środa, 3 lipca 2013

4 lipca na Gibraltarze (to nie wpis z serii Sny, ale mógłby nim być)

Ilustracja muzyczna

Ten wpis to fragment pewnej książki, znanego Wam autora, która czeka już od dłuższego czasu na
"puszczenie do druku" w pewnym wydawnictwie (jest już nawet projekt okładki!). To książka o ludziach z cienia. Miejmy nadzieję, że wreszcie doczekamy się jej rynkowego debiutu - ci bowiem, którzy mieli okazję przeczytać całość, wiedzą iż jest niesamowita i wciągająca. 


4 VII 1943 r., Gibraltar



Darksun instynktownie wyczuł, że uczestniczy właśnie w tworzeniu historii przez duże H. Już sam tryb, w jakim został wezwany dawał wiele do myślenia. Pofatygowało się po niego, do obskurnego hoteliku, dwóch umundurowanych MP z amerykańskiej misji wojskowej. Przerwali mu intymne zbliżenie z pewną biuściastą andaluzyjską pięknością. Opieprzył ich i zagroził przeniesieniem na Nową Gwineę.
- Jestem amerykańskim kongresmenem! Macie stąd natychmiast wypierdalać, albo odpowiednio pokieruję waszą karierą! - krzyczał. Żandarm, zachowując kamienną twarz, bez słowa podał mu kartkę z sekwencją kodową.
- Trzeba było dać mi to od razu... - mruknął Hiram dopinając spodnie. Wskazał żandarmom na swoją towarzyszkę: – Róbcie swoje.
Panienka wyleciała na hotelowy korytarz w stroju Ewy. Przez chwilę dobijała się do drzwi ostro klnąc po hiszpańsku. W końcu Darksun, wychodząc z pokoju ze zbrojną eskortą rzucił jej kieckę do rąk.
- Przecież jeszcze przed chwilą wzdychałaś: „Potraktuj mnie jak szmatę!”. Właśnie to zrobiłem kochanie - uśmiechnął się do niej złośliwie. Lubił upokarzać przygodnie poznane kochanki. No i poza tym, wezwanie w trybie awaryjnym nakazywało mu przedłożyć obowiązki wobec ojczyzny ponad ulotne przyjemności.



Gdy został doprowadzony do celu, sali konferencyjnej w jednym z budynków brytyjskiej bazy, zastał na miejscu grupę nerwowo o czymś rozprawiających wojskowych i cywilów zasiadających za stołem konferencyjnym. Część z nich miała na sobie mundury brytyjskie, część amerykańskie. „Perry z MI6, Johnson z naszego wywiadu armijnego, Williams z OSS, Łubieński z polskich służb i MI5. Coś się tu kroi..." - pomyślał lustrując ich wzrokiem. Na  twarzach uczestników narady malowały się w sposób wyraźny rozdrażnienie, niepokój a nawet strach. Powietrze było przesiąknięte dymem papierosowym. Darksun zakaszlał. Momentalnie wszystkie rozmowy ucichły. Zauważono jego przybycie. Zagaił:
- Co takiego ważnego zaszło, że zakłócono mi delektowanie się jedną z nielicznych chwil spokoju, których doświadczam w tych trudnych czasach? Stalin nam wypowiedział wojnę?!
- Cieszymy się, że pan jest tutaj z nami. Sytuacja jest bardzo poważna i pańska wiedza, doświadczenie i kontakty mogą okazać się niezwykle pomocne – odparł udekorowany Krzyżem Wiktorii wąsaty brytyjski pułkownik.
- Przetrwanie Wielkiej Koalicji jest zagrożone – dodał amerykański oficer.
Darksun uśmiechnął się słysząc o kruchości antyhitlerowskiego sojuszu i odrzekł:
- Żadna koalicja nie jest wieczna. Wczorajszy sojusznik może się okazać jutrzejszym wrogiem, i vice versa. Co się dokładnie stało?
- Zamordowano tutaj polskiego premiera... - wypalił brytyjski pułkownik.
- Holly shit!!! I nic mi o tym nie mówicie!!! - wykrzyknął Darksun.
Jeden z funkcjonariuszy MI5 dukając wyczytał nazwisko ofiary zamachu:
- Nazywał się Wlady...slaw... Sikorski....
- Wiem jak się nazywał polski premier! Kto to zrobił?! I jak?! - Hiram z nerwów zaczął chodzić wzdłuż pomieszczenia.
Agent MI5 referował:
- Aresztowaliśmy niejakiego Jana Gralewskiego, kuriera polskiego ruchu oporu. Przebywał w pobliżu miejsca zbrodni mniej więcej wtedy, gdy do niej doszło. Wcześniej otrzymaliśmy informacje z Paryża, od polskich agentów, by uważać na niego, gdyż zachowuje się podejrzanie i może pracować dla Niemców. Wszystkiemu zaprzeczał i stwierdził, że skradziono mu tożsamość. Zachowywał się gwałtownie. Doszło do szamotaniny. Podczas przesłuchania wyciągnął jednemu z naszych ludzi pistolet z kabury. Został zdjęty, ale zdołał zastrzelić dwóch agentów.
Darksunowi ta historia wydała się podejrzana:
- Czemu tu nie ma Macfarlane’a ? - spytał o gubernatora Gibraltaru.
- Nie ufamy mu. To jego ludzie ludzie doprowadzili do tego, że jedyny świadek – Gralewski zginął. I to w jego rezydencji doszło do morderstwa Sikorskiego – wyjaśnił amerykański oficer.
- W domu gubernatora ?!
- Zabito tam również osoby towarzyszące Sikorskiemu...
- Jak to kurwa możliwe ?! - Hiram przysiadł z wrażenia na skraju wolnego krzesła.
- A jednak. Rok temu postawiono na werandzie tego budynku lunetę, przez którą można było obserwować niemiecką bazę nurków położoną pod Algeciras. Po kilku dniach zniknęła bez śladu – opowiadał funkcjonariusz MI6.
- To przechodzi kurwa ludzkie pojęcie! Tu jest cały pierdolony aliancki sztab przygotowujący pieprzoną operację „Husky”. Czyli kilka tuzinów generałów z  kurwa pierdolonym Eisenhowerem na czele! Do tego ten sowiecki chuj Majski i Bóg wie, jeszcze kto! A jakiś pierdolony remont lotniska sprawia, że każdy szmaciarz może bezkarnie przekroczyć granicę z Hiszpanią!!! - Darksun rzadko kiedy przeklinał. Przedstawione mu sprawozdanie musiało naprawdę go wyprowadzić z równowagi.
- Kto odpowiada za ten burdel!!! - wydarł się
- Macfarlane...
Hiram ciężko oddychał kryjąc twarz w dłoniach. Krople potu spływały mu po czole. Po chwili ochłonął i spokojnym głosem spytał:
- Jak zabito Sikorskiego?
- Gołymi rękami... - odparł oficer MI5. Po chwili zastanowienia dodał: - Być może również z pomocą krzesła...
- W domu Macfarlane’a?
- Tak. Sikorski odpoczywał wówczas, po negocjacjach z Majskim... - wyjaśnił brytyjski pułkownik.
- Jezu Chryste!!! Czy wy wiecie jak to wygląda!? Jakby ci Mongołowie własnoręcznie go zabili!!! - Hiram nie mógł się nadziwić profesjonalizmowi zabójców.
- I dlatego, jak wyjdzie to na jaw, Wielką Koalicję szlag trafi... - rzucił amerykański oficer.
- Na pewno to robota Hoara i reszty tych germanofilów, jeśli nie Niemców – snuł swe podejrzenia agent MI6.
Wzrok Darksuna zaczął błądzić po sali. Zatrzymał się na plakacie zachęcającym do wstępowania do RAF.  Nagle kongresmen doznał olśnienia. W jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk.
- A  gdyby Sikorski zaginął w wypadku? - rzucił.
- W jakim wypadku? - dopytywali się obecni na sali oficerowie.
- Choćby w katastrofie lotniczej...
- Genialne! - sala podchwyciła jego pomysł.
-  Tylko, że on ma być na przyjęciu z okazji naszego święta... - wskazał agent OSS.
- A ile osób wie, jak wygląda ten cały Sikorski? Przebierzmy kogoś w jego mundur. Wpadnie na 15 minut na drinka i sobie pójdzie... - snuł swój plan Hiram.
- A później, po 23.00, gdy będzie już ciemno, wsadzimy ciała do samolotu, który kilka minut po starcie awaryjnie osiądzie na morzu. Małe ładunki wybuchowe rozerwą kadłub pozorując katastrofę lotniczą – dodał funkcjonariusz OSS.
- Ciało Sikorskiego możemy lekko podrasować, by po latach sekcja wykazała, że zginął w wyniku „obrażeń typowych dla wypadków komunikacyjnych” - wtrącił agent MI6.
- Czego to się nie robi dla racji stanu... - westchnął kongresmen Darksun. Myślami był już w innym miejscu. Żal mu się zrobiło tej biuściastej Hiszpanki, która wyrzucił za drzwi. Chętnie, by do niej wrócił...



                                                             ***
6 VII 1943 r., La Linea, Hiszpania

Generał Nabuchodonozor Lang dopijając kawę w jedynej w miarę porządnej knajpie w tej przygranicznej mieścinie, klął spoglądając na nagłówki gazet:
- „Polski premier ginie w katastrofie lotniczej na Gibraltarze”. Kurwa! Kurwa! Kurwa! Jak ta prasa kurewsko kłamie! Byłem tam i mam pewność, że zabiliśmy sukinsyna na długo zanim wniesiono go do tego gównianego samolotu!!!
- Gratuluję. Nigdy nie widziałem tak misternie przeprowadzonego zabójstwa politycznego – w słowach Darksuna pobrzmiewała ironia.
- Jak mogliście wymyślić tak gównianą historyjkę jak ta z tym samolotem?! - oburzał się Lang.
- No cóż... Lepsze to niż: „Polski premier zabity z zimną krwią w rezydencji brytyjskiego gubernatora podczas negocjacji z sowieckimi rzeźnikami” - odrzekł Hiram. Po kilku łykach kawy dodał: - 1:0. Remisu chyba nie będzie.
- I tak wszyscy obciążą was winą. To morderstwo zawsze będzie kojarzone z Sowietami i Brytyjczykami.
- By coś to dało, musielibyście pozbyć się również Churchilla i Hitlera...
- Odpieprz się! - żachnął się Lang, wstał od stolika, rzucił na blat kilka monet i wściekły wyszedł z lokalu.
- No cóż, wróci. Nadal mu będę potrzebny... - powiedział do siebie Hiram. Zaczął przyglądać się zgrabnym i opalonym nogom kelnerki. Zawołał do niej: - Senorita! Una cafe perfavor!

5 komentarzy:

  1. Wpis fajny (książka zapowiada się ciekawie), ale jeśli wklejasz już fragmenty OST z takiego wyciskacza łez jak Clannad to musisz mieć psychikę w strzępach. Jest gotów udzielić Ci profesjonalnej porady - za darmo. :)

    Dersu Uzała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dersu nie przesadzaj. "Clannad", nie oglądałem (słyszałem, że to niezły wyciskacz łez i sądząc po muzyce tak pewnie jest) - ale odkryłem muzykę do tego serialu i uznałem, że jest świetna. Aktualnie oglądam "Mirai Nikki" i stałem się fanem Yuno Gasai. Nie ma to jak fajna yandere :)

      Usuń
    2. A Yuno Gasai - rzeczywiście fajny przypadek :) Tylko nie mów, że o takiej marzysz :)))))

      Dersu Uzała

      Usuń
  2. Witam, ciekawy wpis, ale zapominamy o Philby'm w Londynie. Kim był nie trzeba pisać. Moim zdaniem i kilu bardziej kumatych historyków, tylko on miał takie mozliwosci, aby to wszystko zaaranzować. Jeden z piątki z Cambridge był faktycznym mózgiem zamachu na Sikorskiego. Gdzie dwóch sie bije tam trzeci korzysta. W sbosób bardzo inteligenty zrobili polaków w konia po raz kolejny rękami innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Philby był agentem koncepcyjnym, a nie manerwowym. Nie miał prawa umoczyć się w żadnej "mokrej robocie". Miał docierać do kręgów wpływu. Zamachu nie dokonali Angole, bo oni wysłali by po prostu samolot nad Atlantyk, gdzie by zaginął bez wieści. Nie zrobili tego Niemcy, bo na rękę im była afera z Katyniem. Nie zabili Rosjanie, choć pewnie by chcieli, ale nie mieli sił i środków w Gibraltarze, a teorię o Majskim zamachowcu można między bajki włożyć. Na arenie pozostali Amerykanie. To Roosevelt był platonicznie zakochany w Stalinie, i dla swego bożyszcza był gotów zrobić wszystko. To Amerykanie byli ostatnimi, których odwiedziła ekipa Sikorskiego na Gibraltarze. To Amerykanie mieli swobodę ruchu na Gibraltarze, więc mieli i siły i środki aby dokonać zamachu, ale nie dość siły aby pozbyć się skutecznie ciał. To Amerykanie swoimi wcześniejszymi i późniejszymi czynami udowodnili światu, że dla realizacji swych celów są gotowi poświęcić nie tylko życie sojuszników, ale i własnych obywateli (zatopienie Lusitanii, Pearl Harbour, rzekomy atak na Pentagon i rzekoma katastrofa lotu 93)

      Usuń