Czytajcie wujka Foxa, bo naprawdę warto... Przewidziałem wygraną Trumpa w wyborach w czasie, gdy wielu komentatorów mądrzyło się, że "jego kampania się rozpada". Prognozowałem również, że po powrocie do Białego Domu Trump zajmie się "głupimi negocjacjami" z Rosją, które jednak zakończą się fiaskiem z powodu braku umiaru u Ruskich. Spełnia się pierwsza część tej prognozy, a teraz musimy poczekać na spełnienie się drugiej.
Opinia publiczna w Weischelgau/Kraju Priwislanskim jest jak zwykle niecierpliwa oraz infantylna. Libki jojczą więc wraz z częścią prawicowców, że "USA zostawia Europę" i zdradza Ukrainę, a onucowcy jednocześnie triumfują i jojczą, że będziemy "wyłączeni z nowego porządku", czyli "nie skorzystamy" z nowego resetu. (No cóż, jeśli rzeczywiście będziemy wyłączeni to świetnie. Reset oznacza bowiem gigantyczną rosyjską infiltrację i osłabienie zdolności obronnych kraju jak za pierwszego Tusska i Kopaczowej w zamian za co nie uzyskuje się niczego. No bo co Rassija nam może zaoferować? Gaz w cenie wyższej niż dla Niemiec w kontrakcie na 30 lat? Kupienie fury jabłek od Kołodziejczaka?) Wszyscy z nich opierają się głównie na nagłówkach z portali internetowych i głosach "ekspertów". A tymczasem nagłówki z gównodziennikarskich portali i bajdurzenia różnych akademickich mend bywają zwodnicze.
Nie ukrywam, że gadanie Trumpa o ponownym włączeniu Rosji do G8 czy o traktacie z Rosją i Chinami redukującym o połowę budżety wojskowe to jego kretyńskie, autorskie pomysły podobne jak plan przebudowy Strefy Gazy w riwierę dla Januszów deweloperki. Również jego podejście do rozmów z Rosją jest głupie. Trump jest po prostu żądny szybkiego sukcesu. Tak jak podczas negocjacji z Kim Dżong Unem. To natomiast zwiększa prawdopodobieństwo, że negocjacje skończą się fiaskiem. Kremlowskie Politbiuro również bowiem jest żądne sukcesu. Według Generała SWR wpadło nawet w taki optymizm, że chce zaprosić Trumpa do Moskwy na paradę 9 maja :)
Trochę z tej kuchni negocjacyjnej zdradził też Rubio: twierdząc, że rozmowy z Putinem trwają wieczność, bo nie zna on angielskiego i wszystko idzie przez tłumacza. Zełenski zna za to dobrze angielski i komunikuje się bezpośrednio z Trumpem. Oczywiście wykorzystywać tłumacza zdarza się również przywódcom doskonale znającym angielski - czas na tłumaczenie daje po prostu więcej czasu na przemyślenie odpowiedzi.
Ukraina już natomiast przygotowuje draft umowy z USA o swoich złożach metali ziem rzadkich.
Olbrzymie obawy w Europie wywołały słowa sekretarza obrony Pete'a Hegsetha w Monachium, o tym, że USA "wiecznie" nie będą gwarantować bezpieczeństwa Europy, Ukraina nie przystąpi do NATO i prawdopodobnie nie wróci do granic z 2014 r., a USA nie będą uczestniczyć w siłach rozejmowych.
O tym, że Ukraina nie wejdzie do NATO wiemy od 2008 r., gdy Merkel zablokowała jej drogę do akcesji na szczycie w Bukareszcie. (Czystym kretynizmem jest więc narracja rosyjskiej propagandy o tym, że "specjalna operacja wojskowa" została przeprowadzona po to, by bronić się przed wejściem Ukrainy do NATO.) To, że Ukraina nie wejdzie do Sojuszu potwierdziła również administracja Joe Bidena na szczycie w Wilnie. Ta sama administracja sugerowała również, że powrót do granic z 2014 r. nie będzie możliwy i chłodno przyjmowała ideę międzynarodowych sił rozjemczych. Ostrzeżenia o tym, by Europa wzięła większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo też nie są niczym nowym - padały one już za administracji Obamy. Co eurocucki zrobiły w tej sprawie przez ostatnie kilkanaście lat? Niewiele. J.D. Vance złośliwie zauważył, że Niemcy i Europa zaczęły likwidować swój przemysł poprzez różne Zielone Łady, akurat wtedy, gdy nadszedł czas, by się zbroić...
To co w przemówieniu Hegsetha pominięto, to jego zapewnienia, że "nie będzie Mińska 3.0", a Ukraina musi otrzymać gwarancje i wsparcie wojskowe potrzebne, by wojna nie zaczęła się na nowo. Mówił on też o przekazywaniu więcej broni Ukrainie, konieczności rozbudowy przemysłu zbrojeniowego i przeznaczania 5 proc. PKB na obronę. Czy to świadczy o "końcu NATO"? Chyba jedynie z winy durnych eurocucków... Od ponad 10 lat mówi się im, by naprawili swoje siły zbrojne. I nie słuchają. Myślą, że da się obronić Grenlandii za pomocą 12 psich zaprzęgów...
"Wartości są ważne. Ale nie można nimi strzelać" - Pete "Homelander" Hegseth.
Zacytujmy Marka Budzisza: "Chór europejskich płaczek - wszyscy chcą negocjować z Rosją "z pozycji siły" i domagają się miejsca przy stole rokowań. No to zobaczmy - Hiszpanie wydają 1,3 % PKB na bezpieczeństwo, Niemcy nie mają budżetu a według ostatnich doniesień ich ekspertów (dla Reutersa) gotowość Bundeswehry jest mniejsza niż w 2022 roku, Brytyjczycy mają najmniejszą armię od wojen napoleońskich a 2,5 % PKB na obronność osiągną może w 2030 roku, Włosi nie doszli do poziomu 2 % wydatków na obronność i nie zanosi się aby byli w stanie, Francuzi mają mniejszościowy rząd, który podnosi podatki bo nie jest w stanie obsłużyć gigantycznego długu publicznego i nie mają planów rozbudowy sił lądowych. Kto ma negocjować z "pozycji siły"? Z raportu niemieckiego SWP (jest na stronie, można przeczytać- https://swp-berlin.org/publications/products/arbeitspapiere/Working_Paper_FG03_2025_C_Major_A_Kleemann_EN_Version.pdf…) wynika, że Europa nie jest w stanie zebrać kontyngentu stabilizacyjnego o wielkości 150 tys. żołnierzy, bo ich po prostu nie ma i pozostaje jej jedynie strategia "blefuj i módl się". I jeszcze Budzisz: "„To przykre, że Trump już publicznie poczynił ustępstwa wobec Putina, zanim jeszcze negocjacje się rozpoczęły” – powiedział Pistorius - „Lepiej byłoby najpierw porozmawiać o możliwym członkostwie Ukrainy w NATO przy stole negocjacyjnym”. Mówi to minister rządu, który blokował jakiekolwiek rozmowy w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO, nie zdecydował się wysłać rakiet Taurus, wstrzymał ostatni pakiet pomocy, nawet oponował przeciw wypowiedzeniu Aktu Stanowiącego Rosja - NATO, nie wspominając o dyskusji na temat sił stabilizacyjnych. Europejczycy sprowadzili się do roli dzieci, które teraz płaczą nad tym, że Trump postanowił rozegrać sprawę nie pytając nas o zdanie. Co mamy do zaproponowania - kolejną dyskusję na temat zwiększenia zdolności wojskowych Europy i serię dobrych rad dla USA co powinny zrobić? Najsmutniejsze jest w tym to, że Polska mająca potencjalnie lepszą pozycję uczestniczy w tym chórze płaczek, bo nie chciała i nie umiała zagrać samodzielnie."
