sobota, 31 grudnia 2016

Co przyniesie Kissinger i kto odstrzelił Chór Aleksandrowa?

Wybór Henry'ego Kissingera na doradcę prezydenta Trumpa ds. polityki zagranicznej nie powinien być aż tak dużym zaskoczeniem. Wszak Trump spotykał się po wyborach z Kissingerem a Henry pozytywnie się o nim wypowiadał. Coś się więc kroiło. Po co jednak nowemu prezydentowi 93-letni (starszy niż Mugabe!) doradca, który może się przekręcić w trakcie misji i do tego reprezentuje sobą wszystko, co złe Waszyngtonie? Czyżby wracała nie tylko Ameryka Dicka Chenneya i Ameryka Reagana, ale również Ameryka Nixona?



Kissinger to niewątpliwie człowiek z "głębokiego cienia"  mający od ponad 70 lat związki z tajnymi służbami. Już w trakcie Bitwy w Ardenach pracował dla wywiadu wojskowego. W 1945 r. był już sierżantem w amerykańskich wojskowych służbach specjalnych w Niemczech. Z tym wiąże się ciekawy wątek: w 1961 r. płk Michał Goleniewski (oficer peerelowskich tajnych służb, który zbiegł na Zachód i pomógł zachodnim służbom w schwytaniu takich szkodliwych nielegałów jak George Blake czy Konom Mołodyj) wskazał mało znanego wówczas wykładowcę Harvardu Henry Kissingera jako agenta wywiadu wojskowego PRL o pseudonimie "Bor" działającego w ramach siatki "Odra". W dokumentach, które widział Goleniewski miała być mowa również o późniejszej pracy Kissingera dla CIA. Może więc nie był daleki od prawdy Christopher Story, były doradca premier Thatcher, gdy twierdził, że Kissinger to potrójny amerykańsko-niemiecko-sowiecki agent? Z całą pewnością Kissinger jest jednym z ojców chrzestnych nowego światowego ładu powstałego na gruzach systemu z Bretton Woods, na fundamencie wojny Yom Kippur, kryzysu naftowego, zwrotu ku Chinom i depopulacyjnego Memorandum 200. Systemu Globalnego Minotaura.

Odsyłam do wcześniejszych wpisów, w których przewijało się jego nazwisko:

Największe sekrety: Euphoria - Minotaur

Yom Kippur: ustawiona wojna i śmierć płka Alona

Requiem dla Szarona - Kariera sterowana przez Kissingera

Największe sekrety: Euphoria - Helter Skelter 

Tajna służba CDU. Widmowa organizacja DVD

Kissinger i jego plan dla Syrii

Zauważcie: Obama sięgnął po Volckera, Trump sięga po Kissingera. Zarówno Volcker jak i Kissinger to architekci systemu Globalnego Minotaura. Czy system aż tak się zepsuł, że trzeba przerywać emeryturę jego twórcom?

***

Wydalenie z USA 35 rosyjskich dyplomatów-szpiegów, to zdarzenie, którego znaczenie zostało wyolbrzymione. Tych 35 szpionów to tylko część ogromnej rezydentury. FBI wykorzystało sprawę rzekomych ataków hakerskich na DNC i maila Podesty, by po prostu trochę posprzątać. Zapewne hakerzy z GRU włamywali się słabo zabezpieczone serwery DNC, ale robili to po to, by zdobyć materiał do szantażu oficjeli z ewentualnej administracji Clinton, a nie po to, by przekazać hurtem materiały do WikiLeaks. Zmontowana sprawa z emailami ma zatuszować to, że maile Podesty WikiLeaks dostało od pracownika NSA.

***

Im bliżej do 20 stycznia, tym sytuacja na świecie coraz bardziej przypomina znakomity drugi sezon "Ajina". 25 grudnia myślałem o tej scenie:


Upadek do Morza Czarnego u wybrzeży Soczi wojskowego TU-154 z Chórem Aleksandrowa na pokładzie zapewne nigdy nie zostanie wyjaśniony. Wersję mówiącą o zamachu terrorystycznym odrzucono jeszcze zanim ekipy poszukiwawcze dotarły do wraku i ciał. Wiele spośród zwłok było rozerwanych a od samolotu odpadł ogon. W chwili katastrofy sfilmowano zaś nad Soczi tajemniczy rozbłysk. Oczywiście znalazł się naoczny świadek z FSB (w Rosji jest powiedzenie "łże jak naoczny świadek") mówiący, że samolot próbował wodować i ledwo co wydobyto czarną skrzynkę a już do mediów trafił fragment stengramu z kokpitu ze zwrotem "o k...wa, klapy nie działają!". Z drugiej strony, żadne Państwo Islamskie czy Al-Kaida nie przypisała sobie zniszczenia tak kuszącego, symbolicznego celu. Czyżby więc zniszczenie samolotu z sowieckimi wyjcami było działaniem sił, których obecność należało zatuszować? Np. sił wewnętrznych próbujących w ten sposób dokonać prowokacji wojennej mającej sprawić, by rządy Putina-Hujły zjechały jeszcze niżej po równi pochyłej? Zestrzelenie TU-154 można przecież było zwalić na "banderowców", Gruzinów czy nawet Turków. Może więc pewną wskazówką jest dziwny zgon gen. Olega Jerowinkina, doradcy byłego wicepremiera, prezesa Rosnieftu Igora Sieczina. Sieczin to zaś koleś kopiący dołki przed Putinem.



Omawiając kwestię katastrofy jaka dotknęła Chór Aleksandrowa trzeba też pamiętać, że ten zespół był przede wszystkim BRONIĄ. Bronią propagandową mającą służyć budowaniu narracji o dobrej Armii Czerwonej wyzwalającej Europę od złego faszyzmu. Ci "artyści" serwowali zachodniemu odbiorcy przede wszystkim sowiecką kulturę a ich propaganda okazywała się zadziwiająco skuteczna. Wielu polskich prawicowych "patriotów", bardziej katolickich od Grzegorza Brauna na wyścigi teraz wylewa żale za "wspaniałym chórem", który tak pięknie śpiewał "Wstawaj strana ogromnaja" i "Kalinkę". Zapominają, że w latach II wojny światowej ci chórzyści występowali w mundurach NKWD a jeszcze niedawno brali udział w koncercie ku czci "wielkiego wojennego przywódcy" Stalina. Mnie jakoś ten chór wujów nigdy nie wzruszał ani nie budził u mnie podziwu. Był po prostu przejawem kultury, którą każdy dobry Polak nawiązujący do przedwojennych i emigracyjnych wzorców powinien gardzić.



Oddajmy głos pułkownikowi Piotrowi Wrońskiemu: "Wróćmy do chóru Aleksandrowa. Nie był to symbol "kultury rosyjskiej", ale totalitarnej sowieckiej propagandy. Bez względu na to, czy ów chór "zarzynał" przeboje muzyki pop, czy rosyjską klasykę, zawsze byli to ludzie w mundurach najeźdźców, śpiewający prostacką "Kalinkę" na gruzach zniewolonych miast przed zniewoloną publicznością. Nota bene, dla mnie kultura rosyjska to Puszkin, Tołstoj, Dostojewski, Czajkowski, Rimski-Korsakow, Mandelsztam, a nawet Majakowski. Wszystkich zniszczył Stalin przy totalnej aprobacie Rosjan i zastąpił "chórem Aleksandrowa, kontrolowanym dokładnie przez OGPU, NKWD, KGB, GRU i SWR, jako świetny produkt eksportowy dla "pożytecznych idiotów". Nigdy nie lubiłem pieśni masowych. Szczególnie w sowieckim wydaniu. Pamiętacie, co twierdzę o dekomunizacji mentalnej? Niestety, mam rację.

 Zginęli ludzie. I na tym polega ta tragedia.

Na koniec, mała historyjka. Kilka lat temu w warszawskiej Sali Kongresowej, w Pałacu im. Stalina występował chór "rosyjskich pieśni masowych". Ze śmiechem, kryjącym niedowierzanie i przerażenie obserwowałem, jak na koncert wybiera się "wycieczka" głównych szefów i kierownictwa niższego szczebla AW, ABW, SWW i SKW. Koledzy z jednej klasy wraz ze swoimi "adiutantami" z innych klas. Nieważne, że była telewizja, że siedzieli razem obserwowani przez prawie całą ambasadę rosyjską, która obowiązkowo stawiła się na koncercie. Ważne było to, że wszyscy bawili się wspaniale.

(...) Jak łatwo nas "kupić"! Wystarczy zaśpiewać "Czerwone Maki", powiedzieć "My i Wy tyle wycierpieli", a już traktujemy mówiącego, jak przyjaciela, nie zauważając nawet, że w jego słowach "My" jest zawsze pierwsze, a to "Wy" stanowi jedynie tło. Ktoś w komentarzu zapytał, czy chór Waffen SS lub Wermachtu, śpiewający nasze pieśni narodowe, też potraktujemy tak samo? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo nie słyszałem nigdy chóru Bundeswehry, śpiewającego "Czerwone Maki" obok "Lily Marlen". Obawiam się jednak, że "zachwytów" byłoby tyle samo."

Polecam również tekst blogera Matki Kurki poświęcony "syndromowi sztokholmskiemu" czyli reakcją mieszkańców Kraju Priwislańskiego na katastrofę Chóru Aleksandrowa.

Marian Hemar napisał zaś w swoim świetnym wierszu "Koncert Armii Czerwonej":

"Potem przed Albert Hallem
Spytali mnie na ulicy
Rozentuzjazmowani
Znajomi moi, Anglicy -
Jak pan się bawił? Pytali
Rozgrzani i pochwalni:
Ci żołnierze sowieccy,
Nad wyraz muzykalni,
Prawda? "Tak jest", odrzekłem
"To notorycznie przecie
Najbardziej muzykalne
Wojsko na całym świecie
To jeszcze nic, co w Londynie,
To mało, co w Albert Hallu,
Trzeba ich było w Brodach
Posłuchać... w Tarnopolu...
Trzeba to było słyszeć
Jak ich śpiew rósł w oddali
We Lwowie, na ulicy
Żółkiewskiej, gdy jechali
Od rogatki w kadłubach
Swych pancernych kolosów -
Śpiewali "Wołga, Wołga..."
Śpiewali na osiem głosów
Od cudownej harmonii
Dreszcz przenikał do kości,
Nie można było się oprzeć
Takiej muzykalności,
To muzykalna armia, z
Londynem jej nie mierzcie,
Trzeba wam było słyszeć
Ich koncert w Budapeszcie!
Z czołgów - trach! z cekaemów
Po oknach - trach! po roletach,
Po widzach, po słuchaczach,
Po dzieciach, po kobietach...
I śpiewali! Z zachwytu
Ludzie jak muchy marli.
Nie można się było oprzeć.
Węgrzy się nie oparli.
To muzykalne wojsko.
Kto słyszał w brzozowym lasku,
W Katyniu jak śpiewali,
Wśród kul bzyku i trzasku -
"Razłuka moja, razłuka..."
I "Ałławerdy..." - to wiecie,
Najbardziej muzykalna
Armia na całym świecie.
Co ja tego śpiewania
Posłucham, wiecie - to mi
Po grzbiecie biegną ciarki
Z zachwytu" - moi znajomi,
Anglicy, z wielkim dla mnie
Uznaniem zawołali:
"To ładnie, że pan, choć Polak,
Lecz tak bezstronnie chwali
Zespół Czerwonej Armii...
To aż brzmi niemal dziwnie...
Oby każdy z was umiał
Sądzić tak obiektywnie..."

***

A na Nowy Rok życzę Czytelnikom dużo szczęścia przy Wielkiej Rotacji. Oby szczególnie silnie dotknęła ona różnego rodzaju Putinów-Hujłów, Sorosów i Podestów!

sobota, 24 grudnia 2016

Wielka Rotacja 2016/2017

Zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa było dla sporej części światowych elit dużym zaskoczeniem. Nie przygotowały się one do niego w należyty sposób. Teraz więc następuje Wielkie Przetasowanie. Na rynkach finansowych ogromne pieniądze przechodzą z rynku obligacji na rynek akcji. W polityce i w świecie służb też dochodzi do rotacji aktywów. Pewne sprawy są zamykane, inne otwierane, a jeszcze inne próbuje się przepchnąć "rzutem na taśmę", póki jeszcze rządzi Obama. Dlatego ostatnie dni obfitowały w ciekawe wydarzenia.



Zabójstwo rosyjskiego ambasadora Andrieja Karłowa w Ankarze należało do kategorii zdarzeń związanych z Wielką Rotacją. Akcja przeprowadzona była jak w jakiejś grze komputerowej (Hitman?), przez zamachowca-policjanta ubranego w drogi garnitur i obfotografowanego podczas tego postmodernistycznego zamachu (przeprowadzonego w galerii sztuki, jako swoisty artystyczny performance) ze wszystkich kątów. Zapewne nigdy się nie dowiemy, dla kogo pracował zamachowiec, gdyż po prostu gry wywiadowcze wokół Turcji są tak zapętlone a "infiltracyjny przekładaniec" tak skomplikowany. Pozostaje podziwiać Erodgana, że tyle lat u władzy przetrwał w takim środowisku. Ustawka Erdogana z siedmioletnią blogerką z Aleppo (której blog był od początku do końca operacją psychologiczną) pokazuje, że tureckie tajne służby są w pewnych machinacjach o wiele lepsze od zachodnich.



Zamach w Berlinie a później zabójstwo jego tunezyjskiego współsprawcy w Mediolanie to zaś pokłosie operacji specjalnej rozpoczętej kilka lat temu - sztucznego kryzysu imigracyjnego w Europie oraz przerzutu na masową skalę terrorystów i dywersantów na Stary Kontynent. Skoro według byłego szefa MI6 w samych Niemczech znajduje się 7 tys. podejrzanych o terroryzm, to oznacza, że w RFN mamy de facto ze dwie brygady sił specjalnych z Bliskiego Wschodu czekające na moment wejścia do akcji. Mają one bardzo rozbudowaną sieć wsparcia - w Niemczech mieszka przecież 200 tys. salafitów, a część z nich przenosiła się w ostatnich latach do zachodnich województw Polski (kasę biorą z Niemiec, ale taniej im się żyje w zachodniopomorskim). Anis Amri, któremu wypadły ponoć dokumenty podczas walki z bohaterskim polskim kierowcą Łukaszem Urbanem, został wystawiony służbom przez swoich współpracowników. Od początku do końca miał być męczennikiem, którego śmierć odwróci uwagę służb od wspólników. Niemiecka policja wyraźnie mataczyła podczas śledztwa a wcześniej pozwoliła zamachowcowi spokojnie knuć, mimo że wiadomo było o nim, że jest niebezpieczny. Amri był jednym z tysięcy lipnych "uchodźców" witanych przez niemieckich lemingów. (Ostatnio azyl w Niemczech dostał jeden z przywódców Talibów.) Gdy już doszło do zamachu, to narracja w mainstreamowych mediach (założonych przez władze okupacyjne) i wśród mainstreamowych polityków mówiła, że winna jest "polska ciężarówka", podobnie jak wcześniej za Holokaust odpowiadały "polskie obozy". "New York Times" pisał nawet początkowo o automatycznej ("self-driving") ciężarówce. Polski bohater Łukasz Urban jest niewygodny dla niemieckiego establiszmentu, gdyż jego ofiara może doprowadzić do zasypania podziałów między zwykłymi Polakami i zwykłymi Niemcami, dwoma narodami którym szkodzi niemiecki establiszment. Ostatni raz takie porozumienie wymierzone w rządzących w Berlinie miało miejsce w 1848 r. Władcy Niemiec boją się zaś, że populistyczna rebelia w USA i Europie może się okazać powtórką z Wiosny Ludów. Ta populistyczna rewolta jest jednak też częścią Wielkiej Rotacji. Obawy przed nią sprawiły, że amerykańscy liberałowie nagle pokochali broń palną - zaczęli ją skupować obok żelaznych racji żywnościowych, w oczekiwaniu na Apokalipsę Trumpa :)




I w zamachu w Berlinie był też postmodernistyczny element: Anis Amri pochodził z tunezyjskiego miasteczka, które grało Tatooine w "Gwiezdnych Wojnach" a obecnie jest bastionem dżihadystów.

Elementem Wielkiej Rotacji, jest również nasz Ciamajdan w Sejmie i pod Sejmem. Jak na razie przyniósł on opozycji rozczarowanie, bo nie porwał tłumów. A dlaczego myślała ona, że porwie tłumy? Część komentatorów wskazuje, że opozycja tak jakby z nadzieją na coś czekała, na wsparcie które ma nadejść. No cóż, po wizycie Rudy'ego Giulianiego w Warszawie powinni wiedzieć, że wsparcia z USA nie będzie. Chyba, że od Sorosa, ale w przypadku tego finansowego alchemika, takie wsparcie byłoby wyrzuceniem pieniędzy w błoto - ze względu na słabość kadr mających organizować "warszawski Majdan". Zresztą Soros ma juz 86 lat i nie będzie żył wiecznie a jak umrze, to jego krewni rzucą się na jego majątek i dla sieci fundacji budujących społeczeństwo otwarte na różnych finansowych oszustów może nic nie zostać. Niektórzy muszą się więc śpieszyć...


Wielka Rotacja objąć może również Stolicę Apostolską. Obama się żegna z Białym Domem, Hillary przerżnęła wybory, a nadchodzący rok będzie trudny dla europejskiego establiszmentu, więc papież Franciszek jest już uznawany za przywódcę światowej lewicy, która widzi w nim nadzieję na przetrwanie swojej inżynierii społecznej. Argentyński papież jest już jednak "po złej stronie historii". Jak czytamy bowiem w katolickich mediach:



"Historyk i publicysta Roberto de Mattei prognozuje rychłe ustąpienie papieża Franciszka z Tronu Piotrowego. Czas pokaże czy stanie się to za sprawą dobrowolnej abdykacji czy też pod wpływem spodziewanej korekty jego nauczania przez czterech kardynałów. Włoski autor twierdzi, że franciszkowy projekt transformacji Kościoła poniósł porażkę. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, poparcie dla wątpliwości czterech kardynałów jest coraz większe.
Włoski historyk Kościoła, profesor Roberto de Mattei przypomina, że Franciszek zapowiadał, że ma przeczucie, że zgodnie z wolą Bożą jego pontyfikat będzie krótki i potrwa 4 do 5 lat. Czy jest to zapowiedź rychłej abdykacji? Czas pokaże, gdyż, jak podkreślił sam papież wszystkie możliwości pozostają otwarte. (...) Roberto de Mattei zarzuca papieżowi dążenie do „zmiany wiary Kościoła”. Twierdzi, że w ten sposób zrzeka się on prawa do sprawowania mandatu Wikariusza Chrystusa i prędzej czy później zostanie zmuszony do rezygnacji zeń. Jeśli nastąpi to na drodze dobrowolnej abdykacji, to Franciszek będzie mógł odejść uważany za niezrozumiałego reformatora, poszkodowanego przez sztywną rzymską kurię. Taka forma pozwoli mu wyjść z twarzą, co zwiększy szanse na wybór na papieża innego, podobnie myślącego kardynała. (...)
Zdaniem włoskiego historyka możliwe jest także ustąpienie Ojca Świętego wskutek dokonania „formalnej korekty błędów” przez czterech kardynałów – autorów tak zwanych dubiów (wątpliwości dotyczących adhortacji Amoris Laetitia). Jeśli Ojciec Święty nie odpowie na pytania kardynałów, to – zgodnie z zapowiedzią kardynała Burke’a – po święcie Objawienia Pańskiego dokonają oni owej „korekty”. Zdaniem Roberto de Mattei będzie to równoznaczne ze stwierdzeniem papieskiej herezji."

