Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arabia Saudyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arabia Saudyjska. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 lipca 2025

Klęska Rosji na Zakaukaziu, zmiany w Chinach i ognie w Warszawie

 


Do ciekawych zmian dochodzi na Zakaukaziu. Podczas niedawnej wizyty ormiańskiego premiera Nikola Paszyniana w Ankarze, Armenia, Azerbejdżan i Turcja porozumiały się w sprawie korytarza transportowego Zangezur, łączącego azerską enklawę Nachiczewań z resztą terytorium Azerbejdżanu. Umowa przewiduje, że Rosja straci kontrolę nad tym korytarzem, a tranzytem towarów być może zarządzać będzie tam amerykańska firma.  Armenia i Azerbejdżan są więc bliższe osiągnięcia porozumienia pokojowego, co oczywiście wywołuje wściekłość Moskwy.

Niedawno doszło w Armenii do próby prorosyjskiego puczu - rozbitej przez służby Paszyniana. Okazało się, że zamach stanu organizowano pod patronatem Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, a na czele spisku stał arcybiskup. Katolikos - czyli zwierzchnik ormiańskiego kościoła narodowego - Karekin II jest znanym przeciwnikiem Paszyniana. Po rozbiciu próby puczu oskarżył więc ormiańskiego premiera, że jest obrzezany. Paszynian odpowiedział, że może katolikosowi pokazać fiuta i udowodnić, że nie jest. Dodał, że Karekin II złamał celibat i ma nieślubne dziecko. Maregerita Simonian, ormiańska szefowa telewizji Russia Today, stwierdziła, że Paszynian to "odbyt Antychrysta".

(Ja pamiętam, że w ormiańskim klasztorze Geghard jest ciekawa płaskorzeźba. Przy normalnym oświetleniu przedstawia ona Baranka - ale jak się poświeci wyżej, to widać, że Baranem jest trzymany na łańcuchu przez Kozła, reprezentującego Szatana. W cerkwii w Eczmiadzynie - "ormiańskim Watykanie" - jest natomiast obraz przedstawiający mnicha kłaniający się Szatanowi na pustyni. Dodajmy do tego dużą inflitrację ormiańskiej cerkwii przez KGB...)

Ciekawie dzieje się też na linii Rosja-Azerbejdżan. Rosyjskie służby dokonały ostatnio dużych obław na azerskich imigrantów w dużych miastach. Akcja była brutalna, a w jej wyniku zginęło dwóch Azerów. Władze Azerbejdżanu odpowiedziały aresztowaniem ekipy Sputnika za szpiegostwo. Rosyjska bezpieka aresztowała więc dwóch prominentnych azerskich potentatów biznesowych. Azerbejdżan odpowiedział masowymi aresztowaniami Rosjan, którzy dostają ostry wpierdol w aresztach. Azerowie zamykają rosyjskojęzyczne szkoły i grożą, że zaproszą wojsko tureckie na swoje terytorium. Tymczasem Armenia chce znacjonalizować rosyjskie przedsiębiorstwa i zablokować rosyjskie media na swoim terytorium.



Rassija ponosi konsekwencje swojej kretyńskiej dyplomacji, w ramach której groziła niemal wszystkim państwom byłego ZSRR "losem Ukrainy". Dyplomacja pijanego żula...

Sukces Moskwa odniosła jedynie w Gruzji - gdzie ponad dekadę temu zainstalowała (przy poklasku Zachodu i różnych wyciągniętych z dupy "ekspertów") swoją agenturę. Obecnie ta agentura odebrała immunitety i finansowanie dla całej opozycji w parlamencie.  No u nas też był w grze podobny scenariusz, ale agentura na szczęście okazała się mniej kompetentna..

A w Moskwie - w eksplozji bomby ukrytej w hulajnodze - zginął Aleksiej Komkow, dyrektor 5 Służby FSB.

***

Niewiele mówi się o źródłach izraelskiego zwycięstwa nad Iranem. Jednym z nich był outsourcing IT. Irańczycy zlecali wiele krytycznych usług informatycznych dla swoich służb, wojska i rządu różnym indyjskim gównofiremkom. Później okazało się, że wszystkie te Pajitexy pracowały dla Mossadu. Irańskie systemy informatyczne były więc całkiem przezroczyste dla Izraelczyków.

Ale Izrael nie tylko odnosił sukcesy na tej wojnie.

Okazało się, że irańskie rakiety podczas wojny 12-dniowej trafiły w co najmniej pięć izraelskich baz wojskowych. Nie wiadomo, jakie poniesiono tam straty - Izrael stosuje cenzurę,  ale izraelski Kanał 13 mówił o "znacznych stratach, które zatuszowano".. Tuszowano też choćby uderzenie w budynek izraelskiego Ministerstwa Obrony. I wbrew temu, co Odkrywca ostatnio pisał w komentarzach - budynek giełdy papierów wartościowych w Tel Awiwie też został trafiony - o czym pisały izraelskie media i świadczą liczne filmy.

Tymczasem nad Syrią operowały izraelskie, amerykańskie, brytyjskie, francuskie i niemieckie myśliwce, strącające irańskie rakiety i drony.

Wyszło też na jaw, że Arabia Saudyjska pomagała Izraelowi zestrzeliwać irańskie rakiety. I w sumie cała ta wojna poszła tak jakby według saudyjskiego scenariusza. Nie zapominajmy, że to Arabia Saudyjska, ZEA i Katar obsypały kilka tygodni temu Trumpa setkami miliardów dolarów...

Cieszą się też w Syrii - w Damaszku świętowano fajerwerkami to, że Trump zniósł sankcje nałożone na ten kraj. 

***

Ciekawe rzeczy dzieją się też w Chinach. Jak podała Hanna Shen:

"Już kilka miesięcy temu kilku komentatorów na Tajwanie sygnalizowało, że podczas sesji plenarnej KPCh w sierpniu wydarzy się coś ważnego...i może to być oficjalne odsunięcie Xi Jinpinga od władzy....oficjalne bo to nieoficjalne już się zaczyna. Powołano właśnie nową strukturę w ramach KPCh, która ma podejmować decyzje w najważniejszych dla państwa sprawach (powrót do kolektywnego przywództwa) -już nie Xi decyduje ale ta grupa. Władze nad wojskiem ma mieć Zhang Youxia (generał i wiceszef Centralnej Komisji Wojskowej....szefem Komisji jest Xi). Zhang pomógł Xi zdobyć władze na 3cią kadencję po czym Xi próbował podkopać pozycję Zhanga w Centralnej Komisji Wojskowej sprawującej pieczę nad armią. Teraz Zhang i starszyzna KPCh, w tym b. prezydent Hu Jintao, którego w 2022 r. podczas zjazdu KPCh Xi upokorzył, planują kto zajmie miejsce po Xi.......Xi narobił sobie dużo wrogów w KPCh i teraz oni uderzają.
Inne dowody cytowane przez media a wskazujące na chwijącą się pozycję Xi:
- Niedawna zmiana nazwy „Sali Pamięci Xi Zhongxuna (ojca Xi Jinpinga)” w Pufeng w prowincji Shanxi na „Salę Pamięci Rewolucji Guangzhong” . Xi Jinping stworzył je by upamiętnić swego ojca.
- Całkowita nieobecność Xi w wystąpieniach publicznych przez okres dwóch tygodni, począwszy od końca maja. Państwowe media, w tym „Dziennik Ludowy”, prawie nie informowały o prezydencie Xi w tym okresie.
Co będzie z tej walki w KPCh zobaczymy w sierpniu na sesji plenarnej .....gdyby doszło do zmiany władzy to raczej nie będzie to dobra wiadomość dla Putina."

Rzeczywiście, nagle zaczęli się tam bawić w KC w powrót do struktur kolektywnych.

Generał SWR pisał natomiast kilka tygodni temu, że według rosyjskich służb, Xi Jinping miał zawał serca. 

Można się domyślić, że powody do zdenerowania Xi Jinpingowi dawała w ostatnich miesiącach polityka Trumpa.

A co tam w USA? Wbrew "ekspertom" gospodarka, ani giełda nie załamały się . Trump przed 4 lipca podpisał "Wielką, Piękną Ustawę" budżetową. "Eksperci" skupiają się na tym ilu ludzi może stracić w jej wyniku w ciągu 10 lat (!) ubezpieczenie zdrowotne i jojczą z powodu wzrostu długu, ale ta ustawa oznacza, że gospodarka USA będzie rozwijała się podobnie dynamicznie jak za pierwszej kadencji Trumpa i jak za rządów Bidena. Oznacza ona również duże fundusze dla kompleksu militarno-przemysłowego oraz na rozwój sztucznej inteligencji.  ICE dostanie 175 mld USD budżetu, by deportować więcej imigrantów. A dotychczasowe deportacje okazały się mieć znakomite skutki dla gospodarki - rośnie zatrudnienie wśród osób urodzonych w USA, spada wśród imigrantów. 


***

A w Polsce?

Coś ostatnio za dużo dziwnych zbiegów okoliczności w Warszawie i okolicach...

W nocy z 30 czerwca na 1 lipca doszło do pożaru podstacji energetycznej przy stacji metra Racławicka. Akurat ta podstacja była kluczowa w systemie, więc pożar sparaliżował na jeden dzień linię metra M1. Tuż obok miejsca pożaru znajduje się komenda główna Straży Granicznej.

2 lipca wieczorem doszło do pożaru stacji transformatorowej przy ul. Zamienieckiej, na Grochowie.  Dziwnym trafem, tego samego dnia, o 18.30 doszło do pożaru stacji transformatorowej w Legionowie.

3 lipca wieczorem spłonęły zaś dwa bloki mieszkalne w Ząbkach przy ulicy Powstańców. (Mój kolega z liceum akurat mieszka przy tej samej ulicy, w tak samo wyglądającym bloku - położonym jednak kilka przecznic dalej.) Emerytowany generał Straży Pożarnej Ryszard Grosset dziwił się, że pożar pojawił się na całej długości dachu.

Przypominam, że mieliśmy jakiś czas temu w Warszawie i kilku innych miastach do czynienia z podpaleniami, m.in. hali targowej przy Marywilskiej i marketu budowlanego Obi przy Radzymińskiej, dokonywanymi przez ukraińskich oraz białoruskich imigrantów - jełopów zwerbowanych przez rosyjskie tajne służby. Podobny był modus operandi rosyjskich służb w kilku innych krajach, m.in. w Estonii  i na Litwie.  Można odnieść wrażenie, że tym razem Ruscy wysłali przeciwko nam lepiej wyszkolonych dywersantów.



Co robi rząd? Pomstuje na to, że Ruch Obrony Granic przeszkadza niemieckiej Polizei we wpychaniu na teren Polski subsaharyjskich imigrantów z fałszywymi papierami. Politycy KO przekonują nas, że owi nachodźcy to tylko członkowie zespołów tanecznych z Senegalu. A skąd to wiedzą? A co jeśli wśród nich są też dywersanci zwerbowani przez rosyjskie służby? Przecież Subsaharyjczycy walczą też w szeregach wojsk rosyjskich na Ukrainie. Co za problem ściągnąć pod Moskwę lub na Białoruś jakiegoś Murzyna zwerbowanego w kraju, gdzie operuje rosyjski Korpus Afrykański, wyszkolić go na dywersanta i przerzucić do Europy - nawet i okrężną drogą. 1 na 5 nielegalnych imigrantów trafiających do Niemiec, dostaje się tam normalnymi rejsowymi samolotami. 

Czemu libkom tak trudno zrozumieć, że nie wolno wpuszczać przez granicę kolesi z jakiś shitholi, którzy nie wiadomo kim są i dla kogo pracują? A... zapomniałem. Libki miały poważny problem z tym, która z dwóch kratek na karcie wyborczej była "na Rafaua". 


Niezależnie od argumentów - gówno zrozumieją. Nawet jeśli będą ofiarami przestępców-imigrantów, to może do nich nie dotrzeć. Będą głosy, że "należy wybaczać", by "nie dawać paliwa rasistom". 24-latka, której w Toruniu Wenezuelczyk wydłubał oczy śrubokrętem raczej miała liberalne poglądy, a jakoś żadna feministka nie protestuje przeciwko przemocy jaka ją dotknęła. No cóż, libki na całym świecie zwykle współczują bardziej przestępcom niż ich ofiarom. No chyba, że chodzi o mowę nienawiści lub heteroseksualne molestowanie seksualne...

***

Jak zwykle zachęcam do kupowania i czytania najnowszej książki Waszego Ulubionego Autora czyli "Demonów nazistów".


Fragment recenzji napisanej przez Pawła Skuteckiego (byłego posła) na portalu Historia Naprawdę:


"Książkę Kozieła przeczytałem w kilka dni, dawkując, żeby na dłużej starczyła. To naprawdę świetny przykład pisania o sprawach, które niosą ze sobą ogromne ryzyko dla autora. Bardzo łatwo można się ześlizgnąć albo na pozycję cynicznego ironisty, albo – co gorsza – dostać etykietę wyznawcy teorii spiskowych, która nie traci ważności nawet wówczas, gdy część z tych teorii z czasem okazuje się prawdą. Hubert Kozieł zachowuje się jak rasowy reportażysta: opowiada, relacjonuje, pokazuje i stoi twardo na gruncie logiki. Także wtedy, kiedy pisze o tym, że dzisiejsza nauka nie może rościć sobie praw do przyszłości.

„Demony nazistów” to zdecydowanie jedna z ciekawszych książek, jakie przeczytałem w tym roku, a konkurencja jest ogromna. Kozieł pisze sprawnie, ciekawie, z niesamowitą lekkością, co w kontekście nazizmu i morza cierpień, jakie przynieśli światu, jest wystarczającą rekomendacją. Polecam gorąco."

Fragment recenzji z portalu Lubimyczytać napisanej przez użytkowniczkę podpisaną nickiem mommy_and_books:

"Książka Huberta Kozieła pod tytułem "Demony nazistów. Nawiedzone miejsca i okultyzm III Rzeszy" wywołała we mnie mnóstwo emocji. Poznałam wiele faktów, o których nie miałam pojęcia. Po jej przeczytaniu jestem jednocześnie przerażona i wstrząśnięta.(...) Wierzę w istnienie duchów i sił nadprzyrodzonych. Na własne oczy widziałam opętaną kobietę. Od tego wydarzenia minęło prawie 13 lat, a ja nadal słyszę jej bluzgi. Dlatego na serio odbieram tę książkę i wierzę, że dusze zamordowanych lub po samobójczej śmierci mogą znajdować się w miejscu, w którym dokonali żywota. Dzięki autorowi poznacie miejsca, w których dochodziło do nadprzyrodzonych zjawisk. Jestem zadowolona z tej książki. Okładka jest przerażająca. Wzbudza we mnie dziwne emocje. W środku tekst napisany jest większą czcionką, co znacznie ułatwia czytanie. Znalazłam też świetne ilustracje, które nadają tej książce dodatkowego charakteru. Moim zdaniem warto przeczytać "Demony nazistów. Nawiedzone miejsca i okultyzm III Rzeszy". Fabuła jest tak wciągająca, że tę książkę można pochłonąć w ciągu jednego dnia. Po tej historii z chęcią sięgnę po inne dzieła tego autora."

W piątek 11 lipca możecie spotkać Waszego Ulubionego Autora na prelekcji dla Stowarzyszenia Niklot "Szaleństwo w szaleństwie" poświęconej nazistowskiemu okultyzmowi. Adres: Warszawa, ul. Ożarowska 61, "Pracownia na Kole", lokal usługowy U10. Wstęp wolny i bezpłatny. Będzie oczywiście możliwość zdobycia autografu na książce.

Polecam również książkę zaprzyjaźnionego autora z Repliki: "Baśka Murmańska. Niezwykła niedźwiedzica Wojska Polskiego". Pewnie za tydzień ją zrecenzuję - a także "Aferę teozofów".


sobota, 17 maja 2025

Trump z Arabii

 


Z powodu ciszy wyborczej nie mogę dzisiaj obśmiać Strażniczki Zegara, ani pisać o Obławie Augustowskiej, austro-węgierskich brudnych funduszach (oczywiście przed I wojną światową), czy o Jakubie Patafianie , Akcji Dupokracja oraz innych irytujących trollowniach czy o Niezwykle Aktywnej Siatce Kretynów. Pozostaje mi więc pisać o sprawach międzynarodowych. A jest o czym pisać...

Jeśli przyglądaliście się podróży Trumpa do Arabii Saudyjskiej, ZEA i Kataru, to z pewnością zwróciliście uwagę na to z jakim przepychem przyjęto tam amerykańskiego prezydenta i jak wielkie umowy gospodarcze wówczas podpisano. To niejako kłóci się z narracją o "upadku wizerunku USA". Dla bajecznie bogatych arabskich monarchów, amerykański prezydent to wciąż prawdziwy "Rais" (arab. szef), a USA i monarchie znad Zatoki Perskiej łączą lukratywne interesy - dotyczące nie tylko ropy naftowej, zakupów uzbrojenia czy samolotów pasażerskich, ale również sztucznej inteligencji.



Warto jednak spojrzeć na tę wizytę w szerszym kontekście. Niedawno Mike Walz, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, dostał kopniaka w górę, na stanowisko ambasadora przy ONZ. Pojawiły się przecieki, że stało się tak, gdyż Walz próbował manipulować Trumpem w interesie... Netanjahu. Trump miał się wkurzyć, że Izrael próbuje go wciągnąć do konfrontacji z Iranem. Tymczasem amerykański prezydent chce wygasić bliskowschodnie fronty. Stąd negocjacje z Iranem i zapowiedzi, że nowe porozumienie nuklearne jest już bliskie.



Trump zrobił jedną rzecz, która się nie spodobała Netanjahu. Zniósł sankcje na Syrię oraz spotkał się z syryjskim przywódcą al-Szarą. Netanjahu oczywiście starał się usilnie przekonać Waszyngton, że obecna ekipa rządząca Syrią to niebezpieczni dżihadyści, a przedstawiciele lobby izraelskiego nawet próbowali przekonać Trumpa do likwidacji al-Szary. Król Jordanii ostatecznie jednak uświadomił Trumpowi szkodliwość takich "dobrych rad". Trump w obecnej kadencji ma też bardzo dobre relacje z Erdoganem, więc nie widzi problemu w kontroli Turcji nad Syrią. Izrael nie będzie więc w stanie wdrożyć swojego "szczwanego planu" na podział Syrii na strefy wpływów między siebie, Turcję, USA i Rosję. W Baku zaczęły się więc tajne rozmowy między władzami Izraela i Syrii. Wygaszenie tego konfliktu będzie też w długoterminowym interesie Izraela - z rozgrzebaną wojną w Strefie Gazy, pakowanie się w okupację Syrii byłoby kosztowną głupotą.

Trump też zirytował Netanjahu prowadząc za jego plecami negocjacje z Hamasem, w wyniku których wyszedł na wolność amerykański zakładnik. Przypominam, że pod petycją, by zakończyć wojnę w Gazie i sprowadzić wszystkich zakładników podpisało się ostatnio 550 izraelskich wojskowych. Cały szereg polityków nie może się też doczekać, by zająć miejsce Netanjahu w fotelu premiera. 



Oczywiście też Arabowie mają więcej do zaoferowania niż Izraelczycy. Widać to choćby po wielkości zawartych kontraktów. Symboliczny jest też dar z Kataru - dla Trumpa, nowy luksusowy Boeing mający pełnić rolę Air Force One. Lobby izraelskie mocno się zapieniło z tego powodu... Nawet al-Szara ciekawie zagrał proponując amerykańskiemu prezydentowi Trump Tower w Damaszku w zamian za spotkanie. No cóż, Arabowie to naród handlowy...

Nie wiem jak potoczą się rozmowy z Iranem, ale tutaj też się dzieją ciekawe rzeczy. Specjalny wysłannik Steve Witkoff ostatnio mówił o możliwym pojednaniu między krajami arabskimi oraz Iranem, i że wspólnie mogą one stworzyć siłę ekonomiczną mogącą prześcignąć Unię Europejską. Przypominam, że Witkoff jest Żydem (przodkowie przyjechali do USA z "Imperium Rosyjskiego"), ale Irańczycy mimo to, wyrazili chęć negocjowania z nim.

Trumpowi chodzi oczywiście o to, by na Bliskim Wschodzie był relatywny spokój i by irańska ropa płynęła szerokim strumieniem na rynki. Wcześniej Saudowie doprowadzili do większych niż oczekiwano zwyżek wydobycia ropy w krajach OPEC+ i zrobili to pomimo bardzo niepewnych perspektyw dla popytu. Według Goldman Sachs, Trumpa zadowoliłaby ropa w przedziale cenowym 40-50 USD za baryłkę, który ostatni raz mieliśmy na jesieni 2020 r. 

Symbolem ciekawych przetasowań geopolitycznych jest również to, że w Departamencie Stanu zostanie zlikwidowane stanowisko wysłannnika ds. walki z antysemityzmem. Ma ono zostać włączone w kompetencje urzędnika zajmującego się Izraelem. 

Czyżby więc Trump słuchał najnowszej piosenki Kanye Westa?




Niewątpliwie amerykański prezydent mocno ostatnio striggerował liberalną promigrancką lewicę, przyjmując do USA grupę białych, afrykanerskich uchodźców z RPA.  Nagle lewica podniosła krzyk, że nie powinno się przyjmować imigrantów z Afryki, a Kościół Episkopaliański zrezygnował z przyjmowania federalnych grantów, byle tylko nie pomagać białym protestantom w urządzeniu się w USA.

Do ciekawej rzeczy doszło też w Europie: niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wycofał się pod naciskiem Amerykanów z określania AfD jako skrajnie prawicowej organizacji ekstremistycznej.

Miło byłoby, gdyby Amerykanie podjęli również podobne działania wobec naszych trzyliterowych agencji, które nie radzą sobie ze ściganiem realnych obcych agentów, dywersantów i gangsterów, a marnują środki z budżetu na netowy shitposting, kreowanie lipnych ekstremizmów i nękanie zwykłych obywateli korzystających z konstytucyjnej wolności słowa. Ot, dzisiaj, akurat w trakcie ciszy wyborczej o 6:33 ktoś próbował się zalogować na moje konto na Facebooku. 

A po świeże reposty powyborcze i nie tylko zapraszam na X

sobota, 21 września 2019

Dla kogo pracuje ajatollah Chamenei?



Wrzesień chyba sprzyja spektakularnym zamachom, bo 14 września mieliśmy saudyjską wersję "9/11" czyli atak na rafinerię Abqaiq i pobliskie pole naftowe, w wyniku którego czasowo wyeliminowano 5 proc. globalnej produkcji ropy naftowej czyli 5,7 mln baryłek dziennie. Po krótkim szoku, rynek naftowy szybko się otrząsnął - przecież sytuacja jest zupełnie inna niż w 2008 r. i głównym problemem jest obecnie słabnący popyt na ropę, a nie jej podaż. Atak nie zaowocował też wojną. Wygląda na to, że Trump autentycznie nie chce się w ten konflikt angażować. Odwet ograniczył się więc jak na razie do sankcji nałożonych na irański bank centralny oraz wspólnym izraelsko-saudyjskim nalotem na bazę Sił Al-Kuds, czyli irańskiej jednostki specjalnej, w Syrii. Oczywiście wciąż trwają domysły, co się właściwie wydarzyło 14 września. Można wyróżnić cztery wersje:

1. Rebelianci Huti z Jemenu, w odwecie za kampanię saudyjskich bombardowań, wysłali przeciwko rafinerii 10 dronów, które tak sobie przeleciały 1,5 tys. - 2 tys. km i zaatakowały refinerię. To wersja Hutich oraz Iranu. Obciąża jednak ona Iran pośrednio, gdyż wszyscy wiedzą, że to Irańczycy dostarczają Hutim broni (drony, które się rozbiły w Arabii Saudyjskiej, były zaawansowane i wyprodukowano je w Iranie w 2019 r.) Poza tym trudno się spodziewać, by Huti zrobili coś takiego bez zgody Iranu.

2. Amerykańskie i saudyjskie tajne służby są ponoć przekonane, że atak na instalacje naftowe dokonano z dwóch kierunków. Rakiety cruise zostały wystrzelone z Chuzestanu, czylipołudniowo-zachodniej irańskiej prowincji a uzbrojone drony wystartowały z bazy w zachodnim Iraku. Baza ta jest zajmowana przez iracką szyicką milicję kontrolowaną przez irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. 12 pocisków rakietowych miało trafić w cele a pięć dronów chybiło. (Możliwe, że później znaleziono szczątki innych pocisków i dronów, więc ostatecznie Saudyjczycy doliczyli się do 25.) Za przeprowadzenie operacji byłodpowiedzialny gen. Qassem Soleimani, dowódca Sił Al-Kuds, czyli jednostki specjalnej wewnątrz Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej podległej bezpośrednio najwyższemu irańskiemu przywódcy ajatollahowi Alemu Chamenei. Chameneizatwierdził atak, ale pod warunkiem, że zostanie przeprowadzony tak, że nie będzie można go bezpośrednio powiązać z Iranem.



3. To był false flag! Iran nie miał żadnego interesu w przeprowadzeniu tego ataku, bo przecież kilka dni wcześniej Trump zakończył współpracę z Johnem Boltonem, swoim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego i zaczął mówić o możliwym spotkaniu z irańskim prezydentem Rouhanim. Wysyłał też sygnały o możliwym złagodzeniu sankcji nałożonych na Iran, a sankcje jak wiadomo bardzo mocno dotknęły irańską gospodarkę. Poza tym to dziwne, że saudyjska obrona przeciwlotnicza przepuściła te wszystkie pociski i drony. Saudyjczycy 88 wyrzutni rakiet przeciwlotniczychPatriot (w tym 53 w najnowszej wersji PAC-3). Dodatkowo po Zatoce Perskiej pływają amerykańskie niszczyciele z systemem Aegis a amerykańskie satelity dostarczają Saudyjczykom danych zwiadowczych. Mike Pompeo twierdzi, że nawet najlepszym systemom obrony powietrznej nie udaje się wszystkiego wychwycić. (Widać to w Syrii, gdzie rosyjskie S-300 jakoś jeszcze nic nie zestrzeliły a lotnictwo Izraela i wszystkich innych krajów tam zaangażowanych swobodnie sobie bombarduje, co chce.) Być może zawiódł czynnik ludzki - dowodzenie i wyszkolenie saudyjskich żołnierzy. Być może brakuje w nim ogniwa pozwalającego na niszczenie nisko lecących celów. Być może ich obrona przeciwlotnicza za bardzo skoncentrowała się na zagrożeniach z Jemenu, a te idące z północy zlekceważono. Na konferencji prasowej sprzed kilku dni rzecznik saudyjskiego MON mówił jednak, że "ostatnio” system ten przechwycił 282 pociski balistyczne i 258 dronów.

4. Atak został przeprowadzony tak jak we wersji nr. 2, ale był "ustawką". Irańczycy wpisali się w scenariusz, którym im wyznaczono. Czasem można się spotkać z opinią, że to gen. Soleimani sprzeciwia się wznowieniu negocjacji z Amerykanami, więc dlatego przeprowadził ten atak. Soleimani sam jednak nie mógłby czegoś takiego zrobić. On jest lojalistą ajatollaha Chamenei. To Chamenei ma swoje zawołanie państwo w państwie jakim jest Korpus Strażników Rewolucji. Dysponuje też aktywami, które kilka lat temu szacowano na 96 mld USD. To czyni go jednym z najbogatszych przywódców świata. Naród klepie biedę z powodu sankcji i głupiej polityki a jego przywódca robi wszystko, by nie dopuścić do reform.


I tutaj dochodzimy do pytania: dla kogo pracuje Chamenei? Ten nie-Irańczyk (jego rodzina miała pochodzenie azerskie) był bliskim współpracownikiem ajatollaha Chomeiniego. Chomeini pracował zaś kilku zagranicznych tajnych służb (Stasi, ale też miał wsparcie zachodnich. Propaganda szacha nazywała go "nie-Irańczykiem, brytyjskim agentem i homoseksualistą" - za pewne słusznie.) Przeprowadzona przez niego rewolucji islamska miała jeden cel wyznaczony przez globalistów: udupić szybko rozwijające się i dynamicznie modernizujące, nacjonalistyczne państwo jakim był Iran za czasów Szacha i zamienić go w trzecioświatowy shithole. Chomeini zrealizował tę misję koncertowo. A Chamenei ją kontynuuje.


Oczywiście wielu różnych dupoprawicowców i dupolewicowców oburzy się teraz, że "no jak to, przecież Iran pod rządami Chameneiego dzielnie postawił się amerykańsko-syjonistycznym imperialistom" i zaczną zaraz wychwalać siłę irańskiego riala, osiągnięcia gospodarcze, przewagi wojskowe i stroje irańskich kobiet. A ja im odpowiem: z Szachem u władzy Iran miałby bombę atomową już 30 lat temu i byłby państwem odwołującym się do dumy z aryjskiej przeszłości a nie kultywującym semickie, pustynne przesądy.

Przypomnijmy, co pisałem już na ten temat na tym blogu o Chomeinim



" Na wygnaniu w Paryżu otoczał go zawsze wianuszek agentów tajnych służb: KGB, Stasi, CIA, MI6, DGSE. Enderdowscy bezpieczniacy, w zaciszu jego wilii nagrywali na magnetofonach kasetowych przesłania ajatollaha, które przerzucali później do Iranu. Chomeini rozpoczął zresztą karierę u boku walczącego z reformą rolną ajatollaha pracującego dla Stasi. Płk Michał Goleniewski, dezerter z wywiadu wojskowego PRL, który zdemaskował wielu sowieckich agentów na Zachodzie i w Izraelu (m.in. George'a Blake'a), twierdził, że "Chomeini jest wśród pięciu źródeł wywiadowczych, które służby Bloku Wschodniego, posiadają wśród wyższego irańskiego kleru"."



Sporo o tym pisze również były agent WSI Krzysztof Mroziewicz (o dziwo!):

"Były rektor Uniwersytetu Teherańskiego prof. Houchang Nahavandi[1], uznawany przez Pierre Salingera za lojalnego opozycjonistę szacha, był on bowiem przewodniczącym grupy studyjnej, która zajmowała się nierozwiązanymi przez cesarza problemami Iranu, w książce „Upadek i śmierć szacha Iranu. Relacje i dokumenty”[2] ujawnia poza tą informacją wiele szokujących szczegółów na temat ajatollaha Chomeiniego, m.in. i tę, że najmłodszy premier w historii Iranu, 26 letni Amir Asadollah Amin aresztował w 1962 nikomu nieznanego mułłę Ruhollaha Chomeiniego, który przy poparciu komunistów i Egiptu Nasera podżegał do buntu przeciwko białej rewolucji szacha i narodu, zwłaszcza zaś przeciwko reformie rolnej i nadaniu praw kobietom. Sprzeciw partii Tudeh można zrozumieć – bo to nie jej pomysłu były reformy, skądinąd godne poparcia. Ale alians mułły i komunistów – tego zrozumieć nie podobna. Dopóki się nie wie, że Tudeh otrzymała instrukcję z ambasady ZSRR, albowiem Chomeini… był, mówiliśmy już, agentem Stasi. Dlaczego KGB i Stasi mąciły w Iranie na początku lat 60? Przypomnijmy – było to czas apogeum zimnej wojny po kryzysie rakietowym na Kubie. Gdzie mieli szukać lepszego miejsca na „zadymę” antyamerykańską w kraju sojuszniczym USA u granic ZSRR? Przecież nie w Turcji, bo tam znajdowały się już rakiety, które Chruszczow chciał zneutralizować, rozmieszczając swoje własne na Kubie. Lepszego miejsca na awantury uliczne od sąsiada Turcji nie było. Od początku lat 70 specjalistyczne publikacje na Zachodzie informują o powiązaniach Chomeiniego z NRD. Ale rewelacje te były znane Amerykanom – i tylko im - już od 1961 r. Pułkownik Michał Goleniowski, osoba druga co do rangi w kontrwywiadzie podówczas niemal wspólnym, polsko-radzieckim, zdezerterował w grudniu 1960. Przekazał CIA zaraz potem, że Chomeini był jednym z pięciu informatorów Moskwy donoszącym z samego centrum hierarchii szyickiej. CIA nigdy nie udostępniły tej informacji Iranowi. Ujawniono ją dopiero w 2000r.




A więc dowody na jego agenturalną przeszłość znane były już na początku lat 60., kiedy organizował rozruchy w świętym mieście Kom i w Teheranie. Skoro Amerykanie mieli twarde dowody od Goleniowskiego, to znaczy, że musieli natychmiast otoczyć Chomeiniego „specjalna troską”. Francuski biuletyn Europejskiego Ośrodka Informacji (CEI) czyli „pozarządowej” grupy studyjnej powiązanej z wywiadami wszelkiej maści z siedzibą w stolicy wolności, równości i braterstwa (albo śmierci), Paryżu, podał w 10 lat po rozruchach (dla wywiadu nigdy nie jest za późno), że oficerem prowadzącym mułłę był Amerykanin pochodzenia irańskiego, Ibrahim Jazdi. Po triumfie rewolucji islamskiej został u swego podopiecznego wicepremierem, szefem dyplomacji i prezesem Trybunału Rewolucyjnego, który posłał na drugi świat większość generałów armii szacha. Doradców Stasi, jak widać, nie zatrudnił, zresztą w stosunku do KGB pełniliby oni rolę służebną.

Przed powrotem do Iranu Chomeini mieszkał najpierw w Iraku, gdzie mógł się zetknąć bez trudu z Rosjanami czy też specjalistami z NRD, a nawet z PRL. Ale w Iranie był jeszcze nikim. Z Iraku pojechał, a raczej został przeniesiony przez dyskretnych manipulatorów z Waszyngtonu, Londynu i Paryża, którzy chcieli się pozbyć szacha, do Francji, gdzie urządzono mu rezydencję w Neauphle-de-Châteaux. Dookoła jego siedziby rozmieścili swoje „bezpieczne pudełka” czyli „kawalerki” obserwatorzy na usługach CIA, KGB, Savak i Stasi. Francuzi nie musieli mieć tam „kawalerki”, bo go nie spuszczali z oka, gdziekolwiek był, a był u nich.

Żona Chomeiniego – przypomina b.rektor Nahavandi - była uliczną tancerką. On sam okazał się nieukiem. Już jako ajatollah wydał rozkaz irańskim siłom powietrznym, aby zniszczyły amerykańskie satelity. I polecił zalać irańską pszenicą rynek USA, aby pogrążyć gospodarkę „Wielkiego Szatana”. W prasie francuskiej okrzyknięto go błyskotliwym filozofem. Uważał tak nawet Jean Paul Sartre. (...) Ten „błyskotliwy filozof i teolog” pisał także o właściwych sposobach oddawania moczu oraz defekacji, a także o należnym postępowaniu kobiet w czasie okresu. W jego osiągnięciach myśliciela znajdziemy setki takich mądrości.

Amerykanie – przypuszcza rektor Nahavandi – manipulowali Chomeinim w roku rewolucji 1978 mając na niego strasznego haka. Tę właśnie agenturalność na rzecz Stasi i Moskwy."


A teraz cytacik ze spiskowego bloga (link już niestety nie działa):


"Szach powiedział kiedyś: “Jeśli podniesiesz brodę Khomeiniego, zobaczysz na jego podbródku pieczątkę Made In England .”
Powiedział też Davidowi Frostowi: “Czy myślisz że pan Khomeini, człowiek bez wykształcenia… mógł to wszystko zaplanować, obmyślić spisek, stworzyć wszystkie te organizacje…”

“Wiem że wydano na to ogromne pieniądze…”

Wiem że czołowi eksperci od propagandy mieli przedstawić nas jako tyranów i potwory, a stronę przeciwną jako demokratycznych, liberalnych rewolucjonistów chcących ratować swój kraj.”

“Wiem jak podłe było wobec nas BBC… Wyglądało to na naprawdę dobrze zorganizowany spisek.”

Według dr. Ronena Bergmana, izraelskiego dziennikarza śledczego, to BBC wypromowało Khomeiniego. Napisał o tym w swojej książce ‘The Secret War with Iran’ z 2008.

Narzędziem propagandy Khomeiniego były programy w języku perskim transmitowane przez BBC.”

“BBC udostępniała Khomeiniemu darmowe godziny nadawania z Paryża.”
"
(koniec cytatu)


A teraz pomyślmy: Chamenei był jego najbliższym współpracownikiem. I pewnie ma podobną misję. Możliwe, że jego misja obejmuje też wciągnięcie USA w wojnę przeciwko Iranowi. W każdym bądź razie los Iranu go nie martwi...


sobota, 9 grudnia 2017

Alt-Deep State + Witold Michałowski (1939-2017) R.I.P.

Ilustracja muzyczna: Chaos Chaos - Do You Feel It?



Erik Prince, założyciel Blackwater i John R. Maguire, były oficer CIA pracujący obecnie dla prywatnej firmy wywiadowczej Amyntor Group, złożyli prezydentowi Trumpowi (lub jego bezpośredniemu otoczeniu) propozycję stworzenia alternatywnej agencji wywiadowczej o globalnym zasięgu działania. Miała by ona podlegać bezpośrednio Trumpowi oraz szefowi CIA Mike'owi Pompeo. Argumentem za stworzeniem takiej "widmowej" agencji jest to, że w samym CIA roi się od ludzi Obamy, Clintonów i Bushów otwarcie wrogich wobec Pompeo i Trumpa oraz sabotujących ich politykę. Prince to były Navy Seal i twórca najsłynniejszej firmy wojskowej na świecie. Maguire to były bliski współpracownik legendarnego funkcjonariusza CIA Duane'a Clarridge'a, gostek który pracował z Contras w Nikaragui oraz miał powiązania z programem tajnych więzień. Obaj dysponują globalną siecią kontaktów wywiadowczych, która w wielu krajach ma lepsze "dojścia" od CIA. Firma Amyntor Group była zaś rozważana przez nową administrację jako potencjalny wykonawca programu tajnych więzień. Nowa agencja zajmowałaby się m.in. porywaniem terrorystów oraz ich likwidacją.



Podczas spotkania ze sponsorami kampanii Trumpa Maguire miał wskazać, że udało się jego ludziom zdobyć dowody na to, że H.R. McMaster doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, zlecał nielegalną inwigilację Stevena Bannona oraz członków rodziny prezydenta. Materiały zebrane podczas tej inwigilacji wysyłano na Cypr, do organizacji powiązanej z Georgem Sorosem. To potwierdza, to na co osoby dobrze poinformowane wskazywały już od wielu miesięcy - McMaster jest zdrajcą, a uwalenie gen. Flynna miało służyć wypromowaniu go na tę strategiczną pozycję. Tak jak też tutaj pisałem, Trump dysponuje własną siatką omijającą blokady stworzone przez ludzi mające go kontrolować. Wielu jego znajomych kontaktuje się z nim  za pośrednictwem Melanii. Ma ona więc całkiem spory wpływ na prezydenta - wpływ, który jest lekceważony.



Ludzie wspomnianego wcześniej Erika Prince'a są obecnie nieco zajęci torturowaniem "Głupawego Księcia" Alwaleeda w Rijadzie. Akurat tak się dziwnie złożyło, że pewne poszlaki wskazują na to, że strzały w tłum oddane podczas październikowej masakry w Las Vegas padały z wielu miejsc - w tym  z hotelu Four Seasons należącego do Alwaleeda. Sama masakra mogła zaś maskować zamach na przebywającego incognito w Las Vegas następcę tronu Mohammeda bin Salmana. Jakoby rzekomo widać na jednym z filmów z dnia masakry MBS wyprowadzanego z jednego z hoteli w eskorcie uzbrojonych ochroniarzy.  To, że Jared Kushner przybył dzień przed saudyjską czystką do Rijadu i rozmawiał z MBS też wiele mówi. O ile wielu książętom zatrzymanym w ramach czystki udało się wyjść z aresztu po wpłaceniu ogromnych kaucji, to książę Alwaleed nadal w nim siedzi.



Rozjaśnia się zaś nieco sprawa z gen. Fynnem. Poszedł on na układ ze śledczym Robertem Muellerem bo nie wytrzymywał już finansowych kosztów obrony prawnej (i tu widać, że ludzie Trumpa zawalili). Przyznał się do kłamania w rozmowie z FBI o swojej rozmowie z ambasadorem Kislakiem. A w jakiej kwestii kłamał? Nie ujawnił, że prawdopodobnie na polecenie Kushnera dzwonił do rosyjskiego ambasadora w sprawie wsparcia w ONZ przy kwestii rezolucji potępiającej Izrael za osiedla na Zachodnim Brzegu. Niewiele zdziałał, bo Rosja dzień później poparła tę rezolucję. Jeśli mamy więc dowód na współpracę ekipy Trumpa z jakimś obcym państwem to raczej nie z Rosją a z Izraelem. Jeśli nie uda się przycisnąć Flynna by łgał, śledztwo niewiele posunie się dalej. Zwłaszcza, że Departament Stanu za czasów Obamy deklarował, że nie było nic niewłaściwego w kontaktach Flynna z Kislakiem.  Ekipa prezydenta-elekta może bowiem, według niektórych interpretacji prawnych, w ramach przygotowań do przejęcia władzy nawiązywać kontakty z dyplomatami z innych państw.

Mueller znalazł się zaś w kłopotach, bo jego bliski współpracownik, agent FBI PEtr Strzok został przyłapany na wysyłaniu antytrumpowskich wiadomości tekstowych do swojej kochanki. Strzok pokazał więc, że jest uprzedzony wobec głównego celu w śledztwie i wyleciał z tego powodu z zespołu Muellera. Wcześniej był tym agentem, który przesłuchiwał gen. Flynna. Przesłuchiwał też Humę Abedin i Cheryl Mills w sprawie maili Hillary, a także brał udział w ratowaniu kandydatki demokratów w śledztwie dotyczącym tych emaili.  Po "przypadkowym", odbytym w samolocie czekającym na pasie startowym, bezpośrednio spotkaniu Billa Clintona z prokurator generalną Lorettą Lynch, Strzok wysłał do szefa FBI maila oznaczonego jako "pilny". Republikanie w Kongresie są zaś coraz bardziej zniecierpliwieni krętactwami FBI w sprawie "ingerencji w wybory", co znacznie zmniejsza ryzyko impeachmentu. Partia Republikańska w końcu poszła do rozum po głowy i uznała, że uderzenie w Trumpa będzie dla niej samobójcze.



Prezydent spełnił zaś jedną ze swoich obietnic z kampanii wyborczej: zdecydował o przeniesieniu ambasady USA z Tel Avivu do Jerozolimy. Islamscy fanatycy są wściekli, ale niewiele to zmienia, bo oni zawsze chcą ucinać głowy "niewiernym". (Pięknie sprawę podsumował Paul Joseph Watson.) Wkurzona jest też cała liberalna opinia publiczna, a wkurza ją to, że władze USA uznały trudny do zaprzeczenia fakt mówiący, że Jerozolima jest stolicą Izraela (choćby z tego powodu, że znajduje się tam izraelski parlament, siedziba prezydenta i znaczna większość izraelskich ministrów oraz urzędów państwowych) i była nią jeszcze przed 1967 r., gdy miasto było podzielone między Izrael a Jordanię. Liberalna opinia publiczna jest też oburzona, by ten symboliczny ruch "wywoła wojnę na Bliskim Wschodzie". Tak się jednak składa, że wojna tam już trwa od bardzo dawna. O ile część państw regionu głośno zaprotestowała przeciwko decyzji Trumpa, to po cichu (tak jak Arabia Saudyjska) dają do zrozumienia, że kwestia Jerozolimy ich wali i ogólnie kładą ch... na Palestyńczykach, których i tak nigdy specjalnie nie lubili. Ważniejszą dla nich sprawą jest konfrontacja z Iranem, a w tej kwestii mają wspólne interesy z USA oraz Izraelem. Któraś tam już z rzędu intifada nie miałaby więc wsparcia ani w Arabii Saudyjskiej, ani w Emiratach, ani w Egipcie. Hamas niewiele może zdziałać militarnie a Hezbollah jest zaangażowany w Syrii. Dużo ostrzej niż w Palestynie może być więc na ulicach zachodnioeuropejskich miast, gdzie przedstawiciele religii pokoju urządzą sobie znów zamieszki i zamachy, by pokazać jak bardzo są obrażeni przez to, że izraelscy Żydzi nie są takimi ciotami jak Niemcy.

***


6 grudnia doszła do mnie bardzo smutna wiadomość: zmarł Witold St. Michałowski, mój przyjaciel, pisarz, podróżnik, specjalista od rurociągów i energetyki, człowiek który był częścią historii przez duże "H". Znałem go od jakiś ośmiu lat. Wielokrotnie ze sobą gawędziliśmy dzieląc się wiedzą i opiniami. Miałem okazji słuchać jego niesamowitych opowieści dotyczących ludzi, których spotkał i krajów, które odwiedził. Był wielkim erudytą, niesamowitym ekscentrykiem a przy tym człowiekiem o niezwykle dobrej duszy.

Wiele osób być może kojarzy go jako człowieka, który przywrócił Polakom pamięć o wielkim pisarzu Ferdynandzie Ossendowskim. W jego domu było urządzone mini-muzeum Ossendowskiego a jednym z eksponatów była tablica pamiątkowa, na której tego pisarza określono mianem "antykomunisty". Miała być zawieszona na przedwojennym domu Ossendowskiemu na warszawskiej Ochocie, ale resortowym lokatorom tej kamienicy nie spodobało się to, więc zawieszono tam tablicę ocenzurowaną - już bez "antykomunisty". Michałowski wspominał, że Ossendowskim zainteresował się gdy był dzieciakiem - zauważył, że w szkolnej kotłowni pali się książkami wycofanymi przez komunistyczną cenzurę z biblioteki. Ze stosu tego "opału" zwinął książki Ossendowskiego i dzięki temu zakochał się w twórczości tego pisarza. Michałowski przypomniał też Polakom o istnieniu barona Ungerna i jego mongolskiej ekspedycji. Był zafascynowany Mongolią i Wielkim Stepem. Pierwszą wyprawę do Mongolii odbył 50 lat temu. Podczas naszego ostatniego spotkania, we wrześniu, z wielkim zainteresowaniem oglądał fotki, które zrobiłem w tym kraju podczas swojej niedawnej wyprawy.

Już sama data urodzin Witolda Michałowskiego (23 sierpnia 1939 r.) była bardzo symboliczna. Nie jest też żadną przesadą stwierdzić, że ten człowiek ocierał się często o tajną historię Polski. Jego ojciec był oficerem sanacyjnego Oddziału II SG, czyli służb specjalnych, który zginął w dziwnych okolicznościach w drugiej połowie lat 40-tych. Był on ideowym piłsudczykiem a przy tym autorem broszurki pokazującej tatarskie korzenie Marszałka Piłsudskiego. Michałowscy też byli rodem o tatarskich korzeniach, ale z licznymi "międzynarodowymi" domieszkami. (Dalszym krewnym Witolda był... oficer SS powieszony za udział w spisku z 20 lipca 1944 r.) Teść Witolda, Stefan Porawa-Matuszczyk, był w AK szefem komanda likwidacyjnego 993W.

Witold był na "ty" zarówno z o. Tadeuszem Rydzykiem jak i Urbanem. Każdego z nich poznał na jakimś etapie swojego życia. Występował w Telewizji TRWAM i TV Republika (a także Telewizji Narodowej), ale bynajmniej nie był prawicowcem. Mówił o sobie: "Byłem, jestem i będę człowiekiem lewicy. Piłsudczykowskiej". W październiku 1956 r. słuchał wystąpienia Jacka Kuronia na wiecu na Politechnice Warszawskiej. Podszedł do mówcy i pokazał mu książkę przedwojennego polskiego komunisty Jana Hempla "Kazania Polskie". Wydaną w Kurytybie, w Brazylii przed I wojną światową. Na okładce widniała swastyka. Jacuś-Placuś Kuroń spojrzał na nią i oburzony rzucił: "Z agentami faszyzmu nie chcę mieć nic do czynienia!". Michałowski słusznie uznał go za totalnego kretyna. Sam działał w PZPR, aż go wywalili z niej 1968 r. za krytykę kampanii antysemickiej. Co ciekawe kojarzono go wówczas z narodowymi komunistami, a nawet z mijalowcami.

W 1976 r. jako pierwszy przedstawił (na łamach "Przeglądu Technicznego") pomysłu budowy terminalu LNG mającego uniezależniać Polskę od dostaw gazu ze Wschodu. Ten artykuł wywołał wściekłą reakcję ambasady sowieckiej. Interweniowała bezpośrednio u Gierka. Gierek  podziękował Michałowskiemu za pomysł z LNG i "ukarał go" wysyłając na znakomicie płatny kontrakt do Iranu. W Iranie Michałowski wykrył przekręt przy budowie rurociągu, za co osobiście podziękował mu Szach.

W latach 90-tych Witold Michałowski starał się uprzykrzać życie Gazpromowi. W swoich publikacjach a także na łamach wydawanego przez siebie branżowego pisma "Rurociągi" nieustannie wskazywał, że kontrakt jamalski to "tranzytowy przekręt stulecia". Procesował się z nim Gudzowaty (przeprosili się ze sobą, gdy Gazprom zaczął wojnę przeciwko temu miliarderowi). W 1994 r. w dom Michałowskiego uderzył "piorun kulisty", paląc mu część archiwum.

W trakcie walki przeciwko Gazpromowi, Michałowski zdobył niecodziennego sojusznika... Samoobronę. Wspólnie z rolniczymi związkowcami zorganizował blokadę prac przy gazociągu. "Gdy okazało się, że rosyjsko-niemiecki korytarz gazowy polski podatnik dofinansował kwotą blisko 2 miliardów dolarów, a Skarb Państwa będzie otrzymywał zaledwie 3 proc. kwot, jakie powinny być pobierane za tranzyt gazu, namówiłem Samoobronę do działania. Na skutek chłopskich protestów budowa Wielkiej Rury stanęła na wiele miesięcy. Ja zaś zostałem uznany za agenta Leppera. We Włocławku, przy udziale ówczesnego wojewody, urzędującego w wspaniałym gabinecie właśnie ofiarowanym mu przez gazpromowską spółkę, podjęto próbę załagodzenia konfliktu z rolnikami. Poszkodowani zwrócili się do mnie o pomoc. Gdy udowodniłem, że odszkodowania za zajęcie pasa gruntów rolnych mogą być wielokrotnie wyższe rozpuszczono pogłoskę, że jestem agentem czeczeńskim" - wspominał Michałowski.  Blokada Jamału sprawiła, że Samoobrona została zauważona i prawdopodobnie kupiona. Michałowski przez pewien czas był związany z tą partią, pisał nawet dla niej część programu (a w Brazylii poznawał Leppera z niejakim Inacio Lulą da Silvą), a z Lepperem przyjaźnił się również po jego politycznym upadku. Pamiętam jak latem 2011 r. w niecały tydzień po śmierci Leppera rozmawialiśmy o tym jak i dlaczego zabito tego "trybuna ludowego". Gdy pytałem go kilka lat później o fenomen Zbigniewa Stonogi, odpowiadał: "Stonodze i Tymochowiczowi podawało się rękę z największą niechęcią".

Witold Michałowski był wielkim rzecznikiem strategicznego pojednania polsko-ukraińskiego. Miał nawet okazję, w trakcie dyskusji w jednym z Klubów Gazety Polskiej, nawrzucać księdzu Isakowiczowi-Zaleskianowi od agentów FSB. Był też wielkim przyjacielem czeczeńskich niepodległościowców. Drugą wojnę w Czeczenii obserwował z bliska, jako korespondent wojenny. Miał po tamtej stronie znakomite kontakty. Poznał m.in. Szamila Basajewa. Znał się też jednak z gen. Lebiedziem i widział się z nim na krótko przed tym jak Lebiedzia zabito w akcie sabotażu lotniczego. Wiedza o metodach działania rosyjskich specjalistów od tego typu "wypadków" sprawiła oczywiście, że w sprawie Smoleńska zajmował od początku jednoznaczne stanowiska. "Nie pytaj o brzozę. Ona w tej historii się nie liczy. Ona została ścięta odłamkiem" - mówił mi na początku 2011 r. O "hrabim" Bronisławie Komorowskim mówił zaś: "Michałowscy nigdy żadnym "hrabiom" rąk nie podawali. Sejmy I RP nie uznawały tytułów nadawanych przez obcych władców takich jak "hrabia". Nazywać się "hrabią" to tak jak mówić o sobie "jestem agentem UB".

Fascynacja ludami turkijskimi, Czeczenią oraz własną  tatarską przeszłością sprawiła, że kilka lat temu Witold Michałowski przyjął islam oraz imię "Szirin". Nie zaobserwowałem jednak by był specjalnie wierzącym muzułmaninem - nie świadczyło tym przynajmniej jadło, którym gościł u siebie swoich przyjaciół, ani wino i miód, które z nimi pił, ani wielkie psiska, które trzymał w domu. Miał bardzo niecodzienne, wolnomyślicielskie poglądy religijne. Nie przeszkadzały mu one jednak w wizytach w "Radiu Maryja" (gdzie pozdrawiał słuchaczy słowami "Salam Alejkum"!) czy wycieczkach po Watykanie ze swoim szkolnym kolegą abpem Hoserem. Witold Michałowski łączył ludzi z bardzo wielu, różnych środowisk. Tacy ludzie jak on są postaciami pół-legendarnymi. Był więc też bardzo aktywny, nawet w ostatnich miesiącach życia, gdy białaczka go stopniowo pozbawiała żywota. Długo rozprawiał o nowych książkach, które miał zamiar napisać i projektach, które chciał zrealizować...

R.I.P.

sobota, 25 listopada 2017

Londyn, Braun i jesienne sprzątanie magazynów

Tak się akurat złożyło, że mój wyjazd do Londynu zbiegł się w czasie z zamachem stanu w Zimbabwe, w którym "Krokodyl" (były szef bezpieki) obalił wraz z wojskowymi 93-letniego prezydenta Roberta "Jestem już na to za stary" Mugabe. Ten zamach stanu miał swoją wewnętrzną dynamikę - był kulminacją walki frakcji "Krokodyla" (zwanej "Lacoste") przeciwko pierwszej damie Grace Mugabe. Odbył się jednak za przyzwoleniem Chin (dowódca armii wizytował Pekin tydzień przed zamachem). A na szerszej płaszczyźnie wpisywał się oczywiście w proces rozpoczęty pół wieku temu - destabilizującej dekolonizacji mającej sprawić, że mieszkańcy Afryki będą wiecznymi biedakami dymanymi przez dawne mocarstwa kolonialne i blok komunistyczny. Z procesu tego próbowała się wyłączyć Rodezja premiera Iana Smitha - przeprowadzając dekolonizację na swoich warunkach i stając się pierwszą od XVIII w. kolonią, która zbuntowała się przeciwko Londynowi. Proces ten jest z grubsza opisany choćby w dzisiejszym "Plusie Minusie", do którego Was odsyłam.

Zamach stanu trwa również w Arabii Saudyjskiej, gdzie książę korony Mohammed bin Salman dusi wrogą sobie frakcję czystkami w chińskim stylu (skoordynowanymi z Izraelem i administracją Trumpa). Okazuje się, że amerykańscy najemnicy torturują saudyjskich oficjeli przetrzymywanych w prowizorycznym więzieniu w hotelu Carlton-Ritz. "Głupawy książę" Alwaleed został powieszony głową w dół, by dać innym przykład. Część uwięzionych przekazuje swoje aktywa państwu saudyjskiemu, by odzyskać wolność. A tymczasem saudyjscy oficjele zwiedzają sobie synagogę w Paryżu.  Kto mówił, że Żydzi i Arabowie są skazani na wrogość? Izrael ma świetne, choć potajemne relacje z Arabią Saudyjską i monarchiami znad Zatoki Perskiej.



Podczas mojej podróży zmarł Charlie Manson, jeden z najmniej irytujących, znanych przedstawicieli Pokolenia '68. Zabrał ze sobą do grobu wiele tajemnic wielkiego eksperymentu realizowanego w latach 60-tych na Amerykanach.

Ciekawe i korzystne dla nas rzeczy dzieją się zaś w Niemczech. Nieźle je podsumował dr Targalski (Nya!) w ostatnim "Geopolitycznym Tyglu". Zawarł tam myśl, którą promuje od dawna: "Proszę państwa kochamy muzułmanów, ale pod jednym warunkiem – za Odrą. Niech sobie tam przebywają, u nas nie. Mają dobre warunki w Niemczech, im ich więcej tym lepiej. Dzięki temu problemy z muzułmanami będą mieli Niemcy i o to chodzi. My powinniśmy wykorzystać Obronę Terytorialną na zachodniej granicy, żeby żadni muzułmanie nie przechodzili, a jak już będą przechodzili, żeby byli grzeczni i wydawali te euro, które im Niemcy dają za to, że gwałcą im żony i córki".
No cóż, jest pewne podobieństwo z czasami wojny trzydziestoletniej. Tyle, że zamiast Lisowszczyków mamy ISIS :)

***

A teraz trochę wrażeń z samego Londynu:


"Podchodzi do mnie koleś ubrany jak Austin Powers. Zagaduje na temat Mackiewicza i przekonuje, że Nina Karsow ma wyłączne prawa do jego książek. Pyta się, czy znam nową, awangardową kapelę Led Zeppelin. Później mówi, że ma recepturę i wszystkie składniki do zrobienia LSD, potrzebuje tylko mety. To był Michał Bąkowski z Wydawnictwa Podziemnego."

No dobra, to był mały żarcik... :)




"Wróciłem z kolacji w British Museum. Boże, co za zajebiście monumentalny, imperialny gmach! Tak sobie wyobrażałem budowle planowane przez Speera dla powojennej Germanii. To gmaszysko było jednym z symboli siły Imperium - swoistym paserskim skarbcem dzieł kultury zaiwanionych na całym świecie. Reprezentowało dobre i złe strony kolonializmu. Drugi taki olbrzymi, wbijający w ziemię gmach to Bank Anglii - on ma chyba z założenia wyglądać jak siedziba najważniejszej władzy w kraju. Patrzysz na nie i zastanawiasz się jak później to Imperium przerypało swoją potęgę..."





"Katedra Św. Pawła miała być swoistym anglikańskim Watykanem. Ten imponujący gmach z piękną kopułą stał się jednak głównie pomnikiem chwały brytyjskiego oręża. Przy sarkofagach Wellingtona i Nelsona, przy epitafium generała Slima, pomniczkach upamiętniających generałów poległych na wojnach napoleońskich i żołnierzy Wielkiej Wojny, przy wyblakłych sztandarach, naprawdę czuć historię. W ogóle w centrum Londynu jest mnóstwo militarnych upamiętnień, przed którymi leżą wieńce złożone 11 listopada. Tylko Westminster średnio się teraz prezentuje - Big Ben jest obłożony rusztowaniami. Ps.London Stock Exchange ma siedzibę przy Paternoster Square. W pobliżu jest Ave Maria Lane. Katolicka przeszłość wciąż siedzi głęboko w brytyjskiej psyche. Kościół Anglikański sam sobie robi teraz eutanazję a anglokatolicyzm byłby fajną syntezą cywilizacyjną i arką, w której schronić by się mogła tradycja..."










"Pod opactwem Westminsterskim pięknie upamiętniono poległych żołnierzy. Postawiono im całe kwatery małych krzyżyków ustrojonych flandryjskimi makami. Jest też kwatera dla polskich weteranów, w której na krzyżykach widać biało-czerwone szachownice, symbole 1 Dywizji Pancernej i wojskowe orzełki. W kwaterze rodezyjskiej symbole m.in. Sealus Scouts i bezpieki białej Rodezji. Na Placu Parlamentu, wśród pomników imperialnych mężów stanu, znalazły się też pomniki dwóch grabaży Imperium: Lloyda George'a i Churchilla (który wygląda jakby najebany czekał na taksówkę w deszczową noc :), a także statuy: Gandhiego i Mandeli. W sklepiku z pamiątkami przy parlamencie laleczki sufrażystek i książka "Premier Jeremy Corbyn i 10 innych rzeczy, do których nigdy nie dojdzie". W pobliżu napis na chodniku: " 307 tysięcy bezdomnych w UK. Wstydź się UK!"."




"Z Jarkiem Robertem Sikorą zwiedziłem dzisiaj Imperial War Museum. Placówka robi naprawdę fajne wrażenie. Mają niezłą ekspozycję o I wojnie światowej, a wśród eksponatów z drugiej wojny m.in. rakieta V2 i orzeł z Kancelarii Rzeszy. Jest też wystawa o służbach specjalnych a na niej m.in. VIS Krystyny Skarbek i Nagant Michała Lisa, polskiego oficera SOE walczącego w Albanii. Oczywiście jako miłośnicy historii wojskowości namiętnie dyskutowaliśmy i wymienialiśmy się wiedzą. Księgarnia przy muzeum wprawiła nas zaś w zachwyt. Wieczorem zrobiliśmy sobie spacerek do niszczyciela HMS Belfast zacumowanego koło Tower Bridge."







"Beefeater (strażnik z Tower) pozwolił sobie na taki żarcik: " Oczywiście nasz wspaniały rząd twierdzi, że te wszystkie wspaniałe klejnoty, które to zgromadziliśmy, inne narody przekazały nam z czystej wdzięczności"

***

Przed wyjazdem do Londynu byłem na premierze filmu dokumentalnego Grzegorza Brauna "Luter". Grzegorz Braun to dla mnie trochę taki polski Oliver Stone. Robi świetne filmy na kontrowersyjne tematy, ale jednocześnie głosi czasem dziwne polityczne tezy. Ale cóż, jestem wdzięczny Pobudce za otrzymane zaproszenie. Film na pewno wielu ludziom się nie spodoba, bo burzy cukierkową, politycznie poprawną wizję reformacji budowaną na 500-lecie tego tragicznego wydarzenia. Braun słusznie pokazał ogromny skok książąt i samorządów miejskich na kasę towarzyszący "deformacji" oraz prześladowania ludu, który często pozostawał bardzo długo wierny "papistowskim przesądom" takim jak ludowe rytuały czy kult obrazów, relikwii i świętych, choć formalnie był luterański. Sam Luter został pokazany  jako psychopata. Tak zresztą widział go np. wielki  filozof Nietzsche: jako człowieka, który wpędził Europę w odchłań fanatyzmu w czasie, gdy sięgała do dawnych pogańskich wzorców kulturowych. Ciekawym wątkiem była wzmianka o tym, że  niemieccy luterańscy książęta byli wspierani finansowo przez.... Turków prowadzących swoją ofensywę na Wiedeń. Sam Luter uważał tureckie zwycięstwa za "bicz boży" na grzeszny Rzym. No cóż, nie sposób się uśmiechnąć jak córka pastora Angela Merkel twórczo rozwija tą teorię - muzułmanie w roli multikulturowego bicza na pogrążonych w konsumpcjoniźmie i ksenofobii Niemców :)

W trakcie afterparty po premierze spytałem Grzegorza Brauna: "Jest Pan znanym fanem "Gwiezdnych Wojen". A co sądzi Pan o anime?". Odpowiedział: "Nie jestem mocny w temacie, ale szanuję" :))))))

Czekamy na to jak Braun zinterpretuje "Shingeki no kyojin", "Ikki Tousen", "Higurashi..." a przede wszystkim "Watykańskiego egzaminatora cudów" :)