sobota, 6 marca 2021

W pustyni i w d... Marksa

 


Ilustracja muzyczna: Rachid Taha - Barra Barra - Blackhawk Down OST


Maciej Gdula, (synalek kolesia, któremu gejnerał Jarucwelski pisał, co ma mówić podczas obrad Okrągłego Stołu) , stwierdził, że "W pustyni i w puszczy" to powieść rasistowska.  Ciekawe, czy to samo powiedziałby o pismach Marksa?

Obecnie nie jest przecież wielką tajemnicą, że ów filozoficzny patostreamer był maniakalnym rasistą cieszącym się z europejskiej kolonizacji Afryki, Wojen Opiumowych i tego, że Amerykanie odebrali Kalifornię "leniwym Meksykanom". O swoim rywalu Ferdynandzie Lassallu pisał, że jest "żydowskim Czarnuchem", którego przodkowie mogli być czarnymi niewolnikami, którzy wyszli z Egiptu wraz z Mojżeszem. 


Mało znanym faktem jest jednak to, że Marks miał zięcia Mulata. Jego córka Laura wyszła za Paula Lafargue, urodzonego na Kubie aktywistę mającego pochodzenie francusko-kreolskie, autora książki "Prawo do bycia leniwym. Lafargue nie miał jakoś specjalnie ciemnej skóry, ale Marks z Engelsem w prywatnej korespondencji w pogardliwy sposób pisali o jego pochodzeniu rasowym. "Lafargue ma jedną ósmą lub jedną dwunastą krwi Czarnucha" - pisał Engels. W 1887 r. zięć Marksa kandydował na radnego w paryskiej dzielnicy, w której było zoo. "Posiadając przymioty Czarnucha, w stopniu bliższym pozostałemu królestwu zwierząt niż reszta z nas, jest on bez wątpienia najbardziej właściwym reprezentantem tej dzielnicy" - wyzłośliwiał się Engels w liście do Laury Marks.

Warto w tym miejscu zadać pytanie: skoro Marks uważał Lafargue'a za przedstawiciela niższej rasy, to dlaczego pozwolił córce na ten ślub? Przecież to był patriarchalny XIX wiek, czasy gdy córeczka nie mogła powiedzieć rodzicom "pierdolę was, jadę ssać pały na Erasmusie". Związek Laury Marks z Paulem Lafarguem musiał mieć błogosławieństwo Karola Marksa. Czyżby więc zgodził się on na niego "dla beki"?

By to zrozumieć, musimy sięgnąć do omawianego przeze mnie niedawno drugiego tomu "To eliminate the opiate" rabina Marvina Antlemana. Poświęca on w nim sporo miejsca Marksowi i jego sabatajskim koneksjom takim jak Mojżesz Hess. Zwraca jednak uwagę na to, że już ojciec Marksa (Hirschel Marx) był sabatajczykiem. Został zwerbowany po tym jak stał się sierotą a  sabatejczycy pomagali mu w karierze. Jego konwersja na protestantyzm miała naturę sabatejską. Rabin Antleman twierdzi, że ten werbunek był rodzajem zemsty - na dziadku Karola Marksa, który jako ortodoksyjny rabin zwalczał sabatejską herezję.

Sabatejczycy/Frankiści wierzyli w to, że angażując się w "niecodzienne zachowania seksualne" zbliżają się do J***we. Urządzali więc orgie, podczas których wymieniali się żonami, dopuszczali się kazirodztwa, aktów homoseksualnych czy pedofilii. (Zachowały się zapisy procesu z jednego sądów rabinackich, na którym jeden z frankistów zeznawał, że nie za bardzo chciał się dzielić żoną, ale musiał to robić.) Czyżby więc Marks traktował międzyrasowe małżeństwo córki - z Mulatem porównywanym w liście Engelsa do zwierząt - za kolejną perwersję? Za rytualne przekroczenie granicy?

