środa, 5 października 2011

Izrael zakładnikiem w konflikcie syryjsko-tureckim + Irańska dywersja u Saudów



Assad zagroził, że spuści "deszcz rakiet" na Tel Aviv, jeśli jego kraj zostanie zaatakowany. Mówiąc o ataku nie miał na myśli Izraela tylko Turcję, która przeprowadza przy granicy z Syrią manewry będące symulacją wykrojenia części syryjskiego terytorium (by stworzyć tam Wolną Syrię będącą schronieniem dla sił antyassadowskich). Assad liczy na to, że zachodnie mocarstwa znowu zdołają odciągnąć Turcję od agresywnych planów, bo przecież Erdogana i jego ekipę rakiety spadające na Tel Aviv mogłyby tylko ucieszyć. Byłyby ukaraniem państewka stojącego przypadkiem na drodze od odbudowy Imperium i dałyby Turkom okazję do mediacji w konflikcie. Izrael przecież nie będzie dłużny: grozi, że w odwecie zbombarduje Liban i Syrię (z Damaszkiem włącznie). Taka okazja do wyniszczenia dwóch przeciwników za jednym razem rzadko się zdarza. Gdybym był tureckim premierem bardzo by mnie kusiło, by sprowokować taką wojnę.

Iran też nieźle miesza - w saudyjskiej prowincji Katif (zamieszkałej przez szyitów) doszło do ataków na królewskie wojska. Do akcji musiały wkroczyć saudyjskie siły specjalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz