środa, 2 lipca 2014

Juncker, SREL i luksemburski odpowiednik "Gladio"



Jean- Claude Juncker niedawno nominowany na nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, premier Luksemburga w latach 1995-2013, były przewodniczący Eurogrupy, to bardzo ciekawy człowiek. Nawet jak na Luksemburczyka. Nie chodzi mi tutaj jednak o to, że według brukselskich dyplomatów "zaczyna dzień od koniaku" i zdarzają mu się pijackie jazdy podczas których traci nad sobą kontrolę i wyzywa wszystkich dookoła,



ale o skandal który doprowadził w zeszłym roku do jego dymisji. Słyszeliście kiedyś o luksemburskich służbach specjalnych? Nie?! A szkoda. Bo Luksemburg ma prężnie działającą organizację kontrwywiadowczą Service de Renseignement de l'Etat luxembourgeois (SREL). W zeszłym roku Juncker musiał podać się do dymisji jako szef rządu, po tym jak liczący 141 stron raport luksemburskiego parlamentu wskazał, że wiedział on o kryminalnej i terrorystycznej działalności SREL. O co chodzi? Luksemburskie służby w latach '80-tych zaangażowały się w miejscową wersję operacji "Gladio". Wysadzały linie energetyczne oraz inne obiekty infrastrukturalne i zwalały winę na istniejącą jedynie na papierze lewacką organizację terrorystyczną. Zakładały nielegalne podsłuchy ministrom oraz innym oficelom oraz zakwalifikowały 300 tys. mieszkańców Luksemburga (mającego populację 525 tys. ludzi) jako "podejrzanych". Do tego dochodziły standardowe działania takie jak np. handel kradzionymi samochodami czy zbieranie pedofilskich haków. Jedna z bardziej zagmatwanych akcji SREL polegała na stworzeniu lipnej operacji antyterrorystycznej po, by pomóc rosyjskiemu oligarsze zapłacić 10 mln USD hiszpańskiemu szpiegowi. (Tutaj macie pełne dossier afery w "Luxemburger Wort")

Juncker został podsłuchany przez szefa SREL Marco Mille (mikrofonem ukrytym w zegarku), gdy omawiał skandale z udziałem tej agencji. Twierdził, że większość tych nieprawidłowości wystąpiła zanim został premierem i nie traktował ich poważnie. Mimo to musiał podać się do dymisji. Przy okazji okazało się, że członkowie luksemburskiej rodziny królewskiej są "w stałym kontakcie" z brytyjską służbą wywiadowczą MI6. (To jednak nie powinno dziwić. Luksemburg to stary sojusznik Wielkiej Brytanii.) Ale w sumie co się dziwimy. Luksemburskie standardy są wciąż niebotycznie wysokie dla Ubekistanu...

4 komentarze:

  1. No, a my dziwimy się aferze taśmowej w Polsce! Ofiary są wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. O k..., że tak się posłużę językiem elit - pikne ! ...ale skoro wybrali ichniego ubola na nowego fuhrera to jest się czego bać ? [ lub cieszyć jeśli jest to ''nasz'' ubek ? ] Wprawdzie Rzesza Europejska to wciąż raczej taki papierowy tygrys, i nie widać póki co perspektyw by było inaczej, wręcz przeciwnie to wszystko zaczyna rozłazić się jak stare gacie, niemniej - Generalnie jak widać odpowiedni człowiek na nowe, trudne czasy, teraz już rozumiem o co chodziło z tą unijną ''soft power'', he he.

    OdpowiedzUsuń
  3. Komisja, komisarz, komisarze, rady - te wszystkie nazwy jakoś źle mi się kojarzą. A czy taki Liechtenstein ma swoje służby, czy pod tym względem podlega Szwajcarii? Taka przechowalnia lewej kasy pewnie może niejednego mocno za jaja trzymać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, w cywilizowanych krajach wiadomo kto podsłuchuje, a u nas robią to (jacyś)kelnerzy, i to jest niebezpieczne. Albo wiedzą kto to robi i z różnych względów tego nie ujawniają,albo mamy tak lipne słuzby,chociaż w to ostatnie nie chce mi się specjalnie wierzyć. A to ,że podsłuchiwani są wszyscy i wszystko to chyba jest jasne.
    A co do Luksemburga czy Szwajcarii pododejrzewam,że ich służby to sa takie służby hakowe:)zreszta jak kazde w grucie rzeczy./

    OdpowiedzUsuń