piątek, 11 maja 2012

Syria: pushing the envelope



Jak już pisałem powołując się na maile Stratforu, Syria nie będzie bombardowana (bo Obamie się zachciało resetu z Iranem), ale destabilizowana. Rebelia przygasa - bo zebrane ad hoc grupki cywilów i dezerterów nie poradzą sobie z elitarnymi dywizjami pancernymi (gdyby doszło do natowskiej interwencji te dywizje oczywiście szybko zamieniłyby się w kupkę dymiących wraków, assadowska armia rozpadłaby się a rebelianci zajęliby się żonką Assada). Kampania destabilizacyjna jednak się nasila. W piątek samochody pułapki zniszczyły siedzibę jednego z departamentów assadowskich wojskowych służb w Damaszku. 55 osób zabitych, z czego zapewne część cywilów, ale nikt się przecież w Syrii cywilami nie przejmuje. To jak na razie najbardziej spektakularny zamach przeciwko bezpiece. Destabilizacyjne kadry spływające do Syrii są pierwszego sortu - m.in. sunniccy terroryści z Iraku. Al-Maliki, choć jest irańskim agentem, przymyka oczy na taką dżihadowską turystykę, gdyż zawsze lepiej, gdy terroryści wysadzają się u sąsiadów, niż u nas. Kampania destabilizacyjna jest wspierana oczywiście przez Arabię Saudyjską i Katar a także przez Turcję, której wojskowe służby dostarczają dywersantom danych wywiadowczych. Tak się akurat składa, że w Jordanii nad granicą syryjską odbywają się wielkie międzynarodowe manewry sił specjalnych.

Tymczasem: jemeński spisek terrorystyczny mający na celu wysadzenie "gaciową bombą" amerykańskiego samolotu pasażerskiego został rozbity dzięki dzielnemu brytyjskiemu agentowi, który spenetrował spisek i zgłosił się na ochotnika jako zamachowiec-samobójca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz