Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Brytania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Brytania. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 września 2022

God save the Queen, the fascist regime...

 


Ilustracja muzyczna: Motorhead - God save the Queen

Foliarze mają teraz używanie, wszak królowa Elżbieta II była dla nich reptilianinem składającym ofiary z dzieci. Jak zwykle kiepsko wyczuły moment również lewackie libki cieszące się ze śmierci "kolonizatorki".  Ciepło się wypowiadał o zmarłej królowej natomiast Donald Trump - ku przerażeniu wyznawców QAnona, którzy kiedyś twierdzili, że królowa została poddana egzekucji w Guantanamo. Co ciekawe, partia Sinn Fein, złożyła kondolencje rodzinie królewskiej i wszystkim pogrążonym w żałobie. 

No cóż, panująca przez 70 lat królowa, która przyjmowała u siebie na audiencjach 15 premierów - od Churchilla po Liz Truss - była pomnikiem historii, a jej żywot odzwierciedlał to jak rozpadało się Imperium i jak dużą pracę wykonano, by ocalić jego resztki. Kiedyś nazwałem europejskich monarchów eksponatami muzealnymi. Podtrzymuje to, choć PR towarzyszący królowej pokazuje, że tego typu "eksponaty" stanowią cenne aktywa w mocarstwowym soft power. Elżbietę II można uznać za dobrą aktorkę, która świetnie odgrywała swoją rolę - pomimo wypływających na jaw dziwnych koneksji jej małżonka księcia Filipa, wizyt u Epsteina jej syna księcia Andrzeja i tragikomicznych perypetii obecnego króla Karola III.

Oczywiście brytyjscy monarchowie od ponad 200 lat panują, ale nie rządzą. Dowodem na to jest choćby los Edwarda VIII, obalonego w transatlantyckim zamachu stanu, z tego względu, że chciał zbliżenia swojego kraju z Rzeszą. Ogólnie, nawet w trakcie wojny monarchowie byli bliscy stronnictwa pokojowego, czy też kapitulanckiego. I co? I nic. Nie oni kształtowali politykę. Dziwny zgon księcia Kentu w "katastrofie" lotniczej w 1942 r. sugerował wręcz, że członka rodziny królewskiej można się pozbyć, jeśli za dużo kombinuje. 



Tak się akurat składało, że Edward VIII był ulubionym wujkiem Elżbiety, a w 1933 r. uczył ją jak wykonywać gest rzymskiego pozdrowienia. (Ironią losu jest to, że niesławna Meghan później celowo naśladowała styl Wallis Simpson.) Nie przeszkadzało to jednak, by młoda Elżbieta w czasie wojny założyła mundur i zasiadła za kierownicą ambulansu. Niemcy bombardując w 1940 r. Pałac Buckingham po raz kolejny pokazali, że są narodem kretynów - dali w ten sposób sygnał prolom z East Endu, że bombardują nie tylko biedaków, ale też klasy wyższe i zapobiegli prowokowanemu przez komunistów buntowi społecznemu w Londynie. 

Ilustracja muzyczna: The British Grenadiers - Girls und Panzer OST

W tej historii są też polskie akcenty. W latach powojennych ochroniarzem młodej księżniczki Elżbiety był gen. Janusz Brochwicz-Lewiński. Wspomniał, że wszyscy bardzo lubili wówczas księżniczkę Małgorzatę, bo była bardzo rozrywkowa. 


Ale to była wówczas zupełnie inna Brytania - umierające Imperium potrafiące pokazać swoją okrutną stronę. Brochwicz-Lewiński po wojnie służył też w Mandacie Palestyńskim. Wspominał, że jego dowódca bardzo się wściekł, po tym gdy żydowscy terroryści w ataku na brytyjski konwój zabili młode, powszechnie lubiane pielęgniarki. Złapanego młodego Żyda ciągnięto wówczas za jeepem po pustyni, aż została z niego tylko oderwana połowa ciała. W dzisiejszych czasach coś takiego, by oczywiście nie przeszło. 


I na koniec anegdota: Dziennikarze spytali kiedyś Roberta Mugabe, dyktatora Zimbabwe i zarazem byłego poddanego brytyjskiego, czy nie myśli o zrezygnowaniu ze stanowiska ze względu na wiek. Mugabe odparł: - Królowej brytyjskiej też zadacie to pytanie?



sobota, 16 lipca 2022

Hemoroidy Baćkoszenki

 


Ilustracja muzyczna: Nao Touyama - de Messiah - Yusha, Yamemasu ending 2

Pułkownik Igor Girkin vel Striełkow dołożył pokaźnej wielkości cegiełkę do klęski Rosji. Swoimi nieustannymi nawoływaniami, by przeprowadzić mobilizację i rzucić wszystkie siły na Ukrainę. Karzełek Putin postrzega bowiem Girkina oraz jemu podobnych jako opozycję wojskową i z ogromną podejrzliwością traktuje ich rady. W ostatnich miesiącach uznawał więc, że należy robić dokładnie odwrotnie niż oni radzą. Mobilizacji więc nie było. Tymczasem, według "Generała SWR", Putin dostawał raporty mówiące, że 15 lipca to ostatni możliwy moment na przeprowadzenie mobilizacji, która byłaby efektywna.

Wbrew obawom niektórych ludzi, Białoruś jak dotąd nie rzuciła swoich wojsk na Ukrainę. Zapewne dlatego, że sami białoruscy wojskowi się do tego nie palą. Oficerowie 5 Brygady Sił Specjalnych napisali do Baćki list, w którym, w buntowniczym stylu, sprzeciwili się ewentualnemu udziałowi ich kraju w wojnie. 



Karzełek Putin planował podpisać układ o utworzeniu państwa związkowego Rosji i Białorusi z Federalną Ukrainą rządzoną przez Janukowicza. Janukowicz oczywiście podpisał wszystko, bez czytania. Baćka, według "Generała SWR", się wymówił. Powiedział Putinowi, że nie może przylecieć do Moskwy na ceremonię podpisania układu, bo ma... hemoroidy i nie nie może długo siedzieć. 

Można się spodziewać, że po takim numerze odstawionym przez Baćkę (proto-Nawalnego), Rosja się odgryzie na Białorusi. Czy będzie to jednak jakaś zupełnie kretyńska akcja zorganizowana przez służby czy też Kreml wykorzysta realne atuty takie jak uzależnienie białoruskiej gospodarki od rosyjskich surowców energetycznych?

Jeśli zwróciliście uwagę na to jak Kazachstan ostatnio dystansuje się od Rosji, to powinniście wiedzieć, że ma ku temu poważne powody. W latach 2019-2021 Rosja ośmiokrotnie sugerowała bowiem Chinom, że trzeba wspólnie "porozmawiać o przyszłości Kazachstanu", czyli o jego rozbiorze. Chińczycy za każdym razem grzecznie przerywali dyskusję. Wiemy, że karzełek Putin dwukrotnie proponował rozbiór Ukrainy władzom w Warszawie - raz Tusskowi, drugi raz Sikorskiemu. Sami to przyznali. A co Putin proponował Merkel, gdy z nią rozmawiał? Którym państwem chciał się dzielić?

***

Prawicowa część netu ostatnio flekuje Wolskiego za komusze kretynizmy, które wygadywał o IPN. Koleś robił na mnie dotychczas kiepskie wrażenie, ale to tylko subiektywne odczucie. Zychowiczowi zdarza się jednak promować dziwnych ludzi. A sam oczywiście promował bardzo szkodliwą narrację. Pisał choćby, by oprzeć się w sojuszu na Niemcach lub Rosji. Historia realna jak widać niewiele go nauczyła.




***

Jednym z najbardziej szkodliwych mitów, z którymi mamy do czynienia jest mit o wszechmocy rosyjskich tajnych służb. Według sporej części prawicy, są one niezwyciężone, niezwykle finezyjne i bardzo profesjonalne. Oczywiście nie było w nich nigdy żadnych zachodnich szpiegów i dezerterów i nigdy nie angażowały się one w zupełnie idiotyczne operacje w stylu otrucia płka Skripala czy zamach w Verbaticach :)

Ta narracja przewiduje również, że rosyjskie służby odpowiedzialne są również za upadek rządu Johnsona, a nawet za ostatni wyciek dokumentów Ubera uderzający w Macrona. Oczywiście wszystko to jest oparte na rozkminach w stylu diagramów Tomasza Piątka. Skoro informacje o Partygate Johnsona pojawiły się w tabloidzie, to pewnie ten tabloid należy do rosyjskiego oligarchy... 

No cóż, pierwsze informacje o Partygate pojawiły się w "Daily Mail", konserwatywnym, probrexitowym i nastawionym antyrosyjsko tabloidzie należącego do brytyjskiego wydawcy działającego na rynku od 1903 r. (Częściową własnością rosyjskiego oligarchy Aleksandra Lebiediewa - byłego funkcjonariusza KGB i SWR są lub do niedawna były natomiast: "Evening Standard" i "The Independent". Z Lebiediewem natomiast spotykał się bez doradców... Johnson w 2018 r.  a jego synowi załatwił szlachectwo.) Przed rewelacjami o Partygate, dzielił się na łamach "Daily Mail" brudami o funkcjonowaniu Downing Street Dominic Cummings, były doradca Johnsona i jeden z architektów brexitu. Cummings poróżnił się z Johnsonem o politykę pandemiczną i zwrot partii w lewo. Ostro darł koty również z Carrie Symonds, dziewczyną a później żoną Borisa. Jeśli więc już szukamy spisku, to bardziej zasadne jest to, kto podsunął Borisowi Carrie...

W wyścigu o fotel premiera największe szanse mają obecnie: Penny Mordaunt, Rishi Sunak i Liz Truss. Gdybym miał możliwość, to w partyjnych wyborach zagłosowałbym na Liz. Największą popularnością wśród szeregowych torysów cieszy się jednak Mordaunt, która ma ciekawy życiorys. Córka spadochroniarza, który nadał jej imię na cześć krążownika HMS Penelope (zatopionego na Morzu Śródziemnym w 1944 r.), będąca oficerem rezerwy Royal Navy i pierwszą w historii kobietą na stanowisku brytyjskiego ministra obrony (które sprawowała jednak tylko przez 85 dni), w 2000 i 2004 r. pracowała dla kampanii prezydenckiej Busha, po 1989 r. była wolontariuszką w rumuńskich sierocińcach.

***

Zabójca premiera Abe twierdzi, że dokonując zamachu mścił się na Kościele Zjednoczeniowym pastora Chojeckiego Moona. Jego matka była związana z sektą, sprzedała dom i przekazała pieniądze sekciarzom, doprowadzając rodzinę do ruiny.  Co jednak łączyło premiera Abe z ludźmi Moona, poza tym, że sporadycznie pojawiał się na imprezach organizowanych przez powiązane z nimi organizacje?


  Nobosuke Kishi, dziadek Abe ze strony matki, premier w latach 1957-1960, a wcześniej minister w gabinecie Tojo i gospodarczy zarządca Mandżurii zwany "potworem ery Showa", był tym, który pomógł pod koniec lat 50-tych sekcie Moona w rozwoju w Japonii. 

Sekta Moona była oczywiście bardzo blisko związana ze służbami specjalnymi, a szczególnie z południowokoreańskim wywiadem. Wielebny Moon, publicznie znany jako ostry antykomunista, jeździł do Korei Północnej i spotykał się z jej przywódcami. Coś w stylu historii ze świetnego koreańskiego filmu "Szpieg".

***

Wracając do kwestii rosyjskiej, przypomnijmy co prezydent Richard Nixon mówił na temat rosyjskiego postkomunizmu i Chin w 1993 r.:




I na koniec: ezoteryczny nixonizm.

 

sobota, 9 lipca 2022

Shinzo Abe zabity, Boris Johnson obalony

 


Ilustracja muzyczna: Unravel - Tokyo Ghoul Opening

Śmierć byłego premiera Japonii Shinzo Abe to oczywiście zdarzenie szokujące. Nie pierwszy raz jednak zdarza się, że wysokiej rangi japoński polityk ginie w zamachu. (Celem zamachu był choćby Nobosuke Kishi, dziadek premiera Abe). Moje zdziwienie wzbudziła jednak metoda zabójstwa. "Tradycyjnie" zamachowcy używają tam noży tudzież innej broni białej. "Tradycja" ta jest wzmocniona przez bardzo restrykcyjne prawo dotyczące broni palnej. W Kraju Kwitnącej Wiśni nabycie nawet zwykłego pistoletu przez kogoś spoza policji i wojska jest niemal niemożliwe. Tym razem jednak zamachowiec - mający w życiorysie służbę w Japońskich Morskich Siłach Samoobrony (marynarce wojennej) - użył broni, którą sam zbudował, czyli shotguna-samoróbki z dwiema lufami, który był przyklejony taśmą klejącą do deski. Typowy atak "samotnego szaleńca" czy też zabójstwo na zlecenie? 

Jeśli zamachowiec nie działał sam, to raczej jego zleceniodawcą nie była mafia. Yakuza została mocno przetrzebiona i nie ma w Japonii łatwego życia. Członkowie gangów nie mogą nawet zakładać kont w bankach. Policja nie pozwala im urosnąć w siłę. To raczej nie byli też konkurenci partyjni - w Japonii tego się w ten sposób nie załatwia. Poza tym Abe był już właściwie na politycznej emeryturze. Z zabójstwa głośno cieszą się już Chińczycy. Abe był bowiem jednym z globalnych liderów, który potrafił im się przeciwstawiać, choćby za pomocą programu remilitaryzacji Japonii. Ów przedstawiciel silnej politycznej dynastii, był na pewno politykiem, którego głosu nadal uważnie słuchano. Hipotezę o zabójstwie zleconym przez Chiny osłabia jednak to, że obecny premier Kishida również prowadzi asertywną politykę wobec Pekinu, a także wobec Moskwy. (Abe natomiast z Putinem próbował się dogadywać w sprawie Kuryli i prowadził interesy energetyczne, które się teraz załamały.)

Co ciekawe, zamachowiec, Tetsuya Yamagami, stwierdził, że nie miał żadnych politycznych pretensji wobec Abe. 

