Terroryzm Geopolityka Izrael Iran Islam CIA FSB

Głos Radykalnego Centrum/ Pacyficznych Atlantystów

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ukraina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ukraina. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 sierpnia 2025

Komediowy szczyt na Alasce

 



Generalnie odniosłem wrażenie, że Putina nie było na Alasce podczas szczytu z Trumpem. Był sobowtór - aktor, który nie potrafił się powstrzymać przed pajacowaniem i robieniem głupich min. Człowiek nadmiernie podekscytowany tym, że może przejechać się w limuzynie prezydenckiej. Trump pewnie też się zorientował, że to nie jest prawdziwy Putin - i odesłał gościa, rezygnując z obiadu na jego cześć. (Przygotował się jednak na prawdziwego Putina, któremu zorganizował przelot bombowców B2 nad głową. Putin musiał też przejść się na lotnisku obok szeregu amerykańskich myśliwców.)

Generał SWR pisał, że "Putin" przedstawił wówczas jednak Trumpowi bardzo obiecujący plan pokojowy, mający szanse na akceptację przez Ukrainę i Europejczyków. Do mediów wyciekały sprzeczne dezinformacje mówiące głównie, że Rassija przedstawiła sztywne żądanie: dajcie nam cały Donbas, a w zamian zamrozimy linię frontu w innych miejscach. Zapewne, gdyby na tym się skończyło, Trump nie wzywałby do Waszyngtonu plejady europejskich przywódców. 



Poniedziałkowy szczyt w Białym Domu również miał komediową otoczkę. Trump pokazywał unijnym przywódcom swoją kolekcję czapek i chwalił opaleniznę Merza. Wszyscy siedzieli przed nim na krzesłach jak uczniaki. O czym jednak dyskutowano za zamkniętymi drzwiami? Tego nie wiadomo, ale europejscy przywódcy wrócili do snucia planów wysłania nad Dniepr sił stabilizacyjnych. Szukano też miejsca na szczyt pomiędzy Putinem a Zełenskim, typując m.in. Budapeszt.

I nagle Ławrow wrzucił granat do szamba. Stwierdził, że Rassija nie zgodzi się na obce wojska na Ukrainie, której niepodległość będzie gwarantowała sama, za pomocą ustawy (!). Zaczął też stawiać absurdalne warunki dotyczące szczytu Putin-Zełenski, oddalając tą inicjatywę na "świętego nigdy". Stara szkoła kremlowskiej dyplomacji: nasraj na środek dywanu, a jak ci zwrócą uwagę, to krzycz: "A udowodnij, że to ja nasrałem!".

Niejako na potwierdzenie tej strategii srania na dywan, Rassija zbombardowała amerykańską fabrykę w zachodniej części Ukrainy oraz wysłała na kierunek brzesko-warszawski Shaheda z głowicą bojową (nie żadnego wabika!). Ciekawe, czy gdyby przypadkiem nie zawadził on o linię energetyczną, to uderzyłby w Zakłady Azotowe Puławy czy w lotnisko w Dęblinie?

Trump poczuł się więc sfurustrowany. Wkleił obrazek, w którym porównywał swoje spotkanie z "Putinem" na Alasce ze spotkaniem Nixona z Chruszczowem w Moskwie w 1959 r. i narzekał, że Biden nie pozwalał Ukrainie na uderzanie bezpośrednio w Rosję. (Jednocześnie oburzył się jednak na to, że Ukry odcięły dostawy ropy na Węgry atakując rurociąg "Drużba". Naskarżył mu na to jego kumpel Orban.) Zapowiedział, że daje Rosji kolejne dwa tygodnie...

Na Kremlu pewnie się cieszą, że zdołali znów skutecznie zagrać na czas zwodząc Trumpa widmem pokoju. Przez te dwa tygodnie pewnie nie zdobędą wiele terenu na Ukrainie, ale opóźnią sankcje. Później będą próbowali znów tego samego. I niech tak sobie jeszcze po pogrywają. Niech w końcu przestaną ich w USA uważać za poważnego partnera do rozmów. Nam się z zakończeniem wojny nie spieszy - im dłużej ona trwa, tym więcej strat Rassija będzie miała do odbudowania.

A z Trumpem jest tak jak zauważył Michael Wolff: traktuje on przywódców takich jak Putin, Kim Dżong Un czy Xi Jinping, jak klientów, którym chce sprzedać nieruchomości. Mocno więc im kadzi w negocjacjach i snuje wizje świetnego interesu, a jak złapią haczyk, to po miesiącu podwyższa im czynsz i odcina ogrzewanie. No, ale nie zawsze udaje się zawrzeć umowę...

Tymczasem Generał SWR twierdzi, że Trump realizuje "sprytną strategię" i może się wkrótce okazać, że na Białorusi nie będzie już więźniów politycznych (a przynajmniej tych, o których wiemy), Air Force One wyląduje w Mińsku, a Łukaszenka będzie się przedstawiał jako najlepszy przyjaciel amerykańskiego prezydenta.



Ale też szczyt amerykańsko-rosyjski może mieć nieoczekiwane konsekwencje dla wenezuelskiego reżimu. Trump wyznaczył 50 mln USD nagrody za głowę Maduro, który mobilizuję ćwierć miliona ludzi do milicji. Amerykanie wysłali flotę ku Wenezueli. Reżim w Caracas nagle zaś ogłasza, że wykrył wśród dowódców armii handlarzy narkotykami - a tyle lat zaprzeczał istnieniu wojskowego Kartelu Słońc. Jednocześnie administracja Trumpa wydała siłom zbrojnym rozkaz do przygotowania uderzeń przeciwko kartelom narkotykowym.

***

Tymczasem na jednej z propalestyńskich demonstracji w USA pojawił się taki transparent:


Byłoby zabawnie, gdyby dziadek lub pradziadek Trumpa był nieślubnym Hohenzollernem. Zwłaszcza, że późni przedstawiciele tej dynastii byli całkiem spoko i uczyli się polskiego.

W "Wyborczej" ktoś palnął ostatnio, że nie doceniamy wkładu Niemców w naszą historię. W pewnym stopniu rzeczywiście nie doceniamy tego - ale w innym kontekście niż uważają filogermańskie libki. W naszej historii wielokrotnie bowiem dochodziło do tego, że na naszej ziemi osiedlali się Niemcy szukający u nas lepszego miejsca do życia. Zazwyczaj w jednym pokoleniu polonizowali się. Unrug, Anders, Traugutt, Plater - to przykłady takich rodów. Polska była dla nich lepszą ojczyzną od Królestwa Prus i innych państw niemieckich. I za jakiś czas możemy mieć też emigrację ze zwijających się gospodarczo i cywilizacyjnie Niemiec do Polski. Dla wielu Niemców dosyć atrakcyjnym układem będzie dostawać emeryturę z Reichu a mieszkać po polskiej stronie Odry. No chyba, że niemiecka agentura sprawi, że w Polsce będzie taki sam syf jak w Niemczech. Paradoksalnie, w interesie zwykłych Niemców - dymanych przez władze z Berlina - jest więc to, by Polska była "zbazowanym", altrightowym krajem. W interesie pojednania polsko-niemieckiego należy więc niszczyć filogermańskich libków, chcących zrobić z Polski podobny shithole, jakim stają się współczesne Niemcy.

***

Przypominam również, że Jeffrey Epstein nie zabił się sam - bo pewnie wciąż żyje. I być może on nawet nie miał prawa umrzeć.


Ciekawe, że Woody Allen porównał Epsteina do "Drakuli obsługiwanego przez żeńskie wampiry'. :)


***

Na blogu z recenzjami książka Krzysztofa Drozdowskiego o medycznych zbrodniach nazistów.  Aktualnie czytam książkę Andrzeja Dudy - i jest dosyć fajna, szybko się ją czyta. 

Chodzi mi po głowie temat historiozoficzny - trochę w klimacie Demiurga, trochę przerwanej - i nie zrozumianej - serii o "zboczonych bogach". 


Autor: foxmulder o 03:58 33 komentarze:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Meksyk, Niemcy, Polska, Putin, Rosja, Trump, UE, Ukraina, USA, Wenezuela

sobota, 26 lipca 2025

Kto po Rosji będzie zagrożeniem?

 

Angela Merkel sprawiała wrażenie enerdowskiej dywersantki mającej zniszczyć od wewnątrz Republikę Federalną Niemiec. Jej polityka migracyjna, energetyczna i gospodarcza zmieniała Niemcy w zacofany, trzecioświatowy shithole. Samo w sobie nie byłoby to złe dla Polski, gdyby nie to, że Merkel patronowała tym, którzy chcieli zrobić z naszego kraju podobnie syfne miejsce. To samo można powiedzieć o kanclerzu Scholzu - w młodości częstym bywalcu komunistycznych spędów w NRD. W przypadku kanclerza Merza sytuacja jest odmienna. Gostek jest na tyle ogarnięty, że zaczął wycofywać się z części głupot niszczących Niemcy (takich jak zasada zbilansowanego budżetu czy merklowska polityka migracyjna) ożywiając przy tym niemieckie dążenie do dominacji w naszym regionie. Merz chce pokazać Trumpowi, że to Niemcy mogą być filarem bezpieczeństwa w Europie, a jednocześnie prowadzi nieprzyjazną wobec Polski politykę, której przejawem jest choćby wysyłanie za Odrę niechcianych nielegalnych imigrantów z różnych afrykańskich shitholi oraz blokowanie polskich inwestycji morskich. Merz prowadzi taką politykę wobec w 100 procentach proniemieckiego rządu, a samego Tusska traktuje jak psa (kojarząc go ze znienawidzoną Merkel). W tym kontekście jego plany remilitaryzacji Niemiec nie powinny budzić naszego zaufania.

Marek Budzisz, w ostatnim numerze tygodnika "Sieci", napisał o tym w artykule "Polska wzięta w trzy ognie":

"Może się okazać, że po zakończeniu wojny na Ukrainie Polska będzie sąsiadować z państwami o największych zdolnościach wojskowych – w Unii Europejskiej (Niemcy), w systemie sojuszniczym Zachodu (Ukraina) i w Eurazji (Rosja).

Dziennik „Die Welt” informuje o nowych planach niemieckiego resortu obrony. Do końca tego roku Bundestagowi ma zostać przedstawiony do zatwierdzenia gigantyczny program zakupu sprzętu wojskowego. Berlin chciałby kupić 1 tys. nowych czołgów i 2,5 tys. transporterów opancerzonych. Jak informują dziennikarze, ma to kosztować niemieckiego podatnika nawet 25 mld euro, ale tak gigantyczne zamówienia będą ożywiać tamtejszą gospodarkę, bo mają one być plasowane w Rheinmetall i KDNS, czyli wyłącznie w niemieckich firmach. Przy okazji ten pierwszy koncern ma się stać największym podmiotem produkującym różnego rodzaju platformy bojowe w Europie. Armin Papperger, prezes Rheinmetallu, powiedział w jednym z wywiadów, że jego firma już buduje 10 nowych fabryk, ale on nie widzi przeszkód – może poza brakiem zamówień o odpowiedniej skali – aby zbudować 15 nowych zakładów produkcyjnych.

Kwestie zamówień ma „załatwić” nowy program rządu Friedricha Merza, który przewiduje sformowanie siedmiu nowych brygad sił lądowych i wydanie na broń w ciągu najbliższych lat ponad 500 mld euro. Jak oświadczył niemiecki kanclerz, chce on, aby „Niemcy miały największą armię w Europie” i nie poskąpią na to środków. (...)

Niemcy chcą też przekonać Waszyngton, iż to oni są ich najlepszym w Europie sojusznikiem i w ramach „podziału obowiązków”, także w związku z perspektywą wycofania części sił amerykańskich z naszego kontynentu, to oni powinni przejąć większość zadań. W ubiegłym tygodniu rozmawiał o tym w Waszyngtonie Boris Pistorius, niemiecki minister obrony, i z tym podejściem jest związana jego deklaracja o gotowości zakupienia przez Berlin amerykańskich wyrzutni pocisków rakietowych Typhoon, które są zdolne do rażenia celów na dystansie 2 tys. km. Bo to Niemcy, a nie Polska miałyby dysponować głównymi narzędziami konwencjonalnego odstraszania Rosji. Nie mniej ważne jest to, że Pistorius pojechał do Stanów Zjednoczonych jako lider „koalicji chętnych” – grupy państw złożonej z Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii, Dani i Kanady, które chcą pomagać Ukrainie, finansując zakupy sprzętu obrony przestrzeni powietrznej, w tym systemów Patriot. Nietrudno dostrzec, że nie ma w tym gronie Polski – może dlatego, że nasz rząd jest zajęty wewnętrznymi sporami i walką z opozycją. (...)


(koniec cytatu)

Czy znajdziemy się więc między niemieckim hegemonem i jego ukraińskim wasalem? Czy oba państwa zaczną nam zagrażać militarnie? Co do Niemiec, to sądzę, że dużo bardziej od inwazji na Polskę opłacałaby się im dalsza wasalizacja naszego kraju poprzez agenturę, którą zaczęli budować tutaj na początku lat 90-tych, wręczając libkom marki w reklamówkach z Lidla. Może się jednak zdarzyć, że władzę w Polsce obejmie rząd, który będzie potrafił postawić się Berlinowi i Brukseli mówiąc: kończymy z systemem ETS 2 i całą tą kretyńską polityką energetyczną oraz imigracyjną. Czy wówczas Niemcy wyślą do nas swoją armię przeciwko "niedemokratycznemu reżimowi" i "polskim faszystom"? Czy uznają, że powinni nas napaść, bo na przykład jemy za dużo mięsa i "szkodzimy klimatowi"? Zapewne wielu libków i postkomuchów z naszych ziem zachodnich witałoby niemieckie wojska równie entuzjastycznie, co postsowieccy żule z Donbasu.

Możliwy jest też mniej dramatyczny scenariusz. Pisał o tym Mateusz Morawiecki w "Rz":

"Dysponując silnym przemysłem zbrojeniowym oraz modernizowaną armią, Niemcy mogą forsować ideę stworzenia swoistego NATO-bis. Choć projekt ten przedstawiany jest jako odpowiedź na potrzeby wspólnoty, w rzeczywistości jego realizacja wzmacniałaby dominację Berlina (oraz Paryża), marginalizując rolę mniejszych państw członkowskich. Analogii nie trzeba szukać daleko – podobną dynamikę obserwowaliśmy przy wprowadzaniu wspólnej waluty, z której Niemcy odniosły największe korzyści.

Obecnie Berlin nie dysponuje jeszcze odpowiednimi zdolnościami przemysłowymi, by w pełni zrealizować taki projekt. Tzw. carbon leakage i deindustrializacja, ściśle powiązane z błędami Energiewende i Zielonego Ładu, zdziesiątkowały niemiecki przemysł i zaczynają uderzać w fundament niemieckiego ordoliberalizmu – Mittelstand. Jednak kierunek jest jasny – budowa struktury zależności, która uczyniłaby inne państwa Europy w pełni podłączonymi pod niemiecki system dostaw, decyzji i zdolności obronnych. W razie osłabienia zaangażowania USA dałoby to Niemcom realny wpływ na rozmieszczanie wojsk, podejmowanie decyzji o interwencji czy kształtowanie europejskiej polityki bezpieczeństwa. Rymuje się to niestety z polityką obecnego rządu polskiego, który raczej wypycha i wyprasza USA z Europy, niż dąży do realnego wzmocnienia więzi transatlantyckich.

Wydatki obronne Niemiec rosną w błyskawicznym tempie. Pytanie brzmi: jak szybko uda im się dorównać realnym zdolnościom bojowym Francji czy Wielkiej Brytanii? Jak szybko mogą te państwa przegonić i stać się na powrót państwem potężnym militarnie? Przy takiej determinacji, jaką zaczynam dostrzegać w niemieckiej klasie politycznej – w ciągu dekady. To ich długofalowy cel i punkt zwrotny dla równowagi sił na kontynencie. Tymczasem globalny ład może się w każdej chwili załamać, a silna armia może wówczas posłużyć nie tylko do obrony, lecz także jako narzędzie nacisku politycznego lub gospodarczego. (...)

W powszechnej świadomości dojście Hitlera do władzy funkcjonuje jako „wybór narodu”. W rzeczywistości był to jednak oligarchiczny przewrót, zrealizowany rękami elit, przemysłu ciężkiego i banków, które uznały NSDAP za użyteczne narzędzie w walce z komunizmem i ówczesnym rozkładem państwa. Symbolicznym dokumentem tego procesu pozostaje książka „Porządek dnia” Érica Vuillarda, opowiadająca o uzgodnieniach Hitlera z niemieckimi przemysłowcami i burżuazją, czyli znaczną częścią ówczesnych elit. Biznes miał wspomóc marsz brunatnych koszul do władzy. Reszta, jak dobrze wiemy, jest historią – ale historią, która nie może się powtórzyć.

Dlatego niepokoi dziś rosnące przyzwolenie niemieckich elit gospodarczych na flirt z radykalizmem. W tle pozostaje także czynnik rosyjski. Od dekad Moskwa skutecznie wpływała na niemiecką politykę przez kanały gospodarcze, medialne i społeczne. Rosyjskie służby potrafiły zainstalować swoje interesy w strategicznych spółkach energetycznych, a dziś aktywnie wspierają narracje mające skłócić Niemcy z USA. Gdyby w Berlinie doszło do przejęcia władzy przez siły prorosyjskie lub ambiwalentne wobec Kremla, cały kontynent znalazłby się w sytuacji zagrożenia. Dlatego pytanie o niemiecką zbrojeniówkę nie jest tylko techniczne czy gospodarcze. To pytanie o przyszłość Polski i Europy. O to, kto będzie miał dostęp do siły, którą dziś tak pieczołowicie znów budują niemieckie państwo i przemysł. W historii Europy wielokrotnie widzieliśmy, jak dobrze naoliwione machiny wojenne obracały się przeciwko demokracji, przeciwko sąsiadom, przeciwko pokojowi. Zbyt wiele razy byliśmy świadkami tego samego błędu, by dziś pozwolić sobie na naiwność."

(koniec cytatu)

Wliczmy do tej układanki również ukraińskiego wasala Berlina. Jak pisze Budzisz:

"Niemcy metodycznie, kosztem naszej pozycji inwestują też w relacje z Ukrainą, chcąc się stać głównym „dobroczyńcą” Kijowa, a także partnerem dla tamtejszego szybko rozwijającego się przemysłu obronnego. Wróciłem właśnie z Ukrainy i tam jeden z przedsiębiorców z sektora zbrojeniowego, z którym miałem sposobność rozmawiać – a nie jest to „garażowy” biznesmen, tylko właściciel trzech fabryk na Ukrainie, jednej w Polsce, budujący nowe zakłady w Czechach, Danii i Niemczech, a nawet w Indiach – zadał mi retoryczne pytanie: „Dlaczego mam inwestować w Polsce?”. Jego doświadczenia są nie tyle złe, ile wręcz fatalne. Nadmierna regulacja, wtrącanie się polskich służb specjalnych do wszystkiego, co jego zdaniem – a jest to biznesmen mający przecież doświadczenie działania na Ukrainie – przypomina praktyki związane z wymuszeniami albo blokowaniem biznesu, oraz brak elementarnej infrastruktury niezbędnej, aby „pracować” z materiałami wybuchowymi – bo nikt w państwie polskim, mimo ponad trzech lat wojny, nie podjął decyzji o podstawowych inwestycjach – wręcz odstręczają go od myślenia o budowie kolejnych fabryk w Polsce.

Dodatkowo wielu moich rozmówców mówiło o pogarszającej się atmosferze społecznej w naszym kraju, narastającym negatywnym nastawieniu do Ukraińców (...)"

Obecne ukraińskie elity reprezentują typowy postosowiecki mental. Duża ich część jest wykorzeniona narodowo lub ma rozmytą tożsamość. (Najlepszym na to przykładem jest Zełenski - człowiek, który nie miał problemów z pajacowaniem na antenie rosyjskiej TV i robieniem sobie żartów z Hołodomoru.) Zachłysnęły się więc schyłkowym zachodnioeuropejskim liberalizmem - ze wszystkimi jego najgorszymi cechami. Paradoksalnie wmontowały w ten postkomuszo-libskowski system elementy cepeliowego nacjonalizmu. Było to możliwe, gdyż ów nacjonalizm - odwołujący się do środowisk, które współpracowały z Niemcami - nie jest uznawany za niebezpieczny dla Berlina. Mogą się na niego oburzać na Zachodzie tylko niektóre środowiska żydowskie.

Budzisz zwrócił uwagę na narastający problem, coraz gorszego postrzegania Ukraińców w Polsce. To w ogromnym stopniu "zasługa" Zełenskiego i jego ekipy oraz różnego rodzaju libkowskich działaczy, których antypolskie wysrywy medialne mocno rezonują w polskim necie. Oczywiście roszczeniowe postawy części "uchodźców" szastających pieniędzmi w Warszawie i narzekających "czemu nie dajecie nam mieszkań za darmo jak Niemcy" też robią swoje. Zauważyłem jednak, że najmocniej hejt na Ukraińców nakręcają polskie kobiety, a zwłaszcza liberalne Grażynki. Widzą bowiem w Ukrainkach konkurencję ekonomiczną i seksualną. Czy tak jest rzeczywiście w drugim przypadku? Z tego co słyszałem od znajomych, to często Ukrainki "uchodźczynie" mają podobnie nierealne oczekiwania jak polskie Julki i myślą głównie o tym, by wyjechać do Niemiec, Ameryki czy Dubaju (głośna sprawa ukraińskiej "modelki", którą w Dubaju wyrzucili z okna na imprezie ze sraniem do ust, jakoś ich nie odstrasza...).

Budzisz sugerując jednak to, że Ukraina stanie się dla nas potencjalnym zagrożeniem militarnym, pominął jednak jedną ważną kwestię, którą przytaczał w poprzednich swoich publikacjach. To, że ten kraj będzie wyniszczony demograficznie i gospodarczo. Moje zażenowanie wzbudzają więc jojczenia wielu dupoprawicowców - takich jak Warzecha, Lisicki czy Dzierżawski - że na Ukrainie "giną ludzie" i "jest niszczona infrastruktura" i w związku z tym, należy "szybko zawrzeć pokój na warunkach Rosji". Skoro bowiem owi dupoprawicowcy cały czas piszą jaka ta Ukraina okropna, banderowska i stanowiąca dla nas zagrożenie, to czemu martwią się, że traci ona ludzi oraz infrastrukturę? 

Od dawna powtarzam, że pokój na Ukrainie nie jest w naszym interesie. Im więcej tam Rassija będzie tracić ludzi i sprzętu - zdobywając takie zadupia jak Bachmut czy Pokrowsk - tym mniej będzie miała sił, by uderzyć na nas. Z przyczyn oczywistych wyklucza to również teoretyczne zagrożenie ze strony Ukrainy.

Ponadto, dlaczego zakładamy, że w Kijowie zawsze będzie rządziła libkowska opcja proniemiecka? Ostatnie wielkie protesty przeciwko uderzeniu w agencję antykorupcyjną NABU pokazują, że jest potencjał na to, by wymieść całą obecną klasę polityczną z Werchownej Rady. Może będziemy mieć Ukrainę rządzoną przez proamerykańskich wojskowych...

Tak samo libki powinny sobie wyobrazić Niemcy rządzone przez AfD i to jaką to stronnictwo może prowadzić politykę wobec sąsiadów.

Budzisz zwraca też uwagę na pewien aspekt słabości niemieckich planów - to, że nie będzie kim zapełniać szeregów wielkiej niemieckiej armii:

"Warto też pamiętać, że przyjęta przez Niemców jeszcze w 2021 r. strategia Eckpunkte für die Bundeswehr der Zukunft rozważa opcję, w świetle której można być żołnierzem niemieckiej armii, mieszkając w Warszawie czy w Paryżu, docelowo być może również zapewne w Kijowie czy Lwowie. Ukraińskie ustawodawstwo jeszcze na to nie pozwala, ale zmiany w tym zakresie, jak mi mówiono w Kijowie, „to tylko kwestia czasu”. Już obecnie osoby z migracyjnym bagażem etnicznym (tureckim, polskim, rosyjskim) stanowią 13–26 proc. personelu Bundeswehry, nie ma zatem przeszkód, aby rozbudowa niemieckich sił zbrojnych odbywała się przez rekrutację ochotników z obcymi paszportami. Na marginesie – warto zauważyć, że być może jednym z celów wystawy „Nasi chłopcy” w Gdańsku jest przełamanie psychologicznych barier i przekonanie Polaków, że można być „naszym”, nosząc mundur niemieckiej armii."


(koniec cytatu)

Odpowiedzią na te potencjalne zagrożenia jest oczywiście inwestowanie we własny potencjał obronny i przemysł zbrojeniowy. Są jednak dwie poważne przeszkody, dla takich inwestycji:

- Głębokie Państwo w postaci m.in. pedryli i lachociągów z ABW. Sabotowali prezesowi Obajtkowki inwestycje w SMR-y, sabotowali wiele innych rzeczy w przemyśle zbrojeniowym. Nawet za rządów PiSu ścigali nacjonalistów, zwolenników Międzymorza - a nie ruszali rosyjskiej V-tej kolumny i kodziarskich żuli.

- Unijna polityka energetyczna-ekologiczna. Zarówno przemysł zbrojeniowy jak i branże nowych technologii potrzebują ogromnych ilości energii, których nie zapewnią nam chińskie panele fotowoltaiczne i gówniane niemieckie wiatraczki. 

Kwestią, która będzie powracała w dyskusjach będzie też pobór do wojska. Z przyczyn politycznych nie ma jednak na niego szans - z jednej strony wielu ludzi obawia się powrotu do ch...jni z czasów późnego PRL/wczesnej III RP, z drugiej młodzi z pokoleń Z i Alfa narzekają, że "państwo im nic nie daje, a tylko bierze" (jak widać całkowite zwolnienie z PIT osób do 26 roku życia przez Morawieckiego, to było dla nich za mało). 

Pojawiają się więc złośliwe propozycje, by powszechną służbę wojskową dla młodych mężczyzn uzupełnić "powszechną służbą rodzenia" dla młodych kobiet. Oczywiście tej drugiej nie da się wprowadzić przymusowo - ale można odpowiednimi zachętami. Można na przykład podnieść wiek emerytalny dla bezdzietnych kobiet do 70 roku życia, a za każde urodzone dziecko zmniejszać go o pięć lat. Jak Julka zrobi aborcję na zdrowym dziecku - podwyższy się jej wiek emerytalny o 10 lat. Dodatkowo wprowadzić odpłatne studia dla dziewczyn na wielu kierunkach (europeistyka, socjologia, psychologia...), by zniechęcić je do migracji do miast i zasypać międzypłciową lukę edukacyjną. I dawać bardzo hojne świadczenia dziewczynom, które zajdą w ciążę przed 20 rokiem życia. Nastoletnia ciąża nie powinna być powodem stygmatyzacji społecznej - kiedyś była przecież ona normą. Ostatnio wielką burzę w sieci zrobiły tabele alimentacyjne - i słusznie, bo ministerialne bezmózgi ustaliły, że alimenty mogą być wyższe od zarobków netto. Moim zdaniem cały ten system powinien zostać jednak zniesiony, gdyż karze mężczyzn za płodzenie dzieci i odstrasza ich od wchodzenia w małżeństwa. (Właściwie trudno wskazać obecnie korzyści jakie miałby mężczyzna wchodząc w małżeństwo. Zwłaszcza, w porównaniu z ryzykiem utraty co najmniej połowy majątku.)  Alimenty powinny zostać zastąpione państwowym świadczeniem w rodzaju 800+  - ale tylko dla uboższych kobiet. Bogatsze niech ponoszą konsekwencje finansowe swojej decyzji o rozwodzie. (W Polsce to głównie kobiety inicjują rozwód i robią to zazwyczaj dlatego, że znudziło im się życie z dotychczasowym mężem.) W ChRL - czyli w państwie poważnie przygotowującym się do wojny i chcącym pobudzić demografię - wprowadzono ostatnio zmiany w prawie rozwodowym, ograniczające kobietom możliwość przejmowania majątków ich mężów.  No, ale w Weichselgau znajdą się zaraz tabuny białych rycerzy pędzących, by bronić Julek...

***

Co do konfliktu między Tajlandią a Kambodżą, to jest to oczywiście wojna państw znajdujących się w dwóch obozach geopolitycznych. Tajlandia jest sojusznikiem USA, a Kambodża wasalem ChRL. Mam nadzieję, że wszyscy tutaj kibicujemy Tajlandii i nie lubimy Hun Sena.

***

Jedna pani ezoteryczka, z popularnym kanałem na YouTube - Ada Edelman - wspomniała o "Demonach nazistów" w swoim filmiku poświęconym Wewelsburgowi.  (mniej więcej od 38 minuty). Może skłoni Spiskologa do zakupu, bo przeczytała fragment o płku Aquino :)

A na moim blogu z recenzjami - książka o Obwodzie VI AK Praga w Powstaniu Warszawskim oraz "Człowiek, który zniszczył kapitalizm" - bardzo ważna pozycja uderzająca w biznesowy januszyzm i jego filar, czyli legendę "wielkiego menedżera" Jacka Welcha.

***

Wyobraźcie sobie, że coś takiego śpiewa Wam, tańcząc w ten sposób, tak ubrana i mająca takie uszy Marianna Schreiber. Co robicie?


Autor: foxmulder o 03:18 37 komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Kambodża, Niemcy, Polska, Tajlandia, Ukraina

sobota, 28 czerwca 2025

Trump wyMIGAł się od wojny


Ilustracja muzyczna: Top Gun Maverick Theme

Apokalipsa została odwołana, a jojczenie ucięte jak nożem!

Trump dokonał ataku na irańskie obiekty nuklearne w Fordo, Natanzie oraz Isfahanie. Amerykanie nie ponieśli przy tym żadnych strat, a ich bombowce strategiczne B2 po prostu wleciały w irańską przestrzeń powietrzną, nie napotykając żadnego przeciwdziałania. Bomby (i rakiety wystrzelone z okrętu podwodnego) trafiły w cele. Trump, Hesgeth i Tulsi Gabbard ogłosili zniszczenie irańskiego programu nuklearnego.

ALE...

Wstępny raport DIA (wywiadu wojskowego USA) wskazał, że ów program został w wyniku tych uderzeń opóźniony jedynie o kilka miesięcy. Bombardowanie przyniosło mniejsze szkody, niż oczekiwano. Z tą oceną kłóci się późniejszy raport Pentagonu oraz opinie CIA oraz izraelskich tajnych służb. Obiekt w Fordo został prawdopodobnie tak mocno zniszczony, że nie da się go uruchomić ponownie. Przyjmijmy, że tak jest  - bo na pewno Irańczycy nie są go w stanie szybko uruchomić. Kilka dni wcześniej zdjęcia satelitarne sugerowały jednak, że Irańczycy ewakuują z Fordo maszyny i uran. Są poszlaki wskazujące, że przewieźli je do nowego obiektu - jeszcze głębiej wykopanego w skale niż Fordo. Wejścia do zakładów w Fordo zostały zasypane ziemią jeszcze przed amerykańskim uderzeniem.

Czy Iran został więc powiadomiony o nadchodzącym ataku? Czy też okazał się bardzo przezorny?

W reakcji na ten amerykański atak, Irańczycy wystrzelili kilka rakiet w amerykańską bazę al-Ubeid w Katarze. Wcześniej powiadomili o tym władze Kataru i Amerykanów. Trump im oficjalnie za to podziękował. 



Teatrzyk? Tak! Czy jednak w ten sam sposób Amerykanie wcześniej powiadomili Irańczyków o szykowanym ataku na Fordo, Natanz oraz Isfahan? 

Dla Amerykanów cała operacja odbyła się bez żadnych strat, przy jedynie bardzo ograniczonym i krótkotrwałym wzroście cen ropy - który szybko zamienił się w mocny spadek. Stała się natomiast pretekstem, by ogłosić rozejm.

Zwróćmy uwagę na zachowanie Trumpa, po tym jak doszło do naruszeń ogłoszonego przez niego rozejmu. Stwierdził, że za naruszenia są odpowiedzialne zarówno Izrael oraz Iran, i że oba kraje "don't  know what the fuck they are doing". Izraelscy przywódcy byli zszokowani. Netanjahu musiał zawrócić 52 samoloty lecące, by zbombardować Teheran. Na atak rakietowy na blok mieszkalny w Berszebie odpowiedział jedynie atakiem symbolicznym - zniszczeniem jednego irańskiego radaru. Później, na szczycie NATO w Hadze, Trump porównywał oba kraje do bijących się dzieci z podstawówki i mówił, że Izrael "stracił dużo budynków".

Wcześniej Trump zablokował izraelski plan likwidacji ajatollaha Chamenei. Wyraźnie liczy na możliwość porozumienia się z Teheranem. Zaproponował już zniesienie sankcji oraz 30 mld USD na rozwój pokojowego programu nuklearnego. 

Trump wyraźnie nie chciał wplątywać USA w długi bliskowschodni konflikt w stylu wojny irackiej. Od początku pewnie planował jednorazowe uderzenie lotnicze "na odwal się", które mógłby przedstawić jako wielki sukces. Zdaje on sobie też sprawę z tego, że uwikłanie USA w większą wojnę na Bliskim Wschodzie oznaczałoby rozpad jego ruchu politycznego. Nie uniknął oskarżeń o to, że stawia Izrael na pierwszym miejscu, ale ogólnie okazał się politykiem dużo bardziej niezależnym niż się spodziewano. Żaden inny amerykański prezydent nie powiedziałby o izraelskich władzach, że "they don't  know what the fuck they are doing". Oczywiście indywidua typu Michał "Dupa" Krupa wolałyby żeby USA opowiedziały się otwarcie po stronie Iranu - ale pozostawmy im snucie tych oderwanych od rzeczywistości mrzonek.

Generalnie Izrael mocno liczył na to, że jego ataki doprowadzą do rewolucji w Iranie oraz do zmiany reżimu. To się okazało jednak mrzonką. Część opozycji się skompromitowała popierając Izrael, a zwykli Irańczycy stanęli po stronie rządu. Mniejszości narodowe nie chciały narażać się na represje. Kontynuowanie wojny - wobec niemożliwości realizacji tego celu - byłoby już tylko bezsensowną naparzanką.

Choć główne cele polityczne Izraela (zmiana reżimu, całkowite zniszczenie programu nuklearnego) nie zostały zrealizowane, to pod względem militarnym ta wojna była izraelskim majstersztykiem - o ile można tak nazwać wojnę prowadzoną przez nowoczesne, silnie zmilitaryzowane państwo z trzecioświatowym państwem z kartonu.

W starciu tym zginęło aż 30 irańskich generałów! Co prawda czterech generałów pospiesznie, propagandowo uśmiercono - później okazało się, że wciąż żyją, ale i tak mamy do czynienia z bezprecedensową czystką. Zabito przecież i szefa sztabu generalnego i dowódcę Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Zginęło też 14 naukowców zajmujących się programem nuklearnym. Zawiódł tutaj przede wszystkim irański kontrwywiad. Mossad był operatorem bezpiecznej linii używanej przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (!) i za pomocą owej linii zwołał generałów w jedno miejsce na "ważną naradę", by później ich zlikwidować za pomocą uderzenia rakietowego. Iran po raz kolejny pokazał, że posiada bezużyteczny kontrwywiad. Paradoksalnie pokazał w ten sposób, że nie jest państwem totalitarnym - w Korei Płn. taka infiltracja nie byłaby możliwa. A irańskie służby, owszem stosują represje, ale nie potrafią przeprowadzić prawdziwej czystki, w stylu stalinowskim. O tym, że reżim nie jest tak ostry jak przedstawia to zachodnia propaganda świadczą choćby filmiki z Teheranu pokazujące, że po ulicach chodzi tam wiele dziewczyn bez chust lub z chustami bardziej podkreślającymi niż zasłaniającymi ich włosy. 


W armii irańskiej służą natomiast... Żydzi, którzy swobodnie mogą manifestować swoją wiarę. Widać Iranowi zabrakło własnego Moczara, który wyrzucałby z armii przedstawicieli podejrzanych mniejszości.



Irańskie straty w generałach były olbrzymie w porównaniu ze stratami wśród zwykłych żołnierzy. Na przykład zginąć miało tylko 35 żołnierzy irańskich sił obrony powietrznej. W Iranie ogólnie - według różnych wyliczeń - zginęło od 610 do 1054 ludzi, a blisko 4,7 tys. zostało rannych. Izraelskie opowieści o 200 zniszczonych irańskich wyrzutniach rakietowych to propagandowe bajeczki - wizualnie potwierdzono zniszczenie 60 wyrzutni oraz 7 systemów rakiet przeciwlotniczych. Ponadto Izrael zniszczył samoloty i śmigłowce kupione jeszcze w latach 70-tych przez Szacha. Pierwszą rzeczą jaką Irańczycy zrobili po wojnie, było wysłanie delegacji do Chin, by poszukała tam czegoś, co zastąpiłoby totalnie gówniane rosyjskie systemy obrony powietrznej. Irańczycy chcą też kupić 40 chińskich myśliwców, sprawdzonych w walce nad Kaszmirem. 

Oficjalne straty izraelskie to zaledwie 5 dronów. Wśród 21 zabitych był tylko jeden żołnierz, który zginął ostatniego dnia, w ostrzale rakietowym bloków w Berszebie. Nie wiemy jakie były straty poniesione przez agentów Mossadu wewnątrz Iranu. Rannych Izraelczyków było ponad 3,2 tys. 8 tys. straciło dach nad głową. Straty materialne poniesione przez Izrael szacowane są na od 10 mld do 20 mld USD. Ciekawe, czy ci Izraelczycy, którzy stracili domy są wdzięczni Netanjahu za to, że oddalił od nich mgliste zagrożenie nuklearne? I pomyśleć, że wszystko to po to, by Netanjahu nie trafił do więzienia za korupcję...

Co do strat poniesionych na reputacji przez Izrael to są one "schroedingerowskie". Zarazem są jak i ich nie ma. Z jednej strony Izrael pokazał niesamowitą, zabójczą sprawność swoich służb wywiadowczych oraz lotnictwa. Żadne państwo Bliskiego Wschodu przez wiele lat nie zaryzykuje z nim wojny. Z drugiej strony, wśród bogatych monarchii znad Zatoki Perskiej zyskał on wizerunek państwa nieprzewidywalnego, mogącego stanowić zagrożenie. Na pewno słyszalne było w regionie paplanie izraelskich telewizyjnych zjebów o tym, że następnym celem ataku powinna stać się Turcja. Kraje regionu będą więc mocniej się zbroić. Wojna pokazała również, że izraelski system obrony przeciwlotniczej ma swoje ograniczenia. Irańskie rakiety hipersoniczne przebijały się przez niego, a po tygodniu dawał się odczuwać niedobór antyrakiet. Irańskie trafienia były nieliczne, ale celne i bolesne. (Tak jak choćby w siedzibę Mossadu     czy w ośrodek badań nad bronią biologiczną Ness Ziona.) Gdyby Izrael prowadził wojnę z krajem dużo lepiej przygotowanym niż Iran - byłby w dużo większych kłopotach. Dobrze skupiona hipersoniczna salwa rakietowa na bazę lotniczą Nevatim czy lotnisko Ben Guriona dużo zmieniłaby w wojnie. 

Izraelsko-irańska wojna dwunastodniowa jest już porównywana z wojną sześciodniową z 1967 r. Pamiętajmy jednak, że po wojnie sześciodniowej była wojna Yom Kippur - do której państwa arabskie przygotowały się dużo lepiej i zadały Izraelowi dużo większe straty. Ale nawet podczas wojny Yom Kippur wrogie rakiety nie spadały na centrum Tel Awiwu.

Ostatnia wojna nie sprawiła również, by Izrael zdobył większą sympatię na świecie. Ludzie zadają pytania: skoro potrafi on trafić rakietą w konkretne mieszkanie irańskiego naukowca, to czemu równa z ziemią całe miasta w Strefie Gazy? Czy nie może w sposób precyzyjny likwidować hamasowców? Niedawno pojawił się raport mówiący, że liczba zaginionych w Strefie Gazy sięgnęła 377 tys. osób. To więcej niż liczba ofiar Niemców w getcie łódzkim w czasie okupacji. Tymczasem konflikt w Gazie jest wciąż rozgrzebany. Choć Hamas został zdziesiątkowany, to wciąż potrafi boleśnie kąsać izraelską armię, o czym świadczy choćby niedawna "memiczna" akcja, w ramach której hamasowiec wrzucił ładunek wybuchowy do izraelskiego transportera, dosłownie na głowę jednego z wojaków (którego krzyk przerażenia zarejestrowano na filmie) - w eksplozji zginęło siedmiu izraelskich żołnierzy. Oczywiście takie rzeczy się zdarzają na każdej wojnie, jeśli żołnierze lekceważą wroga i nie zachowują środków ostrożności. (Nie pamiętam jednak, by coś podobnego spotkało Niemców przy przeczesywaniu dymiących zgliszcz getta warszawskiego...)

Wielką plamą na międzynarodowym wizerunku Izraela jest również zachowanie skrajnie prawicowych osadników - regularnie dokonujących napadów na arabskie wioski, niszczących i podpalających mienie zwykły cywilów. Ci ekstremiści często robią to pod osłoną armii izraelskiej, która strzela do Arabów broniących się przed napadem. Proizraelscy, ewangelikalni "krześcijańscy" debile usprawiedliwiają to twierdząc, że osadnicy "bronią się" w ten sposób przeciwko "złym islamistom". Problem jednak w tym, że ostatnie wioski zaatakowane przez osadniczych zjebów to wioski chrześcijańskie - takie, w których przyjmowano turystów w pensjonatach o dobrym standardzie i serwowano piwo. Ewangelikalne bibliozjeby ignorują też ataki ortodoksów na chrześcijańskich duchownych w Jerozolimie - no cóż, ci duchowni to głównie katolicy lub przedstawiciele ortodoksyjnych kościołów wschodnich, a nie jacyś pastorowie - biznesowi coachowie od pozytywnego myślenia. Podejrzewam, że na Golgocie, ewangelikalni debile lżyliby Jezusa, że "bluźnił arcykapłanowi"... (Ostatnio wdałem się w dyskusję z jednym bibliozjebem twierdzącym, że starożytne pogaństwo stanowiło "pan-idiotyzm" i "dno moralne". Zwróciłem mu uwagę, że starożytni Izraelici nie zbudowali niczego tak imponującego jak Egipcjanie i Rzymianie, ani nie wymyślili nawet jednej dziesiątej tego co Grecy, ani nie dokonali tylu odkryć geograficznych co  Fenicjanie. A jeśli chodzi o moralność, to Stary Testament obfituje w epizody w stylu "brat gwałci siostrę", a głównym wymogiem "przymierza" stawianym przez starotestamentowe bóstwo było kaleczenie fiutów. Moje komentarze zostały oczywiście przez tego debila skasowane.) Ewangelikalni "krześcijanie" są w swoim ultraproizraelskim włazidupstwie równie irytyjący jak Hindusi - ale niestety, w odróżnieniu od Hindusów nie dostają od Żydów kopniaków w tyłek. Niestety takie bibliozjeby stanowią pokaźną część elektoratu Trumpa i republikanów, co bardzo mocno utrudnia racjonalną debatę strategiczną w USA...

U nas ewangelikalnych bibliozjebów jest na szczęście garstka. Dużo więcej jest osobników twierdzących, że "Teheran-Warszawa wspólna sprawa" i że "wojna izraelsko-irańska to nasza wojna". Niby z jakiej paki? Jak oni sobie wyobrażali wsparcie Iranu przez Polskę w sytuacji, w której Rosja w niczym nie zdołała (ani nie chciała) pomóc Teheranowi, a w tylko ograniczone wsparcie zaangażowały się Chiny? Braun z Otoką mogli sobie wesprzeć Iran jedynie tweetami, które nic nie kosztowały. Według ich logiki - wojna toczona tuż pod naszą granicą i rozpoczęta przez państwo grożące nam bronią jądrowej nie jest naszą wojną - a wojna toczona tysiące kilometrów dalej przez dwa kraje od lat destabilizujące region jest już naszą wojną. 

Pamiętajmy, że Iran jest bardzo bliskim sojusznikiem Rosji na Ukrainę, dostarczającym Moskwie szachedów, rakiet i amunicji artyleryjskiej. W czasie izraelskiego uderzenia w Iranie działały też więc zespoły uderzeniowe ukraińskiego wywiadu wojskowego HUR, które wysadzały w powietrze irańskie fabryki dronów. Jakby nie patrzeć - izraelsko-amerykańskie uderzenie - bardzo małym kosztem bardzo osłabiło kraj stanowiący część osi geopolitycznej wspólnie z Moskwą, Mińskiem, Pekinem i Pyongyangiem.



Bardzo dobrze przy tym, że Trump nie wciągnął USA w dłuższy i bardziej kosztowny konflikt. Pacyfikując sytuację wokół Iranu, może się skupić na innych problemach - choćby na Ukrainie i Rosji. Zauważyliście, że w momentach, gdy wyglądało na to, że USA mocniej skupią się na Iranie Tussk i Bodnar mocniej szli w narrację o sfałszowanych wyborach, a gdy Amerykanie triumfowali, to zaczęli się z tego wycofywać? Wyraźnie liczyli na to, że gdy świat będzie zajęty Iranem, oni spróbują pozbawić Nawrockiego zwycięstwa. Wyszło tragikomicznie -  na Giertychu twierdzącym, że wybory sfałszowali... Kamraci i histerycznych tweetach Lisa. Kto by pomyślał kilka lat temu, że Kamraci okażą się dużo bardziej sensownymi i zrównoważonymi na umyśle ludźmi niż przedstawiciele PO-wskiego mainstreamu...

***

Niejaki Paweł Chmielewski (piszący nawet ciekawe analizy o Watykanie do "Do Rzeczy") jest bezlitośnie - i całkowicie słusznie - glanowany w internecie za swój ekstremalnie kretyński i cuckoldowski wpis, w którym pokazał, że nie ma pojęcia jak obecnie działa rynek matrymonialny oraz instytucja małżeństwa w Polsce i na świecie. No i przez takich jak on młodzi  mężczyźni odchodzą od katolicyzmu. To kolejny argument, by prawica częściowo sięgała po Wilhelma Reicha i by popierała budowę realistycznych seksrobotów i obiecywanych przez Muska sklonowanych kociouszastych panienek :) W rozwiniętych społeczeństwach okazuje się bowiem, że to biologia ma o wiele więcej do powiedzenia o sensie życia niż 2,5 tys. lat filozofii.


***


Pamiętajcie oczywiście o najnowszej książce Waszego Ulubionego Autora - o "Demonach nazistów", a także o poprzedniej - "Mrocznych sekretach II wojny światowej". Wydawnictwo Replika ma niezłą promocję , ale obie książki da się też kupić w dobrych cenach w sklepach internetowych. 

Fragmenty recenzji:

"Książka została skonstruowana jako coś w rodzaju podróży – zarówno przez konkretne lokalizacje (jak Wewelsburg, miejsca kaźni, ruiny koszar i schronów), jak i przez sferę wierzeń, rytuałów i tajemniczych inspiracji ideologicznych. Hubert Kozieł przygląda się, skąd wśród nazistowskich elit brało się zainteresowanie magią, runami, rytuałami i pragermańskimi mitami. Analizuje też, jak te fascynacje wpisywały się w aparat propagandowy i mitotwórczy III Rzeszy.
W pewnym momencie stawia autor pytania o charakter niematerialny: czy energia zła, przemocy, masowej eksterminacji mogła zostawić „ślady” – nie tylko w ludzkiej pamięci, ale także w miejscach, gdzie się wydarzyła? Nie daje jednoznacznej odpowiedzi – raczej proponuje, aby to sami czytelnicy spojrzeli na te lokalizacje jako coś więcej niż tylko punkty na historycznej mapie.
Jedną z rzeczy, które czytelnicy z pewnością docenią, jest sposób narracji. Hubert Kozieł przemawia językiem zrozumiałym dla każdego, a jego styl sprawnie balansuje między popularnonaukowym a refleksyjnym. Książka napisana jest przystępnie, ale z dużym szacunkiem dla czytelnika: nie ma tu infantylnych uproszczeń ani nadęcia." - portal W Mroku Historii.

"Tym, co bez wątpienia zasługuje na uwagę, jest sposób budowania napięcia. Kozieł kreśli kolejne obrazy, zmieniając ton, tematykę i styl niczym klatki w dynamicznym filmie – lub, jak celnie można to ująć, jak kolejne obrazy przewijane na rolce w mediach społecznościowych. W jednej chwili jesteśmy świadkami okultystycznych obsesji Himmlera, by zaraz potem zanurzyć się w opowieści o Anneliese Michel — biernej ofierze psychiatrii, religii albo… demonicznego opętania przez ducha m.in. Hitlera i księdza Fleischmanna. (...) Warto też zwrócić uwagę na sposób, w jaki autor portretuje przestrzeń. Miejsca zbrodni, takie jak Zofiówka czy obozy, nie są tylko tłem – stają się pełnoprawnymi bohaterami, obiektami, które „pamiętają” cierpienie. To w nich, zdaniem niektórych, zaginęła czasoprzestrzeń, a dusze wciąż się błąkają. Brzmi to jak fragment horroru, ale w książce Kozieła działa jako metafora – może nie dosłowna, ale mocna w swoim wymiarze symbolicznym.

Podsumowując – „Demony nazistów” to książka nierówna, ale fascynująca. Przepełniona pytaniami, niedopowiedzeniami, zmiennością stylu i tonu. To lektura, która może zaintrygować zarówno młodych czytelników poszukujących czegoś nieoczywistego, jak i bardziej wymagających odbiorców zainteresowanych mrocznymi aspektami historii. Trudno się od niej oderwać. Nie sposób odmówić autorowi odwagi, erudycji i pasji.Jeśli interesują Cię książki z pogranicza historii i tajemnicy, warto dać tej pozycji szansę – być może nie odpowie na wszystkie pytania, ale z pewnością pozostawi z nowymi." - portal Historia Wojen.

"Kozieł prezentuje spojrzenie na historię z zupełnie odmiennego punktu widzenia niż ten, który znamy z powszechnie dostępnych źródeł. Narracja bardzo wciąga, nie jest to typowa literatura popularno - naukowa ani tym bardziej podręcznik do historii. Fakty mieszają się z niewyjaśnionymi tajemnicami, straszą mrokiem dawno opuszczone podziemne bunkry, nie milkną echa dawnych zbrodni...Jeśli chcecie poczuć ten klimat, zachęcam do lektury. Mnie się bardzo podobało. Było tu wszystko, co lubię: trochę faktów, nuta tajemnicy, dreszczyk emocji, kilka teorii spiskowych, które Autor przedstawia w bezstronny sposób. Do tego świetny styl i warsztat oraz estetyczne wydanie. Zdecydowanie polecam. Ocena: 8/10 " - Kamila Strykowska-Momot, grupa Czytam cały rok.

Jeśli przeczytacie i się Wam spodoba, to zapraszam do podzielenia się wrażeniami z lektury.
Autor: foxmulder o 05:03 20 komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Chiny, Iran, Izrael, Polska, Rosja, Trump, Ukraina, USA

sobota, 7 czerwca 2025

1 czerwca - Dzień Zwycięstwa

 


Ilustracja muzyczna: One Punch Man opening

Nie wiem, jak Wy, ale ja 1 czerwca po godzinie 23.00 parsknąłem śmiechem :)))))  Cóż za zwrot akcji! Toż to "największe zdrady w historii anime" :) Dwugodzinna "prezydentura" Trzaskowskiego stała się memem. Stał się prawdziwy cud - przez następne godziny z wielką przyjemnością oglądało się TVN 24 i TVP (w likwidacji).

Oneeeeee puuuuuuunch!!!

Gdy dwie godziny wcześniej przemawiał Nawrocki, mówiąc, że "w nocy odniesiemy zwycięstwo", skojarzyło mi się to z podobnym wystąpieniem Joe Bidena w 2020 r. 


Trzaskowski dodatkowo się ośmieszył swoją triumfalną mową. A powinien później wygłosić przemówienie, w którym padłyby słowa: "Przeciwko mojej kampanii działała zorganizowana siatka sabotażystów, ludzie tacy jak: Sławomir Nitras, Wojciech Zembaczyński, Kinga Gajewska, Dorota Wysocka-Schnepf, Kamil Dziubka, Roman Giertych, a przede wszystkim, co mówię z najgłębszym smutkiem - Donald Tussk i Jacek Murański". Oczywiście Trzaskowski powinien mieć pretensje przede wszystkim sam do siebie. Po raz kolejny bowiem pokazał, że się nie nadaje na prezydenta. Nie potrafi wytrzymać trzygodzinnej debaty, panicznie boi się opozycyjnych mediów, a jako pomysł na politykę zagraniczną przedstawia jedzenie Prince Polo. Tak to jest, gdy na kandydata wybiera się kolesia, który całe życie był uprzywilejowany, odseparowany bańką od krytyki i ciągnięty za uszy na wyższe stanowiska. Może warto byłoby zbadać okoliczności, w których w 2020 r. wykreowano go jako kandydata na prezydenta w miejsce Kidawy-Błońskiej. Jak to się stało, że bez żadnych partyjnych prawyborów powierzono mu tę misję?




Mówi się, że Nawrocki wygrał "niewielką różnicą głosów". Naprawdę? W drugiej turze zdobył ponad 10,6 mln głosów - jedynie o 16 tys. mniej niż Lech Wałęsa w drugiej turze wyborów 1990 r. Miał prawie 370 tys. głosów więcej niż Trzaskowski. To prawie tyle ile liczy mieszkańców Szczecin. To ma być "niewielka liczba"? Trzeba przyznać, że różnica była o 53 tys. głosów mniejsza niż w 2020 r. Jeśli Trzaskowski będzie startował w wyborach prezydenckich co pięć lat i za każdym razem będzie zmniejszał dystans do zwycięzcy o około 53 tys. głosów, to może zostać prezydentem w 2060 r., w wieku 87 lat. Będzie wówczas Bernie Sandersem polskiej polityki. 

No cóż, jojczenie, że "Kaczyński wybrał złego kandydata" okazało się chybione. Nawrocki okazał się bardzo dobrym kandydatem, o czym świadczyły jego wyniki wyborcze, w wielu miejscach lepsze od wyników prezydenta Dudy z 2020 r. Głosowało na niego procentowo więcej osób nawet w bastionach mniejszości narodowych. Jarosław Kaczyński (stający się sigmą dla pokolenia Alfa) wykreował już czterech prezydentów: Wałęsę w 1990 r., swojego brata w 2005 r., Dudę w 2015 r. i Nawrockiego w 2025 r. Tym razem postawił na millenialsa (Trzaskowski jest przedstawicielem pokolenia X), nie należącego do PiS i mającego swobodę odcinania się od niektórych aspektów rządów tej partii, chłopaka z blokowiska, który własną pracą doszedł na szczyt, będącego rzadkim połączeniem fightera oraz inteligenta. Oczywiście wroga propaganda pruła się, że Nawrocki to "prymitywny kibol", a część prawicowców lamentowała, że powinno się wystawić prof. Czarnka lub Glińskiego. No dobra, tym razem zamiast profesora wystawili osobę mającą stopień naukowy doktora. Doktor Karol Nawrocki napisał osiem książek, a trzy zredagował, kierował też dużym muzeum historycznym oraz IPN, czyli kluczową instytucją dla polityki historycznej państwa. (Oczywiście odezwą się narzekania, że "polityka historyczna nie jest ważna". Tymczasem jest ona bardzo ważna, co rozumieją takie kraje jak Niemcy, Rosja czy Izrael. Rosja - właśnie za politykę historyczną - wydała list gończy za Nawrockim.) Dla porównania: Trzaskowski ma na koncie trzy książki, z czego jedna to osławiony "Rafał", w której opowiada o swoich przygodach z rekinami. Nawrocki będzie oczywiście potrzebował dobrych doradców ds. gospodarki i polityki zagranicznej, ale jest też człowiekiem, który szybko się uczy. Widać to po tym, jak się rozkręcił w kampanii wyborczej i jak zmiażdżył w niej politycznego wyjadacza, hodowanego od lat na lidera.

Słyszałem ciekawą teorię. Według niej, Amerykanie mieli naciskać na Niemców, by nie robili problemów z uznaniem wyniku polskich wyborów prezydenckich. Dlatego rankiem 2 czerwca Ursula von der Leyen napisała gratulacyjnego tweeta dla Nawrockiego. Za tym poszła cała masa tweetów od przywódców różnych państw. Tussk czekał do wieczora i nie pogratulował Nawrockiemu, ale jego zwolennikom. Być może niemieckie służby wcześniej wprowadziły Tusska na minę. Pamiętacie osławiony artykuł Onetu o tym jak rzekomo Nawrocki sprowadzał dziwki do sopockiego Grand Hotelu? Z przecieków wynika, że "dwóch anonimowych informatorów", na których oparto ten tekst, zostało zmyślonych. Artykuł jednak zaszkodził Nawrockiemu. Z badań OGB wynikało, że w przedwyborczą środę prowadził jeszcze Trzaskowski. Ale trend się zmienił po tym, jak Tussk poszedł do Rymanowskiego. Stwierdził tam wówczas, że źródeł rewelacji wymierzonych w Nawrockiego był Jacek Murański "aktor znanych z małych rólek". 


Dziaders Tusk być może nie kojarzył, kim jest Murański, ale młodzi kojarzą Murańskiego jako internetowego zjeba. Net zalała więc fala złośliwych memów i filmików. Historyjka Onetu o Nawrockim została skutecznie ośmieszona, a do Tusska na trwałe się przykleił filmik z Murańskim krzyczącym: "Masa, Masa, ssij kutasa!" :) Tymczasem Stankiewicz z Onetu sam przyznał, że w historii o Grand Hotelu coś nie stykało, bo Wielki Bu mający kręcić tym dziwkarskim interesem miał wówczas dopiero 17 lat. Kto więc podpowiedział Tusskowi, by grzał tę historię i powołał się na Murańskiego? Jeśli uznamy, że za pośrednictwem Onetu działała niemiecka BND, to musimy pamiętać, że Amerykanie posiadają od 1945 r. odpowiednie środki pozwalające im ingerować w pracę niemieckich służb. 



Tuż przed drugą turą na CPAC-u w Rzeszowie wystąpiła moja ulubienica Kristi Noem, szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ciekawe, że administracja Trumpa podesłała akurat kogoś reprezentującego służby. Silniczki szydziły co prawda, że Noem "zastrzeliła swojego psa", ale akurat na Kaszubach popularnym imieniem dla psów jest akurat... Tusk.



Wiem, że nie powinno się wyśmiewać elektoratu przeciwnika, ale silniczki akurat mocno się ośmieszają twierdząc, że "PiS, Konfederacja i Jakubiak sfałszowali wybory" w sytuacji, w której PKW, służby specjalne i cały aparat państwa działały na korzyść Trzaskowskiego. Najpierw giertychowcy powoływali się na analizę z Wykopu, której autor przyznał, że robił ją po pijaku, a jak wytrzeźwiał i zrobił ją ponownie, to wszystko się zgadzało. Później twierdzili, że "wykształceni, wielkomiejscy" wyborcy Trzaskowskiego mają problemy z czytaniem i pomyłkowo głosowali na Nawrockiego, bo zajmował pierwsze miejsce na liście... Teraz wciąż kombinują jak Giertych pod górę i udają geniuszów matematycznych, by wykazać, że Trzaskowskiemu ukradziono kilka tysięcy głosów (co z pozostałymi ponad 360 tys.?) Jak napisał Maciej Wilk:

"Ogółem w skali kraju można wskazać 12 (słownie: DWANAŚCIE) komisji, gdzie wyniki
@NawrockiKn odbiegały od wartości oczekiwanej o ponad 100 głosów, a wartości
@trzaskowski_ były zaniżone. Łączna różnica to 2340 głosów. O komisji nr 95 w Krakowie czy nr 13 w Mińsku Maz. pisały już media. Nie zdziwię się, jak zaraz usłyszymy jeszcze o gminie Olesno, Strzelcach Opolskich czy Tychach. Co ciekawe, komisji, gdzie wyniki
@trzaskowski_ odbiegały od wartości oczekiwanej in plus o ponad 100 głosów było natomiast 469, a liczba "nadmiarowych" głosów to ponad 91 tysięcy Proponuję np. przyjrzeć się komisji nr 113 na warszawskim Mokotowie, w której Karol Nawrocki otrzymał... 2 głosy więcej niż w I turze, a Rafał Trzaskowski 868 głosów więcej" (koniec cytatu)

Przypomnijmy więc: wałki wyborcze robi się w Polsce przede wszystkim w wielkich miastach, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi głosują na tymczasowe zaświadczenie, frekwencja sięga w niektórych dzielnicach 90 proc., a bezdomni głosują za odpowiednią nagrodę. Wałki robi się też w komisjach zagranicznych, gdzie nie ma mężów zaufania z różnych partii, a głosy liczą resortowi.


Jeszcze przed I turą Platforma założyła stronę do zgłaszania protestów wyborczych. Ja już z niej skorzystałem. Zgłosiłem nielegalną agitację podczas ciszy wyborczej. Napisałem, że po komisji biegał nagi Roman G., a na obrzezanym kutasie miał napisane: "Debil". Zachęcam do składania podobnych protestów. 



Wygląda na to, że ruch Silnych Razem będzie ewoluował w polskiego QAnona. "Trust the plan!" Ciekawe, czy Giertych przebrany za bawoła będzie 6 sierpnia szturmował Sejm?

Ogólnie w kręgach władzy doszło do niezłej refleksji intelektualnej. Poseł Zembaczyński stwierdził, że "musimy stworzyć własną telewizję, taką jak TV Republika". A ja sądzę, że powinni stworzyć własnego Jackassa!

Ogólnie obserwując reakcje powyborcze sporej części naszych współobywateli, trzeba przyznać, że spora część naszego narodu jest od 20 lat poddawana indukowanej zewnętrznie histerii. "Aaaaa!!! Kończy się demokracja, bo wygrał ten na którego głosowała większość!!! Aaaaa!!! Będą nas się wstydzić na Zachodzie!!!".  Oprócz tej histerii mamy też wśród mieszkańców Weischselgau/Kraju Priwislańskiego sporą dozę frustracji seksualnej. Uświadomiło mi to zachowanie niejakiego Tomasza Wiejskiego - internetowego jełopa, będącego podchujaszczym Giertycha. Wiejski zaczepił na X-ie Annę Pawelec, dziennikarkę WPolsce24 pisząc, że "bardzo profesjonalnie chwyciła mikrofon" i "musi mieć w tym doświadczenie". Po czym dodał, że sam "jedynie ściska swój mikrofon". 



Przypomniało mi się to jak podczas spotkania wyborczego w Poznaniu jakiś obleśny, śliniący się dziad, obsesyjnie pytał Daniela Nawrockiego "a gdzie jest mamusia". Wśród silniczków popularna była wówczas plotka mówiąca, że Marta Nawrocka - funkcjonariuszka KAS - była/jest prostytutką. (Wcześniej rozpowszechniali takie plotki, jak zobaczyli jak wygląda żona Ziobry.) Widać było, że przy snuciu tych potwarzy niemal dostawali orgazmów. W dyskusjach o Nawrockim zapieniali się natomiast, niemal zawsze pisząc, że to "alfons" (choć nawet publikacje Wyborczej i Newsweeka na to nie wskazywały). Alfons był dla nich największym oskarżeniem. Dlaczego? Dlatego, że wyobrażają sobie alfonsa jako kolesia otoczonego młodymi, ładnymi panienkami będącymi na każde jego zawołanie. Takiego P.I.M.P. z hiphopowej piosenki. Silniczki pisząc więc o alfonsie były zielone z zazdrości. "Jaki ten świat niesprawiedliwy! Ten pisowiec rucha, a my nie!". 


Podejrzewam, że większość kodziarskich dziadersów ma nieudane życie erotyczne. Ożenili się młodo, z pierwszą lepszą i teraz tego mocno żałują. Ich życie seksualne było nudne i schematyczne jak w skeczu Monty Phytona o ulsterskich protestantach. Niektórzy są od lat samotni i sfrustrowani. I nie potrafią tej frustracji odpowiednio rozładować. Przypomnijmy sobie afery seksualne z udziałem liberalnych propagandystów: retard Lis wywalony z Newsweeka za molestowanie, Kącki walący konia przy koleżance w redakcji...



Frustrację seksualną widać również w żeńskiej części silniczków. Rozwódki po 40-ce i samotne korpolasencje. I to one najczęściej hejtowały siedmioletnią córkę Nawrockiego, pisząc nawet, że ta dziewczynka "i tak skończy w burdelu". Podejrzewam, że większość tych frustratek sama sobie fantazjuje, że zostały zniewolone w burdelu. Czytając "50 twarzy Graya" wyobrażają sobie jak szcza na nie jakiś miliarder, a oglądając "Opowieści podręcznej" wyobrażają sobie, że same są trafiły do takiego obozu, dostały wdzianko podręcznej, a jeden ze skrajnie prawicowych przywódców Gileadu zapładnia je podczas gdy bezpłodna żona owego przywódcy trzyma ją za ręce. Po prostu na jakimś etapie życia zabrakło im kolesia, który dałby im klapsa na goły tyłek, kazał im nago sprzątać mieszkanie lub doprowadził ręcznie do orgazmu w przebieralni centrum handlowego. Wynikającą z tego frustrację widać choćby w podejściu tej grupy kobiet w stosunku do bliskowschodnich i subsaharyjskich nachodźców. One czekają na to, że jakiś muzułmanin patriarchalnie je zdominuje. One są masochistkami, tylko nie do końca to sobie uświadamiają.

Zarówno wśród silniczkowych frustratów i frustratek, jak i różnych juleczek panuje przekonanie, że to Kościół katolicki odpowiada za ich  nieudane życie seksualne. Nawet jeśli nigdy do kościoła nie chodzili/ły. A jak tylko zostanie uchwalona nieograniczona aborcja i związki partnerskie, to się odkują za wszelkie lata frustracji - nagle bezzębny kodziarski milicyjny dziad nie będzie mógł opędzać się od młodych biuściastych panienek marzących o zrobieniu mu loda, a gruba 40-tka z działu HR stanie się ukochaną miliardera z "50 twarzy Graya". Tak, oni naprawdę w to wierzą.



I dlatego uważam, że powinniśmy odebrać lewicy Wilhelma Reicha i jego sexpolitykę. Przypominam, że najbardziej popularną reformą Solona było stworzenie w Atenach taniego, państwowego burdelu. W ten sposób starożytne Ateny uniknęły powstania grupy frustratów-silniczków i stworzyły demokrację. Już w czasach chrześcijańskich św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu uważali, że prostytucję należy tolerować, by rozładowywać napięcia społeczne. Na progu rewolucji transhumanistycznej warto o tym pamiętać. Wybory prezydenckie w 2035 r. wygra ten, kto obieca młodym wyborcom realistyczne seksroboty oraz wykreowane genetycznie dziewczyny z kocimi uszkami.

***



1 czerwca był również Dniem Zwycięstwa odniesionego nad rosyjskim lotnictwem strategicznym. W ramach operacji "Pajęczyna" ukraińskie SBU zdołało zniszczyć za pomocą dronów startujących z ciężarówek na czterech rosyjskich lotniskach (w tym jednej pod Irkuckiem, a drugiej nad Amurem, przy chińskiej granicy!) wiele bombowców strategicznych Tu-95, Tu-22m3, Tu-160, plus samoloty wczesnego ostrzegania Beriew A-50 oraz transportowce An-12 oraz Ił-76. Podana przez Ukraińców liczba 41 trafionych samolotów jest pewnie zbyt optymistyczna. Bazując na dostępnych nagraniach szacuje ją na 22. Nie wiemy jednak, co zostało trafione w bazie Floty Północnej w Siewieromorsku. A dym po eksplozji był tam duży...

Amerykanie oficjalnie odcięli się od tej operacji. (A co mieli zrobić?) Nieoficjalnie Trump uznał jednak, że była ona "zajebista", choć wyraził obawy o rosyjski odwet. 

Ów rosyjski odwet jest jak na razie słaby. Rosyjskie siły powietrzne po raz kolejny pokazują, że wciąż nie nauczyły się prowadzić strategicznych kampanii bombardowań. Trudno się też było spodziewać, by były one obecnie zdolne do takiej kampanii - po ciosie, jaki im zadano.

Za operację "Pajęczyna" odpowiadali ponoć DJ i "wiedźma" będąca autorką powieści erotycznych...

Nieco wcześniej Ukraińcom udało się wysadzić w powietrze kolesia, który kierował bombardowaniami Mariupola. Zwabili go za pomocą podstawionego kolesia na... gejowskim portalu randkowym. 

Zeszłotygodniowe ataki na lotniska strategiczne zostały nazwane "rosyjskim Pearl Harbor". To był raczej Pider Harbor.

A tuż przed ciszą wyborczą prezydent Duda odznaczył Budunowa...

***

Elon Musk nie ma racji w sporze z Trumpem, bo posługuje się archaicznymi teoriami ekonomicznymi. Liznąłby trochę MMT, to wiedziałby, że emitent waluty nie zbankrutuje w długu zdenominownym w tej walucie i że deficyt sektora prywatnego jest nadwyżką sektora publicznego. Gospodarka USA za Reagana świetnie się rozwijała w dużej mierze dzięki rosnącemu deficytowi. Cięcie deficytu o 2 bln USD  - jak proponował Musk - skończyłoby się ostrą recesją. No i pewnie Musk dostałby bólu d..., gdyby w ramach oszczędności budżetowych obcięto subsydia dla jego spółek... Elonowi więc można poradzić: mniej ketaminy, więcej MMT. 

***

Już 17 czerwca premiera nowej książki Waszego Ulubionego Autora. Można ją już zamawiać w księgarniach internetowych - ceny nawet lekko poniżej 30 zł. Gorąco więc zachęcam do czytania!

A na blogu z recenzjami - mocne wspomnienia wojenne Mariana Karczewskiego i "Na posterunku" Jana Grabowskiego. 

Wpisu za tydzień nie będzie, bo jadę na urlop na Bliski Wschód.


Autor: foxmulder o 05:49 61 komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Musk, Niemcy, Polska, Rosja, Trump, Ukraina, USA
Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Popieram transatlantycką jedność. Śmierć kremlinofilskim euroazjatom!

Popieram transatlantycką jedność. Śmierć kremlinofilskim euroazjatom!

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Blogi godne polecenia

  • Zapiski czynione po drodze
    Dziennik wojny - dni od sto siedemdziesiątego piątego do sto dziewięćdziesiątego szóstego czwartego roku (1271-1292)
  • papierowy tygrys
    ''Druga Jałta'' - a weźta z tym wypierdalajta.
  • Recenzje Foxa
    To ja - Andrzej Duda - recenzja
  • Jacek Sierpiński
    Wojna w Gazie a libertarianizm
  • Na marginesie... (Jaszczur)
    Wokół rozmów Trump-Putin. Glossa do wpisu Weliny Czakarowej
  • wolność równość ludobójstwo
    Iluzja Pola Walki.
  • GROTA RAGNARA
    SARMACKIE OPOWIEŚCI - Cz. V
  • Kronika Novus Ordo
    Nie cuzlugiemi natosopowodu suego cylia... cysia, lekufamy...
  • Hania's Blog
    Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji
  • POI555.com
    Does everyone have HPV?
  • spiskologia.pl
    Droga do San Francisco #2
  • Empire of Culture
    O autorze – Imperium kultury
  • Blog Foxmuldera (archiwalny)
    Wróciłem i zapraszam w nową podróż!
Pokaż 10 Pokaż wszystko

Obserwatorzy

Archiwum bloga

  • ▼  2025 (33)
    • ▼  września (1)
      • Wizyta w Białym Domu i parada w Pekinie
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2024 (47)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2023 (51)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2022 (47)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (4)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2021 (48)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2020 (50)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (4)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2019 (45)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2018 (47)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (4)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (47)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (3)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2016 (57)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (4)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2015 (62)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (6)
    • ►  września (6)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (7)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2014 (115)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (8)
    • ►  października (6)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (14)
    • ►  lipca (12)
    • ►  czerwca (10)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2013 (172)
    • ►  grudnia (10)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (11)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (16)
    • ►  kwietnia (21)
    • ►  marca (19)
    • ►  lutego (19)
    • ►  stycznia (20)
  • ►  2012 (272)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (21)
    • ►  września (26)
    • ►  sierpnia (16)
    • ►  lipca (19)
    • ►  czerwca (21)
    • ►  maja (23)
    • ►  kwietnia (28)
    • ►  marca (29)
    • ►  lutego (23)
    • ►  stycznia (20)
  • ►  2011 (151)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (22)
    • ►  października (28)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (32)
    • ►  lipca (23)

O mnie

foxmulder
Mój mail: foxmulder2@(nospam)gazeta.pl (Oczywiście z adresu maila wywalacie (nospam)
Wyświetl mój pełny profil

Sentymenty

Sentymenty
Marszałek Piłsudski

Drugi Marszałek

Kostek-Biernacki

Wojewoda Grażyński

Generał Bułak-Bałachowicz

Pius XII Santo Subito!

Ostatni Bóg Wojny

Menachem Begin

Ronnie

Płk Kukliński

Prezydent Lech Kaczyński i 95

Święci, święci, święci...

  • Ekspedyt
  • Charbel
  • Rita
  • o. Pio
  • Juda Tadeusz
  • Marta
Motyw Okno obrazu. Autor obrazów motywu: sndr. Obsługiwane przez usługę Blogger.