sobota, 13 października 2012

Wileńszczyzna 1920: Inwazja


"Szedłem do swojego domu, nie pojawiłem się znikąd"
                                                              gen. Lucjan Żeligowski

"Litwę wymyśliło kilku studentów"
                                      Czesław Miłosz

W tym tygodniu minęła 92. rocznica chwalebnej wyprawy wileńskiej generała Żeligowskiego. Po operacyjnym majstersztyku, jakim była operacja niemeńska (dowodzona przez gen. Śmigłego-Rydza),  polskie oddziały - na nieformalny rozkaz Marszałka Piłsudskiego - pozorując bunt dokonały ofensywy na Wilno. Po szybkim zajęciu historycznej stolicy WKL, stworzyły tam efemeryczne państwo - Litwę Środkową. W ten sposób, metodą faktów dokonanych odebrano Wileńszczyznę z rąk wiarołomnych Litwinów, którzy wcześniej krótkowzrocznie odrzucali każdą polską propozycję porozumienia i by odebrać nam Wilno posunęli się nawet do wejścia w sojusz z bolszewikami. Część polskich prawicowych historyków-amatorów stawia zarzut Marszałkowi, że nie przyjął wówczas koncepcji gen. Rozwadowskiego mówiącej o inwazji na całą Litwę i zepchnięcie wojsk sowieckich i litewskich na plaże Bałtyku. Koncepcja ta była interesująca, ale z przyczyn politycznych niewykonalna. Już samą ofensywę na etnicznie polską Wileńszczyznę musieliśmy przecież kamuflować przed mocarstwami zachodnimi jako bunt. Istniało niebezpieczeństwo, że przy pełnej inwazji na Litwę, Anglia i Francja odwdzięczyłyby nam się odebraniem szans na odzyskanie Górnego Śląska (a w ich rękach leżało wówczas jeszcze rozstrzygnięcie dyplomatyczne kwestii Śląska Cieszyńskiego i Galicji Wschodniej). Ponadto Marszałek wydając polecenie zajęcia Wilna działał jak Zygmunt August w 1569 r. - odbierając Litwinom terytorium chciał ich zmusić do rozmów dotyczących budowy federacji. To niestety się nie udało. Przyczyna fiaska leży w tym, że ówczesny konflikt polsko-litewski był de facto wojną domową: sporem żmudzkich Nowolitwinów, chcących zawężać litewskość do bałtyjskości ze Starolitwinami chcących koegzystencji na Litwie pierwiastków polsko-łacińskich, białoruskich i łacińskich. Jak wiemy, wojny domowe bywają często bardziej zaciekłe i okrutne od wojen z wrogami zewnętrznymi. Przedwojenna Litwa była więc państwem nienormalnym - cierpiącym na polityczną schizofrenię z powodu amputacji części swojej tradycji. (Do tego, według płka NKGB Pawła Sudopłatowa, litewscy przywódcy - Smetona i Woldemaras byli sowieckimi agentami).  Gdy w 1937 r. polscy i litewscy dyplomaci rozmawiali o normalizacji stosunków, Litwini mówili, że nawiązanie kontaktów dyplomatycznych na szczeblu oficjalnym jest niemożliwe z powodu oporu "nacjonalistycznej młodzieży". Opór ten przełamaliśmy w 1938 r. (ku uciesze litewskiego rządu, któremu w ten sposób pozwoliliśmy wyjść z konfliktu z twarzą). W latach drugiej wojny światowej postęp został jednak znowu zmarnowany przez tą nacjonalistyczną litewską młodzież, która przyjeżdżając do Wilna "robić porządek" przeżywała prawdziwy szok widząc, że miasto jest etnicznie polsko-żydowskie a Nowolitwinów nie ma tam prawie wcale...

Ps. Podobna metoda jak na Wileńszczyźnie została zastosowana przez Piłsudskiego w dwóch innych miejscach. Na Białorusi rolę Żeligowskiego odgrywali bracia Bułak-Bałachowicz. Niestety wywołane przez nich powstanie nie doprowadziło do wyzwolenia Mińszczyzny z rąk sowieckich. Za drugim razem Piłsudski i Witos zastosowali podobną sztuczkę na Śląsku. Trzecie Powstanie Śląskie (wywołane wbrew woli Korfantego) było de facto najazdem dobrze uzbrojonych polskich "ochotników" na Górny Śląsk wspartym przez działania lokalnego, śląskiego POW. Brały w nim udział również oddziały generała Bałachowicza.

A jako ilustracja muzyczna naszej inwazji na Wileńszczyznę, Two Steps From Hell "Invasion" (kawałek znany z "Bleacha").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz