Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Serbia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Serbia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 sierpnia 2022

Tajwan: Projekcja siły

 




Nancy Pelosi ma 82 lata. Jest tylko o 13 lat młodsza od Traczyk-Stawskiej. Ale spodziewam się, że za 13 lat nadal będzie aktywnie grała na giełdzie i osiągała stopy zwrotu lepsze od funduszów hedgingowych. Jeśli jednak zostanie zapamiętana w historii za cokolwiek pozytywnego, to będzie to jej niedawna wizyta na Tajwanie.

Administracja Bidena odradzała jej tę podróż i starała się przekonywać, że nie jest ona wyrazem oficjalnych amerykańskich poglądów na temat suwerenności Tajwanu. Nancy miała jednak pełne poparcie Partii Republikańskiej.  Były sekretarz stanu Mike Pompeo krytykował administrację, że pozwala Chińczykom na to, by grozili zestrzeleniem samolotu przewodniczącej Izby Reprezentantów. Republikanie wiedzieli doskonale, że ewentualne wycofanie się przez Pelosi z podróży do Taipei będzie odebrane przez ChRL jako słabość. W całej sprawie chodziło o projekcję siły. 

I Chińczycy ten test oblali. Zareagowali zarazem przesadnie jak i tragikomicznie. O ile w 1997 r., podczas podróży Newta Gingricha na Tajwan, zorganizowali manewry jedynie w Cieśninie Tajwańskiej, tak teraz przeprowadzili je wokół Tajwanu.  Doszło oczywiście do naruszeń przestrzeni powietrznej Republiki Chińskiej, a komunistyczne rakiety spadły również na wody będące częścią japońskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Chińczycy zrobili więc wiele wojennego szumu i niewiele poza tym. Bo zerwanie przez ChRL współpracy z USA w kwestii zmian klimatycznych można chyba uznać za dobrą wiadomość. Pokazali, że amerykańscy politycy wysokiej rangi mogą sobie swobodnie składać wizyty w "zbuntowanej prowincji". 

Oczywiście Chiny przygotowują się do inwazji na Tajwan. Ale obecnie raczej nie są do tego przygotowane. Cieśnina Tajwańska ma w najwęższym miejscu bodajże 128 km, a na wyspie nie ma wielu dobrych plaż do przeprowadzenia desantu. Wystarczy się więc wstrzelać rakietami przeciwokrętowymi we flotę inwazyjną. I zrobić wrogim spadochroniarzom drugi Hostomel. Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą czekałyby też ciężkie walki w terenie górskim i miejskim przeciwko dobrze uzbrojonemu i wyszkolonemu przeciwnikowi.  Chińczycy nie są przygotowani na tak duże ryzyko. Mogą więc sięgnąć po pewniejszą opcję. Przeprowadzone przez nich manewry sugerują, że będą chcieli zagłodzić Wyspę za pomocą blokady morskiej.  Blokada wymusiłaby oczywiście kontrakcję US Navy.  Tu Chińczycy mieliby spore szanse na wygraną - choćby ze względu na możliwość osiągnięcia przewagi lokalnej. Ale tego typu bitwa oznaczałaby odcięcie dostaw ropy, żywności oraz innych surowców do chińskich portów. Nie sądzę, by Chiny były obecnie na to gotowe. Sławetny Nowy Jedwabny Szlak jest obecnie w szczątkowym kształcie i może nigdy nie powstać. W tym roku Chiny obcięli do zera inwestycje w ten projekt w Rosji, na Sri Lance (z wiadomego powodu) i w Egipcie. Sami muszą ratować swój sektor nieruchomości, więc inwestycje z Trzecim Świecie schodzą na dalszy plan.

Pelosi chyba czytała Sun Tzu ("Sztukę wojny" a nie lipny tekst o demoralizowaniu narodów kolportowany kiedyś przez "Frondę"). Sama wybrała pole i czas bitwy, zaskakując tym samym przeciwnika. 

Projekcją siły - ale dokonaną już bardziej na potrzeby kampanii przed "midterms" - była likwidacja Ajmana Al-Zawahiriego, przywódcy al-Kaidy.  Akcja przeprowadzona za pomocą drona, który wystrzelił pocisk "ninja".  Zabito go na balkonie domu należącego do Siradżuddina Hakkaniego, talibskiego wiceministra spraw wewnętrznych i zarazem... kolesia, który zamieszczał opinie w  "New York Timesie".  Być może sami talibowie wystawili Amerykanom al-Zawahiriego. Ja jestem zdziwiony, że Zawahiri wciąż żył i ktoś o nim pamiętał. Koleś bowiem był aktywny w czasach, gdy Eminem robił śmieszne teledyski. Gimby tego nie pamiętają.

Również jednak mniejsze państwa sięgają po projekcję siły. W Karabachu armia azerska przeprowadziła małą, ale dobrze prezentującą się w mediach społecznościowych, serię bombardowań pozycji ormiańskich. Operacja "Odwet" była odpowiedzią na zabicie przez Ormian jednego azerskiego żołnierza i na to, że Armenia łamie porozumienie rozejmowe, nie wycofując swoich wojsk z Karabachu. Azerbejdżanowi chodziło jednak przede wszystkim o przetestowanie reakcji rosyjskich "mirotworców" - bombardowano wszak jedyny korytarz transportowy łączący Karabach z Armenią. Ruscy jak zwykle siedzieli cicho i modlili się, by przy okazji nie dostać pociskiem z drona. Generał SWR pisał na Telegramie, że Putin chce przehandlować Armenię Erdoganowi, licząc na to, że Turcja w zamian pomoże Rosji w wojnie gospodarczej. Erdogan jednak chciałby za przejście Armenii w jego strefę wpływów zapłacić jak najmniej. Na pewno lepszą ofertą byłoby przekazanie Turkom w opiekę Gruzji - wraz z Abchazją i Regionem Cchinwali. Rosja jednak na razie na to nie pójdzie.

Projekcji siły próbowała również Serbia - grożąc Kosowu "denazyfikacją".  Po komunikacie wydanym przez KFOR jednak się uspokoiła. Jest oczywistym, że Serbowie nie poradziliby sobie z siłami NATO w Kosowie. Wszyscy tam zbyt dobrze pamiętają bombardowania Belgradu. (Pamiętam jak w drodze z chorwackimi nacjonalistami do Bleiburga, usłyszałem w autobusie piosenkę "Lecą bomby na Beograd". Spytałem się, czy to piosenka z 1999 r. Odpowiedzieli mi: "Nie, to cygańska pieśń z 1941 r. Ale zawsze jest aktualna".)



Serbia to obecnie ciekawy przypadek. Jej prezydent Aleksandar Vuczić, to koleś z reżimu Miloszewicza, który przefarbował się na proeuropejczyka. Bierzę kasę z Unii, mimo łamania praworządności i zbrojenia się przeciwko sąsiadom. Reprezentuje on zarówno interesy rosyjskie i chińskie, jak i niemieckie. Jego Serbska Partia Postępowa jest stowarzyszona z Europejską Partią Chujową, do niedawna kierowaną przez Tuska. Serbski kameleon ma jednak małe pole manewru - Chorwacja, Czarnogóra, Albania i Macedonia Północna są w NATO, a w Kosowie są natowskie wojska. Może więc on jedynie próbować destabilizować Bośnię. 

Kogo w takiej sytuacji popiera polski endekoid? Oczywiście prorosyjską i zarazem proniemiecką  Serbię, a nie naszych natowskich sojuszników z Chorwacji, Czarnogóry, Macedonii Północnej i Albanii. Ciekawe, czy gdyby doszło do konfrontacji pomiędzy wojskiem serbskim a naszym kontyngentem wojskowym w Kosowie, to endekoidzi trzymaliby stronę Serbów tak jak libki stronę Łukaszenki podczas kryzysu na granicy?

A że się to wszystko prosi o nowy odcinek "Snów"....


niedziela, 30 listopada 2014

Ukraina jak Krajina, Rosja jak Serbia


Ostatni tydzień nie był dobry dla Rosji: OPEC zadała mocny cios jej trzecioświatowej gospodarce, Francja pod naciskiem USA ("jak sprzedacie, to się zajmiemy waszymi bankami") wstrzymała dostawę Mistrali (Ruscy pogorszyli sprawę kradnąc z nich część elektroniki), wyszło na jaw prostytuowanie się francuskiego Frontu Narodowego za pieniądze rosyjskich banków, Chuck Hagel, słaby sekretarz obrony USA podał się do dymisji, a straty ludzkie jakie poniosła rosyjska armia na Ukrainie sięgnęły ponoć poziomu zbliżonego do poniesionych przez USA w czasie całej drugiej wojny irackiej. Wstrzymałbym się jednak ze świętowaniem, Rosja jest wciąż mocna, u niej "ludi mnoga" i ma wiele asów w rękawie. Do najmocniejszych z nich należy oczywiście uderzanie w morale przeciwnika i mieszanie w jego umyśle. Wielokrotnie się ostatnio przekonywałem, że rosyjscy agenci wpływu zrobili Polakom niezłą wodę z mózgu i kierują nas w stronę Idiokracji. Zastosowali w tym przypadku podobną kliszę propagandową jak w czasie wojen bałkańskich z lat 90-tych.



Strategia zastosowana przez Rosję na Wschodniej Ukrainie jest bardzo podobna do tej jaką zastosował Miloszewicz w Chorwacji i Bośni - tworzenie terrorystycznych państewek skupionych wokół miejscowej agentury, przysłanych z centrali sił specjalnych (i wojsk regularnych), kryminalistów i zjebów wszelkiej maści. Tak jak Putin-Hujło wysłał do Doniecka płka Girkina-Striełkowa, tak Miloszewicz wysłał do Krajiny i wschodniej Bośni kapitana Dragana i Jedinicę, jednostkę specjalną MSW. Bośnia miała swoich Karadzicia i Mladiczia, Donieck ma Gubariewa i Bezlera. Zastosowano również ten sam schemat propagandowy "słowiańska, prawosławna" ludność chwytająca za broń przeciwko "faszystom". W przypadku wojny prowadzonej przeciwko Chorwacji eksploatowano do maksimum to, że Chorwaci posługiwali się symboliką z nazistowskiego NDH, w przypadków Bośniaków przypominano dywizję SS Handżar, w przypadku Albańczyków dywizję SS Skanderbeg. Zjeby od Mladiczia miały więc walczyć przeciwko "strasznym nazistom" wspieranym przez "demoliberałów" oraz "islamskich fanatyków". (Na serbskim filmie "Rany" jest scena, w której dresiarze robią włam do wilii reżimowego jugosłowiańskiego prezentera telewizyjnego. Gdy ich nakrywa i pyta kim są, oni odpowiadają: "Jesteśmy bandą faszystowskich najemników oraz islamskich fanatyków, którzy przyszli skopać ci dupę, za te głupoty, które gadasz w telewizji." On odpowiada: "Panowie, dogadajmy się, ja musiałem pojechać do Knina..." :) Na sporą część polskiej prawicy to zadziałało. Do dobrego tonu należy tam m.in. straszenie kalifatem w Kosowie czy też biadolenie o bombardowaniach NATO z 1999 r. Nawet tak antyrosyjski autor jak Waldemar Łysiak dał się na to złapać - zarówno w przypadku Jugosławii jak i Ukrainy.

Przyjrzyjmy się temu jak wygląda wojenna muzyka "atlantystów" :
 Thompson - Boja Cavoglave  Thompson - Anice  Meda - Vellezerit Haradinaj  

Dino Merlin - Da te nije Alija

A teraz wojenna muzyka "euroazjatów":

"Remove Kebab"  Baja Mali Knindza-Crni gavran   Ameriko won

Muzyka normalnych  narodów kontra muzyka narodów zmierzających do upadku. Te klipy mówią więcej, niż tysiące słów...



\

Powyżej: Bojownicy przeciwko "nazizmowi", "islamskiemu terroryzmowi" i "demoliberalizmowi". Poniżej: "kosowski kalifat" :)





W przypadku konfliktu na Ukrainie jesteśmy więc bombardowani opowiastkami o "strasznych banderowskich nazistach" wspieranych przez "żydowskich neoliberałów" przeciwko "prawosławnym Słowianom". Istotnie wśród ukraińskich patriotów występuje fascynacja UPA, tak jak wśród chorwackich patriotów istnieje fascynacja ustaszami. To, że na froncie śpiewano ustaszowskie piosenki i odwoływano się do tradycji Crnej Legiji nie czyniło jednak Chorwacji państwem faszystowskim. Przez większą część okresu niepodległości rządzona była ona przez postkomunistów (takich jak prezydent Tudjman, były partyzant Tity) i liberalną lewicę. (Policjanci służący ekipie Tudjmana zabili w egzekucji szefa nacjonalistycznej, neoustaszowskiej partii HOS, tak jak ukraińscy policjanci od Awakowa zabili Saszkę Biłego z Prawego Sektora.) Moda na ustaszowskie symbole i muzykę Thompsona nie przełożyła się choćby na takie elementarne sprawy jak właściwe upamiętnienie ofiar ludobójstwa dokonane przez Titę.  Chorwacja nie jest państwem  nawet w najmniejszym stopniu faszystowskim - każdy kto tam był na wakacjach potwierdzi.  Tak samo moda na UPA nie przełoży się w żaden sposób na ustrój Ukrainy, tak jak moda na Żołnierzy Wyklętych i Powstanie Warszawskie nie przekłada się w żaden sposób na rzeczywistość polityczną w Polsce. Po prostu czasem fajnie się pozachwycać dawnymi bohaterami (pamiętajmy, że dla nas "Bury" jest bohaterem a dla Białorusinów już "zbrodniarzem" )  i tyle.  Ten kto widzi w takiej fascynacji formacjami wojskowymi z czasów naszych dziadów jakąś zapowiedź faszyzmu, czy to w Polsce, czy w Chorwacji czy na Ukrainie jest albo idiotą albo prowokatorem. Takich ludzi wypada tylko obśmiać, zdemaskować lub uciszyć.


Kiedy przyjdzie czas na Moskwę? Myślę, że tak ją kiedyś urządzą jej mieszkańcy...

wtorek, 11 marca 2014

Krym - czy sankcje powstrzymają wojnę? Ruscy przeciw Putinowi, Putin przeciw Ruskim!

Ilustracja muzyczna: 300 Rise of an Empire - End Credits Song (piosenka, która powinna towarzyszyć amerykańskiej flocie wpływającej na Morze Czarne)



Parlament Autonomicznej Republiki Krymu ogłosił dzisiaj niepodległość. Jak już pewnie wiecie Sergiej Aksjonow, "lider" Krymu to były gangster o xyfce "Goblin".  W Mandżukuo Japończycy przynajmniej dbali o pozory i przywódcą zrobili dawnego chińskiego cesarza. Poza tym sytuacja przypomina odrywanie kolejnych fragmentów północnych Chin przez Japonię w latach 1931-1937. Nowe władze Ukrainy, tak jak Kuomintang nie chcą iść na pełną konfrontację z najeźdźcą. Pozwalają mu na oderwanie słabo zintegrowanego kawałka kraju zamieszkałego przez wrogą mniejszość i liczą, że w ciągu kilku lat zdołają się dozbroić i ściągnąć sojuszników. Jak donosi mainstreamowa prasa:

"Wszystko po to, by uniknąć błędów popełnionych w 2008 r. przez Gruzję, która dała się sprowokować do ataku na wojska rosyjskie i w efekcie przegrała wojnę. Strategię tę ujawnił w jednym z wywiadów telewizyjnych admirał Ihor Kabanenko, do września ub.r. pierwszy zastępca szefa sztabu generalnego.
Dzięki zastosowaniu tej strategii na Krymie nikt nie zginął i wojsko ukraińskie nie dało się sprowokować. Zniweczyło to plany Putina, który w przechwyconej przez wywiad ukraiński rozmowie z dowódcą rosyjskiej Floty Czarnomorskiej wyraził zaskoczenie postawą Ukraińców i domagał się zdecydowanych działań. Po błyskawicznym opanowaniu Krymu planował bowiem wtargnięcie na południe i wschód Ukrainy.

Wiele wskazuje na to, że pomocą w opracowaniu ukraińskiej strategii służyli Amerykanie, bo ich wywiad już tydzień wcześniej wiedział, że Putin dokona inwazji na Krym. USA uważnie śledzą rozwój wypadków, dzieląc się danymi wywiadowczymi z Ukraińcami, o czym kilka dni temu powiedział wprost amerykański sekretarz obrony."



Co prawda są też ponoć w Kijowie zwolennicy zbrojnego odbicia Krymu (a pewne ruchy ukraińskiej armii to nawet sugerują - tutaj macie dużo zdjęć i filmików), ale za główny front uznawane jest Zagłębie Donieckie. SBU aresztowała dzisiaj dywersanta z rosyjskiego GRU, który szykował zamachy bombowe w Doniecku i Ługańsku. Trwają również aresztowania wśród miejscowej piątej kolumny. Czy dojdzie do rosyjskiej inwazji? Na początek zacytujmy opinię Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy ekonomicznego Putina:
" Po pierwsze, aneksja Krymu jest już faktem dokonanym. To zostanie zalegalizowane 21 marca decyzją Dumy Państwowej i Rady Federacji Federacji Rosyjskiej. Po drugie, południowa i wschodnia Ukraina. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow już publicznie ogłosił, że Rosja ma tam duże interesy i zastrzega sobie prawo do interwencji. Trzecim i najważniejszym kierunkiem ataku jest Kijów. Celem jest cała Ukraina. Putin chce stworzyć korytarz lądowy z Krymu do Naddniestrza, kontrolowany już przez jakiś czas przez funkcjonariuszy FSB (była KGB). (...) A ponieważ prezydent Barack Obama i narody europejskie nie są chętne do użycia żadnych realnych środków wobec Rosji, to osiągnięcie tego celu jest tylko kwestią czasu. "

Iłłarionow podaje też bardzo ciekawe informacje dotyczące wojny w Gruzji w 2008 r. :

" Putina od dalszej inwazji na Gruzję powstrzymała decyzja ówczesnego prezydenta USA George'a Busha o wysłaniu do Turcji i Rumunii jednostek sił powietrznych oraz marynarki wojennej na Morze Czarne. "Gdy tylko rosyjski wywiad wykrył masowy ruch amerykańskich wojsk w kierunku Gruzji, Miedwiediew i Putin wydali rozkaz, aby zatrzymać się 35 mil od Tbilisi. To było 12 sierpnia 2008 r."

Inne zdanie ma wybitny rosyjski historyk, były konstruktor lotniczy Mark Sołonin, pisze on, że Putin już wycofał się z planów inwazji na Ukrainę bojąc się jej konsekwencji gospodarczych. Jak słusznie on zauważa Rosja odpowiada jedynie za 3 proc. eksportu z UE. Zależność Europy od rosyjskich surowców energetycznych maleje i mogłaby się załamać w wyniku otwartej konfrontacji. 75 proc. leków w rosyjskich aptekach to produkty importowane - reszta to produkty wyprodukowane za granicą, ale pakowane w Rosji. Rosyjska kiełbasa jest produkowana z argentyńskiego mięsa. Rosyjskie piwo z importowanego słodu i chmielu. "Kuwejtyzacja" Rosji sprawiła, że kraj nie ma swoim obywatelom i światu nic do zaoferowania oprócz surowców energetycznych i broni. Sankcje ekonomiczne będą miały dla państwa Putina siłę uderzenia nuklearnego. Putinowi pozostaje walczyć o Krym (zacofany gospodarczo region, który jest zależny od ukraińskich dostaw prądu i wody pitnej), by zachować twarz. 



Rosyjski pisarz Borys Akunin, pisze zaś:

"Na skutek tego, iż Rosja wysłała swoje siły zbrojne na terytorium obcego państwa (bez względu na wszystkie kłamstwa bezwstydnego Putina) odczujemy następujące następstwa:
- Rosja odczuje izolację polityczną, a później gospodarczą. Pieniądze odpłyną za granicę. Nie będzie inwestycji, świat szybko znajdzie sposób, by zamienić jakoś naszą naftę i gaz. Skończą się energetyczne mega zyski.
- Do tego wszystkie dojdzie nieunikniony wzrost wydatków na siły zbrojne, Wszystkie te czynniki razem spowodują spadek wartości rubla, a w konsekwencji rezygnację z jego wymienialności.Trzeba będzie pożegnać się z Egiptem, Tajlandią i Antalią.
- Gwałtownie podrożeją towary importowane, wiele z nich po prostu zniknie z rynku.- Naszych zapasów walutowych nie wystarczy na długo.
Rząd uruchomi maszynę drukarską, żeby znaleźć pieniądze na wypłatę pensji i emerytur. Doprowadzi to do inflacji i jeszcze większego wzrostu cen. Potem, nie będzie już czym płacić pracownikom sfery budżetowej. Państwo zbankrutuje.- Trzeba będzie gasić rosnące niezadowolenie, co raz bardziej surowy reżim będzie coraz częściej stosował brutalną siłę i uciekał się do bezprawia."

Nawet potężne Stany Zjednoczone nadwyrężyły swoją gospodarkę w wyniku inwazji na Irak. A co by się stało z gospodarką Rosji, gdyby rosyjskie wojska nagle zaczęły okupować pół Ukrainy?

Na koniec, nieco bałkańskich klimatów. Serbskich czetników "walczących na Krymie" pokazano już w polskich mediach. Rozwaliła mnie wypowiedź jednego z tych idiotów: "Walczymy tu przeciwko USA i katolickiej Europie". Najlepszy dowód na idiokrację panującą w Zemunie i okolicach. Ciekawe, że nasi narodowcy pałają taką miłością do tych pacanów...

A tymczasem prawosławni mnisi ze Świętej Góry Athos (największy autorytet duchowy greckiego prawosławia) rzucili klątwę na Putina i Patriarchę Cyryla Kaliningradzko-Smoleńskiego. Nadal ktoś chce walczyć z gen. Gundajewem przeciwko "demoliberalizmowi"? 



Ps. Rosyjscy nacjonaliści, organizatorzy "Ruskiego Marszu" są w większości przeciwni Putinowi. Popierają kijowski Majdan i chcą jego powtórki w Moskwie. Putin to dla nich złodziej i "ofszornik", który udaje, że broni Ruskich za granicą a nie broni ich w Rosji. Do białości wkurzył ich projekt ustawy o przyznawaniu rosyjskich paszportów każdemu mieszkańcowi byłego ZSRR, który o to poprosi. Ich zdaniem to zakończy się falą masowej imigracji z Azji Środkowej i Kaukazu. Rosyjski nacjonalizm tego rodzaju jest nam na rękę. Nie tylko dlatego, że jest antyputinowski. Po prostu doprowadzi do rozbicia wielonarodowej Rosji. Już teraz rosyjscy nacjonaliści chcą, by Rosja wycofała się z Kaukazu Północnego. 


"Русские нуждаются в освобождении России от воровской банды, которая держит весь народ в угнетении. Кто считает себя русским националистом - действуйте! Или вы готовы русских защищать только там где Путин укажет и направит, когда ему это нужно? Он же сказал: "Россия для русских - только дураки и провокаторы могут говорить", и Крым значит тоже под Путиным русским быть не может, а кто считает иначе - по путински получается "дураки и провокаторы".

В Крыму кричат: "Путин! Путин! Сталин! СССР! Красная Армия где ты! Руки прочь от Ленина!". А вовсе не - "мы - русская нация, мы - за русскую власть, Россия для русских!".

Некоторые считают что "бандеровцы" это кучка людей, а остальные - это русские, которых бандера захватил в плен. На самом деле нет никаких бандеровцев. Есть украинцы. Миллионы людей считают себя украинцами, а не русскими, и у таковых даже есть свое государство. Вы хотите наверное их убить, но каждому свое, что поделать".



czwartek, 6 marca 2014

Krym - nowa Krajina?

Ilustracja muzyczna: L'ambition Melodique - Jormungand OST

Krymski parlament zdecydował o przyłączenie autonomicznej republiki do Federacji Rosyjskiej i o przyspieszeniu referendum w tej sprawie (Charakterystyczne, że zdecydował o tym zanim "naród krymski" miał szansę w tej kwestii się wypowiedzieć. Zapewne wyniki referendum już są ustalone przez Centralną Komisję Wyborczą w Moskwie.) Putin idzie więc w stronę realizacji scenariusza znanego z byłej Jugosławii: tworzenie takich "niepodległych" tworów jak Republika Serbska czy Republika Krajiny. Tworzenie oczywiście przez "siły lokalnej samoobrony", które są niczym innym jak jednostkami sił specjalnych z południowych okręgów wojskowych Rosji. (Wysłani na Kryml ruscy sołdaci są na tyle niefrasobliwi, że obnoszą się naszywkami GRU, nie zakrywają tablic rejestracyjnych wojskowych pojazdów i wrzucają na VK swoje "samojebki" z Krymu.) Towarzyszy temu oczywiście kretyńska propaganda przeznaczona na użytek wewnątrzrosyjski (o propagandzie na użytek świata pisali już w komentarzach na tym blogu Majkel i Leśne Licho). Tak jak serbskie media karmiły naród historyjkami o strasznych ustaszach (Jeden z jugosłowiańskich żołnierzy oblegających Dubrownik mówił: "Walczą przeciwko nam ustasze z Singapuru"!), krwiożerczych bośniackich nazi-wahabitach, bin Ladenie ukrywającym się w Kosowie oraz o katolickich księżach wydłubujących oczy serbskim dzieciom, tak rosyjskie media  ogłupiają postsowiecki demos opowiastkami o naćpanych krwiożerczych banderowcach z siekierami i widłami mordujących prostych Rosjan. (W ostatnich dniach rosyjskojęzyczni internauci masowo pytają wyszukiwarki kim są ci cali banderowcy. Dotychczas nigdy o nich nie słyszeli...). Co ciekawe serbskie media przypomniały sobie "stare, dobre czasy" i plotą farmazony o czetnikach walczących po stronie Rosji na Krymie oraz o tym, że "ukraińscy faszyści" chcą zmusić Rosjan do posługiwania się alfabetem łacińskim. :) (Duponarodowcy z kolei mogliby uczynić swoją propagandę bardziej spójną, bo ostatnio piszą nawet o izraelskich komandosach dowodzących ukraińskimi nazistami.)



W tych działaniach widać ślady paniki. Rosja zeszła z poziomu supermocarstwa do poziomu zaszczutego mafijnego państewka takiego jak Serbia Miloszewicza. Nie twierdzę, że jest słaba. Sił starczy jej, by powalić Ukrainę, zwłaszcza, że ukraińska armia jest mocno zinfiltrowana przez jej służby (casus admirała Denisa Berezowskiego). Czy dojdzie jednak do inwazji na wschodnią Ukrainę? Ukraińcy - SBU oraz oligarchowie - ostro wzięli się ostatnio za rosyjskich prowokatorów z Doniecka a oburzenia Rosji nie słychać. Słowa aktorów drugiego planu świadczą o małej panice na Kremlu. A to doradca Putina Siergiej Głaziew straszy, że Rosja przestanie spłacać kredyty amerykańskim bankom i pozbędzie się dolara z rezerw, wspólnie z "partnerami z południa" (Iranem? Armenią? Syrią?) tworząc "nowy ład walutowy" (powodzenia..), a to Rada Federacji zaczyna pracować nad ustawą o konfiskacie majątków zachodnich koncernów (pożegnajcie się Ruscy z szansami na wydobycie gazu w Arktyce...), a to mnóstwo usłużnych geszefciarzy przekonuję, że "sankcje przeciwko Rosji zaszkodziłyby światowej gospodarce". Widać, że groźba sankcji mimo wszystko na Rosję działa. Ekipa Putina to przede wszystkim ekipa złodziejska - jeśli ograniczy im się możliwość upłynnienia łupu, jej dni będą policzone. Zachowanie rosyjskiej giełdy 3 marca (58 mld USD strat) było ostrzeżeniem - Rosja nie obroni się przed atakiem spekulacyjnym. Od początku roku moskiewski indeks RTS stracił 20 proc. Kijowski Ukrainian Equities zyskał w tym czasie 19 proc. Nie wiemy, co naprawdę Obama powiedział Putinowi podczas 90 minutowej niedzielnej rozmowy, ale podejrzewam, że tematyka dotyczyła gospodarki, rynków i branży energetycznej.

