał się Howard-Browne. - Nie, za pomocą nagłego usunięcia z urzędu - dodał kongresmen.  Secret Service potraktowała te informacje poważnie i odwiedziła pastora Howarda-Browne'a.  Jakiś czas wcześniej, były wiceprezydent Al Gore stwierdził, że w USA wydarzy się coś złego, na co naród powinien się przygotować.  Jak na razie republikański establiszment z Kongresu stara się sabotować program administracji Trumpa. Reforma podatkowa utknęła. Obamacare nie udało się znieść, bo Hanoi John McCain zagłosował na złość swoim wyborcom i prezydentowi. Partia Republikańska zachowuje się tak jakby chciała przegrać kolejną serię wyborów do Kongresu a sabotaż działań prezydenckiej administracji był dla niej najważniejszym celem. Co sprawiło, że tak bardzo boją się Trumpa i chcą się go pozbyć?


Pod koniec wizyty prezydenta w Europie wybuchła afera ze spotkaniem Donalda Trumpa Jr., Jareda Kushnera i Paula Manaforta z Natalią Weselnicką, rosyjską prawniczką powiązaną z mafiozami od sprawy Magnickiego i z FSB. Cała sprawa była prowokacją. Trump Jr. popełnił błąd dając się zwabić na to spotkanie zapoznawcze, ale przeciął z nią kontakty uznając, że Weselnicka chciała przekazać mu lipne, absurdalne informacje o współpracy demokratów z Rosją. Weselnicka przebywała w USA, choć wcześniej odmówiono jej wizy. Obamowski Departament Sprawiedliwości pozwolił jej na wjazd do kraju "w drodze wyjątku", a przebywając w USA złamała warunki, na których ją wpuszczono. FBI doskonale o tym wiedziała, a mimo to jej nie deportowano. Pozwolono jej uczestniczyć w przesłuchaniach w Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów, zatrudnić byłego demokratycznego kongresmena i spotykać się z senatorem Hanoi Johnem McCainem! W wniosku wizowym, jako miejsce zatrudnienia Weselnicka podała firmę Fusion GPS, wykorzystywaną wcześniej przez demokratów i Planned Parenthood do szukania brudów na ich przeciwników. Spekuluje się, że Fusion GPS jest finansowana przez Sorosa. To Fusion GPS stała za idiotyczny dossier mówiącym, że Trump był szantażowany przez rosyjskie spółki, bo kazał dwóm prostytutkom nasikać na łóżko, na którym spał kiedyś Michelle Obama.  Bill Browder, amerykański inwestor poszkodowany w aferze Magnickiego, twierdzi zaś, że Fusion GPS prowadziła przeciwko niemu kampanię zniesławiającą.  Była też wynajmowana przez rząd Wenezueli do szukania brudów na przywódców tamtejszej opozycji.  Browder twierdzi zaś, że Fusion GPS otrzymywała zlecenia również bezpośrednio od władz Rosji.

Podsumujmy więc: Fusion GPS realizowała w trakcie kampanii wyborczej prowokację przeciwko Trumpowi. Montowała lipne powiązania pomiędzy kampanią Trumpa a Rosją, tak by zapewnić Hillary Clinton przewagę w wyborach. Obamowskie służby wykorzystały to, by rozpocząć inwigilację Trumpa i jego sztabowców. Rosji zależało więc na zwycięstwie Hillary Clinton  a nie na wygranej nieprzewidywalnego miliardera mającego program odbudowy amerykańskiej mocarstwowości.



W tej układance jest miejsce również dla Hanoi Johna McCaina. To jego ludzie brali udział w prowokacji z lipnym dossier Fusion GPS.  To McCaina odwiedzała Weselnicka i inni bandyci od afery Magnickiego. I to McCain, choć odradzały mu to amerykańskie tajne służby, dwukrotnie spotkał się z rosyjskim oligarchą Olegiem Deripaską. McCain ma swoją wersję "Fundacji Clintonów" - Instytut Johna McCaina, który przyjmuje pieniądze od obcych rządów a także od George'a Sorosa i powiązanej z Clintonami firmy inwestycyjnej Teneo.  Możliwe również, że McCain jest szantażowany wojenną przeszłością - sprawą pożaru na lotniskowcu Forrestal, a także rzekomą kolaboracją w obozie jenieckim. Okazuje się, że prawdopodobnie nie był on nigdy torturowany w niewoli, ale brał udział w wielu propagandowych północnowietnamskich audycjach (fragmenty jednej z nich możecie wysłuchać tutaj). Wielu weteranów Wietnamu i byłych amerykańskich jeńców uważa go za kolaboranta.  Nie lubią go również za to, że blokował dochodzenie w sprawie amerykańskich żołnierzy zaginionych w akcji w Wietnamie, Laosie i Kambodży. Niezależnie od tego, co robił w Hanoi, obecnie zaangażował się w brzydką grę wspólnie z Rosjanami i Sorosem.



Demokraci też mają poważne problemy: aferę z braćmi Awan, dwoma pakistańskimi przestępcami, który Debbie Wasserman-Schultz powierzyła opiekę nad systemami informatycznymi Partii Demokratycznej w Kongresie. Zachodzi podejrzenie, że bracia Awan szantażowali kongresmenów. Mieli też dostęp do danych z komisji spraw zagranicznych. Dane z partyjnego systemu IT trafiały do zewnętrznego serwera. Imran Awan został niedawno aresztowany na lotnisku, gdy próbował uciec z USA.  FBI przejęła od braci Awan twarde dyski zniszczone za pomocą młotków. Co ciekawe jeden z braci Awan był subskrybentem kanału na YouTube uznawanego za "lekko pedofilski".  To kieruje nas znów w stronę Pizzagate. A tej aferze pojawiły się nowe wątki. Znany muzyk Chris Cornell z Soundgarden, popełnił kilka miesięcy temu "samobójstwo" - znaleziono go powieszonego, ale ze złamanymi kilkoma żebrami, co może wskazywać, że stawiał opór przed śmiercią. Cornell zaangażował się w działalność charytatywną... powiązaną z Clintonami i dziećmi z Haiti, które później dziwnym zbiegiem okoliczności były sprzedawane pedofilom. Niedawno samobójstwo popełnił w takim sam sposób Chester Bennington, z Linkin Park. Prawdopodobnie podobieństwa są w 100 proc. przypadkowe, ale ludzie spekulują, że Podesta był... ojcem Benningtona.  Trzeba przyznać, że byli do siebie bardzo podobni. (I można sobie odtworzyć: Numb - Linkin Park.)


***

Co do ostatniego prezydenckiego weta i protestów: nie będę tutaj wchodził w dyskusje o konkretnych rozwiązaniach prawnych, sensie weta i sensie protestów. Rzucę tylko garść ogólnych obserwacji. Wszystko mi się kojarzyło z nieudaną kolorową rewolucją w Rumunii - tam doszło do o wiele, wiele większych protestów niż w Polsce, bo przekonano Rumunów, że rząd chce dać masową amnestię przestępcą korupcyjnym - a to było totalnie niezgodne z prawdą. Inicjatorom protestów chodziło oczywiście o coś zupełnie innego niż protestującym: o obalenie rządu i zastąpienie go ekipą spolegliwą wobec MFW i gazowych interesów niemiecko-rosyjskich. Na ulice dużych polskich miast wyszedł zaś głównie liberalny elektorat plus umiarkowana aż do bólu prawica uważająca, że konstytucja to u nas niemal Talmud czy rzymskie Prawo 12 Tablic i nie można jej w żaden sposób naginać, bo to nieładnie i ich ubeccy profesorowie z wydziałów prawa będą się martwić ... Obie grupy miały szlachetne intencje, tak jak szlachetne intencje mieli też galicyjscy chłopi w 1846 r. przekonani przez życzliwych austriackich urzędników, że "Polaki" chcą ich wymordować i obalić monarchię, Na szczęście, mokre sny Pawła "Charlesa Mansona" Kasprzaka z Cweli SB i jakiś pacynek Sorosa z Fundacji Otarty Odbyt  się nie spełniły.
Ciekawy tekst na temat tej sprawy popełnił Agnosiewicz. Z większością jego tez się nie zgadzam. Nie uważam np, by wymęczone, szukane przez minutę w papierach, standardowe oświadczenie rzeczniczki Departamentu Stanu było formą nacisku na Polskę. To po prostu standardowa formułka biurokratów z Departamentu Stanu, w którym jest mnóstwo złogów obamowsko-bushowskich. (Np. ambasador w Warszawie, który próbował organizować spotkanie Trumpa z "Bolkiem", czyli sabotować wizytę.) Nie widzę też żadnego sojuszu Trumpa z Kościołem, Tym niemniej miał kilka ciekawych spostrzeżeń:


"I wreszcie skala protestów jako rzekoma przyczyna weta również nie brzmi zbyt poważnie. Wyraźnie bowiem widać, że realny opór społeczny maleje. Lipcowe protesty były przecież mniejsze niż ubiegłoroczne w których nie było żadnych kompromisów. Największe jak dotąd protesty były na początku w fazie walki wokół Trybunału Konstytucyjnego. Na „marszu miliona" 7 maja 2016 organizowanym przez KOD i partie opozycyjne, opozycyjny ratusz doliczył się ćwierć miliona ludzi (rządowa policja doliczyła się 45 tys., więc pewnie było coś po środku). Ani razu później nie było już takich szacunków: 240/45 tys. Obecnie, ten sam rzecznik ratusza, który dla walki o Trybunał podawał 240 tys. protestujących w stolicy, dla walki o Sąd Najwyższy podaje już 50 tys. . Policja podaje 14 tys. 50/14 tys. z 2017 to znacznie mniej niż 240/45 tys. z 2016. Na wyrost są więc tezy, że taka skala protestów jest sprawcza politycznie, tym bardziej, że istotny jest trend, a ten jest wyraźnie malejący.
Co to są poważne protesty? W Niemczech na ulicę wyszło 100 tys. ludzi, by zaprotestować przeciwko umowie CETA, a więc tyle, co w największych polskich protestach „w obronie demokracji". I demokratyczna władza niemiecka protestem się nie przejęła i umowę przyjęła. Snuje się w Polsce opowieści, że ów protest kilku dziesiątków tysięcy ludzi w stolicy groził polskim Majdanem. Tyle że w czasie Majdanu jednocześnie protestowało w Kijowie nawet 800 tys. ludzi. I to jest skala poważnego protestu o wymiarze sprawczym politycznie. W Warszawie przy 30-krotnie mniejszej skali niż w Kijowie nie było społecznego widma Majdanu.
Mówi się jednak, że walka o sądy zmobilizowała znacznie więcej młodych, że nie byli to już głównie emeryci, jak przy Trybunale. Czyli że nie jest to „stara gwardia w obronie koryta i przywilejów", lecz „coś zupełnie innego". Czyż jednak młodzi nie dominowali także w okresie czarnych protestów? Poza tym mamy wakacje, czyli okres, kiedy więcej młodych ma labę. Poza tym w okresie walki o reformę sądownictwa Dziennik Gazeta Prawna opublikował sondaż, który pokazał, że największe poparcie społeczne ma PiS w najmłodszej grupie wiekowej, 18-24 lata, w której 63,4% badanych popiera PiS, podczas kiedy PO+Nowoczesną ...zaledwie 3,5%.
W rzeczywistości kluczowe jest zupełnie co innego: zmiana trendów sondażowych. W czasie pierwszej największej fali protestów, w okresie walki o Trybunał, w sondażach poparcia dla partii politycznych niewiele się zmieniało i PiS cały czas deklasował konkurencję. PiS tracił poparcie w okresie walki o aborcję, kiedy Nowoczesna miała już niemal takie samo poparcie, jak partia rządząca. Czarne protesty wybuchły wskutek udanego fortelu Kukiza'15, który w kluczowym momencie zagłosował razem z PO, doprowadzając do odrzucenia społecznego projektu liberalizacji prawa i dopuszczając jedynie społeczny projekt zaostrzenia prawa, co było ewidentnym złamaniem obietnicy, że procedowane będą wszystkie społeczne projekty. Drugi kryzys poparcia miał miejsce w okresie walki o stanowisko „prezydenta Unii", kiedy sojusznicy Polski doprowadzili do osamotnienia głosu polskiego na arenie unijnej. Wówczas z kolei to PO niemal zbliżyła się już do PiS.
Zupełnie inaczej odbijają się na poparciu społecznym obecne protesty związane z walką o sądy. Okazuje się, że poparcie dla PiS nie tylko nie spada, nie tylko nie utrzymuje się na tym samym poziomie, ale rośnie o kilka punktów procentowych, co pokazały dwie różne sondażownie. Co to oznacza? O ile Trybunał był dla społeczeństwa generalnie obojętny, o tyle zwykłe sądy obojętne już nie są. Wzrost poparcia wskazuje na kierunek tej nieobojętności.
Jak to możliwe, że tak kontrowersyjna reforma daje wzrost poparcia? Odpowiedzią jestsondaż zaufania do polskiego sądownictwa. W całej III RP jedynie w okresie pierwszych rządów PiS był on pozytywny. Dziś pozytywnie ocenia je jedynie 28% Polaków, podczas kiedy 49% negatywnie.
Jeśli zatem uznamy zgodnie z prawdą, że to nie skala protestów zadecydowała o przyhamowaniu reformy sądów, lecz wolta sojuszników, USA i Kościoła, która mimo wszystko nie może być związana z obawą o demokrację, którą owi sojusznicy się dotąd nie przejmowali, to jak można to wyjaśnić? (...)

22 lipca, analogiczne stanowisko sformułował główny organ Watykanu, dziennik L'Osservatore Romano, krytykując Polskę, że wprowadza reformę „pomimo protestów publicznych i apeli Brukseli".

Kolejnego dnia, 23 lipca, prezydent Duda udał się na Jasną Górę, gdzie od paulinów otrzymał ryngraf maryjny. 24 lipca zawetował dwie główne ustawy reformujące sądownictwo. Tego samego dnia episkopat.pl opublikował list przewodniczącego Episkopatu, abpa Stanisława Gądeckiego, z podziękowaniem za oba weta, wraz z informacją, że Kościół popiera tzw. autentyczną demokrację oraz taki model trójpodziału władz, w którym żadna władza nie dominuje nad inną. (...)

W rzeczywistości PiS był najbardziej świecką partią III RP, jako jedyny bowiem odważył się na konfrontację z Watykanem w związku z kwestią lustracji duchowieństwa. Inne partie były świeckie jedynie na poziomie retoryki, a na poziomie działań umacniały pozycję Kościoła wobec państwa. (...)

Jest to wizja całkowicie sprzeczna z optyką Jarosława Kaczyńskiego, którego polityka opiera się na teoriach Stanisława Ehrliha, czyli lewicowego profesora prawa, u którego Kaczyński bronił doktorat i o którym powiedział, że jest jego mistrzem na równi z Marszałkiem Piłsudskim. Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, który bezwzględnie dominuje w systemie III RP. Główną wadą dogmatyzmu prawniczego jest opieranie wymiaru sprawiedliwości na formułach prawniczych, które kreują rzeczywistość pseudoidealną bez wgłębiania się w faktyczne konsekwencje społeczne owych formuł, za którymi często kryją się interesy grup uprzywilejowanych, które stają się na tyle silne, że są w stanie wpływać na decydentów politycznych oraz dostosowywać prawo do własnych interesów. W efekcie jedni są silni, drudzy wykluczeni lub marginalizowani. Praworządność służy tutaj umacnianiu degeneracji społecznej. Według Ehrliha mogą istnieć różne silne grupy społeczne, lecz musi jednocześnie istnieć pluralizm, by się równoważyły. Czytaj więcej: Dlaczego Kaczyński robi to, co robi? Odpowiedzią są myśli zapomnianego teoretyka prawa

Lewicowa inspiracja jest u Kaczyńskiego dość wyraźnie ugruntowana. Warto zwrócić uwagę, że chyba jedyną książką, jaką rekomendował publicznie był "Kapitał w XXI wieku" francuskiego ekonomisty Thomasa Piketty’ego."

(koniec cytatu)

A ja chyba coraz bardziej rozumiem Mariana Kowalskiego...

***

Wydawnictwo Podziemne opublikowało list otwarty do mnie. Będzie za jakiś czas moja odpowiedź.
A teraz możecie sobie go przeczytać i skomentować na stronie wydawnictwa, zwłaszcza, że autor listu odnosi się do moich stałych komentatorów - m.in. Chehelmuta i Górnoślązaka. :)


niedziela, 23 lipca 2017

Największe sekrety: Pontifex - Non Expedit


Ilustracja muzyczna: Call of the Witch - Re:Zero OST

Siłą Kościoła Katolickiego była niezwykła umiejętność dopasowania się do różnorodnych kultur, prądów intelektualnych i ustrojów. Kościół dzięki temu rozprzestrzenił się na cały świat i przetrwał 2 tysiące lat, stając się najstarszą, nieprzerwanie działającą instytucją świata zachodniego. Czasem zdarzało mu się jednak popadać w ideologiczną inercję - i to dużo go kosztowało na początku XIX w. Po rewolucyjnej i napoleońskiej zawierusze, próbował - wraz z niemal całą Europą - przywracać stan sprzed 1789 r., co już nie było możliwe. "Reakcyjni" papieże: Pius VII, Leon XII, Pius VIII  i Grzegorz XVI (ten, którego w niepochlebny sposób Słowacki odmalował w "Kordianie"), wyraźnie nie radzili sobie z okiełznywaniem rewolucyjnej fali i obroną starego, feudalnego porządku. Ich misja była z gatunku "niemożliwych". Feudalizm stawał się przeżytkiem a dawne elity albo były zbyt głupie, by go skutecznie bronić albo, tak jak kanclerz Metternich (patron Grzegorza XVI)  siedziały w kieszeni u Rotszyldów, Barringów lub innych domów bankierskich.  W Państwie Kościelnym narastało niezadowolenie z władzy papieży. Gdyby nie ochrona ze strony gotowych do interwencji wojsk austriackich i pożyczka od Rotszyldów, Grzegorz XVI zostałby dosyć łatwo obalony w wyniku rewolucji.

Nagle nastroje się zmieniły wraz z wyborem na papieża kardynała Giovanniego Marii Mastai-Ferretiego, który przybrał imię Pius IX. Nowy Ojciec Święty był wcześniej znany jako zwolennik reform w Państwie Kościelnym i sympatyk rodzącego się włoskiego ruchu nacjonalistycznego. Pierwszymi jego posunięciami było ogłoszenie amnestii powszechnej i znaczące złagodzenie cenzury. Nowy papież szybko stał się najpopularniejszym człowiekiem na Półwyspie Apenińskim.  Karbonariusze uznali, że mają swojego człowieka na Tronie Piotrowym. Jak czytamy:

"Codziennie zwoływano lud na triumfalne pochody pod pozorem dziękowania Papieżowi za jego dobrodziejstwa… Chorągwie różnych dzielnic rozpoczynały pochód, chórem śpiewając hymn Piusa IX. Przystrajano okna w kwiaty, kobierce i portrety Piusa IX. Nocnym pochodom przyświecały iluminacje i pochodnie. Pod Kwirynałem Papież wychodził na balkon i błogosławił… Wtedy ognie bengalskie oświetlały cały plac. Euforia ta posunęła się tak daleko, że płeć piękna stroiła się w barwy papieskie biało-żółte. Portrety Piusa IX były we wszystkich włoskich chatach, szynkach i kawiarniach, jak niegdyś Napoleona we Francji. Imię Pius, było najczęściej nadawanym imieniem dzieciom na Chrzcie Świętym.

Żydzi uwolnieni od prawa zakazującego im opuszczania getta po oddzwonieniu na Anioł Pański i którym Pius IX zezwolił sprowadzić z Jerozolimy do Rzymu swego rabina Mojżesza Izraela Kassana, nazywali Papieża „prorokiem”, a nawet „mesjaszem” i w synagodze chwalili go poezją biblijną. Podczas przejazdu Papieża wołali, jak ich pradziadowie, gdy witali wjeżdżającego do Jerozolimy Jezusa: „…Hosanna Synowi Dawidowemu, który idzie w Imię Pańskie… Hosanna na wysokościach !”. (...)

Jeden z największych włoskich masonów Mazzini 8 IX 1847r. w liście do Piusa IX pisał : „Ojcze Święty. krokom Twoim przypatruję się z niezmierną nadzieją… Nie trać ufności, polegaj na nas… Założymy dla Ciebie rząd jedyny w Europie… Wzbudzimy dla Ciebie poparcie, ponieważ jesteś godzien rozpocząć tę wielką sprawę… Błagam Boga, aby mi dał siłę przekonania Cię gestem, akcentem i łzami…”. (...)  Ten zawodowy spiskowiec, który żył ze spisków tak, jak inni z malarstwa lub muzyki, ojciec włoskiej rewolucji, której Garibaldi był tylko ramieniem, a Napoleon III i Wiktor Emanuel II protektorami, w tym samym czasie dawał swym agentom taką instrukcję: „Wykorzystujcie każdą okazję do gromadzenia mas, choćby tylko dla okazywania wdzięczności Papieżowi… Festyny, zgromadzenia, śpiewy, rozbudzają myśli, dając ludowi poczucie siły, stykając go z możnymi z osobami z różnych klas społecznych… Współudział możnych jest nieodzowny… Wielkiego Pana nie można ująć względami materialnymi, ale jego próżnością… Dawajcie mu pierwsze miejsca, póki będzie szedł z wami, tak by główny cel wielkiej rewolucji był mu niepoznany… Pokazujmy im zawsze tylko krok pierwszy… Duchowieństwo nie jest wrogie liberalizmowi… Starajcie się więc o jego udział, obiecując wolność i niezależność, a z wami iść będzie…”"

(koniec cytatu)



Zwróćcie uwagę: Mazzini, największy ówcześnie europejski terrorysta, wysokiej rangi mason, człowiek wspomagający polską, prometejską konspirację koresponduje z papieżem, który zostanie później uznany za błogosławionego! Później, syn bliskiego współpracownika Mazziniego - Bogdan Hutten-Czapski będzie robił za głównego agenta Stolicy Apostoliskiej na dworze Kaizera i odbudowywał niepodległe państwo polskie!
Garibaldi - weteran wojen hybrydowych na dwóch kontynentach organizuje zaś "astroturfing" na rzecz papieża. 
W 1847 r. wychodzą na jaw dokumenty loży masońskiej z Palermo, wskazujące że kard. Mastai-Ferretti był jej członkiem. Później wielokrotnie temu zaprzeczano i wskazywano te informacje jako masońskie fałszerstwa. Mimo wszystko jednak coś dziwnego działo się w Watykanie...





Początek pontyfikatu bł. Piusa IX zbiegł się w czasie z początkiem fali rewolucyjnej w Europie, inspirowanej przez Mazziniego. Zaczyna się od Powstania Krakowskiego 1846 r., na którą "konserwatywni" Austriacy odpowiadają rabacją galicyjską. Później mamy rewolucje w: Palermo, Neapolu, Brescii, Padwie, Paryżu, Berlinie, Pradze, Budapeszcie, Poznaniu... Przez Europę przetacza się fala znana jako Wiosna Ludów.  Stary porządek się chwieje a rodzące się nacjonalizmy pokazują swoją siłę. 



Nacjonalistyczne rewolucje odbywają się często z poparciem duchowieństwa. Gdy wojska z państw włoskich ruszają na nie sprowokowaną wojnę przeciwko Austriakom, księża krzyczą: "Wypędźcie barbarzyńców!". W pole ruszają również oddziały papieskie. 21 marca 1848 r. lud rzymski szturmuje austriacką ambasadę i powołując się na wolę papieża zrzuca z niej cesarski herb, po czym go pali. Pius IX mówi, że wolałby zrezygnować z urzędu i pójść do klasztoru, niż pozwolić Austriakom panować we Włoszech. Porównuje rewolucję do "cudownej burzy", która łamie dęby i cedry. Austriacka monarchia walczy wtedy o przeżycie, Metternich ucieka z Wiednia a Rotszyld traci na upadku jego rządu ogromne pieniądze (rewolucja wiedeńska miała mocny akcent antybankierski i antyrotszyldowski).  Pius IX jest przywódcą duchowym antyfeudalnej wojny hybrydowej Mazziniego. Adam Mickiewicz tworzy Legion mający być jednostką szturmową w służbie papieża i Rewolucji. Frankista Mickiewicz jest przekonany, że proces odzyskiwania niepodległości przez Polskę zacznie się w Rzymie.



Nagle jednak sytuacja geopolityczna gwałtownie się zmienia. Trzej marszałkowie: Jelacić, Radetzky i Winidschgraetz ratują Austrię. Radetzky w lipcu, pod Custozą miażdży wojska piemonckie. Papież widzi, że wojna jest przegrana i próbuje uniknąć katastrofy. Radykalne żywioły wśród rewolucjonistów tego nie rozumieją. Dochodzi do konfliktów dotyczących strategii. 



Radykałowie zabijają szefa papieskich tajnych służb Pellegrino Rossiego a Pius IX ucieka do Gaety. Zostaje proklamowana Republika Rzymska. Papież wzywa na pomoc wojska neapolitańskie, hiszpańskie, austriackie oraz... Republiki Francuskiej. Broniony przez Garibaldiego Rzym zostaje zdobyty przez armię francuską w czerwcu 1849 r. Do 1866 r. papieża chronią wojska Republiki Francuskiej a później II Cesarstwa. 




Na papieskie ziemie ostrzy sobie zęby dynastia sabaudzka i jej masoński premier Cavour.  Garibaldi prowadzi wojnę hybrydową przeciwko Królestwu Obojga Sycylii i Państwu Kościelnego - za pomocą swoich "czerwonych koszul" (czerwonych ludzików) zajmując ich terytoria w 1860 r. i w 1867 r. Celem ostatecznym jest Rzym. Wojskom Królestwa Włoch udaje się go zdobyć 20 września 1870 r., czyli po klęsce Francji w wojnie z Prusami. Papież za pośrednictwem arcybiskupa Ledóchowskiego szuka wsparcia u Bismarcka przeciwko Włochom. Pius IX myśli również o emigracji. W referendum, które przeprowadzono dwa tygodnie później, 134 tys. mieszkańców Rzymu opowiada się za przyłączeniem Wiecznego Miasta do Włoch a jedynie 1507 jest przeciw. Państwo włoskie proponuje papiestwu immunitet, wielkie przywileje i roczną dotację w wysokości 3,25 mln lirów. Papież odrzuca propozycję i nakłada ekskomunikę na wszystkich sprawców likwidacji Państwa Kościelnego. "Non Expedit!". Papiestwo nie uznaje istnienia Królestwa Włoch i przez następne pół wieku stawia na ostrzu noża kłopotliwą sprawę rzymską. I ma rację.

Państwo Kościelne istniało od VIII w. Dłużej niż np. Niemcy, Anglia czy Hiszpania. Włochy były zaś państwem sztucznym i stosunkowo nowym tworem politycznym. Nawet dzisiaj mieszkańców Południa Italii dzieli ogromna przepaść z mieszkańcami Północy. Przed wojną hybrydową Garbialdiego Południe było krajem kwitnącym i stosunkowo zamożnym, później zostało fiskalnie zrabowane przez urzędników z Północy. Włoskiego języka literackiego dzieci uczą się dopiero w szkole, jako wzór przyjmując XVIII-wieczną nowelkę. W domu i na podwórku mówią w lokalnych dialektach. Włoski naród zaczął się kształtować dopiero w XIX w. a proces ten zakończył się za rządów Mussoliniego. Skoro zaś Włochy nie wchłonęły w swojej ekspansji San Marino, to czemu Państwo Kościelne, choćby w szczątkowej formie, miało zostać pozbawione prawa do istnienia? Błąd popełniony przez dynastię sabaudzką zrozumie dopiero Mussolini. 



Papież, który rozpoczynał rządy jako duchowy patron Europejskiej Rewolucji Nacjonalistycznej, został zapamiętany jako wielki reakcjonista, autor "Syllabusa Błędów" i dogmatu o nieomylności papieskiej. Od czasu do czasu udzielał jednak wsparcia rewolucyjnym ideom. Przychylnie się odnosił do Skonfederowanych Stanów Ameryki i ich prezydenta Jeffersona Davisa. (Oficerem wywiadu Konfederacji był kumpel Mazziniego, lucyferiański mason, współtwórca Ku-Klux-Klanu płk Albert Pike).  Wsparł dyplomatycznie Powstanie Styczniowe, apelując do Napoleona III i Franciszka Józefa o interwencję wojskową w obronie Polaków. W propolskim geście kanonizował Andrzeja Bobolę i Jozefata Kuncewicza. Mówił pielgrzymom z Polski: " miejcie nadzieję, wytrwałość, odwagę i módlcie się, a ciemięzcy wasi runą i Królestwo Polskie powróci." W tym będą pomagać polskiej, prometejskiej konspiracji następcy Piusa IX, współpracownicy i wychowankowie masońskiego kardynała Rampolli. Po latach, do grona błogosławionych Piusa IX zaliczy Jan Paweł II, Słowiański Papież, którego nadejście przewidywał Juliusz Słowacki. 



A Mazzini, nacjonalistyczny spiskowiec, stał się inspiracją dla włoskich faszystów - ruchu, który doprowadzi do pogodzenia Kościoła z włoskim państwem i nacjonalizmem. Mazzini był protofaszystą. Uważał, że wolność sama w sobie nie doprowadzi do poprawy położenia warstw biedniejszych. Jego zdaniem to rząd powinien pracować nad przyniesieniem narodowi postępu a wszyscy obywatele pracować dla dobra społeczeństwa. Jak zauważył Jonah Goldberg, autor znakomitej książki "Lewicowy faszyzm". sama idea faszyzmu kiełkowała już w dziełach Platona, o. Campanelli, św. Tomasza Morusa, w twórczości Jeana-Jacquesa Rosseau (który nakreślił szkic ustroju idealnego, protofaszystowskiego państwa na zlecenie konfederatów barskich!). Goldberg nazywa Rewolucję Francuską "Pierwszą Rewolucją Faszystowską". Kościół miał z nią okropne doświadczenia. Ale przecież był prześladowany też przez Imperium Rzymskie i w końcu to Imperium schrystianizował i przejął jego dorobek. Czemu więc nie miałby spróbować schrystianizować Rewolucji i powstałego w jej wyniku protofaszystowskiego państwa?

I o tej próbie chrystianizacji faszyzmu będzie w następnym odcinku serii Pontifex...

Moim zdaniem, współcześnie Mazzini reprezentowałby alt-right. I to w bardzo radykalnej formie. Organizowałby zamachy na liberalnych europejskich polityków-pasożytów, tak jak w XIX w. organizował zamachy na królów i książąt. Garibaldi wraz ze swoimi ludźmi patrolowałby Morze Śródziemne i zatapiał statki z "nachodźcami". Płk Albert Pike shitpostowałby piosenki Moonmana takie jak np. "Rightwing Death Squads". Mickiewicz i Słowacki wzięliby udział w Wielkiej Wojnie Memowej... Trollowaliby twitterowe konta Kajetana Koźmiana :)

niedziela, 16 lipca 2017

Największe sekrety: Pontifex - Pacem, Dei manus pulcherrimum

Ilustracja muzyczna: Myth & Roid - Jingo Jungle (Youjo Senki openning)



"Wielkiemu Papieżowi czasów światowej tragedii, dobroczyńcy ludów, nie czyniącego różnicy między narodowościami czy religiami, jako wyraz wdzięczności - Wschód" - głosi napis na ufundowanym przez turecki rząd pomniku papieża Benedykta XV w Istambule. Benedykt XV, papież czasu wojny (pontyfikat w latach 1914-1922) z pewnością zasłużył sobie na taką pamięć swoimi wieloma inicjatywami pokojowymi i humanitarnymi, niezmierzoną dobrocią jaką okazywał skłóconym ludom walczącego świata. Dlaczego jednak jedyne tego typu uhonorowanie "apostoła pokoju" zostało postawione w muzułmańskiej Turcji i to jeszcze za życia papieża? Czemu uhonorowano Ojca Św., który interweniował u sułtana w obronie Ormian? (Którzy nie byli przecież tacy święci, jak ich ks. Isakowicz-Zaleski i Grzegorz Kucharczyk przedstawiają. Ormiańska V-ta kolumna mordowała w latach 1914-1915 tureckich i kurdyjskich cywili, jeńców i rannych żołnierzy z równym zapałem, co zdradzieckie mniejszości Polaków na jesieni 1939 r.)  Okazuje się, że papież i jego dyplomacja prowadzili tuż po wojnie działania wspierające pokonaną Turcję. To dyplomatyczne i wywiadowcze wsparcie szło bardzo daleko. (Antykościelny pisarz Deschner twierdzi, że Stolica Apostolska pomagała w dostawach broni dla rodzącej się republiki tureckiej. Nie znalazłem jednak niestety potwierdzenia tego.) Tak daleko, że wdzięczni Turcy postawili papieżowi pomnik.  Skąd taka sympatia wobec Turcji w Stolicy Apostolskiej? I to w czasie, gdy Turcy "sprzątali" kraj ze zdradzieckich, chrześcijańskich mniejszości?




Turcja była z w czasie wojny centrum międzynarodowych intryg i zarazem krajem, w którym losy wojny się rozstrzygnęły. To w Konstantynopolu, w 1914 r. Alexander Parvus przedstawił niemieckim tajnym służbom plan wywołania rewolucji w Rosji - plan za którym lobbował opisany w poprzedniej części serii "Pontifex" Bogdan Hutten-Czapski., adiutant Kaisera, doradca niemieckiego sztabu generalnego ds. polityki wschodniej, zaufany człowiek Watykanu w Rzeszy i zarazem syn współpracownika Mazziniego. Parvus wcześniej blisko współpracował z młodoturecką juntą, zdominowaną przez masonerię i zrobił majątek na dostawach broni dla Turcji. (Jeszcze wcześniej brał udział w prometejskiej prowokacji, czyli Krwawej Niedzieli w Petersburgu - wywołaniu Rewolucji 1905 r. Ponadto, wspólnie z Julianem Marchlewskim wydawał light novelki Stefana Żeromskiego.) 


Lobbystą na rzecz Turcji i ruchu młodotureckiego, zdominowanego przez masonerię, był Giuseppe Volpi, hrabia Misraty, jeden z najpotężniejszych włoskich przemysłowców tamtych czasów, twórca festiwalu filmowego w Wenecji. Volpi był jednym z głównych finansistów ruchu faszystowskiego, de facto kontrolerem Mussoliniego w pierwszych latach jego rządów, faszystowskim gubernatorem Trypolitanii oraz ministrem finansów. (Przypominam, że ruch faszystowski lubił się odwoływać do włoskich, rewolucyjnych nacjonalistów z XIX w. - Garibaldiego i Mazziniego.) Volpi był negocjatorem pokoju z Turcją po wojnie o Trypolitanię z lat 1911-1912. Jednocześnie finansował ruch młodoturecki, a po zamachu stanu dokonanym w Istambule przez młodoturków lobbował na Zachodzie o uznanie i wsparcie dla nowego reżimu. Ruch Młodych Turków już samą nazwą odwoływał się do Młodych Włoch i Młodej Europy Mazziniego. I tutaj natrafiamy na kolejne polskie powiązania. Łącznikiem pomiędzy rodzącym się ruchem młodotureckim a włoską masonerią był garibaldczyk, dyktator Powstania Styczniowego, polski i turecki generał Marian Langiewicz, znany w Turcji jako Langi Bey. W drugiej połowie XIX w. twórcą nowoczesnych tureckich służb specjalnych był Tadeusz Oksza-Orzechowski, przedstawiciel Rządu Narodowego w Stambule podczas Powstania Styczniowego, później łącznik między rządem Turcja a Austrią i.... Stolicą Apostolską! Turecki nacjonalizm de facto stworzył Polak, Konstanty Półkozic-Borzęcki znany w Turcji jako Mustafa Dżeleledin Pasza. Jak czytamy: "Dopiero w XIX w. na romantycznej fali Turcy zaczęli dostrzegać i doceniać narodowy pierwiastek w swojej historii. Mocno przyczyniła się do tego książka „Turcy dawni i współcześni" Konstantego Borzęckiego, polskiego imigranta znanego w Turcji jako Mustafa Dżelaleddin Pasza. W swoim dziele Borzęcki wykazywał, że Turcy są szlachetnym narodem aryjskim (nazywał ich Turkoaryjczykami), który dokonał w przeszłości wielu imponujących czynów, ale podupadł w wyniku zarażenia się semicką cywilizacją islamu, która odcięła go od europejskiej myśli. Borzęcki uczył Turków dumy z przynależności do własnego narodu. Zachował się egzemplarz jego książki z naniesionymi na marginesach uwagami młodego oficera Mustafy Kemala, który później został Atatürkiem, twórcą nowoczesnej, narodowej i świeckiej Turcji. Sam Atatürk był przykładem tego, jak mocno wymieszany był turecki tygiel etniczny. Miał niebieskie oczy, a w młodości włosy w kolorze blond. Jego matkę wspominano jako kobietę przypominającą „bułgarskie Słowianki", a wywodziła się ona z jednego z koczowniczych plemion z obecnego pogranicza Turcji, Bułgarii i Grecji. W pobliżu mieszkał turkijski lud Pomaków, który dawni polscy badacze uważali za potomków polskich jeńców. Niektórzy badacze wskazują natomiast, że ze strony ojca Atatürk mógł mieć przodków wywodzących się z sekty Dönmeh, żydowskiej grupy, która w XVII w. została zmuszona do przejścia na islam, ale potajemnie praktykowała kabalistyczne rytuały. Z szeregów tej sekty wywodziło się wielu przedstawicieli ruchu młodotureckiego, który na początku XX w. próbował przemienić Turcję w nowoczesne państwo odwołujące się do tradycji turkijskiej."



Czemu Turcja była tak ważna w planach Konspiracji Prometejskiej, włoskiej mazzinistycznej masonerii oraz Stolicy Apostolskiej? Bo blokowała morską drogę dostaw do Rosji, poprzez Cieśniny. Alianci próbowali nieudolnie odblokować tę drogę podczas bitwy o Gallipoli. Droga poprzez Bałtyk była zamknięta a pozostałe szlaki transportowe miały bardzo ograniczoną przepustowość. Rosja została wykończona w I wojnie światowej przede wszystkim gospodarczo, a było to możliwe dzięki zamknięciu dla niej Cieśnin Tureckich.




Benedykt XV był wielkim przyjacielem Polski. To jego człowiek, Bogdan Hutten-Czapski był inicjatorem Aktu 5 Listopada. To rady Hutten-Czapskiego sprawiły, że Kaiser i Ludendorff zdecydowali się odbudować polską administrację, szkolnictwo i wojsko. Nieprzypadkowo do Rady Regencyjnej wszedł abp Aleksander Kakowski.  W maju 1918 r. przybył do Warszawy specjalny wizytator apostolski kard. Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI.  Miał on wspierać Polaków w odbudowie państwa i był przyjacielem Polski - znał m.in. Trylogię oraz "Irydiona" Słowackiego. Benedykt XV posyłając go nad Wisłę mówił mu, że Polska wkrótce powstanie z grobu jak Łazarz. Ojciec Św. korespondował również ze znanym "socjalistą, masonem, rozwodnikiem i bandytą z Bezdan" brygadierem Józefem Piłsudskim - tematem ich listów była m.in. postać św. Andrzeja Boboli. Dmowski mógł liczyć jedynie na spotkanie z kard. Gasparrim, który wyraźniej przy nim rżnął głupa (no chyba, że Dmowski konfabulował na ten temat...). Nie bez znaczenia było to, że generałem zakonu jezuitów papież uczynił polskiego arystokratę Włodzimierza Ledóchowskiego.



Stolica Apostolska nawigowała na dyplomatycznych wodach podczas Wielkiej Wojny bardzo sprawnie. Można zaryzykować twierdzenie, że gdyby Włochy pozostały przy Państwach Centralnych, to po wojnie mocarstwa zachodnie mogłyby ukarać dynastię sabaudzką przywróceniem Państwa Kościelnego. Włochy wybrały jednak Entantę. Ich ofensywa w Tyrolu załamała się po tym jak informacje o rychłym przystąpieniu Włoch do wojny przekazał Niemcom prałat von Gerlach, bliski współpracownik papieża Benedykta XV. Gerlach był później ścigany za szpiegostwo na rzecz Niemiec. Miał przekazywać ściśle tajne wiadomości Matthiasowi Erzbergerowi, przywódcy niemieckiej, katolickiej Partii Centrum. Były funkcjonariusz FBI Mark Riebling, w swojej znakomitej książce "Kościół Szpiegów", w 1918 r. Erzberger odwiedził generała jezuitów w Szwajcarii i przekazał im infromacje o szykowanej niemieckiej ofensywie "Kaiserschlacht" na Froncie Zachodnim. Informacja ta została przekazana do francuskiego sztabu generalnego poprzez jezuitę - Michela d'Herbigny - tak przynajmniej mówi powojenny niemiecki raport wywiadowczy. Erzberger został później zamordowany przez bojówkę Freikorpsu. Klęska wielkiej ofensywy z 1918 r. zdemoralizowała armię niemiecką i doprowadziła do upadku II Rzeszy. Papież Benedykt XV skomentował to: "Marcin Luter przegrał tę wojnę!".   Równie brutalnie skomentował upadek cesarstwa Austro-Węgierskiego. 8 listopada 1918 r. napisał: "Nikt rozsądny nie może przy tym obstawać, by przypisywać nam (z powodu upadku Habsburgów) boleść, która nie miałaby uzasadnienia".



Ogólnie podczas pierwszej wojny światowej episkopaty wszystkich walczących państw zagrzewały zwaśnione narody do boju i prześcigały się w okazywaniu patriotyzmu. W okopach zrodziła się przyjaźń między weteranami a kapelanami, co stało się zaczynem wielkich powojennych idei. Zmienić musiała się przez to polityka państw Europy Zachodniej do Kościoła. O ile przed pierwszą wojną światową katolików bardzo szykanowano we Francji i Włoszech, to w trakcie wojny skończono z tą polityką. We Francji mogła powstać wreszcie silna prawica a naród postawił votum za zwycięstwo w postaci bazyliki na Montmartre.By dowartościować Francuzów świętą ogłoszono Joannę d'Arc  Podobne procesy zaszły we Włoszech. Lud i politycy doceniali bardzo patriotyczną postawę Kościoła w trakcie wojny.  Kościół rozkwitał w powojennych latach w Europie Zachodniej - ludzie zrozumieli, że liberalna demokracja była ślepą uliczką. Rodziły się nurty takie jak "klerofaszym" austriackiego kanclerza Dollfussa mające na celu naprawę błędów i wypaczeń cywilizacji zachodniej. Obok katolickiej Polski, powstała też - dzięki tajnej wojnie oraz działaniom infiltracyjnym - wolna i katolicka Irlandia. W 1912 r. "Oesterreichs Katholisches Sonntagsblatt", główna austriacka gazeta katolicka, wieszczyła, że przyszła wielka wojna europejska doprowadzi do załamania europejskiego liberalizmu. "Wcale nie szkodziłoby to Europie, gdyby raz nareszcie, gruntownie przewietrzyć panujące w niej stosunki". I tak się stało.

