niedziela, 27 sierpnia 2017

Mongolia - relacja z wyprawy



Ktoś zauważył w komentarzu pod poprzednim wpisem, że muszę "niezłe gusła odprawiać na wyjazdach", bo moje wyprawy dziwnym trafem zbiegają się ze zgonami osób z nie lubianych przeze mnie opcji politycznych.... No cóż, śmierć Mao zbiegła się akurat z "ultrawymagającym", kilkudniowym rytuałem odprawionym przez Dalajlamę. W dniu śmierci przywódcy ChRL na Dharamsalę spadł deszcz a na niebie pojawiła się tęcza. Dalajlama przyglądał się jej z uśmiechem na ustach. Tak się akurat składa, że podczas wizyty w Mongolii odwiedzałem miejsca związane z lamaizmem, w tym miejsce mocy na skraju pustynii Gobi znane jako "Oczy Szambalii". Jak pisałem na Fejsie:










"Wróciłem z miejsca zwanego Oczami Szamballi - klasztoru Hamriin Hiid na skraju pustyni Gobi. To 8 godzin jazdy autem na południe od Ułanbaatar, za miastem Saishand. Dowiedziałem się o istnieniu tego miejsca zaledwie tydzień temu - od nowego rosyjskiego znajomego. Hamriin Hiid to ruiny starego klasztoru w miejscu mocy oraz nowy klasztor położony w pobliżu. Na bramie wejściowej do starego kompleksu klasztornego są namalowane przymrużone oczy. Legenda mówi, że Wtajemniczeni mogą przez nie zobaczyć Szamballę a Szamballa tego, kto się na nie patrzy. Jako człowiek, który pisał o Szamballi MUSIAŁEM tam pojechać i byłem bardzo podekscytowany, że tam dotarłem. Te oczy rzeczywiście robią niesamowite wrażenie. Nie widziałem fizycznie Szamballi, ale przez mój umysł przechodziły króciutkie przebłyski z jej wyobrażeniami. Cały kompleks wygląda klimatycznie. To plac otoczony białymi stupami, położony na wzgórzu. Wokół widać skalisto-piaszczyste pustkowie. Nad jedną z krawędzi wzgórza znajduje się podwyższenie z buddyjskim kopczykiem modlitewnym. Gdy tam byłem, na miejscu była też grupa mongolskich pielgrzymów. Udekorowali kopczyk niebieską flagą i pod kapliczką z Buddą zaintonowali religijną pieśń. Dziarsko nadawał im rytm jakiś dziadzio robiący za przewodnika. Śpiewał głośniej od całej grupy.Gdy skończyli, wzniosłem okrzyk po polsku: Chwała Szamballi!"






"Do Hamriin Hiid i z powrotem jechałem z miłym, starszym mongolskim kierowcą, który nie znał angielskiego ani rosyjskiego. A jakoś się dogadywaliśmy. :) Przejechaliśmy kawał "Kraju Bogów, ludzi i zwierząt". Niesamowite doświadczenie. Możesz przejechać 100 km jedną z głównych dróg i nie widzieć żadnego ludzkiego osiedla. Wszędzie tylko wzgórza pokryte zieloną trawą - jak w tapecie Windowsa :) A na tej trawie często pasą się zwierzęta. Szczególnie konie, które lubią sobie przebiegać przez jezdnię. Na południu widać czasem snujące się wielbłądy. Pustynia zaczyna się stopniowo - po prostu kępki traw stają się coraz rzadsze a piachu jest coraz więcej."











"Świątynia Chojin Lamy była główną państwową wyrocznią jeszcze w pierwszych latach... komunizmu. Zachowane tam rytualne maski robią wrażenie. Czaszki, demoniczne twarze, wizerunki buddyjskiego piekła, posąg Króla Szambalii dobijającego wroga, zwisające z sufitu zasłonki w kształcie skór zdartych z ludzi... Takiego buddyzmu niestety nie zobaczymy na Zachodzie. Muzeum Pamięci Ofiar Represji Komunistycznych niestety jest zamknięte, ale można obejrzeć z zewnątrz jego siedzibę - drewniany dom premiera Gendena, którego w 1937 r. Sowieci wywieźli wraz z całym rządem do Moskwy i rozstrzelali. Genden nie chciał wykonać rozkazu o czystkach. W muzeum narodowym bardzo ciekawa ekspozycja z dziwaczną narracją. "Komunizm wiele dał Mongolii, tylko nie wiadomo dlaczego ludziom się znudził". Obok munduru Czojbalsana i socrealistycznej sztuki przejmująca rzeźba dotycząca rzezi z 1937 r. Potem mamy ekspozycję poświęconą demokratycznej rewolucji z 1990 r. I znów mądrość etapu, bo demokracja i wolny rynek dobre a socjalizm zły. No cóż, przywódca rewolucji z 1990 r . Zorig był synem komunistycznego ministra i kształcił się w Moskwie. A cała rewolucja była odgórna. Ps. w Muzeum Narodowym jest gablota poświęcona Ungernowi. Choć jest on potępiony jako awanturnik, to prezentują tam jego but i łuski z miejsca ostatniej jego potyczki. Niczym relikwie."











"W 1944 r. znany pożyteczny idiota, wiceprezydent Henry Wallace chciał zobaczyć buddyjski klasztor w komunistycznej Mongolii. Wszystkie klasztory zamknięto w 1937 r., ale dla amerykańskiej szychy zrobiono wyjątek i ponownie otworzono Gandan, najważniejszy klasztor w Ułanbaator. Na pierwszy rzut oka miejsce to robi wrażenie zaniedbanego - zachwyt pojawia się dopiero w głównej świątyni, na widok ogromnego posągu Avalokiteśvary (?) i przejawów wielkiej dewocji mongolskiego ludu. Tutaj młode lasencje nabożnie obracają wałki modlitewne i biją czołem przed świętymi obrazami. Mnisi mruczą swe mantry i biją w instrumenty perkusyjne. Natomiast w pałacu Bogdo-gegena, dawnego teokratycznego władcy Mongolii, jest teraz ciut zakurzone muzeum pełne skarbów kultury. Moją uwagę zwróciły posągi Tary, żeńskiej bodhisatvy z obnażonym biustem (jak na oko, miseczka C) - widać buddyzm ma też takie oblicze. Obok buddyzmu czuć tu też jednak w powietrzu sowietyzm. Odwiedziłem Muzeum Dom Marszałka Żukowa. Oczywiście sporo tam propagandy, ale też ciekawe eksponaty - np. mongolski mundur paradny tego marszałka-rzeźnika. Zupełnie odjechane jest za to muzeum wojska mongolskiego. Niestety pilnowano mnie tam, bym nie robił zdjęć, więc musicie mi wierzyć na słowo, że obrazy przedstawiające podboje mongolskie i drugą wojnę światową są tam po prostu cymesem."







"Pięknie się prezentuje pomnik Dżingis-chana na schodach siedziby rządu mongolskiego. Taki mongolski Lincoln. Fajnie, że mu towarzyszą dwie potężne figury jeźdźców a na placu jest konny pomnik triumfującego Suchebatora. Wokół jednak budowle publiczne w sowieckim stylu z lat 40-tych, trochę wieżowców i buddyjski ogródek. Coś mało tego mitycznego turanizmu. Żadnych piramid z czaszek :) Przed pomnikiem Wodza Mongołów robią sobie kawaii focie dwie mongolskie dziewczyny w wieku studenckim. Turanizm może być przecież cool i sexy. W pobliżu pomnik Zoringa, zabitego przez miejscową ubecką mafię przywódcy protestów z 1990 r. A o rzut kamieniem od niego komunistyczny przywódca Cendebał rozparty na krześle. Jest tu również pomnik Predatora - turanizm da się łączyć z amerykańską popkulturą."












Silnie też są obecne w Mongolii sowieckie wpływy:
"Dzisiaj odwiedziłem górę Zaisan, z której widać dobrą panoramę Ułanbaator a na samym szczycie znajduje się surrealistyczny pomnik sowiecko-mongolskiego braterstwa broni. Są tam niesamowite, totalitarne murale. Jak się przejdziecie dalej po skałkach natraficie na kopczyk kamieni z buddyjskimi flagami modlitewnymi. Na miejscu brakowało tylko Sławomira Zakrzewskiego z transparentem "Koczownicy przestańcie szczuć na Rosję!" :))) A na dole pełen kapitalizm - knajpki dla turystów i dym z mongolskiego grilla zwiewany pod pomnik z czołgiem T-34. Zupełnie jak jakaś ofiara pokarmowa przed pogańskim bożkiem :) Później skoczyłem do muzeum dinozaurów z Gobi. Mała placówka, ale z unikalnymi zbiorami, m.in. tarbosaurus baatar, kuzynem t-rexa. Kawał historii od dinozaurów po Sowietów..."










"Wróciłem z parku narodowego Terej (to tam jest wielki pomnik konny Dżingis-chana). Ładne miejsce: skałki i zielone łąki na których się pasą "kunie, mućki, łowieczki i jaki". Niestety pogoda się popsuła, ale nic straconego, bo miałem okazję przenocować w ger, czyli mongolskim namiocie nazywanym u nas z tureckiego jurtą. Wielu Mongołów - nawet w Ułanbaator - wciąż tak pomieszkuje. Tyle, że w ger mają telewizory z płaskimi ekranami. Powiem, że taki nocleg był całkiem spoko. Piecyk węglowy na środku ger zapewniał przyjemne ciepło. Po 23 nagle słyszę pukanie do drzwi - młody Mongoł chciał po prostu porozmawiać sobie z cudzoziemcem. Rozmowę umililiśmy wódką Dżingis-chan. Mój nowy znajomy okazał się być szamanistą. Wyjaśnił, że okrągły kształt ger jest lepszy niż prostokątny kształt zachodniego mieszkania. Zła energia z zewnątrz gromadzi się w mieszkaniu w kątach, w ger wiruje i wypada na zewnątrz. Mongolscy i syberyjscy szamani posiadali setki lat temu wiedzę o dziedziczeniu chorób, którą zachodnia medycyna zaczęła zgłębiać o wiele później. Co ciekawe szamaniści narzekają na oficjalny buddyzm i jego wpływy kulturowe."

Mongolia jest również ciekawym krajem dla miłośników... znaczków i łamigłówek:





"Międzynarodowe Muzeum Intelektualne w Ułanbaator to placówka niezwykła. Pokazywane są w nim łamigłówki i gry. Niektórymi możecie się pobawić. Tak się akurat składa, że Mongołowie mają bogatą tradycję tworzenia łamigłówek. Muzeum założył artysta-geniusz, który m.in. tworzy niezwykle ozdobne szachy. Można tam zobaczyć m.in. ogromną szachownicę, na której figurami są mongolscy wojownicy, wozy z jurtami i siedzący na tronie Dżingis-chan. Specjalnością tego artysty są również składane drewniane figurki łamigłówki. Koleś był cholernie kreatywny..."






"Mongolia to raj dla filatelistów! Mogą się tutaj nieźle obłowić. Tutejsze znaczki pocztowe są po prostu piękne! Wiele z nich można obejrzeć w muzeum na poczcie głównej w Ułaanbaatar. Zaczyna się od znaczków z lat 20. z rewolucjonistami i Leninem. Potem jest Czojbalsan, a w latach 50. zaczyna się odwilż i następuje eksplozja kreatywności twórców znaczków. Czego tam nie ma: buddyjskie maski, ludowe stroje, przyroda, kosmonauci... W latach 90. kolejna eksplozja talentu: motywy historyczne, buddyjskie, pop kulturowe... Są znaczki z bohaterami Marvela, Elvisem i Janem Pawłem II. Są znaczki ze złotej folii, są znaczki z jedwabiu, holograficzne i "Mandala Pokoju" - największy znaczek świata. Specjaliści mówią, że lepsze znaczki miała tylko Republika Tuwy - ale ona została niestety wcielona do ZSRR w 1944 r."

I na koniec jeszcze spostrzeżenie muzyczne: mongolski gangsta rap wygląda niesamowicie. Poniższy kawałek to OST do jakiegoś ichniego filmu policyjno-gangsterskiego, który wygląda bardzo klimatycznie. Gdyby mongolscy gangsta spotkali w ciemnej uliczce czarnych gangsta z LA, to jak myślicie, jakby się to skończyło? Po ilu sekundach potomkowie wojowników Dżingis-chana rozsmarowaliby Afroamerykanów po chodniku?