poniedziałek, 28 maja 2012

Jak wywołać wojnę i przeszkodzić Obamie w reelekcji



Barackowi Barakowiczowi Obamie bardzo zależy na tym, by mieć spokój na Bliskim Wschodzie przed wyborami. Dlatego też stara się iść na szerokie ustępstwa względem Teheranu i wstrzymuje się z interwencją w Syrii. Teheran i Damaszek odbierają to jednak jako oznaki słabości Waszyngtonu. Stąd też fiasko bagdadzkich negocjacji w sprawie irańskiego programu nuklearnego i ostatnie ekscesy Assada (masakra w Houlli i nie tylko). Obama stara się namówić Moskwę by usunęła Assada i zastąpiła go jakimś jego współpracownikiem, ale: a) Moskwa nie ma w tym żadnego interesu. No chyba, że dostanie od USA pozwolenie na głębsze wejście w Europę Środkowo-Wschodnią, co zresztą próbowała robić przy okazji negocjacji o tarczy antyrakietowej. (Polecam doskonały tekst dra Targalskiego na ten temat). Zapędy Rosji idą jednak tutaj zbyt daleko, by USA to zaakceptowały. Ruscy chcieli, by w ich strefie odpowiedzialności antyrakietowej (czytaj strefie podporządkowanej strategicznie rosyjskiej armii) oprócz państw bałtyckich i połowy Polski były też Finlandia, północna Norwegia i kawał Szwecji. b) Jemeński scenariusz w Syrii nic nie da, bo przecież po zmianie władzy w Jemenie wciąż tam trwa wojna domowa. Assad to widzi i sądzi, że może sobie na wiele pozwolić, bo sprawa interwencji w Syrii jest ściśle powiązana z negocjacjami z Iranem.

To czy nowa bliskowschodnia wojna, podnosząc ceny ropy naftowej i zniechęcając lewicową bazę wyborczą Obamy, wykolei prezydenckie starania o reelekcje zależy od czterech osób: Putina, ajatollacha Chameneiego, Assada i Netanjahu. Putin na pewno będzie chciał mieć w Waszyngtonie "elastycznego" frajera, którego można by mamić resetem. Tak samo myśli Chamenei (zakładając, że myśli racjonalnie a nie jak zdemenciały dziadzio). Assadowi również nie zależy na rozszerzaniu konfliktu, bo skończyłby wówczas jak Kaddafi. Netanjahu na przemian udaje, że się z ciężkim sercem zgadza z polityką Obamy, na przemian daje do zrozumienia, że zbombarduje irańskie instalacje nuklearne. Gdyby Netanjahu był Menachemem Beginem zrobiłby to specjalnie tuż przed wyborami, tylko po to, by pozbyć się Obamy. Kwestią najważniejszą jest więc to,  w co gra Bibi i czy już się porozumiał z Republikanami w sprawie October Suprise (tak nazwano tajne negocjacje ludzi George'a H.W. Busha z ajatollahami w 1980 r. w ramach których Iran zgodził się, w zamian za dostawy broni, przetrzymać zakładników do inauguracji prezydenckiej Reagana).

Możliwy jest również inny scenariusz rozpętania wojny: zabójstwo Assada. Po czymś takim powstałaby polityczna próżnia i musiałoby dojść do interwencji stabilizacyjnej w Syrii. (Może  nawiązując do proroctw Nostradamusa trzeba już zacząć nazywać Assada Mabus?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz