sobota, 21 października 2017

Największe sekrety: Pontifex - Ecclesia delenda est


"Jak się miewa papież?"
   Giulio Andreotti


Ilustracja muzyczna: Eren the coordinate - Shingeki no Kyojin season 2 OST

Gdy kard. Agustin Bea powiedział świeżo wybranemu papieżowi Janowi XXIII o życzeniu Piusa XII, by wznowić Sobór Watykański I, papież Roncalli odpowiedział: "A co, sobór ma mnie uczynić jeszcze bardziej nieomylnym?". Minęło kilka miesięcy i Ojciec Święty zmienił zdanie o 180 stopni. Zdecydował o zwołaniu Soboru Watyńskiego II-go, wydarzenia które "odnowiło" bądź w innej interpretacji "rozwaliło" Kościół. Jan XXIII niemal na pewno nie chciał Kościoła rozwalać. Był zawodowym dyplomatą (i być może również człowiekiem tajnych służb), który wcześniej przez wiele lat wiernie wypełniał wolę kolejnych konserwatywnych papieży. Nie myślał o żadnej rewolucji, tylko o zmianie strategii. Dostosowaniu jej do warunków politycznych, tak jak to wcześniej robili Pius XII, Pius XI, Benedykt XV, św. Pius X, Leon XIII i bł. Pius IX.



Z pozoru powodów do większej zmiany strategii nie było. Kościół był potężny i dynamicznie się rozrastał. Nowych wiernych przybywało zarówno w europejskich koloniach jak i w USA. Z Kościołem godzili się intelektualiści i demokratyczni politycy. Kościół był opoką przeciwko zagrożeniu globalnym komunizmem i cichym patronem nowej Europy Zachodniej. Za tą fasadą krył się jednak ferment intelektualny i narastający bunt duchownych przeciwko Rzymowi i tradycji. Do seminariów i na katolickie uniwersytety przenikały nowoczesne trendy intelektualne - w tym te najbardziej toksyczne. Gdy wszystko to było trzymane żelazną ręką a na wolnomyślicielskich duchownych sypały się kary, wszystko się jeszcze jakoś trzymało i sprawnie działało. A jednak...



O. Malachi Martin, znany watykański insider, były współpracownik kard.Bea, opisał ówczesną atmosferę w swojej wydanej na początku lat 70-tych książce "Three popes and the cardinal". Pisał o tym, że hierarchowie tacy jak Bea czy Roncalli mieli poczucie oderwania Kościoła od rzeczywistości społecznej i chcieli, by sobór był wielkim wydarzeniem mającym pomóc znaleźć nową definicję człowieka - tak jak to zrobiono w czasach renesansu i oświecenia. Tak jak to zrobiło chrześcijaństwo u schyłku Imperium Rzymskiego. O. Martin porównywał sytuację w Kościele z sytuacją w USA, nazywając przy tym Amerykanów "świnkami morskimi historii". Miał wrażenie, że równolegle przeprowadzano w Stanach Zjednoczonych i Watykanie podobny eksperyment. Schemat był mniej więcej taki sam: konserwatywny Pius XII - nowe nadzieje związane z Janem XXIII - chaos pontyfikatu Pawła VI, konserwatywna epoka Eisenhowera- nowe nadzieje związane z JFK - szok i chaos epoki Lyndona Johnsona. Grzeczne dziewczynki z lat 50-tych zamieniające się w uzależnione od heroiny, prostytuujące się hipiski. Prawowierni jezuici stający się lewackimi terrorystami spod znaku teologii wyzwolenia. Jan XXIII zmarł ledwie parę miesięcy przed JFK i nie miał szansy obserwować sił, które wprawił w ruch. Tak jak JFK był tymczasowym przywódcą. Mówiono, że wybrano go po to, by dał kapelusz kardynalski arcybiskupowi Montiniemu, umożliwiając wybranie go na swojego następcę. (Pius XII z jakiegoś powodu pomijał Montiniego przy nominacjach kardynalskich, choć Montini brał udział w jego tajnych intrygach dyplomatycznych.) Paweł VI zaś widząc gwałtowną transformację Kościoła mówił o dymie szatańskim, który dostał się do Świątyni Pańskiej. Miał zapewne wrażenie, że sobór wymknął mu się spod kontroli. Paweł VI mówił przecież: "Kościół znajduje się w godzinie niepokoju, samokrytyki, można by nawet powiedzieć – samozniszczenia. To jest jakby wewnętrzny wstrząs, (...) którego nikt po Soborze nie oczekiwał".

O szkodliwym dziedzictwie Soboru Watykańskiego II pisało już bardzo obszernie wielu autorów, głównie związanych z tradsowskim skrzydłem Kościoła. Zainteresowanych ich argumentami odsyłam do książek: Józefa Mackiewicza ("W cieniu krzyża" i "Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy"), o. Malachiego Martina (np. "Jezuici"), Michaela Davisa (np. "Liturgiczne bomby zegarowe soboru watykańskiego II"), Romano Amerio, abpa Marcela Lefebvre'a czy ks. Karola Stehlina. Przytoczenie i omówienie tych argumentów znacznie wykracza poza ramy tego wpisu.
Autorzy ci często jednak nie rozumieją podstawowej kwestii: decyzje podjęte na soborze watykańskim drugim świadczyły o tym, że Kościół chciał dokonać podobnego manewru z dostosowaniem się do powszechnie obowiązującego ustroju, tak jak robił to wielokrotnie w przeszłości. Tym razem miał się dostosować do globalistycznego, zachodniego liberalizmu. I pośrednio do komunizmu. 