Zwróćmy uwagę jak na kryzys na Krymie reagują polskie siły polityczne. Pomińmy Tuska, uważanego za człowieka Merkel. Pomińmy Radka Sikorskiego, który albo pracuje na trzy etaty albo jest zwyczajnym [cenzura]. Jeśli takie resortowe dzieci jak gen. Koziej czy Cimoszewicz nagle zaczynają mówić o Rosji jak Macierewicz, to coś jest nie tak. Jak pokazały zdarzenia od września 2009 r., Rosja jest wciąż głównym gwarantem ustroju w Polsce. (To oczywiście nie oznacza, że nie grają oni również na inne mocarstwa. To jest wpisane w system. Ale gracze nie mogą przekroczyć pewnych ustalonych granic wewnątrz systemu. Jeśli je przekraczają to giną tak jak prezydent Kaczyński i smoleńska delegacja czy gen. Petelicki lub są ciągani po sądach jak Siemiątkowski czy Macierewicz.) Jak więc tłumaczyć to, że Kaiser Soeze nagle zaczyna straszyć rosyjską inwazją? Moja teza: toczy się obecnie na Kremlu gra przeciwko Putinowi. Celowo władowano go na minę na Ukrainie. Ci z frakcji prorosyjskiej, którzy go krytykują działają tak naprawdę na rzecz jego następców. Szojgu? Iwanowa? Kadyrowa? :)



Na koniec polecanki:

Analiza z defence24.pl, bardzo zbieżna z moimi tezami

Dr. Targalski: Ukraina zwycięży

Krzysztof Czabański: 5 sugerowanych reakcji na działania Rosji

Terlikowski: Franciszek sojusznik Putina

Czy Putin czyta Michalkiewicza?

Główny rabin Ukrainy: Rosja stanowi zagrożenie dla ukraińskich Żydów


środa, 1 maja 2013

Nikolić i Jobbik zaorali kosowską narrację endecji. Orban zaorał rosyjską narrację PiS


Ilustracja muzyczna: Hriste Boze (rock verzija)
                           
                                 Laibach - Nato 1994

Dla przypomnienia: Jan Paweł II zaorał bałkańską narrację endecji

Nie zazdroszczę teraz endekom. Tak się emocjonalnie zaangażowali w odległy konflikt kosowski, chodzili w marszach poparcia dla serbskiego Kosowa, podjarali się "ostatnim bastionem" oporu "chrześcijańskiej-nacjonalistycznej Słowiańszczyzny przeciwko islamowi i demoliberalizmowi" a tu nagle, ta kochana przez nich Serbia zapięła ich centralnie w d*pala. Serbski nacjonalistyczny rząd de facto uznał niepodległość Kosowa i rozpoczął proces normalizacji wzajemnych stosunków. I tego mógł się spodziewać każdy rozsądnie myślący, nie zaślepiony ideologią obserwator. Serbia nie ma środków, by odzyskać Kosowo, a gdyby je nawet jakimś cudem odzyskała, nie wiedziałaby co zrobić z zamieszkującymi je Albańczykami. (Wariant z lat '90-tych nie wchodzi w grę, bo serbskim politykom nie uśmiecha się ukrywać przez kilkanaście lat w przebraniu bioenergoterapeutów, jak to robił "Dr. Dabić":). Głupotą była wiara w mit Kosowa - bastionu chrześcijaństwa i cywilizacji europejskiej przeciwko islamowi, gdyż a) wbrew pozorom, między obiema nacjami nie ma dużej przepaści cywilizacyjnej a ich kultury przenikały się przez stulecia. Albańczycy są zresztą takimi gorliwymi muzułmanami jak Czesi chrześcijanami... b) ten kosowski mit został ożywiony przez ateistycznych postkomunistów od Miloszewicza w końcówce lat '80-tych, do celów wewnętrznej walki politycznej. Kolejne ekipy rządzące w Belgradzie nie traktowały go poważnie. Co więcej, w latach '90-tych ekipa Miloszewicza poważnie myślała o tym, by się pozbyć Kosowa. (W ten sam sposób rozumuje obecnie wielu rosyjskich nacjonalistów. Uważają oni, że Rosja powinna wycofać się z Północnego Kaukazu, bo ten rejon to tylko kłopoty. Mieszkające tam wrogie ludy rozwijają się demograficznie, gdy Rosja się zwija, i przenoszą się w dotychczas etnicznie rosyjskie tereny.) Gdyby USA nie było śpieszno ze zmiażdżeniem jugosłowiańskiego mafijnego reżimu (polecam film dokumentalny "Jedinica" - o tym jak jednostka specjalna MSW rządziła Serbią i bałkańską mafią), to by pewnie po paru latach Belgrad sam pozbył się Kosowa. Gra się toczyła o kilka północnych, etnicznie serbskich gmin, które Belgrad teraz prawdopodobnie zostawi w cholerę... Mit sypie się zresztą coraz bardziej. Czetnicki prezydent Nikolić odwiedził ostatnio Srebrenicę i przeprosił tam za serbską zbrodnię na Bośniakach (co jest jak najbardziej godne pochwały), a kilka dni później w Izraelu dziękował miejscowym politykom (bynajmniej nie palestyńskim :) za to, że przez wiele lat stali po stronie serbskiej w sporze o Kosowo.


Powyżej: dr Krisztina Morvai, eurodeputowana Jobbiku, która powiedziała liberalnym krytykom, by poszli do domu i "pobawili się swoimi obrzezanymi wackami".


By konfuzji stało się zadość przypomnę, że węgierska nacjonalistyczna partia Jobbik, z którą współpracuje Ruch Narodowy, organizowała demonstracje pod hasłem "Kosowo jest albańskie, a Wojewodina węgierska". Jak widać można być europejskim, chrześcijańskim nacjonalistą i popierać Albańczyków w sporze o Kosowo.

Co więcej, Jobbik, partia odwołująca się do turanizmu, to grono miłośników tureckiego premiera Erdogana. Dlatego też  popiera syryjską rebelię przeciw Assadowi - uznawanego przez wielu polskich endeków za Kutafona czy Katechona (zawsze mi się to myli), w każdym bądź razie za kolejnego "krześcijańskiego męża stanu". Z Assadem również ciekawa sprawa, bo ten "obrońca chrześcijan" jeszcze do niedawna, przed swoim "nawróceniem na drodze do Damaszku" wspierał antychrześcijański terroryzm w Libanie, Iraku oraz w Europie. Jego służby udzielały pomocy tej samej al-Kaidzie, z którą teraz walczą na śmierć i życie. No cóż, sytuacja na Bałkanach i Bliskim Wschodzie jest dużo bardziej skomplikowała niż się śniło endeckim filozofom...