Flashback: Czerń sufich

Antelman wskazywał też na rytualne znaczenie koloru czarnego u sufich i sabatejczyków. Czerń i mrok były potrzebne do oświecenia. Zastanawiał się więc czy niektórzy sabatejczycy nie traktowali "szukania iskier bożych w mroku" zbyt dosłownie. Jako szukanie ich w "niższej" (w ich mniemaniu) czarnej rasie? Z teorią tą współbrzmiały żydowskie legendy mówiące o tym, że pierwsza żona Mojżesza pochodziła z Etiopii. Antelman przytoczył fragment relacji prasowej z lat 70-tych, dotyczącej zatrzymań w radykalnie lewicowej komunie, której członkami byli młodzi żydowscy radykałowie, z których każdy miał czarną partnerkę. Przytaczał też wiele przykładów na związki pomiędzy żydowskimi lewicowcami a czarnymi radykałami. Związki, które były pomimo silnego antysemityzmu w czarnej społeczności w USA. Tak było w latach 60-tych i 70-tych. I tak jest również współcześnie, w erze Black Lives Matters. Czy powszechny na Zachodzie, odgórnie narzucany i sponsorowany przez wielkie korporacje, kult BLM i towarzyszący mu "odwrócony rasizm" nie jest przejawem zbyt dosłownego rozumienia teorii o szukaniu iskier bożych w mroku?


Na pewno kult BLM nie pomaga w żaden sposób czarnej społeczności. Przyzwalanie na zamieszki,  redukowanie funduszów dla policji i zastępowanie jej pracownikami socjalnymi nie poprawia stanu bezpieczeństwa w czarnych dzielnicach i nie wspiera lokalnych, czarnych drobnych biznesów. Akcja afirmatywna i zaniżanie standardów nauczania w szkołach publicznych nie zwiększa szans Afroamerykanów na rynku pracy. Promowanie w popkulturze gwiazdek typu Cardi B czy różnych gangstaraperów utrwala tylko stereotypy o Czarnych. Murzyni są traktowani przez współczesnych marksistów tak samo jak w XIX wieku - jako tępe zwierzaki, które można wykorzystać do swoich celów. Maciejowi Gduli jakoś nie przeszkadza jego głupia jak osrana ścierka, rasistowska koleżanka z klubu Lewicy ciesząca się z masakry na kilkuset mieszkańców Etiopii.  

Rasizm na lewicy jest jednak głębszy. Szczególnie widać go w przypadku stosunku wielu "kawiorowych" lewicowców do polskich "roboli" i "ciemnych chłopów". Ale to już inna opowieść..

***

Ilustracja muzyczna: Fugees - Ready or not

W "Pustyni i w puszczy" nie ma szczęścia do ekranizacji. Pierwsza, w zrobiona w PRL, mocno różniła się od książki - dodano do niej silne wątki antykolonialne i "black power". Druga, robiona niedługo przed 911, wyszła słabo warsztatowo, choć fajnie pokazano tam wątek islamskiego fundamentalizmu. Powinno się zrobić wersję trzecią, alt-rightową. Proponowałbym następujące postacie:

Staś Tarkowski - koleś w typie rodezyjskiego najemnika z "Krwawego Diamentu", powtarzający co chwila "TIA" ("Things in Africa").


Nel - kawaii neonazistka, w typie Murdoch-chan. Postrzega Afrykę jako jeden wielki shithole.


Sierżant Kali - nosi czapkę zrobioną z futra lamparta i wielki złoty łańcuch z wisiorkiem "ME". Na końcu zostaje prezydentem jednego z afrykańskich państw i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Mahdi - wiadomo, koleś przypominający Osamę bin Ladena czy Baghdadiego.

Gebhr - były oficer syryjskiej bezpieki, który przeszedł do Państwa Islamskiego, a później został najemnikiem. Dorabia sobie pracując dla GRU, CIA i Mossadu. Sadysta lubiący jednak pokazać, że jest intelektualistą. Tak zaplątał się w różne gry wywiadowcze, że sam nie wie, dla kogo pracuje.

Chamis - stereotypowy terrorysta z budki z kebabem, głośno słuchający arabskiego disco, marzący o podróży do Europy, życiu tam z socjału i rwaniu panienek na Sylwestrze w Kolonii. 

Ojciec Stasia Tarkowskiego - złośliwy geopolityczny analityk w typie doktora Targalskiego (nya!). Bawiąc się z wielkimi kotami, objaśnia geopolityczne zawiłości fabuły.

18 komentarzy:

  1. Nie kadząc zaprawdę nowa wersja Stasia i Nel prezentuje się wprost rewelacyjnie:))). Dawaj pisz to, musi być jaka przeciwwaga na rynku dla grafomanii Chutnik i tego typu ścierwa. Wprawdzie nie możesz liczyć choćby na promil promocji, jaką mają tamte zera, no ale coś za coś, grunt to kontra i to bez zadęcia typowego niestety dla tradycyjnej prawicy. Trop sabatejski jest właściwy - akurat ostatnio siedziałem trochę w Derridzie, konkretnie nasze lewactwo odkrywa z ćwierćwiekowym opóźnieniem końcowy ''zaangażowany politycznie'' okres w działalności fundatora postmodernistycznej ''dekonstrukcji'' [ jak to ironicznie brzmi w jej kontekście ]. W ostatnich latach wyszły u nas min. jego ''Widma Marksa'' - znamienny tytuł - gdzie Derrida czyta Marksa Heideggerem, bowiem nigdy dość powtarzać, że współczesna lewica czerpie pełnymi garściami z dorobku tego wybitnego naziola. Znamienne, że francuski filozof tym usilniej odwoływał się doń, kiedy na jaw właśnie wyszło zaangażowanie Heideggera po stronie NSDAP, krótkotrwałe wprawdzie ale tylko dlatego, iż fuhrer okazał się dlań zbyt mało radykalny. Derrida bronił też w tym samym czasie innego faszysty, a swego kumpla Paula de Mana, który przeniósł do Ameryki prątki ''french theory'', zakażając nimi tamtejszy obieg intelektualny, co do dziś wydaje zatrute owoce nie tylko na uniwersytetach ale i w ulicznych burdach wyrastających stąd ruchów biopolitycznych, jak BLM czy całe LGBT+. Nasza parodia Dugina, czyli Bielik-Robson czyta z kolei Derridę poprzez Jakuba Franka właśnie, bo pod koniec żywota überdekonstrukcjonista wyznał w końcu otwarcie, iż jest ''maranem [post]katolickiej kultury francuskiej'', i jej de[kon]strukcji służyła w istocie wymyślona przezeń metoda obsesyjnego tropienia w języku śladów ukrytej ''opresji'', demonów ''patriarchalizmu'', ''seksizmu'', ''homofobii'' i takich tam. Innymi słowy Derrida i jego pomiot to zadeklarowani niszczyciele greckiego jak i zwłaszcza chrześcijańskiego Logosu, który obrzucają bluźnierczymi anatemami zwłaszcza w wersji wściekle feminazistowskiej jako ''fallogocentryzm''. Myliłby się jednak ten, kto wietrzy w tym żydowski spisek rodem z wiadomych protokołów, bowiem to dzieło zniszczenia wymierzone jest także w tradycyjny judaizm - Bielikowa wprost pisze, że ''maran'' Derrida afirmuje popioły i zgliszcza pozostawione z jahwizmu przez ''Holocaust'', upatrując w tym właśnie szansy na nowe, dalekie od wszelkiej ortodoksji i wszechludzkie żydostwo. Przy czym Derrida jakoś nie dostrzega [ a może robi to celowo? ], że zgodnie z typową dla jego ''dekonstrukcji'' inwersją, lansowana przezeń anty-polityka stanowi de facto pośmiertną apologię Hitlera, sprowadzając się przy tym do post-żydowskiej już gnozy:

    https://journals.openedition.org/td/9443

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świetne obserwacje z Derridą!

      Usuń
    2. @Fox
      Twoja wersja scenariusza brzmi nieźle . Oglądałbym :)

      Usuń
  2. 'Motyw niepowracania-do-źródła i nigdzie-się-niewybierania pojawia się z całą mocą w nie-zwykłym tekście Adama Lipszyca na temat Jakuba Franka, który jest jednocześnie wyimaginowanym (albo i nie) manifestem polskiego frankizmu, dla nas ciekawym tu także o tyle, o ile bardzo świadomie czerpiącym z maranicznej strategii samego Derridy: „Ponieważ Dom Niewoli i Ziemia Obiecana to dwie postacie, które znajdują się na jednym miejscu, my, frankiści polscy, nigdzie się nie wybieramy. Frankistowskie wyjście anulowało dla nas ostatecznie prosty geograficzny wymiar idei mesjańskiej, który uzależniony był od wyrazistej, odrębnej świadomości wykorzenionego ludu. Nie oznacza to jednak, że po prostu zdecydowaliśmy się zakorzenić, tak jak nie oznacza to, że zrezygnowaliśmy z idei mesjańskiej. Nasza osobliwa kondycja wcina się klinem między nomadyzm a zakorzenienie, między mesjanizm niespełniony a mesjanizm spełniony: żyjemy zanurzeni w przestrzeni i kulturze Edomu, ale przecież nie akceptujemy jej w takiej postaci, w jakiej się nam jawi. Nie wierzymy już w inne miejsce, w którym powstanie Królestwo, nie wierzymy też w historyczny moment, w którym nadejdzie Wybawiciel, ponieważ Jakub Frank – nie zbawiając nas, nie dając nam nawet autonomicznego okręgu na Podolu – wyprowadził nas z przestrzeni oczekiwania, wyprowadził w pole Edoma. Po przyjściu ostatniego, fałszywego zbawcy trwamy w domu niewoli, lecz nieskończenie blisko Królestwa. Po kryjomu, w mesjańskich gestach, odkształcamy i przemieszczamy świat, który nas otacza, wiedząc, że świat zbawiony jest już tu, lecz zawsze wygląda trochę inaczej. Całkowicie wydziedziczeni, bez własnych rytuałów, przystrojeni w Ezawową szatę, nie mamy własnej tożsamości. Jak mówił Jacques Derrida, mamy tylko jeden język i to nie jest nasz język” (Adam Lipszyc, Wyznania Chmary (Czerwony List), „Literatura na Świecie” 2012, nr 9–10)''

    - przypis ze str. 7:

    https://myslec.pwn.pl/Download/Gra-w-trzy-ognie.-Derridianska-trylogia-o-duchu-Agata-Bielik-Robson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "bez własnych rytuałów.., nie mamy własnej tożsamości" - co to to nie, jak najbardziej mieli własne rytuały, szaty, język, i tożsamość, etc, podobnie marrani - ukryta tożsamość, tradycja nawet synkretyczna to co innego niż jej całkowity brak.
      https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSRKmm8RIhM0uYkg79eMh_CgCay1kkom4SDIw&usqp=CAU
      Odkrywca

      Usuń
    2. Wykształciuchy ryją sobie banię francuskimi i belgijskimi teoryjkami, a bezpieka i głębokie państwo ryje sobie banię... francuskimi i belgijskimi traktatami hermetyków.
      Otóż se czytam ostatnio o neo-templariuszach i skąd im nogi wyrastają. No i jest se odłam oznaczany skrótem OSMTH (lub SMOTJ angielskim skrótem), który ma jakiś przeorat przy NATO. Nie do pogardzenia bo mają przeoraty w kilkudziesięciu innych krajach.

      No i jest se drugi odłam znany jako OSMTJ. OSMTJ zostało utworzone w latach 70' przez "marszałka" Antoniego Zdrojewskiego razem z ludźmi z gaullistowskiej prywatnej bezpieki SAC (Charly Lascorz i chyba zamordowany Jacques Massié coś miał wspólnego). Siedział tam również Pasquale Gugliotta i Philip Guarino - obaj z loży P2, Guarino jest ważny bo kontaktował Licio Gellego z amerykańskimi prezydentami. A Gelli to jak wiadomo szef loży P2 i zleceniodawca ukradzenia dłoni ze zwłok Juana Perona (za długo by tu opowiadać ale wynika z tego, że Gelli to srogi okultysta był).

      W OSMTJ był też neonazista Julien Origas, który z komuchem znanym jako Luc Jouret założyli Order of the Solar Temple co skończyło się masowym zabójstwem-samobójstwem 53 osób, zaginięciem sporej kasy i... wysłaniem przez guru sekty paszportu do ministra Charlesa Pasqua (który nie wiadomo co miał z tym wspólnego).

      Te dwa odłamy wywodzą się "templariuszy" założonych w XIX wieku przez masona Bernarda Raymonda Fabré-Palaprat (Napoleona nawet w to wciągnął w 1808 roku). Palaprat próbował założyć też gnostyckie chrześcijaństwo oparte na przeświadczeniu, że katolicyzm jest "upadły". Na przełomie XIX wieku tradycję "templariuszy" kontynuuje loża KVMRIS czyli Ordre Kabbalistic du Rose-Croix. W skład KVMRIS wchodzili m.in.:
      -Stanislas de Guaita (jak kojarzycie grafikę z głową kozła i pentagramem - ten koleś jest autorem)
      -Papus (poprzednik Rasputina na dworze cara, wywalony z Rosji za intrygowanie na dworze)
      -Joséphin Péladan
      (wszystkich tych kolesi znał J.K.Huysmans, który co ciekawe napisał powieść o satanistach zanim się nawrócił i został mnichem)

      KVMRIS było powiązane z kilkoma innymi grupkami, gdzie pojawia się podobny zestaw osób. Najbardziej interesująca ( i najbardziej popierdolona) to Georges Le Clément de Saint-Marcq. Co to za koleś? Inżynier wojskowy robiący karierę w Kongu belgijskim (Boże zmiłuj się nad murzynami) a przy tym okultysta i prezes Fédération Spirite Belge (spirytyści, istnieją do dziś).

      Clément de Saint-Marcq jest interesujący bo wysmażył gnostycki tekst pod tytułem "Eucharystia" gdzie, mówiąc w skrócie, stawia tezę, że chrześcijanie błędnie interpretują Biblię i że gnostycy powinni, ekhm... jeść spermę czyli ciało ich boga (czyli sami siebie czy jak?). Tekst wywołał skandal, autor został zapomniany ale... spermofagia istnieje do dziś. Tekstem zainspirował się Theodor Reuss, który uznał za najważniejszy stopień wtajemniczenia OTO. OTO zostało przejęte przez turbopedała Aleistera Crowleya, który zaczął rozpowszechniać sektę we Francji, Niemczech i Stanach. Z tego co czytałem to w Stanach część OTO przejęła po buncie grupa homoseksualistów. I tak się żyje na tym świecie okultystom do dziś.

      Usuń
    3. To prawda, spożywanie mikstur z wydzielin ludzkiego ciała odgrywa ważną rolę w rytuale inicjacji ''magii seksualnej'' Crowleya:

      ''Aleister Crowley [...] był autorem ostatniej wielkiej syntezy na polu okultyzmu i stał się po swojej śmierci najbardziej znanym magiem XX wieku, wyniesionym do pozycji najwyższego autorytetu przez kontrkulturę lat 60. i 70. tamtego stulecia. [...] Na jego życiu i działalności zaważyły też w dużym stopniu traumy dzieciństwa: wychowanie w skrajnie surowej sekcie anglikańskiej (Bracia z Plymouth), brak podstawowych cech środowiska rodzinnego oraz destrukcyjne doświadczenia okresu dojrzewania, w którym wielokrotnie padł ofiarą homoseksualnych pedofilów. [...] W jego koncepcji narzędziem maga miało stać się jego ciało i krew, a nawet wydzieliny jego własnego ciała, celem zaś tak uprawianej magii miała być przemiana dokonana wyłącznie w sobie samym: nowa świadomość. I w tym Crowley dokonał totalnej transgresji ideału uduchowionego adepta okultyzmu — gościa i podróżnika w wyższych światach, uczonego maga, towarzysza i brata kosmicznych potęg. To, co praktykował Crowley jako drogę ku najwyższemu wtajemniczeniu okultysty, to była algolagnia [ czyli najogólniej BDSM ], spermatofagia [ wiadomo:) ] i koprofagia [ dubajskie kasztany ], połączone ze skrajnym uprzedmiotowieniem kobiet i preferencją na rzecz aktów homoseksualnych. Systemy inicjacji, które stworzył i współtworzył dla takich organizacji jak Zakon Srebrnej Gwiazdy (Astrum Argenteum) czy Zakon Świątyni Wschodu (Ordo Templi Orientis — OTO), były eklektycznym zbiorem wszystkiego, co było mu znane w zakresie zainteresowań własnych i innych okultystów. Natomiast szczyty stopni wtajemniczenia w tych organizacjach zarezerwowane zostały dla wyrażenia jego najbardziej osobistych pragnień i potrzeb, związanych z seksualnym wyżyciem. [...] Tak „otwarty” adept gotowy był na instrukcje dotyczące seksu. Od stopnia VIIIº zaczynała się magia seksualna (techniki oparte na masturbacji i homoerotyzmie). Na stopniu IXº objawiany był główny sekret zakonu, czyli spożywanie mikstur z wydzielin ciała, głównie spermy. Crowley dodał do tego XIº, uzupełniając zakonny „sekret” i mikstury z IXº o wszystko, co wiązało się ze stosunkami analnymi, zarówno hetero-, jak i homoseksualnymi. Do spermatofagii dochodziła wówczas także koprofagia.''

