Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liban. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liban. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 czerwca 2025

Wojna izraelsko-irańska, a ja w oku cyklonu

 


Zwykle, gdy wybieram się na urlop, umiera ktoś znany (m.in. Kiszczak i Brzeziński) lub dochodzi do jakiejś sporej turbulencji geopolitycznej (w 2023 r. do ataku Hamasu na Izrael). Tegoroczna "klątwa urlopowa" przebiła jednak wszystko. W piątek 13-go czerwca zacząłem odbierać wiadomości od znajomych mówiące, że "tym razem dałeś czadu". Byłem wówczas w Jordanii. Od wczesnego ranka zwiedzałem Petrę. Przed południem zawyły tam syreny alarmowe i doszło do niskiego przelotu myśliwców. 20 minut po tym, jak autokar naszej grupy wyjechał z Petry, ten wspaniały zabytek został zamknięty dla turystów. Już po południu, w miejscowości Madaba (znanej z bizantyńskiej mapy mozaikowej w greckim kościele prawosławnym) znów zaobserwowaliśmy niski przelot dwóch jordańskich myśliwców. W Ammanie doszło w nocy do kilku alarmów lotniczych. Syreny wyły, ale nikt się tym nie przejmował. W hotelu, w którym mieszkaliśmy, akurat odbywało się wesele (ciekawa była obserwacja powitania państwa młodych - z muzyką na żywo, w wykonaniu beduińskiej kapeli). Irańskie drony i rakiety latały nad Jordanią, ale żadnych fajerwerków nie było widać na niebie. Później jeszcze były dwa alarmy lotnicze w Akabie - również nikt się nimi nie przejmował. Lotnisko w sąsiednim Eilacie było nadal oświetlone. Podczas przeprawy promowej, widziałem w oddali patrolowiec - być może izraelski - płynący w stronę Eilatu. I tyle z tych z mych "wojennych przygód"...

Zaskakujący i niczym nie sprowokowany atak Izraela na Iran początkowo pokazał, że kraj ajatollahów to państwo z kartonu. Izraelczykom udało się zdekapitować irański sztab generalny oraz dowództwo Korpusu Strażników Rewolucji, 15 z 20 kluczowych osób z otoczenia ajatollaha Chamenei, a także zabić czołowych naukowców związanych z programem nuklearnym. Uderzono w cały szereg celów, pokazując jak dziurawa jest irańska obrona przeciwlotnicza, oparta na totalnie gównianych rosyjskich systemach. (To tyle jeśli chodzi o bańki antydostępowe Bartosiaka...) Bardzo poważnie zaszwankował również irański kontrwywiad - mosadowcom udało się przemycić do kraju drony, którymi atakowali irańskich oficjeli.



Wkrótce potem Iran pokazał jednak, że nawet państwo z kartonu może się odgryźć. Zaczęły uderzenia rakietowo-dronowe na Izrael. Ta kampania była słabsza niż oczekiwały irańskie władze - ajatollah Chamenei chciał wysłać 1000 rakiet jednego dnia, a maksymalnie poszło 200. (Izraelskie władze obawiały się 600 rakiet pierwszej nocy konfliktu i 800-4000 zabitych w konflikcie.) Irańskie dowództwo sił lotniczych było mocno zdziesiątkowane. Można się zastanowić, czy kampanię odwetu przeprowadzano według jakiegokolwiek planu, ale mimo to okazała się ona dużo bardziej efektywna od kampanii lotniczej prowadzonej przez Rosję przeciw Ukrainie. Co prawda, potwierdzono wizualnie uderzenie w izraelską ziemię mniej niż 30 irańskich rakiet, ale rakiety te zwykle przenosiły duże głowice. Straty materialne po takich uderzeniach były więc spore. Zniszczony został m.in. Instytut Weizmanna, poważnie uszkodzona siedziba giełdy, siedziba Ministerstwa Obrony, część kompleksu wywiadu wojskowego czy wieżowce Tel-Awiwu. Trafiano też w izraelskie systemy obrony przeciwlotniczej. Straty ludzkie były stosunkowo niewielkie, ale zmuszonych do opuszczenia domów było 8 tys. Izraelczyków. Po tygodniu Izraelowi zaczęło brakować przeciwrakiet a ich Żelazna Kopuła oraz inne systemy zaczęły przepuszczać już 35 proc. pocisków. Zdarzało się też, że przeciwrakiety uderzały w izraelskie budynki. Izraelczyków ratowało to, że irański arsenał rakietowy również topniał, w czym pomagało lotnicze polowanie na wyrzutnie (do soboty zniszczono 44 irańskie wyrzutnie rakiet).

Irańska kampania rakietowa to ważne ostrzeżenie na przyszłość - Korea Północna przeprowadzi ją dużo skuteczniej przeciwko Japonii oraz Korei Południowej, a Chiny przeciwko Tajwanowi. 




Irańska kampania rakietowa przede wszystkim miała jednak duże znaczenie psychologiczne. Iran pokazał się jako kraj, który potrafi zadać straty Izraelowi. Odzyskał przez to twarz po początkowej kompromitacji. O ile Netanjahu liczył na to, że w Iranie dojdzie do powstania ludowego przeciwko antyirańskiemu, islamskiemu reżimowi, to okazało się, że większość opozycji potępiła izraelski atak, a naród zjednoczył się wokół chęci odwetu. Śmierci Izraelowi zaczęły życzyć liberalne kobiety, a nastolatki z pokolenia Z z uśmiechem deptały flagę państwa żydowskiego. Internet zalały memy oraz filmiki uderzające w Izrael i Żydów oraz celebrujące irańskie uderzenia rakietowe na Tel-Awiw. (Polecam zwłaszcza ten filmik w stylu Lego :)))) Izrael - podobnie jak Rosja w 2022 r. - nie zadbał o odpowiednie uzasadnienie propagandowe swojego ataku. Twierdzenia o tym, że Iran "już wkrótce" zbuduje bombę atomową nikogo nie przekonują, bo są powtarzane przez Netanjahu od prawie 30 lat, a przeczą im choćby oceny amerykańskich tajnych służb. Tel-Awiw nie może teraz wzbudzać sympatii losem swoich cywilów - przez ostatnie kilkanaście miesięcy sam bowiem zamieniał Strefę Gazy w stertę gruzów i w ramach tego zbombardował ponad 50 palestyńskich szpitali

W samym Izraelu, irańskie bombardowania wywołały już objawy paniki. Poza rachitycznymi bombardowaniami Scudami przez Saddama w 1991 r., Tel-Awiw i Hajfa nie były bowiem pod wrogim ostrzałem. Pojawiają się więc już oskarżenia wobec członków rządu Netanjahu: "czemu prowokowaliście Iran?". Netanjahu miał nietęgą minę, gdy podczas jego konferencji prasowej, zawalił się budynek w pobliżu. Bibi ośmieszył się również mówiąc, że "sam ponosi koszty wojny", bo "musiał przełożyć ślub syna"

W głupiej sytuacji jest Trump. Oczywiście wspiera Izrael, ale w kwestii wejścia USA do wojny się zawahał. Ma w swojej administracji dwie frakcje. Ludzie tacy jak gen. Kurilla chcą przyłączenia się Stanów Zjednoczonych do ataku ( i nawet rozważają użycie taktycznej broni jądrowej przeciwko zakładom w Fordow), ludzie tacy jak Tulsi Gabbard są przeciwko wojnie.  Za atakiem na Iran opowiada się tylko 16 proc. Amerykanów i 19 proc. wyborców Trumpa. Według Axios, Trump nie chce, by ewentualny amerykański atak przekształcił się w długotrwałą wojnę w stylu irackim i chce mieć pewność, że irański program nuklearny zostanie całkowicie zniszczony. Tego nikt nie może mu gwarantować, więc ogłosił, że podejmie decyzję... w ciągu dwóch tygodni. Wyraźnie więc liczy, że Iran znów zasiądzie do stołu negocjacji. Wcześniej zawetował izraelski plan likwidacji ajatollaha Chamenei.

Iran co prawda został całkowicie olany przez Rosję (która wcześniej sabotowała negocjacje Teheranu z Trumpem, mogące zapobiec obecnej wojnie), ale Chiny udzieliły mu jakiegoś tajemniczego wsparcia. Co ciekawe, wygląda na to, że po stronie USA uplasował się Pakistan, z którego dowódcą armii niedawno spotkał się Trump.



Prawdziwą satysfakcję mogą mieć jednak mieszkańcy Syrii oraz Libanu. Widzą bowiem, że dwa kraje, które im wcześniej mocno szkodziły - Iran oraz Izrael - napieprzają się rakietami. Są filmiki z libańskich wesel, podczas których uczestnicy zabawy, przy muzyce, oglądają irańskie rakiety lecące na Hajfę. Bekę mieli też Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu.

Generalnie można uznać, że atak Izraela sprawił, że ssący pałkę antyirański, islamski reżim w Teheranie stał się w oczach globalnej opinii publicznej gigachadem. Teraz czekamy na to, aż antysemickie prorosyjskie świry w komentarzach pod tym wpisem zaczną swoją głupotą ocieplać wizerunek Izraela...

***

A z samych relacji z wyprawy do Jordanii:






Krajobraz Jordanii (a przynajmniej jej południa) przypomina Arizonę - takie fantazyjne formy skalne. Dominuje kolor piaskowo żółty, a po suchych polach łażą stada kóz i owiec. Czasem widać beduiński namiot i konia, ale większość beduinów przeprowadziła się do domów z pustaków. Po strojach kobiecych widać, że to okolice bardziej islamskie, ale gdzieniegdzie można kupić piwo.












Petra generalnie robi niesamowite wrażenie. Wszystko tam jest dużo większe niż się wydaje tym, którzy widzieli ją wcześniej na filmach. To rozległy kompleks do którego idzie się przez kilometr niesamowitym wąwozem skalnym. Pięknie tam gra światło  Warto trochę spędzić czasu kontemplując Skarbiec. Beduini z jakiegoś powodu łączyli tę budowlę że skarbem faraona. Rząd Jordanii liczy sobie za wstęp do niej 1,5 tys. dolarów. Ciekawe czego nie chcą pokazać? Ja miałem wrażenie, że przed Nabatejczykami, którzy pięknie wyrzeźbili fasady, z wielkich hal skalnych korzystał inny lud. Po obu stronach skarbca jest seria dziwnych prostokątnych otworów...










Dlaczego Mojżesz nie mógł wejść do Ziemi Obiecanej? Według Biblii dlatego, że uderzył laską w skałę, by wydobyć z niej wodę. Według teorii Ahmeda Osmana, mówiącej, że Mojżeszem był faraon Echnaton, owa laska była jednym z insygniów władzy faraona. Wykorzystał on ją, by wejść ze swoimi zwolennikami do egipskiej twierdzy i zdobyć dostęp do studni. Wieść o zajętej twierdzy doszła jednak do armii faraona Setiego I, która zlokalizowała rebeliantów i zadała im klęskę. Wadi Moussa w pobliżu Petry to miejsce, gdzie według legendy Mojżesz wydobył wodę laską ze skały. Bogactwem Petry była woda. Skarbiec w Petrze był natomiast kojarzony z faraonem. Czy był nim faraon-banita Echnaton, bardziej znany jako Mojżesz?










Jordania to niestety kraj z ogromnym deficytem wody. Do gospodarstw domowych jest ona dostarczana wodociągami przez zaledwie 35 godzin w tygodniu (ale można w tym czasie gromadzić ją do oporu w zbiornikach na dachach). Kraj kupował wodę w Izraelu, ale po bombardowaniach Strefy Gazy opinia publiczna opowiedziała się za odrzuceniem tej umowy. Woda ma być kupowana w Syrii, z którą relacje bardzo mocno się poprawiły po obaleniu reżimu Assada. Na ulicach jordańskich miast i miasteczek można się natknąć na portrety króla i członków jego rodziny. Zwykle są w mundurach galowych i bardzo przypominają... dynastię Atrydów z Diuny. Ich rzucono z okolic Mekki i Medyny do nowego pustynnego królestwa. A obok różni Harkoneni...







Góra Nebo to miejsce z bardzo pozytywnym vibem. Rozciąga się z niej imponujący widok na kawał Jordanii oraz na Izrael. Przy dobrej pogodzie widać jerozolimskie Wzgórze Świątynne. (Irańskich bombardowań nie było jednak widać.) Na platformie widokowej pomnik Węża Miedzianego - czyli upamiętnienienie jednego z najbardziej tajemniczych epizodów Starego Testamentu. Jest też pomnik upamiętniający wizytę Jana Pawła II z jego (brzmiącym bardzo suficko) cytatem o tym, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Czuć tam sacrum.





Morze Martwe - czy to cud natury będący skutkiem wojny nuklearnej między starożytnymi bogami? Jeśli czytaliście Zecharię Sitchina, to pamiętacie o kananejskim Eposie Boga Erra, w którym opisano jak jeden z bogów wystrzelił ze swojego latającego pojazdu serię pocisków, które spopieliły środkowy Synaj oraz Sodomę i Gomorę. To mogło spowodować zatonięcie tych miast oraz zmianę miejscowego ekosystemu. Znajdowano tu lekko zmodyfikowaną izotopowo sól podobną jak w Hiroszimie. Są też ponoć radioaktywne źródełka w okolicy. A żona Lota zamieniła się nie w słup soli a w słup pary. Minęło ponad 4000 lat, a Morze Martwe zadziwia. Wykąpałem się w nim trochę. No cóż, to pływanie jak w tłustej, słonej zupie. Jeśli macie skórę podrażnioną przez Słońce, otarcia czy ranki to to czujecie. Ponoć rosyjskie Instagramerki wpadają tu, by taplać się w błocie i poprawiać urodzie - ale jakoś żadnej nie widziałem. Przyjemnie jest jednak przyglądać się temu morzu siedząc przy stoliku i popijając browara - nawet saudyjskiego, bezalkoholowego.




T. E. Lawrence to był gość! Zwykły analityka który błyskotliwie poprowadził wojnę hybrydową przeciwko Imperium Osmańskiemu. Pamięć o nim jest wciąż tutaj żywa. Nad Akabą - zdobytą przez rebeliantów zorganizowanych przez Lawrence'a - wisi flaga powstania z 1916 r. Sprawy poszły jednak nie tak jak sobie Lawrence wymarzył. Bliski Wschód został podzielony na sztuczne państwa i mandaty Ligii Narodów. Ciekawe, czy jakby wszystko to wróciło pod władzę Turcji, to byłoby lepiej.









Przejechałem się po Wadi Rum ( często występującym w filmach zakątku pustyni) na pace Toyoty Hilux - ulubionego auta Państwa Islamskiego. Auto na pewno nie miało przeglądu technicznego, ani OC : ) Nastoletni kierowca też pewnie nie miał prawka i pod koniec jazdy modliłem się, by nie dachował. Ale było klimatycznie. Na pustyni były ryczące wielbłądy, a w namiocie u beduinów herbata z szałwią pustynną.

Wyprawę do Jordanii więc ogólnie polecam - zwłaszcza, że ten kraj cierpi ostatnio z powodu braku turystów. Naprawdę, nie żal tam każdego wydanego dolara.

***

Tymczasem w Polsce - Giertych pokazał, że w pełni zasłużył na przydomek "Debil", bo ujawnił swój PESEL (71022702179), a jego silniczkowi wyznawcy przesłali do Sądu Najwyższego 25 tys. protestów wyborczych do których zamiast swojego PESELa wpisali PESEL Giertycha. Co prawda jeszcze kilka miesięcy temu Giertych przekonywał, że wyborów nie da się sfałszować, to teraz silniczki twierdzą, że wybory były nieuczciwe, bo nie wiedzieli która z dwóch kratek na karcie wyborczej była "na Rafaua". O ile ośmiornica ma 73 IQ, a typowy subsaharyjski Murzyn 70 IQ, a mieszkaniec Liberii 45 IQ, to typowy silniczek ma je chyba IQ na poziomie 30, ślini się i na przemian powtarza: "zesrałem się!" i "wybory sfałszowano". Żeby chociaż silniczki potrafiły grać na banjo...

***


"Demonów nazistów", czyli najnowszej książki Waszego Ulubionego Autora, sam jeszcze nie miałem w rękach. Dostępna jest już jednak w wielu sklepach internetowych - z mojego punktu widzenia jest obojętne, w którym z nich kupicie. 

Ukazały się już jednak jej dwie recenzje. Pierwsza na portalu Historia Wojen, druga na portalu W mroku historii. 

A na moim  blogu z recenzjami: "Na smyczy Kremla" Felsztinskiego, "Kobiety Holocaustu" i "Przysięgnij, że opowiesz".


sobota, 21 września 2024

Kolejny cuck strzelał do Trumpa, a Mossad kastruje Hezbollah

 


Polityka DEI wchodzi w USA wszędzie i niszczy wszystko. Także branżę "samotnych strzelców". Do ostatnich dwóch zamachów na Trumpa wybrano niekompetentnych cucków. Kolejnego dokona pewnie czarnoskóra "trans-kobieta"...

Próba zamachu na Trumpa dokonana w zeszłą niedzielę na Florydzie nie udała się, gdyż sprawca została zauważony i nie zdołał strzelić do republikańskiego kandydata. Czaił się w krzakach przez 12 godzin i obserwował pole golfowe. Skąd jednak wiedział, że Trump będzie akurat tego dnia grał w golfa? Były prezydent nie miał tego w kalendarzu, a decyzja o golfie zapadła spontanicznie. 


Znany konspirolog Alex Jones przewidywał, że dojdzie do drugiego zamachu i że zamachowiec będzie przedstawiany jako "prawicowiec". I tu się pomylił, bo mainstreamowe media w USA przekonują, że poglądy polityczne Ryana Routha "są niejasne". "Niejasne" pomimo tego, że posty Routha w mediach społecznościowych wskazują, że był on karykaturalnym libkiem, amerykańskim odpowiednikiem nadwiślańskich silniczków. 

Zastanawiałem się przez pewien czas, czy zamach niemal dokonany przez Routha nie był przysługą FSB dla demokratów, o której wspominał Generał SWR. Gdyby zamach się udał, w świat poszłoby, że kandydat na prezydenta USA został zabity przez fanatycznego zwolennika Ukrainy.

Routh rzeczywiście jeździł na Ukrainę. Udzielał wywiadów mediów, w których chwalił się, że werbuje ochrotników na wojnę, w tym Afgańczyków. Wystąpił w klipie pokazującym demonstrację w Kijowie poświęconą jeńcom z pułku Azow. Libki z NAFO ostrzegały jednak wówczas, że Routh to oszust, który zachowuje się podejrzanie. Napisał też poświęconą tej wojnie książkę, w której wzywał Iran do zabicia Trumpa i chwalił Johna Kerry'ego za negocjacje z Teheranem. Oczywiście koleś był od 2019 r. w polu zainteresowania FBI  Miał też kartotekę kryminalną. W 2002 r. zatrzymano go za posiadanie "broni masowego zniszczenia". 



Rozumiem, że wewnętrze sondaże nie są tak dobre od oficjalnych, ale dziwi mnie, że tak partaczą zamachy...

Tymczasem Netanjahu kontynuuje akcję pomocy Trumpowi w kampanii wyborczej. W ramach niej, Mossad przeprowadził bardzo spektakularną akcję z wybuchającymi pagerami i walkie-talkie w Libanie. 



Hezbollah swego czasu postanowił przejść na "bezpieczniejsze" sposoby komunikacji, czyli pagery. Zakupił 5000 tych urządzeń od węgierskiej firmy "krzak" będącej kontrahentem tajwańskiego producenta pagerów. Mossad zdołał jednak zainstalować w całej partii po 20 gramów materiału wybuchowego. 

Oficjalne dane mówią o kilkunastu zabitych i ponad 2 tys. rannych hezbollahowców. Ranny w oczy został też irański ambasador w Bejrucie. Dokumenty Hezbollahu, które wyciekły do netu mówią jednak, że zginęło 879 hezbollahowców, w tym 291 dowódców. 509 straciło wzrok, a 1735 zostało rannych w "organy reprodukcyjne". No cóż, często trzymali te pagery w kieszeniach spodni...



Hezbollah nie był lubiany przez nie-szyickich Libańczyków, anty-assadowskich Syryjczyków i sporą część świata sunnickiego. Arabski internet mocno się więc naigrywa z nieszczęścia hezbollahowców.'