Zbliżenie Kościoła z komunizmem? Czy to aby nie przesada? Niestety, nie. W 1962 r. doszło do Porozumienia z Metz - układu pomiędzy Stolicą Apostolską a ZSRR (reprezentowanym przez sterowany przez KGB Patriarchat Moskiewski) przewidującego, że komunizm nie zostanie potępiony na soborze a w zamian kagiebowska cerkiew zaangażuje się w ekumeniczne zbliżenie z Watykanem. Stolica Apostolska nic na tym nie zyskała, jedynie dała sygnał, że "może się wcześniej myliliśmy w ocenie komunizmu". Sygnał, który bardzo szybko zaowocował rozwojem marksistowskiej teologii wyzwolenia w Trzecim Świecie i na Zachodzie. W latach 60-tych i 70-tych nagle więc pojawili się latynoamerykańscy biskupi pieczętujący się sierpem i młotem w oficjalnych dokumentach i jeżdżący po instrukcje na Kubę. Brazylijski arcybiskup Camara zaczynał kazania od wznoszenia lewej pięści w powietrze i okrzyku "Jestem marksistą!". Gdy agent KGB, eugeniczny nazi-marksista Salvador Allende został prezydentem Chile (dzięki głosom chadeków) w katedrze w Santiago biskupi śpiewali z tej okazji "Te Deum" i dziękowali temu klonowi Castro za jego... antyaborcyjną postawę. Nic dziwnego więc, że szeregowi księża garnęli się do marksistowskich partyzantek. Jezuici z Nikaragui nawet zajmowali później kluczowe stanowiska w reżimie sandinistów. Na Bliskim Wschodzie dochodziło zaś do mariażu marksistowsko-chrześcijańsko-nacjonalistycznego wśród miejscowych księży. Np. bp Hilarion Capucci został w 1974 r. przyłapany na szmuglu broni dla palestyńskich, marksistowskich terrorystów. Podobne zidiocenie dotykało również zachodnich jezuitów. Typowym przypadkiem był ks. Daniel Berrigan SI, radykalny amerykański aktywista, który podkładał bomby i próbował porwać Henry'ego Kissingera.

Ocieplenie na linii Kościół-marksiści, było jednak tylko pochodną ocieplenia na linii Kościół-liberalni globaliści. O ile Piusowi XII mogło się wydawać, że ZSRR się rozpadnie po śmierci Stalina (prometejski agent Beria o mało co do tego nie doprowadził), to Jan XXIII i Paweł VI uznali, że Zachód i Blok Sowiecki będą koegzystować ze sobą przez wiele dekad. Nie opłacało się więc podsycać oporu przeciwko Sowietom, tylko szukać z nimi dróg porozumienia. A nawet wypracowania jakiegoś pośredniego ustroju między zachodnim kapitalizmem a sowieckim komunizmem. W myśl popularnej na Zachodzie teorii konwergencji.




Otwarcie Kościoła na globalistyczny liberalizm skutkowało również zwycięstwem relatywizmu. Skoro wszystkie religie są dobre i prowadzą do Boga, to po co trzymać się dawno ustalonych dogmatów? Wystarczy tylko przeprosić za inkwizycję, antysemityzm, mizoginię oraz inne prawdziwe lub domniemane grzechy Kościoła a będziemy żyli w pięknym tolerancyjnym świecie. Nieustanne dawanie sygnałów, że Kościół powinien być zarządzany kolegialnie doprowadziło do tego, że lokalne episkopaty uznały, że mogą mieć polecenia papieża głęboko w d...  Doszło do bezprecedensowego rozluźnienia dyscypliny w Kościele. Na to nałożył się proces "odmagicznienia" Kościoła. By religia trwała, musi posiadać element magiczny, ludowy, działający na wyobraźnię. Biskupi i teologowie z Zachodu wydali temu elementowi wojnę. Tajemnicza, tworzona przez stulecia liturgia została zastąpiona liturgią "wspólnej uczty" wypłukaną z wszelkiej tajemnicy. Spotkania grup religijnych zamieniły się w socjologiczne i psychologiczne pogadanki. Księża częściej mówili o pokoju na świecie i ekologii niż o Niebie, Piekle i cudach. Powtórzono ten sam błąd, który w ślad z kalwinami popełniło wiele protestanckich wspólnot - misterium oddziaływające na wyobraźnię zamieniono w liturgię pustki. Skutkowało to pustoszejącymi kościołami. Liberałowie i tak nie mieli przecież powodu, by przychodzić do świątyni a umiarkowanych i konserwatystów do udziału w zreformowanej liturgii zniechęcono. I trudno się dziwić temu zniechęceniu - wszak zaoferowano wiernym produkt gorszej jakości a zmiany wprowadzano zbyt szybko.

Zmiany przeprowadzone w trakcie soboru watykańskiego II były czymś w rodzaju Operacji "Walkiria" w Watykanie. Dokonywano ich często na przekór woli papieża Pawła VI, który był wobec nich zupełnie bezsilny. Kto za to odpowiadał? Wśród inicjatorów była tzw. grupa reńska. Jak czytamy:

"Na Soborze była grupa około 250 do 270 biskupów, którzy chcieli bronić Tradycji Kościoła i którzy potem zrzeszyli się w Coetus Internationalis Patrum. Przeciw nim stała jednak grupa liberalnych kardynałów i biskupów, którzy stworzyli tzw. sojusz reński. Nazwa „sojusz reński” pochodzi stąd, że jego przywódcami byli prawie wszyscy biskupi, których biskupstwa leżą nad Renem. Grupa ta była bardzo dobrze zorganizowana i codziennie zalewała Sobór drukami, w których instruowano biskupów, jak mają głosować. Większość biskupów była niezdecydowana i byłaby gotowa wesprzeć konserwatystów, stanęła jednak po stronie liberałów, ponieważ widziała, że przywódcy „sojuszu reńskiego” są osobistymi przyjaciółmi papieża, a niektórzy z nich – jak kardynałowie Dopfner, Suenens i Lercaro – zostali mianowani moderatorami Soboru.



Ks. Hans Küng, teolog frakcji postępowej, wyraził raz podczas Soboru swą radość z tego, że marzenie małej mniejszości urzeczywistniło się na Soborze: „Nikt, kto był tutaj na soborze, nie powróci do domu takim, jakim tu przybył. Samemu nigdy nie spodziewałbym się tak wielu śmiałych i wyraźnych oświadczeń biskupów”42. W międzyczasie okazało się, jakiego ducha dzieckiem jest Küng. Obok nieomylności papieża i Bóstwa Chrystusa neguje on większość chrześcijańskich dogmatów, tak, że nawet posoborowy Rzym odsunął go od nauczania.
Nie lepiej ma się sprawa z ks. Karlem Rahnerem, który – chociaż ostrożniej – rozpowszechnia w swych pracach podobne poglądy, za co został już przez Piusa XII ukarany. Na Soborze Watykańskim II osiągnął on olbrzymi wpływ, a Ralph Wiltgen nazywa go nawet najbardziej wpływowym teologiem na Soborze. „Ponieważ stanowisko niemieckojęzycznych biskupów było przejmowane przez sojusz europejski (tj. sojusz reński), a stanowisko sojuszu było przejmowane przez Sobór, tylko teolog, którego opinie stały się opiniami biskupów niemieckojęzycznych, mógł wpływać na przyjmowanie tych opinii przez cały Sobór. Na Soborze był jeden taki teolog – ks. Karl Rahner SI”43.
Dla Karla Rahnera tradycyjna nauka Kościoła była tylko „plusowym monolityzmem” oraz „szkolną teologią”. Jakie usposobienie miał on wobec Magisterium Kościoła okazuje się z listu, jaki napisał 22 II 1962 r. w związku z przetłumaczeniem jego Małego słownika teologicznego: „Właśnie pisze Scherer, czy jestem za czy też przeciwko temu, by zrobiono włoskie tłumaczenie słowniczka. Język włoski jest z pewnością szczególnym problemem ze względu na bonzów i obrońców prawowierności w Rzymie; dlatego me pisma nie zostały przetłumaczone na włoski. Z drugiej strony jestem znowu umocniony w mej pozycji. Można by też powiedzieć, że słowniczek jest tak skonstruowany, że ci ludzie nic z niego nie zrozumieją i dlatego nie znajdą tego, co w nim się mówi przeciwko ich ograniczeniu44. Kiedy prefekt Świętego Oficjum kard. Ottaviani podczas przemówienia na Soborze w trosce o tradycję Kościoła przekroczył przeznaczony na przemówienie czas i mikrofon został mu po prostu wyłączony, to w taki oto sposób skomentował to Rahner w liście do Vorgrimlera z 5 XI 1962 r.: „O tym, że Alfrink odebrał Ottavianiemu mikrofon, gdyż ten za długo mówił, a ponadto ludzie zaczynali klaskać (co należy do rzadkości), usłyszysz z pewnością. Motto: Schadenfreude (’radość z cudzego nieszczęścia’) jest najczystszą radością”45.

(...)



Jaką rewolucję w Kościele oznacza Sobór, określił jeden z jego przedstawicieli. Kardynał Suenens nakreślił zbieżność między Soborem a rewolucją francuską, mówiąc że Sobór jest rokiem 1789 w Kościele, a teolog soborowy o. Y. Congar OP porównał go do rewolucji bolszewickiej: „Kościół w sposób pokojowy przeprowadził swą rewolucję październikową”"




Spory udział w tej soborowej Operacji "Walkiria" mieli również włoscy kardynałowie. A szczególnie abp Annibale Bugnini, kontrowersyjny ojciec nowego rytu Mszy Św.  Abp Bugnini był masonem, którego nazwisko widniało na liście wysokich rangą wolnomularzy w Watykanie skompilowanej przez włoskiego dziennikarza Mino Pecorellego. Pecorelli został zabity w 1979 r. Był członkiem loży masońskiej Propaganda Due (P2) stanowiącej serce włoskiego Głębokiego Państwa. P2 zrzeszała ludzi ze służb specjalnych, wojskowych, finansistów, biskupów i mafiozów. Kierował ją Licio Gelli , ale niektórzy sugerowali, że prawdziwym jej przywódcą był wielokrotny premier Giulio Andreotti. Lożę P2 wiązano z aferą w Banku Watykańskim, śmiercią bankiera Roberto Calviego i mafijnego finansisty Michaele Sindony,  zabójstwem premiera Aldo Moro, zamachem bombowym na dworzec kolejowy w Bolonii w 1980 r.,  czy zestrzeleniem samolotu pasażerskiego nad Usticą.  P2 realizowała strategię napięcia, która miała doprowadzić do marginalizacji skrajnych ugrupowań politycznych we Włoszech (komunistów i neofaszystów) a zarazem umocnić władzę chadecko-socjalistycznego establiszmentu. Członkami P2 byli też członkowie argentyńskiej junty, ale organizacja robiła też interesy z sandinistami.

Krótkie podsumowanie działalności loży P2 dał Paolo Sorentino w początkowej scenie znakomitego filmu "Il Divo" opowiadającego o Andreottim. (Oglądać od 2:30).





P2 była włoskim filarem siatki Gladio, organizacji mających tworzyć ruch oporu w Europie na wypadek sowieckiej inwazji. Siatki tego typu powstawały z inicjatywy amerykańskich tajnych służb w krajach NATO i były kontrolowane przez lokalne tajne służby. We Francji tworzyli ją np. dawni bojownicy ruchu oporu, w Wielkiej Brytanii dawni żołnierze SAS, w Austrii miejscowi socjaliści, w Grecji i Turcji wywiad wojskowy... We Włoszech rola ta przypadła P2. Sama loża służyła jednak tylko jako wykonawca woli amerykańskich tajnych służb. Skoro więc to P2 osaczyła Pawła VI i zorganizowała watykańską Operację "Walkiria", czyli przeinaczyła sobór watykański II, to możemy powiedzieć, że to CIA stała za zmianami w Kościele w latach 60-tych i 70-tych. Był to wielki eksperyment społeczny wpisujący się w trendy wdrażane ówcześnie w USA. Eksperyment ten nie do końca się powiódł, bo Paweł VI nie chciał się podłączyć do eugenicznych planów depopulacji Trzeciego Świata snutych przez liberalny, globalistyczny establiszment.



Loża P2 była łączona ze śmiercią papieża Jana Pawła I. Brytyjski autor David Yallop w swojej książce "W imię Boże" twierdził, że Jan Paweł I dostał dossier dokumentujące jej działalność w Watykanie, w tym aferę Banku Watykańskiego i z tego powodu został otruty. O. Malachi Martin w swojej powieści "Windswept House" idzie krok dalej - sugeruje, że dokumenty dotyczyły "sytuacji mające wpływ na stan Kościoła" od pewnej ceremonii przeprowadzonej 29 czerwca 1963 r. w Watykanie. Miała to być ceremonia... intronizacji Szatana.




Martin utrzymywał, że do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło i że do Kościoła zdołał wniknąć kult satanistyczny, który był odpowiedzialny m.in. za wiele przypadków rytualnej pedofilii. Sugerował (oczywiście zmieniając podejrzanemu nazwisko w swojej książce), że jednym z prominentnych kryptosatanistów był kard. Joseph Bernardin, długoletni arcybiskup Chicago. Bernardin był liberałem i gejem oskarżanym o molestowanie kleryków. Prezydent Barack Hussein Obama twierdził, że nauczanie kardynała Bernardina bardzo mocno na niego wpłynęło. Co ciekawe archidiecezja Chicago opłaciła w 1986 r. udział młodego Obamy w konferencji poświęconej metodom Saula Alinsky'ego dotyczącym organizowania społeczności.



O. Martin w "Windswept House" twierdził, że dokumenty dotyczące tego satanistycznego kultu po śmierci papieża Jana Pawła I trafiły w ręce kardynała kamerlinga Jeana-Marie Villota. Villot był masonem z loży P2. Zmarł nagle na "zapalenie płuc" w marcu 1979 r. Papieżem wtedy był już Polak Karol Wojtyła, który dla liberalnych globalistów oraz ich komunistycznych sojuszników okaże się wyjątkowo twardym orzechem do zgryzienia...

Pontyfikat św. Jana Pawła II będzie tematem kolejnego odcinka serii "Pontifex". A w międzyczasie zapraszam do lektury "Uważam Rze Historia", w tym prometejskiego artykułu poświęconego Feliksowi Edmundowiczo Dzierżyńskiemu. 

29 komentarzy:

  1. Bardzo dobry tekst. Punkt zwrotny w Metz...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Świnki morskie historii" - dobre, my Polacy wraz z narodami mniej szczęsnej części Europy również nimi byliśmy aczkolwiek nie stosowano wobec nas tak perfidnych, wyrafinowanych technik rycia bani zarezerwowanych raczej dla rozpieszczonych społeczeństw Zachodu tylko brutalnie po sowiecku i nazistowsku zgwałcono, przez to do dziś śmiem twierdzić borykamy się z syndromem pozbawionej własnej wartości ofiary ''wzbogacenia kulturowego'' z którego może dopiero teraz z wolna zaczynamy się wydobywać. Dobrze, że nakreśliłeś kontekst sytuacyjny, który zwykle umyka tradsom skupionym na istotnych wprawdzie z punktu widzenia ortodoksji kwestiach liturgicznych ale przecież tak ogromna i wciąż potężna struktura jak KK nie istnieje w próżni, nawet jeśli zwrócona ku wieczności tkwi korzeniami na tym padole i trudno aby zawieruchy dziejowe i jej nie dotyczyły, zresztą tak naprawdę rzecz nie sprowadza się do prostej i zleżałej już mocno dychotomii ''konserwatyści vs. postępowcy'' bo przecież zmiany taktyczne były konieczne by sprostać wyzwaniom epoki, problem w tym, że ewidentnie przy tym wylano dziecko wraz z kąpielą. Wspomnianemu procesowi ''odmagicznienia'' czy raczej należałoby rzec odmetafizycznienia Kościoła towarzyszył równoległy i pozornie z nim sprzeczny jego odracjonalnienia, tym samym pozbawiono rzymski katolicyzm drugiego istotnego filaru doktryny oba zaś zastąpił płytki emocjonalizm, sentymentalny prawoczłowieczy bełkot idioty, można rzec iż religię Boga zastąpiła wręcz masońska z nieczystego ducha poczęta religia Człowieka, co tłumaczyłoby udział tylu ''braci'' w aggiornamento. Katolicy poszli tu wiodącą wprost do czeluści drogą protestantyzmu i proces destrukcji zaczęli nie kalwini a już sam Luter oraz insi ojcowie deformacji bo cóż z tego, że zgodnie z mądrością etapu zachował on rozbudowaną liturgię skoro korzeń był już zgniły a źródło zostało skażone herezją ? [ Górnoślązak pewnie się nie zgodzi ale fakty są nieubłagane ]. Paralela z protestantyzmem narzuca się też w związku z zamachem stanu dokonanym przez inicjatywną ''grupę reńską'' - pytanie czemu właśnie niemieccy hierarchowie wiodą do dziś prym w pustoszeniu od wewnątrz ''winnicy pańskiej'' na czele z kard. Marxem nomen omen, kto za nimi wtedy stał ? - [ tu przypomina się lansowana przez Lutra ''Teologia niemiecka'' ] a także jeśli idzie o przedziwne związki między chrześcijaństwem a radykalną ideologią materialistyczną bo można wywieść jeśli nie wprost to pośrednio poprzez Hegla i protestanckiego gnostyka Jakuba Bohme korzenie marksizmu z doktryny doktora Martina ale to zbyt złożona kwestia by teraz ją poruszać, postaram się zająć nią w jednym z najbliższych wpisów z okazji na dniach rocznicy Deformacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że niemieccy hierarchowie byli w awangardzie kościelnej Operacji Walkiria może być w pewnym stopniu pośmiertną zemstą środowisk postnazistowskich na Piusie XII...

      Usuń
    2. O ! Intrygujący domysł, o tym nie pomyślałem.

      Usuń
  3. Co się tyczy księży z księżyca opętanych przez ''ideologię zidiocenia'' dorzucę parę spektakularnych przykładów z matecznika tej zarazy czyli Ameryki Łacińskiej już niestety tylko z nazwy raczej :

    ''Kolejną lewicową organizacją, dążącą do zaprowadzenia nowego "porządku społecznego" w Kolumbii byłą Armia Wyzwolenia Narodowego (ELN). Duże znaczenie odgrywali w niej księża-rewolucjoniści związani z teologią wyzwolenia, która zgadzała się na zbrojne przeciwstawianie się niesprawiedliwości społecznej. [...] Jeden z głównych ideologów partyzantki hiszpański ex-ksiądz Manuel Perez Martinez zabraniał handlu narkotyków. Nie przeszkadzało to partyzantom pobierać "podatku rewolucyjnego" od karteli narkotykowych. ''
    http://konflikty.wp.pl/gid,11164288,img,11164641,kat,1020305,page,7,title,Tam-wciaz-leje-sie-krew,galeria.html?ticaid=11a15a

    - rzeczony ''ksiądz'' jak wynika z jego biogramu częściej pielgrzymował na Kubę do Fidela niż do Watykanu modląc się do ''świeckiego świętego'' Che Guevary, żył też z ''towarzyszką zakonnicą'' z którą spłodził córkę :

    https://es.wikipedia.org/wiki/Manuel_P%C3%A9rez_Mart%C3%ADnez_(El_Cura_P%C3%A9rez)

    Tak naprawdę jednak głównym ''teoideologiem'' wspomnianych lewackich terrorystów, który zginął zresztą z bronią w ręku czynnie ich wspierając był ksiądz Camillo Torres - nie przypadkiem popełniono o nim niezwykły jak na komuszy portal hagiograficzny tekst na ''władzy rad'' :

    http://www.1917.net.pl/node/2129

    ''Latynoscy marksiści też raczej nie przyjmowali do wiadomości, jak naprawdę działa komunizm wprowadzony w życie pod nadzorem sowieckiego wielkiego brata. Uderzyło mnie, co Camilo Torres pisał o PRL podając za przykład zgodnej współpracy Kościoła z państwem w budowaniu socjalizmu (sic!):

    Przykład Polski pokazuje nam, że można zbudować socjalizm bez zniszczenia istoty chrześcijaństwa. Jak mówi polski kapłan: "My chrześcijanie mamy obowiązek uczestniczyć w budowie socjalistycznego państwa tak długo, jak będziemy mogli swobodnie czcić Boga".''

    http://lapolaquita.blox.pl/2008/04/Ksiadz-z-karabinem-na-ramieniu.html

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Armia_Wyzwolenia_Narodowego_(Kolumbia)

    ''ELN odwołuje się do doświadczeń rewolucji kubańskiej, marksizmu i myśli chrześcijańskiej.''

    http://xportal.pl/?p=21257

    Inną niemal równie egzotyczną organizacją byli argentyńscy Montoneros, którzy stanowili ugrupowanie terrorystyczne o ''poglądach lewicowo-nacjonalistycznych i lewicowo-chrześcijańskich'' :

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Montoneros

    W jedną z ich najgłośniejszych akcji, zabójstwo rywala Perona gen. Aramburu zamieszany był min. ksiądz :

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Pedro_Eugenio_Aramburu

    Insza inszość, że miejscowy ''prawicowy'' reżim, który zwalczali także daleko odbiegał od tego co zwykliśmy pod tym pojęciem rozumieć :

    http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/isabelita-czarownik-i-szwadrony-smierci/ghm5b

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przypomnienie postaci ks. Camillio Torreza oraz innych komuszych debili w sutannach. Wiele takich przypadków opisał Józef Mackiewicz w swoich pracach - "W cieniu krzyża" i "Watykanie w cieniu czerwonej gwiazdy". (Obawiam się jednak, że przywołanie postaci Mackiewicza może tutaj ściągnąć tego debila Michała Bąkowskiego...)
      Isabel Peron zaiste była bardzo ciekawą lasencją. Wcześniej Juan Peron związał się z trzynastolatką. Zszokowani współpracownicy mówili mu: - Przecież ona ma 13 lat...
      A on im odpowiadał: - I co z tego? Nie jestem przesądny. :)

      Usuń
    2. Ta, też mnie to rozpierniczyło, jest o tym wzmianka w ostatnim z zalinkowanych tekstów podobnie jak i o krwawym czarowniku Lópezie Rega. W ogóle Latynoameryka jawi się jako urodzajna ziemia dla barwnych i dziwacznych patrząc z naszej perspektywy jednostek jak i całych ruchów politycznych i grup terrorystycznych, moim ''ulubionym'' jest kolumbijski M-19 na czele z nazwą, trza przyznać, że chłopaki i dziewczyny mieli fantazję aczkolwiek była ona krwawa jak na lokalne warunki przystało :

      ''Pierwszą akcją ruchu była kradzież szabli Simóna Bolívara z muzeum.''

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_19_Kwietnia

      Rzecz jasna jest to ''barwność'' tego typu, którą fajnie pooglądać sobie na ekranie ale za żadne skarby nie chciałbym brać w tym udział na żywca.

      Usuń
  4. Wreszcie na koniec tego setu osobliwości gwoli przestrogi należy wspomnieć, że i na naszym gruncie czynione są próby obłaskawiania ''teologii wyzwolenia z mózgu'' - jakiś oczadziały polski o zgrozo ksiądz bredzi, że wszystko z nią w porządeczku jeśli idzie o katolicką ortodoksję i ani słowem nie zająknie się o wyczynach komuszych terrorystów w sutannach zrównując ich jeszcze przy tym bezczelnie z rodzimymi ofiarami czerwonego reżimu z księżmi Popiełuszką czy Kotlarzem na czele, że też duchowny w dodatku ma sumienie tak łgać w żywe oczy :