Flashback: Największe sekrety: Apostoł infiltracji

W 1879 r. o. d'Alzon, założyciel zakonu asumpcjonistów pisał: "Państwo rosyjskie już długo nie przetrwa. Wydaje mi się, że rosyjski kolos gotów jest doznać konwulsji, ledwie dobiegnie kresu czas tureckiej władzy w Europie, co nie może już być odległe. Na tę chwilę musimy być przygotowani. Nihiliści dokończą swego dzieła zniszczenia i na tym gruncie, wymiecionym przez burze rewolucji, my wzniesiemy prawdziwy krzyż".  Tych "nihilistów" wspomagał m.in. Hutten-Czapski. Stolica Apostolska przyjęła pozytywnie wybuch rewolucji lutowej - oznaczała ona koniec szykanowania katolicyzmu w Rosji. Gdyby rewolucja nie przeszła w drugą fazę - bolszewicką, można by mówić o ogromnym sukcesie. Należy jednak pamiętać, że początek rządów bolszewików był Stolicy Apostolskiej oraz innych europejskich ośrodków władzy wielką niewiadomą. Watykan próbował więc prowadzić dialog z bolszewikami, a oni się od tego nie uchylali. Gotowi byli pójść na duże ustępstwa i starali się pokazywać swoją tolerancję. W pierwszych latach po rewolucji w Piotrogrodzie odbywały się więc publiczne procesje Bożego Ciała a w styczniu 1918 r. przewidywano powstanie biskupstw katolickich na Syberii. W Sowieckiej Rosji istniały placówki opiekuńcze finansowane przez Kościół Katolicki, w których wisiały portrety papieża.



 Gdy w sierpniu 1920 r. wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy, nuncjusz Ratti, wielki przyjaciel Polski był obok tureckiego posła, jedynym szefem misji dyplomatycznej, który nie ewakuował się z polskiej stolicy. Miał polecenie pozostania w niej, nawet jeśli zajmą ją bolszewickie hordy. Wówczas miał nawiązać kontakt z Feliksem Dzierżyńskim - członkiem prometejskiej konspiracji stojącym na czele bolszewickiego "rządu" Polski. Dzierżyński w tym czasie siedział na plebani w Wyszkowie i wąchał pantsu swojej młodszej siostry. Towarzyszyli mu: były dowódca wyprawy wywiadowczej do Wrót Agharthy w Tuwie Feliks "Lolicon" Kon i były współpracownik Parvusa Julian Marchlewski (nie wiem, jaki miał fetysz, może lubił "pułapki"?)  Jakoś proboszcza z miejscowej parafii nie rozstrzelali, ani nie wywłaszczyli, tylko sobie z nim przyjaźnie rozmawiali.... Wiele świadectw wskazuje na to, że Dzierżyński jako szef Czeka wyciągał z więzień polskich księży oraz innych naszych patriotów...



Dialog między Stolicą Apostolską a Kremlem trwał jeszcze w 1922 r. Podczas konferencji w Genui kard. Gasparii, watykański sekretarz stanu odbył bardzo serdeczną rozmowę z bolszewickim komisarzem Wacławem Worowskim. Na pożegnanie wręczył temu sowieckiemu gejowi czerwoną różę.... Mówimy o kardynale, który napisał katechizm, zachwalany obecnie przez Bractwo Św. Piusa X....



W kwietniu 1917 r. hiszpański ezoteryk Carlos Calderon zapisał w transie "13 maja będzie jednym z najszczęśliwszych dni dla dobrych dusz świata". 13 maja trzy duże portugalskie gazety "Jornal de Noticias", "O Primero de Janeiro" i "Libertade" zamieściły notkę o takiej samej treści. "Wojna i spirytualizm. Sensacyjne doniesienia". "Wczoraj otrzymaliśmy wiadomość, której treść przedrukowujemy. Porto, 11 maja 1917 r. Panowie Redaktorzy: Było anonsowane przez Duchy i różne grupy spirytystów, że w dniu 13 bieżącego miesiąca będzie podany fakt w związku z wojną, który wprawi w zdumienie wszystkich ludzi. Mam zaszczyt podpisać się. Spirytysta i dedykowany propagator prawdy Antonio",  13 maja 1917 r. trojgu pastuszkom, w portugalskiej miejscowości Fatima zaczęła się objawiać świetlista postać, która ujawniła później, że jest Matką Boską. Czas na objawienia był odpowiedni - Wielka Wojna i przeddzień rewolucji w Rosji. Miejsce jednak było niecodzienne. Portugalia była bowiem wówczas zadupiem Europy. Krajem, w którym od wojskowego zamachu stanu z  1910 r. panowała liberalna demokracja - czyli taki ustrój, w którym rządzą mafijni politycy nazywający siebie samych liberalnymi demokratami i nie chcą dopuszczać innych do władzy. W Portugalii panował wówczas głód i straszliwa bieda. Na polach Flandrii umierali portugalscy żołnierze wysłani tam przez swój głupi rząd za mglistą obietnicę udziału w rabunku niemieckich kolonii. Portugalskie władze, silnie zdominowane przez masonerię, prześladowały też katolików - czyli znaczną większość narodu. W atakach ich bojówek na kościoły zginęło więcej Portugalczyków niż na froncie. Objawienia w Fatimie budzą niepokój władz - masoński burmistrz miasteczka i szef policji grożą trojgu dzieci, że usmażą je we wrzącym oleju, jeśli nie zamilkną. 13 października 1917 r. dochodzi do Cudu Słońca - w obecności 100 tys. ludzi dochodzi do niewytłumaczalnego zjawiska. "Przy końcu spotkania Łucji i Najświętszej Maryi Panny, w chwili gdy Maryja zaczęła się unosić, a dziewczynka wykrzyknęła słowa „Popatrzcie na słońce!”, chmury się rozpierzchły odsłaniając słońce, które wyglądało jak ogromny srebrny dysk. Lśniło tak intensywnie, jak jeszcze nigdy, lecz jego blask nie oślepiał. Trwało to tylko chwilę. Ta ogromna kula zaczęła jakby „tańczyć”. Słońce było jakby gigantycznym ognistym kołem, kręcącym się szybko. Zatrzymało się na jakiś czas, zanim znów zaczęło kręcić się wokół swojej osi z oszałamiającą prędkością. Następnie zaczęło przybierać różowy kolor na krawędziach i ślizgać po niebie, wirując i rozsypując czerwone snopy płomieni. Światło to odbijało się na ziemi, na drzewach i krzewach, a także na twarzach ludzi i na ich ubraniach, przyjmując świetliste różnobarwne odcienie. Trzykrotnie ożywiona szaleńczym ruchem kula ognia zaczęła drżeć i trząść się. Wydawało się, że opadając ruchem zygzakowatym spadnie na przerażony tłum. Wszystko to trwało około dziesięciu minut. Na końcu słońce wspięło się znów wijącym ruchem do punktu, z którego zaczęło opadać, na nowo przyjmując swój spokojny wygląd i odzyskując zwykłą jasność swego światła.  Cykl objawień zakończył się.  Wielu ludzi zauważyło, że ich ubrania przemoknięte deszczem, od razu wyschły. Cud słońca został także zaobserwowany przez wielu świadków znajdujących się poza miejscem objawień, w promieniu około czterdziestu kilometrów."
Wielu sceptykom i liberałom obecnym na miejscu dosłownie puściły ze strachu zwieracze...



W ciągu kilku miesięcy rząd łagodzi politykę wobec Kościoła. Kilka lat później zostaje obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu. Wojsko przekazuję władzę drowi ekonomii Antonio Salazarowi, który stawia w ciągu kilku lat portugalską gospodarkę na nogi i tworzy faszyzujący ustrój Estado Novo, który trwa w Portugalii aż do połowy lat 70-tych. Najświętsza Panienka (jeśli oczywiście przyjmujemy Jej istnienie oraz obecność podczas objawień w Fatimie) mówiąc, że depozyt wiary zostanie w Portugalii zachowany być może miała na myśli długie trwanie tamtejszego "złego, faszystowskiego" reżimu i nie dopuszczanie tam do władzy liberalnych pasożytów. Matka Boska miała też podczas tych objawień przewidzieć drugą wojnę światową i ostrzec przed "błędami Rosji". Trójka dzieci, która usłyszała od niej ten przekaz nie wiedziała wówczas nawet co to jest Rosja. Myśleli początkowo, że chodzi o Rossię, oślicę sąsiada... Przekaz jednak miał trafić nie tyle do nich, co do Stolicy Apostolskiej. Czyżby chodziło o to, by przerwać grę z bolszewikami, bo ona się nie uda?

***

W następnym odcinku cofniemy się nieco: do pontyfikatu Piusa IX, by odkryć korzenie tej rozgrywki. 

A ja się wciąż zastanawiam: jak na wpisy z tej serii zareagowałby Grzegorz Braun? Przepalenia obwodów mógłby doznać również niejeden liberalny bądź postkomuszy antyklerykał. Np. taka Magdalena Środa. Niedawno narzekała w pewnej fakenewsowej gazetce, że rząd nie słucha papieża Franciszka w kwestii nachodźców. Wcześniej, przez wiele lat pierdoliła o rozdziale Kościoła od państwa i o tym, by biskupów i papieży się nie słuchać. Środa porównuje też rządy PiS z PRL lat 80-tych, co jest o tyle kuriozalne, że wówczas przecież świetnie się odnajdywała i robiła karierę bodajże w partyjnej młodzieżówce. Zachował się nawet film, na którym tłumaczy młodzieży w Jarocinie, że zamiast słuchać jakiejś dziwnej zachodniej muzyki, powinna jechać na sianokosy. No, cóż skoro wyciągnięty głęboko z d... płk. Mazguła skanduje sobie "Solidarność, Solidarność" , to albo ci ludzie za bardzo weszli w rolę w tym teatrzyku albo mają poważną schizofrenię.

***

Mój tekst o prometejskim prezydencie Trumpie wywołał ciekawą reakcję. I to po prawicowej, antykomunistycznej stronie wierzącej w narrację CNN i Johna Podesty o tym, że "Trumpa zainstalował w Białym Domu Putin" i że tylko gen. Mattis może powstrzymać Trumpa przed dealem z Rosją. (A poza tym Trump jest be, bo nie jest podręcznikowym konserwatystą, ani nawet republikaninem od urodzenia.) Autor prowadzący bloga na łamach witryny zasłużonego Wydawnictwa Podziemnego pisze m.in.:"Oglądałem warszawski odczyt Trumpa w stanie, w którym wzrastające obrzydzenie walczyło z niekłamanym zdumieniem, ale nic nie przygotowało mnie na reakcję, jaką następnie znalazłem na polskim internecie. Niejaki Foxmulder napisał np., że „w zdjęciu prezydentów Dudy i Trumpa oglądających Rejtana Matejki jest coś bardzo symbolicznego, prometejskiego…” Czy to znaczy, że Duda z Trumpem niosą ogień dla zgnębionej ludzkości? Tylko przy czym tu Reytan? Darmo szukać wyjaśnień. Autor tego bełkotu, przedstawia się jako „głos radykalnego centrum” i „pacyficznych atlantystów”, co oczywiście pozbawione jest jakiegokolwiek sensu, poza dziecięcą uciechą w gromadzeniu sprzeczności. Nie wątpię, że Foxmulder znał kiedyś pobożną grzesznicę, która na rok przed urodzeniem zmarła, trzymając w ręku kwadratowe kółko. Trump, to w oczach autora „proimetejski [tak w oryginale] prezydent z turbosłowiańską [znowu: tak w oryginale!] żoną i córką”, który, jak przystało Odynowi i Wotanowi, obłapiał Walkirie, gdzie popadło."

No cóż, autor tej riposty pewnie uważa, że ironia to "królestwo zamieszkiwane przez Irokezów". Nie dziwi mnie więc to, że bierze zabawę konwencją śmiertelnie poważnie a przy tym nie wie czym był np. Ruch Prometejski i czym jest fenomem turbosłowiański. "Nie wątpię, że Foxmulder znał kiedyś pobożną grzesznicę" - no, takich nie brakuje. Jedna moja mocno zboczona dobra znajoma (fizycznie trochę w typie Megyn Kelly) pięknie się modliła pod figurą Matki Boskiej Fatimskiej... Zresztą historią zna wiele przypadków "pobożnych grzesznic" - np. wielokrotną morderczynię św. Olgę.  Ale złośliwości na bok, bo autor raczy nas bardzo wysublimowaną analizą strategiczną, np.:

"Trump jest jak Putin i oczywiście z nim mu będzie najłatwiej się dogadać, ale to wcale nie znaczy, że się dogadają, bo tacy ludzie także najłatwiej popadają w konflikt. " (Czyli autor nieświadomie potwierdził tezę jaką głoszę od dawna i jaką głosi m.in. Władimir Bukowski - Trump może być największym wrogiem karzełka Putina-Hujły.)

"Głównym osiągnięciem generała Mattisa w ostatnich miesiącach, jest stworzenie kurdyjskiej enklawy w Syrii przy aktywnej pomocy amerykańskich jednostek specjalnych, a także przekonanie liderów Arabii Saudyjskiej, że muszą bronić swego stanu posiadania." (Tak jakby bez gen. Mattisa Saudowie nie mieli zamiaru "bronić swego stanu posiadania".) 

"W moim głębokim przekonaniu, sowieci wpływali na wybory amerykańskie wielokrotnie w przeszłości, ale robili to w sposób subtelny i często przeciwny powszechnym oczekiwaniom. Klasycznym tego przykładem jest wybór Ronalda Reagana w roku 1980. Moim zdaniem, Kreml potrzebował wówczas autentycznego antykomunisty w Białym Domu, by móc uwiarygodnić przygotowywane przedstawienie pt. „upadek komunizmu”. " (Czyli Kreml jest wszechmocny i nie próbujcie się nawet przeciwko niemu buntować, bo zrobił nawet Reagana prezydentem.)

No, cóż wygląda na to, że moje tezy nie są aż takie szalone... W każdym bądź razie dziękuję za słowa krytyki. Rozważę je w sercu i umieszczę na blogu banner: "Reagan - kandydat Kremla".