Pokazywanie postów oznaczonych etykietą geje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą geje. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 sierpnia 2020

Strefa wolna od LPG


Ilustracja muzyczna: Billy Joel - We Didn't Start the Fire

Niedawno "Gazeta Wyborcza", czyli dziennik niezwykle przewrażliwiony na punkcie homofobii i antysemityzmu, nazwała "najgorszym człowiekiem świata" geja i zarazem Amerykanina pochodzenia żydowskiego - Roya Cohna.  Cohn podpadł jej tym, że "wysłał żydowskie małżeństwo na krzesło elektryczne". To "żydowskie małżeństwo" to Julius i Ethel Rosenbergowie - obywatele USA, którzy zdradzili swój kraj na rzecz Sowietów, przekazując sowieckim tajnym służbom amerykańskie tajemnice nuklearne.



Rosenbergowie, w odróżnieniu od paru innych sowieckich atomowych szpiegów, po aresztowaniu nie chcieli współpracować ze śledczymi, więc dostali karę śmierci. Na którą w pełni zasłużyli. Sędzia, który wysłał ich na krzesło elektryczne był Żydem i nazywał się Irving Kaufman. Prokuratorem, który zbudował sprawę przeciwko Rosenbergom był natomiast Roy Cohn. Później był on współpracownikiem senatora Josepha McCarthy'go (który podczas ścigania komuchów skumplował się z niejakim Johnem F. Kennedy'm). Cohn był pryncypialnym antykomunistą i amerykańskim patriotą. Czuł autentyczny wstyd, że tak wielu Żydów wspierało komunizm. I tym bardziej dawał z siebie wszystko, by komunistów zwalczać i pokazać, że Żydzi też potrafią być antykomunistycznymi patriotami. Niedawno miał premierę w HBO film dokumentalny (na który trafiłem poprzez recenzję "Wyborczej") "Drań, tchórz, ofiara" poświęcony Cohnowi i zrobiony przez... wnuczkę Rosenbergów. Film ma za zadanie pokazać jakim to złym człowiekiem był Cohn. Autorce to się jednak średnio udaje, bo Cohn wychodzi tam na całkiem sympatycznego kolesia, z wielką klasą. Autorka grilluje oczywiście życie prywatne Cohna - to, że był turbogejem. Słyszymy więc różnych starych homoseksualistów mówiących jak bardzo się brzydzili imprezując razem z Cohnem (zwłaszcza, gdy dawali mu d...), widzimy jego fotki ze Studia 54 i słyszymy jak zamawiał dla swoich kumpli w nadmorskim kurorcie kokainę w miskach i po tabletce na uspokojenie na wypadek, gdyby im po kokainie odpierdoliło. Rosenbergówna oskarża: "zobaczcie jakim Cohn był  pedałem, a jednocześnie trzymał z reakcjonistami i faszystami".



No cóż, jak już wspomniałem Cohn był człowiekiem z klasą. Umiał się zachować. Nie był przegiętą ciotą. To, że ostro bawił się ze swoimi chłopakami nie oznaczało, że obnosił się ze swoją orientacją w sferze publicznej. Dzisiaj pewnie patrzyłby z niesmakiem na zawodowych aktywistów LGBTQWERTY i różne przegięte płaczliwe cioty. Cohn był człowiekiem reprezentującym Amerykę lat 50., czyli okres jej złotych lat. Czas, gdy królowała keynsowska polityka powszechnego dobrobytu, społeczny konserwatyzm i antykomunizm. Cohn jest gejem znienawidzonym przez lewicę również z innego ważnego powodu - był przez wiele lat prawnikiem Donalda Trumpa i zarazem jego przyjacielem. Znał się też z Rogerem Stonem.


"Femenizm to rak" - Jerzy Waldorff

Ilustracja muzyczna: Rucka Rucka Ali - Milo's Gay

Przegiętą ciotą nie był też z pewnością Jerzy Waldorff. Został zapamiętany przez opinię publiczną głównie jako zabawny, starszy pan gawędzący o przedwojennych czasach i ratujący Stare Powązki. Przed wojną był związany z RNR Falangą, napisał książkę sławiącą Mussoliniego i zrobił wywiad z Leonem Degrellem (autorem książki "Płonące dupy"), który był mocno w jego typie. Waldorff, pomysłodawca postawienia pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego przy Belwederze z pewnością nie tolerowałby wieszania tęczowych flag na tym pomniku, ani na figurze Jezusa z kościoła św. Krzyża. Każdemu antifiarskiemu śmieciowi, który by to zrobił zlałby dupę laską, a następnie zamknąłby go w piwnicy, gdzie rżnąłby go we wszystkie otwory razem z Jarosławem Iwaszkiewiczem i Jerzym Zawieyskim. (A na koniec Witold Gombrowicz zgwałciłby antifiarza przez uszy.) Można się spodziewać, że geje z tamtego pokolenia widząc jakiegoś "aktywistę" czy inną przegiętą ciotę nabijającą się z symboli religijnych czy patriotycznych, przywaliliby mu z plaskacza i przywołali do porządku słowami: "Zachowuj się cwelu!".



Oczywiście przegięte cioty istniały też w odległej historii. Najbardziej znanym takim przykładem jest rzymski cesarz Heliogabal (na cześć którego dostał szóste imię hrabia Jędrzej Zdzisław Stefan Pafnucy Kalasanty Heliogabal etc. Jabłoński). Cesarz ten był prekursorem ruchu transgender - pytał się lekarzy, czy mogliby mu zrobić waginę i wymykał się do burdelu, gdzie udając kobietę dawał się posuwać. Przegięcia miały jednak swoje granice i pretorianie obcięli mu głowę, ku uciesze wszystkich wlekli jego zwłoki po ulicach Rzymu i wrzucili je do Tybru. Gdy przegięte cioty zbyt przeginały, spotykała je zwykle jakaś "noc długich noży". Dzisiejsza syfilizacja nakazuje jednak tolerować ich przegięcia. Dzisiaj Heliogabal może więc zostać uznany za ofiarę homofobii, transofobii, rasizmu, seksizmu, patriarchatu i rzymskiego militaryzmu. Każda przegięta ciota, która nie potrafi się zachować w towarzystwie, która prowokuje swoim głupim zachowaniem, kreuje się na ofiarę jakiegoś współczesnego Holokaustu, gdy ktoś choćby na nią krzywo spojrzy.



"Tęcza nie obraża!" - słyszymy od rozbawionych wielkomiejskich liberałów. Skoro nie obraża, to może tęczowe flagi zawieśmy na synagodze czy meczecie? Czemu pomijacie judaistów i muzułmanów w dzieleniu się takim radosnym symbolem tolerancji?  "Tęcza nie obraża, bo to też symbol chrześcijański" - odpowiedzą pożyteczni idioci z "Tygodnika Powszechnego". A swastyka to piękny symbol buddyjski. Zawieśmy ją na pomniku bohaterów getta. Wszystko zależy od kontekstu. A w tym kontekście tęczowa flaga jest symbolem głupich i agresywnych zawodowych aktywistów dążących do współczesnej rewolucji kulturalnej. Flagi i karteczki z kretyńskimi manifestami to dopiero początek. Rozpoznanie bojem. Później będzie oblewanie pomników farbą lub kwasem, a w kolejnym etapie podobne zidiocenie jak na Zachodzie - obalanie "rasistowskich" pomników. Poleci Piłsudski - bo dyktator, poleci Dmowski - bo wiadomo, poleci Witos - bo antysemita, poleci Prus - bo też antysemita, poleci Kolumna Zygmunta - bo król "klerykał" i "rasista"... Przesada? Na Zachodzie  debile z BLM i antify obalali nawet pomniki polityków, którzy walczyli przeciwko niewolnictwu i faszyzmowi.