    https://nowyobywatel.pl/2014/01/27/zanim-nadejdzie-krolestwo-niebieskie/

    Cały ten kuriozalny mariaż chrześcijaństwa z marksizmem oparty jest na gigantycznym nieporozumieniu przypisującym jakowąś empatię wobec losu ubogich Karolowi z Frycem, gdy tymczasem wyszydzali oni okrutnie podobną postawę jako ''burżuazyjne sentymenty'' u ich rywala w rodzącym się ruchu komunistycznym ''chrześcijańskiego socjalisty'' Weitlinga - pierwszy posunął się do uzasadniania niewolnictwa jako kategorii ''koniecznej ekonomicznie'' na owe czasy i niemal otwartego usprawiedliwiania zbrodni brytyjskiego kolonializmu w Indiach jako ''ceny postępu'' drugi zaś za jego przyzwoleniem jako naczelnego czerwonej gadzinówki wprost głosił rewolucyjny program eksterminacji nie tylko ''reakcyjnych'' klas społecznych oraz dynastii ale i całych ''ahistorycznych'' narodów i w polemice z anarchistami pouczał, że w socjalizmie prol i tak będzie musiał tyrać jak dotąd w fabryce bo wielkoprzemysłowa produkcja wymaga surowej dyscypliny tyle, że już mu kapitalista nie będzie zawłaszczał wypracowanej przezeń ''wartości dodatkowej'', też mi różnica. A właśnie - podstawowy bodaj błąd tkwi w ignorancji co do marksowskiej kategorii ''wyzysku'', która nie ma zgoła nic wspólnego z potocznym jej pojmowaniem tzn. marnie opłacaną harówką w pocie czoła czy w ogóle nie wypłacaniem pensji i złym traktowaniem etc. - dla Marksa jego miarą jest wspomniana ''wartość dodatkowa'' wypracowana przez robotnika zawłaszczana jako zysk przez kapitalistę-pasożyta, a jasnym jest, że pracownik o wysokich kwalifikacjach i odpowiednio czyli dobrze wynagradzany jest w stanie wytworzyć jej więcej i w lepszej jakości od pozbawionego tych umiejętności i takoż marnie opłacanego a więc ten pierwszy jest bardziej wyzyskiwany od drugiego ze stricte socjalistycznej perspektywy, takie jaja. Kto tego nie pojmuje jest zwykłym durniem, który tylko bełta ludziom w głowach chrzanieniem o ''franciszkanizmie'' nakładając owczą skórę na pysk bestii, nawet zbrodnie prawicowopodobnych junt latynoamerykańskich tego nie tłumaczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze wszystkim zgoda a zwłaszcza z tym:"Wspomnianemu procesowi ''odmagicznienia'' czy raczej należałoby rzec odmetafizycznienia Kościoła towarzyszył równoległy i pozornie z nim sprzeczny jego odracjonalnienia, tym samym pozbawiono rzymski katolicyzm drugiego istotnego filaru doktryny oba zaś zastąpił płytki emocjonalizm, sentymentalny prawoczłowieczy bełkot idioty"
      Ale skąd u Marksa to dziwaczne pojęcie wyzysku? Bo uważał, że wartość towarów bierze się z pracy (co zaorał Bohm Bawerk), co jest oczywistym idiotyzmem, bo nie wyjaśnia paradoksu postawionego przez Arystotelesa - dlaczego zbytkowny diament jest drogi a woda tania, choć jest niezbędna do przeżycia? Jedyne co wyjaśnia ten paradoks to przyjęcie, że wartość bierze się z rzadkości dóbr.
      Teorie Marksa prowadziły do wymienionych wyżej idiotyzmów ale miały wielką zaletę - kapitalista z definicji był wyzyskiwaczem. W Kapitale był bodaj przykład, że produkt jest sprzedawany za 6 funtów; materiał i opłacenie czynszu/maszyn kosztuje 2 funty, praca robotnika - też 2, i wartość dodatkowa/zysk pobierany przez kapitalistę - 2 funty; otóż według Marksa kapitaliście z racji tego, że posiada fabrykę te dwa funty się nie należą. A w dodatku u niego nie chodzi w historii/życiu o jakąś tam społecznie konstruowaną, patriarchalną, umowną burżuazyjną istniejącą w kontekście postfeudalnej i jeszcze chrześcijańskiej Europy sprawiedliwość, tylko o postęp i zmiany w systemie produkcji po to by więcej konsumować. Więc konkludując - dokładnie tak! Dla wierzących marksistów zastąpienie kapitalisty przez biurokratę stanowiło postęp. A że w praktyce system jest niewydolny? To nic ale można na tym zrobić kariery np. opozycyjne jak Kuroń z Modzelewskim, którzy wykłócali się w liście otwartym, że biurwa z PZPR nie dodaje wartości do produkowanego towaru.
      A co do wywiadu, to prowadził go zastępca naczelnego Wołodźko, z tego co tam piszą, to wynika, że infiltrował już "Frondę", GaPol, TV Republikę, "W Sieci", Rzepę i "Pressje". Sprawiedliwość społeczna jego mać!

      Usuń
    2. Moim zdaniem rzeczywista (nie spekulacyjna czy pochodząca z marketingu) wartość produktu/towaru pochodzi od jakości towaru, użytych materiałów, staranności wykonania, dokładności działania, funkcjonalności, czasu użyteczności, wyglądu (ozdobny, dzieło sztuki) oraz co bardzo (!) ważne potrzeby (w danej chwili) klienta/klientów, w końcu na pustyni bardziej wartościowa jest butelka wody niż ropy (no chyba, że do auta to podobnie), a tym bardziej niż diament.
      Odkrywca

      Usuń
    3. Nie chciałbym się wdawać tu w szczegółowe rozważania bo wątek zupełnie spoza, zasygnalizowałem jedynie temat na dowód, że marksizm czy w ogóle socjalizm bo dotyczy to też np. Saint-Simona nie miał nigdy nic wspólnego i mieć nie może z jakimkolwiek ''franciszkanizmem'', więc wspomnę jedynie iż bardziej intryguje mnie czemu akurat praca miałaby być tu miarą wartości, coś niejasno kołacze mi, że ma to związek z temporalnością, ale jak powiadam nie ma chyba większego sensu tego w tym miejscu ciągnąć. Zamiast więc wymienię jeszcze jedną przewagę KK nad protestantyzmem zwłaszcza w jego późniejszych całkiem już ''udemokratycznionych'' odmianach, która poniewczasie przyszła mi do głowy - otóż w Kościele hierarchia jest JAWNA, wprawdzie nie przeszkadza to niestety tworzeniu się różnych mętnych powiązań i sitw niemniej jest to uczciwsze postawienie sprawy niż gdy ktoś wciska ordynarną tyranię pod pozorem ''ludowładztwa''. To jest właśnie typowo anarchistyczne złudzenie, że brak hierarchii oznacza więcej wolności, zwykle bywa na odwrót - tam gdzie nie ma szefa ludzie instynktownie zaczynają kontrolować się wzajem i samych siebie albo też wszystko zamienia się w bajzel, który dopiero tworzy wyśmienite warunki do ustanowienia zamordyzmu. W samym wywiadzie z progresywnym klechą dostrzegam jeden pozytyw - rzuconą na marginesie i półgębkiem niemniej wyraźną sugestię iż polski Kościół porzucił na pastwę ''transformacji'' szerokie rzesze realnie czyli ekonomicznie wykluczonych ludzi, to jest akurat fakt niestety, prymas Glemp wraz z przeważającą większością episkopatu pobłogosławili de facto Balcerowicza i jemu podobne kreatury a niektórzy hierarchowie jak Gocłowski wchodzili wręcz w mętne układy z ubekami i resztą złodziejskiej postkomuszej sitwy [ patrz afera ''Stella Maris'', żarliwa obrona ''Bolka'' itd. ]. Jeśli teraz środowiska kościelne nie dokonają szczerego rachunku sumienia pod tym względem, posypią głowy popiołem i wyciągną właściwe wnioski mogą się obudzić z ręką w nocniku bo rosnące rozwarstwienie społeczne [ nie tylko zresztą jeśli idzie o stratyfikację ale i nierównomierną geograficznie koncentrację kapitału ] będzie w najbliższych latach i dekadach jednym z największych problemów z którym przyjdzie nam się zmierzyć włącznie z KK jak powiadam, inaczej odda on pole radykalnym ruchom politycznym mniej lub bardziej wrogim wobec chrześcijaństwa zwłaszcza tego o jawnej i alternatywnej w dużym stopniu wobec państwa strukturze a i zaowocuje to też wśród samych księży plagą lewackich odmian pajaców pokroju Międlara, który powinien stanowić przestrogę.

      Usuń
    4. Jan Swianiewicz w "Możliwość makrohistorii: Braudel, Wallerstein, Deleuze" (w google books, strona 406) twierdzi, że Marks rozumował odwrotnie niż przedstawiłem czyli, że wyzysk został zauważony najpierw (nadwyżki zawłaszcza się rzekomo we wcześniejszych epokach przymusem fizycznym, w kapitaliźmie - ekonomicznym). Cały wywód jest bez sensu bo zakłada, że Marks powoływał się na prawo naturalne. Nawiasem mówiąc to chłopów wcale nie trzeba było przymuszać do bycia wyzyskanym, w średniowieczu rywalizowano o kolonistów zwolnieniami podatkowymi, nawet potem gdy nie było tak różowo to np. w Polsce nie było wielu chętnych do libertacji, bo szlachcie pomagali w trudnych sytuacjach. W Prusach było tak samo więc zdaje się w "Anty Duhringu" Marks pomstuje na głupich chłopów, którzy nie chcą się emancypować. Ale nie zamęczajmy się analizą tego myślowego trupa, nikogo ona nie przekona, wiem bo znałem jednego komunistę na studiach. Ostatnią rzeczą, która ich interesuje to ekonomia. Wyżej stoi w hierarchii zainteresowań stowarzyszenie "Kursk", trolling, dupy, imprezki i praca za granicą/w korpo. Pytam się go raz: "No to jak wprowadzicie tą równość? Będzie liczona średnia pensja czy jak to sobie wyobrażasz?" Powiedział, że w sumie to tak. No to brnę dalej: "Czyli z sytuacją: przepraszam przekroczyliście towarzyszu średnią krajową o złoty pięćdziesiąt, idziecie do piachu, się zgadzasz?". Stwierdził, że dokładnie tak. W sumie to mu się nie dziwię, bo jego matka jest wiceburmistrzem dosyć dużego miasta w Małopolsce z ramienia PSL więc się chłop zawsze ustawi.

      Usuń
  5. Czekam na omówienie Jana Pawła II, który dużo tych komuszych tendencji ukrócił także tradycjonalistycznych (no to, że ktoś pokaże zdjęcia przestępcy, własne stygmaty i klaunów na mszy nie znaczy, że jest zdrowszy na umyśle lub działa zgodnie z Ewangelią i wolą Boga np. zamach na Papieża), a i on nie dostrzegł paru jawno grzeszników w sutannach kreujących gdzieniegdzie bandy pedofilów np. Legion Chrystusa (LC) (sama nazwa to wręcz prowokacja stada świń), dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także tego oczekuję i zgoda co do istnienia szurów również po stronie tradsów, by daleko nie szukać wymieńmy niejakiego xiędza Trytka, spokojnie paru jeszcze co najmniej by się podobnych znalazło. Do ''grzechów'' JPII doliczyłbym ''upopowienie'' czy właściwie rzec by należało upupienie wręcz kościelnej liturgii poprzez rytuał masowych mszy i towarzyszącą im infantylno-histeryczną otoczkę bo nawet jeśli przedsięwzięto to w zbożnym celu dawno już forma przerosła treść, nie jestem też do końca pewien czy możemy mówić o radykalnym antykomunizmie w jego wypadku, dość to jednak wymowne iż świadkiem na jego procesie beatyfikacyjnym był Jaruzelski, ostatecznie odbyli w swoim czasie długą rozmowę podczas oficjalnego spotkania do dziś właściwie nie wiadomo o czym... Należy jednak przy tym gwoli sprawiedliwości uwzględniać kontekst sytuacyjny na który słusznie wskazał Fox a też i los poprzednika był dlań przestrogą, musiał zapewne mocno lawirować by go nie podzielić a jak wiadomo było w pewnym momencie całkiem do tego blisko.

      Usuń
  6. Nieustanne dawanie sygnałów, że Kościół powinien być zarządzany kolegialnie doprowadziło do tego, że lokalne episkopaty uznały, że mogą mieć polecenia papieża głęboko w d...

