wtorek, 31 grudnia 2013

Na Nowy 2014 Rok



Truizmem byłoby napisać, że 2013 r. obfitował w wiele ciekawych wydarzeń. Był to też rok w którym mój blog nadal cieszył się wielkim zainteresowaniem czytelników. W grudniu liczba wejść na niego przekroczyła 800 tys., a w ciągu kilku miesięcy dobije do miliona (i będzie powód do świętowania :). Co prawda mój facebookowy profil jest miejscem, gdzie częściej i szybciej możecie się zapoznać z ciekawymi "plotkami ze strefy cienia", analizami, opiniami, interesującymi tekstami wychwyconymi w "medialnym przeciągu" a także z całą masą seksownych obrazków (cosplaye :), to blog jest jego świetnym uzupełnieniem. Jego profil przesunął się bardziej w stronę "historycznych tajemnic", co było tylko wejściem w rynkowy trend. Czytelnicy to docenili - seria Największe Sekrety jest prawdziwym hitem. Najchętniej czytanymi wpisami w 2013 r. były właśnie jej odcinki z cyklu "Wrześniowa Mgła" czy też wpisy poświęcone zamachowi na JFK, śmierci gen. Pattona czy też Ostatniemu Bogu Wojny gen. MacArturowi. Dobrze się czytały również wpisy z serii "Sny" - choć, co prawda znaleźli się malkontenci, którzy nie rozumieją, że w lekkiej, błazeńskiej i onirycznej formie są tam podawane prawdy, których z różnych powodów nie da się powiedzieć wprost. :)
Oczywiście trudno przewidzieć, co przyniesie nam 2014 r. - jakie wojny, zamachy stanu, spiski, przecieki - ale mogę obiecać, że będę kontynuował historyczny rewizjonim i opiszę tutaj wiele Największych Sekretów.

Jakie było moje największe blogerskie niedopatrzenie w 2013 r.? Z pewnością poświęcałem za małą uwagę kryzysowi politycznemu w Tajlandii. Nie wykorzystałem doskonałego pretekstu, by wrzucać tutaj fotki premier Yingluck Shinawatry. Niniejszym za to przepraszam i "rzutem na taśmę" naprawiam błąd:





Jak napisał jeden ze stałych czytelników, "brakuje jej tylko kocich uszek". Nya ;)

Nie odniosłem się również do społecznych kontrowersji dotyczących ideologii gender. Tak jak bowiem sarmaci w dawnej Rzeczpospolitej byli zapatrzeni w Orient (w turecko-tatarsko-perskim wydaniu), tak dzisiaj ja jestem w Orient (o wiele bardziej dalekowschodni niż bliskowschodni) zapatrzony. Nasza tradycja każe nam czerpać inspiracje w odległych i tajemniczych państwach Wschodu. A tam, choć potrafią się ponieść instynktom i mogą nas wielokrotnie zaskoczyć swoimi wyobrażeniami, pojęcia gender na szczęście nie znają. Wielu ludzi mówi, że przyszłość leży na Wschodzie. Warto więc na Wschód spoglądać.


Koniec roku to pora różnych rankingów, podsumowań etc. Postanowiłem wyróżnić  najlepsze komentarze umieszczone pod moimi wpisami w 2013 r. Oto one:

#5. Dersu Uzała

"Źródła misiu"
Używanie słowa "misiu" jest skrajnym pedalstwem :) Tak się możesz zwracać do abp Paedzia, Kulczyka, Krollopa czy chórzysty z Poznańskich Słowików. Ale już jak chcesz źródeł, to przypomnę moje poprzednie pytanie:

Skąd się wzięła przedwojenna żurawiejka: "Po Poznaniu dupą szasta, to z 15-tki pederasta" znana również w wersji "Kto po mieście dupą szasta? Z poznańskiego pederasta"? Była ona ilustrowana żartobliwym obrazkiem o homoseksualnym podtekście:

http://www.dobroni.pl/fotka,zurawiejki-kawalerii-polskiej-ii-rzeczpospolitej-cd,52935


#4. S_S

KrissKross tak nienawidzi sodomii że aż wie co pedalstwo-lewactwo w poznańskich termach wyczynia. Uważaj, jeszcze Ci kwiaty wyśle :)

#3. Chehelmut

czy mój ulubiony przykład szwedzkiej dynastii Bernadotte, której protoplastą był napoleoński generał : gość zaczynał karierę w jakobińskiej armii [ co tu niezmiernie istotne o czym za chwilę ], był napoleońską marionetką osadzoną przez Bonapartego na tronie, który udało mu się zachować dzięki jego zdradzie w odpowiednim momencie, dlatego w bitwie pod Lipskiem wojska szwedzkie walczyły już po stronie koalicji antynapoleońskiej. Świeżo upieczony monarcha ten cierpiał na pewną obsesję, otóż nie pozwalał się zbadać nikomu poza jednym zaufanym lekarzem - dopiero po śmierci okazało się, że nie była to typowa dla tyranów paranoja, obawa przed otruciem ani też ukrywanie wstydliwej przypadłości typu garb albo mały czy kuriozalnie wielki członek, bynajmniej : chodziło o to, iż ten król miał na piersi wytatuowany napis ''śmierć królom''...

#2. Dersu Uzała

"Piłsudski był nadętym durniem" - a Ty jesteś anonimowym mędrcem. Weź przykład z Angeliny Jolie i profilaktycznie pierdolnij se młotkiem w jaja

#1. Chehelmut

''masz mnie za większego zboka niż jestem...''

- eee niee, zdrowa homofobia a w twoim wypadku jeszcze prosyjonizm wykluczają nazi gejowstwo, ja również mimo napierdzielania na tumulti-kulti nie jestem fanatykiem białej rasy a tylko staram się patrzeć na sprawy realistycznie, bez oczadzenia politpoprawną propagandą - to miało być tylko żartobliwe nawiązanie do konwencji snu. Natomiast faktycznie o tyle jest coś na rzeczy, że jak widzę po komentarzach pod ostatnimi wpisami tworzy się tutaj jakiś klub egzotycznych świntuchów [ w heterycznym rzecz jasna znaczeniu ], akurat w moim śnie zamiast Azjatek towarzyszyłyby nam czarne dupencje, no chyba że miałyby równie zaokrąglone kształty co wbrew pozorom nie jest wykluczone, jak pisze wymieniona wyżej wieśniara na swoim blogu większość Japonek od dawna nie mieści się już w ''azjatyckie'' rozmiary ubrań [ k..., chyba powinienem zmienić nazwę bloga na ''steatopygofil'' ].


I to by było na tyle. W 2014 r. wkraczamy w finałowy rozdział bloga. Bawcie się więc dobrze na Sylwestrze - bądźcie rozrywkowi jak Azjaci. :)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zamachy w Wołgogradzie, przekręt w Soczi, iracko-irańsko-amerykańska ofensywa przeciwko al-Kaidzie



Putin nie porozumiał się z Saudami w sprawie Syrii i otrzymał prezent przed olimpiadą w Soczi: zamachy na dworcu kolejowym i w trolejbusie w Wołgogradzie. Być może ktoś wewnątrz rosyjskich służb ułatwił robotę terrorystom, by nieco podgryźć Władimira Pedofilowicza (zwłaszcza, że mówi się od jakiegoś czasu o konflikcie Putina z frakcją siłowików. Sugerują to choćby cyrki związane z Nawalnym.) Tak ogólnie to ta cała olimpiada w Soczi to poroniony pomysł. Putin musiał się nieźle natrudzić, by znaleźć w Rosji miejsce z klimatem subtropikalnym. Skończyło się gigantycznym złodziejstwem (budżet miał początkowo się zamknąć w 12 mld USD, ale przekracza już 50 mld USD a część obiektów jest jeszcze nie ukończonych), dewastacją starego Soczi i przyrody regionu, wywłaszczeniami mieszkańców, kuszeniem katastrof budowlanych i przejmowaniem atrakcyjnych terenów przez oligarchów. Stale gasnący znicz olimpijski jest złym omenem. Te igrzyska mogą się bardzo źle skończyć. (Polecam wszystkim film dokumentalny "Igrzyska Putina" - rosyjskie władze próbowały zablokować jego dystrybucję. Akcja wolno się w nim rozkręca, ale jest dla Rosji i Putina miażdżący.)



Tymczasem na Bliskim Wschodzie trwa wojna, o której media mało wspominają. Iracka armia prowadzi w prowincji Anbar ofensywę przeciwko al-Kaidzie. W ofensywie tej (w zamachu samobójczym) zginął już co najmniej jeden iracki generał. Minister obrony ledwie uniknął śmierci w zamachu. Ale nie to jest najciekawsze w tej historii. Irackie władze, będące w sporej części irańską agenturą, są bowiem wspierane w walce przeciwko al-Kaidzie zarówno przez Iran  jak i ...USA. Obie strony służą Irakijczykom zarówno doradztwem jak i dostawami broni. Co prawda negocjacje w sprawie irańskiego programu nuklearnego znalazły się w martwym punkcie, ale jak widać administracja Obamy idzie na pełne detente z Teheranem i stara się zapobiec powstaniu "państwa al-Kaidy" na iracko-syryjskim pograniczu.


sobota, 28 grudnia 2013

Jak się fałszuje historię Powstania Wielkopolskiego + Płk. Feliks Piekucki, endecki lolicon

„Nie jestem pedofilem. Jestem feministą”
Takechi Henpita, „Gintama”

„Ej, Kagura! Nie wychodź lepiej z domu Teraz są różne lolicony…”
Gintoki Sakata, „Gintama”

„Jeśli chodzi o anime, to podoba mi się tylko Boku no Pico”
Prof. Adam Wielkodupski


Rok temu zamieściłem na tym blogu wpis poświęcony postaci porucznika Mieczysława Palucha, wymazanego z historii organizatora i pierwszego dowódcy Powstania Wielkopolskiego, jednego z przywódców II-go Powstania Śląskiego. (Kto jeszcze nie czytał, niech to zrobi :) Czemu Paluch został wyrzucony z pamięci Polaków? Po pierwsze był człowiekiem polskich tajnych służb - a tacy ludzie zwykle kryją się w cieniu, po drugie był piłsudczykiem i nie pasowało to do mitu o o tym, że "Piłsudski nie udzielił pomocy Wielkopolanom". Z tej samej przyczyny nie wspomina się, że drugi dowódca Powstania Wielkopolskiego major Stanisław Taczak został wysłany do Poznania przez Sztab Generalny WP w Warszawie (i "zapomina się" też, że służył w Legionach i w Polnische Wehrmacht). Wymazano też z pamięci postać szefa sztabu Armii Wielkopolskiej - przysłanego z Warszawy piłsudczyka gen. Juliana Stachiewicza, organizatora odsieczy Lwowa.





Rugowane są z pamięci fakty mówiące, że Powstania Wielkopolskie i Śląskie otrzymywały szerokie wsparcie polskich władz, wojska i służb wywiadowczych. Demosowi skutecznie wbito do łbów mit mówiący o tym, że Piłsudski i ogólnie władze w Warszawie nie pomagały Powstaniu Wielkopolskiemu. Strażnicy polskiej pamięci starają się w ten sposób przekonać etniczną masę mieszkającą między Odrą a Bugiem, że "zły faszysta" Piłsudski wciągnął nas w "niepotrzebną awanturę na Wschodzie" i z tego powodu "nie odzyskaliśmy prastarych piastowskich ziem, które przywróciła nam w 1945 r. niezwyciężona Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona". Z drugiej strony pewnym niemieckim ośrodkom (pamiętajmy, że prasa w zachodniej Polsce jest kontrolowana głównie przez niemieckie koncerny) zależy na lansowaniu tezy, że "Warszawka i Krakówek zawsze olewały Wielkokopolan i Ślązaków, którym lepiej się żyło pod niemieckim panowaniem". Na to nakłada się idiotyczna, ale chętnie kupowana przez młodych patriotów, propaganda różnego rodzaju pogrobowców Jędrzeja Giertycha. Tak jak fałszowana jest opowieść o Wrześniu '39, najbardziej heroicznej i epickiej kampanii w naszych dziejach, tak samo fałszuje się opowieść o Odrodzeniu Polski.

Ośrodkom endeckim zależy na zaciemnianiu historii Powstania Wielkopolskiego nie tylko z powodu ich niechęci do piłsudczyków. Tuszują one również to, że wówczas delikatnie mówiąc "nie popisały się".  Endeccy politycy nie chcieli powstania i się go obawiali - uważając, że Polacy nie mają szans z armią niemiecką. Jedynym sojusznikiem patriotycznych spiskowców wewnątrz NRL był Korfanty, który podszedł do sprawy pragmatycznie - uznał, że "na wszelki wypadek", niech ludzie Palucha robią swoje. Endecy z NRL zareagowali na wybuch powstania z wściekłością. By udobruchać Niemców poszerzyli radę miejską Poznania o dwóch hakatystów. Nominowany przez NRL komendant miasta wzywał do przerwania walk i zachowania spokoju (!). Wspomnianym komendantem Poznania był płk Feliks Piekucki. I na jego późniejszych "dokonaniach się skupmy".



Powyżej: płk Feliks Piekucki ze sztandarem

Piekucki był w międzywojennym Poznaniu ważnym działaczem endeckim, szanowanym kombatantem, lokalnym autorytetem. I feministą. Loliconem. Człowiekiem mającym słabość do małych dziewczynek. Słabość taką jak ma Roman Polański.

Ilustracja muzyczna: Kyary Pamyu Pamyu - Pon Pon Pon (video w stylu Polańskiego :)


Piekucki trafił za to do więzienia, a jego perypetie opisano kilka miesięcy temu w "Focusie Historia" w artykule "Świntuchy z dobrego towarzystwa". Zacytujmy kilka jego fragmentów:


"Miłośnikami nieletnich byli: 49-letni „działacz społeczny” Feliks Piekucki, „żyjący w rozwodzie”(..) U mężczyzn znaleziono 150 fotografii nagich dziewczynek, także w ich towarzystwie...„IKC” ujawnił, że Feliks Piekucki to podpułkownik rezerwy, podczas powstania wielkopolskiego komendant miasta. W 1932 r. komendant Związku Towarzystw Powstańców Wielkopolskich i urzędnik Krajowego Ubezpieczenia Ogniowego. Związany ze Stronnictwem Narodowym jako „wybitny członek Legionu Wielkopolskiego”. Podczas międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Poznaniu był organizatorem religijnego widowiska plenerowego „Męka Pańska”.



Tekst „IKC” endecki „Kurier Poznański” nazwał atakiem na „społeczeństwo poznańsko-wielkopolskie”. Gazeta przyznała, że Piekucki „odgrywał do niedawna pewną rolę w organizacjach społecznych”, ale „w politycznych organizacjach i w politycznej działalności żadnej nie odgrywał roli”.
„Dziennik Poznański”, związany z sanacją, zarzucił „Kurierowi” zakłamanie i próbę zrzucenia winy „z bark endecji na całe społeczeństwo Wielkopolski”. Przecież Piekucki był „głównym komendantem Legionu Wielkopolskiego, czysto endeckiej organizacji, stworzonej i kierowanej przez senatora obozu narodowego dr. Czesława Meissnera”.