"Bić tych skurwysynów bolszewików!" - krzyczał do swoich żołnierzy tłumiących w 1937 r. strajk chłopski gen. Gustaw Paszkiewicz. Państwo powinno zawsze w sposób sadystycznie ostry traktować podobne przypadki dywersji ideologicznej. A co robi? Jakiegoś kolesia co latał z nożem po ulicy i identyfikuje się jako "Małgorzatka",  co prawda zatrzymali wyciągając z mieszkania "bez skarpetek", ale sąd to coś wypuścił. Jakbyśmy mieli do czynienia z "recydywą sanacji" (jak przekonują nas debile tacy jak Giertych czy Wielomski), to by gostek dostał wpierdol już podczas transportu na komisariat i musiałby całować polską ziemię jak Herman Lieberman podczas transportu do Berezy. Albo wsadziliby go do celi z najgorszą recydywą i rzucili im słówko, że "Małgorzatka" masturbował się w parku przed czterolatkiem. Niech sobie później walczy o odszkodowanie w Strasbourgu... No ale mamy niestety u władzy ludzi wychowanych na "Murach" Kaczmarskiego, którzy starają się być delikatni wobec wrogów i nadstawiać im drugi policzek. Smoleńsk ich niczego nie nauczył.

Dziwnym zbiegiem okoliczności squat z którego pochodzą żule, którzy demolowali ciężarówki antyaborcyjnej fundacji i wieszali tęczowe szmaty na pomnikach jest położony o rzut koktajlem Mołotowa od komisariatu policji. A mieści się w kamienicy "grożącej zawaleniem", z której wcześniej wysiedlono mieszkańców. (Dziwne, że żaden handlarz roszczeń tą kamienicą się nie zainteresował...) Policja więc toleruje to, że ostentacyjnie łamane jest prawo - kilkadziesiąt metrów od swojego komisariatu. No chyba, że ci wszyscy "anarchiści" i działacze "LPG" znajdują się na niejawnych etatach w policji. To by tłumaczyło sprawę. Ale gdybyśmy mieli ministra spraw wewnętrznych z prawdziwego zdarzenia, zrobiłoby się tym "aktywistom" pokazową akcję "Widelec".



Działalność tych aktywistów jest porównywana już do Femenu. Przypomnę, że jak te idiotki z Femenu pojawiły się na Białorusi i zorganizowały akcję pod siedzibą KGB w Mińsku, to ludzie Łukaszenki szybko je zgarnęli, wywieźli do lasu, rozebrali do naga i oblali farbą. Już nigdy później na Białorusi się nie pojawiły. Głupi ludzie często uznają tylko argument siły. I Państwo powinno tej siły użyć, by ich nauczyć jak zachowywać się w sposób cywilizowany.

***

Nie pamiętam, czy już to kiedyś opisywałem na blogu, ale parę lat temu zdarzyła mi się naprawdę surrealistyczna sytuacja w kontekście omawianego tutaj tematu. Razem z kolegą zrobiliśmy sobie rajd po warszawskich knajpach. Zakończyliśmy go w Barze Kawowym "Czarny Piotruś" na Nowym Świecie. Przy stoliku obok nas siedziała grupka kolesi koło 60-tki. Od tego, co między sobą mówili aż uszy więdły. Kolega spytał ich:

- Przepraszam, czy wszyscy Państwo są gejami?

- Taaaak, a co się nie podoba?!

Kolesie okazali się przedstawicielami starszego pokolenia gejów, którzy organizowali ich scenę w latach 80-tych. Podzielili się z nami kilkoma anegdotkami historycznymi. Kolega ich w pewnym momencie spytał:

- A na kogo Panowie głosują?

- Na Korwina-Mikke. Bo potrzebujemy kogoś silnego jak Hitler lub Stalin, by wszystkich wziął za mordę i zrobił porządek - odpowiedział jeden z tych dziadziów.

"Nazi geje!" pomyślałem sobie. I zapytałem:

- A co Panowie sądzą o Robercie Biedroniu?

Oni w śmiech i:

- Straszny lachociąg...

Zapewne wiedzieli o czym mówili...

Dopytuje się więc:

- A czy to prawda, że generał Kiszczak był gejem?

- A Ty masz jeszcze jakieś wątpliwości?



***



Tak sobie pomyślałem, że w którymś następnych wpisów należałoby przypomnieć Czytelnikom postać Phyllis Schlafly, o której jej feministyczne przeciwniczki mówiły, że "wygląda jak Barbie a gada jak George Wallace". Będzie też nieco o Bidenie i resecie. A także oczywiście wpis na 100-ną rocznicę Bitwy Warszawskiej 1920 r. Wpis, który u niektórych wywoła krwawą sraczkę...


czwartek, 24 kwietnia 2014

Największe sekrety: Rosja z Katechonem w d...

Znany amerykański dziennikarz czasu wojny i przedwojnia H.R. Knickerbocker napisał o Niemcach: "Charakterystyką Niemców jest to, że to najbardziej maskulinistyczno brutalny spośród narodów europejskich, najbardziej homoseksualny naród na ziemi". Każdy, kto czytał "Różową swastykę" (recenzowaną już przeze mnie na tym blogu) może stwierdzić, że jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy. "Kochający inaczej" wielokrotnie odciskali swój wpływ na dziejach Niemiec. Czy to Krzyżacy, czy to Fryderyk Pruski, czy to bojówkarze z gejowskich Freikorpsów, poeci-pederaści od Rewolucji Konserwatywnej, czy też prominentni naziści i działacze rewolty z 1968 r. - wszyscy złączeni wspólnymi zainteresowaniami. Słowa Knickerbockera dotyczące Niemców można jednak odnieść równie dobrze w stosunku do Rosjan - narodu, który od wieków, wbrew różnym rozczarowaniom  "czuje miętę" do Niemiec i może liczyć na wzajemność. Czyżby Niemcy i Rosję łączyło jakieś napięcie (homo)seksualne? Przyjrzyjmy się dziejom Rosji i jej kulturze...



Kto jest obecnie władcą Rosji? Poważne analizy socjologiczne często wskazują na czekistów. Tymczasem jak pisałem już w jednym z odcinków cyklu "Największe sekrety" w kręgach kierowniczych Łubianki, było  zadziwiająco wielu homo- i biseksualistów: Mieńżyński, Jagoda, Jeżow, Fiedorczuk i płk Putin (Obecny rosyjski prezydent został zdemaskowany przez płka Litwinienkę jako miłośnik małych chłopców. Politolog Stanisław Biełkowski twierdzi zaś, że Putin jest ukrytym gejem. Według niego cały ten cyrk z Kabajewą był tylko PR-owską zagrywką a tezę o homoseksualizmie Putina uwiarygadnia jego trudne dzieciństwo. Putin został porzucony przez biologicznego ojca i oddany do wychowania krewnym jego matki z Leningradu, którzy stracili swoje dzieci na wojnie.)

Powyżej: Putin czujący się jak kot w stodole pełnej myszy...

 Homoseksualistą był też Lenin, którego truchło wystawiane w mauzoleum na Placu Czerwonym Putin nazywa "świętą relikwią". Na tych ludziach nie kończy się jednak lista  "kochających inaczej", którzy wpływali na rosyjską historię. Jak przekonuje nas Robert Cheda w ostatnim numerze "Uważam Rze. Historia" całe rosyjskie dzieje są przesiąknięte akcentami homoseksualnymi. I tak dowiadujemy się, że:

"Według źródeł historycznych był to proceder tak powszechny, że Cerkiew prawosławna, choć uważała homoseksualizm za moralnie naganny, surowiej karała heteroseksualne cudzołóstwo i pijaństwo niż związki między mężczyznami. Lesbijstwa, czyli różowej miłości, w ogóle nie uważała za występek, pod warunkiem że kobiety zachowywały fizyczne dziewictwo. Czy mogło być zresztą inaczej, skoro życie duchowe i intelektualne koncentrowało się w licznych męskich i żeńskich monastyrach? Pochodzące stamtąd wzory zachowań homoseksualnych z pewnością przenikały na Kreml. Przykładem jest dzieciństwo krwawego cara Iwana Groźnego, nad którym opiekę sprawowały głównie kobiety, ubierające carewicza w dziewczęce szaty. Skutkiem było jego późniejsze upodobanie do męskich orgii, a rolę dworskiego wodzireja pełnił przebrany za kobietę, gładko ogolony bojar Fiodor Basmanow. Literackim odzwierciedleniem stanu rzeczy stały się ludowe podania, na przykład to o trzech bogatyrach, czyli śpiących wspólnie mitycznych wojach, którzy obudzą się, aby ratować Świętą Ruś.




(...)

dokonujące licznych podbojów rosyjskie imperium uległo całkowitej militaryzacji. Z tego powodu w licznych korpusach paziów, kadetów i junkrów stosunki homoseksualne były rodzajem inicjacji, która wprowadzała szlachecką młodzież w zwyczaje korpusu oficerskiego. Dlatego jednopłciowe związki sięgały później najwyższych sfer towarzyskich i cesarskiego dworu. Najsłynniejszym męskim romansem epoki Aleksandra I była miłość ministra oświaty księcia Golicyna do ministra spraw zagranicznych hrabiego Rumiancewa. Męskie przyjaźnie opisywał poetycko Michaił Lermontow, a mroczna proza Fiodora Dostojewskiego to zdaniem współczesnych psychoanalityków nic innego jak wynik konfrontacji między purytańską moralnością twórcy a jego biseksualnymi upodobaniami. Homoseksualizm wyższych sfer zaniepokoił nawet strażnika moralności i oberprokuratora Świętego Synodu Konstantina Pobiedonoscewa, który zarządził karanie podobnej orientacji pięcioletnią zsyłką. Jednak tradycja tolerancji zwyciężała i takie wyroki zapadały niezmiernie rzadko. I trudno się dziwić, skoro cały ówczesny Petersburg wiedział, że wielki książę Siergiej, wuj Mikołaja II, lubił się otaczać urodziwymi adiutantami, a ostatnim wielkim homoseksualistą ancien régime'u był wpływowy książę Feliks Jusupow, organizator zamachu na szalonego mnicha Rasputina."



Książę Jusupow, członek wpływowego oksfordskiego Klubu Bullingdon , był znany z zamiłowania do noszenia damskich ciuszków (na fotce powyżej). Tuż przed zabójstwem Rapustina, przespał się z nim. Same w sobie fanaberie carskiej rodziny królewskiej (etnicznych Niemców) i ówczesnej arystokracji nie powinny nas zbytnio dziwić - równie "ekstrawagancka" bywała arystokracja całej Europy. Kwestią do zbadania jest na ile te "ekstrawagancje" były powszechne. Duża tolerancja wobec nich (w czasie gdy w Wielkiej Brytanii wsadzono do więzienia Oscara Wilde'a za sodomię...) sugeruje jednak, że nie były one dla rosyjskich elit niczym szczególnie szokującym. Ta tolerancja oficjalnie obowiązywała również za czasów pederasty Lenina. Do poważnych zmian doszło dopiero za jego następcy.



W latach '30-tych zaczęły się  prześladowania homoseksualistów w ZSRR. Motywowane były one jednak głównie chęcią zniszczenia hermetycznych grup nie kontrolowanych przez władzę. Prześladowany był wówczas za swoją orientację m.in. bolszewicki minister spraw zagranicznych Cziczerin, ale jednocześnie na sowieckim Olimpie znalazło się wielu prominentnych gejów i biseksualistów - np. Jeżow, Jagoda i reżyser Eisenstein. Tak jak w Trzeciej Rzeszy prawodawstwo antygejowskie traktowano bardzo wybiórczo. Taka schizofrenia jest tym bardziej zastanawiająca, że podejrzenia o homoseksualne skłonności nie ominęły również Stalina. Jak czytamy:



"Szachidżanian dodaje, iż podczas wieczorynek Stalin miał zwyczaj łączyć współpracowników w męskie pary taneczne, nazywając niektórych zdrobniałymi żeńskimi imionami. Szczególne upodobanie w tym względzie miał dla katów z NKWD: Gienricha Jagody – „Jagodki" i Nikołaja Jeżowa – „Jeżowki". Dużo do myślenia dają także skomplikowane relacje Stalina z kobietami, których po samobójczej śmierci swojej żony Nadieżdy Alliłujewej wydawał się nienawidzić. Gdy na jednym z przyjęć podpity premier Rumunii wyznał Stalinowi, że lubi kobiety, ten odwarknął: „A ja kocham komunistów".

Dziennikarze ukraińskiej telewizji STB, którzy homoseksualizmowi w ZSRR poświęcili specjalny program, ustalili, że Gienrich Jagoda podczas inwigilacji środowisk homoseksualnych uzyskał potwierdzenie odmiennych preferencji seksualnych szefa osobistej ochrony Stalina. Były lwowski fryzjer Karl Pauker, bo o nim mowa, zrobił w bolszewickiej Rosji oszałamiającą karierę czekisty. Mianowany ochroniarzem Stalina, gdy ten był na bocznym torze polityki, odznaczył się wręcz braterską opiekuńczością. Odgadywał najmniejsze zachcianki Stalina, a następnie gorliwie uczestniczył w wykańczaniu partyjnej opozycji. Jednak w ręce Jagody wpadły także podsłuchy rozmów telefonicznych Paukera z wodzem, w których ten ostatni miał deklarować uczucia wykraczające poza zwyczajową relację dwóch mężczyzn.

Powyżej: Jeżow i Stalin

Gdy Stalin usunął Jagodę ze stanowiska szefa NKWD, dossier wpadło w łapy jego następcy. To niewiarygodne, ale Nikołaj Jeżow – dla jednych „żelazny marszałek NKWD", dla innych „krwawy karzeł" (miał tylko 151 cm wzrostu) – także był homoseksualistą. Jak sam potwierdził, „pederastią zaraził się w wieku 15 lat", gdy został czeladnikiem krawieckim w Petersburgu. Tezy o homoseksualizmie Jeżowa broni znany publicysta Nikołaj Swanidze, który w swoim programie „Kroniki historyczne" przytacza wyniki rewizji NKWD po aresztowaniu „krwawego karła". Wśród dzieł sztuki, biżuterii i wykwintnej bielizny odnaleziono wtedy bogatą kolekcję męskiej pornografii. Tak więc w najbliższym otoczeniu Stalina znalazło się dwóch homoseksualistów, którzy mogli skompromitować wodza. Tym bardziej że szczerze się nienawidzili i kopali pod sobą dołki. Oczywiście preferencje seksualne Paukera i Jeżowa mogły być dla Stalina tylko jednym z powodów, a raczej pretekstów do pozbycia się osób odpowiedzialnych za masowe czystki, dlatego obaj dali głowy. W śledztwie Jeżow przyznał się do swoich skłonności i zdradził listę kochanków, którzy zostali następnie rozstrzelani. Był to zresztą jedyny punkt oskarżenia, który potwierdził. (...) Kompromitujące dossier odnalazł Ławrientij Beria i zwrócił Stalinowi bez czytania, co podobno uratowało mu życie."



Beria, podobnie jak Dzierżyński, był loliconem. Czyli lubił małe dziewczynki, ("Tylko drań bez serca nie lubi dziewczynek" - Roman Polański.) a "Żelazny Feliks" był do tego miłośnikiem młodszych sióstr. Zapewne w grobie się przewraca widząc jakich miał następców...

Wielką ironią losu jest to, że różni europejscy i polscy "konserwatyści" robią z homoseksualnego pedofila ikonę walki ze "zboczeniami seksualnymi" a kraj przesiąknięty gejowskim duchem i pogrążony w patologiach społecznych (alkoholizm, narkomania, aborcja, korupcja...) traktują jako ostoję wszelkich cnót krześcijańskich mającą bronić nas przed "złym, zdeprawowanym Zachodem". By zbliżyć się do wyjaśnienia tej zagadki zacytujmy jeszcze raz fragment artykułu z "URze Historia":

"Służby bezpieczeństwa ZSRR tworzyły listy przydatnych gejów i lesbijek, którzy w zamian za wolność lub zachowanie odmienności w tajemnicy byli gotowi na wiele. Dlatego szantażowani homoseksualiści zostali wykorzystani w rozpracowaniu własnego środowiska, opozycji politycznej i do werbunku obcokrajowców. W 1936 r. Jeżow osobiście wyselekcjonował grupę sześciu gejów, która otrzymała kryptonim „Sokoły Stalina". Wywiadowcy, tym razem pracujący z pobudek ideologicznych, zostali przerzuceni do Włoch z zadaniem infiltrowania tamtejszej białej emigracji. Gra operacyjna przewidywała, że za jej pośrednictwem w ręce NKWD wpadną materiały kompromitujące faszystowskiego dyktatora Benita Mussoliniego, który w 1912 r. został zwerbowany przez carską ochranę. Dokonał tego rosyjski agent i homoseksualista Iwan Manasewicz-Manujłow, który miał po prostu spić Mussoliniego, a potem zaciągnąć do łóżka i sfotografować całe wydarzenie."

By zachować odmienność w tajemnicy, byli gotowi na wiele...


"Wystrzelajcie wszystkich homoseksualistów a faszyzm się skończy" - Maksym Gorki.

środa, 4 lipca 2012

Arafat otruty polonem? Raczej nie!



Według doniesień Al-Jazeery, szwajcarski Institut de Radiophysique (realizujący zlecenie badawcze palestyńskich władz) odkrył na rzeczach osobistych Arafata ślady polonu 210. To ma wskazywać, że palestyński przywódca został otruty. Nie rozwiewa to jednak wielu wątpliwości: choroba Arafata na pierwszy rzut oka nie przypominała choroby Litwinienki. Po drugie: polon 210 ma okres rozpadu połowicznego wynoszący 138 dni - Arafat zmarł w 2004 r. Nie miało więc prawa być cząstek tej substancji na jego rzeczach 8 lat później (chyba, że ktoś je teraz  tam umieścił).
Kto mógłby dokonać ewentualnego zamachu? Arafat był agentem KGB i zarazem źródłem osobowym CIA. To właśnie dlatego Amerykanie nakazali Izraelowi, by nic nie robił Arafatowi. Izrael przez 30 lat wypełniał to żądanie - choć miał wiele okazji, by zlikwidować Arafata. Sam zresztą do zabijania szefa OWP bardzo się nie palił. Andrzej Kiełczyński, szpieg CIA w Likudzie, wspominał jak 1982 r. obserwował przez lornetkę karabinu snajperskiego ewakuację Arafata w bejruckim porcie. To samo robiło kilkuset innych izraelskich żołnierzy i oficerów - Arafat był w zasięgu ich strzału. I nikt nie myślał, by go zabijać, gdyż jak tłumaczy Kiełczyński władze Izraela obawiały się, że po śmierci Arafat zostanie zastąpiony przez kogoś gorszego. W czasie drugiej Intifady izraelskie wojska ograniczyły się do zamknięcia Arafata w areszcie domowym. Poza tym zbytnio go nie niepokoiły. Nawet nie zrobiono użytku z kompromitujących dokumentów o jego związkach z wrogami USA i przekrętach finansowych. Najbardziej prawdopodobną teorią jest więc to, że zmarł na AIDS, którym zaraził się od jednego ze swoich kochanków. Dr. Ashraf al-Kurdi, jego osobisty lekarz, potwierdził kilka lat temu, że palestyński przywódca miał AIDS. (Upiera się jednak, że został nim zarażony przez izraelskie służby.) Liczne źródła - w tym świadectwo gen. Iona Mihaia Pacepy wskazują jednak, że Arafat był biseksualistą

czwartek, 17 maja 2012

Obama - pierwszy gejowski prezydent ?!?


Amerykański "Newsweek" nazwał Obamę "pierwszym gejowskim prezydentem" ze względu na jego poparcie małżeństw gejowskich (co ciekawe również dr. Adam Wielkodupski popiera Obamę - rzekomo przeciwko "szalonym neokonserwatystom", a tak naprawdę pewnie przeciwko "homofobicznym jakobinom"). Obama był już wcześniej nazywany: pierwszym latynoskim prezydentem, pierwszym azjatyckim prezydentem, pierwszym żydowskim prezydentem a nawet pierwszym kobiecym prezydentem. To wszystko w ramach politycznego marketingu, ale określenie "pierwszy gejowski prezydent" może być zbliżone do prawdy.

W trakcie kampanii z roku 2008 mieszkaniec Chicago, były więzień Larry Sinclair ujawnił, że Obama zapłacił mu za seks oralny i poczęstował go marijuaną w swojej limuzynie (przyszły prezydent wolał mocniejsze używki i zamiast przypalić zioło wciągnął rzekomo do nosa kokainę).



Sinclair wskazał na innego gejowskiego kochanka Obamy - Donalda Younga, otwarcie gejowskiego kierownika chóru w "kościele" czarnego rasistowskiego marksisty pastora Jeremaiah Wrighta. (Tego samego, który przysporzył swymi muzealnymi poglądami nieco obciachu Obamie w czasie kampanii). Young został zastrzelony, a jego matka utrzymuje, że stało się tak, bo znał "sekret prezydenta".

