środa, 29 stycznia 2014

Po co pomagać Ukrainie urwać się z sowieckiej smyczy?




Dymisja sowieciarskiego rządu Azarowa nie jest w żadnym wypadku końcem konfliktu na Ukrainie, choć może być początkiem końca. Janukowycz będzie grał na czas i starał się osłabić ducha protestujących przez pokazanie im, że protesty nie mają sensu. Jeśli przegra tę rozgrywkę, będzie starał się wynegocjować przekazanie władzy oligarchom związanym z opozycją w zamian za nietykalność i zachowanie majątku swojej rodziny. Wśród potencjalnych jego następców jest wymieniany m.in. "król czekolady" Willy Wonka Petro Poroszenko. Rosja zapewne użyje straszaka w postaci separatyzmu. Już zresztą uruchomiła dosyć głupią propagandę o tym, że Węgry i Rumunia (państwa jak wszyscy wiemy mające potężne i waleczne siły zbrojne :) planują rozbiór Ukrainy.

Skoro już doszliśmy do "rumuńskich i węgierskich imperialistów" oraz "planów wojennych ich zbrodniczej soldateski", to zastanówmy się na tym, co Polska może zyskać na proeuropejskim przeorientowaniu Ukrainy. Dr. Targalski opublikował na ten temat tekst w grudniowym "Nowym Państwie". Zacytujmy jego obszerny fragment:



"Kluczowe znaczenie Ukraina ma więc tylko dla polityki imperialnej i jej warstwy symbolicznej. O ile dla Zachodu droga na Kaukaz wiedzie przez Ukrainę, o tyle dla Rosji blokuje ona dostąp do Bałkanów i starego celu Konstantynopola.

Bez Ukrainy Rosja musi zrezygnować z programu neoimperoialnego. Traci też dla niego uzasadnienie w postaci tezy o „zbieraniu ziem ruskich”. W tym sensie Putin ma rację, że serce Rosji bije na Ukrainie, ale jest to serce Rosji imperialnej, zagrażającej Europie.

Walka o Ukrainę jest nawet w większej mierze walką o symbole niż o rzeczywisty zasięg kontroli, gdyż przekreślając osiągnięcia Rosji od czasów Piotra Wielkiego, jest ciosem w istotę jej polityki. Dlatego car, który utraci Ukrainę, pokaże swoją niezdatność do zasiadania na Kremlu i pozbawiony zostanie władzy. Putin będzie więc walczył do końca, co nie znaczy, że wygra. Przegrana zaś musi zostać przyozdobiona w odpowiednie szaty symboliczne walki z agresją Zachodu i obietnicy rewanżu.

Dyskusje o tym, że „Rosja nigdy nie wypuści Ukrainy” są charakterystyczne dla duszy niewolniczej. To niewolnik zastanawia się: Czy Pan pozwoli, czy zgodzi się, czy wybatoży? Wyeliminowanie zależności od Rosji zależy od stosunku i układu sił oraz od woli zainteresowanych. Rosja słaba może się nie zgadzać na wolność Ukrainy tak samo skutecznie jak Rzym na utratę Galii. Germanie jakoś sobie takich pytań nie zadawali tylko brali, co chcieli, gdyż mieli przewagę.

Kluczem jest Białoruś

Z punktu widzenia geopolitycznego, tak długo jak celem Moskwy pozostaje Europa, najważniejszą dla Rosji nie jest Ukraina lecz Białoruś. To z Białorusi można przeciąć Ukrainę z północy na południe, a więc odbić. Stąd można też otoczyć i zagrozić państwom bałtyckim i wreszcie stąd przez Polskę wiedzie droga do Niemiec. Dopiero więc wyrwanie Białorusi zabezpieczy Pomost Bałtycko-Czarnomorski przed Rosją i umożliwi stworzenie południkowej infrastruktury między Skandynawią a Turcją, Kaukazem i Bliskim Wschodem.

Z drugiej strony, nawet osłabienie wpływów rosyjskich na Ukrainie, nie mówiąc już o ich eliminacji w stopniu istotnym, będzie oddziaływało właśnie na Białorusinów. Poddani promieniowaniu idei niezależności z południa, północy i zachodu, również zaczną oddalać się od Rosji. Dlatego najważniejsza batalia o wyzwolenie Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego rozegra się na Białorusi. Tu też tkwi tajemnica tolerowania Łukaszenki jako skutecznej bariery przed zbliżeniem z Zachodem. Rosja starała się za wszelką cenę przejąć tamtejszą infrastrukturę by kontrolować Białoruś pod względem gospodarczym i tą drogą mieć wpływ na władze polityczne, nawet gdyby się wymknęły spod jej kontroli. Celem dla Rosji nigdy nie jest gospodarka lecz ekspansja polityczna, a ekonomia stanowi jedynie instrument polityki imperialnej.

Rosja XVI wieku

Wyzwolenie się Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego z rosyjskiej kontroli będzie miało trzy konsekwencje.

Dla Polski oznaczać będzie gwarancje bezpieczeństwa ze strony Rosji, a więc upadek wpływów jej agentury. Najważniejsze staną się dla nas stosunki z państwami Pomostu z jednej i z Niemcami z drugiej strony. Stąd też znaczenie związków z USA jako czynnika równowagi w tych stosunkach.

Centrum Europy przesunie się ze starej Unii na Wschód, a jednocześnie Europa zamiast wzdłuż osi od Szczecina do Triestu podzieli się grosso modo równoleżnikowo na strefę północną i śródziemnomorską.

Rosja będzie musiała się ostatecznie pożegnać z marzeniami o imperium, co powinno wywołać głęboki wstrząs, spowodować całkowitą zmianę charakteru tego państwa i przewartościowanie dotychczasowej tradycji. Wtedy nastąpi rzeczywista europeizacja kraju, który wreszcie zacznie troszczyć się o swych obywateli a nie podboje i eksport kryzysów wewnętrznych. Wraz z rosnącym znaczeniem narodów muzułmańskich i rolą czynnika demograficznego można spodziewać się ich oderwania. Rosja stałaby się wówczas krajem europejskim.

Możliwy też jest wariant pesymistyczny. Oznaczałby on przekształcenie się Rosji w państwo azjatyckie, o znacznej ludności niesłowiańskiej, któremu ton nadawaliby eurazjacji. Taka Rosja byłaby już nawet nie sojusznikiem ale „młodszym bratem” Chin i w oparciu o nie usiłowałaby prowadzić politykę rewanżystowską. To jednak Pekin decydowałby kiedy i co wolno byłoby zrobić Moskwie."

(koniec cytatu)




Wsparcie dla  Ukrainy leży w naszym interesie strategicznym. Ale nie powinniśmy pomagać jej bezinteresownie. Można wykorzystać ukraiński kryzys do załatwienia kilku innych spraw takich jak choćby poszanowanie praw naszej mniejszości (aż do autonomii), ochrona naszego dziedzictwa kulturalno-historycznego czy też koncesje gospodarcze. Wszak wielki Marszałek Piłsudski zawierając sojusz z Petlurą wymógł na Ukraińcach szerokie koncesje dla Polski - nawet nasz Hongkong nad Morzem Czarnym. O tym, co możemy uzyskać od Ukrainy bardzo rozsądnie pisał mój przyjaciel w tym artykule (który gorąco polecam). 

Zasłyszane: Jak nazywają się zwolennicy Tuska? Titus(z)ki :)

sobota, 25 stycznia 2014

Ukraina: Powstanie Styczniowe przeciw Janukowyczowi


Eskalacja konfliktu politycznego na Ukrainie zbiegła się dziwnym trafem z rocznicą Powstania Styczniowego. Duch dawnej Rzeczypospolitej jak widać nie umarł i od czasu do czasu płata figle zatrwożonym "realistom". 

Wszyscy skupiają się na krwawych starciach w Kijowie - brutalności postsowieckich małpoludów z Berkutu, ofiarach śmiertelnych, groźbie stanu wyjątkowego i demonstrantach, którzy stracili już cierpliwość i zaczęli się zbroić. Ciekawe rzeczy jednak dzieją się również na prowincji - opozycyjni demonstranci przejęli siedziby władz lokalnych we Lwowie, Stanisławowie, Równem i Czerkasach. Miejscowi milicjanci i żołnierze odmawiają walki z nimi. Naród rusza po władzę. Czy jednak ma szansę ją przejąć?






Janukowycz jest w kiepskiej sytuacji: ma przeciwko sobie nie tylko naród i światową opinię publiczną oraz niektóre zachodnie rządy, ale również sporą część oligarchów (wspierających finansowo opozycję, z obawy przed tym, że "dyktator" Janukowycz odbierze im biznesy). Zapewne ryją też pod nim co bardziej ambitni przedstawiciele jego obozu (Medwedczuk? Klujew?), chcący go zastąpić w roli kremlowskiego namiestnika po sprowokowanej masakrze. Nie wykluczone również, że ryje pod nim sam Putin. Jak stwierdził prof. Andrzej Nowak:

" Teraz realizowany jest putinowski Plan B. Plan A mu się nie powiódł, a polegał na spokojnym wchłonięciu Ukrainy i jednoczesnym przełknięciu przez UE kolejnego upokorzenia ze strony Rosji, która uzyskuje już nie częściową, ale formalną kontrolę nad największym krajem, leżącym na styku dawnego imperium rosyjskiego i obszaru Unii. To się nie powiodło na wskutek oporu społeczeństwa ukraińskiego. (...) On jest teraz realizowany i polega na całkowitym sparaliżowaniu Ukrainy; na wojnie domowej, nawet jeśli ona nie przybierze charakteru walk ciągłych i kolejnych ofiar na ulicach. Oby ich już nie było. Paraliż Ukrainy jest już niesłychanie trudny do uniknięcia. (...) To już nie jest starcie, po którym można się spotkać przy jakimś okrągłym stole, jaki proponował im wcześniej Aleksander Kwaśniewski. Po przelaniu krwi w starciu opozycji i władzy szanse na demokratyczne wyjście z tej sytuacji nie ma chyba większych szans powodzenia. "

Scenariusz ten zdaje się wspierać obecność w ukraińskim MSW i SBU doradców z FSB (nie mówiąc o licznej tam rosyjskiej agenturze). Może okazać się, że snajperzy, którzy strzelali do demonstrantów na Majdanie to rosyjscy dywersanci - czego nie wykluczają byli funkcjonariusze SBU. Prowokatorzy zapewne znaleźli się również w Prawym Bloku, który zainicjował zamieszki. 

W rękach Janukowycza znajduje się wciąż bardzo potężny atut - resorty siłowe (nawet jeśli działają w nich siły, które go "podgryzają"). Będzie więc raczej szedł na konfrontację. Przemysław Żurawski vel Grajewski:

" Przewiduję, że w tej sprawie nastąpi rozwiązanie siłowe. Jednak ono nie będzie skuteczne. To będzie rodzaj stanu wojennego w Polsce, ale mniej skuteczny. Janukowycz nie będzie niczym bowiem szantażować Ukraińców. Siłowe rozpędzenie Majdanu nie będzie więc miało takiego paraliżującego skutku, jak stan wojenny miał w Polsce. Dyktatura ukraińska będzie bardzo niestabilna i się załamie. Sądzę, że Ukraińcy wygrają tę grę, choć będzie taki okres, w którym nie będzie można wspierać państwa ukraińskiego, ponieważ ono będzie rządzone przez siły wrogie. Obecnie należy prowadzić takie działania, które wypromują Polskę jako główny kraj wspierający przemiany na Ukrainie. "

Czy dojdzie do wojny domowej? Najlepiej chyba na to pytanie odpowiedział Witalij Portnikow, ukraiński dziennikarz, który musiał uciekać do Polski po wizycie "nieznanych sprawców" (polecam przeczytać wywiad z nim tym idiotom, którzy wklejają sobie na fejsowy profil obrazek "popieram Janukowycza"):

"Żeby doszło do wojny domowej muszą być dwie różne grupy społeczne, które są gotowe przelewać swoją krew. Na wschodzie kraju nikt jednak nie pali się do poświęcenia swojego życia w imię reżimu Janukowycza. Za niego i system gotowi są poświęcić się jedynie opłaceni kryminaliści i czujący zagrożenie członkowie Berkutu. Dlatego też nie jest to konflikt pomiędzy Ukraińcami, a pomiędzy ambitnym społeczeństwem a brutalną władzą."

Na koniec kilka ciekawostek:

Lista numerów telefonów komórkowych Janukowycza i 200 ludzi z jego otoczenia (działaczy Partii Regionów i komunistów)

Jednym z zabitych w Kijowie ukraińskich demonstrantów był Sergij Nigojan, z pochodzenia Ormianin (Co na to ks. Isakowicz-Zaleskian? Nadal będzie nas straszył "ukraińskimi faszystami" czy też wypowie się przeciwko Janukowyczowi?). Zemstę za jego śmierć zapowiedziała już ormiańska, nacjonalistyczna organizacja terrorystyczna ASALA.

Reżimowy ukraiński sąd oskarżył 73-letniego demonstranta o zadanie berkutowcom "ciężkich obrażeń ciała" za pomocą... kawałka słoniny, połówki bochenka chleba i papieru toaletowego. Akcja jak z "Gintamy"...

Ps. Uważam, że niektórzy przedstawiciele polskiej (bądź polskojęzycznej prawicy) powinni założyć na fejsie profil "Nie śpię, bo boję się banderowców". :)


czwartek, 23 stycznia 2014

Syria: Assad, al-Kaida, FSA - trójkąt zależności


Powyżej: Baszar Assad, w genderowo-tęczowych kolorach chyba nie przypadł do gustu syryjskim homofobom...

Ilustracja muzyczna: Elfen Lied: Lilium (Music Box)

Truizmem jest napisać, że konflikt w Syrii ma wielowymiarowe oblicze. Dlatego napiszę: nawet k...wa się nie domyślacie ile wielopoziomowych aspektów on posiada. Spójrzmy chociażby na udział dżihadystów w tym umiędzynarodowionym konflikcie wewnętrznym. Reprezentowani oni są głównie przez dwie "franczyzowe" grupy: Front al-Nusra oraz Islamski Front Iraku i Syrii (ISIS). W potocznej, zarówno skrajnie lewicowej jak i "duponarodowej" narracji Assad jest zaporą przeciwko tym mrocznym, terrorystycznym siłom mordującym syryjskich chrześcijan, inne mniejszości religijne i każdego, kto nie pasuje do ich wizji islamskiego państwa. I na pewnym poziomie jest to interpretacja prawdziwa. Wszak kilka tygodni temu przebywali w Damaszku przedstawiciele zachodnich agencji wywiadowczych i rozmawiali z syryjską bezpieką na temat współpracy przy zwalczaniu al-Kaidy. Ale na innym poziomie wizerunek Assada jako zapory przeciwko dżihadyzmowi jest fałszywy. Front al-Nusra oraz ISIS kontrolują część syryjskich pól naftowych i zarabiają na handlu ropą.  Kto jest ich głównym partnerem handlowym? Assadowskie władze Syrii. Tak, te "katechoniczne", "broniące krześcijan przed islamskim barbarzyństwem", "broniące się przed zagranicznymi dżihadystycznymi najemnikami". Tak się również dziwnym trafem zdarzyło, że już w trakcie rebelii bezpieka wypuszczała z więzień islamskich radykałów (o czym mówili od dłuższego czasu dezerterzy z assadowskiej nomenklatury i republikańscy powstańcy). Ta sama bezpieka, która wykończyła co najmniej 11 tys. osadzonych w więzieniach - na co wypłynęły ostatnio dowody. Kilku apologetom Assada z grona lewaków i "duponarodowców" przepaliły się pewnie teraz obwody. Ale bardziej kumatym czytelnikom wyjaśnię, że takie postępowanie Assada jest logiczne i bardzo makiawelliczne. Z jednej strony wzmacnia grupę nie uznającą jurysdykcji FSA - a więc wewnętrzne podziały wśród rebeliantów, z drugiej może pokazać się światu jako ofiara dżihadyzmu. Ten sam człowiek, który wcześniej przez wiele lat wspierał al-Kaidę w Iraku i Jordanii, Hamas i Hezbollah.  ("Duponarodowcy" lubią podkreślać, że assadowska Syria udzieliła schronienia chrześcijańskim uchodźcom z Iraku. Fakt, ale ci uchodźcy musieli uciekać właśnie dlatego, że Assad hojnie łożył na kampanię terrorystyczną w ich kraju.) Przez ostatnie miesiące nasilały się starcia między republikańskim a islamskim odłamem rebeliantów. W wielu miejscach "świeccy" powstańcy zawierali lokalne rozejmy z assadowską armią, by móc zwalczać dżihadystów. Można się więc spodziewać, że w końcu FSA zostanie zintegrowana z armią syryjską w ramach walki przeciwko al-Kaidzie. "Eksperci" przekonujący, że FSA to "banda islamskich najemników, zbrodniarzy i kanibali" będą musieli dokonać kolejnych propagandowych łamańców...

Skoro Iran dogaduje się obecnie z USA, taki scenariusz chyba byłby najbardziej zadowalający. Oczywiście z jednym poważnym zastrzeżeniem: Syria nie może funkcjonować jako normalne państwo z Assadem u władzy. Teoretycznie Iran mógłby więc zakończyć tę fazę konfliktu syryjskiego uruchamiając swoją agenturę i dokonując zamachu stanu - wymieniając Assada na jakiegoś generała o mniej splamionym nazwisku. Obecnego syryjskiego "katechona-kutafona" wraz z żoną postawiłoby się w takim scenariuszu pod ścianą i rozstrzelało jak małżeństwo Ceausescu. Tak się przecież pozbywa niewygodnych świadków.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Feliks Dzierżyński - lolicon, miłośnik młodszych sióstr

"Wyglądasz mi na miłośnika młodszych sióstr..."
      Gintoki Sakata, "Gintama"


Ilustracja muzyczna: Hatsune Miku "Glad You're a Lolicon" (anglojęzyczne tłumaczenie w napisach)



W jednym z wpisów serii Największe Sekrety przyjrzałem się "niekonwencjonalnym zachowaniom seksualnym" szefów sowieckiej bezpieki. Wspomniałem wówczas, że Feliks Dzierżyński był loliconem, czyli gustował w młodych dziewczętach. Bogdan Jaxa-Roniker, więzienny znajomy "Żelaznego Feliksa" (wypuszczony później przez niego do Polski z misją ocieplania wizerunku szefa CzeKa), w swojej wydanej w 1932 r. książce "Dzierżyński. Czerwony kat" przedstawia życiorys twórcy czerezwyczajki opowiedziany mu przez samego Dzierżyńskiego. Dość obszerne fragmenty poświecone są tam miłości Feliksa do jego dalekiej krewnej, Zosi - w której Dzierżyński zakochał się gdy miała ona ... 6 lat a wyznał jej uczucia, gdy skończyła 15. W tej książce opublikowanych zostało też kilka wierszy napisanych przez Dzierżyńskiego. Inspiracją dla poniższego był widok ośmioletniej dziewczynki w powozie, która przypominała mu jego drogą "siostrzyczkę" Zosię:

Gdzieżes mi znikła, jak sen jaki złoty,
Dziewczynko?... Czy ja cię kiedy zobaczę,
Twe modre oczki, falujące sploty?....
Jadę samotny i, patrz, tęskny, płaczę...





Inny jego lolicoński wiersz:

Twarz, jej, jak naręcz kwiatów. Oczy, jak bławatki,
Mają cos z blasku nieba, coś z uśmiechów matki.
Do najdroższego z dzieci... Uszy, jak lilije.
Chłoną tylko pieśń wiosny, co miłością żyje.
Policzki gładkie, krągłe, jak wodne grążele,
Uczą zakochanego, jak pożądać wiele.
A usta mdłe, świeże, jak krwawy pąk róży,
Ile z nich pić rozkoszy można, z góry wróży.







W życiorysie "Krwawego Feliksa" jest pewna znamienna biała plama. "Wypadek" na polowaniu w 1892 r., w trakcie którego zginęła jego młodsza siostra Wanda. Pisze o tej tajemnicy "Magazyn Wileński":





"Jadwiga z Żukowskich, żona generała Kazimierza Sosnkowskiego, w dzieciństwie wychowywała się w sąsiadujących z majątkiem Dzierżyńskich Syłgudyszkach. „Trudno ją podejrzewać o bezkrytyczny stosunek do komunizmu, toteż jej wspomnienia mają dla mnie wielką wagę” – pisze Jerzy S. Łątka. Dotyczą one także młodego Feliksa i... głośnego w całej okolicy w tamtych czasach dramatu rodzinnego Dzierżyńskich.




Ze wspomnień generałowej Jadwigi Sosnkowskiej: „Kiedy zaczęłam przytomnie spoglądać na świat, Feliksa w tych stronach już nie było. W domu opowiadano o tragicznym wypadku. Feliks miał siostrę Wandę [najmłodszą – uw. A. A. B.], którą ogromnie kochał i która była mu równie oddana. Robiła to, co jej kazał. Ta dziewczynka była oczkiem w głowie całej rodziny. Feliks miał wtedy coś około 17 lat. Mnie nie było jeszcze na świecie. Później z piątych ust usłyszałam o tej tragedii.

Mała Wandzia widząc, że Feliks idzie na kuropatwy – a musiał przejść przez las – zaczaiła się w chaszczach, jakie zwykle otaczają lasy i kiedy brat pojawił się, wyskoczyła, żeby go nastraszyć. Widocznie zaczepiła się o coś, bo trwało to zbyt długo. Feliks pomyślał, że to zwierzyna, strzelił... i był koniec. Skamieniały z rozpaczy, nie wiedział, co czynić. Nadbiegła rodzina, matka, bracia, niezwykle despotyczny ojciec. Była to scena z Szekspira. Wszyscy rzucili się na tego biednego Feliksa, biczowali go tak oskarżeniami, że zmartwiały chłopak nie był w stanie przemówić, nie dano mu szansy, by wyjaśnił, jak to mogło się stać. W pewnym momencie ojciec podniesionym głosem powiedział, że odtąd [Feliks] jest wyklęty z rodziny i nie ma prawa pokazywać się w rodzinnych stronach”.

Jerzy S. Łątka w swoim „Krwawym Apostole” komentuje to tak: „W każdej przekazywanej poprzez kilka osób wiadomości dochodzi do zniekształceń. Biografowie Feliksa Edmundowicza utrzymują, że nieumyślnym sprawcą śmierci Wandy był brat Stanisław. Relacja Sosnkowskiej jest zbyt słabą poszlaką, aby te ustalenia kwestionować. Chociaż kto wie?...[...] Pewne jest jedno, że w tej opowieści, która do pani Sosnkowskiej dotarła, ziemiański vox populi dorobił właśnie szekspirowskie zakończenie w postaci wypędzenia Feliksa z domu”.

Jerzy S. Łątka zwraca uwagę na szczegół w tej opowieści najistotniejszy: ojciec Feliksa, Edmund Rufin Dzierżyński zmarł około 10 lat przed śmiercią Wandy. Nie mógł więc wykląć Felisia.

Ale dla biografa Dzierżyńskiego bardziej cenne są następne zdania z relacji Jadwigi Sosnkowskiej:

„Cóż to była za szalona rozpacz tego młodego człowieka. Udał się przed siebie nie wiedząc dokąd, nie wiedząc po co. Po drodze napotkała go moja matka wracająca konno i bardzo się tym przejęła. Po raz pierwszy widziała go płaczącego. Niewiele chyba mówił, był bez grosza, chciał iść do Wilna, a potem?.. Potem chciał jechać przed siebie. Mama moja dała mu parę rubli i takie nastąpiło rozstanie”."



Ten tajemniczy "wypadek" na polowaniu kojarzy mi się z koreańskim filmem "Oldboy". Pożądanie wobec miłej, słodkiej młodszej siostrzyczki. Częsty lolicoński motyw. Czy Feliksa i całkowicie uległą mu Wandę łączyło coś więcej niż tylko typowe uczucia łączące młodsze siostry ze starszymi braćmi? Czy Wanda popełniła samobójstwo czy też zginęła w trakcie sprzeczki? Zapewne nigdy nie dowiemy się jak było naprawdę. A to jest najprawdopodobniej klucz do dalszych losów Feliksa Dzierżyńskiego. Bolszewickiego lolicona.


Powyżej: czy coś takiego przydarzyło się Feliksowi Dzierżyńskiemu? Czy sytuacje z poniższych filmików stały się jego udziałem? :)




sobota, 18 stycznia 2014

Szaron, idiokracja i duponarodowcy

"Piotrze Semko! Spotkamy się  na Święcie Kiełbasy!!!"
gen. Ariel Szaron

"Słuchaj człowieku młody, z ciebie taki syjonista jak z d... trąba! Zeev Żabotyński się w grobie przewraca, gdy widzi, co ty robisz!"
Robert Larkowski w zaświatach, słowa wypowiedziane do gen. Szarona


Zdaje sobie sprawę, że śmierć - obojętnie kogo - to temat śmiertelnie poważny, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. Nie żebym ucieszył się ze zgonu byłego izraelskiego premiera. Nic z tych rzeczy. Bawiła mnie tylko reakcja niektórych środowisk z lewa i prawa na wiadomość o śmierci tego polityka. Dla wielu ludzi stała się ona okazją do popisywania się historyczną ignorancją. Przebił wszystkich pod tym względem portal narodowcy.net. Oto czym mnie rozbawił:



To nie żadna literówka. Według bliskowschodnich ekspertów tego cenionego wśród endeków portalu do wybuchu Drugiej Intifady doszło na sześć lat przed Pierwszą Intifadą i na rok przed Wojną Libańską 1982 r.  Ten sam portal po śmierci Margaret Thatcher opublikował pełen rażących błędów merytorycznych artykuł, w którym starano się przekonać czytelników, że premier Thatcher była... lewaczką. Najbardziej absurdalnym zarzutem skierowanym wobec brytyjskiej premier przez duponarodowców było to, że:

 ""Będąc ministrem edukacji w latach 1970-1974, obcinała dotacje na edukację, skupiając się przede wszystkim na finansowaniu szkolnictwa akademickiego, co zakończyło się m.in. wycofaniem bezpłatnego mleka dla najmłodszych."

Wymyśliłem po tym akcję: "Szklanka mleka dla endeka". Inicjatywa ta odbiła się szerokim echem wśród Kawaii Prawicy i Kawaii Radykalnego Centrum. (Do akcji przyłączyła się ostatnio Niyama Ran)



Wielu z Was spyta: czemu zajmuje się jakimiś idiotami? Bo liczba idiotów na świecie rośnie. To megatrend. Film "Idiokracja" Mike'a Judge'a (twórcy "Beavisa i Buttheada") wydaje się tutaj proroczy. Głupotom wypisywanym przez portal duponarodowcy.net wcale bowiem nie tak daleko od wizji  zaprezentowanej w "Idiokracji" ("UN pokonał Hitlera i dinozaury", "Ten cieknący reaktor jest na Florydzie./A nie w Georgii?/Ty idioto! Georgia jest na Florydzie!", "Szpital św. Boga" :). 

Wielki strateg Sun Tzu pisał, że najlepszym sposobem na podbicie wrogiego państwa jest jego rozłożenie wewnętrzne. Jednym z oczywistych sposobów na promowanie wewnętrznego rozkładu jest ogłupianie społeczeństwa. Czasem zdarza się również, że interesy rządzącej kliki zbiegają się z interesami ościennych mocarstw - społeczeństwo jest ogłupiane wówczas również przez ośrodki wewnętrzne. Głupi naród przecież nie będzie przecież rozliczał mafijnej władzy. Tak się akurat składa, że demos zamieszkujący między Bugiem a Odrą jest stale ogłupiany od wielu lat. By lewicowa młodzież się nie buntowała, wymyśla się jej zabawy w stylu WOŚP, gejparad czy walki z takimi fantomami jak "faszystowskie zagrożenie", czy pedofilia kleru. By prawicowa młodzież się nie buntowała, wymyśla się jej ciuciubabkę z policją i subkulturami na 11 listopada i walkę z takimi fantomami jak Traktat Lizboński czy ukraińska Swoboda. Portal duponarodowcy.net oraz niektóre inne grupy endeckie zdaje się robią wszystko co możliwe, by ogłupić i zmanipulować młodzież mającą potencjał do buntu...

Praca nad mieszaniem w głowach przynosi skutki. Podesłałem znajomemu wszechpolakowi ciekawy artykuł dotyczący Ukrainy - napisany przez endeka (mojego przyjaciela, wybitnego znawcę nacjonalizmów z naszego regionu) dla endeków, na endeckim portalu. Odpowiedzią było: "wiarygodne jak cholera, autor łączy NOP i RN". Na moje pytanie, jakie powinno być wobec tego nasze stanowisko wobec kryzysu na Ukrainie, otrzymałem odpowiedź: "Posłuchaj Max Kolonki, powinniśmy robić coś w ten deseń". Wypacykowany telewizyjny prezenter, były chłopak Weroniki Rosati, Nowym Dmowskim. OK. Niech Wam będzie. Co Was w takim razie różni od idiotów ślepo wierzących w wynurzenia Lisa, Durczoka czy Kraśki?

Smaczny screen z portalu duponarodowcy.net został przeze mnie wklejony również z powodu zabawnego komentarza jaki się pojawił pod artykułem o śmierci gen. Szarona. "No to filosemita Hubert Kozieł ma żałobę..." - pisze tam Dziennik Narodowca. Mikroblog. Sprawdziłem ten facebookowy profil i spotkało mnie miłe zaskoczenie. Autor wspomina o mnie dość często. Muszę go bardzo irytować - a szczególnie mój historyczny rewizjonizm. Dziennik Duponarodowca żali się bowiem m.in. na moje wpisy dotyczące Powstania Wielkopolskiego. Oczywiście nie obala żadnego faktu, który przedstawiłem. Czasem też stawia mi bardzo zabawne zarzuty:


Wstawiam obrazki nie mające nic wspólnego z treścią posta :) Po prostu straszne :) Autorowi musiała trysnąć krew z oczu, nosa i odbytu gdy się tym obrazkom przyglądał. Zmiksowałem w powyższym obrazku dwa wpisy z Dziennika Duponarodowca. W tym, w którym gostek odnosi się do "obrazków nie na temat" jest aluzja do mojego wpisu o przedwojennym endeckim loliconie płku Feliksie Piekuckim.  "Obrazki nie na temat" były  ilustracją zjawiska loliconizmu - więc są jak najbardziej na temat. (Ciekawe, że Dziennik Duponarodowca wspomina o "Kopciuszku i "Czerwonym Kapturku". Czyżby na tym zatrzymał się jego rozwój artystyczny? No chyba, że chodzi o zboczone wersje tych bajek...). Autor Dziennika Duponarodowca jest już którymś z rzędu endekiem, który doznał szoku i oburzonka widząc obrazki z anime/sexy cosplayów na moim blogu/profilu face'owym. Nie wiem czemu ci ludzie tak reagują na "chińskie bajki". Czyżby wciąż odreagowali klęskę Rosji w bitwie pod Cuszimą? :)))))
 



środa, 15 stycznia 2014

Requiem dla Szarona: Droga do Bejrutu

Ilustracja muzyczna: Any Minute Now - Thinking Back - Waltz With Bashir OST

Gen. Ariel Szaron jest w oczach radykalnej lewicy i prawicy głównie "rzeźnikiem z Sabra i Shatila" - osobą odpowiedzialną za "wymordowanie tysięcy palestyńskich kobiet i dzieci" w bejruckich obozach dla uchodźców w 1982 r. Nic bardziej błędnego. Szaron został w te zbrodnie wojenny wrobiony. Winę za to ponosi jeden z najskuteczniejszych agentów tajnych służb w historii - Elie Hobeika (o ile zazwyczaj agenci ograniczają się do dostarczania informacji, to tylko nieliczni - tak jak np. gen. Zhang Zhi Zhong, człowiek który sprowokował w 1937 r. Japonię do ataku na Szanghaj - są w stanie swoimi prowokacjami psuć strategię wroga i zmieniać Wielką Historię). Hobeika był szefem bezpieki Sił Libańskich, zjednoczonych maronickich milicji będących sojusznikami Izraela w wojnie 1982 r. Był też szefem ochrony prezydenta Libanu Baszira Gemayela, przywódcy Sił Libańskich i falangistowskiej Partii Kataeb.



By zrozumieć co się wówczas wydarzyło w Bejrucie musimy się najpierw przyjrzeć sytuacji strategicznej.
Premier Izraela Menahem Begin konsekwentnie zmieniał strategiczne otoczenie swojego kraju. Pokój z Egiptem gen. Anwara Sadata zdołał wyeliminować zagrożenie na południu. Jordanii nikt od 1970 r. nie traktował w Izraelu jako wroga. Pozostało rozwiązanie kwestii zagrożenia z kierunku syryjsko-libańskiego. Ograniczona wojna miała zainstalować przyjazny Izraelowi rząd w Bejrucie, mocno osłabić Syrię i wyrzucić z Libanu palestyńskich terrorystów. USA mogły liczyć w tym przedsięwzięciu jedynie na ograniczone poparcie administracji Reagana. Sekretarz stanu, wybitny antykomunista, gen. Alexander Haig rozumiał zagrożenie jakie dla interesów USA stwarzał "człowiek Kremla" Assad, więc dyskretnie dawał zielone światło Izraelowi na inwazję ("Jeśli się ruszycie, idziecie sami") .





 Inwazji starał się przeciwdziałać Philip Habib , doradca prezydenta Reagana, "Arab ze stajni Kissingera", który błędnie uważał, że starcie izraelsko-syryjskie doprowadzi do wojny pomiędzy USA a ZSRR. Reagan brał w tym sporze stronę Habiba, więc Begin i Szaron udawali przed Amerykanami (a także przed Knesetem - niechętnym do wsparcia dużej wojny), że Operacja "Pokój dla Galilei" będzie miała jedynie bardzo ograniczony zasięg: jej celem będzie odrzucenie sił OWP na 25 km od granicy. Gen. Szaron, w ramach strategicznej dezinformacji, spotkał się nawet potajemnie w Genewie z Rifaatem Assadem, bratem syryjskiego dyktatora Hafeza Assada. Przekonywał go tam, że izraelska inwazja będzie ograniczona a IDF nie zaatakuje sił syryjskich w Libanie. Szopkę odgrywano nawet po wybuchu wojny. Gdy izraelskie dywizje ścigały się do Bejrutu, Szaron przekonywał parlamentarną komisję, że zatrzymają się one 25 km od granicy. To miała być szybka i prosta operacja. Premier Begin, wizytując zdobyty palestyński posterunek na zamku Beaufort, demonstracyjnie pytał Szarona: "Czy Palestyńczycy mają karabiny maszynowe?". Habib wymógł na Beginie, by izraelskie lotnictwo nie atakowało syryjskich rakiet przeciwlotniczych w Dolinie Bekaa. W chwili gdy Begin składał obietnicę, izraelskie samoloty zamieniały sowieckiej produkcji syryjskie SAM-y w dymiący złom i masakrowały assadowskie lotnictwo.





 Syryjskie wojska poniosły spektakularną klęskę w Libanie, przy niewielkich stratach izraelskich. OWP, wraz z odciętymi oddziałami syryjskimi została zepchnięta do części Bejrutu i poddana morderczym nalotom. W sierpniu 1982 r., pod naciskiem USA, Izrael pozwolił na morską ewakuację sił palestyńskich. Arafat udał się na wygnanie do Aten a Szaron i Begin triumfowali.

Wtedy właśnie doszło do gwałtownego zwrotu akcji. Hobeika z wielkim hukiem wkroczył do historii.
Zacytuję fragment swojej pracy magisterskiej ("Wojna domowa w Libanie (1975-1990) jako umiędzynarodowiony konflikt wewnętrzny" - z przyczyn technicznych przepisy usunąłem z tego cytatu):

"Jednym z celów izraelskiej interwencji było doprowadzenie do wyboru Bashira
Gemaylea na prezydenta Libanu. Miał on z izraelską pomocą zakończyć wojnę domową, podpisać
traktat pokojowy z Izraelem i ustabilizować na trwałe jego północną granicę. USA dążyły wtedy do
osiągnięcia przez Libańczyków narodowego pojednania jak również do ograniczenia zbytniej
niezależności Izraela. Syria chciała pozbawić Izrael zwycięstwa poprzez eskalowanie konfliktu
wewnętrznego w Libanie.



Trzeciego dnia inwazji Ariel Szaron spotkał się z Bashirem Gemayelem i zażądał
natychmiastowego zaatakowania sił palestyńskich przez falangistów. Spotkało się to z oporem
Gemayela. Nie chciał on, by falangiści skompromitowali się w oczach sunnitów jawną walką po
stronie Izraela. Zależało mu na byciu prezydentem wszystkich Libańczyków. W rozmowie z
Beginem stwierdził również, że nie może podpisać natychmiast po elekcji traktatu pokojowego z
Izraelem, gdyż musi najpierw dokonać pojednania narodowego. Do takiej postawy namawiał
Bashira Habib. Nie bez znaczenia jest tutaj również to, że od 1970r. przywódca falangistów
pracował dla CIA – przyjaźnił się min. z innym ważnym amerykańskim agentem, Ali Hasanem
Salamehem, sprawcą masakry z Monachium.



Mimo nieporozumień, Izrael nadal wspierał Gemayela. Pojazdy IDF zwoziły libańskich
deputowanych na jego prezydencką elekcję odbytą w koszarach pod Bejrutem 23 VIII 1982r. Został
on wybrany prezydentem stosunkiem 57 głosów ,,za” do 5 wstrzymujących się (na sali obecnych
było 43 chrześcijańskich i 19 muzułmańskich deputowanych – tylu zdołano zebrać z
pierwotnego składu 100 deputowanych.)
Asad próbował najpierw powstrzymać wybór poprzez próbę organizacji bojkotu posiedzenia
parlamentu. Gdy to się nie udało, wezwał Palestyńczyków do zerwania rozejmu i ,,walki do
męczeństwa lub zwycięstwa”. Syryjska prasa przepowiedziała, że Gemayel ,,drogo zapłaci” za
,,kolaborację” z Izraelem. Gdy Bashir wezwał do wycofania wszystkich obcych sił z Libanu:
Palestyńczyków, Syrii i Izraela popełnił w oczach Asada niewybaczalny grzech: postawienia Syrii
na równi z Izraelem. Jeden z wysokiej rangi syryjskich wojskowych zagroził libańskiemu
prezydentowi śmiercią, jeżeli podpisze on traktat pokojowy z Izraelem.  12 IX Gemayel
rozmawiał o przyszłym traktacie podczas pojednawczego spotkania z Szaronem. Na 15 IX
wyznaczono rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Izraela Icchakiem Szamirem.



14 IX potężna bomba eksplodowała w siedzibie Falangi w Bejrucie. Zginął prezydent
Gemayel i 27 partyjnych towarzyszy. Szybko aresztowano autora zamachu – Habiba Shartuni,
członka Syryjskiej Partii Socjalno-Narodowej – kontrolowanej przez wywiad syryjski. Drugi
podejrzany zbiegł do Syrii.  Zdołano powiązać zamach z syryjskim wywiadem sił powietrznych.
Robert Hatem wskazywał też po latach na udział w zamachu Elego Hobeiki – szefa wywiadu
Falang, będącego szpiegiem Syrii.



 Przywództwo maronitów starało się wygasić emocje i zapobiec aktom zemsty. IDF wkroczył
do Zachodniego Bejrutu celem likwidacji ukrywających się w obozach dla uchodźców agentów i
terrorystów. Szaron zgodził się na to, by IDF nie wchodziło do obozów a operację wykonali
falangiści. Poinstruował Hobeikę, by powstrzymał swych ludzi przeciwko jakimkolwiek
gwałtownym posunięciom. Syryjski agent Hobeika zmienił rozkaz na: ,,Totalna eksterminacja...
wyczyścić obozy”. 200 ludzi Hobeiki od 16 do 18 IX ,,czyściło” obozy. W wyniku tej akcji zabito
według danych Czerwonego Krzyża od 2750 do 3000 Palestyńczyków. Dane Amanu mówią o 700
800 ofiarach, podczas gdy dane libańskiej policji o 460 zabitych – z czego tylko 35 kobiet i dzieci
Resztę stanowili dorośli mężczyźni – w tym wielu zagranicznych ochotników: Syryjczyków,
Algierczyków, Pakistańczyków, Irańczyków.



Niezależnie od ilości ofiar masakra wywołała szok na całym świecie. 400 000 Izraelczyków, w największej w historii tego kraju demonstracji,  wyszło na ulice domagając się zakończenia wojny. IDF wycofała się z Bejrutu a na jej miejsce  wkroczyły z powrotem Siły Międzynarodowe. W międzyczasie brat Bashira, Amin Gemayel został wybrany (stosunkiem 77 głosów ,,za” do wstrzymujących się) nowym prezydentem Libanu. Nie posiadał on ani charyzmy, ani zdolności brata. Nie miał bliskich związków ani z Izraelem ani z USA. Los Bashira przypominał mu natomiast o tym co mogłoby go spotkać w razie sprzeciwienia się Syrii.




Asad w ciągu kilku dni zdołał pozbawić Izrael zwycięstwa. Masakra w Sabra i Shatila
zszargała wizerunek falangistów i Izraela. Według Roberta Hatema miała ona w swym zamierzeniu
doprowadzić do upadku rządu Likudu. Izraelska komisja parlamentarna – komisja Kahana – uznała
Szarona odpowiedzialnym zaniedbań, które przyczyniły się do masakry i spowodowała jego
dymisję z funkcji ministra obrony. Premier Begin w sierpniu 1983r.  złożył dymisję i po śmierci
swojej żony załamał się psychicznie i odszedł z polityki. W Libanie OWP została zastąpiona przez
Hezbollah. Asad wraz z Irańczykami rozpoczął kampanię terroru w Libanie, która pozwoliła mu na
ponowne opanowanie kraju i przyczyniła się do wybuchu afery Iran-Contra."



Wspomniany w tekście Robert "Cobra" Hatem, to były ochroniarz Hobeiki. W latach '90-tych napisał on głośną w Libanie, demaskatorską książkę "From Israel to Damascus", w której opisywał machinacje swojego byłego szefa. Niektórzy apologeci Assada twierdzą co prawda, że Hatem nie jest wiarygodnym świadkiem, ale jego relację moim zdaniem uwiarygadnia fakt, że Hobeika w 1985 r. jawnie przeszedł na stronę Syrii. Jeszcze jeden cytat z mojej magisterki:

"Asad poprzez ,,pośredników” realizował swój plan ponownego opanowania Libanu. Środkiem do tego miało być Porozumienie Trójstronne zawarte 28 XII 1985r. przez przywódców prosyryjskich milicji Walida Junblatta i Nabiha Birriego z dowódcą maronickich Sił Libańskich ( i zarazem syryjskim agentem) Elim Hobeiką. Dokument ten został określony jako ,,próba narzucenia przez milicje swej wizji władzom Libanu”. Umacniał on integrację Libanu z Syrią i legitymizował obecność syryjskiej armii na jego terytorium. Syryjski wiceprezydent Khaddam powiedział Gemayelowi, że może on albo wbrew konstytucyjnym procedurom przyjąć porozumienie albo zrzec się urzędu. Większość parlamentarzystów – zarówno chrześcijan, jak i sunnitów i szyitów odrzuciło dokument. Hobeika zaatakował wobec tego twierdzę prezydenta, lecz jego atak został odparty przez maronickie milicję. Nowy komendant Sił Libańskich Samir Geagea przypuścił kontratak na kwaterę Hobeiki (pozbawionego dowództwa) i zmusił go do udania się na wygnanie."



Po zakończeniu wojny domowej Hobeika był prosyryjskim deputowanym w libańskim parlamencie. W 2000 r. pokłócił się jednak z nowymi syryjskimi władzami i stracił miejsce w parlamencie. 24 stycznia 2002 r. zginął w eksplozji samochodu-pułapki, do której doszło przed jego domem na przedmieściach Bejrutu. Przed śmiercią rozpowiadał, że podzieli się przed belgijskim sądem na procesie gen. Szarona rewelacjami, których jak dotąd nie ujawnił. Z jego śmierci cieszyli się wszyscy: libańscy niepodległościowcy, Palestyńczycy i Syria. Czy cieszył się generał Szaron? Kto wie...


niedziela, 12 stycznia 2014

Requiem dla Szarona: Kariera sterowana przez Kissingera

Jak już pewnie wiecie: zmarł generał Ariel Szaron, 11-ty premier Izraela. Światowi liderzy przysyłają kurtuazyjne wiadomości, izraelscy sypią ciepłymi słowami (poza jedną prawicową deputowaną, która ucieszyła się z jego "odejścia z polityki"), Palestyńczycy świętują - podobnie jak reszta regionalnych wrogów Izraela, tysiące Izraelczyków oddaje hołd jego trumnie w Knesecie. Wkrótce go pochowają obok żony na ukochanym ranczu na Negewie.  Ludziom zebrało się na wspominki z tej okazji (obszerne życiorysy i opinie: Guardian, Daily Telegraph, Independent, Debka, Robert Fisk, duponarodowcy, wspomnienia obrazkowe: Guardian, Al Jazeera, Arutz Sheva). Pora więc, bym i ja kontynuował wspominki o generale Szaronie.



Ilustracja muzyczna: Sepultura, Territory (klimatyczne video pasujące do tekstu)

"I'm not this kind of person you think I am,
 I'm not the Antichrist or Iron Men"
  Ozzy Osbourne, "Gets me through"




W poprzednim wpisie z serii Requiem dla Szarona pokazałem fragment jego ostatniego wystąpienia publicznego. Wzywał w nim do... "zakończenia okupacji" i opuszczenia przez Izrael Zachodniego Brzegu. Co sprawiło, że zasłużony generał, będący dla całego świata symbolem izraelskiego nacjonalizmu prezentował wówczas poglądy tak bliskie pacyfistycznej lewicy? Dla bardziej wtajemniczonych ówczesne poglądy Szarona nie były jednak żadnym zaskoczeniem. Premier Szaron bywał bowiem prawicowym nacjonalistą jedynie w ramach wyborczego teatrzyku. Jego światopogląd był daleki od tego prezentowanego w mediach całego świata.



Ariel Szaron urodził się w 1928 r. jako Ariel Scheinermann w moszawie Kfar Malal - spółdzielczej osadzie rolniczej znanej z ostro lewicowych sympatii. (Jego rodzice pochodzili z Brześcia nad Bugiem. Kiedyś premier Szaron wypaplał, że jego matka nie była Żydówką - możliwe więc, że miał częściowo białoruskie lub polskie korzenie...). W latach '40-tych, późniejszy przywódca Likudu mocno angażował się w starcia pomiędzy lewicowymi a prawicowymi bojówkami. Starcia te często były zacięte (wszak późniejszy premier Icchak Rabin "wsławił się" wówczas strzelaniem do rozbitków z zatopionego przez artylerię lewicowej Hagany irgunowskiego, "prawicowego" statku "Altalena"), a Arik dzielnie tłukł irgunowców-betarowców. Raz jednak przesadził - podstępnie napadł i  skatował metalowym prętem jednego z prawicowców - i musiał uciekać ze swojego moszawu przed kolegami napadniętego (wydali na niego wyrok śmierci).




Armia Izraela dała mu możliwość samorealizacji. Na początku lat '50-tych służył w wywiadzie wojskowym a także dowodził jednostkami specjalnymi - w tym Oddziale 101 (nazwa wzorowana na podziwianej amerykańskiej 101-szej Dywizji Powietrznodesantowej), dokonującym odwetowych ataków na bazy palestyńskich fedainów. Miał wówczas na swoim koncie zarówno wiele odważnych wyczynów jak i masakrę w Qibya (w najlepszym wypadku skutek fatalnego rozpoznania, w najgorszym zbrodnię wojenną w stylu My Lai). Szaron konsekwentnie piął się po szczeblach wojskowej kariery. Nie porzucał jednak politycznych zainteresowań. W 1973 r. założył małą lewicową partię Shlomzion. O jej charakterze niech świadczy to, że zaprosił do jej władz Yossiego Sarida, późniejszego przywódcę radykalnie lewicowej i niemal pacyfistycznej partii Meretz. Kilka lat później jednak Slomzion łączy się prowolnorynkową partyjką i zlewa się z nacjonalistycznym, prawicowym stronnictwem Herut Menahema Begina w partię Likud. Szaron w krótkim czasie dokonuje ideologicznej wolty o 180 stopni. Co go do tego skłoniło? Henry Kissinger.



Szaron zyskał ogromną popularność podczas wojny Yom Kippur w październiku 1973 r. (O szokujących kulisach tej wojny i roli w niej Kissingera pisałem już wcześniej na tym blogu). Zostaje bohaterem narodowym. Ogromnej popularności przydają mu zdjęcia pokazujące go jak dowodzi na froncie z zakrwawionym opatrunkiem na głowie. (Niechętny mu działacz Likudu i agent CIA Andrzej Kiełczyński złośliwie zauważa, że Szaron ukradł na tej wojnie zasługi generała Brylla a opatrunek założył sobie na głowę "zapewne dlatego, że uciął go komar".) Szaron został zauważony na światowej scenie. Na początku 1974 r. spotyka się z amerykańskim sekretarzem stanu Henry Kissingerem - i wkrótce po tym gwałtownie zmienia profil ideologiczny swojej partii. Tak jak by ktoś sterował jego karierą. "Ariel Szaron spotykał się z Panem Kissingerem za każdym razem, gdy odwiedzał Amerykę od zakończenia wojny Yom Kippur" - przyznaje w 2001 r. rzecznik Szarona Raanan Gissen. Henry Kissinger, to człowiek daleki od "judeocentryzmu". W jego optyce Izrael jest tylko i wyłącznie pionkiem w realizacji szerszych, globalnych planów. Już w połowie lat 70-tych (czyli wtedy, gdy wykreował Szarona jako prawicowego polityka) mówił arabskim politykom, że Izrael powinien stać się "małym, przyjaznym państwem". 



Wolta Szarona z lat 2004-2006 - ewakuacja osiedli pod naciskiem USA - nie powinna więc dziwić. Szaron po prostu wykonywał instrukcje. Nie był nigdy emocjonalnie przywiązany do prawicowo-religijnych idei wyznawanych przez osadników. Prawdopodobnie nie był też nigdy nastawiony szczególnie antyarabsko (masowo na niego głosowali beduini z Negewu, którzy miło go wspominają jako ministra ds. tej prowincji - mocno przysłużył się do poprawy warunków socjalnych na ich terenach) - był wojskowym i zabijaką, któremu było wszystko jedno, czy ma tłuc Arabów czy Żydów. Poza tym pamiętał co się stało, gdy wcześniej postąpił wbrew woli Kissingera i Waszyngtonu.





Gdy był w 1982 r. ministrem obrony i czuł się na tyle pewnie, by nie uważać się za marionetkę, oszukując Kneset, Syryjczyków i Amerykanów zaangażował się w realizację wielkiego strategicznego planu premiera Begina w Libanie. Został za to ukarany wrobieniem w masakrę w Sabra i Szatila (o której prawdziwych okolicznościach wkrótce napiszę), co spowodowało jego zejście na boczny polityczny tor aż na 18 lat.