Sensacyjny tygodnik „Tajny Detektyw” opublikował reportaż „Hipokryci”. Okładkę ozdabiała fotografia Piekuckiego w mundurze powstańca wielkopolskiego w towarzystwie wychudzonego dziewczątka. Okrzyknięto go „Szefem klubu zwyrodnialców”. „Zdemaskowanie tego świętoszka wywołało w pewnych sferach Poznania wielką konsternację. Obóz, do którego Piekucki był przynależny, teraz się go na gwałt wypiera”. (...)
Wyrok ogłoszono 13 sierpnia 1932 r. Piekucki i Andrzejewski zostali uznani „winnymi zbrodni uprawiania czynów nierządnych z nieletnimi dziewczynkami”. Jakie to były czyny, tego sąd „ze względu na obyczajność nie mógł ujawnić”. Dostali po półtora roku więzienia.



Uzasadnienie wyroku opublikował „Dziennik Poznański”. Było co czytać. „Oskarżony Piekucki przyznał się, że z dwiema dziewczynkami dokonywał zdjęć fotograficznych nago, zaprzeczył zaś, jakoby popełnił na nich czyny nierządne. Oskarżony Andrzejewski także przyznał się do dokonywania zdjęć nagich dziewczynek, przy czym przy zdjęciach tych całował je i głaskał po ciele. Oskarżony Hirschberg przyznał się, że tylko raz były u niego dziewczynki w towarzystwie Genslerowej, to samo zeznał Pawlicki, twierdząc, że był wówczas w stanie nietrzeźwym”.
Pikantniejsze szczegóły podały 13-latki. „Dziewczynki zeznały przed sądem, że Genslerowa, jako też one same, bywały u oskarżonych, a w szczególności u Piekuckiego i Andrzejewskiego, przy czym oskarżeni dopuszczali się na nich czynów nierządnych. Poza tym dziewczynki były świadkami stosunków płciowych z oskarżonymi”.

Wydawało się, że sprawa dawna, ale jak przywołałem historię płka Piekuckiego – zostałem zaatakowany za „szarganie świętości”. 



No cóż, loliconami było wiele znanych postaci historycznych (nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że w dawnych wiekach dziewczynki wychodziły za mąż gdy miały 12 lat): Prorok Mahomet (Niech Pokój Będzie Nad Jego Duszą),  Feliks Dzierżyński, Ławrentij Beria, Daniel Cohn-Benedict… Być może za jakieś 50 lat, tak jak mamy obecnie modę na „gender” i parady LGBT na ulicach, tak będziemy mieć parady pedofilów – zarówno homoseksualnych jak i loliconów. Płk Piekucki zostanie zaś odgrzebany z niebytu jako „męczennik walki o prawa człowieka”. 

piątek, 27 grudnia 2013

"Resortowe dzieci. Media" i "Wałęsa. Człowiek z teczki" - recenzja

Komunizm w Polsce nie upadł. On tylko zmutował. Taki wniosek można wyciągnąć po przeczytaniu dwóch wydanych w ostatnich miesiącach książek, które gorąco polecam: "Resortowe dzieci. Media" Jerzego Targalskiego (znanego Wam pewnie z serii "Sny" :), Doroty Kani i Macieja Marosza oraz dzieła "Wałęsa. Człowiek z teczki Sławomira Cenckiewicza".



"Resortowe dzieci" już na starcie stały się bestsellerem. Cały nakład wyczerpano w ciągu jednego dnia i musiano sięgnąć po dodruki. Nie dziwię się temu. To bardzo dobre i przystępne mini-kompendium danych biograficznych o ludziach, którzy w największym stopniu ukształtowali media III RP. W znacznej większości są to ludzie, którzy swoją pozycję zdobyli na rodzinnych i służbowych powiązaniach z okresu PRL. Mamy więc tam pięknie opisaną upstrzoną dziećmi i wnukami działaczy KPP redakcję "Wyborczej", będącą żywą skamieliną PRL "Politykę" (takie śmiertelnie nudne pismo, w którym TW siedzi na TW), czerwony skansen w TVP, "służbową telewizję" TVN, "wentyl bezpieczeństwa" w Trójce, barwne opisy walki o koncesję pomiędzy Polsatem i Polonią 1, a do trochę ubecko-komuszych przygód paru pomniejszych gwiazd i gwiazdeczek mediów. Są tam i historie porażające (droga życiowa funkcjonariusza MBP Mosesa Mordki-Morozowskiego), zaskakujące (TW "Violetta" czyli Krystyna Kurczab-Redlich, czy też "spadek po Kominformie" Włodzimierz Szaranowicz), zabawne (wspomnienia M* F* Rakowskiego, w których nazywa on ojca Heleny Łuczywo "kutasem-entuzjastą") jak i straszne. Wszystko to, podane w zgrabnej formie, daje dużo do myślenia. Wszak większość ludzi w tym kraju bierze swoją wiedzę o Polsce i świecie od kreatur żywcem wyjętych z wystawy "Twarze bezpieki". Jakiś patafian zapewne teraz zapyta "Uhhhhh, czemu dzieci miałyby odpowiadać za przewiny swoich ojców z UB i KPP?". Tu nie chodzi o odpowiedzialność, ale o zrozumienie pewnych mechanizmów rządzących naszym mafijnym, postkolonialnym państwem. To przecież rodzina odpowiada w ogromnym stopniu za kształtowanie poglądów, charakterów i postaw dzieci. Jeśli ktoś miał dziadka w UB, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie uważał Żołnierzy Wyklętych nie za bohaterów, ale za bandytów, którzy do jego dziadka strzelali. Ludzie tacy jak Ireneusz S., Andrzej K. i Aleksander Ż. mogą być dla niego po prostu przyjaciółmi rodziny czy kolegami z partyjnej młodzieżówki, a nie szemranymi biznesmenami. Osoba w ten sposób uwikłana może alergicznie reagować na wszelkie próby ograniczenia pozycji klanowo-służbowej sitwy. Jeśli uczono ją w domu, że płaszczenie się przed zagranicznym ośrodkiem siły jest cnotą, to będzie się ona pewnie płaszczyć przed Moskwą, Berlinem czy Waszyngtonem. Oczywiście od tej reguły zdarzają się chlubne wyjątki. Warto cieszyć się z tego, że ktoś  potrafi przełamać rodzinne uwikłania i przejść na jasną stronę mocy. Ale trzeba też pamiętać, że ci, którzy są po ciemnej stronie nie wzięli się znikąd. Oni szkodzą nam już od lat 30-tych. I nie pozbyli się pewnych schematów myślenia - o czym np. świadczy sekciarskie, dogmatyczne podejście do świata "organu KPP", który potrafił doszukiwać się faszyzmu nawet wśród buddystów...



"Wałęsa. Człowiek z teczki" to książka, której dystrybucję próbuje zatrzymać TW "Bolek". Nie dziwie mu się. To dziełko jest doskonałym uzupełnieniem pracy Zyzaka. Jest też dużo mocniejsze w przekazie. Obala ono przede wszystkim mit o Lechu Wałęsie, biednym, zastraszonym robotniku, który złamany podpisał w grudniu '70 zobowiązanie do współpracy. Okazuje się bowiem, że Wałęsa współpracował z bezpieką jeszcze przed tym, zanim 19 grudnia 1970 r. oficjalnie został TW "Bolkiem". Późniejszy przywódca "Solidarności" spotkał się z mjrem Graczykiem po raz pierwszy w nocy z 14 na 15 grudnia 1970 r., i odbył z nim wówczas długą rozmowę dotyczącą prawdopodobnie czekających go zadań. 14 grudnia to dzień w którym jeszcze nie zaczął się strajk w stoczni gdańskiej, jeszcze nie strzelano do robotników, a starcia z milicją miały małą skalę. Następnego dnia Wałęsa przemawia do protestujących robotników z okna komendy MO. Dostaje się tam (przechodząc przez silny, uzbrojony kordon) prawdopodobnie podając umówione hasło. Później spokojnie wychodzi z komendy, idzie do domu się posilić, a potem wraca na komendę, pomagać esbekom w identyfikowaniu ludzi na zdjęciach. Wałęsa brał wcześniej udział w nasiadówkach ORMO i ZMS poświęconych zapowiadanym podwyżkom cen. Gdy został TW "Bolkiem" i zaczął donosić, szybko dostał awans w pracy i przyznano mu duże służbowe mieszkanie. TW był zmyślnym, złośliwym i nadgorliwym. Współpracę z nim zerwano, gdy zaczął konfabulować w donosach, by wyciągać kasę od SB. Ale jakaś niewidzialna nić wciąż go z bezpieką wiązała. W 1978 r. uderzył w twarz milicjanta - i nie był z tego powodu nawet zatrzymany. 31 lipca 1981 r. trafił wraz z kolegą na komisariat za rozrzucanie ulotek. Ulotki były schowane w wózku dziecięcym, w którym woził swoją córeczkę. Gdy dziecko zsikało się na komisariacie, milicjanci kazali Wałęsie zdjąć marynarkę i zetrzeć nią siki z podłogi. Wałęsa się stawiał i został uderzony. Wówczas wyciągnął z kieszeni tabliczkę z numerem telefonu i błagał milicjantów, by tam zadzwonili "do lekarza rodzinnego". Milicjanci wzięli tabliczkę, udali się w ustronne miejsce i po chwili wrócili przepraszając "Bolka" i mówiąc: "Trzeba było od razu pokazać tę tabliczkę. Nie byłoby kłopotu".



Cenckiewicz przytacza zeznania mjra Stachowiaka, jednego z esbeków werbujących Wałęsę. Stachowiak sprawdzał kartoteki dotyczące późniejszego prezydenta. Wynikało z nich, że Wałęsa był wcześniej informatorem milicji (w związku z notorycznymi kradzieżami sprzętu w POM w Lipnie, kradzieżami o które podejrzewano później Wałęsę), a w latach 1963-65 tajnym współpracownikiem wojskowej bezpieki WSW. Płk Adam Hodysz twierdził później, że Wałęsa miał w wojskówce pseudonim "Kobracki" (w przeciekach pojawiła się również wersja "Sierżant Kobracki"). To może tłumaczyć różne perypetie "Bolka", kiedy był on już zdjęty z rejestracji w SB. Także anomalie związane z sierpniem 1980 r. Notabene Wałęsowie to również rodzina o silnych związkach z resortem. Skomuszały lumpenproletariat z okolic Włocławka. "Bolek" miał wśród dalszych krewnych m.in. śledczego z UB, naczelnika więzienia we Włocławku w latach 1945-47, wojskowego odznaczonego za walki z "reakcyjnymi bandami" i kilku ormowców. Jego ojczym Stanisław, miał sprawę w 1947 r. w związku z nielegalnym przechowywaniem broni skradzionej milicjantowi. Włos mu z głowy nie spadł z tego powodu, a w ubeckich aktach jest wzmianka, że wśród okolicznej ludności Stanisław Wałęsa ma złą sławę i jest oskarżany o współpracę z SS w czasie wojny (miał nawet pojawić się we wsi w mundurze Gestapo).






Z książki Cenckiewicza maluje się nam obraz Wałęsy jako cynicznego i bezwzględnego oportunisty kierującego się przede wszystkim chciwością i pychą. Człowieka, który bezwzględnie niszczył każdego, kto stał mu na drodze do władzy (szczególnie to dotknęło Annę Walentynowicz, której nie odpuszcza nawet po śmierci). I przede wszystkim człowieka resortu, który konsekwentnie realizuje napisany dla niego plan. Odniosłem wrażenie, że Lech Wałęsa był najskuteczniejszym w dziejach agentem komunistycznej bezpieki.  Udała mu się ta sztuka mimo jego wad charakteru, mimo niedostatków intelektualnych, mimo (a może właśnie dlatego), że czasem zdarzało mu się łamać napisany dla niego scenariusz. "Bolek" był agentem, który zadbał o sprawne przeprowadzenie operacji nazywanej przeze mnie roboczo Trust II - czyli transformacji ustrojowej z komunizmu w postkomunizm. Człowiekiem, który stał się twarzą transformacji. To dlatego jest z taką furią broniony przez establiszment. Upadek mitu Wałęsy poważnie nadwyręży idiotyczny mit "pokojowej rewolucji" 1989 r., zdarzenie legitymizujące władzę obecnego establiszmentu nad Polską. Dosyć wiele jak na kapusia ze stoczniowego wydziału W-4.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Największe sekrety: Trzech Magów


Ilustracja muzyczna: Masked Ball - Eyes Wide Shut OST

Trzej Mędrcy (Magowie) ze Wschodu, mylnie zwani w ludowej (i monarchistycznej) tradycji Trzema Królami. Jedne z najbardziej tajemniczych postaci z Biblii, wspominane jedynie w Ewangelii według św. Mateusza . Ich historia na pierwszy rzut oka wygląda na absurdalną bajeczkę. Dlaczego bowiem trzech mędrców z odległej, wschodniej krainy miałoby wyruszyć w długą i niebezpieczną podróż do jakiejś mieściny w Judei - małym i nic nie znaczącym kraiku podporządkowanym wrogiemu imperium? Mówimy tutaj o nie byle kim. Chaldejscy magowie byli wysokiej klasy astronomami, których kunszt zadziwia współczesnych. Doskonalili swoją sztukę od tysięcy lat, precyzyjnie przepowiadając daty zdarzeń na nieboskłonie. Co oni więc mieli do roboty w jakimś Betlejem?



A jednak. Z odkopanych przez archeologów tabliczek wynika, że babilońscy magowie oczekiwali, że w 7 r. p.n.e. urodzi się "Władca Świata". Mesjańską gorączką żyła nie tylko Judea, ale cały Wschód. "Większość była przekonana, że w starożytnych księgach kapłanów zostało napisane, iż mniej więcej w tym samym czasie Wschód wzrośnie w potęgę.  I że z Judei wyjdą władcy świata" - pisał rzymski historyk Tacyt. "Wszędzie na Wschodzie ogarnęła umysły myśl: trwałe i starożytne przekonanie, według którego w los świata miało być wpisane,  iż w owym czasie z Judei pojawią się władcy świata" - wtóruje mu Swetoniusz. Zjawiskiem, które babilońscy magowie uznali za sygnał mówiący o narodzeniu owego Władcy Świata była najprawdopodobniej koniunkcja Jowisza z Saturnem w konstelacji Ryb - zdarzenie, które zwykle można zaobserwować raz na 794 lata a w 7 r. p.n.e. było widoczne aż trzykrotnie (29 maja, 1 października i 5 grudnia). Gwiazdozbiór Ryb był z jakiegoś powodu kojarzony w mezopotamskiej tradycji z narodem żydowskim. Niezwykłe zjawisko astronomiczne w tym rejonie nieba miało więc wskazywać, że oczekiwany władca ma się narodzić w Judei.