    KK przez większość swego istnienia był zarządzany lokalnie i miał się lepiej niż w okresie supremacji papieskiej. Papieże tak naprawdę wyrośli w XIX w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz zaraz - a co z teokracją papieską Grzegorza VII czy Innocentego III, całym sporem o inwestyturę, młócką miedzy gwelfami a gibelinami itd. bej jaj - nawet jeśli był to bardziej postulat niż realność podobnie jak absolutyzm monarszy prędzej można mówić o stłamszeniu papiestwa wskutek ''sacco di Roma'' i Deformacji zaś ''nieomylność'' postrzegać jako oficjalne usankcjonowanie dawnej praktyki i reakcję na modernistyczne prądy w samym KK.

      Usuń
    2. Proszę poczytać dowolna historię Kościoła lub Papiestwa.
      Wiek XIX a zwłaszcza XX to czas kiedy papież zaczął docierać do ogółu wiernych bezpośrednio ponad głowami całej hierarchi a także do ogółu księży ponad głowami biskupów.
      Do tego czasu papież dla przeciętnego zjadacza chleba był bytem niemal legendarnym.Tak samo dla zwykłego księdza gdzieś na zadupiu, w Polsce czy Francji.
      Liczył się proboszcz lub co najwyżej lokalny biskup. Ich słuchał lud, szeroko rozumiany - od zwykłego chłopa po szlachcica.
      Diabelskie wynalazki techniczne ułatwiające przemieszczanie się fizyczne oraz obieg informacji zmieniły ten system na daleko posunięty centralizm.

      Usuń
    3. A i dajmy sobie spokój z bredniami o sacco di roma. To był jeden z wielu przypadków "stłamszenia" papiestwa w historii, który był naturalnym skutkiem występowania papieża jako władcy świeckiego państwa papieskiego a jednocześnie władcy nad władcami.

      Usuń
    4. A co tu ma do rzeczy jakowyś ''przeciętny zjadacz'', który się kompletnie nie liczył ani wtedy ani nawet teraz, mowa o strukturze kościelnej - mam rozumieć, że przed mitycznym XIX stuleciem papież nie miał wpływu na obsadę biskupstw ? A te wojny z cesarzem i spory z innymi władcami o co poszły, tylko o świeckie sprawy ? Po kiego grzyba taki Marsyliusz z Padwy wypisywał swe ''herezje'' i przeciw komu a skoro papież nie liczył się czemu koncyliaryzm nie stał się normą ? Brednie to wypisuje się dotąd o nocy św. Bartłomieja, proszę sobie porównać ilość tekstów poświęconych temu z sacco di Roma, pod tym względem nie jest tak tragicznie jak jeszcze do niedawna ale nadal dysproporcja jest wyraźna, poza tym trzeba wyjątkowej ślepoty by zapoznawać wyjątkowy kontekst ówczesnego spustoszenia Rzymu - z jednej szerzący się jak pożar rozłam w chrześcijaństwie zachodnim, któremu towarzyszą typowe dla rewolucji barbarzyńskie ekscesy i tumulty, z drugiej zaś inwazja i zwycięski pochód Osmanów mających konkretne plany zdobycia siedziby papiestwa i zbudowania muzułmańskiego imperium o globalnym zasięgu, jeśli idzie o to ostatnie po szczegóły odsyłam do prac Pala Fodora.

      Usuń
  7. "Miała to być ceremonia... intronizacji Szatana." Mocne . Znasz jakieś szczegóły ?
    Związki koscioła z komunizmem i służbami były dosyć silne w PRL. Pewnie dlatego tak wielu księży, zwłaszcza tych, którzy zrobili karierę w kościelnym biznesie jest tak mocno przeciwnych publikacji aneksu WSI. Jest tam ponoć 800 nazwisk.

    OdpowiedzUsuń
  8. To co napisze poniżej najpewniej większość z Was uzna za trywialne i nie próbuję się bronić. To tylko zajadka do końcowego pytania.
    Do dziś pamiętam, jak moja matka mówiła mi pod koniec lat 70-tych i powtarzała to kilka razy w 80-tych, że czytała przepowiednie Nostradamusa, która zapowiadała papieża Polaka, a po nim Niemca. Następny miał być czarny papież z Ameryki i miał on być ostatnim papieżem. Zdaję sobie sprawę, że przepowiednie można sobie różnie interpretować, ale ta publikacja, którą czytała moja matka musiała być niezłą interpretacją. Jako urodzony sceptyk, a do tego przedstawiciel młodzieży, która dla zasady odrzuca to co mówią dorośli, wyśmiewałem się z tych przepowiedni.
    Nadzwyczaj zaskakujące jest to, iż z czterech aż trzy się sprawdziły. Co prawda, papieżem nie został murzyn z USA tylko Jezuita z Argentyny, ale to tylko trochę błędna interpretacja.
    Zastanawiam się nad ostatnią przepowiednią, mówiącą, że Argentyńczyk ma być ostatnim papieżem.
    Trochę to nieprawdopodobne, jednak przywodzi na myśl pytanie.
    Co by się musiało stać aby się sprawdziła ostatnia przepowiednia ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nostradamus niczego nie przepowiedział, tylko zerżnął większość swoich pism z Mirabilis Liber, średniowiecznej kompilacji przepowiedni różnych świętych.

      Usuń
    2. I na razie się zgadza. Mamy JPII, Polaka(chętnie poczytam co Fox napisze o nim) i aktualnego Benedykta, Niemca. Franciszek jest uzurpatorem i jako taki powinien być uważany. Ciekawa sytuacja wyniknie jeśli Benedykt przeżyje Franciszka.
      arkouda

      Usuń
  9. to Ciri mówiła Geraldowi ,że przeznaczeniem nie tylko można kierować ,można je zmieniać.
    przepowiednia Malachiasza już nie aktualne ,ale czy jednak i tak w koło panie Macieju
    a teraz do rzeczy Manhattan spłyną krwią nazwa blogu to geoterrorryzm a nie dysputa czy miał sakiewkę czy nie miał.
    moim zdaniem najlepiej obrazuje postawę kleru na przełomie lat A.Sapkowski to zawsze byli ludzie oczytani nie zmądrzeli nagle w 1900 roku ale świeci przed tym rokiem nie byli nigdy

    OdpowiedzUsuń