Tymczasem kumpel Budzisza, prochiński magister Bartosiusiak:
Po wystąpieniu Hegsetha, J.D. Vance udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że Ukraina musi zachować "suwerenną niepodległość" i że nie da się całkiem wykluczyć wysłania wojsk amerykańskich na jej terytorium. "Bild" przed Konferencją Bezpieczeństwa w Monachium puścił przeciek mówiący, że Vance ogłosi wycofanie wojsk amerykańskich z Europy na dużą skalę. Oczywiście nic takiego się nie stało. Po prostu BND brzydko się bawi. Wizyta Hegsetha w Polsce pokazuje natomiast, że USA bynajmniej nie zamierzają się wycofywać z naszego regionu. Homelander stwierdził, że chciałby by amerykańskich żołnierzy w Polsce było więcej. Prezydent Duda powiedział natomiast, że ma poczucie tego, że Fort Trump powstanie w naszym kraju. Homelander rozmawiał z Dudą (Dude!) na tyle długo, że w piątek odwołano spotkanie z Prosiniakiem-Kamyszem w Powidzu, które przesunięto na sobotę. (Prawicowe media spekulowały, że to miało związek z głupimi wpisami Kutas-Dupaczewskiej, ale nie sądzę, by Homelander nawet odnotował jej istnienie.) Spotkania Homelandera z Tusskiem nie zaplanowano.
Prawdziwą bombą atomową było natomiast przemówienie J.D. Vance'a w Monachium. Wypomniał europejskiemu establiszmentowi totalitarne ciągotki: łamanie wolności słowa, wolności religijnej oraz niszczenie procesów wyborczych. Przypomniał o anulowaniu wyniku pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, o tym, że brytyjska policja aresztowała człowieka za modlitwę w myślach (!) i o tym, że policja w wielu krajach robi ludziom wjazd do mieszkań za wpisy w necie. "My przez 10 lat znosiliśmy jojczenie Grety Thunberg, to wy powinniście przez dwa miesiące znieść Elona Muska" - złośliwie zauważył. Nazwał przy tym unijny establiszment "wrogiem wewnętrznym". Wcześniej, podczas szczytu dotyczącego AI w Paryżu, wyraźnie zadeklarował, że USA nie zaakceptują "przykręcania śruby" przez Unię amerykańskim koncernom cyfrowym. Słowa Vance'a w Monachium zostały przyjęta przez obecnych tam eurocucków z konsternacją i przerażeniem. Wcześniej amerykański wiceprezydent demonstracyjnie olał spotkanie z Olafem Scholzem. Zamiast tego spotkał się z Alice Weidel, lesbijską współprzewodniczącą AfD. Coś czuję, że po wyborach w Niemczech Amerykanie będą naciskali na koalicję CDU/CSU Merza/Soedera z AfD. Powininni jeszcze mianować Gruppenfuehrera Kanye Westa na ambasadora w Berlinie - gdyby Niemcy nie chcieli mu dać akredytacji, można by ich oskarżyć o rasizm.
Ilustracja muzyczna: Gigi d'Agostino - L'Amour Toujurs (hymn Europy)
I wersja bardziej dystyngowana.
(Następnym razem, gdy będzie Polskę odwiedzał jakiś oficjel z Niemiec, Orkiestra Reprezentacyjna WP powinna grać na jego powitanie ten kawałek.)
Tymczasem Amerykanie mogli sobie posłuchać u Joe Rogana, jak USAID i NED wpływały na wybory parlamentarne w Polsce i jak próbowano u nas dokonać przewrotu przy okazji cyrku z wyborami kopertowymi w 2020 r. Elon Musk zauważył natomiast istnienie Patryka Jakiego. A premier Tussk również stara się, by zostać dostrzeżony, bo zaatakował Vance'a (zarzucając mu prorosyjskość) za... zacytowanie JPII.
***
A w recenzjach: krwawy kongijski kobalt i zarabiający na nim Chińczycy, jojczenie Zybertowicza na temat AI, Budzisz o tym jak w dobry sposób przywrócić pobór do wojska (i uczynić go koedukacyjnym), oraz szczegółowy pamiętnik mieszkanki Żoliborza z Powstania, Dulagu w Pruszkowie oraz obozów koncentracyjnych Ravensbruck i Bergen-Belsen.