***


Moskwę - i Tuska - cieszy upadek rząd Borisa Johnsona, który wcześniej udzielał wielkiego wsparcia Ukrainie.  Ich radość może być jednak przedwczesna. Wśród torysów zaczyna się walka o przywództwo. Wygląda na to, że spore szanse na zwycięstwo ma Liz Truss, obecna minister spraw zagranicznych - nastawiona mocno antyrosyjsko. Spore szanse ma też Ben Wallace, minister obrony, oficer w stanie spoczynku, weteran kampanii w Irlandii Północnej - również mocno nastawiony antyrosyjsko. Mocno w grze jest także Rishi Sunak, do niedawna kanclerz skarbu - ale jego kandydaturę można łatwo zatopić, ze względu na to, że podwyższał podatki i jest bogatym bankierem. Sajid Javid - do niedawna minister zdrowia, a wcześniej kanclerz skarbu też ma dużo słabych punktów. Choćby to, że był przeciwko brexitowi. Możemy mieć więc rząd Johnsona na sterydach, ale bez personalnych słabości Borisa, który jako premier miał duże osiągnięcia, ale sam się pogrążył.  Nie dopatrywałbym się ręki Moskwy w jego obaleniu. Ona ma "zbyt krótkie ręce", by zmieniać premierów w Wielkiej Brytanii. Zdecydowały sondaże, kwestia protokołu północnoirlandzkiego i gra pro- i antybrexitowych frakcji wewnątrz Partii Konserwatywnej. Za bezpośrednio winną upadku Borisa uważam jego młodą żonkę - Carrie. Obecnie też za główny powód tego, że przedłuża moment swojego pożegnania z Downing Street 10 uważa się to, że na lipiec zaplanował huczne uroczystości weselne z Carrie i chce, by się one odbyły na koszt kancelarii premiera. 


Choć nie sądzę, by Moskwa stała za upadkiem rządu Johnsona, to w sposób oczywisty obaliła bułgarski rząd Kiryła Petkowa. (Raczej niezwykłą rzeczą jest to, że taki prozachodni i reformatorski rząd mógł powstać w Bułgarii - kraju totalnie mafijnym i głęboko spenetrowanym przez rosyjskie służby.) Podejrzanie również wyglądają próby - jak na razie nieudane - obalenia estońskiego rządu Kaji Kallas (prawnuczki pierwszego komendanta policji w niepodległej Estonii). A i u nas uaktywniają się różne Agrochujnie...

***

W Niderlandach chłopska rebelia pełną gębą. Burowie (z niderlandzkiego: chłopi) protestują przeciwko rządowym planom cięcia emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie, czyli wybijania stad bydła i wywłaszczania farm. Blokowany jest dowóz żywności do supermarketów, a radiowozy bywają holowane przez traktory.  Zdarza się, że policja do nich strzela, a na urzędy leci gnojówka. Na jeden z protestów zabrano nawet zabytkowego Shermana.  Oczywiście jestem całym sercem za sprawą Burów. Ich walka, to walka o to, by podobnych idiotyzmów klimatycznych nie przepchnięto w całej Europie (ku uciesze Rosji).

***




W USA wyleciały natomiast w powietrze Georgia Guidestones, czyli dziwaczny monument, na którym jacyś globaliści zapisali rady w stylu "utrzymuj ludzką populację poniżej 500 mln". Po tym zamachu zostały zburzone ze względów bezpieczeństwa. No cóż, skoro BLM może zburzyć niemal pod siedzibą FBI pomnik znanego lucyferianina generała Alberta Pike'a, to rednecy mogą wysadzić "iluminacką podróbkę Stonehenge". Ciekawie się ktoś bawi w FBI...

***

Na koniec ciekawostka wkurzająca putinofili. Wiecie jak w chińskich kręgach władzy nazywają karzełka Putina? "Szczeniaczek". :)


piątek, 17 czerwca 2022

Cypryjskie impresje


Nie wiem, czy klątwa związana ze zgonami znanych ludzi podczas moich wyjazdów zagranicznych działa. Jakimś tragicznym zbiegiem okoliczności, w dzień mojego przylotu na Cypr zmarła tamtejsza minister polityki społecznej Zeta Emilianidou. Widziałem później w telewizji migawki z jej pogrzebu, a przed pałacem arcybiskupa w Nikozji zauważyłem, że flagi zostały opuszczone do połowy masztu. Pani Emilianidou - z tego co słyszałem - była dobrze oceniana przez zwykłych Cypryjczyków. 

Jestem już w kraju - choć wciąż na urlopie - i wczoraj przeczytałem o śmierci generała KGB/SWR Lwa Sockowa - weterana będącego w służbie od 1959 r. , który wcześniej podsrywał sanacyjne władze i ministra Becka. Ponoć się zastrzelił z pamiątkowego pistoletu pamiętającego bitwę pod Chałchyn-goł.

Na dwa dni przed moim wylotem do Larnaki zmarł Dmitrij Kowtun - jeden ze sprawców otrucia płka Aleksandra Litwinienki, a wcześniej... aktor porno zaangażowany przez Ługowoja ad hoc do tej akcji. 

4 czerwca zmarł również Bolesław Tejkowski - asystent profesora Bałwana, współpracownik Kuronia i Modzelewskiego, wieloletni komunista a później opozycjonista internowany w stanie wojennym, który przefarbował się na neopogańskiego narodowca. 

Na samym Cyprze przeżyłem małe trzęsienie ziemi - 4,9 stopni w skali Richtera. Obudziło mnie po 4 w nocy, trochę potrząsnęło meblami w moim pokoju hotelowym i tyle...

Za granicą przebywałem przez tydzień. Zwiedziłem trochę Republiki Cypru oraz samozwańczej Tureckiej Republiki Cypru. Byłem też na terenie podległym brytyjskim bazom: Akrotiri i Dhekelia. Najbardziej mnie interesowała oczywiście kwestia podziału Wyspy. 

Jak pisałem:




"Dzisiaj mój cypryjski przyjaciel Costas zabrał mnie do Famagusty - miasta z potężną twierdzą Wenecjan. Forteca o imponujących murach broniła się w XVI w. przed ogromną turecką armią i flotą, zadając im wielkie straty. Do kapitulacji zmusił ją dopiero głód. Lala Pasza, turecki dowódca początkowo potraktował dowódcę obrony - Marcantonio Bragandino z honorami. Niestety najstarszy syn paszy trafił wcześniej do niewoli oblężonych i prawdopodobnie został zjedzony wraz z innymi jeńcami. Lala Pasza wściekł się i kazał, by obciąć uszy i nos Bragandino. Potem bohaterski wenecki dowódca został wychłostany na śmierć. Jego zwłoki wypchanie słoma i obwożono po mieście na krowie. Lala Pasza wygnał Greków ze starego miasta, ale podarował im ziemię znaną jako Marosza a potem Varosha.




Greckie elity mieszkały tam do 1974 r., czyli do tureckiej inwazji. W porzuconych domach zostały rzeczy osobiste uchodźców a nawet zostawione w popłochu posiłki na stołach. To miasto duchów jest odgrodzone drutem i stanowi w części teren wojskowy. Turcy z jakiegoś powodu je tak zostawili - nic nie wyburzali. Ostatnio jednak pojawiają pomysły, by wpuścić tam deweloperów..."






"Północna część Cypru stanowi ewenement, gdyż jest terytorium UE stanowiącym quasi państwo, w którym stacjonuje armia turecka. Taka turecka Abchazja, tylko lepiej zarządzana i bardziej otwarta na turystykę. Dostać się tam można bez większych problemów - trzeba tylko na granicy kupić OC dla auta (25 euro za miesiąc). Ja zostałem tam dowieziony przez terytorium... brytyjskie - czyli przez teren podległy bazie RAF (ale mający własny samorząd). W tym brytyjskim terytorium zamorskim rzuca się w oczy przede wszystkim... czystość ulic o zakazy fotografowania. Po przejechaniu granicy operator telefonii komórkowej wysłał mi smsa że stawkami opłat w Turcji. Pod względem architektury oraz infrastruktury tereny wokół Famagusty przypominają zachodnią Turcję. Czasem można poczuć kebaba na ulicy - ale ogólnie to typowo śródziemnomorskie środowisko miejskie. Ceny są tam w lotach tureckich i przelicza się je na euro. Bardzo się więc opłaca posilać się w tamtejszych restauracjach. Cypr Północny stał się w ostatnich latach przystanią dla tureckiej opozycji, ale jest tu też sporo zwolenników Erdogana i utrzymania podziału wyspy. To głównie osadnicy z Anatolii. No cóż, Unia nie chciała u siebie Turcji, to Turcja utrzymała pólnocnocypryjską republikę jako element "Turcji w UE"."

Mogę dodać, że gdyby to zależało od Turków Cypryjskich, to wielu z nich pewnie poparłoby powstanie jednego, federalnego Cypru. Przeciw byliby głównie osadnicy z Anatolii. A główną ich obawą byłoby to, że Grecy z Południa powrócą, by odzyskać swoje ziemie i nieruchomości.






"Chcecie poznać Nikozję? Zgłębijcie się w uliczki południowo-wschodniej części jej starówki. Zachodnią część składa się z budowanych małym kosztem budynków z lat 60-tych (!), wschodnia to głównie domy z lat 20-tych zeszłego stulecia i starsze. Jest tam też kilka kościołów, meczetów i łaźni tureckich mających po kilkaset lat. Jest katedra św. Jana - mały kościółek z pięknymi freskami. Można się tam też natknąć na zasieki i opuszczone posterunki ONZ. Nikozja to bowiem miasto podzielone od 1974 r. a de facto od lat 60-tych. Do 2003 r. granica była tam nieprzekraczalna. Teraz wystarczy tylko pokazać paszport na posterunku kontrolnym i można przechodzić bez żadnych pytań. Turecka część to wielki bazar i zagłębie knajp. Są też tam ciekawe zabytki - takie jak Buyuk Han. Handel miesza się tu ze sztuką. Cypryjscy Turcy są w większości świeccy. Po otworzeniu granicy wielu Greków przyjeżdżało tam na dziwki i hazard. Obie Nikozję są zadziwiająco bliskie sobie pod wieloma względami. Przed pałacem arcybiskupa Cypru słychać nagranie muezina puszczane z minaretu kilkaset metrów dalej, a greccy możni mieli w swoich posiadłościach łaźnie tureckie..."






"O ile zwykły turysta wybiera się do Nikozji, by zobaczyć Muzeum Cypru i posterunek kontrolny na główne j ulicy starówki, to prawdziwy chad wybiera się do Muzeum Narodowej Walki czyli Muzeum EOKA. Ekspozycja w tej placówce opowiada o działalności organizacji EOKA, która zbrojnie starała się wypędzić Brytyjczyków z Cypru w latach 50-tych. Kierował nią charyzmatyczny, faszyzujący płk Grivas, który nosił brytyjski beret i sweterek w stylu marszałka Montgomery'ego. Narracja w muzeum jest prowadzona podobnie do narracji zwolenników IRA, a szczególny nacisk kładzie się w niej na brytyjskie represje. Imperium się tam nie opieprzało - postawiło nawet kilka obozów koncentracyjnych. Ostatecznie jednak musiało się wycofać z tego przyczółku - zachowując dwie duże bazy. Niestety ekspozycja kończy się na 1959 r., a chciałbym zobaczyć jak brzmi oficjalna narracja co do działalności Grivasa i jego organizacji EOKA-B w niepodległym Cyprze. Organizacja ta nakręcała wraz z tureckimi ekstremistami spiralę wzajemnej nienawiści. Ale uderzała też w greckich Cypryjczyków. Grivas miał ich na sumieniu dużo więcej niż Brytyjczyków. Jego ludzie próbowali zabić arcybiskupa Makariosa - ojca niepodległości i pierwszego prezydenta Cypru. EOKA-B prawdopodobnie zabiła też ambasadora USA w Nikozji (a przynajmniej nie zaprzeczała oskarżeniom). Wspólnie z grecką juntą dała też Turcji pretekst do inwazji. Dzisiaj na górskim zboczu pod Kyrenią, dobrze widocznym z Nikozji, jest prowokacyjny petroglif z flagą samozwańczej republiki Cypru Północnego. Zrobili go ocaleńcy z wioski, którą zmasakrowała EOKA-B. Przez trzy dekady straszono Turków z Północy, że jeśli otworzy się granicę z Południem, EOKA-B wróci, by ich zabijać. Nic się takiego nie stało. Ale jak widać Grivas stworzył silny mit..."

Podsumowując: Brytyjczycy dostali Cypr w 1878 r. od Turków w zamian za to, że Londyn bronił dyplomatycznie Turcję przed Rosją. W latach 50-tych Cypryjscy Grecy wywalczyli sobie niepodległość, ale w ramach koncesji musieli udostępnić "na wieczne czasy" Brytyjczykom część swojego terytorium na bazy RAF. Cypr był jednak państwem targanym konfliktem etnicznym: grecka prawica chciała zjednoczenia go z Grecją (enosis), tureccy nacjonaliści opowiadali się za podziałem Wyspy. W 1974 r. grecka "faszystowska" junta obaliła rządy arcybiskupa Makariosa i ustanowiła władzę nacjonalistów z EOKA-B. To, wraz z czystkami etnicznymi, sprowokowało turecką inwazję - Operację "Atylla", w ramach której powstała Turecka Republika Cypru Północnego. Skutkiem tego jest poszatkowanie Cypru. Spójrzcie jak ono wygląda choćby w okolicach Dhekelii. Widać wyraźnie, że droga pomiędzy dwoma częściami tej brytyjskiej enklawy przedziela terytorium Republiki Cypru i Cypru Północnego. Jechałem tą drogą :) Co ciekawe Cypr ma chyba narodowy, który był grany publicznie tylko jeden raz w historii (!) i nie posiada słów, tylko melodię.


"Dopytałem się znajomego o stosunek Cypryjczyków do wojny na Ukrainie. Odpowiedział, że Cypr utrzymywał dobre relacje gospodarcze z oboma krajami, ale oczywiście wpływy rosyjskie były większe. "Mieliśmy demonstrację poparcia dla Rosji pod ambasadą rosyjską, z portretami Putina, ale przyszło na nią ze 20 osób". Otwarte poparcie dla Rosji nie jest więc tutaj wielkie. Ale oczywiście pieniądze lubią ciszę..."

W Larnace, na promenadzie nadmorskiej znalazłem za to niewielkie proukraińskie upamiętnienie...

Były też lżejsze akcenty w tej podróży. Choćby to, że Cypr to raj dla kociarzy :)





"W pobliżu brytyjskiej bazy w Akrotiri jest klasztor św. Mikołaja od kotów. Według legendy, święty ściągnął tam watahę kotów

🐱, a one wytępiły węże 🐍. Nya! Klasztor był przez stulecia znany z wielkiej liczby zamieszkujących go kotków. Nya! Obecnie jest on jednak w renowacji, a kotów nie jest już aż tak dużo. Może jacyś aktywiści je sprywatyzowali... Koło mojego hotelu widuje ich więcej. Nya! Mnisi nie wykorzystują więc potencjału marketingowego. Powinni mieć jakąś świętą z kocimi uszkami na ikonie... Nya! 🐈"


sobota, 5 lutego 2022

Ostrożnie, Pożądanie!: Dziwkarska demokracja

 

"Mamy zalotnice do rozkoszy, nałożnice do codziennego użytku, a małżonki, by nam rodziły dzieci prawe i wiernie sprawowały zarząd domów naszych" - Demostenes.