Symboliczne znaczenie konstelacji Ryb w tym zjawisku nie ogranicza się jednak tylko do tego. Magowie z Mezopotamii znali zjawisko znane nam jako cykl precesyjny już w czasach Sumeru. Jednym z ich głównych zadań było prowadzenie obserwacji i obliczeń dotyczących zmian zodiakalnych er. Ponad 2000  lat przed Chrystusem Słońce wschodziło w wiosenną równonoc w pobliżu konstelacji Byka, później przez jakieś 2000 lat w konstelacji Barana. Mniej więcej w okresie oczekiwania na Władcę Świata rozpoczynała się obecna era Ryb. Wkrótce wkroczymy w erę Wodnika. Zmiana ery oznaczała zmianę dominującego boga. W erze Byka panowali w Mezopotamii potomkowie sumeryjskiego boga Enlila: Ninurta, Adad, Sin, Inanna (Isztar)... Ale era Barana miała należeć do Marduka (w Egipcie znanego jako Amon/Re) - ambitnego syna boga Enki (egipskiego Ptaha), brata Enlila. Obserwowanie zmian er zodiakalnych miało znaczenie praktyczne. Nie tylko dlatego, że przejście między obiema erami zbiegło się z istnym szałem budowy astronomicznych zegarów takich jak Stonehenge.  To był również okres nasilonych wojen, politycznych przewrotów i kataklizmów. XXII - XXI w. p.n.e. to czas w którym m.in. powstaje egipskie Średnie Państwo (tebańscy zwolennicy Amona/Re/Marduka prą na północ i jednoczą kraj), Sumer musi się zmagać z obcymi najazdami, ale dokonuje również opisanej w Księdze Rodzaju karnej ekspedycji do kraju Kanaan. To okres w którym mieszkańcy Kanaanu zostają oskarżeni o "sypianie z obcymi bogami". W którym działalność prorocką prowadzi Nabu - półboski syn Marduka (znany z racji posiadania ziemskiej matki Synem Człowieczym), od którego imienia pochodzi hebrajskie słowo "nabih" - "prorok". To czas w którym Sodoma, Gomora i pięć innych miast położonych na południowym wybrzeżu Morza Martwego zamienia się w słup ognia i dymu - a zbyt wolno uciekająca z Sodomy  żona Lota w "słup pary" (co zostało mylnie przetłumaczone jako "słup soli"). (W kanaanejskim "Eposie Erra" opisano zniszczenie Sodomy i Gomory jako atak przeprowadzony przez bogów, specjalnymi pociskami wystrzelonymi z ich latających pojazdów.). To również czas upadku cywilizacji Sumeru - zniszczonej przez "zły wiatr z Zachodu", który skaził ziemię i wodę, sprawił, że ludzie a nawet bogowie (!) umierali w męczarniach przy okazji tracąc włosy i zęby. To czas po którym nastał Babilon, a w nim najwyższy kult boga Marduka. Przez pamięć o tych burzliwych wydarzeniach chaldejscy magowie uważnie wypatrywali oznak pojawienia się nowej ery zodiakalnej - ery Ryb. I nowego dominującego boga.




Sytuację komplikowało to, że dotychczasowi bogowie przestali już ludziom wystarczać. Stali się odlegli, nieobecni. Minęły już czasy, gdy Isztar prowadziła na podbój Bliskiego Wschodu armie dowodzone przez jej królów-kochanków takich jak Szaru-kin (Sargon). Minęły już czasy, w których Gilgamesz mógł się przedstawiać jako syn kapłana i bogini mieszkającej na Ziemi. Dawni bogowie - Annunaki ("ci co zstąpili z nieba"), "Strażnicy" (Szumer - "kraj strażników", w Egipcie określano bogów słowem "Neteru" - czyli też "Strażnicy"), biblijni Elohim ("bogowie") i Nephilim ("ci, co zostali zrzuceni") opuścili już nasz świat i wrócili do siebie. Zostały jedynie nieliczni. Sin, bóg Księżyca, miał się wycofać na jemeńską pustynię i stać się znany wśród arabskich plemion jako Allah. Marduk ponoć zmarł na Ziemi. Aleksander Wielki uznawał go jako swojego prawdziwego ojca (dlatego przedstawiał się na monetach z rogami barana - symbolem Amona/Marduka) i szukał po całym Bliskim Wschodzie jego śladów. W Babilonie pokazano mu metalową trumnę ze zmumifikowanymi zwłokami Marduka. Piramidę będącą grobowcem boga kazał wcześniej zburzyć Kserkses (zanany wszystkim z filmu "300" ;).



Nabu rozpłynął się w odmętach historii. (Grecy identyfikowali go z Hermesem. W Aleksandrii ku jego czci działała szkoła magiczna Hermesa Trismegistosa - miejsce, gdzie przekazywano wschodnią tradycję tajemną Grekom, Rzymianom i zapewne również Żydom. Miejsce narodzin gnozy. ) Świat oczekiwał na nowego boga. Niebiosa dawały wskazówkę, kiedy i gdzie się on narodzi. Magom ze Wschodu pozostało już tylko iść w drogę...

Logika poprowadziła ich najpierw do pałacu Heroda - paranoicznego władcy Judei. Tam uczeni w piśmie odesłali ich do proroctw mówiących o narodzeniu Mesjasza, potomka Dawida, w "Betlejem Efrata". Biorąc pod uwagę, że Betlejem nie było dużą aglomeracją a Mędrcy ze Wschodu znali z dużym wyprzedzeniem precyzyjną datę interesującego ich zjawiska astronomicznego, musieli tylko sprawdzić porody, do jakich tam doszło danego dnia. Ewangelia według św. Mateusza podaje:



" Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali.Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny. Gdy oni odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: «Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić».  On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu;  tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego. Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców."(Mt 2,10-16)



Herod przed swoją śmiercią bardzo martwił się tym, że przez nikogo nie będzie opłakiwany. Kazał więc zebrać na hipodromie kilkuset dostojników i wydał rozkaz, by ich zgładzić tuż po swojej śmierci. Chciał bowiem, by z powodu jego zgonu wiele kobiet i dzieci zalało się płaczem. Gdy umarł, wszyscy odetchnęli z ulgą (jak po śmierci Stalina) i nikomu nie chciało się wypełnić jego makabrycznego rozkazu. Taki władca był psychicznie zdolny do wydania rozkazu o "rzezi niewiniątek" w Betlejem i okolicach. Z racji bardzo małej liczby ofiar tej operacji, nie została ona jednak wspomniana przez historyków. Przyćmiły ją inne masakry. 


"A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się anioł Pański we śnie, i rzekł: «Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia»
On więc wstał, wziął Dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela. Lecz gdy posłyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść. Otrzymawszy zaś we śnie nakaz, udał się w strony Galilei. Przybył do miasta, zwanego Nazaret, i tam osiadł. Tak miało się spełnić słowo Proroków: Nazwany będzie Nazarejczykiem" (Mt 2,19-23)

Mija dwa tysiące lat od tych wydarzeń. Era Ryb się kończy. Zbliża się era Wodnika. Świat znowu stoi na krawędzi rewolucyjnych zmian. Komu teraz chcą złożyć pokłon spadkobiercy Trzech Magów?

Korzystając z okazji: Wszystkim Czytelnikom życzę zdrowych, wesołych i pogodnych Świąt Bożego Nardzodzenia!

piątek, 20 grudnia 2013

Mandela, czy jak Izrael szkolił swojego wroga

To była gigantyczna wpadka izraelskich służb specjalnych. Mossad w 1962 r. szkolił w Etiopii Mandelę z sabotażu. Mówią o tym dokumenty izraelskiego MSZ. Co gorsza, okazuje się, że "najlepszy wywiad świata" nie wiedział kogo dokładnie szkoli. Mandela przedstawił się izraelskim agentom jako David Mobsari, obywatel brytyjskiej Rodezji, działacz antykolonialny. Mossad wziął jego historyjkę za dobrą monetę. Szkolenie niewiele się Mandeli jednak przydało, bo kilka miesięcy później służby specjalne RPA z pomocą CIA wsadziły go do więzienia za komunizm.


Powyżej: Czy Mandela wiedział, że Arafat jest biseksualistą?

Wpadka izraelskich służb jest tym większa, że Mandela przez wiele lat był uważany za wroga Izraela. Kumał się wszak z Arafatem i Kaddafim a po wejściu na światowe salony co jakiś czas rytualnie rugał "rasistowski" Izrael. Na pogrzeb "Madiby" nie pojechał więc nikt ważny z Izraela.



Izrael był w czasach apartheidu najlepszym sojusznikiem RPA. Oba państwa wspólnie walczyły z trzecioświatowym, czerwonym zagrożeniem. Ich służby wywiadowcze i zbrojeniówki mocno ze sobą współpracowały. Oba kraje razem pracowały m.in. nad bombą atomową i etnospecyficzną bronią biologiczną. (Było to o tyle niezwykłe, że niektórzy południowoafrykańscy twórcy sojuszu z Izraelem - np. premier John Vorster byli w czasie drugiej wojny światowej sympatykami III Rzeszy.) Mosze Dajan publicznie chwalił system bantustanów a obecny prezydent Izraela Szimon Peres pomagał RPA zdobywać dostęp do pocisków rakietowych (obecnie płacze po Mandeli).


Powyżej: Menachem Begin, Mosze Dajan i John Vorster. Zarówno Izrael jak i RPA zmagały się z czerwonym zagrożeniem skutecznie walcząc za pomocą kontrowersyjnych metod i łamania praw człowieka. Oba kraje zostały jednak pozbawione strategicznego zwycięstwa przez intrygi Waszyngtonu i zmianę orientacji własnych elit.

Ps. Jeden z powodów, dla których zachodni establiszment nienawidził Rodezji: Rodezja była w 1965 r. pierwszą od 1776 r. brytyjską kolonią, która ogłosiła niepodległość bez zgody Londynu,. 

wtorek, 17 grudnia 2013

Korea Północna: Czemu zginął wujek Kima? Pornokracja w Pyongyangu?

Ilustracja muzyczna: PSY  - Gentlemen

Jaka była przyczyna nagłej czystki w Pyongyangu? Czemu wszechwładny (do czasu) Jang Song Taek, wuj Kim Jong Illa został rozstrzelany, wymazany z filmów i zdjęć i przedstawiony w reżimowych mediach jako "ludzkie ścierwo gorsze od psa", łapownik, złodziej, szpieg, sabotażysta, dziwkarz, narkoman, pijak i hazardzista, który narobił 6,4 mln USD karcianych długów? Głowią się nad tym najwięksi eksperci. Jak to się bowiem stało, że człowiek, który zrobił Kim Jong Una przywódcę KRLD nagle stał się jego ofiarą?



Być może częściowej odpowiedzi na to pytanie udzieliła południowokoreańska telewizja SBS TV podała, że bliski współpracownik Jang Song Taeka zbiegł do Seulu via Chiny mając przy sobie dokumenty dotyczące północnokoreańskiego programu nuklearnego. To więcej niż potrzeba do przeprowadzenia czystki.



Nawet większą zagadką niż sam upadek Janga Songa Taeka jest jednak to, że jego żona przetrwała czystkę. Ciotka obecnego Kima, siostra jego ojca, córka jego dziadka. Kim Hyung Hui została awansowana do jednego z partyjnych komitetów, choć przecież zgodnie północnokoreańskim prawem i zwyczajem powinna zostać zesłana do łagru, jako żona "najgorszego wroga ludu". Czyżby to ona stała więc za śmiercią swojego męża i była prawdziwym decydentem w Korei Północnej?



Rolę Lady Macbeth mogłaby z powodzeniem odgrywać też Ri Sol-ju, śliczna żonka Grubego Kima III. Wyraźnie widać jej rękę w niedawnej egzekucji Hyong Sol-wol, jej dawnej koleżanki z kapeli i zarazem byłej dziewczyny Kim Jong Una. Hyong została rozstrzelana wraz z grupą artystów, którą oskarżono m.in. o rozpowszechnianie pornografii. Tak naprawdę wiadomo było jednak, że Ri pozbywa się w ten sposób rywalki i zaciera ślady swojej przeszłości. Wkrótce potem pojawiły się przecieki, że żona Kim Jong Una zagrała w pornosie. Trudno się temu dziwić. Żeńskie zespoły reprezentacyjne w takich krajach to przecież zakamuflowane burdele dla partyjno-państwowej wierchuszki. Ri Sol-ju jest po prostu kurtyzaną, którą "boski władca" wybrał sobie na towarzyszkę życia. Kurtyzana awansowała, więc zabezpiecza się, by nie spaść w hierarchii. A może już mamy pornokrację (rządy nierządnic) w Pyongyangu?



Hyong Sol-wol i jej przyjaciół oskarżono również o posiadanie egzemplarzy Biblii. Czy była to tylko wrzutka  bezpieki, czy zarzuty były prawdziwe? Reżim Kimów w barbarzyński sposób zwalcza chrześcijaństwo, gdyż jest ono zagrożeniem dla państwowej religii KRLD - kultu "boskiej dynastii" Kimów. Dla wielu lepiej bardziej obytych członków nomenklatury w Korei Północnej, Biblia może być jednak atrakcyjną książką - częścią podziwianej przez wielu wschodnich Azjatów "białej" kultury Zachodu, czegoś na co się snobują. To powiew świeżych idei, więc niektórzy ją pewnie tam traktują jak za PRL traktowano "Kulturę" paryską. Jak połączyć jednak Biblię z pornografią - co zarzucano rozstrzelanym artystom? Chińczycy, Japończycy i Koreańczycy często traktują chrześcijaństwo bardzo wybiórczo, synkretycznie - dopasowują to co im się w nim podoba do własnej tradycji. Niektórzy więc nie widzą sprzeczności, by autentycznie przeżywać Słowo Boże a potem oddawać się cielesnym przyjemnościom. Tak samo zresztą często było w Europie - by tylko wspomnieć dwór papieża Aleksandra VI czy naszą sarmacką tradycję. Nie oburzajmy się więc azjatyckimi zwyczajami. One wbrew pozorom są bardziej ludzkie od naszych.


Powyżej: Ri Sol-ju była bardzo niegrzeczną dziewczynką. Należy ją ukarać... Jaką karę jej zaaplikować? Wpisujcie swoje propozycje w komentarzach lub wysyłajcie na adres:  xportal.pl@gmail.com

sobota, 14 grudnia 2013

Największe sekrety: Raport Lokomotywy

"Wszystko przesraliśmy..."
          Józef Stalin, lipiec 1941 r.

Ilustracja muzyczna: Country Train - Clannad OST

Marzeniem carów było uzyskać dla Rosji dostęp do otwartych, ciepłych mórz. Morze Czarne im nie wystarczało z oczywistej przyczyny: jest ono zamknięte cieśninami kontrolowanymi przez Turcję. Pierwsza próba rozwiązania tego problemu skończyła się dla Rosji kompromitującą klęską w wojnie krymskiej. Budowana z wielkim wysiłkiem flota zaległa na dnie basenu portowego Sewastopola.


Alternatywna próba - torowanie dostępu do Oceanu Indyjskiego w ramach środkowoazjatyckiej Wielkiej Gry została skutecznie przyblokowana przez Brytyjczyków. Gdy Rosja chciał przebić sobie drogę na Morze Żółte (Port Artur, Dalian), skończyło się to spektakularną klęską pod Cuszimą. Rosja powróciła więc do planów rozbioru Turcji i przebicia własnej strefy wpływów aż do Adriatyku kosztem Austro-Węgier. To, zbiegając się z innymi sprzecznościami interesów wielkich mocarstw, doprowadziło do pierwszej wojny światowej. Imperium Carów zostało w niej zaduszone gospodarczo przez Turcję - blokującej cieśniny czarnomorskie dla rosyjskiego eksportu (Bałtyk był zbyt niebezpieczny dla rosyjskiej floty - nudzącej się w Kronsztadzie, a drogi pacyficzna, środkowoazjatycka i murmańska były za mało wydolne). Aliancka próba odblokowania cieśnin - desant pod Gallipoli została utopiona we krwi przez Turków a Rosjanie nie kiwnęli palcem (odwołali przygotowywany desant na czarnomorskie wybrzeże Turcji mogący odciążyć front pod Gallipoli).


Kryzys gospodarczy spotęgowany przez "eksportowe duszenie Rosji" przesądził o sukcesie rewolucji i upadku Imperium Rosyjskiego. Nie oznaczało to jednak, że Moskwa wyrzeknie się swoich geopolitycznych ambicji. Bolszewicy próbowali zdobyć wpływ na Turcję wspierając narodową walkę Ataturka. Mustafa Kemal chętnie brał od nich pieniądze na swoją armię, utrzymywał poprawne stosunki z Moskwą, ale ani myślał dawać jej jakikolwiek wpływ na turecki ustrój.


Trzeba było więc znowu wrócić do opcji siłowej. Na jesieni 1940 r. Mołotow domagał się od Niemców baz nad cieśniną Dardanele i wspólnej operacji wojskowej przeciwko Turcji. Sowieckie lotnictwo dostało rozkazy przeprowadzania rozpoznania terytorium Turcji, a także takich miast jak Hajfa, Bejrut, Bagdad, Basra, Suez i Aleksandria. Tworzono plany inwazji na Bliski Wschód. Złożono zamówienia na rozmówki dla żołnierzy - rozmówki rosyjsko-arabskie, rosyjsko-perskie, rosyjsko-pasztuńskie, rosyjsko-bengalskie...Tą radosną twórczość przerwała Sowietom niemiecka inwazja z 22 VI 1941 r.





Druga wojna światowa niczego Sowietów nie nauczyła. Na konferencji w Poczdamie Stalin domagał się od aliantów przekazania Libii do sowieckiej strefy wpływów. Dyplomatycznie kazano mu się gonić na bambus. Kreml pokładał więc wielkie nadzieje w bazach morskich w Jugosławii, które pozwalałyby mu wyjść na Morze Śródziemne. Jugosławia się jednak odłączyła od bloku. ZSRR próbował więc mieszać w Iranie, nie wycofując swoich wojsk z okupowanych terytoriów (tzw. Irańskiego Azerbejdżanu). Amerykanie pogrozili Sowietom bronią nuklearną i kazali im się zabierać z Iranu. Sowieci zastosowali się do tej sugestii, bo nie mieli szans w starciu z USA. ZSRR próbował destabilizować Turcję i Grecję. Amerykanie utworzyli więc NATO, by bronić te kraje przed Sowietami.



Stalin próbował rozpętać nową wojnę światową - zaczynając od Półwyspu Koreańskiego. Skończyło się tęgim laniem sprawionym komunistom przez MacArthura i zbytnim uniezależnieniem się Chin. Stalin próbował dalej. Kazał zbudować 1200 okrętów podwodnych, planował czystkę w armii i w partii. Niektórym ludziom się jego plany jednak nie podobały, więc skończył otruty, konając z twarzą w kałuży moczu. Jego następcy zaczęli szukać nowych dróg ratowania komunizmu.



W takich okolicznościach powstał w 1954 r. w GRU tzw. Raport Lokomotywy. Mówił o nim Wiktor Suworow w drugiej części filmu "Transformacja" autorstwa Grzegorza Brauna. Analitycy z GRU porównali w tym raporcie świat kapitalistyczny do rozpędzonej lokomotywy, której Sowietom nigdy się nie uda dogonić ani zagrodzić jej drogę. Jedynym sposobem było rozkręcenie kilku śrubek w tej rozpędzonej machinie i doprowadzenie tym sposobem do jej katastrofy. Za kluczową "śrubkę" uznano dostawy ropy. ZSRR i jego satelici rozpoczęli więc usilną pracę nad destabilizacją głównego roponośnego obszaru Ziemi - Bliskiego Wschodu. Już w 1952 r. byli nazistowscy oficerowie pracujący dla Stasi zorganizowali w Egipcie przewrót wojskowy płka Nasera. Egipt stał się aż do 1973 r. głównym atutem strategicznym ZSRR na Bliskim Wschodzie. Dołączyła do niego później Syria i radykalne organizacje palestyńskie. Przez następne dziesięciolecia państwa Układu Warszawskiego zmarnowały setki miliardów dolarów na pomoc wojskową i gospodarczą dla swoich bliskowschodnich sojuszników. Świadectwem tego wysiłku są setki wraków czołgów, transporterów opancerzonych, samolotów, śmigłowców, ciężarówek, dział i wyrzutni rakiet zalegające pustkowia Synaju, Wzgórza Golan, Liban, Jemen, Etiopię i Somalię.


\



Sowieckiej ekspansji skutecznie opierały się Izrael, Arabia Saudyjska, Jordania, Turcja... Barierą przed czerwonym zalewem był pakt CENTO zrzeszający: Wielką Brytanię, Turcję, Irak, Iran i Pakistan. Co prawda, po zamachu stanu gen. Kassema, udało się z niego wyłamać Irak, ale wciąż ZSRR nie miał lądowego połączenia ze swoimi sojusznikami z Bliskiego Wschodu. Sowieci jednak cierpliwie pracowali. W 1954 r. rozpoczęli realizację programu pomocy dla Afganistanu. Skupiali się w nim na rozbudowie infrastruktury transportowej. Mozolnie budowali drogi z północy na południe, lotniska, przebijali tunele w niedostępnych górach.
- Afgańczycy się dziwili: "Musi na to iść strasznie dużo pieniędzy! Nie stać nas na to, by wam zapłacić". Mówiliśmy im: "Nie martwcie się. Zapłacicie później. Zapłacicie później" - mówił na filmie "Transformacja" Wiktor Suworow.




Czas zapłaty nadszedł w latach 70-tych. W Afganistanie rządził wtedy prosowiecki dyktator Mohamed Daud Khan. Kilka lat temu przeciekły zapisy nagrań przedstawiające spotkania przedstawicieli sowieckich służb specjalnych z islamskimi rebeliantami walczącymi przeciwko jego reżimowi. KGB destabilizowała państwo przyjazne Sowietom. Jednocześnie nadsyłała z kabulskiej placówki alarmistyczne, nie poparte żadnymi faktami depesze mówiące o tym, że "imperialiści i kontrrewolucja" opanowują Afganistan i szykują się z jego terytorium do destabilizacji ZSRR. Do było pretekstem do obalenia Dauda i serii zamachów stanu w Kabulu. Zamachów stanu organizowanych przez konkurencyjne prosowieckie siły. Moskwa podjęła w 1979 r. o zaatakowaniu przyjaznego jej Afganistanu i obalenia jego władz - których przedstawiciele prześcigali się w umizgach wobec ZSRR. Co ją do tego skłoniło? Dobrze wyjaśnia to Leszek Moczulski w "Uważam Rze Historia" z sierpnia 2013 r. (Moczulski to co prawda TW, ale jest też znakomitym historykiem. Oczywiście jeśli nie pisze o historii KPN :). Zacytujmy go:


"W 1979 dochodzi do gwałtownego przyspieszenia. W styczniu wojska wietnamskie zajmują propekińską Kambodżę, miesiąc później Chińczycy w odwecie wkraczają do Wietnamu, niszcząc umocnienia nadgraniczne i urządzenia przemysłowe. Dochodzi do rozejmu, ale pozycje sowieckie na Półwyspie Indochińskim zostały wzmocnione. W lipcu władzę w Iraku przejmuje antyirański Saddam Husajn i ożywia kontakty z Moskwą. W tym samym czasie prokubańscy sandiniści zagarniają władzę w Nikaragui; Sowieci uzyskują trwały przyczółek na kontynencie amerykańskim.



Kluczowe znaczenie ma zwycięska rewolucja islamska w Iranie. Jest ona skrajnie antyamerykańska. Chomeini obejmuje władzę w lutym, w marcu Iran występuje z CENTO, parę dni później idą w jego ślady Pakistan i Turcja. Amerykański system sojuszy zostaje rozerwany. Konflikt osiąga apogeum, gdy w listopadzie tłum – inspirowany nie wiadomo przez kogo – zajmuje ambasadę amerykańską i więzi jej personel; stan taki będzie trwał do stycznia 1981 r. Pod koniec miesiąca demonstranci palą ambasadę USA w pakistańskim Islamabadzie. Cała strefa jest zdezintegrowana, a nastroje tłumów antyamerykańskie.


