sobota, 16 marca 2024

75 lat NATO

 


Wielu idiotów na Zachodzie dopytuje się: "Dlaczego NATO nie rozwiązało się po 1991 r. tak jak Układ Warszawski?" . Odpowiadam im więc: bo Układ Warszawski był totalnie podporządkowaną ZSRR organizacją wojskową dążącą do wywołania nuklearnej III wojny światowej, która nie spełniła swojego zadania, bo przegrała Zimną Wojnę. Wraz z bankructwem polityczno-gospodarczym Sowietów, skończył się też sens istnienia Układu Warszawskiego. NATO było natomiast stroną zwycięską w Zimnej Wojnie. Co więcej jego format - dosyć luźnej organizacji politycznej o celu obronnym - pozwolił mu na dostosowanie się do wyzwań postzimnowojennych. To, że szereg państw naszego regionu tak ochoczo dążyło do NATO w następnych dekadach jest chyba najlepszym dowodem na potrzebę istnienia takiej organizacji. Pchała je tam nie tylko obawa przed przyszłą recydywą rosyjskiego imperializmu, ale również drastyczne obrazki z licznych konfliktów w przestrzeni postsowieckiej i na Bałkanach. 

Rusnia często bóldupi, że "Zachód złamał przyrzeczenie", że nie będzie rozszerzał NATO na wschód. Takiego przyrzeczenia nie ma jednak w żadnym traktacie, ani innym akcie politycznym. Pojawiło się jedynie w rozmowie amerykańskiego sekretarza stanu Jamesa Bakera z Gorbaczowem w 1990 r. Ta luźna polityczna deklaracja była więc składana głowie państwa, które już nie istnieje. Narrację o tym jak NATO rozszerzało się wbrew Rosji również można potłuc o kant dupy, gdyż tak naprawdę zachodni przywódcy byli wówczas wobec Kremla mocno asekuranccy. O czym świadczyło choćby włączenie Rosji do współpracy z NATO w ramach Partnerstwa dla Pokoju i akt Rosja-NATO sprawiający, że państwa naszego regionu stały się na dwie dekady członkami sojuszu drugiej kategorii. 

Rassija w swojej propagandzie przedstawia NATO jako organizację agresywną stanowiącą dla niej ogromne zagrożenie militarne. (Ruska trollownia zaśmieca net nawet mapkami pokazującymi, że złowrogie NATO umieściło swoje bazy w... Kazachstanie i Korei Płn.)  Tym tłumaczy dlaczego napadła na Gruzję i Ukrainę - czyli na kraje nie nalężące do NATO i nie mające nawet szans przystąpienia do tej organizacji. Jak słusznie zauważyli jednak Michał Fiszer i Jerzy Gruszczyński, w swojej książce "Wojna w Ukrainie. Doświadczenia dla Polski", NATO jest organizacją polityczną, w której decyzje wymagają jednomyślności. Trudno sobie wyobrazić, by JEDNOMYŚLNIE podjęto tam decyzję o ataku na Rosję - zawsze znalazłoby się parę krajów, które by ją zawetowały, choćby Niemcy czy Węgry. Z tego samego powodu użycie Artykułu 5-go, mówiącego o kolektywnej obronie, nie oznacza tego, że NATO rzuci wszystko co ma do pomocy napadniętemu krajowi. Nie, to oznacza po prostu, że zbierze się odpowiednie gremium polityczne i zastanowi się, co robić dalej.

(Ale przecież NATO napadło na Jugosławię! - odezwą się onucowcy. Tak, ale wówczas doszło do jednomyślnej decyzji w sprawie bombardowań resztek Jugosławii, bo Miloszewicz tak sobie u wszystkich nagrabił. Serbia była izolowana dyplomatycznie a pod względem militarnym stanowiła drugoligowego gracza. Decyzji o jej zbombardowaniu nie towarzyszyły więc większe kontrowersje. Ponadto była to de facto jedyna agresywna wojna w całej 75-letniej historii NATO. Porównajcie to choćby z ilością wojen wywołanych przez Rosję w ostatnich trzech dekadach.)

W historyjki o tym, że NATO szykowało się do ataku na niepokalaną Rassiję mogą wierzyć jedynie milicyjno-esbeccy weterani akcji "Hiacynt" oraz inni debile o IQ klocka spuszczonego w kiblu. Państwa Europy Zachodniej należące do NATO przecież przez ostatnie trzy dekady się rozbrajały, doprowadzając swoje armię do żałosnego stanu. Bundeswehra, będąca niegdyś filarem NATO, stała się pośmiewiskiem. Wielka Brytania ma najmniejszą armię lądową od XVIII wieku. Francja jest zdolna wysłać na wojnę ledwie parę batalionów (no ale, przynajmniej ma broń jądrową). Takie rozbrojenie świadczy tylko o jednym: państwa Europy Zachodniej przestały w ostatnich trzech dekadach myśleć o ryzyku wojny konwencjonalnej, a przestawiały swoje armię na misje policyjne w Trzecim Świecie, tudzież różne akcje przeciwpowodziowe i wykopki. Za rządów pierwszego Tusska ten sam model był wprowadzany u nas przez ministrów Klicha, Siemoniaka oraz różnych gejnerałów Różańskich. 

Po rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę pojawił się istny zalew deklaracji zachodnioeuropejskich polityków o tym, jak poważnie będą teraz oni podchodzić do kwestii obronności i jak szybko będą nadrabiać wieloletnie zaległości w tym zakresie. Jak na razie sprowadza się to głównie do księgowej ekwilibrystki i planów stworzenia nowej nadbudowy biurokratycznej w postaci wspólnej polityki zbrojeniowej UE. W praktyce są jednak tworzone plany dalszego... rozbrojenia Europy. Takim planem jest choćby analiza poświęcona "ekologicznym armiom" stworzona przez departament badań i analiz Sekretariatu Generalnego Rady Unii Europejskiej. Mówi on m.in., by zamiast wydawać pieniądze na nowe uzbrojenie, przeznaczać środki na zeroemisyjność koszar. Należy również zrezygnować z prowadzenia manewrów - zastąpić je szkoleniami w symulatorach oraz wyposażać żołnierzy w biodegradowalny sprzęt. 

Tego typu euro-kretynizmy są naturalną konsekwencją tego, że liberalna demokracja, to ustrój który sam się z czasem degeneruje, przechodząc w plutokrację lub nawet idiokrację. Degeneruje się on natomiast, bo jest on otwarty na różnego rodzaju pasożyty chcące wykorzystać jej słabości na swoją korzyść. Zapewne NATO działałoby o wiele lepiej gdyby było związkiem państw faszystowskich. Paradoksalnie jednak wiele państw Zachodu stało się już krajami quasi-faszystowskimi - w sensie silnych tendencji statolatrycznych. Ich statolatria jednak opiera się nie na armii, tylko na biurokracji oraz jest programowo wyprana z wszelkich nacjonalizmów. Polega na tym, że obywatele mają wykonywać nawet najgłupsze pomysły plutokratów i biurokratów - choćby różne polityki zeroemisyjności czy przyjmowania nachodźców z Trzeciego Świata - a jak się sprzeciwiają, to są przedstawiani jako "warchoły", "faszyści" czy "rasiści". (Obywatele więc autentycznie boją się aparatu biurokratycznego swoich państw.) W tym sensie agresywna Rassija jest tym rozlazłym biurokratom i ultrabogatym cwaniczkom potrzebna. Zachowując się w sferze międzynarodowej i wewnętrznej jak pijany żul jest ona odbierana powszechnie jako zagrożenie. Plutokracja i biurokracja nie traktuje go jako zagrożenia poważnego (no bo to przecież tylko pijany żul), ale zyskuje ważną broń propagandową. Może powiedzieć, za Tomaszem Piątkiem tudzież innym totalnym kretynem: jeśli nie podoba się wam nasza kretyńska polityka, to służycie Putinowi. W praktyce jest zupełnie odwrotnie.

Można więc powiedzieć: ROSJA TO PŁATNA KURWA LIBERALNEJ PLUTOKRACJI.

3,2,1... Ból dupy milicyjno-esbeckich onucowców w komentarzach większy niż podczas akcji "Hiacynt"...


Ps. Polecam wspomnianą książkę Michała Fiszera i Jerzego Gruszczyńskiego "Wojna w Ukrainie. Doświadczenia dla Polski". W bardzo przystępny sposób tłumaczone są tam cywilom różne militarne aspekty tego konfliktu. 

sobota, 9 marca 2024

Sumienie Hioba - opowieść o ks. Stefańskim (zamiast wpisu)

 Dzisiaj nie chcę mi się robić normalnego wpisu. Mam urodziny, a wczoraj bawiłem się z tej okazji do drugiej w nocy. Ponadto, na kilka godzin przed imprezą miałem przesyt w pisaniu. (Przy realizacji projektu, który mam nadzieję wyda owoce już za kilka miesięcy.) Zamiast produkować się dzisiaj z analizami strategicznymi lub historycznymi, lekko wypromuję film dokumentalny zrobiony przez mojego kolegę. "Sumienie Hioba. Rzecz o ks. Bolesławie Stefańskim", to opowieść o jedynym dowódcy oddziału Wyklętych (ROAK) będącym jednocześnie księdzem katolickim. Niestety to historia bez happy endu. Warto ją jednak poznać.


sobota, 2 marca 2024

Macron mieli ozorem jak gejnerał Skrzypczak

 


 A teraz wskażcie na tej mapie Awdijewkę...

Wypowiedź Macrona dotycząca wysłania wojsk NATO na Ukrainę została oceniona przez ekspertów jednoznacznie - jako sabotaż. Francuski prezydent nie stał się nagle bojowy. On po prostu wspomógł rosyjską propagandę i przy okazji zasabotował debatę dotyczą wysłania na Ukrainę bardziej ofensywnej broni takiej jak pociski Taurus. Choć wewnątrz NATO może toczyć się dyskusja na temat różnych planów ewentualnościowych (pomysły wysłania sił pokojowych NATO pojawiły się przecież już w marcu 2023 r.) , to takich rzeczy nie powinno mówić się publicznie. Chyba, że chce się dokonać sabotażu.

Nie mam wątpliwości, co do intencji Macrona, po tym jak podobnej wrzutki dokonał znany onucowiec - niemiecki kanclerz Stolec. Palnął on, że brytyjscy żołnierze pomagają Ukrom odpalać rakiety Storm Shadow. Jednocześnie do Russia Today wyciekła rozmowa oficerów Bundeswehry rozważających to jak rakiety Taurus mogą zostać wykorzystane go ataku na Most Krymski. Jak nie trudno się domyślić, przecieku dokonali zapewne sami Niemcy.