      [ str. 13-15 PDF ]:

      https://www.kul.pl/files/1490/03-stepien_corr.pdf

      Usuń
    4. Dodać przy tym należy, że to żadne tam szkalowanie przez ''profanów'' Crowleya i jego zakonu - kiedyś linkowałem tu tekst Azarewicza, tekściarza Behemotha i głównego bodaj ''autoryteta'' O.T.O w kraju, gdzie opisywał jak Aleister ''bestia'' zapinał rytualnie w dupala jakiegoś nieszczęśnika, by skontaktować się z bogiem Hermesem [ prawdziwy ''hermetyzm analny'' ]. Przypomina to artykuł, który ukazał się w fachowym periodyku dla polonistów a dostępny w sieci: ''Gombrowicz od tyłu. Projekt krytyki analnej'' wypełniony mentalnymi fekaliami, 40 stron PDF nieprawdopodobnego pieprzenia, że ''odbytnica jest grobem, w której pogrzebana została męskość hegemoniczna i fallogocentryczna'', kto wie czy autor też nie z Ordo Templis bo na to by wyglądało. Zresztą to nic nowego, czytałem onegdaj dziełko z późnej starożytności nie pomnę już autora, traktujące o wszelkich ówczesnych sektach, gdzie niektóre z nich praktykowały dokładnie takie samo żarcie gówna, łykanie spermy i okaleczanie siebie i innych, z gwałtami i zabijaniem włącznie, Crowley więc niczego nie wymyślił a jedynie odwołał się do ''starożytnej tradycji''. W związku z powyższym powstaje fundamentalne pytanie jak daleko zaszedł w ''magii seksualnej'' jej czołowy wyznawca w kraju Nergal, i czy lubi gdy stawia mu się kloca na klatę? I czy Piasek jego kumpel przypatruje się temu z boku, czy też...

      Usuń
    5. @ Spiskolog

      Te odwołania francuskich grup okultystycznych do templariuszy to taki miejscowy historyczny sznyt.

      "a przy tym okultysta i prezes Fédération Spirite Belge (spirytyści, istnieją do dziś)." - spirytyzm jest jednak dość lightowym okultyzmem - a raczej współczesnym szamanizmem.

      Usuń
    6. "Te odwołania francuskich grup okultystycznych do templariuszy to taki miejscowy historyczny sznyt."
      No tak, ale warto wiedzieć skąd się to wzięło i że na początku XX wieku koło nowych templariuszy kręciło się bardzo nieciekawe towarzystwo.

      "spirytyzm jest jednak dość lightowym okultyzmem"
      A gnostycy ssą pałkę xD

      Usuń
    7. ...i naprawdę już kończąc wątek, tak aby nie powstało fałszywe wrażenie, iż sobie tu śmieszkujemy z jakichś oderwanych od życia przeciętnego człeka, kompletnych głupot. Nie, idzie o fundamentalne kwestie cywilizacyjne, od których zależy wręcz nasza przyszłość. Derrida bowiem jest także twórcą pojęcia ''uniwersytetu bezwarunkowego'', który w praktyce sprowadza się do zamiany uczelni świata zachodniego w szkółki agitatorów politycznych. Skądinąd koncept również zaczerpnięty od jego naziolskiego guru Heideggera, rzecz jasna w wypadku tego ostatniego szło o sławienie i czynną realizację programu NSDAP, niemniej co do zasady idzie o to samo. Tym bardziej, że współczesne ruchy jak LGBT czy BLM polegają na upolitycznieniu kategorii biologicznych jak rasa, czy seksualność a to przecież była esencja nazizmu [ w tym sensie mówienie o ''feminazistkach'' jest jak najbardziej zasadne ]. Nie idzie już nawet o rywalizację z Azjatami, zwyczajnie nie mamy przyszłości ze zbydlęconą hołotą, która dała sobie wmówić, że płeć jest kwestią ''indywidualnego wyboru'', zaś rzeczywistość można zakląć paramagicznymi formułami, dla niepoznaki zwanymi ''wypowiedziami performatywnymi''. Koniecznej modernizacji krajowej infrastruktury, tak by zaczęła wreszcie odpowiadać wymogom XXI stulecia, nie dokonają ''inżynierki'' zawdzięczające studia nie posiadanym umiejętnościom, lecz punktom za pochodzenie [ tym razem płciowe a nie klasowe jak za dawnej komuny ] a w dodatku jeszcze przy tym programowo odrzucające logikę jako samczy ''fallogocentryzm''. Dopóty Zachód będzie w samobójczym obłędzie finansować obficie ''dżendery'', zaś kreatury pokroju Jacka Kochanowskiego nadal hańbić tytuł naukowy doktora habilitowanego, zamiast wrócić tam, gdzie miejsce takich jak on, czyli do ssania pały po publicznych szaletach, nie widzę przyszłości dla świata, którego jesteśmy częścią. Jeśli dotychczasowe trendy potrwają jeszcze trochę, za niedługo będzie jak mówił Michta w ostatniej dyskusji z Bartosiakiem: Europa z bramy do Eurazji stanie się jej ogonem, a chyba nie muszę mówić przy jakiej to części ciała on merda... Oby więc czarny scenariusz nie spełnił się, na to zaś tępić trzeba takich Derridów wraz z ich intelektualnym pomiotem - tu więcej o jego ''uniwersytecie bezwarunkowym'':

      http://machinamysli.org/jacques-derrida-uniwersytet-bezwarunkowy-recenzja/

      W uzupełnieniu biogram pomienionego Jacka Kochasia, ''doktoranta queer'' a przy tym wychowanka esbeckiego kapusia i pedała w sutannie:

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Kochanowski

      Usuń
    8. Dobrze napisane Chehelmut tylko kto i jak ma to zrobić tu u nas nad Wisłą bo chyba nie PiS z Panami Kaczyńskim , Morawieckim i Dudą którzy nie potrafią ogarnąć nawet takiego pajaca jak Bart Staszewski... :( AZARIASZ.

      Usuń
    9. "wrócić tam, gdzie miejsce takich jak on", - dla zawodowych ogłupiaczy jest takie miejsce jak zakład zamknięty pod kierownictwem dr. Frank EinStein a nie publiczne szalety gdzie nie będzie można się już wysrać w spokoju.

      Co do gnostyków itp to powiem tyle, że ezoteryk ezoterykowi nie równy. Wielka szkoda, że Crowley nie dostąpił "zaszczytu" spotkania najbardziej bezpośredniego fobosjańskiego stopnia z tymi dziwnymi istotami które miał widzieć - wtedy przestał by chrzanić te swoje pedo-anal-BDSM etc farmazony i cokolwiek robić, na nieszczęście przeżył - choć może może miało to jakiś sens praktyczny no ale i tak mógł odejść do krainy wiecznego wpierdzielu w sposób widowiskowy np. piorun kulisty etc.
      A co do koprofagii to przypomnę, że jeden Hollywoodzki reżyser z lat 50-tych był kopro-pederastą, który uwielbiał jeść kanapkę z odchodami 16 letnich chłopców.
      Odkrywca

      Usuń
  3. Nel brzmiała bardzo,bardzo najs....

    OdpowiedzUsuń
  4. "Rasizm na lewicy jest jednak głębszy. Szczególnie widać go w przypadku stosunku wielu "kawiorowych" lewicowców do polskich "roboli" i "ciemnych chłopów"."

    Pojechałeś teraz Okraską :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nihil novi.
    "Żywoty i poglądy słynnych filozofów" - Laertios Diogenes. Książka ta, to klasyk!

    OdpowiedzUsuń
  6. jakieś żródła odnośnie sabatanizmu? I wogóle żródła? Bo jak narazie wygląda to na stek bzdur, sbataizm był sactyczny więc rychanie sobie zon nie idzie w parze XXXDDDDDD

    OdpowiedzUsuń