Miesiąc później Moskwa przechodzi do czynów: w nocy z 25 na 26 grudnia wojska sowieckie zajmują Kabul i mordują dyktatora Amina. Na pozór jest to działanie niezrozumiałe: rządzący w Afganistanie komuniści są absolutnie posłuszni. Mają kłopoty z islamskimi rebeliantami; na ich prośbę dywizja sowiecka przekracza granicę. Z tej okazji Amin urządza uroczysty bankiet – i w jego trakcie ginie. Sowieci mieli w ręku Afganistan i nie potrzebowali go siłą zajmować. Dramatyczne wydarzenia służą Moskwie dla uzasadnienia wprowadzenia silnego zgrupowania wojsk operacyjnych. Zwalczają one rebelię, ale przede wszystkim przekształcają kraj w wielką bazę militarną: pospiesznie buduje szosy, drogi dojazdowe do granicy irańskiej, dwa wielkie lotniska zdolne przyjmować najcięższe samoloty. Pozwala to kontrolować z powietrza całą strefę od Półwyspu Indochińskiego do Rogu Afryki. W ciągu następnych miesięcy powstaje cały system strategiczny, umożliwiający atak na Iran i Pakistan, zapewniający kontrolę nad Oceanem Indyjskim oraz zamykający cały basen dla transportów wojskowych, napływających z północnego Pacyfiku lub Morza Śródziemnego.

Równolegle trwa flirt zachodnioeuropejski. W maju 1980 r. Breżniew spotyka się w Warszawie z prezydentem Francji Giscard d'Estaing; we wrześniu Gierek ma odwiedzić Paryż. W czerwcu w Moskwie gości Helmut Schmidt. Sowieci są otwarci i przyjaźni jak nigdy przedtem. Europa strefą pokoju? Gdzieś w tajemnicy prowadzone są rozmowy z Saddamem Husajnem.




20 września zastępca sekretarza stanu Warren Christopher powiadamia europejskich sojuszników USA o sowieckich przygotowaniach do ataku na Iran. Dwa dni później wojnę rozpoczynają wojska irackie,
wdzierając się od zachodu na głębokość 80 km i ściągając na ten front główne siły irańskie. Jeśli ruszą Sowieci, atakując od północy i wschodu, sytuacja stanie się krytyczna. Możliwości USA są bardzo ograniczone. Emocjonalny poziom konfliktu z Iranem jest bardzo wysoki; oba społeczeństwa uważają się nawzajem za śmiertelnych wrogów. Nie pozwala to Waszyngtonowi wystąpić czynnie w obronie Iranu. Amerykanie nie mogą też dołączyć do Sowietów w roli agresora, zajmując dostępną część Iranu pomiędzy górami Zagros a morzem. Obróciliby w ten sposób przeciwko sobie cały świat islamski. Nim zresztą zdążyliby zorganizować taką interwencję, Rosjanie i Irakijczycy zajmą cały Iran. Da im to najbogatsze wówczas na świecie złoża naftowe, pozwoli rozwinąć ekspansję na konserwatywne kraje arabskie i Pakistan, przejąć kontrolę nad Bliskim i Środkowym Wschodem. ZSRR będzie pierwszym mocarstwem świata.

Uderzenie sowieckie jednak nie następuje.






Przyczyna jest prosta. To polska rewolucja sierpniowa, „Solidarność". Moskwa w Polsce zachowywała się spokojnie, nie chcąc zakłócać dobrych stosunków z Zachodem. Liczy, że niepokoje w PRL skończą się tak jak zawsze: zmiany personalne, bicie się w piersi i po paru dniach spokój. Kreml najwyraźniej odkłada uderzenie na te kilka dni. Lecz wszystko zaczyna się przedłużać – i stopniowo zmienia kierunek wiatru historii. Na czele USA staje Reagan. Szansa rozstrzygnięcia wszystkiego jednym ciosem mija, zaczyna się upadek."

Ilustracja muzyczna: The Clash - Rock the Casbah

Pisałem już na tym blogu o związkach Chomeiniego ze Stasi (a także z zachodnimi służbami specjalnymi). Wygląda na to, że w sowieckim scenariuszu miał on pełnić rolę podobną jak Hilter w latach '30-tych. Być "Lodołamaczem" mającym skonfliktować ważne, z geopolitycznego punktu widzenia, państwo z Zachodem, wszcząć wielką wojnę i następnie przy oklaskach całego świata zostać zmiażdżonym przez Sowietów. Wydaje się, że wiele osób w Waszyngtonie przejrzało ten scenariusz. Administracja Cartera chciała przehandlować zakładników ze swojej ambasady w Teheranie na broń dla Iranu. Ubiegli ją jednak ludzie Busha w ramach operacji znanej jako Październikowa Niespodzianka (dało to Reaganowi zwycięstwo w wyborach). Przez następne kilka lat administracja Reagana była niezmiernie pobłażliwa wobec Iranu - mimo zamachu na koszary marines w Bejrucie, mimo zamachów na bejrucką ambasadę USA, mimo porwania Billa Buckleya z CIA oraz innych zakładników. Handlowała pokątnie bronią z Iranem jeszcze na długo przed aferą Iran-Contra.  Irańczycy, niczym wściekłe psy kąsali rękę, która ich utrzymywała przy życiu (Trudno się dziwić ich zachowaniu. Wysyłali przecież sfanatyzowanych nastolatków, by własnymi ciałami, taktyką ludzkiej fali, robili przejścia przez pola minowe. W tym czasie Chomeini pisał traktaty o defekacji). Amerykanie jednak tym się nie przejmowali. Chcieli, by Iran się obronił przed atakiem Iraku. Jednocześnie jednak nie chcieli, by Iran urósł zbytnio w siłę, więc równolegle dostarczali broń Irakowi. Szyickie zjeby biły się z sunnickimi socjalistami a sowiecka polityka bliskowschodnia utknęła w ślepym zaułku. Z afgańskiego nieba spadały płonące sowieckie śmigłowce...





Kreml stracił cenny czas przez Polskę. I zrobił to, bo przekombinował. To, co wydawało się bezpieczną operacją usunięcia ze stanowiska Gierka - sprowokowane przez bezpiekę strajki w lipcu i sierpniu 1980 r. - zmieniło się w pożar, który trudno było opanować mimo posiadania w kierownictwie opozycji takich wypróbowanych agentów jak TW "Bolek" czy TW "Święty". Wewnątrzpartyjne gierki w PRL sprawiły, że pojawił się poważny wyłom w monopolu władzy partii. Moskwa naciskała więc na "polskich towarzyszy", by zasypali ten wyłom własnymi siłami.  (Co ciekawe, pierwsze dokumenty dotyczące przygotowań do stanu wojennego pochodzą z lipca 1980 r., a więc z okresu, w którym fala strajków dopiero się zaczynała - nikt się nie spodziewał powstania "Solidarności".) Jaruzelski bał się jednak zrobić to samodzielnie - nie był pewny postawy zwykłych żołnierzy - aż do ostatniej chwili błagał więc o interwencję wojskową ZSRR. Sowieci nie chcieli interweniować, gdyż wiązałoby się to z ogromnymi kosztami gospodarczymi, zastąpieniem dywizji LWP nowymi dywizjami sowieckimi, ogromną porażką propagandową na Zachodzie itp. Obawiali się, że CIA będzie zbroić polskich partyzantów.



 Sprawa więc się przeciągała aż do 13 grudnia 1981 r. Tych kilkanaście miesięcy "karnawału Solidarności", było czasem który Sowieci stracili bezpowrotnie. Ostatnia okazja do "wykręcenia śrubki" minęła im koło nosa. Polacy po raz trzeci w XX w. pokrzyżowali im plany strategiczne. Wkrótce ZSRR upadł pod ciosami wojny gospodarczej zorganizowanej przez Reagana i Saudów, według pomysłu prof. Richarda Pipesa - syna legionisty Piłsudskiego.