Złośliwe plotki dotyczące preferencji prezydenta na tym jednak się nie kończą.  Złośliwi wskazują jako jego kochanka Reggiego Love - do niedawna asystenta i kumpla do gry w kosza (z którym również prezydent  brał prysznic po grze).  Wayne Madsen (idiota, agent lub jedno i drugie - więc trzeba traktować jego rewelacje z ostrożnością) ze szczegółami rozpisuje się natomiast o tym, że rzekomo Obama i obecny burmistrz Chicago Rahm Emmanuel zachodzili do pewnej gejowskiej łaźni w Chicago (opisuje też inne   rzekome gejowskie incydenty z udziałem Obamy - o czym można przeczytać tutaj). 
No cóż, prezydent Obama ma bardzo wiele dziur w biografii (np. na ulotkach promocyjnych jego książki z 1991 r.  wyraźnie napisano, że urodził się w Kenii), więc powstają o nim różne szalone plotki. Barack Barakowicz Obama może się jednak pocieszyć, że nie jest pierwszym amerykańskim prezydentem, które podejrzewano o homoseksualne skłonności. Pierwszym był wielki Republikanin Abraham Lincoln. 


wtorek, 6 marca 2012

Afgańscy tańczący chłopcy


TVP1 pokazała wczoraj mocny film dokumentalny "Tańczący chłopcy z Afganistanu" (do obejrzenia tutaj) opowiadający o zjawisku wykorzystywania seksualnego młodych chłopców-tancerzy przez (często bogatych i wpływowych) Afgańczyków. Film szokuje m.in. dlatego, że pokazuje jak szeroko rozpowszechniony i społecznie akceptowalny jest w Afganistanie homoseksualizm. W tym samym społeczeństwie, które tak bardzo oburza się incydentalnym niszczeniem Koranu i każe śmiercią apostatów z islamu. W dokumencie tym widzimy jednak afgańskich komendantów polowych mówiących bez żadnego skrępowania o swoich gejowskich skłonnościach.



 Spotkamy tam takie teksty: "Czy uprawiałeś seks z tym chłopcem? Nie, ale marzę o tym" lub "Rywalizacja o to, kto ma lepszego chłopca jest naszą wojskową tradycją". To zjawisko nie jest żadną nowością przyniesioną przez "zgniły Zachód". Tam jest ono tradycją pamiętającą czasy Sodomy i Gomory. Jeszcze zanim powstał ruch talibów (którzy znajdują przyjemność nie w seksie, ale w zabijaniu i w związku z tym rozwalali analnych kopulatorów tak jak wszystkich innych), o Kandaharze mówiono, że jest tam tylu pedałów, że ptak lecący nad tym miastem musi zasłaniać skrzydłem kuper.

Powyżej: zakaz pedałowania dla Afganistanu

 Myliłby się jednak ten, który upatruje w afgańskich gejach rozmemłanych, lewackich ciot w stylu Biedronia. To są bardzo męscy geje, którzy bez zmrużenia oka poderżną wrogowi gardło, zestrzelą śmigłowiec ze Stingera i wysadzą w powietrze konwój natowskich żołnierzy. Oni już posuwali specnazowców w kakao, gdy Biedroń oglądał "Bolka i Lolka". To geje pokroju Ernsta Roehma - gardzący kobietami, mniejszościami i słabeuszami weterani wielkiej i okrutnej wojny. W Europie byliby nazi-gejami, a nie jakimiś tam konserwatystami.prl :)

Ps. Ubawiłem się czytając wpis Chehelmuta poświęcony nazi-gejowi Karolowi Szymanowskiemu :)

Ps. 2. Przykład Afganistanu wskazuje, że jednak geje sprawdzają się w armii. Muszą to jednak być geje w stylu Roehma :)

Ps. 3. Na koniec ostro antygejowski kawałek Basa Tajpana. Gostek zapewne popiera bombardowania Afganistanu i nie lubi hrabiego Adama Wielkodupskiego. Aż dziw, że nie zabrało się za niego Stowarzyszenie "Nigdy Więcej!".