Równolegle do tej operacji, Shin Bet rzekomo zapobiegł irańskiemu zamachowi na Netanjahu, ministra obrony Yoava Gallanta i dyrektora Shin Bet Ronena Bara.  Irańczycy wynajęli do tego zadania... 73-letniego izraelskiego emeryta. Tak się kończy powierzanie zabójstw różnego rodzaju silniczkom...

sobota, 8 sierpnia 2020

Bejrucki 911


Gigantyczną eksplozję w porcie bejruckim potraktowałem jako atak na bliskie mi miejsce. Byłem w Libanie w zeszłym roku, mieszkałem w hotelu położonym 3 km od miejsca wybuchu i niemal codziennie przejeżdżałem obok portu. Znam topografię Bejrutu i wiem, że obok niego prowadzi główna trasa łącząca północ z południem kraju, która często jest zakorkowana. Mam w Libanie znajomych, z którymi kontaktowałem się w ostatnich dniach, by spytać, czy wszystko u nich w porządku. Jeden z nich odpisał mi, że stracił w tym wybuchu dwóch przyjaciół. "Zginęło wielu dobrych chrześcijan. Wybuch odczuliśmy w Byblos, czyli 38 km od Bejrutu". Eksplozja zmiotła między innymi siedzibę prawicowej, chrześcijańskiej partii Kataeb (Falangi Libańskiej) i zabiła jej sekretarza generalnego. Dosyć blisko było ścisłe centrum miasta, a także dzielnica chrześcijańska i znajdujące się w niej "hipsterskie" zagłębie barowe (byłem tam tylko raz, bo było zbyt hipsterskie). Bilans ofiar wciąż rośnie. Mowa o stukilkudziesięciu zabitych, kilku tysiącach rannych i 300 tys. osób, którym zniszczono lub poważnie uszkodzono mieszkania. Straty materialne zostały wstępnie oszacowane na 15 mld USD, ale to oczywiście bardzo ostrożne szacunki. To ogromny cios, dla kraju, który był już i tak objęty potężnym kryzysem gospodarczym (związanym m.in. z wojną syryjską, obecnością w kraju co najmniej 1,5 mln autentycznych uchodźców, oraz odwróceniem się od Libanu bogatych państw znad Zatoki Perskiej, którym nie podoba się irańska dominacja nad tamtejszym rządem).

Filmy pokazujące bejrucką eksplozję (np. ten i ten, a tutaj z 15 różnych kamer) z pewnością wywołały szok u wielu z nas. Zastanawialiśmy się, co tam wybuchło? Pierwsza oficjalna wersja mówiła o magazynie z fajerwerkami. Później okazało się, że eksplodowało tam 2750 ton saletry amonowej, czyli materiału wykorzystywanego w bombach ANFO.  Saletra rzeczywiście tam była. Bellingcat wskazał konkretny magazyn, który zapłonął. Oficjele z zarządu portu od lat monitowali u wyższych władz, by ją stamtąd przenieść w bezpieczniejsze miejsce. Z nieznanych powodów, ich interwencje zakończyły się fiaskiem. Ostrzegał również rosyjski kapitan mołdawskiego statku (należącego do rosyjskiego biznesmena), który tę saletrę przywiózł z Batumi. Miała ona pierwotnie trafić do Mozambiku. Ale z jakiegoś powodu statek został zatrzymany w Bejrucie na parę lat (mimo że Bejrut nie był zaplanowanym miejscem postoju!), a właściciel nie próbował odzyskać ani okretu, ani towaru.



Obecność w magazynie prawie 3 tys. ton saletry w pełni jednak nie tłumaczy siły tego wybuchu. Saletra jest słabszym "materiałem wybuchowym" (zaraz jakiś inżynier chemik zacznie się produkować w komentarzach i czepiać szczegółów) niż trotyl. W popularnych źródłach podają krańcowo różne wyliczenia - jedni piszą, że wybuch 2750 ton saletry to prawie jak wybuch 275 to trotylu, inni że 420 ton, a jeszcze inni, że 1,5 kilotony. Nawet jednak, gdy przyjmiemy maksymalne szacunki, to wciąż "coś nie styka". Robiłem symulacje wybuchu nuklearnego w Bejurcie i porównywałem je z zasięgiem zniszczeń.  Eksplozja o sile 3 kT pasowała, ale tylko przy wybuchu powietrznym, na wysokości 500 m. Przy eksplozji przy powierzchni, musiałaby ona mieć siłę 5kT, by pokrywało się to z zasięgiem zniszczeń. Znam topografię miasta i jak słyszę, że uszkodzone zostały budynki portu lotniczego im. Rafika Haririego, to mam pewne pojęcie o tym jak daleko dotarła fala uderzeniowa. Wybuch spowodował wstrząs sejsmiczny o mocy 4,5 stopni w skali Richtera. Atak nuklearny na Hiroszimę  (15 ktT) wywołał wstrząs o mocy 5,2 stopni w skali Richtera. Eksplozja była słyszalna na Cyprze.

Tam musiało być coś więcej niż saletra.

Moje libańskie źródła mówią mi, że obecnie nie ma jasności, co tam wybuchło, gdyż Hezbollah kontroluje port.  Jeden z pracowników portu opowiedział, że saletrę kazało tam trzymać wojsko, pomimo sprzeciwu władz portowych. Wojskowi twierdzili, że nie mieli jej gdzie indziej składować. Co jednak wojsku do jakiegoś ładunku saletry? Na jakiej podstawie ją skonfiskowano? Czy między tą saletrą było coś innego? Czy ten rosyjski biznesmen to ktoś taki jak Wiktor But? Hezbollah oczywiście zapewnia, że nie składował w porcie żadnej amunicji. Z jakiegoś powodu jednak jego ludzie pospieszyli na miejsce eksplozji i zabraniali członkom ekip poszukiwawczych wchodzenia w pewne rejony portu.  Mówili m.in., że psy węszące są niepotrzebne. Baj de łej: Hezbollah z jakiegoś powodu magazynował saletrę w Niemczech.  Zapewne chciał nią nawozić szparagi na działce Angeli Merkel.

W necie krążą oczywiście najróżniejsze filmiki z różnymi teoriami. Na jednym z nich pokazana jest rzekomo "tajemnicza eksplozja w Syrii sprzed siedmiu miesięcy" wyglądająca bardzo podobnie do wybuchu w Bejrucie. Próbowałem znaleźć coś więcej na temat tej "tajemniczej eksplozji". I nic. Nie było jej. Film przedstawia pewnie test jakiejś broni. Nie wiem jakiej, ale być może znalazła się w bejruckim porcie. Ciekawie w tym kontekście wyglądają "wizje" remote viewerów. Sesje z ich udziałem nagrano w lipcu. Jest "stempel czasowy". Jeden z nich mówi o planie ataku i o "urządzeniu" w kontenerze, które z niego wystrzeli i wybuchnie w powietrzu.

To, co tam eksplodowało jest więc kwestią otwartą. Nie sądzę, by to była technologia irańska. (Irańczycy niedawno w ramach manewrów morskich zbombardowali barkę udającą amerykański lotniskowiec. Zatopili ją i zablokowali podejście do jednego ze swoich głównych portów...)   Być może rosyjska, być może chińska lub amerykańska...

Tak się zastanawiam, czy np. jakaś trzecia siła nie chciała teraz rzucić przeciwko siebie Hezbollahu i Izraela. Dodatkowy chaos przed wyborami w USA i przekierowanie uwagi administracji Trumpa z Dalekiego Wschodu na Bliski Wschód.

Hipoteza tym bardziej interesująca, że administracja Trumpa ostrzej uderzyła ostatnio w Chiny. To m.in. robota chińskich antykomunistycznych emigrantów doradzających Pompeo. Zakaz transakcji z właścicielami TikTok i WeChat (Uderzenie w TikTok to bardzo ciekawa sprawa. Normalni ludzie oglądają tam filmiki z tańczącymi biuściastymi lasencjami.  Ale serwis przyciąga też mnóstwo pedofilów obserwujących 13-tki. A dane osobowe są tam zasysane do chińskiej bezpieki), plany szerszego usuwania chińskich aplikacji i sprzętu z amerykańskiego netu, rekomendacja dotycząca usuwania chińskich spółek z giełd w USA, Robi się coraz ciekawiej.  Służby ostrzegają, że Chiny chcą przeszkodzić reelekcji Trumpa a sam prezydent mówi, że "przez jakiś czas możecie mnie nie zobaczyć". 

***

A w przyszłym tygodniu rocznicowy wpis. Wielkie otwarcie parasola w d... Jędrzeja Giertycha i jego naśladowców. Szykujcie się już na masakrę w komentarzach!

niedziela, 14 kwietnia 2019

Z wizytą w Libanie




Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Libanie. Pięknym i niezwykle zróżnicowanym (przyrodniczo, religijnie, kulturowo i politycznie) kraju. O ile na studiach napisałem magisterkę o libańskiej wojnie domowej, to tym razem zyskałem możliwość obejrzenia miejsc, w których toczyły się wydarzenia opisywane w tej pracy a także rozmowy z uczestnikami wydarzeń. Poniżej wklejam część własnych zdjęć (więcej na Fejsie) i fragmenty relacji, którą publikowałem codziennie podczas wyjazdu w mediach społecznościowych:




"Odbyłem niesamowitą rozmowę z weteranem wojny domowej, który walczył po stronie chrześcijańskich Falang. "Arafat powiedział w 1975 r., że zje śniadanie w Baalbek, obiad w Junieh a kolację w Bejrucie. Nie ukrywali tego, że chcą tu zbudować nową Palestynę. To tak jakby Twój krewny poprosił Cię o przenocowanie przez parę dni, został na miesiąc i kazał Ci się wynosić z domu". Mój rozmówca brał udział w epickiej walce o hotel Holliday Inn. 20 falangistów broniło się przeciwko setkom Palestyńczyków. Gdy odsiecz nie nadeszła, musieli się ewakuować kanałami. Był też na ostatnim spotkaniu Baszira Dżemajela z Arielem Szaronem. Omawiano tam kwestię odbicia uniwersytetu. Szaron chciał wezwać lotnictwo i wszystko zrównać z ziemią. Dżemajel się sprzeciwił. Wysłał tam swoich ludzi, którzy oczyścili teren w godzinę. Szaron był zszokowany ich sprawnością i... wściekły. Liczył na to, że Dżemajel będzie jego marionetką a libański przywódca stawiał swój kraj na pierwszym miejscu i nie chciał, by mu rozkazywano. Wkrótce potem Baszir Dżemajel zginął w zamachu bombowym. "To syryjskie służby, ale izraelskie mogły temu zapobiec. Zrzucili później winę na Hobeikę". Śmierć Baszira oznaczała jednak też załamanie izraelskiej strategii, gdyż zabrakło sprawnego sojusznika, który mógłby uporządkować sprawy w Libanie. Z chaosu tym spowodowanego zrodził się zaś Hezbollah. "Jan Paweł II świetnie to określił mówiąc, że "Liban stanowi przesłanie dla świata". Jeśli tutaj skończy się chrześcijaństwo, to również skończy się na całym Bliskim Wschodzie. Gdyby Jezus żył w naszych czasach, to wziąłby karabin maszynowy i walczył u naszego boku". Liban bez chrześcijan na pewno byłby też krajem, w którym muzułmanie cieszyliby się mniejszą wolnością. Coś co w Europie umiera, tutaj podtrzymuje cywilizację..."







"Tutaj chrześcijaństwo kojarzy się z prestiżem. Z dobrą edukacją, pracowitością i dobrze ubranymi dziewczynami. Odwiedziłem Harrisę, górską miejscowość, gdzie znajduje się siedziba patriarchy maronickiego, piękna katedra św. Pawła i posąg Naszej Pani Libanu, spod którego rozciąga się spektakularny widok na morze. Odwiedziłem też klasztor św. Charbela w Annaya. Św. Charbel to najpopularniejszy libański mistyk, wielki cudotwórca, specjalista od spraw beznadziejnych którego wizerunki są na terenach chrześcijańskich wszędzie. Potem zwiedziłem Byblos, gdzie twierdza krzyżowców sąsiaduje z ruinami fenickiego miasta mającego 8 tys. lat, w którym faraonowie zaopatrywali się w cedry i czczono boginę Ballat ("Pani", imię przypominające al-Lat, "córkę Allaha"). Wracając z tej wyprawy, w centrum Bejrutu minął siedzibę Partii Kataeb - czyli chrześcijańskich Falang kontrolowanych przez rodzinę Dżemajel. "82 lata dla Libanu" mówił banner na tym budynku. Fotki niestety nie zrobiłem, bo nie chciałem zwracać uwagi strażników tej partyjnej twierdzy. Widok tej umocnionej siedziby przywiódł mnie do wniosku, że libańscy chrześcijanie to twardzi i mądrzy ludzie. Gdyby byli takimi miękkimi fajami jak Marek Jurek czy Szymon Hołownia, zjedzono by ich tu żywcem. Selekcja naturalna od tysięcy lat odrzuca tu słabych. A gdyby Mirosław "Brawario" Salwowski wpadł tu i zaczął robić wyrzuty chrześcijańskim dziewczynom jak się ubierają, to by go wzięli za członka Państwa Islamskiego i odstrzelili".

"W jednym z druzyjskich miasteczek w górach Chouf zauważyłem banner z Kamalem Dżumblattem. Towarzysz Dżumblatt był przedstawicielem wielkiego feudalnego rodu przewodzącego libańskim Druzom przez setki lat. Był też komunizującym socjalistą, laureatem Nagrody Leninowskiej. Ów czerwony feudał mocno przyczynił się do wybuchu wojny domowej w 1975 r. Był jednak politykiem zbyt niezależnym, więc go Syryjczycy zastrzelili na checkpoincie w 1977 r. Syryjczycy zabijali zbyt niezależnych libańskich polityków z wszystkich grup konfesyjnych: imama as-Sadra (rękoma Libijczyków), Baszira Dżemajela, Raszida Karame. W 2004 r. niedaleko mojego hotelu zabili premiera Harririego. Wysadzili jego konwój razem z kawałem ulicy. Gdy zrobiła się z tego wielka międzynarodowa afera, gen. Ghazi Kanaan, przez ponad 20 lat odpowiedzialny za operacje syryjskich służb w Libanie, strzelił sobie w głowę w swoim gabinecie. Strzelił do siebie trzykrotnie. Prawa karmiczne jednak działają (w straszny sposób) i w ostatnich latach to Syria stała się polem wojny hybrydowej państw silniejszych od siebie. Kiedyś to samo może stać się z Iranem, Arabią Saudyjską, Rosją, USA czy Chinami..."

 

Dodam, że w Libanie bardzo łatwo jest się zorientować, wyznawcy jakiej religii zamieszkują daną okolicę. Tam gdzie dominują sunnici widać bannery z premierem Saadem Harririm. Tam, gdzie szyici - Nasrallah lub przewodniczący parlamentu Nabih Berri. Tam gdzie druzowie - towarzysz Kamal Dżunblatt. Tam gdzie chrześcijanie - św. Charbel, Matka Boska lub dużo rzadziej prezydent gen. Michel Aoun czy symbol Lebanese Forces. Szybko można zauważyć, że obszary zamieszkałe przez poszczególne konfesje stanowią niezły przekładaniec i nie dałoby się przeprowadzić prostego podziału - np. wyodrębnienia państwa szyickiego czy chrześcijańskiego.

"W Bejrucie . Taksiarz, który zabrał mnie z lotniska był fajnym dziadziem Maronitą. Podpytywałem go o sympatie polityczne, a on odpowiadał: "Pope Jean Paul II - love him, best pope!", "Bashir Gemayel good!", "Samir Geagea perfect!" Siedzę teraz w bardzo oldschoolowym hotelu. Budynek z lat 60, w windzie francuska tabliczka znamionowa. Z balkonu widać pomiędzy blokami Morze Śródziemne."







"Bejrut pod pewnym względem przypomina mi Warszawę - to urbanistyczny misz-masz. W centrum miasta sąsiadują ze sobą pięknie odnowione kamieniczki (na widok których śliniłaby się HGW ; ), szklano- marmurowe biurowce i wybebeszone ruiny (nie wiadomo, czy będące pozostałościami po wojnach czy też po nietrafionych inwestycjach). Starówka jest ładnie odnowiona a można ją obejść w pół godziny. O rzut kamieniem od siebie są: ruiny rzymskiej szkoły prawniczej, katedra maronicka, katedra grecka oraz imponujący meczet z XVII w. Kilka minut dalej kościół z czasów krucjat, który mamelucy zmienili w meczet. Na kościelnej wieży półksiężyc. Patroni ulic w centrum: marszałek Foch i gen. Weygand. Niezła historyczna i konfesyjna mieszanka. Od czasów fenickich nawarstwiały się tu różne tradycje." 

 "Pierwsze doświadczenia z życiem nocnym Bejrutu. Wybrałem się na Rue Gouraud w dzielnicy Gemmayzeh. Uliczka pełna knajp i hipstersko odpicowana, tylko że bez tych pieprzonych hipsterów. : ) W bardzo klimatycznym barze jakimś cudem wdałem się w dwugodzinną rozmowę z Niemcem prowadzącym tu biznes od 25 lat. On ostro cisnął temat integracji europejskiej, ale pod koniec był przerażony jak zacząłem mu tłumaczyć wątek wojny prewencyjnej przeciwko Rzeszy w 1934 r. Pierwszy raz coś takiego słyszał i pomyślał że jestem polskim ultranacjonalistą. Ale spodobało mu się wykroczenie poza schemat i zapłacił za moją wódkę. I w ten sposób Niemcy sfinansowali polską propagandę tak jak oddziały podporucznika Palucha : ) Wcześniej wpadłem na jedno piwo do innego baru. Po prostu barmanka była ładna. Oczywiście preferuje rude i blondynki, ale ta brunetka o czarnych, tęskno patrzących oczach miała fajną figurę. I sądząc po jej uśmiechu, gdy wydawała mi resztę, domyśliła się, że była jedynym powodem, dla którego wszedłem do tego lokalu : )"

 ""Nie karmić kotów" - taką tabliczkę widziałem na Amerykańskim Uniwersytecie Bejruckim. Założona przez protestanckich misjonarzy (nie, nie przez pastora Chojeckiego) uczelnia konkurowała z jezuickim uniwersytetem. Na pierwszy rzut oka widać, że w ostatnich latach szła do niej ogromna kasa. Budynki kampusu projektowali światowej sławy architekci. Ta uczelnia musi być silnym narzędziem budowania amerykańskiej soft power. (Baj de łej : marines do Bejrutu wysłał Eisenhower a potem Reagan. ) Czytałem w necie, że wpuszczają na ten kampus tylko po pokazaniu legitymacji. Przy głównym wejściu rzeczywiście stoi wielki strażnik i robi selekcję. Ale ja wszedłem wejściem od strony nadmorskiej promenady, gdzie nie ma żadnej ochrony. Na miejscu swobodnie sobie łaziłem - może brali mnie za wykładowcę?"





"Byłem w odwiedzinach u Baala. A konkretnie w miejscu jego dawnej świątyni w Baalbek, na którym Rzymianie zbudowali ogromne świątynie Jupitera i Bachusa. Te monumentalne ruiny naprawdę dają poczuć sacrum, a widok ośnieżonych gór i zielonych sosenek (?) tylko je pogłębia. Najciekawsza jest tam jednak najniższa warstwa kamieni - fundament zbudowany z bloków liczących po kilkaset ton. Legendy mówią, że na tej kamiennej platformie lądowali bogowie po Potopie, by przywrócić rolnictwo. Kilkaset metrów dalej leży w kamieniołomie dosyć precyzyjnie obrobiony kamień mający 1100 ton. Jak zamierzano go przenieść i po co? Może Lech Wałęsa wie? (Niech ktoś puści motyw z "Prometeusza".) Samo miasto Baalbek to kolebka Hezbollahu i z przydrożnych plakatów uśmiecha się do nas Hassan Nasrallah. Czasem wpisany w serduszko : ) Widziałem też wizerunki zagionionego muły Musy al-Sadra i Chomeiniego. Niecałe pół godziny drogi dalej jest piękne miasteczko Zahle przypominające mi trochę gruzińskie miasta. Pełno tam chrześcijańskich kapliczek a dziewczyny chodzą bez hidżabów. Tam czci się Baszira Dżemajela. (Tego z "Walca z Baszirem".) W pobliskiej miejscowości Ksara robią od 160 lat dobre wino. Kawałek dalej są już tereny sunnickie a na nich billboardy z Saadem Harririm i jego ojcem, premierem który zginął w zamachu bombowym. Jedziemy jeszcze kilkanaście minut dalej i jesteśmy w Anjar, tuż przy syryjskiej granicy. Są tu ruiny pałaców z czasów Ummajadów (z VIII w.). Miasto zamieszkują zaś Ormianie. Akurat do ruin w Anjar przyjechał ambasador Armenii z dwudziestoparoletnią córką (?). Oczywiście przyjechał stereotypowym czarnym mercedesem."




"Trafił mi się naprawdę fajny kierowca, który kilka razy był w Polsce. W latach 80-tych! Pochodzi z okolic Zahle, ale przed wojną domową jego rodzina przeprowadziła się do Pakistanu w celach biznesowych. Jego kolega miał żonę Polkę, więc zapraszali go do Warszawy, Torunia i Ciechocinka. Fan byłego premiera Harririego, sunita. Dużo opowiedział mi fajnych rzeczy o libańskiej polityce. Popiera obecny rząd, w którym zasiadają wszyscy od Hezbollahu po dawnych Falangistów. "Wszyscy z nich kiedyś walczyli ze sobą, ale każdy z nich walczył o dobro Libanu, tak jak je postrzegał. Teraz jest zgoda i możemy zająć się rozruszaniem gospodarki". Hezbollah jest dla niego zbyt blisko Iranu, ale uważa że paradoksalnie siła Hezbollahu sprawia, że Izrael boi się angażować w Libanie. "Na granicy jest spokój." Pytany o zabójstwo premiera Harririego: "Mówi się że to Hezbollah i Syria. Ale przecież wielkie mocarstwa: USA, Francja, Rosja zapewne wpadły na trop spisku i mogły próbować ratować Harririego. Ale tego nie zrobiły. Izrael tez pewnie wiedział, ale Syria i Hezbollah może dały mu coś w zamian, by nie przeszkadzał." Zrobiłem aluzję do teorii o zamachu w Smoleńsku, opowiadając o zdarzeniach z kwietnia 2010 r. "Pewnie waszego prezydenta zabiła Rosja, bo chciała mieć swojego człowieka na tym stanowisku". Pyta mnie się czy Polacy są proamerykańscy. Mówię, że nie wszyscy. Część jest proniemiecka lub prorosyjska. "Ktoś u was kocha Rosję?", "No np. część dawnych komunistów", "A tych, co zamiast w Boga wierzą w Rosję". : )"



"Koleś pilnujący kasy w najlepszym bejruckim punkcie małej gastronomii (Phoenicia Saj) wdał się ze mną w rozmowę. Okazał się być Syryjczykiem. Prawdziwym. Nie jednym z tych AfroSyryjczyków. I podzielił się ze mną swoimi myślami na temat tego konfliktu: "Moja rodzina jest w Niemczech. Chcą załatwić mi wizę, ale ja nie chcę tam jechać. Nie biorę pomocy od UNHCR. Uczciwie pracuje po 10 godzin dziennie za 400 dolarów miesięcznie. Chciałbym wrócić do Syrii. Kocham swój kraj i Damaszek, najpiękniejsze miasto na świecie. Ale nie mogę wrócić, bo szuka mnie wojsko. Studiowałem a oni chcieli mnie wcielić do armii. Nie widziałem sensu w zabijaniu ludzi dla Assada, ani przeciw Assadowi. Oni wszyscy zabijają ludzi o nic. Właściwie to Rosja i USA biją się o Syrię. Ja tutaj czekam, co z tego wyjdzie. Chcę uczyć się i uczciwie pracować a wszyscy jak słyszą, że jestem Syryjczykiem, myślą, że jestem terrorystą." Mój rozmówca był sunnitą. I rzeczywiście nie widział sensu w narażaniu życia i zabijaniu innych w imię utrzymania u władzy upartego dyktatora. W odróżnieniu od alawitów czy syryjskich chrześcijan nie postrzegał tego jako desperackiej walki o przetrwanie. Nie identyfikował się też z rebeliantami a jako źródło największych problemów na Bliskim Wschodzie wskazał Arabię Saudyjską. Jego przypadek dobrze ilustruje do jakiego stopnia kruche było społeczeństwo syryjskie. Społeczeństwo to łączyła tylko ziemia. Teraz usunęła się im spod nóg. W Libanie są teraz 2 mln uchodźców z Syrii. Prawdziwych uchodźców, którzy pracują, by przetrwać."





"Odwiedziłem Muzeum Hezbollahu w Mleecie, w południowym Libanie. Muszę przyznać, że muzealnictwo dobrze wychodzi tej organizacji terrorystycznej. Za pieniądze irańskich podatników zbudowała nowoczesną placówkę - może nie w stylu Polin, ale np. Muzeum Czołgów w Latrun. Na początku zwiedzania wyświetlany jest bardzo profesjonalnie zrobiony film propagandowy. Dynamicznie zmontowane archiwalne relacje filmowe są przesłaniem mówiącym: "jako pierwsi pokonaliśmy Izrael i możemy go jeszcze raz wykrwawić". Przekaz ten wzmacnia ekspozycja poświęcona nieudanym akcjom izraelskich sił specjalnych. Na niej zdobyczny izraelski sprzęt i cytaty z izraelskich polityków - od Moshe Arensa po Ariela Sharona - mówiące, że Izrael przerżnął w Libanie. Nasuwa się myśl, że izraelscy politycy i generałowie rzeczywiście popełnili koszmarny błąd pozwalając wyrosnąć potworowi na północnej granicy. W muzeum mamy też wymowną instalację artystyczną - pomnik zrobiony z rozrzuconych na dużej przestrzeni szczątków izraelskich czołgów, transporterów i śmigłowców. Jest też leśna ścieżka ze zrekonstruowanymi bunkrami i pokazem uzbrojenia. W Muzeum spotkałem libańskich bikersów noszących kurtki "Sons of Anarchy" )))) Cała okolica to bastion Hezbollahu. Wszędzie podobizny Nasrallaha, Musawiego i innych dowódców. Na wiaduktach nad autostradą irańskie flagi. W jednym miejscu bannery osławionej Syryjskiej Partii Narodowo-Socjalistycznej i podobizna Assada. Zwolennicy tej partyjki jakoś się nie chcą jednak przeprowadzić do Syrii..."






"Idąc malutką acz urokliwą starówką Tyru usłyszałem muzykę. Dziewczęcy śpiew, rytmiczne klaskanie, takie arabskie karaoke. Drzwi od jednego z domów były otwarte a przez nie widać było jadalnię a w niej stół zastawiony jadłem i napitkiem a przy nim dziewczynę z mikrofonem w ręku. Ładną lasencję z całkiem sporym biustem ukrytym pod podkreślającym jej figurę białym topem. Przyciągnęła moją uwagę. Byłbym ślepy, gdyby nie przyciągnęła. Bawiący się tam domownicy zachęcali ludzi zgromadzonych pod drzwiami do wspólnego śpiewu i zabawy. Zagadałem do starszego człowieka, że jestem z Polski. Zaproponował mi whiskey. Chętnie skorzystałem, ale nie nadużywałem gościnności. Na murze pobliskiego domu wisiała ludowa kapliczka z Jezusem, Maryją i jakimś lokalnym świętym. Przypominało mi się zajebiste wesele pod Miętnem, na którym byłem w lutym..."









"Trypolis (libański, nie libijski) to miasto, delikatnie mówiąc, bardzo różniące się od Bejrutu, Tyru czy Zahle. Jest chaotycznie bliskowschodnie. Kilka lat temu doszło w nim do walk z udziałem ISIS. Konflikt syryjski w ten sposób przelał się do Libanu. Ja nie natrafiłem w Trypolisie na ISIS, ale na coś gorszego - koszmarne korki. To co widzicie w Warszawie to naprawdę nic! Tam są węższe ulice, gorsza kultura jazdy a zabłądzić łatwo. Grunt, że jest tam Rondo Allaha. Gdy mój kierowca pytał o drogę podjechał do nas koleś na skuterze. Zaoferował, że będzie nas prowadził na stare miasto - sukk z czasów Mameluków. Na miejscu pokazał nam parę miejsc na starówce, m.in. meczet al-Manzouri ( świetny przykład mameluckiego kunsztu) oraz rzemieślniczą wytwórnię mydła (naprawdę wyszukanego mydła - fabryczka działa od 1937 r.). Potem ten koleś odprowadził nas na parking. Bronił się przed przyjęciem napiwku. Nie mam pojęcia kim był i dlaczego poświęcił nam tyle czasu. W Trypolisie jednak długo nie pobyłem bo musiałem zdążyć na wizytę u wiceszefa organizacji libańskich przedsiębiorców. Pogadałem z nim trochę o libańskiej gospodarce. Jego firma (Sonaco Al-Rabih) sprzedaje mezze, czyli libańskie przystawki. Chciałby je również wysyłać do Polski. Nad drzwiami do jego fabryki wisi krzyż. A w recepcji siedziała miła sekretarka o bardzo ładnych rysach twarzy."







"W pobliżu miasteczka Beit ed-Dine (gdzie jest ładny XVIII wieczny pałac druzyjskich emirów) znajduje niezwykła atrakcja turystyczna: Zamek Moussy. Został on zbudowany w XX w. przez hobbystę. Jego twórca w dzieciństwie był gnojony w szkole przez miejscowego Broniarza, który mówił mu, że do niczego w życiu nie dojdzie. Jego szkolna sympatia dała mu kosza mówiąc, że wyjdzie tylko za bogacza z własnym zamkiem. Gostek wówczas pomyślał: ok, to zbuduje własny zamek. Doszedł do wielkich pieniędzy i go postawił. Zamek Moussy wygląda z zewnątrz śmiesznie, ale wewnątrz jest niesamowita ekspozycja. Dziesiątki figur "woskowych" odgrywa scenki z życia dawnego Libanu. Wszystko od warsztatów rzemieślniczych po wesela i spotkania lokalnej starszyzny. Jest tam też zaprezentowana wielka kolekcja broni białej i palnej. Od średniowiecza po II wojnę światową. A także zbiory biżuterii oraz innych antyków. Moussa był naprawdę fajnym kolesiem. Zbierał to wszystko przez 60 lat. I miał dobre przygotowanie merytoryczne - nadzorował konserwację prawdziwych zamków krzyżowców. A o tym lokalnym nauczycielskim nieudaczniku, który go prześladował, nikt już dzisiaj nie pamięta."





"Widziałem dzisiaj zaśnieżony kawałek Libanu. W górach. 2000 m npm. I las cedrów. Tzw. Cedrów Boga. Po lesie niestety sobie nie pochodziłem (z powodu śniegu), ale ponoć w jego głębi są cedry mające ponoć 2000 lat. Oczami wyobraźni zobaczyłem tam przez chwilę barkę dla Ra, zbudowaną z drewna cedrowego przez Egipcjan. Las niby jak las, ale okolica jest naprawdę ciekawa. Iście północnowłoskie krajobrazy. Ośnieżone szczyty, przepaście, wodospady, miasteczka pstrzące się czerwoną dachówką, kościoły, klasztory, pustelnie... I żeby było ciekawiej to teren, na którym wiszą plakaty Lebanese Forces. Gdy zapytałem na straganie o pamiątki z Samirem Geageą, sprzedawcy oczy zaświeciły się z radości..."

"Dzisiaj byłem w siedzibie papieża. Ormiańskiego papieża, czyli katolikosa. Ormianie mają aż dwóch papieży. Jeden rezyduje w Eczmiadzynie, w Armenii. Drugi w Antelias pod Bejrutem, a wcześniej rezydował w Sis w Cylicji (obecnie Turcja). Ormiańskim papieżem nie jest co prawda ks. Isakowicz-Zaleskian, ale Ormianie twierdzą, że każdy z ich dwóch papieży jest równy papieżowi rzymskiemu. Ciekawe czy jeździ białym mercedesem? W Antelias jest muzeum ormiańskich przedmiotów liturgicznych ocalałych z pogromów w Cylicji. Prawdziwe skarby kultury, ale podpisy pod eksponatami głównie po ormiańsku a dwa piętra ekspozycji otworzono na moje specjalne życzenie (wcześniej były zamknięte, by nikt nie zwiedzał). Panienka, która nas pilnowała podczas zwiedzania powiedziała: "Niestety w Libanie jest tylko 80 tys. Ormian. Kiedyś było dużo więcej. W trakcie wojny domowej mieliśmy własne milicje w celu obrony. W trakcie pierwszej wojny światowej też, ale nasze wojsko było kiepskie i Turcy zabrali nam nasze ziemie". Na pomniku koło katedry ormiańskiej jest mapa, na której obok Armenii jest Armenia Zachodnia obejmująca kawał Turcji i terenów kurdyjskich. Obok jest inny pomnik, a w nim wyeksponowane za szkłem czaszki i kości Ormian zabitych przez Turków. (Wyobraźcie sobie jakby Wyborcza bóldupiła na coś podobnego u nas!) Pojechałem do miejscowości Bzoummar, gdzie jest klasztor ormiańskich katolików a w nim cudowny wizerunek Maryji. Mają tam też muzeum, ale można go zwiedzać tylko po wcześniejszym umówieniu się. Ogólnie sprawiali wrażenie jakby nie chcieli, by ktokolwiek, poza Ormianami, ten klasztor zwiedzał. Nawet w sklepie z pamiątkami nie było nikogo a butelki z arakiem stały nie pilnowane na stole przykrytym gazetą. Wniosek: Ormianie nie znają się na prowadzeniu muzeów."



"Jak wiadomo, Juliusz Słowacki wieeeeelkim poetą był. A w trakcie swoich podróży odwiedził Liban. Zatrzymał się w klasztorze św. Antoniego Padewskiego w Ghazir. Wpadłem z odwiedzinami do jego celi. (Akurat była sprzątana odkurzaczem przez miłą panią . W celi zaś jest mała ekspozycja poświęcona Słowackiemu, który napisał tam "Anhellego", w którym znalazła się zapowiedź spustoszenia Rosji i zniszczenia rosyjskiego prawosławia. Słowacki polubił libańskich maronitów i nauczył się trochę arabskiego. Zagadywał do lokalnych dziewczyn przy źródle. Palił też sziszę. Dzisiaj upamiętnia go tablica na murach klasztoru. Ghazir to również miejscowość, w której w czasie drugiej wojny światowej mieszkali polscy uchodźcy uwolnieni z Bolszewii."




"Niektórzy arabiści przekonują, że hidżaby to po prostu bliskowschodni, przed islamski zwyczaj. Może i tak, ale tutaj dużo dziewczyn chodzi bez hidżabów. Oczywiście to głównie chrześcijanki, ale nie tylko. (Na terenach muzułmańskich można zaś zobaczyć czasem kombinacje w stylu: hidżab plus różowa bluzka i obcisłe dżinsy). Maronickie dziewczyny podążają za europejskimi mocami a niektóre mają rysy twarzy podobne do Francuzek. Inne mogłyby uchodzić za sefardyjki. (Jest tu trochę DNA sprzed czasów podboju islamskiego.) Kiecki prezentowane na wystawach w Junieh nie są bynajmniej brewarystyczne : ) Są też reklamy damskiej bielizny. I oczywiście jest dziwkarski biznes, ale specyficzny, bo nakierowany na bogatych Arabów. Jeden taksiarz mi opowiedział jak to działa. W klubach pracują dziewczyny z Rosji, Ukrainy czy Rumunii. Zapewniają "występy artystyczne" i rozmowy z klientami. Ale do niczego nie dochodzi w klubie. Klient może się umówić z panienką "na randkę" w hotelu następnej nocy. Dziwaczne? Ale kolesie znad Zatoki Perskiej się na to łapią. Dla nich jest tu Las Vegas. Dzięki temu, że kraj ma 30 proc. chrześcijan, mogą na legalu się napić alkoholu i zabawić. A później wracają do siebie i głoszą wyższość wahabickiego islamu."

 ***

A po krótkiej przerwie, być może już w święta, ostatni odcinek serii "Restituta" - Patriota. O prawicowcu, który 90 lat temu zmiażdżył narrację współczesnej dupoprawicy o "socjalistycznej sanacji".