Kolejnym groźbom "Putina" mówiący o użyciu broni jądrowej przeciwko wojskom NATO na Ukrainie, towarzyszył zaś wyciek do fabiańskiego "Financial Timesa" rzekomych rosyjskich dokumentów z lat 2008-2014 opisujących warunki użycia taktycznej broni jądrowej w wyniku... chińskiej inwazji. Przewidują oni użycie tej broni po utracie przez Rassiję 20 proc. okrętów podwodnych lub trzech lotnisk. Oczywistym jest to, że Rusnia sama dokonała tego przecieku, by postraszyć Zachód.

Romuald Szeremietiew stwierdził:

"Są dwa scenariusze: mianowicie że prezydent Francji, mówiąc dosadnie, chlapnął coś, nie zastanawiając się za bardzo nad wagą tych słów, ale są też i tacy, którzy podejrzewają, że mamy do czynienia z próbą stworzenia alibi dla wymuszania na Ukrainie, żeby się poddała i przystąpiła do negocjacji z Rosją. Jak widać, propozycja rzucona przez Emmanuela Macrona o wysłaniu na Ukrainę armii nie znalazła uznania i poparcia innych państw Unii Europejskiej, co więcej, stanowczo wobec tego planu sprzeciwiły się Niemcy. Są też i tacy, którzy twierdzą, że Macron zrobił to, żeby powiedzieć, że chciał pomóc Ukrainie, ale skoro nikt nie chce się przyłączyć do tego projektu, to nie ma wyjścia, dlatego muszą zostać podjęte rozmowy pokojowe."

(koniec cytatu)

Obecna bojowość różnych Macronów  może więc po prostu przykrywać to, że chcą oni wymusić na Ukrainie rozejm, czemu służy dozowanie jej broni i amunicji. Nie mogą powiedzieć wprost, że chcą zamrożenia konfliktu, by nie narażać się opinii publicznej. Pamiętajmy również, że zależy im na zastąpieniu NATO przez jakąś mgławicową ekologiczną armię europejską. Wszelkie ich deklaracje powinny więc być traktowane z najwyższą podejrzliwością.

Jak można się spodziewać podczas tej perfidnej gry pojawią się różne wrzutki. Choćby o tym, że Polska chce wysłać własne wojska na Ukrainę. Wystarczy krótka wzmianka o tym na jakimś niszowym indyjskim czy greckim portaliku i podjęcie tej wrzutki przez niszowy polski portalik i jakiegoś zjeba z YouTube'a, by wywołać wśród naszych onucowców wzmożenie (m)oralne. Ja przy takich wrzutkach ziewam, bo pamiętam jak greckie portaliki pisały, że nasza 16 Dywizja Zmechanizowana walczy pod Bachmutem oraz to jak po likwidacji gen. Sulejmaniego duponarodowcy panikowali, że rychło znajdą się w okopach pod Teheranem.

Zadziwiająco rozsądnie wypowiada się w tej sprawie Kurak:


"Nikt Was nie będzie pytał, czy chcecie, czy nie chcecie wojny. Dlatego nie ma nic durniejszego do powiedzenia w kwestii wojny niż "na żadnej wojnie nie będą umierał". To jest zaproszenie dla wojny. Nie wiem co się dzieje, ale nagle pół Polski pierdzi takimi truizmami, nie zdając sobie sprawy, jak tym "ociepla klimat" wojenny."

oraz

"Skrajną głupotą byłoby nie dostarczanie Ukrainie amunicji do dalszej walki z Ruskimi. Nie ma i nie będzie większych gwarancji bezpieczeństwa dla Polski na granicy wschodniej niż Rusini napieprzający się między sobą."

a także:

"Okazuje się też, że narodowcy mają nową definicję Polski i Ojczyzny, generalnie jest to chujnia żydowska i kołchoz europejski. Jako zwykły Polak sądziłem i sądzę, że Polska to 1000 lat tradycji, wysiłku i krwi naszych przodków, moja rodzina, mój dom, rodziny i domy moich polskich sąsiadów, ale pewnie za mało jestem narodowy, bo jeszcze nic o strasznych podatkach i ZUS nie napisałem."

(koniec cytatu)

Ja natomiast pamiętam jak w pierwszej połowie zeszłej dekady poruszanie na tym blogu pewnych tematów wywoływało potężny ból dupy o różnych idiotów. Dostawali krwawej sraczki nie tylko z powodu pisania źle o Rosji oraz Iranie, czy też wskazywaniu, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Pamiętam, że mieli nawet ból dupy z powodu pisania o dokonaniach dawnych piłsudczykó9w, Żołnierzy Wyklętych czy nawet o roli porucznika Palucha w wywołaniu Powstania Wielkopolskiego. Pisali, że "chce szczuć młodzież, by szła z butelkami benzyny na ruskie czołgi". Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, traktowali ten niszowy, hobbystyczny blog jako zagrożenie. Ciekawe czy jestem na jakiejś liście proskrypcyjnej?

Zastanawiałem się dlaczego tak bóldupią, ale teraz rozumiem, że dla Rosji (i nie tylko dla niej) największym zagrożeniem jest jeśli naród będący celem potencjalnej agresji ma silną, nacjonalistyczną tożsamość. Rosja nigdy nie zaatakuje państwa silnego takiego jak USA, Japonia czy choćby Finlandia. Będzie atakowała w pierwszej kolejności kraje małe - takie jak Gruzja, Mołdowa czy Estonia - by przypadkiem z nimi nie przegrać. Będzie atakowała też kraje, które uznaje za rozłożone od wewnątrz i pozbawione tożsamości - i zdecydowała się zaatakować Ukrainę bo za taki kraj ją uważała. (To mocno kontrastowało jednak z jej propagandą mówiącą, że Ukry - nawet rosyjskojęzyczne i wywodzące się z mniejszości narodowych - to krwiożerczy banderowcy.) To czy zaatakuje Polskę będzie zależało nie tyle od tego ile będziemy mieć czołgów i samolotów, ile od tego czy będzie nas postrzegała za naród silny, bojowy i nastawiony nacjonalistycznie czy za bandę rozmemłanych ciot i debili. Internetowe jojczenie w stylu "nie damy się wciągać w wojnę!", zwiększa więc prawdopodobieństwo tego, że wojna do nas w końcu dotrze.

***

Zajrzałem do "Military Balance 2024", co on mówi o ilości uzbrojenia, które posiadają Rosja i Ukraina. 

Wynika z niego, że w przypadku czołgów u Rosji wygląda to następująco:

MBT 1,750: 30 T-55A; 200 T-62M/MV; 100 T-64A/BV;
300 T-72A/AV/B/BA; 650 T-72B3/B3M; 150 T-80BV/U;
100 T-80BVM; 100 T-90A; 120 T-90M; (up to 4,000
T-55A/T-62M/T-62MV/T-72/T-72A/T-72B/T-80B/T-80BV/
T-80U/T-90/T-90A in store)
TSV ε8 BMPT

W przypadku dział samobieżnych:

SP 1,583: 122mm 130 2S1 Gvozdika; 152mm 1,328+: 600
2S3/2S3M Akatsiya; 120 2S5 Giatsint-S; 300 2S19/2S19M1
Msta-S; 300 2S19M2/2S33 Msta-SM; 8 2S35 Koalitsiya-SV
(in test); some 2S43 Malva; 203mm 125: 50 2S7M Malka;
75 2S7 Pion; (3,610 in store: 122mm 1,800 2S1 Gvozdika;
152mm 1,650: 750 2S3 Akatsiya; 750 2S5 Giatsint-S; 150
2S19 Msta-S; 203mm 160 2S7 Pion)

A samolotów:

AIRCRAFT 1,169 combat capable
BBR 129: 57 Tu-22M3 Backfire C; 1 Tu-22MR Backfire† (1
in overhaul); 31 Tu-95MS Bear; 27 Tu-95MS mod Bear;
6 Tu-160 Blackjack; 7 Tu-160 mod Blackjack; (3 Tu-160M
Blackjack in test)
FTR 188: 70 MiG-29/MiG-29UB Fulcrum; 88 MiG-31BM
Foxhound C; 12 Su-27 Flanker B; 18 Su-27UB Flanker C
FGA 433+: 14 MiG-29SMT Fulcrum; 2 MiG-29UBT
Fulcrum; 47 Su-27SM Flanker J; 24 Su-27SM3 Flanker;
19 Su-30M2 Flanker G; ε80 Su-30SM Flanker H; 102 Su-
34 Fullback; ε22 Su-34 mod Fullback; 111 Su-35S Flanker
M; 12+ Su-57 Felon; (4 MiG-35S Fulcrum; 2 MiG-35UB
Fulcrum in test)
ATK 257: ε24 MiG-31K; 68 Su-24M/M2 Fencer; 40 Su-
25 Frogfoot; ε110 Su-25SM/SM3 Frogfoot; 15 Su-25UB
Frogfoot
ISR 58: 4 An-30 Clank; up to 50 Su-24MR Fencer*; 2 Tu-
214ON; 2 Tu-214R
EW 3 Il-22PP Mute
ELINT 14 Il-20M Coot A
AEW&C 10: 2 A-50 Mainstay; 8 A-50U Mainstay
C2 24: 5 Il-22 Coot B; 11 Il-22M Coot B; 2 Il-80 Maxdome; 1
Il-82; 4 Tu-214SR; 1 Tu-214PU-SBUS
TKR 15: 5 Il-78 Midas; 10 Il-78M Midas
TPT 427: Heavy 126: 10 An-124 Condor; 4 An-22 Cock; 94
Il-76MD Candid; 3 Il-76MD-M Candid; 15 Il-76MD-90A
Candid; Medium 45 An-12BK Cub; Light 224: ε113 An-
26 Curl; 25 An-72 Coaler; 5 An-140; 27 L-410; 54 Tu-134
Crusty; PAX 32: 15 An-148-100E; 17 Tu-154 Careless
TRG 234: 35 DA42T; 87 L-39 Albatros; 112 Yak-130
Mitten*

do tego trzeba dodać lotnictwo morskie:

AIRCRAFT 208 combat capable
FTR 65: 9 MiG-31B/BS Foxhound; 21 MiG-31BM
Foxhound C; 17 Su-33 Flanker D; 18 Su-27/Su-27UB
Flanker
FGA 48: 19 MiG-29KR Fulcrum; 3 MiG-29KUBR
Fulcrum; up to 18 Su-30SM Flanker H; 8+ Su-30SM2
Flanker H
ATK 35: up to 30 Su-24M Fencer; 5 Su-25UTG Frogfoot
(trg role)
ASW 44: 12 Tu-142MK/MZ Bear F; 10 Tu-142MR Bear J
(comms); 15 Il-38 May; 7 Il-38N May
MP 7: 6 Be-12PS Mail*; 1 Il-18D
ISR 10 Su-24MR Fencer E*
SAR 4: 3 An-12PS Cub; 1 Be-200ES
ELINT 4: 2 Il-20RT Coot A; 2 Il-22 Coot B
TPT 49: Medium 2 An-12BK Cub; Light 45: 1 An-
24RV Coke; 24 An-26 Curl; 6 An-72 Coaler; 4 An-140; 9
Tu-134; 1 Tu-134UBL; PAX 2 Tu-154M Careless
TRG 4 L-39 Albatros

Po stronie ukraińskiej wygląda to natomiast następująco w przypadku czołgów:

MBT 937: 20 Leopard 1A5/1A5BE; 60 Leopard 2A4/2A5
(Strv 122)/2A6; 26 M-55S; 26 PT-91 Twardy; some T-62M/
MV; 200 T-64BM/BV/BV mod 2017; 520 T-72AMT/AV/
AV mod 2021/B1/B3/EA/M1/M1R; 80 T-80BV/BVM/U/
UK; some T-90A; 5 T-84 Oplot

dział samobieżnych:

SP 566: 122mm 125 2S1 Gvozdika; 152mm 167+: 120 2S3
Akatsiya; some 2S5 Giatsint-S; 35 2S19 Msta-S; some
Dana-M2; 12 M-77 Dana; 155mm 254: 4 2S22 Bohdana; 8
Archer; 20 AS90; 26 CAESAR 6×6; 17 CAESAR 8×8; 53
Krab; 90 M109A3GN/A4/A5Oe/A6/L; 28 PzH 2000; 8
Zuzana-2; 203mm 20 2S7 Pion

i samolotów:

AIRCRAFT 78 combat capable
FTR 49: ε24 MiG-29 Fulcrum; ε25 Su-27 Flanker B
ATK 21: ε5 Su-24M Fencer D; ε16 Su-25 Frogfoot
ISR 11: 3 An-30 Clank; ε8 Su-24MR Fencer E*
TPT 22: Heavy (7 Il-76 Candid non-operational);
Medium 1 An-70; Light ε21: 3 An-24 Coke; ε17 An-26
Curl; 1 Tu-134 Crusty
TRG ε29 L-39 Albatros

Widać więc topnienie ilości rosyjskiego sprzętu pancernego. Jednocześnie Rosja zachowuje dużą przewagę w powietrzu - i aż dziw bierze, że nie potrafi jej wykorzystać. Rosyjskie samoloty, podobnie jak w czasie drugiej wojny światowej, nie wychylają się poza linię frontu.  Kampanie bombowe są natomiast planowane w sposób amatorski. Rosyjskie samoloty spadają nawet daleko od linii frontu - rażone przez ukraińskie rakiety lub własną obronę przeciwlotniczą. Dla rosyjskich sił powietrznych (podobnie jak dla marynarki wojennej) ta wojna jest straszliwą kompromitacją. 

sobota, 24 lutego 2024

Dwa lata j**ania Rassiji

 


Najbardziej niedocenioną wiadomością mijającego tygodnia jest śmierć Iwana Sieczina, 35-letniego syna Igora Sieczina. Igor Sieczin to szef koncernu Rosnieft, a wcześniej  potężny wicepremier w rosyjskim rządzie, odpowiedzialny za sprawy energetyczne. Sieczin to jeden z filarów frakcji siłowików, oficer sowieckich służb specjalnych (tłumacz w Mozambiku), a przy tym kumpel Putina jeszcze z merostwa w Sankt Petersburgu. I nagle syn kogoś tak wpływowego umiera z powodu "oderwania zakrzepu krwi" (czyli tego samego, na co oficjalnie miał umrzeć Nawalny). Sieczin zakazuje po tym Komitetowi Śledczemu prowadzenia dochodzenia w sprawie jego syna. Przekaz jest wyraźny: jeśli zabili syna Sieczina, to nikt nie jest bezpieczny. Wszyscy mają podporządkować się Patruszewowi.

Dziwny zgon przydarzył się również jednemu z Z-przegrywów, blogerowi militarnemu Andriejowi "Murzowi" Morozowowi, współpracownikowi Girkina. "Popełnił on samobójstwo" tuż po tym jak zamieścił wpis, w którym ujawnił straty rosyjskie w bitwie o Awdijewkę, czyli miasto mające przed wojną podobną liczbę mieszkańców co Mława. Podczas wielomiesięcznych starć, świniorosy straciły tam 16 tys. zabitych. 

Jeśli chodzi o straty, to wczoraj Ukrom udało się zestrzelić kolejnego A-50 Beriewa, czyli rosyjską wersję AWACSa. W styczniu zestrzelony został inny Beriew, a wcześniej jedna maszyna tego typu została uszkodzona za pomocą eksplodującego drona na lotnisku pod Mińskiem. Przed wojną Rusnia miała ich 10. Ogólnie przez dwa lata wojny wizualnie potwierdzono utratę m.in. 105 rosyjskich samolotów, 135 śmigłowców, 2754 czołgów, 679 dział samobieżnych, 350 wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet i 20 okrętów. (Dla porównania: potwierdzone ukraińskie straty w sprzęcie, ukraińskie twierdzenia dotyczące rosyjskich strat, rosyjskie twierdzenia dotyczące ukraińskich strat - w końcówce komunikatu). Jeśli chodzi o straty w ludziach, to BBC i Mediazona zidentyfikowali z imienia i nazwiska 45 123 zabitych, do których należy dodać 23 200 zabitych z sił donieckich i ługańskich bantustanów. (Straty ukraińskie zidentyfikowane z imienia i nazwiska to 42 152 poległych, a USA szacowały je w sierpniu na 70 tys.) CIA szacowało straty rosyjskie w styczniu na 315 tys. zabitych i rannych, a w sierpniu Amerykanie określali je na 120 tys. zabitych i 180 tys. rannych. Ukraińcy podają, że wynoszą one 409 tys. zabitych. Według Generała SWR, na 17 lutego 2024 r. rosyjskie straty bezpowrotne (a więc zabici, ciężko ranni, jeńcy i dezerterzy) sięgały 401538, do czego należy dodać liczone do 1 sierpnia oddzielnie straty prywatnych firm wojskowych wynoszące 76192 zabitych.

I po co to wszystko?

Po dwóch latach od rozpoczęcia inwazji Rusnia nadal nie potrafi przedstawić wiarygodnego pretekstu. Obiecywała pokazać światu "tajne amerykańskie laboratoria biologiczne", od których rzekomo roiło się na Ukrainie - i jakoś niczego nie pokazała. Po prostu poczekała, aż pożyteczni idioci zapomną o tej kretyńskiej narracji. Opowiastki o tym, że Ukraina stanowiła zagrożenie militarne dla Rassiji i miała zostać szybko przyjęta do NATO również nie trzymają się kupy. Wyśmiewał je przed rozpoczęciem inwazji choćby rosyjski generał Iwaszow wraz z grupą innych sowieckich wojskowych. NATO nie miało żadnego planu przyjęcia Ukrainy w swoje szeregi - i nadal go nie ma, co wyraźnie pokazał zeszłoroczny szczyt w Wilnie. To jak administracja Bidena powoli dozuje Ukraińcom nowoczesną broń ofensywną, sprawia, że tylko totalne debile z ujemnym IQ mogły uwierzyć w bajeczki o "amerykańskich broniach hipersonicznych", które "kijowski reżim chciał umieścić pod Charkowem". Zresztą nawet gdyby Ukraina stała się członkiem NATO, to nie stanowiłoby żadnego zagrożenia dla Rosji. Wszak Rosja miała od lat granicę z NATO niedaleko Sankt Petersburga. I co? Boi się, że "estońscy naziści" ją zaatakują? Idiotyczna jest również narracja o tym, że Rosja musiała zaatakować, bo "ukraińscy faszyści przez 8 lat dombili Bombas". Akurat przez poprzednie 7 lat, po rozejmie mińskim, niewiele się na froncie donbaskim działo. Straty ludności cywilnej Donieckiej Republiki Ch...wej były niewielkie i ponoszone głównie na minach i starych niewybuchach. Jedynym powodem do "interwencji humanitarnej" w Donbasie byłoby wyzwolenie go spod władzy lokalnych bandytów, ale akurat ci bandyci byli wspierani przez Rassiję. Na absurd zakrawało też robienie z ekipy Zełenskiego - chcącej początkowo dogadać się z Rosją ! - "nazistowskiej, rusofobicznej junty". Zresztą rosyjska narracja o "uzbrojonej po zęby, neonazistowsko-rusofobicznej Ukrainie" kłóci się z inną rosyjską narracją mówiącej, że Ukraina to słaby, sztuczny kraik stworzony przez Polaków i tajne służby CK-Austrii, a zamieszkiwany przez Ruskich, tyle że mówiących w jakimś dziwnym dialekcie. To, że Rosja dostaje od dwóch lat bęcki od jednego z najbiedniejszych krajów Europy i nie może sobie poradzić z jego podbojem jest oczywiście tłumaczone tym, że Kijów ma wsparcie "zachodniego imperializmu", który "uzbroił go po zęby". Tyle, że ten "zachodni imperializm" na początku wojny szykował się na upadek Kijowa i przejście resztek armii ukraińskiej do partyzantki, a później bał się dostarczać Ukrainie czołgi, później bał się dać jej pociski dalekiego zasięgu i samoloty. A obecnie ma problem z dostarczeniem jej wystarczających ilości amunicji. Owszem Rassija dostała na Ukrainie łomot również od Zachodu - ale od Zachodu przeraźliwie słabego, rozbrojonego i kunktatorskiego, obawiającego się, by nie zrobić zbyt dużej krzywdy Rusni. Putin poniósł poważne straty w walce z najgorszym możliwym amerykańskim przywódcą - ze starym pierdzielem mającym problem z wygłoszeniem dwuminutowego przemówienia. A co by było, gdyby natrafił na przywódcę pokroju Reagana? 

Analizując wojnę na Ukrainie zbyt często zapominamy, że nie zaczęła się ona 24 lutego 2024 r. Trwała już ona - z mniejszym lub większym natężeniem - od dziesięciu lat. Starcia w Donbasie zaczęły się 12 kwietnia 2014 r. od ataku Girkina na Słowiańsk. Operacja aneksji Krymu formalnie zaczęła się 27 lutego 2014 r. Na medalu wybitym przez rosyjski MON dla uczczenia tego najazdu są jednak daty 20.02.2014 - 18.03.2014. 20 lutego prezydentem Ukrainy wciąż był prorosyjski Janukowycz. Na Majdanie od dwóch dni snajperzy strzelali do demonstrantów a także do funkcjonariuszy milicji. Pojawiały się doniesienia, że to byli snajperzy z FSB - a nawet jeśli nie oni, to szkolona przez nich agentura w postaci funkcjonariuszy Berkutu -  co oznaczałoby, że rosyjskie tajne służby pomogły obalić prorosyjskiego Janukowycza, by Rosja miała pretekst do inwazji. Kreml szykował się jednak do ataku na Ukrainę już w pierwszej dekadzie XXI w. Jedną z pierwszych prowokacji wojennych - spór o wyspę Tuzla w Cieśninie Kerczeńskiej -  przeprowadził w 2003 r., czyli jeszcze wówczas, gdy prezydentem Ukrainy był Kuczma. Podobny wzór postępowania widać w przypadku Gruzji. Agresywne działania Rosja zaczęła przeciwko niej już pod koniec lat 90-tych, gdy prezydentem był Szewardnadze. W obu przypadkach nie chodziło o żadne zagrożenie militarne, gospodarcze czy ideologiczne dla Rosji - tylko o chęć zagrabienia terytorium sąsiada.

Putin nigdy nie ukrywał prawdziwego powodu napaści na Ukrainę. Odsłaniał go, gdy mówił, że Ukraina jest państwem sztucznie oddzielonym od Rosji. Chodziło mu więc o podbój ukraińskiego terytorium, zasobów i ludności. Tylko i tyle i aż tyle. Mówimy o państwie, które już i tak ma najbardziej rozległe terytorium na świecie i które nie potrafi zagospodarować kontrolowanych przez siebie terenów. 

Dlaczego jednak postanowił zaatakować Ukrainę w lutym 2024 r., pomimo ostrzeżeń Zachodu, by tego nie robił? Bo wiedział, że ma przed sobą niewiele lat życia. Chciał reaktywować Związek Sowiecki w nowej formie, zanim umrze. I zostać zapamiętany jako wskrzesiciel wielkiego imperium. Jako ten, który połączył "rozdzielony naród rosyjski" przyłączając Ukrainę, Białoruś i Naddniestrze, a w następnym kroku być może północny Kazachstan, Gruzję i państwa bałtyckie. Udało mu się jak na razie zająć sporą część Zaporoża, Donbasu i Ługańszczyny. Ciekawe czy zorientował się, że nie zabierze ich do grobu?


sobota, 17 lutego 2024

To kiedy Girkin?


Śmierć Aleksieja Nawalnego, liberalnego nacjonalisty będącego liderem rosyjskiej opozycji, oznacza, że ludzie rządzący Rusnią przesunęli na boczny tor opcję resetu z Zachodem. 

Nie oszukujmy się - Nawalny był człowiekiem, który miał rozpisaną rolę w grze rosyjskich władz (a przynajmniej jednej frakcji w tych władzach). To, że tak skutecznie demaskował korupcję na Kremlu wynikało z tego, że ktoś go karmił przeciekami - w tym dotyczącymi takich wrażliwych spraw jak bezpieczeństwo nadmorskiego Pałacu Putina. Owszem Nawalny był też prześladowany, a nawet podtruwany przez bezpiekę.  To, że zdecydował się wrócić do Rosji i pójść do łagru oznaczało jednak, że jakaś frakcja w służbach obiecała mu gwarancję bezpieczeństwa. Miał przesiedzieć kilka lat i zostać wypuszczony - być może jako nowy przywódca Rassiji. Choć siedział w łagrze o zaostrzonym rygorze, to jakimś dziwnym trafem jeszcze kilka dni temu tweetował z celi. Jak to możliwe? Ostatnie znane nagranie z nim pokazuje, że żartował sobie z wydanego na niego wyroku grzywny.  Ostatnio narzekał jedynie na to, że jest torturowany puszczaną mu na okrągłą piosenką Shamana "Ja Ruski".  Pewnie był przekonany, że gra będzie kontynuowana.

A jednak... Ktoś zdecydował, że należy ją przerwać. Z jakiego powodu? Z czystych emocji jak sugeruje prezydent Saakaszwili?  Czy też ktoś się rzeczywiście bał, że Nawalny rzeczywiście zostanie nowym carem?

Jak słusznie zauważył Grzegorz Kuczyński: " Śmierć Nawalnego oznacza, że jeśli ktoś myślał o rozmowach pokojowych z Putinem w sprawie wojny na Ukrainę, to ta kwestia została wyrzucona do kosza na dłuższy czas. Nawalny był hołubiony przez zachodnie elity, a przede wszystkim Niemców oraz Brukselę. Gdyby doszedł do władzy, mielibyśmy kolejny "reset", który dla Polski nie skończyłby się dobrze."

Zapewne ekipa rządząca Rosją uważa, że żaden Reset nie jest jej potrzebny. Co prawda cywilna gospodarka pada, ale ta zmilitaryzowana sobie dobrze radzi. Standard życia wielkomiejskiej klasy średniej został zachowany. Bogate pasożyty zrekompensowały sobie straty związane z sankcjami. Pomoc z Chin, Korei Płn oraz Iranu ratuje kraj. Na froncie, ogromnym kosztem udało się po wielu miesiącach szturmów zdobyć Awdijewkę, więc można kontynuować dotychczasowy kurs. Wygląda na to, że Patruszew chce docisnąć śrubę i zrobić z Rosji odcięte od świata państwo przypominające pod pewnymi względami dawny ZSRR czy Koreę Płn. Pewnym zlekceważonym ostrzeżeniem była sprawa nagiej imprezki grupki cwelebrytów - pokazano im w ten sposób, że będą coraz mocniej kontrolowani przez państwo.

Myślący kategoriami lat 90-tych dziadersi będący zachodnimi przywódcami nie są przygotowani na ten totalitarny zwrot w Rosji. Zabójstwo Nawalnego wywołało więc u nich autentyczny szok. Świadczy o tym choćby 10-sekundowe "zamrożenie umysłu" u Bidena podczas konferencji prasowej poświęconej Nawalnemu. To, że "Putin" ostatnio stwierdził, że woli przewidywalnego Bidena od Trumpa, nie musi więc być grą psychologiczną.  (No i co dupokraci? Teraz wy jesteście onucowcami!) 

"Putin" ma rację, gdyż Biden jest o tyle przewidywalny, bo obawia się nuklearnej eskalacji i przeszkadza Ukrainie w zadaniu zbyt dużego ciosu Rosji. Pod tym względem Trump byłby dla Kremla bardziej niewygodny. Co prawda najpierw starałby się narzucić rozejm Ukrainie, ale gdy tylko Rusnia, by go złamała, wściekłby się, że został oszukany i rzucił Ukrainie więcej sprzętu mogącego realnie zaszkodzić Rusnii. Sam zresztą to przyznał.  Podobnie należy postrzegać deklarację Trumpa, że będzie namawiał Rosję na szkodzenie tym państwom NATO, które lekceważą własną obronę. (Czyli w ramach NATO+ Polska i Litwa dostaną amerykańską pomoc, a Niemcy i Portugalia już nie.) To - jak się okazało dosyć skuteczna - próba zdyscyplinowania Niemiec i Francji. Trump rozumie, że jak głaskasz niemieckiego chama, to on cię kopie, a gdy go kopiesz, on cię głaska...

Zagadką jest dla mnie natomiast to, że Biden zaprosił do Białego Domu na 12 marca prezydenta Dudę i reichsprotektora Tusska. Którego z nich będzie dyscyplinował? Czyżby nagle w Waszyngtonie dostali olśnienia, że Mareczek Brzeziński jest niekompetentną pizdą, która nie potrafi załatwić dla USA podstawowych spraw?


sobota, 10 lutego 2024

Kto kopnął staruszka Bidena?

 


Ilustracja muzyczna: Metallica - The Memory Remains

Prokurator specjalny Robert Kyoung Hur pokazowo skopał prezydenta Joe Bidena. Co prawda nie zdecydował się na postawienie mu zarzutów karnych w sprawie o trzymanie w prywatnym garażu pudła z tajnymi dokumentami dotyczącymi m.in. wojny w Afganistanie, ale uzasadnił swoją decyzję miażdżącym dla prezydenta raportem. Stwierdził w nim, że Bidena nie da się skazać w sądzie, gdyż każda rada przysięgłych uzna, że "ponad 80-letni były prezydent" jest zdemenciałym dziadkiem ze słaba pamięcią. "Starszy człowiek ze starą pamięcią" - to oficjalne stwierdzenie przykleiło się już do Bidena i będzie mu mocno ciążyło w trakcie kampanii wyborczej. Prokurator Hur wskazuje w swoim raporcie, że Biden podczas przesłuchań mylił podstawowe fakty dotyczące swojej wiceprezydentury w latach 2009-2017. "Czy byłem wiceprezydentem w 2013 r.?", "Czy przestałem być wiceprezydentem w 2009 r.?" - dopytywał się Biden podczas przesłuchań. Nie był nawet pewny w którym roku zmarł jego syn Beau. Albo więc prezydent bezczelnie rżnął głupa podczas przesłuchania i udawał zdemenciałego, starego idiotę, albo... nie udawał. Do bezczelnego i patologicznego krzywoprzysięstwa w zeznaniach nie może się przyznać, więc skazany jest na walkę z wizerunkiem starego idioty. Jak na razie kiepsko mu ta walka idzie. Na konferencji prasowej, na której odnosił się do treści raportu prokuratora Hura, krzyczał na dziennikarzy, że ma dobrą pamięć. Następnie stwierdził, że generał Sisi jest prezydentem Meksyku, a Meksyk ma granicę ze Strefą Gazy... Co gorsza, ostatnio dwukrotnie stwierdził, że rozmawiał z martwymi ludźmi. ("I see dead people!") Najpierw stwierdził, że w 2021 r. na szczycie G7 rozmawiał z francuskim prezydentem Mitterandem, zmarłym w 1996 r.  Później powiedział, że spotkał się wówczas też z niemieckim kanclerzem Kohlem, zmarłym w 2017 r.  Być może więc wydaje się mu, że mamy nadal lata 90-te. Może on sobie wyobrażać, że mamy słabe Chiny i Rosję w rozkładzie i proatlantyckie Niemcy i na tym opiera swoją politykę zagraniczną. Może mu się jeszcze coś popieprzy i wyda rozkaz zbombardowania Belgradu, by obalić Miloszewicza...

Skądinąd ciekawe jest to, że te wpadki Bidena nie są obecnie blokowane w mediach jak były podczas kampanii z 2020 r. To sugeruje napięcia wewnątrz amerykańskiego establiszmentu. Być może na niekorzyść Bidena zadziałało to, że zaczął się irytować na politykę Izraela. 

Tymczasem wszyscy się podniecają wywiadem udzielonym przez "Putina" Tuckerowi Carlsonowi. Zarówno "Putin" (czy raczej jego sobowtór mający problem z powstrzymaniem drżenia nogi) jak i Tucker wyszli w nim na pajaców. "Putin" gadał straszne kocopały i pokazywał swój straszliwy polski kompleks (mało brakowało, a oskarżyłby Polaków o stworzenie świata). Rzucił nawet na stół teczkę z kopiami listów Chmielnickiego do cara z prośbą o wzięcie Kozaków "w opiekę" przed strasznymi Polakami. Tucker nie potrafił mu zadać żadnego konkretnego pytania. Według Generała SWR wyemitowano tylko co mniej głupie fragmenty wywiadu - ponad połowę wycinając. Wszyscy oczywiście potępiają "onucowca" Carlsona. Ale on nie jest żadnym onucowcem. On jest kolesiem zadaniowanym przez amerykańskie służby. Przypominam, że jego ojciec nadzorował w administracji Reagana Radio Wolna Europa, Radio Swoboda i Radio Marti. Tucker na początku swojej kariery bronił płka Northa - skazanego w aferze Iran-Contras - oraz atakował dziennikarza śledczego Garry'ego Webba za jego teksty o handlu kokainą prowadzonym przez CIA. Tucker jest też przyjacielem... Huntera Bidena. A wcześniej miał dosyć zdrowe poglądy na temat Putina - widział w nim kleptokratycznego dyktatora. Jego obecne pajacowanie jest więc częścią operacji psychologicznej mającej robić z amerykańskiej prawicy "onucowców", po to, by Demokraci mogli straszyć świat "putinowską prawicą" wykreowaną w dużym stopniu przez ich własne służby specjalne.

Podobne schematy stosowane są również na polskim podwórku, choć w dużo bardziej toporny sposób. Nasze resetowe pajace starają się na przykład przekonać, że sojusz Orlenu z Saudi Aramco to "wyprzedaż majątku narodowego Putinowi". Według nich "Putin kontroluje Arabię Saudyjską". Skoro tak, to czemu USA sprzedają Rijadowi taką masę uzbrojenia? :)  Mogli by się bardziej postarać przy tworzeniu takich teorii, bo na razie odstawiają straszne partactwo. Przykładem na to jest choćby raport pajaców od Banasia, w którym znalazła się mapka błędnie pokazująca, że do Orlenu należą wszystkie duże rafinerie w Niemczech i na Białorusi :) 

Prawdziwych popisów idiotyzmu #DebilniRazem dokonują jednak w kwestii CPK. Zaczęli bowiem przekonywać, że ten komunikacyjny hub będzie "oddalał nas od Europy, a zbliżał do Azji", będzie więc "realizacją duginowskiego snu". Jeśli więc latasz turystycznie czy biznesowo do Azji, to według takiego libkowskiego debila jesteś "duginowcem". By być prawdziwym Europejczykiem nie powinno się bowiem rozbijać po innych kontynentach, tylko jeździć do Niemiec na szparagi.

Zdaję sobie sprawę, że w moim kraju roi się od debili, ale czasem trudno mi uwierzyć, że dzielę kraj z aż takimi debilami. 

sobota, 3 lutego 2024

Szarada z Iranem, Taylor Swift, Travis z Kielc i prawdziwa incepcja

 


Ilustracja muzyczna: Taylor Swift - Blank Space

Nikołaj Patruszew, obecny wielkorządca Rusni, ponoć stwierdził, że administracja Bidena to najsłabsza i najbardziej niekompetentna ekipa rządząca USA od 100 lat. Nie podejmuje się ocenić jego opinii, ale faktem jest, że wrogowie Ameryki wyraźnie dostrzegają w tej ekipie słabość, która ośmiela ich do agresywnych działań. Gdyby tak nie było, Rosja nie szykowałaby się na przełomie 2021 i 2022 r. na triumfalny marsz na Ukrainie. Co prawda w pierwszych miesiącach wojny władze USA zrobiły wiele, by odbudować obraz swojej potęgi, ale później rozgrzebały wojnę, dozując Ukrainie sprzęt, tak by nie wyrządziła Rosji zbyt wielkiej krzywdy, a zamiast ukarać Niemcy  za długoletnie konszachty z Moskwą i osłabianie europejskiej obrony postanowiła znów zrobić z tego wiarołomnego "sojusznika" filar bezpieczeństwa w Europie i na zachętę przekazała mu Polskę. (Ten ostatni aspekt podsumował Marcin Kędryna obśmiewając Mareczka Brzezińskiego: "Po radości, która zapanowała w Waszyngtonie 15 października ubiegłego roku, przyszła refleksja, że po zmianie władzy, sytuacja w Polsce się zmienia i że niekoniecznie będzie tak, że interesy robi się łatwo, tyle że z fajniejszymi partnerami, gdyż fajniejsi partnerzy mają swoich kolegów, z którymi mogą woleć robić interesy. Do tego przecięte zostaną budowane przez lata bezpośrednie połączenia pomiędzy ludźmi i instytucjami. Spora część transoceanicznej komunikacji odbywała się bez udziału ambasady. Ludzie po prostu do siebie dzwonili i załatwiali sprawy. Teraz się to miało zmienić. Później pojawiły się wyraźne sygnały, że z amerykańskimi interesami może wcale nie być dobrze. Dyskusje o lokalizacji elektrowni jądrowych, wizyty Francuzów, dziwne sygnały w sprawie kontraktów zbrojeniowych. Ekscelencja uspokajał. Tłumaczył, że wszystko jest w porządku, bo przecież już dawno nawiązał kontakty z nową władzą. Centrala cisnęła. Stąd jego obchód i zdjęcia, które ministrowie robili sobie jak z gubernatorem."). 

Po tym spadła Bidenowi na głowę seria konfliktów na Bliskim Wschodzie. 7 października - akurat na urodziny Putina - Hamas zaatakował Izrael i to w taki sposób, by sprowokować jego najbardziej bezwzględny odwet i totalne zniszczenie miast w Strefie Gazy. Obrazki martwych palestyńskich dzieci zestawione z poparciem administracji dla Izraela zmobilizowały amerykańską młodzież do skandowania "F*ck Joe Biden!" na antysyjonistycznych demonstracjach. Od Bidena odwrócił się też elektorat arabski, stanowiący klucz do zwycięstwa w ważnym stanie Michigan. Nawet jeśli połowa tamtejszych muslimów nie zagłosuje na Śpiącego Joe, to głosy elektorskie z tego stanu zgarnie Trump. Nieporadność administracji w konflikcie Izraela z Hamasem (wspiera ona Izrael, ale jednocześnie błaga go, by zakończył operację w Gazie) sprowokowała Irańczyków, by podpuścili Hutich do atakowania żeglugi międzynarodowej na Morzu Czerwonym. Wspierane przez Irańczyków grupy terrorystyczne z Iraku i Syrii ostrzeliwały też od dłuższego czasu amerykańskie bazy. Było to głównie "strzelanie na wiwat", w którym starano się nie wyrządzić większych szkód. (Iran w "proteście przeciwko izraelskim zbrodniom" zbombardował też... iracki Kurdystan oraz Pakistan.) Irańczycy z jednej strony zobowiązali się, by pomóc Moskwie odciągnąć uwagę USA od Ukrainy, ale z drugiej sami obawiali się bezpośredniej konfrontacji z USA lub z Izraelem. Konsternację w Teheranie musiało więc wywołać udane uderzenie dronem Shahed w amerykańską bazę Tower 22 w Jordanii, w którym zginęło trzech amerykańskich żołnierzy a kilkudziesięciu zostało rannych. Atak się udał w wyniku zbiegu okoliczności - Amerykanie czekali wówczas na powrót swojego drona i pomylili z nim irańskiego. Po tym udanym ataku, szef proirańskiej grupy Kataib Hezbollah uciekł z Syrii do Teheranu, a w jego ślad poszli wysokiej rangi oficerowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Administracja Bidena wspaniałomyślnie dała im kilka dni na ewakuację. Bombardowania 85 celów w Syrii oraz Iraku przeprowadziła dopiero w nocy z piątku na sobotę, jakoś mało się chwaląc co zostało trafione. Mamy więc do czynienia z działaniem pro forma i ustawką. Mocno to kontrastuje z trafną decyzją Trumpa o odstrzeleniu generała Sulejmaniego. 

Atrakcje organizowane Bidenowi przez sojuszników Rassiji jeszcze się nie skończyły. Groźne pomruki wydaje Korea Północna. , a Maduro właśnie wyrzucił do kosza porozumienie z USA dotyczące przeprowadzenia wolnych wyborów. Same sukcesy... W takich momentach zwykle pojawia się pilne zapotrzebowanie na temat zastępczy. Na operację psychologiczną mającą odbudować poparcie dla władzy. 

I stąd z pozoru absurdalna teoria o tym, że Taylor Swift jest w centrum tej operacji, mającej przynieść Bidenowi reelekcję.



Jak wiadomo Taylor Swift to bardzo popularna piosenkarka, mająca olbrzymią bazę szalonych fanek i fanów. Taylor jest znana z tego, że śpiewa o swoich nieudanych związkach. (Polecam odcinek "Family Guya", w którym jej chłopakiem zostaje Chris Griffin :) Ostatnio jednak szczęśliwie się związała z futbolistą Travisem Kelce. (Ciekawe, czy urzędnik w imigracyjnym pomylił rubryki i nadał jego przodkom nazwisko "Kielce". Może Chehelmut wie coś więcej? :) Vivek Ramaswamy, do niedawna republikański kandydat na prezydenta, twierdzi jednak, że ich związek to fejk. Cały ich romans został wyreżyserowany i podobnie ustawiony będzie Super Bowl. Popularność Travisa z Kielc i Taylor Swift ma pomóc Bidenowi zdobyć reelekcję.


Brzmi jak szalona QAnonowska teoria spiskowa? No cóż, Biden bardzo chce, by Taylor dla niego zaśpiewała.  Chętnie by ją pewnie obmacał i obwąchał :) Trump się jednak nie przejmuje ewentualnym poparciem Taylor Swift dla Bidena. Twierdzi, że jest od niej popularniejszy. 

Prorokiem po raz kolejny okazał się Kanye West - gdy w 2009 r. Taylor dostała nagrodę MTV VMA, Kanye przerwał je wystąpienie sugerując, że nie zasłużyła na tę statuetkę :)

***

Bardzo rzadko śni mi się coś, co później pamiętam. Baaardzo rzadko. Sen, który miałem kilka miesięcy temu idealnie wpisywał się jednak w temat dzisiejszego wpisu. Doszło do niego w nocy z 1 na 2 listopada, czyli z Wszystkich Świętych na Dzień Zaduszny. Ciekawa data, co nie?

Śniło mi się, że byłem gdzieś na polskiej prowincji, na ciut spalonej Słońcem łące graniczącej z lasem i drogą. Może w Kieleckim, bo gleba była dosyć piaszczysta :)  Siedziała tam grupka ludzi. Nie pamiętam o czym rozmawiali. Snuła się między nimi wysoka dziewczyna w kombinezonie kierowcy (z odsuniętym suwakiem, by podkreślić biust), w czerwonej czapeczce, spod której wychodziły blond loki. Po prostu snuła się, uśmiechała i nic nie mówiła. Ludzie naokoło mówili jednak, że to Taylor Swift.  

Kilka dni później znów mi się śniło, coś co zapamiętałem - co już samo w sobie było wielką anomalią. (Nigdy wcześniej nie miałem snów, w tak krótkim odstępie czasowym!) Sen zaczął się jak koszmar - drogę zastąpił mi trans w sukni wieczorowej, który chciał mnie poderwać. Powiedziałem mu, że nie jestem zainteresowany i poszedłem dalej. Obraz stał się wówczas czarnobiały. Byłem na wzgórzu z którego rozciągał się widok na rozlewisko szerokiej rzeki. Słyszałem, że to Nowy Jork w 1944 r. Przypominało to jednak bardziej widok na Dunaj i Sawę z belgradzkiej twierdzy Kalmegdan. Nagle pojawiła się młoda kobieta w mundurze armii amerykańskiej z czasów drugiej wojny światowej. Tylko buty miała jakieś takie bardziej cywilne i wyjściowe. Szła nic nie mówiąc i się uśmiechając. Jako jedyna była w kolorze. Włosy miała pod czapką jasne czy nawet rudawe. Miałem wrażenie, że to ta sama postać, co w poprzednim śnie. Bardzo chciałem ją pocałować.

Obraz "Taylor Swift" jako tajnej agentki Pentagonu - i to jeszcze w kontekście kampanii Trumpa (czerwona bejsbolówka) pojawił się więc w moich snach na kilka miesięcy przed pojawieniem się podobnej teorii. Aż mi się to skojarzyło z filmem "Incepcja" i z zasiewaniem idei w snach. Czyżby ktoś próbował się włamać do mojego umysłu jako wytrych wykorzystując taki kobiecy archetyp?

Z dziwną próbą "incepcji" miałem do czynienia też na kilka miesięcy przed rosyjską pełnoskalową inwazją przeciwko Ukrainie. Śniło mi się, że zostałem aresztowany na ulicy w Moskwie. Podczas aresztowania był Putin, a ja śmiałem się, że jest taki niski :) Później przesłuchiwała mnie jakaś stara kagiebistka w mundurze oficerskim - przypominając postać z "Pozdrowień z Moskwy" z serii o Bondzie. Mówiła do mnie: - Co ty sobie myślisz?! My czytamy wszystko, co piszesz i bardzo się to nam nie podoba! Igrasz z ogniem! Nawet nie wiesz, jak jesteśmy wszechmocni! 

Wówczas spytałem: - Naprawdę jesteście wszechmocni? To w takim razie, czemu upadł Związek Sowiecki? Przecież wszyscy przysięgaliście, że będzie bronić sowieckiej konstytucji i nawet, że oddacie w jej obronie życie. Więc co? Może nie jesteście tacy wszechmocni. Albo wszyscy byliście zdrajcami!

Kagiebistka nie potrafiła odpowiedzieć na moje argumenty. Zostałem więc wypuszczony na wolność.

Kilka dni po śmierci ks. Isakowicza-Zaleskiego miałem inny ciekawy sen. Byłem gdzieś w Małopolsce, na malowniczej prowincji, w budynku przypominającym domek drożnika. Byli też tam Paweł Zyzak i o. Tadeusz Rydzyk. W pewnym momencie Zyzak (którego cenię jako historyka) zanucił "Barkę", mówiąc wcześniej, że to na cześć zmarłego ks. Isakowicza-Zaleskiego. Zdegustowany o. Tadeusz mu przerwał i stwierdził: - On nie zasłużył na piosenkę. 

sobota, 27 stycznia 2024

Droga Trumpa do nominacji

 


Po zwycięstwach Trumpa w Iowa i New Hampshire, wygląda na to, że dalsze rundy republikańskich prawyborów będą już tylko formalnością. Haley nie ma już szans na zdobycie przewagi. W New Hampshire przegrałaby jeszcze mocniej, gdyby nie demokraci wpisujący się na listy uczestników prawyborów. Zaczęła też prosić o wsparcie sponsorów demokratów, bo ci republikańscy się od niej odwracają. Niektórzy z tego powodu się martwią, bo Haley była w kampanii bardzo bojowa w kwestii Rosji i Ukrainy. Ja się specjalnie nie martwię, bo pamiętam, że ambasador John Bolton (czyli najbardziej bojowy, jastrzębi, zimnowojenny republikanin) sportretował ją w swojej książce jako idiotkę. Wierzę mu i żałuje, że sam nie zostanie prezydentem USA.

Trump ani w 2016 r., ani w 2020 r. nie miał przewagi w sondażach. Obecnie ma ją nad Bidenem i to w niektórych badaniach całkiem sporą. Ma ją też w większości spośród kluczowych stanów. Bidena dużo kosztowało poparcie dla Izraela - młodzi, lewaccy wyborcy odwrócili się od niego i zaczęli skandować na swoich demonstracjach "Fuck Joe Biden!". Przypomnę, że 20 proc. młodych Amerykanów uważa, że holokaust był mitem. Najczęściej ten pogląd wyznają młodzi zwolennicy demokratów.  Nie zagłosują też na Bidena muzułmanie, których duże skupisko jest akurat w Michigan, jednym ze "swing states".   Wsparcie dla Izraela może więc okazać się dla Bidena pocałunkiem śmierci. Sam Izrael też mocno utrudnia mu reelekcję, opierając się naciskom na zakończenie "specjalnej operacji wojskowej" w Strefie Gazy.

Libki będą płakać, że stanie się wielkie nieszczęście, bo "taki wspaniały, antyrosyjski prezydent, co uratował nam TVN" przegra z "rosyjskim agentem i nazistą Trumpem". Oczywiście ich płacz mnie ucieszy, bo ich narracja propagandowa jest jak zwykle skrajnie idiotyczna. Ten "antyrosyjski" prezydent bał się, by Ukraina zrobiła większą szkodę Rosji, więc dozował jej nowoczesne uzbrojenie. Ostatnio zrobił natomiast prezent Putinowi blokując nowe licencje na eksport amerykańskiego gazu. Oficjalnie zrobił to, by zadowolić aktywiszcza wieszczące apokalipsę klimatyczną i domagające się "net zero". Przede wszystkim jednak Bidenowi należy się potężny kopniak w tyłek od wyborców za próbę budowania europejskiego bezpieczeństwa na Niemcach i za transakcję, w której przehandlował on im Polskę. Mam nadzieję, że Polonia w Pennsylvanii tego kopniaka mu wymierzy. 

Nie zapominajmy też, że demokraci stali się w ostatnich dekadach partią mocno wspierającą wspakulturę laicką, czyli trendy osłabiające Amerykę, niszczące jej system edukacji i zamieniające miasta w trzecioświatowe doły kloaczne. Ameryka lubi układać życie innym krajom. Sama nie ma jednak u siebie porządku. Musi posprzątać i to w drastyczny sposób. 

Wszystkim jojczącym, że Trump "sprzeda nasz region Rosji", przypominam, że to samo jojczenie dramatycznie rozminęło się z rzeczywistością już za pierwszej jego kadencji. Co innego jest retoryka kampanijna, a czym innym praktyka rządzenia. Trump gra izolacjonistę, bo republikański elektorat jest zmęczony bezsensownymi wojnami na Bliskim Wschodzie a obecnie nie rozumie sensu pomocy dla Ukrainy. (A nie rozumie, bo demokratyczna administracja przekonywała, że walczą tam o demokrację, liberalizm i prawa transów.) Po powrocie do Białego Domu, Trump pewnie przedstawi pro forma jakiś plan pokojowy  dla Ukrainy, który zostanie odrzucony. Wówczas zwiększy wsparcie dla Ukrainy, by przyspieszyć zakończenie wojny. Taki scenariusz zapowiadali już popierający go wojskowi. 

(Niebezpieczeństwo związane z rządami Trumpa polega jednak na tym, że Tussk będzie wspólnie z Niemcami grał w przeciwnej drużynie. Polska więc nie skorzysta na zmianie władzy w Waszyngtonie, tak jak powinna. No chyba, że Tussk wcześniej poleci do Brukseli, gdzie w nagrodę za bajzel, który robi w Polsce, dadzą mu stanowisko szefa Komisji Europejskiej czy unijnego komisarza ds. papieru toaletowego.)



Można się spodziewać, że Trump w nowej kadencji będzie obstawiony przedstawicielami kompleksu-wojskowo przemysłowego bardziej inteligentnie niż w pierwszej. Wskazałem, że na wiceprezydenta jest typowana kongreswoman Elise Stefanik, którą wcześniej popierał ambasador Bolton. To bardzo mądra próba zapewnienia kontroli, gdyż Stefanik odgrywa mocno zwolenniczkę MAGA.



Na wiceprezydenta typowana jest też Kristi Noem, gubernator Dakoty Południowej. Bardzo dobrze się prezentująca jak na swój rocznik, bardzo popularna wśród konserwatywnych republikanów i mocno wspierająca przemysł naftowy. Specjalnie nie zaszkodził jej skandal z romansem z Coreyem Lewandowskim, byłym szefem kampanii Trumpa.  Przyglądając się jej zdjęciom, przemówieniom i reklamom promującym stan (w których ona lekko cosplayuje) można odnieść wrażenie, że pani gubernator ma "coś" w sobie. Jakąś trudną do określenia energię, kryjącą się za jej ciut zmęczonymi oczami. Tak jakby wpisywała się w wizerunek (pozytywnej) amerykańskiej wiedźmy. (Spotkałem kiedyś taką pozytywnie wiedźmowatą Amerykankę i widzę pewne podobieństwa.)

Gubernator Noem odwiedziła ostatnio południową granicę USA, udzielając poparcia Teksasowi w sporze z rządem federalnym i Sądem Najwyższym. SN uznał, że federalni mogą zlikwidować drut kolczasty na granicy. Gubernator Teksasu Abbott odpowiedział, że nie obchodzi go ten wyrok, a Gwardia Narodowa przepędziła agentów federalnych, z miejsca, w którym stawiała umocnienia graniczne. 25 stanów wysyła swoje jednostki Gwardii Narodowej, by wesprzeć Teksas przy ochronie granicy. Biden grozi federalizacją teksańskiej Gwardii Narodowej, Teksas mówi mu: tylko spróbuj. W necie już powstają memy o secesji Teksasu i drugiej wojnie domowej. 

sobota, 20 stycznia 2024

Krótka historia PSL

 


Na początku 1939 r. Wincenty Witos powiedział jednemu z brytyjskich dyplomatów, że "Gdańsk jest niemiecki i niech go Beck Niemcom odda, a wówczas Becka za to obalimy". Byłbym więc bardzo ostrożny z mówieniem o Witosie, jako o wielkim patriocie, który zawsze stawiał interes państwa ponad interesem partyjnym. Jego niedyskrecje w sprawie Gdańska wskazują, że czasem było odwrotnie. Wielkie kontrowersje wzbudzało w latach 30-tych choćby to, że Witos ukrywał się w Czechosłowacji, czyli państwie, które nie było wówczas przyjazne ani wobec Polski ani wobec polskiej mniejszości (stary dureń Benesz roił sobie nawet, że sprzymierzy się przeciwko Polsce z... III Rzeszą i w ten sposób uniknie konfliktu o Sudety). Trzeba jednak mu przyznać, że później wykazał dużo instynktu politycznego odrzucając propozycje Niemców dotyczące stanięcia na czele polskiego rządu kolaboracyjnego i w 1945 r. odrzucając podobne propozycje Sowietów.

Dla kierownictwa ruchu ludowego Witos był jednak podczas głównie kłopotliwym symbolem. Choć wielokrotnie pojawiała się możliwość wyrwania go z niemieckiego internowania i przerzucenia do Londynu, to rząd londyński nie podejmował w tej kwestii żadnych działań, aż do późnej jesieni 1944 r. Dlaczego? Bo Witos w Londynie dominowałby nad przypadkowymi miernotami w rodzaju Mikołajczyka. Nic dziwnego więc, że projekt sprowadzenia Witosa do Wielkiej Brytanii zaczęto realizować dopiero, gdy Mikołajczyk przestał być premierem.



Zaryzykuję tezę, że większym nieszczęściem dla Polski od przegranej kampanii wrześniowo-październikowej, były nieudolne rządy Sikorskiego i Mikołajczyka. Kampania 1939 r. była tylko początkiem wojny, w której Niemcy były skazane na klęskę. Sikorski i Mikołajczyk zaprzepaścili jednak tyle szans dla Polski, że nasz kraj znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Przykładem tego jest choćby rola Mikołajczyka w zniszczeniu Warszawy w 1944 r. Ekstremalny debil Mikołajczyk, po przybyciu przed Powstaniem do Moskwy wypaplał Mołotowowi, że AK szykuje zryw w Warszawie. Mołotow natychmiast przerwał rozmowę i pobiegł do Stalina. Sowiecki dyktator nakazał natychmiast wstrzymać natarcie na froncie - jeszcze przed wybuchem Powstania. Głupota Mikołajczyka doprowadziła w ten sposób do śmierci około 200 tys. mieszkańców Warszawy. Dodajmy, że to jego stronnicy - Rzepecki i Chruściel (obaj  mający antysanacyjnego zajoba) doprowadzili do przedwczesnego wybuchu Powstania (chcieli, by się ono zbiegło z wizytą Mikołajczyka w Moskwie), a później wraz z innym zjebem - płkiem Bokszczaninem fałszowali relacje o procesie decyzyjnym prowadzącym do godziny W. 



Polityka ludowców - a szczególnie wołyńskiego delegata rządu Kazimierza Banacha - mocno przyczyniła się też do tego, że Polacy na Wołyniu byli słabo przygotowani do obrony przed rzezią. Banach sabotował proces tworzenia tam konspiracji wojskowej, gdyż nie podobało mu się, że próbują ją rozwijać "sanacyjni" oficerowie. Uważał przy tym, że UPA nie stanowi zagrożenia, a "polski chłop z ukraińskim chłopem zawsze się dogadają." To on wysłał innego ludowca - pięknoducha-poetę Zygmunta Rumla - na negocjacje z UPA, bez żadnej ochrony. Jak sama rzeź się zaczęła, Banach dezinformował rząd londyński na jej temat, bagatelizując masakry.

Gdy w 1945 r. Mikołajczyk wrócił do kraju, był traktowany niczym mesjasz. Jak wspominał Stefan Korboński, wszyscy myśleli, że Mikołajczyk przyleciał do Polski z tajnym planem aliantów zachodnich, który pozwoli im uratować Polskę przed komunizmem. Z czasem okazało się jednak, że Mikołajczyk nie miał żadnego planu. Sprowadził na manowce wielki ruch społeczny, jakim był wówczas PSL. Zhańbił się przy tym głosując za odebraniem polskiego obywatelstwa generałowi Maczkowi oraz innym oficerom PSZ oraz z trybuny sejmowej oskarżając generała Andersa o zabicie Sikorskiego. Ostatecznie skończyło się tym, że na jesieni 1947 r. Mikołajczyk uciekł z kraju, zostawiając swoją partię i współpracowników. O jego ucieczce wiedziało wcześniej UB i pilnowało, by się udała. Mikołajczyk na emigracji traktowany był jako polityczny trup, skłócony ze wszystkimi.


W tym czasie UB zajęła się jego partią. Zastraszone resztki PSL połączono ze stworzonym przez bezpiekę Stronnictwem Ludowym. Powstało w ten sposób Zjednoczone Stronnictwo Ludowe - fasadowa partia satelicka tworząca wiejską nomenklaturę komunistyczną.

Wśród działaczy ZSL było wielu ludzi ze zbolszewizowanej części Batalionów Chłopskich. O ile bowiem spora część BCh  pozytywnie się zapisała w obronie polskich wsi przed niemieckim terrorem, to były w tej organizacji również oddziały zbolszewizowane, blisko współpracujące z AL i prowadzące najzwyklejszą działalność bandycką. Przykładem takiej grupy był oddział Józefa Maślanki terroryzujący Ponidzie. Maślankowcy napadali głównie na domy nieco bogatszych gospodarzy - prowadzili więc wojnę przeciwko polskim chłopom. Opór im stawiały głównie miejscowe oddziały NSZ, które w lipcu 1944 r. zadały im klęskę podczas starcia pod Skorbaczowem. Maślanka był ministrem w samozwańczym rządzie lubelskim, a po wojnie działaczem ZSL. 

Ciekawy przykład kariery byłego "partyzanta" przytoczył Piotr Pawlina, dowódca autentycznego (nie bandyckiego) oddziału BCh z Ponidzia. W swoich wspomnieniach napisał, że koleś, który był największym dekownikiem w jego oddziale, po wojnie doszedł do wysokich stanowisk. Gdy ów dekownik-karierowicz później spotykał swojego byłego dowódcę, to protekcjonalnie klepał go po ramieniu mówiąc: "byłeś dzielnym partyzantem". Dodajmy, że przypomina to trochę karierę innego "partyzanta" z BCh Stanisława Kani (który jednak działał w innym regionie Polski).

Generalnie ZSL było sposobem na awans społecznych dla wiejskich bandytów w stylu Józefa Maślanki. Wokół niego powstawały w lokalne klany, w których stanowisko naczelnika gminy/wójta przechodziło z ojca na syna. Ścieżką kariery był też Związek Młodzieży Wiejskiej i tworzone przez niego spółeczki, w których odnajdywali się znani później aferzyści tacy jak były poseł Jan Bury, który zbudował olbrzymi układ korupcyjny na Podkarpaciu.

W 1989 r. ZSL formalnie się rozwiązało i założyło nową partię - PSL "Odrodzenie". W tym czasie istniało już tzw. PSL wilanowskie, czyli partia stworzona przez działaczy Solidarności wiejskiej, byłych członków mikołajczykowskiego PSL i kombatantów BCh. Spryciarze z ZSL doprowadzili do kongresu zjednoczeniowego obu ugrupowań, który doprowadził do powstania partii PSL. Oczywiście po połączeniu, stopniowo marginalizowano w nowej formacji uczciwych, solidarnościowo-kombatanckich ludowców. Interes musiał pozostać w rękach dawnego ZSL. 

Nie wiem kto stworzył mit o tym, że PSL jest partią "patriotyczno-konserwatywną", wręcz "katechoniczną" (czy kutafoniczną...), chroniącą polską tradycję i odwołującą się do spuścizny Witosa. Ten mit (powtarzany choćby przez Marcina Palade) jest jednak przykładem na to, że nie ma takiej głupoty, w którą ludzie by nie uwierzyli. PSL jakoś nigdy nie współrządziła (nawet na poziomie lokalnym) z "prawicowymi" niepodległościowcami. Trzykrotnie wchodziła za to w koalicję z postkomunistyczną lewicą i dwukrotnie z proniemieckimi libkami. Za każdym razem firmowała ich politykę, w tym skrajnie niepopularne działania takie jak podniesienie wieku emerytalnego. Mocno angażowała się też w reset z putinowską Rosją - wystarczy przypomnieć choćby skrajnie szkodliwe kontrakty gazowe zawierane przez Pawlaka. Stosunkowo wysoki był też wśród polityków PSL odsetek dawnych agentów bezpieki. (Sztandarowym przykładem jest główny historyk ruchu ludowego - Janusz Gmitruk.) Legendarna była też pazerność i nepotyzm wśród polityków tej partii. Szczytem wszystkiego była sprawa wyborów samorządowych z 2014 r., gdy nagle PSL osiągnął poparcie które nigdy wcześniej ani później nie miał (sięgające 24 proc.) przy kilkunastoprocentowym odsetku głosów nieważnych. Z rękę nikt ich nie złapał, ale wszyscy podejrzewali, że PSL zrobił z wyborami to samo, co komuniści w 1947 r.

Biorąc te wszystkie fakty pod uwagę, z ogromną konsternacją przyjąłem niedawną przemowę prezydenta Dudy, w której kajał się on za proces brzeski i apelował do sumienia wiejskich gangsterów z PSL. To wskazuje, że nie rozumie on mechanizmów polityki w postPolsce. W 2017 r. postanowił być grzeczny wobec nadzwyczajnej kasty sędziowskiej, zawetował kluczową ustawę i co? I kasta sędziowska sra mu na głowę nie uznając jego ułaskawień. Podobny skutek będą mieć wszelkie próby umizgów do potomków wiejskich bandytów.

PiS niestety nigdy nie był żadną "grupą rekonstrukcyjną sanacji". Zawsze było mu bliżej pod względem technologii rządzenia do lamerskiej, parlamentarnej endecji. Jego obecna klęska to m.in. skutek tego, że nie rozliczył PSL za jego liczne afery, za zdradziecki reset z Rosją i za wybory z 2014 r. Gdyby PiS rzeczywiście był neosanacją, to potomkowie wiejskich bandytów z PSL siedzieliby w neoBrześciu czy w neoBerezie. A poza tym: Kostek-Biernacki did nothing wrong! Błędem II RP nie był Brześć i Bereza, tylko to, że Brześcia i Berezy było za mało - i to że nie zgniły w nich różne Mikołajczyki i Banachy.

Żadną alternatywą dla zendeczonego PiSu nie są natomiast śmiecie z Konfederacji. Wynik głosowania w sprawie wicemarszałkowania nieroba Bosaka jasno wskazuje, że koalicja 13 grudnia nie chce mu zrobić krzywdy. Braun pewnie straci mandat poselski i pójdzie do więzienia, ale reszta Konfy w zasadzie pasuje libkom jako koncesjonowana opozycja. Taka z balcerowiczowskim programem gospodarczym, prorosyjskimi ciągotkami, kultywowaniem endeckiej wspak-kultury i różnymi Berkowiczami i Samuelami Torkowskimi na listach. Prawdziwa "koalicja polskich spraw"...

***

Administracja Joe Bidena (a zwłaszcza patentowany idiota Jake Sullivan) uznali, że można zapłacić Niemcom Polską, by nie dogadywali się z Rosją. W przyszłości mogą zapłacić Rosji Ukrainą, by się nie dogadywała z Chinami. Wobec tego totalne przerżnięcie przez Joe Bidena najbliższych wyborów prezydenckich leży jak najbardziej w naszym interesie. Straszenie, że Trump wejdzie w układ z Putinem i zniszczy NATO jest podobnie głupie jak w 2016 r. Zresztą nawet ukraiński minster spraw zagranicznych przyznał niedawno, że nie boi się wygranej Trumpa. Ukraińcy najwyraźniej domyślili się, że z Bidenem nie mają szans na zwycięstwo. Pozostaje więc nam trzymać kciuki za wygraną Trumpa, czy też - zaingerować w amerykańskie wybory prezydenckie. Skoro Amerykanie ingerują w nasze wybory (i w wybory w kilkudziesięciu innych krajach przez ostatnie 100 lat), to my też mamy prawo wpływać na ich elekcje. :)


Z przecieków wynika, że kandydatką na wiceprezydenta u boku Trumpa będzie kongreswoman Elise Stefanik. To dosyć ciekawa postać. Przeszła drogę od przedstawicielki republikańskiego mainstreamu do ostrej zwolenniczki MAGA. W 2018 r. w wyborach do Kongresu mocno popierał ją jednak ambasador John Bolton. To sugeruje, że będzie broniła interesów kompleksu militarno-przemysłowego w nowej administracji.

Jeśli jej nazwisko wydaje się wam nieco swojskie, to wyjaśniam, że pani Stefanik ma pochodzenie czeskie. Trump jak widać lubi promować słowiańskie kobiety. Jego córka Ivanka jest przecież pół-Czeszką, a żona Słowenką. Turbosłowianie powinni być zadowoleni.


sobota, 13 stycznia 2024

Reichstag (jeszcze) nie spłonął

 


Jeśli niepokoi Was chaos towarzyszący pierwszemu miesiącowi rządów Tusska, to pomyślcie jakim chaosem mogą się one skończyć.

Jan Maria Rokita, jeden z założycieli PO, wskazuje, że bezprecedensowe jest kwestionowanie mocy prawnej jednych instytucji państwa przez drugie. Coś takiego nie zdarzyło się nawet w okresie denazyfikacji w okupowanych Niemczech, ani po upadku ZSRR. Historyczne analogie pojawiają się ostatnio często w komentarzach. A to do republik bananowych, w których amerykański ambasador sterował zamachami stanu, a to do stanu wojennego, a to do III Rzeszy... Zatrzymajmy się na tej ostatniej hiperboli. Na ile rzeczywiście jest podobna współczesna sytuacja z tą u zarania III Rzeszy?

Zanim autorytety orlane się oburzą, a Muzeum Auschwitz wyprodukuje łzawy filmik, wyjaśnijmy, że są pewne oczywiste różnice pomiędzy ginącą Republiką Weimarską a kończącą się na naszych oczach III RP. Nic nie wskazuje na to, że Tussk chciałby wywołać kolejną wojnę światową i zagazować 6 mln Żydów. Absolutnie nic. (Przynajmniej na razie.) O ile NSDAP dążyła do budowy wielkich Niemiec i prezentowała niemiecki szowinizm, to trudno zarzucać polski szowinizm Tusskowi. PO nie ma bojówek podobnie licznych jak SA czy SS. Tuskoidzi nie posługują się symbolem swastyki i oficjalnie odcinają się od rasizmu. 

Tyle oczywistych różnic. Ciekawsze są jednak nieoczywiste podobieństwa. Pod względem technologii władzy i klisz propagandowych podobieństwa do nazizmu można bowiem dostrzec też u reżimów, które na każdym kroku podkreślają swój antynazim. Przykładem na to są choćby reżimy Putina i Łukaszenki. Czy jednak takie podobieństwa można odnaleźć na współczesnej polskiej scenie politycznej.


Ilustracja muzyczna: Donald Tussk AI - Erika

PO z NSDAP łączy bez wątpienia to, że jest ona partią wodzowską. Nie ma w niej miejsca na żadną opozycję wewnętrzną. Wszystko jest podporządkowane woli wodza. Zwolennicy tej partii są też skłonni uwierzyć w każdą bzdurę wypowiedzianą przez swojego przywódcę. Jednego dnia będą się wzruszali losem nasłanego przez Łukaszenkę imigranta Ahmeda, który przez sześć dni i nocy płynął przez Bug. Następnego będą straszyli legalną imigracją z krajów islamskich. Jednego dnia będą chwalili czasy resetu, oskarżali PiS o rusofobię i chęć wywołania wojny nuklearnej z Rosją, drugiego będą udawali, że żadnego resetu nie było i oskarżali PiS o prorosyjskość. Jednego dnia 500+ będzie dla nich "rozdawnictwem dla nierobów", drugiego 800+ będzie "ważnym sukcesem nowego rządu". Elektorat PO jest przy tym elektoratem bardzo nietolerancyjnym nie tylko wobec ludzi o innych poglądach, ale też wobec ludzi odstających od jego mieszczańskiego wzorca normalności.


Nie oszukujmy się. NSDAP nie była reprezentującą jedynie ludzi o skrajnych poglądach. W 1933 r. i przez kolejne 12 lat była partią mainstreamu, reprezentującą niemieckich normalsów. Przytłaczająca większość Niemców identyfikowała się z nią i popierała jej działania - nawet te najgłupsze i najbardziej zbrodnicze. Demokratyczna wiara w mądrość i szlachetność zbiorowości jest utopią. Historia pokazuje, że często można rządzić odwołując się do złych cech charakteru i mentalności narodu. 



Pewnym intrygującym podobieństwem jest również oddanie obu partii wodzowskich idei budowy wielkiej europejskiej przestrzeni polityczno-gospodarczej. W obu wizjach ta przestrzeń budowana byłaby wokół Niemiec. Bardzo poważna różnica jest jednak taka, że NSDAP chciała tę przestrzeń sama zaprojektować i budować, a PO po prostu przyłączyła się do projektu z Berlina i Brukseli. 

Truizmem jest stwierdzenie, że NSDAP zdobyła władzę demokratycznie. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że doszła ona do rządów wchodząc w koalicję z demokratycznymi partyjkami.  Były oni podobnie ważni w układance gabinetowej jak obecnie PSL, PL 2050 i Lewica. Szybko dały się jednak zmarginalizować partii Fuehrera, a część ich działaczy zginęła podczas nocy długich noży. Czy więc obecnie Kosiniak, Chucky i Czarzasty odgrywają role von Pappena, von Schleichera i Hugenberga? Nie śmiem nawet pytać, kto jest Ernstem Roehmem... 


PiS, jako główna partia opozycyjna, to natomiast połącznie socjaldemokratów z SPD i katolickiej partii Centrum. Pewne jego cechy stawiają go jednak mocniej w roli społecznych katolików z Centrum. Przede wszystkim SPD posiadała własne bojówki, które biły się na ulicach z nazistami i komunistami. W okresie przesilenia ustrojowego zarówno SPD jak i Centrum nie zdołały oprzeć się urzędowemu bezprawiu. Zostały szybko zniszczone przez państwo niemieckie, a jedynie niewielka część działaczy tak licznych i silnych partii zeszła do podziemia.  



Jaką rolę w tej układance odgrywa Konfa? To oczywiste - Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Przed 1933 r. KPD główny swój wysiłek skupiała na atakowaniu SPD - wspólnie z nazistami. Robiła to na rozkaz z Moskwy. Jako alternatywę dla Niemiec propagowała swój utopijny program społeczno-ekonomiczny. Nie obce były jej też różne frakcyjne walki i frondy. Jak to się skończyło? Wywróceniem stolika. Czyli tym, że część działaczy KPD trafiła do obozów koncentracyjnych, a część przeszła do NSDAP. 

WSZELKIE PODOBIEŃSTWA NIE SĄ OCZYWIŚCIE PRZYPADKOWE 

 Są też oczywiście pewne różnice. Hitlerowi dojście do władzy umożliwił prezydent Hindenburg. Prezydent Duda może i jest często zbyt grzeczny i zbyt miękki, ale nie jest starym durniem Hindenburgiem. Nieco inny był też rozkład głosów w wyborach. NSDAP zdobyła w listopadzie 1932 r. 33,1 proc. głosów, sprzymierzona z nią później DNVP 8,3 proc., KPD 16,9 proc., SPD 20,4 proc., Centrum 11,9 proc., a Bawarska Partia Ludowa 3,1 proc. 

Różnicą było też to, że w styczniu 1933 r. SPD i Centrum nie zdołały zorganizować w Berlinie tak wielkiego marszu jak PiS w styczniu 2024 r. w Warszawie. Nie byłem na nim, ale w TV robił on niezłe wrażenie. Skoro onet podał, że było 120 tys. osób, to można założyć, że było co najmniej dwa razy więcej. Może i nawet 300 tys. Wyglądało to na więcej niż na kilku ostatnich Marszach Niepodległości. I to przy ch...wej pogodzie, w styczniu, w dzień powszedni. I już po pierwszym miesiącu nowych rządów.

Przypomnę jednak słowa jednego z polityków PiS: "Marszami się nie wygrywa wyborów". Maszerowanie dla samego maszerowania może być z czasem demobilizujące. 

Skutkiem obecnej rewolucji ustrojowej jest jednak to, że wielu sympatyków PiS uznało, że popierana przez nich partia była zdecydowanie zbyt miękka w rozliczaniu PO oraz zwalczaniu agentury zagranicznej. Prezydent Duda był zbyt grzeczny wobec sędziowskiej kasty, więc kasta odpłaca się mu sraniem na głowę. Morawiecki dał się oszukać Brukseli, Ziobro nie uporządkował sądów i służby więziennej, Kamiński zbyt słabo ścigał obce agentury, Kaczyński promował różnych Banasiów. To skutki prowadzenia polityki endeckimi metodami. Mają więc to na co zapracowali. Ich następcy nie mogą być już tak grzeczni. Muszą być jak z sennych koszmarów kodziarstwa. Czas na powrót prawdziwej sanacji.

(prawie wszystkie grafiki w dzisiejszym pożyczone z konta: PiS_wave)

***

W kwestii bombardowań jemeńskich Hutich, nie ma właściwie co komentować. Nagrabili sobie atakami na żeglugę międzynarodową oraz amerykańskie i brytyjskie okręty w ostatnich tygodniach. Dla Iranu to bezpieczny sposób na wojenkę zastępczą. (Hezbollahu nie chce bowiem mocniej wykorzystać do dywersji.) To również konflikt wygodny dla Rosji, czyli kolejne starcie odciągające uwagę Zachodu od Ukrainy. W tą logikę wpisują się także prowokacje Korei Płn.