Powyżej: idol polskich środowisk niepodległościowych z szefem rosyjskiego Syndykatu

Żeby nie być monotematycznym, przywalę teraz środowiskom znajdującym się nieco na lewo od endecji. Jednym z idoli Ruchu Niepodległościowego jest węgierski premier Viktor Orban. Nie chcę mi się już go krytykować za głupie i niepotrzebne wojenki ze spekulantami finansowymi, ale zwrócę uwagę, że Orban jest w cichym sojuszu z Putinem - sojuszu taktycznym przeciwko Brukseli i Berlinowi. (Wspominał o tym m.in. dr Targalski). Przed wyborami z 2010 r. jeździł na zloty proputinowskiej młodzieżówki "Nasi". Później Putin dał mu wiele przysług - np. sprzedał węgierskiemu skarbowi państwa udziały Surgutnieftigazu w MOL-u. Nade wszystko jednak Orban, dzięki temu sojuszowi zyskał bezpieczeństwo, które pozwoliło mu na zorganizowanie olbrzymich czystek w służbach specjalnych. Widzimy jak w ostatnich miesiącach  byli szefowie bezpieki z czasów postkomunistycznych lądowali na sali sądowej i w areszcie za szpiegostwo na rzecz Rosjan - a Rosja nabrała wody w usta.

To co zrobił Orban jest bardzo mądre: przejęcie służb (czyli pełnej władzy w państwie - co nie udało się Kaczyńskim) w zamian za sojusz z Putinem. Ale czy można taki scenariusz zrealizować w Polsce? Nie. Z dwóch powodów: 1) Polska jest  krajem o dużo większym znaczeniu strategicznym dla Rosji niż malutkie Węgry. Rosja dąży więc do silniejszej kontroli nad naszym krajem. Prezydent Kaczyński, wbrew mitom dążył do partnerskiego porozumienia z Rosją, ale to Rosji nie odpowiadało takie porozumienie. 2) U nas jest zbyt wielu zdrajców i pajaców - od Ruchaczy Palikota po endeków - którzy za darmo nadstawiają się Putinowi.

Ps. Polecam dwa klipy z telewizji Republika. Oba z nich to rozmowy z drem Targalskim vel Darski (tak, tym samym Darskim, który podarł "Wyborczą" na scenie na koncercie i rozrzucił w tłumie krzycząc: "Żryjcie to gówno!" :) vel Dr. Housem vel Behemotem. Pierwsza z nich mówi o hydratach metanu, ale także o grafenie, czyli prawdziwym powodem afery wokół Azotów. Druga jest poświęcona sytuacji Tuska i Gowina, którego Darski nazywa "figurantem" i "rzecznikiem Szetyny". Jak zwykle mistrzowskie są złośliwostki dra Darskiego, szczególnie sposób w jaki wymawia on nazwisko "Szetyna".

sobota, 23 lutego 2013

Jan Paweł II zaorał bałkańską narrację endecji

"Kosowo jest albańskie" - Roman Dmowski  :)

Ilustracje muzyczne: Marko Perkovic Thompson "Anica"
                                 Marko Perkovic Thompson "Cavoglave"
                                 Meda ft. Sinan Hoxha "Kuq e zi"

Popularna prawicowa, endecka narracja wojen bałkańskich lat 90-tych mówi, że Jugosławia została rozbita przez Niemcy, USA i muzułmanów. Pomija ona kluczowy czynnik jakim były walki frakcyjne wśród jugosłowiańskich komunistów i sięgnięcie przez ich frakcje po nacjonalizm. Ale mimo wszystko  zawiera ziarno prawdy. Sam uważam, że dzięki wojnom bałkańskim USA zdołały na 10 lat zatruć stosunki niemiecko-rosyjskie (co było dla Polski ekstremalnie korzystne, wbrew temu co twierdzą fantaści snujący wizje jakiegoś Heksagonale). Warto jednak zwrócić uwagę, że endecy zawsze pomijają innego ważnego aktora stosunków międzynarodowych, który wziął udział w rozbijaniu Jugosławii: bł. Jana Pawła II i Stolicę Apostolską. Endecy zawsze przypominają, że niemieckie MSZ pośpieszyło się z uznaniem niepodległości Chorwacji. Zapominają dodać, że wkrótce po RFN Chorwację uznała Stolica Apostolska. Watykan udzielał w czasie wojny dyplomatycznego i duchowego wsparcia Chorwacji w walce z komunistyczną Serbią. Jan Paweł II przyjął na audiencji m.in. generała Ante Gotovinę, który w 1995 r. dowodził operacją "Burza" w wyniku której zdobyto na Serbach Krainę. Chorwaci uważają Jana Pawła II za swojego bohatera. Urban i Palikot nie przeżyliby 30 sekund, gdyby zostali otoczeni przez weteranów wojny z Serbią. :)







Trudno się jednak dziwić wsparciu Watykanu dla Chorwacji. Nie miał przecież powodu, by kochać komunistyczną Jugosławię, państwo zroszone krwią tysięcy katolików. W odróżnieniu od endeków  nie widział też w postkomunistyczno-mafijnej Serbii "bastionu chrześcijaństwa". Watykan doskonale zdawał sobie za to sprawę z bardzo silnego serbskiego antykatolicyzmu. (Jan Paweł II wyniósł przecież na ołtarze katolickie zakonnice z Bośni zgwałcone i zamordowane przez czetnicką bandę, czyszczącą Bośnię z muzułmanów i katolików.) Sam ten silny antykatolicyzm widziałem w Serbii. Gdy byłem na serbskim festiwalu nacjonalistycznym na Ravnej Gorze co i rusz słyszałem antykatolickie teksty w stylu "papież kierował Hitlerem" a serbscy koledzy namawiali mnie do przyjęcia swojej wiary. "Gdy będziesz katolikiem, nie będziesz widział całego zła tego świata" - mówili. Rozglądałem się więc uważnie i uśmiechałem się obserwując ich "życie duchowe". Na straganach obok ikon świętych i innych dewocjonaliów kasety porno z paniami dumnie prezentującymi swe narządy na okładkach, butelki wódki z zatopionymi w nich krzyżami (kupiłem taką na pamiątkę). Ale najlepszą ilustracją specyficznego podejścia Serbów do religii był podpity jegomość, który przeżegnał się na nasz widok mamrocząc "Katolicy na Ravnej Gorze! Skandal!" a po chwili wyjął przy wszystkich wacka na wierzch i zaczął mówić, że jest "pedałem i komunistą".

To samo narracyjne skrzywienie dotyczy Kosowa. Prezes Artur Zawisza pisze: "Okazujemy solidarność prawosławnym południowym Słowianom, aby przypomnieć sobie i światu słowiańską wspólnotę wiary i kultury. Bronimy matecznika serbskości przed inwazją muzułmanów, których powstrzymywał w 732 roku Karol Młot pod Poitiers, a w 1683 roku Jan III Sobieski pod Wiedniem. "
Problem w tym, że Serbom Kosowo zabrali nie muzułmanie, ale inny naród: Albańczycy. Prawie 20 proc. Albańczyków to chrześcijanie, którzy jakoś się nie skarżą na islamskie prześladowania - dotyczy to również Kosowa. Poprzedni prezydent Albanii był prawosławny. Dwóch największych bohaterów narodowych Albanii to katolicy: Skanderbeg i bł. Matka Teresa z Kalkuty.


Powyżej: antykomunistyczne malowidło w kościele franciszkańskim w Szkodrze

W Tiranie, w samym centrum miasta jest wielka prawosławna katedra, a centrum albańskiego antykomunizmu było od lat w dużej mierze katolickie miasto Szkoder. Albański islam jest dosyć liberalny - zwłaszcza, że jest pod silnym wpływem sufickiego bektaszyzmu. Podróżując po Albanii i rozmawiając z miejscowymi słyszałem wypowiedzi w stylu "islam i chrześcijaństwo to dwie autostrady prowadzące do Boga". Nie widziałem tam żadnej dziewczyny w chuście na głowie, za to wiele w klubach nocnych. Wojna w Kosowie miała mało wspólnego z ekspansją islamu. To było starcie dwóch nacjonalizmów. Dlaczego więc Albańczycy niszczyli serbskie cerkwie? Robili to samo, co my po 1918 r. Niszczyliśmy ślady panowania zaborcy. Tak jak rosyjskie prawosławie dostarczało carskim oprawcom duchowego paliwa do prześladowania Polaków, katolików i Żydów, tak serbskie prawosławie dostarczało ludziom typu "pedał i komunista" z Ravnej Gory, duchowego paliwa do zabijania Chorwatów, Bośniaków i Albańczyków. Starcie wygrały nacjonalizmy: chorwacki, bośniacki i albański. Serbowie przegrali, bo okazali się chorym społeczeństwem. Nie ma powodu, by ich bronić. Powinni stracić jeszcze Preszewo i Wojewodinę.

(Zainteresowanych tematyką kosowską polecam ten mój wpis, oraz artykuł dra Targalskiego)

Czasem się zastanawiam, czy endecy są rzeczywiście katolikami. Argumenty wysuwane przez nich w ich narracji dotyczącej Rosji i Bałkanów są bowiem zwykle prawosławne. Pamiętacie wizytę patriarchy generała Cyryla? Podpisanym z tej okazji świstkiem papieru (którego nie odczytano w mojej parafii, by nie gorszyć patriotycznych wiernych) ekscytowała się cała masa endeków od Winnickiego po Engelgarda i Bodakowskiego. Wszyscy zdawali się bić czołem o posadzkę cerkwii i powtarzać: "Ja rab twój! Ja rab twój!". A wyobraźmy sobie teraz, że podobne porozumienie z Kościołem Katolickim podpisałby jakiś protestancki biskup, Dalajlama czy naczelny rabin Izraela. Oburzenia na ekumenizm byłoby co niemiara :)



Ps. Serbski narodowy mit koncentruje się wokół bitwy na Kosowym Polu z 1389 r. Starcia chrześcijańskich Serbów z Turkami. Serbowie pomijają jednak to, że po ich stronie walczyli wówczas Albańczycy. Również to, że kilkadziesiąt lat później podczas drugiej bitwy na Kosowym Polu wojska albańskiego katolika Skanderbega starły się z serbskimi wasalami tureckiego sułtana. No cóż, współczesna turecka historiografia podkreśla, że Serbowie byli "dobrymi sojusznikami" Turcji :)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Wielka Albania Tour

Gdy mówiłem, że jadę na urlop do Albanii i Kosowa (a także Macedonii i "na chwilę" do Czarnogóry) , wielu znajomych udzielało mi rad w stylu: "uważaj, bo cię tam okradną/zabiją". Wróciłem cały, zdrowy i raczej pozytywnie zaskoczony życzliwością miejscowych. Tak, to prawda, że Albania to kraj zacofany w wyniku tureckiego panowania i ciężkiego komunizmu, a teraz zmaga się z podobnymi problemami jak wszystkie kraje postkomunistyczne, ale to również kraj bardzo bezpieczny dla przybyszów z zagranicy. Gość jest tam dobrze przyjmowany nie tylko w świetle tradycji, ale również dlatego, że kraj był przez długie lata izolowany od zagranicy - cudzoziemiec siłą rzeczy wywołuje tam życzliwą ciekawość. Problemem jest bariera językowa, ale mimo wszystko można tam nawiązać ciekawe kontakty. Np. w Szkodrze (najbardziej katolickim i antykomunistycznym mieście Albanii) łapaliśmy transport do Ulcinja (najbardziej albańskiego miasta Czarnogóry). Załapaliśmy się na taksówkę - kilkuletniego Mercedesa prowadzonego przez albańskiego dziadka, razem z nami jechało jeszcze dwóch albańskich staruszków. Jak się okazało nacjonalistów i antykomunistów uważających za swoich idoli Busha i Clintona, nie lubiących Putina i przekonanych o tym, że... w Smoleńsku doszło do zamachu.

- 100 lat temu wszystkie ziemie albańskie były pod jedną władzą. Teraz są rozdzielone pomiędzy kilka państw. To nie jest dobrze. Kosowo powinno się połączyć z Albanią - mówił jeden z dziadziów.

- Tetowo, Preszewo i Chameria (Północny Epir) też? - badałem dalej grunt.

- Też. I Ulcinj razem z okolicami

- To Wielka Albania - uśmiechnąłem się słysząc tak szczerą odpowiedź - A my chcemy Wielkiej Polski, tak jak wy Wielkiej Albanii. Do Polski powinny należeć Wilno, Lwów i Mińsk.

Przyszło mi na myśl wówczas, że polska prawica tak zasadniczo potępia UCK i albański nacjonalizm, ale przecież powinniśmy go podziwiać. Albańczycy z Kosowa potrafili się zorganizować, stworzyć własną siłę zbrojną, zdobyć międzynarodowe poparcie i skopać Serbom tyłki. Chciałbym, żeby kiedyś to się powtórzyło na Wileńszczyźnie - by powstało tam drugie państwo polskie: nowa Litwa Środkowa. Nasze własne Kosowo.



Powyżej: przykład popularnego nacjonalizmu Albańskiego. Zwracają uwagę zwłaszcza ich nacjonalistki.

To co nastawia nas pozytywnie do Albańczyków to również ich euro-atlantyzm. Nie sposób się  nie uśmiechnąć słysząc opowieść taksiarza wskazującego nam bazę KFOR pod Prisztiną:

- Tu była największa serbska baza wojskowa w Kosowie. Gdy nadleciały samoloty NATO i zrzuciły bomby, zostały po niej tylko ruiny.

W Prisztinie ulica George'a W. Busha krzyżuje się z bulwarem Billa Clintona (niestety nie ma tam tabliczek z nazwami). W miejscowości Fushe Kruje, znaleźliśmy natomiast pomnik George'a W. Busha:



Albańczycy zdecydowanie odbiegają od stereotypu "dzikusów i brudasów" kultywowanego przez serbską propagandę wojenną i za jej przykładem przez endecję. Powiedziałbym nawet, że pod jednym ważnym względem górują nad Serbami: o ile Serbia jest XVIII-wieczną Polską w stadium upadku (minus Konstytucja Majowa, KEN, ks. Staszic, i z nieudolnym postkomunistycznym generałem Mladicem zamiast Kościuszki), o tyle naród albański wciąż jest pełny sił witalnych. Paradoksalnie zapóźnienie względem Zachodu zakonserwowało tam takie "prawicowe" wartości jak nacjonalizm, szacunek dla rodziny i tradycji, a także zamiłowanie do prywatnej przedsiębiorczości. Pod względem gospodarczym Albania nie ma się jednak dobrze - sektor publiczny jest słaby, większość dróg wygląda jakby rządził nimi od 50 lat Grabarczyk (choć mają na koncie również imponujące odcinki takie jak górska autostrada Prisztina - Tirana), miejskie chodniki są tak popękane jakby rządziła tam od wieków HGW a wiele uliczek przypomina syf Południowych Włoch. (Tirana stanowi połączenie Neapolu, Istambułu i Mińska - na placu Skanderbega są tam jednak ładne faszystowskie budowle. Kruje jest urokliwe a Szkoder dosyć uporządkowany). Jednakże ludzie są często lepiej ubrani niż w Polsce, a jeżdżą zwykle Mercami (pełny przegląd od lat '70-tych po nowe modele, które przeważają). Albanki zwracają uwagę elegancją a ich uroda jest bardzo dziewczęca (Roman Polański byłby zachwycony). Zgadując życzenie Łukasza Czajki, daje próbkę z moich badań etnograficznych:




Kosowo niewiele odbiega od Albanii. Prisztina sprawia wrażenie nieco zaniedbanego miasta wojewódzkiego, choć często tam widać amerykańskie SUV-y, na jej obrzeżach rozrastają się nowe osiedla, a przy drogach dojazdowych przez wiele kilometrów ciągną się sklepy i składy budowlane. Okoliczne, serbskie wioski (o dziwo nie obstawione posterunkami KFOR) wyglądają już z kolei bardzo słowiańsko. Zdołałem również odwiedzić m.in. Kosowską Mitrowicę ze słynnym mostem Austerlitz, rozdzielającym miasto na część serbską i albańską. Po serbskiej stronie usypana ziemna barykada, namiocik i baraczek, nad którymi powiewają flaga Serbii i Rosji. W pizerii po albańskiej stronie, miejscowi robią sobie jaja: "Srbija, ha ha ha!!!".  Wydaje mi się, że traktują serbskich "obrońców mostu" tak jak polscy liberałowie obrońców Krzyża. Mostu strzegą włoscy karabinierzy, którzy umilają sobie pracę robiąc fotki miejscowym panienkom. "Jak pójdziecie na stronę serbską, to będzie OK. Tam jest teraz spokojnie". Przechodzimy przez most. Oglądamy opustoszałą barykadę i pomniczek z bardzo krótką listą Serbów zabitych w wyniku bombardowań NATO i "terroryzmu UCK". Przyglądają nam się z pobliskiej kafany popijający piwo panowie o resortowych gębach. Jak widać nowe serbskie władze grają na oderwanie północnych gmin od Kosowa i wyjście z twarzą z konfliktu. Na nic innego nie mają najmniejszych szans. Kosowo już nie jest serbskie.


Powyżej: na Gazimestanie, miejscu totalnie przegranej bitwy, która stała się podstawą świadomości narodowej Serbów. Czy kolejne totalnie przegrane starcie o Kosowo stanie się podstawą nowej serbskiej świadomości?


Macedonia wciąż jednak jest macedońska pomimo rosnącej w siłę albańskiej mniejszości. Kraj piękny, o który warto walczyć. (Polecam zwłaszcza wizytę w Ochrydzie - wspaniałym mieście pełnym zabytków sprzed tysiąca lat, leżącym nad pięknym jeziorem a także odwiedzenie Starej Czarsziji, czyli potureckiej starówki Skopje). Macedończycy, naród "wymyślony" nieco ponad 100 lat temu, kultywują swoją tożsamość. W centrum Skopje wspaniale wyglądający, wręcz totalitarny pomnik Aleksandra Wielkiego - postaci mającej tyle wspólnego ze współczesną Macedonią co Karol Wielki z Polską.



W hotelu przypadkiem natrafiamy w TV na program o wojnach bałkańskich 1912-1913 - jest tam mowa o ówczesnych macedońskich nadziejach na niepodległość oraz o podziale Macedonii przez ościenne kraje. To mi przywodzi na myśl białoruski nacjonalizm. Macedończycy i Macedonki  różnią się wyglądem od Bułgarów czy Serbów. To naród pogranicza. Ich dziewczyny to wyraźna mieszanka. Słowiańskie twarze, od czasu do czasu blond włosy a do tego drobna, albańska budowa ciała. Widać Słowianie (nadciągająca z północy horda wbijająca dzieci na sztachety) zmieszali się tam z przedsłowiańskimi ludami takami jak Ilirowie (przodkowie Albańczyków). W naszej części Europy nawet wrogie narody są ze sobą mocno spokrewnione...


Powyżej: Socrealistyczna rzeźba na tyłach Narodowej Galerii Sztuki w Tiranie. Panienka wyraźnie zrobiona w maoistowskim stylu: charakterystyczna czapka i warkoczyki w stylu w jakim się nosiły dziewoje z Syczuanu w latach '60-tych. Moja ręka na jej biuście symbolizuje zachodnią dywersję ideologiczną a także chęć wciągania państw regionu do obozu euro-atlantyckiego.

wtorek, 11 października 2011

Gene Sharp: Jak wywołać rewolucję?


Untitled from The Revolutioneer on Vimeo.

Nie mogę się doczekać tego filmu dokumentalnego! "How to start a revolution" opowiada o dziele Gene'a Sharpa, najlepszego na świecie eksperta od wywoływania "pokojowych" rewolucji. To z jego zaleceń korzystał m.in. ruch Otpor obalając Miloszewicza, gruzińska Kmara, ludzie Juszczenki podczas Pomarańczowej Rewolucji, czy obecnie rewolucjoniści z Syrii, Egiptu i Libii oraz z.... Wall Street. Wystarczy spojrzeć choćby na podpis twórców tych rewolucji - logo z zaciśniętą pieścią (1:32) na video powyżej.


Wspomaganiem rewolucji tego typu na całym świecie zajmuje się powiązany z Otporem belgradzki instytut C.A.N.V.A.S. Nie przypadkowo jeden z założycieli ruchu Otpor odwiedził ostatnio organizowaną przez służby Obamy pikietę na Wall Street.Wcześniej konsultanci Otporu odwiedzili m.in. Tunezję. Może Prezes powinien zaprosić ich do Polski? A przy okazji poczytać trochę pism genialnego Shaula Alinsky'ego, mistrza organizowania społeczeństwa.

Ale oczywiście zorganizowanie pokojowej rewolucji to nie wszystko. W Serbii, Tunezji i Egipcie po stronie rewolucjonistów było wojsko. W Syrii się nie udaje, bo kraj ten ma najbrutalniejsze służby specjalne na Bliskim Wschodzie. Podobnie "kolorowa" rewolucja nie ma szans w biernych społeczeństwach takich jak rosyjskie czy białoruski.