No cóż, do udziału w wyniesieniu kard. Bergoglio na Tron Piotrowy przyznał się swego czasu belgijski kardynał Danneels. Twierdził on, że wchodził w skład tzw. mafii z Sankt Gallen, grupy kardynałów opozycyjnych (!) wobec papieża Benedykta XVI i dążących do wyboru kardynała Bergoglia na nowego papieża. Danneels, delikatnie mówiąc poruszał się w podobnych kręgach jak John Podesta. Czyżby więc zmiany za Oceanem wymusiły zmiany w Stolicy Apostolskiej? Czy będziemy jednocześnie mieli trzech papieży (jednego sprawującego władzę i dwóch papieży-emerytów)? Czy nadszedł czas na Piusa XIII, Młodego Papieża z USA?

***

A wszystkim Czytelnikom życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! I fajnych prezentów...





sobota, 17 grudnia 2016

Ameryka Trumpa, Ameryka Dicka Cheneya, Ameryka Podesty


Ilustracja muzyczna: Ajin - Main Theme

Jak wszyscy zapewne wiemy, Donald Trump wyznaczył Rexa Tillersona, prezesa koncernu Exxon Mobile na sekretarza stanu w swojej administracji. Różnego rodzaju "specjaliści" od amerykańskiej polityki w rodzaju znanego nudziarza Piotra Skwiecińskiego oburzają się i wyzłośliwiają, że Rosja ma teraz w garści USA. Wszak Tillerson kierował wcześniej rosyjskimi operacjami Exxonu, dostał od Putina-Hujły Order Przyjaźni, jest za zniesieniem sankcji naftowych nałożonych na Rosję i kumpluje się z Igorem Sieczinem, prezesem Rosnieftu, przywódcą frakcji siłowików. To wszystko prawda, ale historia ma jeszcze drugie dno. Za Tillersonem lobbuje bowiem wśród republikanów były wiceprezydent Dick Cheney - który zresztą wspierał Trumpa w kampanii wyborczej. Wybór Tillersona doradziła zaś Trumpowi... Condoleezza Rice a chwalił go Robert Gates, członek administracji zarówno Busha jak i Obamy. Czyżby więc twardy, bushowski team od bezpieczeństwa narodowego skrycie pracował dla Rosji? Czekam, aż nasi "specjaliści" ukują taką paranoiczną teorię spiskową.



Warto przyjrzeć się powstającej administracji jako całości. Kogo tam mamy? Na pewno bardzo dużo ludzi z kręgów wielkiego biznesu (zgrabne podsumowanie tutaj), dużo wojskowych a także oczywiście politycy z konserwatywnego skrzydła Partii Republikańskiej tacy jak Mike Pence, Jeff Sessions czy dr Ben Carson. Przyjrzyjmy się jednak temu jak pewni ludzie z tej administracji mają się wzajemnie uzupełniać. Sekretarzem stanu będzie człowiek interesu, nafciarz potrafiący zawrzeć korzystny dla obu stron deal z Rosjanami czy Saudyjczykami, wiedzący jak Putin-Hujło i jego ekipa ceni sobie pieniądze, znający się z ludźmi mogącymi Putina-Hujłę osłabiać (Sieczin). Zastępcą sekretarza stanu będzie zaś John Bolton - twardy, zimnowojenny antykomunista, ostro nastawiony do Rosji, Chin i "tych kochających drzewa ciot z Avatara", koleś który w zeszłej dekadzie wzywał do inwazji na Kubę, by powstrzymać Castro przed użyciem "broni masowego rażenia". Dobry policjant i zły policjant. Sekretarz handlu Wilbur Ross to człowiek interesu, będzie dążył do negocjacji handlowych z Chinami. Jeśli Pekin będzie próbował prowokacji, to się dwa razy zastanowi, bo sekretarz obrony gen. John Mattis uważa, że to fajnie strzelać do ludzi. Ambasadorem w Pekinie będzie za to republikański gubernator Iowa Terry Branstadt, który od 30 lat przyjaźni się z prezydentem ChRL Xi Jinpingiem. 






Do tego dochodzą tacy nieoficjalni wysłannicy jak Rudy Giuliani, który ostatnio odwiedził Jarosława Kaczyńskiego.  I zgasił Kraśkę, który go pytał o komentarze Obamy dotyczące trybunału konstytucyjnego: "- Myślę, że o ile nie mówimy tu o rażących, poważnych, strasznych sytuacjach, gdzie mamy do czynienia z więźniami politycznymi, to lepiej nie pchać się w sprawy wewnętrzne innych krajów i ich decyzje związane z równowagą pomiędzy poszczególnymi rodzajami władzy. Jeśli koniecznie chce się wyrazić swoją opinię to chyba lepiej robić to prywatnie, a nie publicznie – skwitował Giuliani." Gdyby wygrała Hillary mielibyśmy w ciągu kilku lat u siebie drugą Ukrainę. Jej nieudolne operacje destabilizacyjne (częściowo wykonywane rękami Niemiec, częściowo Sorosa, częściowo CIA) nałożyłyby się na operacje dokonywane przez Rosję. Mogłoby nawet dojść do wojny.



