sobota, 20 sierpnia 2011

Trzy oblężenia Twierdzy Brzeskiej



Powyżej: znakomity film Grzegorza Brauna "Defilada zwycięzców" poświęcona zdarzeniom w Brześciu w 1939 r.  oraz sojuszowi niemiecko-sowieckiemu. MUST SEE!!!

Guderian zaliczył w czasie kampanii wrześniowej dwie gigantyczne wpadki: Wiznę i Brześć. 14 IX 1939 r. jego korpus pancerny (cztery dywizje) próbuje wziąć z marszu Twierdzę Brzeską bronią przez trzy bataliony zapasowe pod dowództwem gen. Konstantego Plisowskiego. Guderiana spotkał srogi zawód - skarżył się później we wspomnieniach, że Polacy zaskoczyli go ustawiając w wąskiej bramie do twierdzy stary czołg Renault FT-17, który powstrzymał atak niemieckich panzerów. To pokazuje, że z Guderiana był wtedy dureń (choć później się trochę nauczył walczyć) - próbował zdobyć potężną fortecę (zwaną "rosyjską Kartaginą") puszczając do ataku czołowego, przez wąziutki mostek i wąską bramę (byłem tam dwa tygodnie temu - widziałem teren), kolumnę lekko uzbrojonych czołgów. Pdobny idiotyzm jak podczas szturmu Ruskich na Grozny... Nie zrażony tą porażką, próbował przez kolejne dni zdobyć Brześć falowymi atakami w sowieckim stylu. Niemcy ponosili duże straty, zginął m.in. adiutant Guderiana. 17 IX większość polskich obrońców wymknęła się z Twierdzy i przemknęła między niemieckimi pozycjami na drugą stronę Bugu. Obrona twierdzy nie została jednak przerwana. W jej fortach została grupka żołnierzy dowodzonych przez kapitana Wacława Radziszewskiego.  Im też Guderian nie dał rady, choć 22 IX pomagała mu w ostrzale fortów sowiecka artyleria. Zrezygnowany "wojenny geniusz" oddał ten gorący kartofel Kriwoszeinowi. Gdy trwała niesławna sowiecko-niemiecka defilada w Brześciu, Twierdza nadal się broniła. Polacy stawiali tam opór aż do 27 września, gdy polscy obrońcy wymknęli się Sowietom z fortecy. Niestety - i Plisowski  i Radziszewski wpadli później w ręce Sowietów i zostali przez nich zgładzeni. Bitwę o Brześć zasłoniła zaś mgła milczenia...

***

Druga obrona Twierdzy Brzeskiej (czerwiec 1941 r.) została zmitologizowana przez Sowietów ponad wszelką miarę, by ukryć militarną hańbę. Na Brześć nacierało 10 niemieckich dywizji, broniło się przed nimi 7 sowieckich (silniejszych ilościowo i pod względem uzbrojenia). Choć siły były wyrównane, Brześć w ciągu kilku godzin wpadł w ręce Niemców a sowieckie siły zostały dosłownie zmiecione. Stojąca, na południe od miasta, tuż przy słupach granicznych radziecka dywizja pancerna została dosłownie rozstrzelana przez niemiecki ogień w pół godziny. Niemcy szybko otoczyli Twierdzę siłami jednej dywizji i wdarli się do Cytadeli. Sowiecka obrona Twierdzy rozpadła się. Dopiero 24 czerwca powstało jej dowództwo, na którego czele stanął oficer w randze kapitana. Pierwsza decyzja tego dowództwa: przebijamy się na wschód. Nie było to jednak takie łatwe: grube mury, Bug, Muchawiec, fosy, niemiecki pierścień oblężenia. Próby przebicia nie udają się. 30 czerwca Niemcy wdzierają się do Cytadeli, biorą do niewoli dowództwo obrony i rozstrzeliwują je. Rozproszone grupki Sowietów (w tym funkcjonariusze wojsk konwojowych NKWD - ludzie wiedzący, co ich czeka, gdy Niemcy się dowiedzą, kogo mieli "konwojować") bronią się w kazamatach do końca lipca, ale Niemcom nie chce już się z nimi walczyć, więc zamurowują wejścia do podziemi... Bóg ma jednak poczucie humoru, lekko makabryczne, ale zawsze :)




***
O trzeciej obronie Twierdzy Brzeskiej - źródła milczą. Wiadomo jedynie, że w lipcu 1944 r. przez dwa dni Niemcy stawiali tam twardy opór nacierającym hordom Rokossowskiego. Sowieci według Wiktora Suworowa, ponieśli duże straty. I wymazali całkowicie trzecią obronę twierdzy z historii.


11 komentarzy:

  1. A nie wiesz, kto bronił Brześcia? Bo Wizny KOP. NB, gdyby Raginisowi nie padła psycha, to trzy godziny po poddaniu placówki doszła tam silna odsiecz, której oddziały od razu wyszły na tyły Niemców i pomiędzy ich jednostki, a więc na pozycje wymarzone do ataku. Wobec bezsensu walki o zdobytą już placówkę, wycofali się.

    OdpowiedzUsuń
  2. W obecnych, powiedzmy szczerze, niepewnych czasach, każdy Polak winien zobaczyć ten film. Dzięki za jego polecenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny film, ale przekreśla on Twoją interpretację polityki zagranicznej ministra Becka. Beck nie mógł prowadzić innej polityki niż szukanie sojuszu z Francją i Wielką Brytanią, nie może być odpowiedzialny za poczynania szpiegów w jego otoczeniu i konsekwencje niemiecko-radzieckiego układu.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anonimowy: Nie zgadzam się z tobą. Jedyną rozsądną alternatywą było rzeczywiście szukanie jakiegoś modus vivendi z Niemcami. Problem polegał jednak na tym, że z przyczyn wewnętrznych polskich Beck nie mógł takiego ruchu wykonać. Gdyby to zrobił, zostałby żywcem zjedzony przez opozycję, która tylko czekała na taki ruch Sanacji, żeby wywołać bunt społeczny w Polsce (wypowiedź Witosa).
    W 1939 roku Niemcy nie mieli wystarczająco dużej armii, żeby samodzielnie pokonać Polskę (stosunek liczebny 2:1, a zgodnie z zasadami strategii powinno być 3:1. Tę brakującą trzecią cześć dali sowieci przy okazji skracając drastycznie polskie zaplecze (a w zasadzie likwidując je), niszcząc tworzone odwody (kilkadziesiąt nowych jednostek, złożonych głównie z rezerwistów-weteranów wojen z lat 1914-22 i zagarniając magazyny.
    Zawierając sojusz z Francją i Niemcami Beck popchnął Niemców w ręce Stalina, który tylko na to czekał.
    Ale - jak już napisałem - Beck osobiście nie mógł zrobić niczego innego, bo natychmiast wywołałby bunt przeciw "niemieckiej agenturze".

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Anonimowy

    Film w żaden sposób nie przekreśla mojej interpretacji polityki Becka.

    1) Beck miał alternatywę dla sojuszu z Wielką Brytanią i Francją - pójście, zgodnie z wolą Marszałka Piłsudskiego, razem z Niemcami na Sowietów.

    2) Pakt sowiecko-niemiecki był konsekwencją odrzucenia przez Becka niemieckiej oferty sojuszu.

    3) Jak ujawnił IPN - Tadeusz Kobylański był podwójnym agentem. Cały czas robił dla nas dobrą robotę dezinformując Sowietów.

    4) Beck otrzymywał od polskich szpiegów i dyplomatów z ZSRR wystarczające informacje, by wiedzieć, że Sowiety porozumieją się Niemcami. Niestety ukrywał je przed resztą władz II RP.

    OdpowiedzUsuń
  6. @MaciekP

    Opozycję zawsze można było wywieść do Berezy...

    OdpowiedzUsuń
  7. @fox:
    Szczególnie tę przebywającą na emigracji, jak Witos? To jest jeden z mitów rozpowszechnianych m.in. przez Korwina, że opozycję w razie co zawsze można zamknąć. Władza jest tak silna jak silne są środowiska, które ją popierają. Pod koniec lat 30-tych Sanacja była już zgrana i znajdowała się w położeniu podobnym, jak Jaruzel w drugiej połowie lat 80-tych. Stąd koncepcja poluzowania systemu, dogadywanie się z częścią endecji (OZON) i pomysł częściowego podzielenia się władzą z opozycją ("zapamiętaj cztery słowa; Sejm, to ordynacja nowa") i w tym tkwiła w tym momencie słabość systemu: rząd chcąc realizować własny program musiał się liczyć z opozycją. W warunkach zaognienia sytuacji międzynarodowej, to był oczywisty błąd, którego skutkiem była realizowana pod przymusem polityka wobec Niemców. Oczywiście, że najlepiej byłoby zagrać, jak w 1932 roku i powsadzać krzykaczy. Tyle, że w 1932 roku w obronie krzykaczy mało kto stawał, większość postrzegała ich jako warchołów destabilizujących państwo. W 1939 realne poparcie dla opozycji było znacznie większe i akcja represyjna mogła grozić otwartym butem społecznym, z czego mógłby skorzystać Stalin - w każdym razie ówcześni politycy nie mogli liczyć na to, że nie skorzysta, skoro ZSRR lata całe finansował destabilizację Polski.

    OdpowiedzUsuń
  8. A wracając do historii alternatywnej. Dogadanie się z Niemcami dawało nam:
    1. przytłumienie, jeśli nie eliminację konfliktów narodowościowych przede wszystkim z Niemcami, ale także z ich sojusznikami, czyli Czechami i Słowakami na początek, a w dalszej perspektywie także z Ukraińcami, Litwinami itp (unikamy np. rzezi Wołynia).
    2. poprawienie losu mniejszości polskiej w Niemczech,
    3. poprawienie sytuacji gospodarczej kraju, a szczególnie rolnictwa i dostęp do nowoczesnych technologii,
    4. przyspieszenie modernizacji armii - nawet gdyby Niemcy nie chcieli dzielić się najnowszą wiedzą, to i tak chcąc mieć skutecznego i wartościowego sojusznika, musieliby w niego zainwestować,
    5. przynajmniej odroczenie, jeśli nie całkowite zniesienie zagrożenia w stosunku do mniejszości żydowskiej - "ostateczne rozwiązanie" i Holokaust, to dopiero 1942 rok. W 1939 Żydzi w Niemczech poddani byli szeregowi szykan, ale do represji było jeszcze bardzo daleko.
    6. last but not least - odroczenie początku wojny co najmniej do lata 1941 - zakładając, że Suworow ma rację. Tyle, że w omawianym przypadku 90% wydarzeń potoczyłoby się inaczej. Więc w 1941 roku Stalin nie miałby przeciw sobie skonfliktowanej i walczącej Europy, którą by "wyzwalał", a silną armię, opartą na polsko-niemieckim sojuszu być może z udziałem USA i Wlk. Brytanii. Tego nawet te opisane przez Suworowa miliony sowieckich żołnierzy mogłyby nie przejść.
    To tak na szybko.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Fox:
    Po prostu, Śmigły powinien zrobić taki sam ruch, jak Stalin przed zawarciem paktu z Hitlerem: zmienić ministra spraw zagranicznych na katolika z polskim nazwiskiem, najlepiej z dobrej, ziemiańskiej rodziny powiązanej z ND. Beck nie mógł tego zrobić osobiście z racji nazwiska i wyznania (ewangelik) oraz legionowej przeszłości kojarzącej się z opcją proniemiecką.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Fox
    @Maciek
    Jak wyglądałby ten sojusz z Niemcami? Chcąc walczyć z komunizmem u boku Hitlera musielibyśmy zezwolić na przemarsz wojsk niemieckich przez nasze terytorium. Trudno przypuszczać, że nie odbiłoby się to na naszej niezależności w czasie wojny (polecam przykład Węgier czy Słowacji, które zostały satelitami Rzeszy), a tym bardziej po zwycięstwie nad ZSRR. Powróciłyby problemy "korytarza", statusu Gdańska czy niemieckiej mniejszości w Polsce. Triumfujące Niemcy byłyby państwem o wiele silniejszym od Polski i mogłyby siłą poprzeć swoje pretensje, przy obojętności reszty świata. Wypowiedzenie wojny przez Francję i Wlk. Brytanię na początku września, mimo że nie podparte działaniami wojennymi, sprawiło, że konflikt w Polsce zamienił się w wojnę powszechną, a nie lokalny konflikt, jak to miało miejsce w przypadku np. Czech.
    Istniała również inna, jasno wyrażona możliwość - sojusz z Francją i ZSRR, przy czym Stalin chciał zgody na przemarsz Armii Czerwonej przez nasze terytorium. Dlaczego nie argumentujecie za taką opcją? Bo gdy Sowieci wchodzą, to już nie wychodzą. Na jakich podstawach uważacie, że postępowanie Hitler byłoby uczciwsze?
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzecz nie w uczciwości i dobrej woli, tylko w interesach i możliwościach. Niemcy mieli interes w tym, żeby zabezpieczyć sobie tyły i żeby na obszarze ich wpływów panował spokój polityczny i społeczny (stad znaczenie partyzantki jako działań przeciwnych). Nie mając możliwości masowej pacyfikacji uzależnionych krajów i poniekąd będąc od nich zależnymi (pytanie, czy Rumunia z szybami naftowymi była zależna od Niemiec, czy odwrotnie, Niemcy od Rumunii - zależny jest ten, kto ma więcej do stracenia), Niemcy musieliby w stosunku do Polski prowadzić politykę dość pojednawczą, pełną dobrych gestów, doskonale rozumiejąc, czym grozi zerwanie sojuszu przez Polaków (przynajmniej koniecznością zaangażowania sporych sił do stłumienia buntu, co w warunkach wojny grozi katastrofą). Węgry z ich dość niezależną polityką są tu bardzo dobrym przykładem.
    Jakieś wojsko przez nasze terytorium i tak by przeszło, bo starcie Niemiec z ZSRR było kwestią czasu. Pytanie nie brzmiało, czy wojna wybuchnie, tylko kiedy i w jakiej konfiguracji. Trzeba pamiętać, że w latach 30-tych Hitler miał całkiem dobre notowania w USA i Wlk. Brytanii. W zasadzie jedynym prosowieckim krajem na Zachodzie była Francja, w której rządzili komuniści dążący do wywołania wojny w Europie. Stworzenie bloku z Niemcami mogłoby wzmocnić antysowieckie i proniemieckie stanowiska we Francji, Wlk. Brytanii i USA. A to z kolei oznaczałoby zrównoważenie siły i wpływów Niemiec siłami i wpływami innych krajów koalicji.
    To raz.

    Druga kwestia, nawet przejście wojsk niemieckich przez terytorium Polski, a choćby i założenie baz na naszym terytorium nie jest równoznaczne z działaniami wojennymi. A więc oszczędzamy przynajmniej to, co zostało zniszczone w 1939 roku. Nie ma późniejszego terroru (w krajach-satelitach Niemiec go nie było), nie ma akcji AB i eksterminacji profesorów, nie ma likwidacji uczelni i szkół, nie ma wywózek do pracy przymusowej, nie ma Auschwitz, Treblinki, Sobiboru. Co najwyżej Bereza, którą jednak zarządzają Polacy.
    Zyskujemy rok, dwa, może trzy na modernizację armii (przede wszystkim lotnictwa) i przygotowanie do wojny, a fundusze mamy z wymiany towarowej z Niemcami towary przemysłowe (rynek zbytu) za żywność. W dodatku od momentu zmobilizowania polskiej armii do walki z sowietami, Niemcy nie mogą dokonać niespodziewanej inwazji, bo społeczeństwo i państwo jest przygotowane do wojny.
    To była jedyna opcja, w której mogliśmy nadal grać dyplomacją bez konieczności podejmowania działań bojowych, do których nie byliśmy gotowi.
    Oczywiście, nie rozwiązałoby to większości problemów, a jedynie odłożyło je w czasie. Ale to też dużo. Przynajmniej do końca wojny polska mniejszość w Niemczech miałaby spokój (tak na marginesie, żona Paulusa po Stalingradzie nie trafiła do Sachsenhausen dlatego, że była obywatelką Rumunii z wysoko postawionej rodziny). Przynajmniej do końca wojny zawieszone zostałyby spory terytorialne. W dodatku wszystkie spory byłyby uregulowane na drodze formalnego traktatu, czego zerwanie nie jest takie proste.
    Reszta zależałaby od wyniku wojny, przy czym ja obstawiam klęskę Rosji, a następnie totalny bunt narodów wschodu przeciw panowaniu germańskiemu i w efekcie katastrofę Niemiec. W takim układzie moglibyśmy jeszcze sporo ugrać zmieniając we właściwym momencie front.

    OdpowiedzUsuń