Ilustracja muzyczna: Daemonia Nymphae - Daemonos

Dziedzictwo starożytnej Grecji, obok prawa rzymskiego i (judeo)chrześcijańskiej koncepcji Boga są często nazywane trzema filarami cywilizacji łacińskiej. Niewielu ludzi zdaje sobie jednak sprawę z tego, że pierwszy z tych filarów był oparty na dziwkarstwie...


Za ojca ateńskiej demokracji był uznawany Solon. Zreformował on prawo, mocno ograniczając wpływy arystokratów, przeprowadził reformę rolną, zwalczał lichwiarzy... Reformą, która najbardziej była chwalona przez mu współczesnych oraz następne pokolenia, było jednak założenie państwowego, przystępnego cenowo burdelu, w którym zatrudnione były wyłącznie cudzoziemki. Solon rozumiał bowiem, że nierówny dostęp do "dobra" jakim są kobiety tworzy duży potencjał frustracji społecznych. Tworząc przystępny cenowo państwowy dom publiczny sprawiał, że ze społeczeństwa znikali ówcześni incele. Popularność dla ustroju demokratycznego budowano  w sposób jak najbardziej demagogiczny - zapewniając ludowi dziwki subsydiowane przez państwo.



Początkowo ówczesne sexworkerki żyły w pewnej izolacji od reszty społeczeństwa. Były wszak cudzoziemkami i często niewolnicami. Po kilkudziesięciu latach stały się jednak grupą mocno zintegrowaną z polis - widywano je podczas świąt obok kobiet z szacownych rodzin i przy składaniu ofiar w świątyniach. Oczywiście nie wszystkim się to podobało. Ograniczano im więc możliwość zamieszkania w polis do konkretnych dzielnic, ograniczono prawa ich dzieciom, a jeśliby jakaś Atenka stała się prostytutką o najniższej randze, to całkowicie pozbawiano ją praw, imienia i czci. Zdarzało się również, że jakieś zazdrosne żoneczki lub klienci z jakiś powodów obrażeni na swoje wybranki, oskarżali prostytutki o "świętokradztwo" i "deprawację młodzieży". Ofiarą takiego oskarżenia stała się słynna luksusowa hetera Fryne. Sędziowska nadzwyczajna kasta chciała ją skazać na śmierć. Jej adwokat dokonywał popisów krasomówstwa, przemawiał do rozumu, sumienia i emocji sędziowskich pierdzieli. Nic to nie dawało. Wówczas zerwał z Fryne ubranie i użył ostatecznego argumentu: "Chcecie, by takie cycki się zmarnowały!". Śliniący się zidiociali starcy w sędziowskich togach uznali ten argument... 


Prostytutki w starożytnej Grecji dzieliły się na trzy klasy: dykteriady, auletridy ("flecistki") i hetery. Pierwsze z nich to tanie dziwki, które musiały chodzić w przezroczystych kieckach. "Flecistki" to natomiast panienki, które umiały grać na instrumentach muzycznych, tańczyć czy śpiewać. Bez nich nie było prawdziwej imprezy i zapewne niejedna idea filozoficzna powstała, gdy wielcy ludzie - znani nam z podręczników historii - oddawali się zabawom z tymi dziewczynami. Hetery, czyli prostytutki najwyższej klasy, były jedynymi wykształconymi kobietami w Grecji. Potrafiły podczas uczty porozmawiać z klientami o filozofii i sztuce. Niektóre z nich nazywano "filozofkami" - na długo przed feralną Hypatią. (Oświatą "zwykłych" kobiet się wówczas nie przejmowano, bo umiejętność czytania i pisania - nie mówiąc już o bardziej zaawansowanych naukach - nie była potrzebna im do sprzątania w domu czy rodzenia dzieci. Kobiety nie uczestniczyły też w życiu politycznym.) Często dochodziły one do wielkich majątków i poważania społecznego. Nie widziano na przykład nic złego w tym, że Perykles wziął sobie za żonę byłą heterę. Zdarzało się, że sławne hetery stawały się modelkami dla posągów bogiń. Czasem też same fundowały świątynie. Na wzgórzu Simas nad Pontem stała świątynia ufundowana przez jedną z zalotnic, a na wyspie Samos sanktuarium Afrodyty sfinansowane przez dziwki, które towarzyszyły wyprawie wojennej Peryklesa.



Nie widziano nic niewłaściwego również w posiadaniu nałożnic. Uznawano za normalne to, że służąca zaspokaja potrzeby pana domu, w czasie gdy pani jest np. brzemienna. Pani domu musiała to aprobować, wszak wszelkie niewolnice w gospodarstwie domowym były kontrolowane (ale nie posiadane!) przez nią, a nie przez męża. Niewolnice chodziły wówczas publicznie nago - by odróżniać je od ich właścicielek.


Oczywiście w starożytnej Grecji podchodzono dosyć swobodnie do kwestii nagości - zarówno męskiej jak i kobiecej. W poprzedzającej ją cywilizacji minojskiej, kobiety chodziły w sukniach odsłaniających im biusty (tak jak na powyższym obrazku). W Grecji klasycznej, nagość męska była wiązana w sztuce z siłą i doskonałością - więc trzeba brać pod uwagę, że często są to przedstawienia symboliczne. Z nagością żeńską sprawa była bardziej skomplikowana - "kury domowe" nie paradowały gołe, ale ich niewolnice już tak i prostytutki niższych rang. Często znakiem rozpoznawczym dziwki był wieniec z kwiatów na głowie. Taka moda pojawiła się po tym, jak zaczęto prawnie zakazywać panienkom, by nosiły na głowach złote korony! (To pokazuje jakimi wielkimi sumami one obracały.) Popularne było też farbowanie włosów na blond, w celu upodobnienia się do bogiń. Wiele wieków później św. Klemens Aleksandryjski narzekał, że porządne kobiety farbują włosy na blond tak jak dziwki.

Świat  był natomiast postawiony na głowie w Sparcie. Tam dziwki, by się wyróżnić, musiały nosić piękne suknie, z wlokącymi się ogonami. Zwykłe kobiety nosiły bowiem z mocy prawa nędzne, krótkie tuniki rozcięte na boku, które wszystko im odsłaniały podczas byle podmuchu wiatru czy podczas ćwiczeń fizycznych. Młodzi chłopcy szkoleni na spartańskich wojowników musieli chodzić nago. Do 30 roku życia nie mogli się ożenić, ale oczywiście mogli wchodzić w nieformalne związki gejowskie. Gdy brali ślub z kobietą, to podczas ceremonii małżonka miała włosy ścięte na krótko i ubrana po męsku.  Kobiety oficjalnie nie miały praw, ale często przejmowały majątki po poległych mężach. Spartańscy królowie bywali nastomiast dosłownie "cuckoldami". W historii powstał mit (podsycany przez filmy takie jak "300"), że to turbogejowskie społeczeństwo było niezwyciężoną potęgą militarną. Tak naprawdę jednak Spartanie w swojej historii więcej bitew przegrali niż wygrali. Ich potęga militarna kurczyła się m.in. z powodu niskiego przyrostu naturalnego. Tak to bywa ze społeczeństwami zdominowanymi przez LGBT.

Oczywiście starożytna Grecja często kojarzy się z gejami. Nie sposób zaprzeczyć, że było ich tam sporo. Ale wciąż byli mniejszością i musieli oddawać się swoim żądzom w ramach określonych konwencji. Dopuszczano seks pomiędzy panem a jego niewolnikiem - co można uznać za esencję libertarianizmu. Tolerowano również, gdy stary bogaty zbok przebywał z nastoletnim chłopcem - pod warunkiem, że dawał rodzinie podarki. Do dobrego tonu należało również powstrzymywanie się przez taką parę od seksu w początkowym okresie znajomości. Miało to uczyć chłopca kontrolowania popędów. Seks gejowski pomiędzy dorosłymi, wolnymi mężczyznami był już jednak mniej akceptowalny społecznie. Ten, kto był tylko pasywnym gejem, był pogardzany jako zniewieściała ciota. Poza tym jednak homoseksualizm był w Grecji... opodatkowany. 


Starożytna Grecja jest również kojarzona z kobiecym homoseksualizmem. Słowo "lesbijka" wzięło się od wyspy Lesobos, na której mieszkała poetka Safona. Intuicja Was nie myli - skoro była poetką i filozofką, to była też dziwką. Podczas swojej "pracy zawodowej" ciut zwichrowała się emocjonalnie i zaczęła gustować w młodych dziewczynach. W owym czasie do "safizmu" nie przykładano w Grecji większej wagi - była to jedna z wielu babskich fanaberii, niegodnych uwagi obywatela. Co wydarzyło się w kuchni, zostaje w kuchni... Safona nie była jednak 100 procentową lesbą tylko biseksualistką. Popełniła samobójstwo, bo nieszczęśliwie zakochała się w królu. "Lesbians aren't real" - stwierdził kiedyś Milo Yiannopulos.

Oczywiście sfera dziwkarska i rodzinna były w starożytnej Grecji od siebie oddzielone. Jeśli mąż poszedł do burdelu, to wściekła żona nie miała prawa pójść do takiego przybytku, by zrobić mu awanturę. Jeżeli jednak sama oddawała się seksowi pozamałżeńskiemu to była surowo karana. Przykład, który podam pochodzi co prawda nie z Grecji, ale z bliskiej jej kulturowo południowej Italii: niewierną żonę odzierano z szat, sadzano na osła i prowadzono przez miasto. Oczywiście była wyśmiewana przez tłum, wyzywana i obrzucana pomidorami. Później traciła wszelkie prawa i spadała na dno hierarchii społecznej. W czasach późniejszych, za Rzymu, była ona wysyłana do burdelu jako najtańsza dziwka i na wstępie dymana do utraty przytomności. Ten, kto uwiódł cudzą żonę początkowo był w Grecji karany śmiercią, ale później dawano mu wybór - albo płaci mężowi spore odszkodowanie, albo mąż oddaje go swoim niewolnikom, by go porządnie wychłostali. Na zakończenie chłosty publicznie wsadzano mu w odbyt dużą rzepę. Ordo Iuris powinien wrócić do tego zwyczaju...


Niezależnie, co sądzimy o zwyczajach seksualnych starożytnych Greków musimy przyznać, że ta ultrapatriarchalna dziwkarska kultura była gruntem, na którym wyrósł wielki dorobek intelektualny, który został później rozpropagowany później po świecie przez Rzym, Bizancjum i... Kościół katolicki.Grecja do dzisiaj jest natomiast społeczeństwem bardzo patriarchalnym, w którym dziewczęta nauczyły się przez wieki uśmiechać się w sposób, który rozbraja każdego hetero-seksualnego mężczyznę...

***

O tym, że wielkie idee rozbijają się czasem o "dupę" wskazuje nie tylko ostatnia afera wokół Ordo Iuris. Widać to również w Kanadzie. Premier tego kraju, mistrz przebieranek, Justin Trudeau, miał matkę, która była bardzo puszczalska. I znała się ona z Fidelem Castro, który nie przepuścił żadnej puszczalskiej lasencji. Justin ma rysy twarzy podobne do Fidela...


Justin ma ostatnio problem: uciekał ze swojej rezydencji przed truckerami, którzy zrobili mu zajazd na Ottawę, w proteście przeciwko przymusowi szczepień. Sytuacja oczywiście bardzo zabawna a Justin sam ją sprowokował próbując narzucić przepisy, które pogłębiłyby chaos w łańcuchach dostaw. Czy to jednak kanadyjska rewolucja? Mnie się to kojarzy z zeszłoroczną rewoltą na Wall Street - inwestorzy detaliczni z WallStreetBets przeciwko funduszom hedgingowym. Też była kupa śmiechu, też globaliści się przestraszyli. I co? I nic. Rozeszło się po kościach. Takie jednorazowe zrywy nie są groźne dla systemu. Bo są jednorazowe a ich uczestnicy nie budują trwałych struktur.

W Wielkiej Brytanii wszystko też się wydaje rozbijać o "dupę". Zauważcie jak Boris zaczął dryfować na lewo, po tym jak się związał z nową, młodszą żonką. Ostatnio jednak wysłał jednak swoim wrogom ciekawy sygnał ostrzegawczy. W parlamencie oskarżył Keitha Starmera, przywódcę Partii Pracy, że jako prokurator "przeoczył" sprawę Jimmy'ego Saville'a. W proteście przeciwko tej "insynuacji" podało się do dymisji kilku jego doradców - w tym szefowa zespołu doradczego, była komunistka (!) pochodzenia pakistańskiego. Ciekawe co się tam dzieje "pod dywanem"...

W rosyjskiej propagandzie cisza w kwestii przerzutu 82-giej Powietrznodesantowej do Polski. Żadnej wzmianki w ich wiadomościach. Jak widać polityka Putina prowadzi do wzmacniania wschodniej flanki NATO. 

***

W kolejnym odcinku: prawi Chojeccy, czyli Rzym, Bizancjum i wcześni chrześcijanie. 

sobota, 13 marca 2021

Co się zmieniło, co się nie zmieni

 


Ilustracja muzyczna: Twenty One Pilots: Heathens

Polskojęzyczni demoliberałowie ekscytują się tym, że prezydent Joe Biden wciąż nie zadzwonił do prezydenta Andrzeja Dudy. Jak widać są słabo poinformowani, gdyż ostatnio za rozmowy telefoniczne z zagranicznymi przywódcami wzięła się Kamala (rozmawiała m.in. z premier Norwegii i z Netanyahu). Prezydent Biden od początku rządów nie brał udziału w żadnej samodzielnej konferencji prasowej. Nie wygłosił też w Kongresie orędzia o stanie państwa.  Podczas spotkań z Ludem, jego współpracownicy pilnują, by nikt mu nie zadawał pytań. Podczas wizyty w Teksasie Biden miał problem z przeczytaniem nazwisk kongresmenów (ludzi, których zna od lat) z promptera i nagle wtrącił do przemówienia: "Co ja tu robię? Zaraz stracę wątek".  Podczas innego wystąpienia zapomniał nazwiska sekretarza obrony i nazwy podległego mu departamentu, mówiąc o "kolesiu, który tym wszystkim zarządza". Bidenowi zmienił się też kolor oczu - z niebieskiego, na głęboko czarny, co może być skutkiem choroby lub brania  leków.  Jen Psaki, rzeczniczka Białego Domu, broniąc weekendowych wyjazdów prezydenta do Wilmington w stanie Delaware, palnęła, że "prezydent tam mieszka". Mark Meadows, były szef sztabu Białego Domu, złośliwie stwierdził, że Trump był bardziej skupiony o 1 w nocy, niż Biden jest o 1 po południu. Jeden z republikańskich senatorów powiedział, że w przypadku Bidena w Białym Domu mamy do czynienia ze znęcaniem się nad starszym człowiekiem ("elder abuse"). Reporterka serwisu The Hill na poważnie zaś zasugerowała, by Biden podczas wystąpień publicznych był zastępowany przez hologram. W sumie byłoby to logiczny ciąg dalszy tego, co ponad 20 lat temu pokazano na filmie "Wag the dog" opowiadającym o zmyślonej interwencji humanitarnej USA w Albanii. 

To, że Biden nie zadzwonił do Dudy może więc świadczyć o czymś zupełnie innym, niż myślą liberałowie. "Wujkowi Joe" mogłoby się coś pomylić i mógłby myśleć, że np. dzwoni po pizzę lub by zamówić odrobaczanie psa. Polityką zagraniczną zajmuje się w jego administracji Anthony Blinken, a on już odpowiedni telefon wykonał parę tygodni temu.

Każda administracja przejmuje pewien bagaż doświadczeń po poprzednikach i pewnych rzeczy nie zmienia. Nawet jeśli obiecywała wyborcom, że je zmieni. Tak było choćby w przypadku sankcji na Arabię Saudyjską za poćwiartowanie kuzyna jednego z głównych aktorów afery Iran-Contras. Sankcje objęły grupę wykonawców, ale już nie księcia Mohammeda bin Salmana. Wobec Arabii Saudyjskiej zachowano business as usual. Nie wstrzymano rozpoczętych przez administrację Trumpa rozmów pokojowych z talibami. Korea Płd. podpisała umowę, według której będzie płaciła więcej za obecność amerykańskich żołnierzy - tak jak chciał Trump. Zaostrzono sankcje wobec Huawei a Gina Raimondo, nowa sekretarz handlu stwierdziła, że polityka Trumpa wobec Chin była w dużym stopniu skuteczna. Kontynuowane są demonstracje siły wobec Iranu, Rosji i Chin, takie jak wysłanie okrętu do Cieśniny Tajwańskiej, posłanie bombowca B1 Lancer w eskorcie polskich F-16 nad Wilno czy jego lądowanie w Powidzu.  Administracja Trumpa mogłaby robić to wszystko w bardziej ostentacyjny i nieprzewidywalny sposób. Zapewne też uderzyłaby sankcjami w Niemców za Nord Stream II. W wielu obszarach polityki zagranicznej administracja Bidena idzie jednak dokładnie w tym samym kierunku, co administracja Trumpa. Być może wolniej, ale idzie.

Zmieniła się jednak polityka wewnętrzna. Jedna z doradczyń Bidena stwierdziła, że polityka Trumpa chroniła USA przed nielegalną imigracją.  Teraz fala nielegalnej imigracji znów ruszyła, a kartele i handlarze dziećmi znów się mają z czego cieszyć. Chiński fentanyl (to świństwo, co zabiło George'a Floyda) znów płynie szerokim strumieniem przez południową granicę. Interes się kręci. CIA i chińska bezpieka zarabiają. Janusze biznesu i wielkie korporacje mają więcej taniej siły roboczej a demokraci wyborców. 

Ofensywa propagandowa się nasila. Mat Taibbi pisze o "sowietyzacji amerykańskiej prasy".  USA mają być krajem szczęśliwym, dostatnim, pozbawionym rasizmu i transofobii. Biden mówi o priorytetach dla sił zbrojnych: kombinezonach ciążowych. Wojskowi mogą znów na koszt państwa zmieniać płeć.  Pół biedy, gdyby ta ideologiczna gorączka ograniczała się do malowania flag transów na bombach zrzucanych na Syrię. Pentagon rezygnuje z takich samych testów sprawnościowych dla żołnierzy i żołnierek. Od dawna powtarzam, że liberalizm to ustrój "zjadający własny ogon", który z czasem prowadzi do mocno zidealizowanej dyktatury. Może się jednak okazać, że się własnym ogonem zadławi, gdy coraz mocniej będą dawały o sobie znać ideologiczne szaleństwa.

Jak na razie jednak mamy do czynienia z cementowaniem systemu. Izba Reprezentantów przyjęła ustawę federalizującą ordynację wyborczą i de facto znoszącą identyfikację wyborców. Głosy korespondencyjne będzie można dosypywać jeszcze dziesięć dni po wyborach a każdy, kto będzie mówił o fałszerstwach wyborczych, będzie karany przez federalnych. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby Joe Biden - lub jego hologram - był prezydentem nawet do 2049 r. Ani razu nie wygrywając wyborów. A oczywiście zza kulis rządziliby ci sami ludzie, co zwykle...

***

Czy zauważyliście, że Meghan Markle w niesławnym wywiadzie ubrała się w kieckę nawiązującą do tej, którą nosiła na słynnym zdjęciu Wallis Simpson. To nie przypadek. To ten sam modus operandi. Ona już w wieku 11 lat rzekomo napisała list do Hillary, w którym skarżyła się na "seksizm" w reklamie płynu do mycia naczyń. Po studiach była stażystką w ambasadzie USA w Buenos Aires i próbowała dostać pracę w Departamencie Stanu, ale nie zdała testu.

Dowiadujemy się, że niesławna Meghan zabroniła księciu Harry'emu pić alkoholu, kawy i nawet herbaty. Jak w jakiejś pieprzonej sekcie. I po tym osobowość Harry'ego się zmieniła. No i tak niestety kończą SIMPY.


sobota, 25 listopada 2017

Londyn, Braun i jesienne sprzątanie magazynów

Tak się akurat złożyło, że mój wyjazd do Londynu zbiegł się w czasie z zamachem stanu w Zimbabwe, w którym "Krokodyl" (były szef bezpieki) obalił wraz z wojskowymi 93-letniego prezydenta Roberta "Jestem już na to za stary" Mugabe. Ten zamach stanu miał swoją wewnętrzną dynamikę - był kulminacją walki frakcji "Krokodyla" (zwanej "Lacoste") przeciwko pierwszej damie Grace Mugabe. Odbył się jednak za przyzwoleniem Chin (dowódca armii wizytował Pekin tydzień przed zamachem). A na szerszej płaszczyźnie wpisywał się oczywiście w proces rozpoczęty pół wieku temu - destabilizującej dekolonizacji mającej sprawić, że mieszkańcy Afryki będą wiecznymi biedakami dymanymi przez dawne mocarstwa kolonialne i blok komunistyczny. Z procesu tego próbowała się wyłączyć Rodezja premiera Iana Smitha - przeprowadzając dekolonizację na swoich warunkach i stając się pierwszą od XVIII w. kolonią, która zbuntowała się przeciwko Londynowi. Proces ten jest z grubsza opisany choćby w dzisiejszym "Plusie Minusie", do którego Was odsyłam.

Zamach stanu trwa również w Arabii Saudyjskiej, gdzie książę korony Mohammed bin Salman dusi wrogą sobie frakcję czystkami w chińskim stylu (skoordynowanymi z Izraelem i administracją Trumpa). Okazuje się, że amerykańscy najemnicy torturują saudyjskich oficjeli przetrzymywanych w prowizorycznym więzieniu w hotelu Carlton-Ritz. "Głupawy książę" Alwaleed został powieszony głową w dół, by dać innym przykład. Część uwięzionych przekazuje swoje aktywa państwu saudyjskiemu, by odzyskać wolność. A tymczasem saudyjscy oficjele zwiedzają sobie synagogę w Paryżu.  Kto mówił, że Żydzi i Arabowie są skazani na wrogość? Izrael ma świetne, choć potajemne relacje z Arabią Saudyjską i monarchiami znad Zatoki Perskiej.



Podczas mojej podróży zmarł Charlie Manson, jeden z najmniej irytujących, znanych przedstawicieli Pokolenia '68. Zabrał ze sobą do grobu wiele tajemnic wielkiego eksperymentu realizowanego w latach 60-tych na Amerykanach.

Ciekawe i korzystne dla nas rzeczy dzieją się zaś w Niemczech. Nieźle je podsumował dr Targalski (Nya!) w ostatnim "Geopolitycznym Tyglu". Zawarł tam myśl, którą promuje od dawna: "Proszę państwa kochamy muzułmanów, ale pod jednym warunkiem – za Odrą. Niech sobie tam przebywają, u nas nie. Mają dobre warunki w Niemczech, im ich więcej tym lepiej. Dzięki temu problemy z muzułmanami będą mieli Niemcy i o to chodzi. My powinniśmy wykorzystać Obronę Terytorialną na zachodniej granicy, żeby żadni muzułmanie nie przechodzili, a jak już będą przechodzili, żeby byli grzeczni i wydawali te euro, które im Niemcy dają za to, że gwałcą im żony i córki".
No cóż, jest pewne podobieństwo z czasami wojny trzydziestoletniej. Tyle, że zamiast Lisowszczyków mamy ISIS :)

***

A teraz trochę wrażeń z samego Londynu:


"Podchodzi do mnie koleś ubrany jak Austin Powers. Zagaduje na temat Mackiewicza i przekonuje, że Nina Karsow ma wyłączne prawa do jego książek. Pyta się, czy znam nową, awangardową kapelę Led Zeppelin. Później mówi, że ma recepturę i wszystkie składniki do zrobienia LSD, potrzebuje tylko mety. To był Michał Bąkowski z Wydawnictwa Podziemnego."

No dobra, to był mały żarcik... :)




"Wróciłem z kolacji w British Museum. Boże, co za zajebiście monumentalny, imperialny gmach! Tak sobie wyobrażałem budowle planowane przez Speera dla powojennej Germanii. To gmaszysko było jednym z symboli siły Imperium - swoistym paserskim skarbcem dzieł kultury zaiwanionych na całym świecie. Reprezentowało dobre i złe strony kolonializmu. Drugi taki olbrzymi, wbijający w ziemię gmach to Bank Anglii - on ma chyba z założenia wyglądać jak siedziba najważniejszej władzy w kraju. Patrzysz na nie i zastanawiasz się jak później to Imperium przerypało swoją potęgę..."





"Katedra Św. Pawła miała być swoistym anglikańskim Watykanem. Ten imponujący gmach z piękną kopułą stał się jednak głównie pomnikiem chwały brytyjskiego oręża. Przy sarkofagach Wellingtona i Nelsona, przy epitafium generała Slima, pomniczkach upamiętniających generałów poległych na wojnach napoleońskich i żołnierzy Wielkiej Wojny, przy wyblakłych sztandarach, naprawdę czuć historię. W ogóle w centrum Londynu jest mnóstwo militarnych upamiętnień, przed którymi leżą wieńce złożone 11 listopada. Tylko Westminster średnio się teraz prezentuje - Big Ben jest obłożony rusztowaniami. Ps.London Stock Exchange ma siedzibę przy Paternoster Square. W pobliżu jest Ave Maria Lane. Katolicka przeszłość wciąż siedzi głęboko w brytyjskiej psyche. Kościół Anglikański sam sobie robi teraz eutanazję a anglokatolicyzm byłby fajną syntezą cywilizacyjną i arką, w której schronić by się mogła tradycja..."










"Pod opactwem Westminsterskim pięknie upamiętniono poległych żołnierzy. Postawiono im całe kwatery małych krzyżyków ustrojonych flandryjskimi makami. Jest też kwatera dla polskich weteranów, w której na krzyżykach widać biało-czerwone szachownice, symbole 1 Dywizji Pancernej i wojskowe orzełki. W kwaterze rodezyjskiej symbole m.in. Sealus Scouts i bezpieki białej Rodezji. Na Placu Parlamentu, wśród pomników imperialnych mężów stanu, znalazły się też pomniki dwóch grabaży Imperium: Lloyda George'a i Churchilla (który wygląda jakby najebany czekał na taksówkę w deszczową noc :), a także statuy: Gandhiego i Mandeli. W sklepiku z pamiątkami przy parlamencie laleczki sufrażystek i książka "Premier Jeremy Corbyn i 10 innych rzeczy, do których nigdy nie dojdzie". W pobliżu napis na chodniku: " 307 tysięcy bezdomnych w UK. Wstydź się UK!"."




"Z Jarkiem Robertem Sikorą zwiedziłem dzisiaj Imperial War Museum. Placówka robi naprawdę fajne wrażenie. Mają niezłą ekspozycję o I wojnie światowej, a wśród eksponatów z drugiej wojny m.in. rakieta V2 i orzeł z Kancelarii Rzeszy. Jest też wystawa o służbach specjalnych a na niej m.in. VIS Krystyny Skarbek i Nagant Michała Lisa, polskiego oficera SOE walczącego w Albanii. Oczywiście jako miłośnicy historii wojskowości namiętnie dyskutowaliśmy i wymienialiśmy się wiedzą. Księgarnia przy muzeum wprawiła nas zaś w zachwyt. Wieczorem zrobiliśmy sobie spacerek do niszczyciela HMS Belfast zacumowanego koło Tower Bridge."







"Beefeater (strażnik z Tower) pozwolił sobie na taki żarcik: " Oczywiście nasz wspaniały rząd twierdzi, że te wszystkie wspaniałe klejnoty, które to zgromadziliśmy, inne narody przekazały nam z czystej wdzięczności"

***

Przed wyjazdem do Londynu byłem na premierze filmu dokumentalnego Grzegorza Brauna "Luter". Grzegorz Braun to dla mnie trochę taki polski Oliver Stone. Robi świetne filmy na kontrowersyjne tematy, ale jednocześnie głosi czasem dziwne polityczne tezy. Ale cóż, jestem wdzięczny Pobudce za otrzymane zaproszenie. Film na pewno wielu ludziom się nie spodoba, bo burzy cukierkową, politycznie poprawną wizję reformacji budowaną na 500-lecie tego tragicznego wydarzenia. Braun słusznie pokazał ogromny skok książąt i samorządów miejskich na kasę towarzyszący "deformacji" oraz prześladowania ludu, który często pozostawał bardzo długo wierny "papistowskim przesądom" takim jak ludowe rytuały czy kult obrazów, relikwii i świętych, choć formalnie był luterański. Sam Luter został pokazany  jako psychopata. Tak zresztą widział go np. wielki  filozof Nietzsche: jako człowieka, który wpędził Europę w odchłań fanatyzmu w czasie, gdy sięgała do dawnych pogańskich wzorców kulturowych. Ciekawym wątkiem była wzmianka o tym, że  niemieccy luterańscy książęta byli wspierani finansowo przez.... Turków prowadzących swoją ofensywę na Wiedeń. Sam Luter uważał tureckie zwycięstwa za "bicz boży" na grzeszny Rzym. No cóż, nie sposób się uśmiechnąć jak córka pastora Angela Merkel twórczo rozwija tą teorię - muzułmanie w roli multikulturowego bicza na pogrążonych w konsumpcjoniźmie i ksenofobii Niemców :)

W trakcie afterparty po premierze spytałem Grzegorza Brauna: "Jest Pan znanym fanem "Gwiezdnych Wojen". A co sądzi Pan o anime?". Odpowiedział: "Nie jestem mocny w temacie, ale szanuję" :))))))

Czekamy na to jak Braun zinterpretuje "Shingeki no kyojin", "Ikki Tousen", "Higurashi..." a przede wszystkim "Watykańskiego egzaminatora cudów" :)