Sejmowi durnie z PO, ZSL i .Niedojebanej zapewne liczyli, że gdyby Hillary wygrała, to z drobnym wsparciem sieci fundacji Sorosa, Departamentu Stanu i CIA zrobiliby w Warszawie naszą wersję "Majdanu", czy "Arabskiej Wiosny". Nie udało się, więc muszą się spieszyć i klecić coś póki Obama jeszcze rządzi. Stąd ta INBA w Sejmie i pod nim. (Oczywiście chodziło też o próbę zablokowania ustawy obniżającej emerytury esbekom.) Tak się akurat dziwnie zdarzyło, że Radek Sikorski wrócił nagle z USA do Polski i akurat pojawił się na wiecu pod Sejmem, gdzie mówił: "Jeszcze niedawno Polska była natchnieniem narodów. Dosłownie na całej ziemi - od Libii i Tunezji do Birmy!". No, zwłaszcza dla Libii...



Może więc i Ameryka Trumpa ma korzenie w Ameryce Dicka Cheneya ("Kocham Amerykę Dicka Cheneya!"), ale i tak oznacza tektoniczną zmianę dla durni i złodziei, którzy tworzą europejski oraz polskojęzyczny establiszment. W 2016 r. doszło w USA do podobnej zmiany jak w ZSRR w 1943 r. Gdy w czerwcu 1941 r. Niemcy prewencyjnie zaatakowali Sowietów, miliony czerwonoarmistów rzuciło karabiny i poszło do domów lub do niemieckiej niewoli. Nie chcieli walczyć za Stalina, światową rewolucję, kołchozy i cały ten syf. W 1943 r. pod Stalingradem i Kurskiem twardo jednak walczyli. Bo Stalin zmienił narrację - powiedział, że będą walczyć o Matkę Rosję, o swoją ojczyznę i domostwa. Przywrócił cerkiew prawosławną a ikona Matki Boskiej Kazańskiej oraz czaszka Tamerlana błogosławiły idących do boju sowieckich sołdatów. Podobnie teraz, Trump powiedział Amerykanom: nie pracujecie i walczycie już dla wolnego handlu, demokracji, praw mniejszości i globalizmu. Robicie to dla siebie i dla Ameryki, która znów będzie wielka. Gdy mówił niedawno, że "znów będziemy mówili Merry Christmass!", to dał sygnał, że Tradycja wygrała z liberalnym globalizmem. I na to czekali Amerykanie. Podobny proces zaczyna się w Europie. Tam gdzie establiszment jest mądry, tam do tego procesu się przyłączy. Tam gdzie jest głupi, zostanie zmieciony na śmietnik historii.

***

A co w Ameryce Podesty? Niektórzy tam prewencyjnie tłumaczą, że te pedofilskie zdjęcia, które mogą zostać znalezione w ich komputerach zostały tam umieszczone przez rosyjskich hakerów. O samej Pizzagate pisał zaś ostatnio ciekawie Yoichi Shimatsu. M.in. o zaginięciu Madeleine McCann o spotkaniach braci Podesta z pedofilem Clementem Freudem,  o możliwym szantażu bogatych, arabskich i spragnionych seksualnych wrażeń klientów Podesta Group, o dziwnych transakcjach na rynku nieruchomości, śmierci syna wiceprezydenta Bidena (który jako prokurator generalny stanu Delaware ścigał pewnego pedofila o dziwnych powiązaniach i nagle mu się zmarło na raka mózgu), o morderstwie sędziego Scalii, i o prawdziwym znaczeniu maila Podesty o "chusteczce z mapą pizzy". 



 Kanye West, którego żona Kim Kardashian przyjaźni się z Mariną Abramović i wpada na performance/ceremonie "spirit cooking", chyba zorientował się, że podobnie jak kiedyś Polański, wpadł w złe towarzystwo. Podczas jednego z koncertów wygłosił protrumpowską przemowę i cztery dni później z powodu "przemęczenia" trafił do szpitala. Niektórzy mówili, że wyglądało to bardziej na porwanie i umieszczenie w psychuszce.  Niedawno jednak Kanye wyszedł ze szpitala i udał się do Trump Tower, gdzie przyjął go prezydent-elekt. Kanye jakoby rzekomo mówił mu o swoich planach wystartowania w wyborach prezydenckich w 2024 r. a Trump życzył mu powodzenia... Dziwaczna historia.



Alex Jones omawiając spotkanie Kanye z Trumpem powiedział (pod koniec video), że ostatnie - i totalnie zapomniane - piosenki Johna Lennona mówiły o "satanistach z Nowego Jorku". Potwierdziła to Jonsowi rodzina Lennona. Zabity w 1980 r. brytyjski piosenkarz rzeczywiście obracał się w dziwnych kręgach i miał "lucyferyczne" zainteresowania. Chodził też na przyjęcia do znanego pedofila-satanisty Jimmy'ego Saville'a (w jednej książce biograficznej oskarżono Lennona o podrywanie nieletnich chłopców w gejowskich barach Nowego Jorku). Jednemu z przyjaciół chwalił się nawet, że w 1960 r. zawarł pakt z Szatanem. Może za dużo ćpał i gadał głupoty, a może... Tak się akurat zdarzyło, że Mark David Chapman, człowiek, który zastrzelił Lennona i argumentował to tym, że był "prawdziwym Buszującym w Zbożu", zeznawał podczas policyjnego przesłuchania, że prosił diabła o pomoc w zabójstwie.  Czyżby więc John Lennon został zlikwidowany za to, że zaczął mówić o sprawach, o których mówić nie powinien?

O nerwowości Ameryki Podesty świadczy choćby opublikowany w dniu wyborów materiał promocyjny nowego albumu Marylina Mansona "Say10" - w którym znajduje się wyraźna aluzja do zabójstwa Trumpa poprzez dekapitację. No cóż, mam nadzieję, że Ameryka Dicka Cheneya i Blackwater ma dobre karabiny i dużo amunicji.

Dicku Cheney! Zabierz Podestę na polowanie!


sobota, 3 grudnia 2016

Czy Podesta zabił Andrew Breitbarta?



John Podesta, szef nieudanej kampanii prezydenckiej Hillary Clinton i zarazem bohater opisywanej na tym blogu pedofilskiej Pizzagete (odsyłam do tego oraz tego wpisu), to dla antyestabliszmentowych republikanów od dawna uosobienie waszyngtońskiej korupcji. Wrogiem Podesty był m.in. Andrew Breitbart, założyciel portalu Breitbart News. Breitbart naprawdę nienawidził politycznej machiny zbudowanej przez Podestę. Na nagraniu video z 2010 r. widzimy jak krzyczy "Fuck you John Podesta!".  Breitbart zmarł na zawał serca 29 lutego 2012 r. (O okolicznościach jego śmierci pisałem już na tym blogu.) Dwa tygodnie później zmarł koroner przeprowadzający jego sekcję zwłok. Tak się akurat złożyło, że rok wcześniej Breitbart opublikował tweet, w którym oskarżał Podestę o związki z pedofilską siatką.



Czyżby otarł się o pewną tajemnicę i postanowił ją zgłębić? Czy kosztowało go to życie? Pamiętajmy, że to właśnie Breitbart jako pierwszy ujawnił aferę seksualną z udziałem kongresmena Anthony'ego Weinera, męża Humy Abedin, blisko związanego z Clintonami, Epsteinem i Podestą.

Do sieci wyciekł jeden z dokumentów rzekomo rozsyłanych klientom waszngtońskiej pizzerii Comet Ping-Pong mającej być centrum działania tej pedofilsko-satanistycznej siatki. Jest w nim mowa o "pięciu importowanych pizzach", które "są w złym stanie zdrowia" i "pewnie nie przeżyją". Znajduje się tam dziwna wzmianka o tym, by klienci "skończyli swoje pizze" a także ostrzeżenie, że "za złamanie reguł grożą bardzo ostre kary" i że "niewielu ludzi odważyło się złamać reguły".



Pojawiły się też nowe szczegóły dotyczące związków ludzi z tego kręgu z pewną powiązaną z Clintonami bizneswomen złapaną na próbie szmuglu dzieci z Haiti.




***

Jak słusznie pisał Lenin, kadry decydują o wszystkim. Decyzje kadrowe Trumpa jak dotąd skłaniają do umiarkowanego optymizmu. Złożył co prawda hołd lenny Wall Street nominując Stephena Mnuchina na sekretarza skarbu, ale Wilbur Ross jest za to niezłym wyborem. Poza tym, kto jak nie specjalista taki jak Mnuchin ma przeprowadzać finansowy Wielki Reset?  Znakomitym wyborem jest nominacja gen. Jamesa "Wściekłego Psa" Mattissa na sekretarza obrony. Mattis to były dowódca Centcomu, jeden z dowódców w bitwie o Falludżę w 2004 r., autor sentencji: "Wzywam Was, byście nie szli z nami na konfrontację. Bo jak to zrobicie, ci co przeżyją oraz ich potomkowie będą przez następne 10 tys. lat pisali o tym, co Wam zrobiliśmy". To również osoba niezwykle krytycznie nastawiona wobec Rosji.  Jeśli sekretarzem stanu zostanie gen. Petraeus (a wygląda raczej na to, że nominowany zostanie ten dupek Romney), to będziemy mieli epicki ból dupy zarówno u liberałów jak i u duginistycznych pojebów. Największy ból dupy od czasów zniszczenia Sodomy...


Ciekawą nominacją jest wybór Elaine Chao na sekretarza transportu. Chao była wcześniej sekretarzem ds. pracy w administracji Busha. Jest żoną Mitcha McConnella, przywódcy republikańskiej większości w Senacie. Rodzice Elaine Chao pochodzą z Tajwanu i są właścicielami morskiej firmy przewozowej Foremost Maritime Corporation. Świadczyła ona usługi dla USA podczas wojny wietnamskiej. A niedawno na jednym z jej statków, frachtowcu Ping May przeprowadzono antynarkotykowy rajd u wybrzeży Kolumbii. Odkryto na nim szmugiel kokainy. 


Trump jak na razie zszokował liberałów rozmawiając z panią prezydent Republiki Chińskiej Tsai Ing Wen.  To pierwszy amerykańsko-tajwański kontakt na tak wysokim szczeblu od 37 lat. Wywołał on irytację Pekinu.  Trump porozmawiał też z prezydentem Filipin Rodrigo Duterte. Chwalił jego krwawą i niezwykle skuteczną wojnę przeciwko narkotykowym mafiom i zaprosił go do Białego Domu.  Wygląda na to, że amerykański prezydent-elekt będzie naprawiał stosunki ze sprawdzonymi sojusznikami USA, którym poprzednie administracje wbijały noże w plecy. To świetna wiadomość dla Polski.

Nominacje Trumpa wskazują bardzo wyraźnie, że te wybory były de facto zamachem stanu w USA. Władza CIA i frakcji globalistycznej została obalona przez FBI, NSA, wywiad wojskowy DIA przy wykorzystaniu części Partii Republikańskiej (wbrew jej władzom) oraz przy współpracy ludzi z Wall Street wyłamujących się z panującego na niej konsensu (Icachan, Ross, Mnuchin...). Nie znający się na amerykańskich elitach "eksperci" tacy jak Aleksander Ścios nadal nam jednak wmawiają, że Trump to człowiek Kremla, "amerykański Lepper", który jakimś cudem wygrał wybory a amerykańskie służby były całkiem bezradne i ślepe, bo pozwoliły mu na takie zwycięstwo. No cóż, kadry naszej prawicy były kształtowane w dużej mierze na ultra naiwnej narracji dotyczącej USA kształtowanej przez RWE i Solidarność. Można do woli narzekać na to, że nie mówi się prawdy o transformacji ustrojowej, ale pozostanie to pustym gadaniem, jeśli nie dostrzeże się fatalnej roli USA w tej transformacji oraz tego, że ich walka z komunizmem była wcześniej w dużej mierze symulowana (na czym mocno tracili zresztą zwykli Amerykanie - nie tylko ci, którzy polegli w Korei i Wietnamie).

***

Jeśli kupiliście trzeci tom "Resortowych dzieci" (ja mam z autografem dra Targalskiego - nya! :), to koniecznie przeczytajcie rozdział poświęcony Leszkowi Moczulskiemu. To naprawdę mocna i porażająca rzecz. Przy tym gostku Maleszka był małym, nic nie znaczącym dupkiem. Moczulski jako agent był niezwykle złośliwy - doniósł nawet na czytelnika, który w liście poprosił go o to, by w magazynie "Stolica" napisano coś o wymarszu Kadrówki z Krakowa w 1914 r. Gdy gen. Roman Abraham przekazał mu rękopis swoich wspomnień, Moczulski dał go swojemu oficerowi prowadzącemu, by SB naniosła poprawki. Z memoriału przekazanego przez późniejszego lidera KPN w połowie lat 70-tych do SB wynika, że prognozował on kryzys ustroju komunistycznego i nawoływał do przeprowadzenia bądź zamachu stanu, bądź lipnej transformacji ustrojowej. Deklarował chęć założenia fałszywej organizacji opozycyjnej i współpracę przy niszczeniu konkurencyjnej opozycji. Regularnie dawał rady SB jak niszczyć KOR. Z dokumentów wyłania się obraz Moczulskiego jako moczarowca i marksisty. Karierę w systemie zaczął zresztą wcześnie - w 1947 r. wstąpił do ZMP. Rok wcześniej jakoby rzekomo należał do młodzieżowej organizacji antykomunistycznej w Sopocie, która szybko wpadła w łapy UB (a Moczulskiemu nic się nie stało). Co ciekawe, ani w życiorysach hagiograficzny, ani krytycznych, ani wikipedycznych nie ma nic o tym z jakiej rodziny pochodził Moczulski i co robił w trakcie drugiej wojny światowej. W 1944 r. mieszkał przecież w Warszawie. Jak go dotknęło Powstanie? Czy jako nastolatek otarł się o konspirację? Co robili jego rodzice? Jedna wielka biała plama...



Godny polecenia jest również rozdział poświęcony partii posługującej się skradzioną nazwą "PSL". Gdy czyta się o tym jak Jagieliński wraz z kilkoma osiłkami ręcznie wyrzucał Bartoszcze z biura prezesa partii czy o tym jak Gmitruk, typowany później na prezesa IPN, donosił na rodzinę Witosa, to wyraźnie widać, że ZSL to twór UB, który przez wiele pokoleń służył Resortowi. I ci sowieciarze, wspólnie z pajacem Snowdenem-Winnickim, ostatnio głosowali przeciwko sejmowej uchwale honorującej marszałka Śmigłego-Rydza...

***
A gdy ostatnio słyszałem w mediach o tym, że aresztowano senatora P. , to mi się skojarzyło z tym:


Legenda opozycji. Zapierdzielił przed Federacją Handlową kilkanaście milionów kredytów z banku na Naboo...