sobota, 22 marca 2025

Kemet: Megastruktura pod piramidami

 



Zespół włoskich naukowców  dokonał niedawno największego odkrycia w dziejach archeologii. Za pomocą technologii radarowej SAR (nazywanej też tomografią doplerowską) przebadali oni Piramidę Chefrena na Płaskowyżu Gizy. Nie tylko znaleźli dzięki temu pięć ukrytych komnat w tej piramidzie, ale również odkryli struktury znajdujące się pod piramidą. Okazało się, że jest tam osiem cylindrycznych, pustych w środku szybów idących 648 metrów w dół. Każdy z nich był okolony czymś w rodzaju spiralnej klatki schodowej. Szyby łączą się z ogromnymi, prostopadłościennymi strukturami znajdującymi się pod trzema głównymi piramidami. Struktury te schodzą na głębokość 2 km. Geometryczne kształty tych megastruktur wykluczają ich pochodzenie naturalne. To nie są jaskinie, to obiekty wydrążone w skale.



Wstępny raport na ten temat możecie znaleźć tutaj, a tutaj poprzedni raport z tomografi doplerowskiej Piramidy Chefrena w 2022 r. 

Akademickie mendy na razie albo udają, że tego odkrycia nie było, albo twierdzą, że "to niemożliwe, bo niemożliwe". Trudno bowiem wyobrazić sobie budowę takich megastruktur nawet z użyciem współczesnej technologii. (Najgłębsze kopalnie dochodzą co prawda do 4 km w głąb Ziemi, ale już te o głębokości 2 km są uznawane za bardzo głębokie.) 

Rodzi się więc pytanie: Do jakich celów zbudowano te struktury? Czy to były schrony na wypadek Wielkiego Potopu, w których ukryto też dawne kroniki oraz technologie? Czy to były instalacje, które sprawiały, że kompleks w Gizie był wielką elektrownią lub "Gwiazdą Śmierci"? Pewne jest jedno: megastruktury pod Płaskowyżem Gizy zostały zbudowane przez bardzo zaawansowaną cywilizację, która według oficjalnej historiografii nigdy nie powinna istnieć.

Osoby chcące zadać mi naiwne pytania odsyłam do poprzednich odcinków serii Kemet:

Eksperyment zaczął się w Sakkarze



Mapa Nieba (MUST READ!!!)


***

Tymczasem po jojczeniu, że Trump chce rozmawiać z "Putinem" zaczęło się jojczenie, że Trump nie porozumiał się z "Putinem" w sprawie rozejmu. Ja tu nie widzę żadnego powodu do jojczenia. To bardzo dobrze, że do porozumienia nie doszło. Niech Rassija sobie jeszcze tak przez kilka tygodni pogrywa z USA, to obecny reset skończy się zanim się zaczął. Przypominam, że Obamie zajęło aż 6 lat zrozumienie, że Rosja go oszukuje na resecie. Po 20 kwietnia przekonamy się, jak mocno Król Boomerów Trump straci cierpliwość wobec Rassiji.

Eurocucki planują natomiast "samobójstwo ze strachu przed śmiercią". Czyli chcą wypchnąć Amerykanów z Europy (rozkręcając przy tym gigantyczne jojczenie na "zdradę USA") i w  perspektywie 5-10 lat zastąpić amerykańskie zdolności w Europie. Na pewno będą mieć obsuwy czasowe w realizacji tego planu, więc w ciągu następnych 10 lat zachodnioeuropejskie zdolności wojskowe nadal będą rozgrzebane - zwłaszcza jeśli przemysł nadal będzie tłamszony Zielonym Ładem. Brak zdolności obronnych będzie skłaniał Berlin, Paryż i Brukselę do nowego resetu z Rosją. Wspólna armia (według projektu Manfreda Webera posiadająca wspólnego szefa sztabu - co oznaczałoby powrót do czasów, w których Polnische Wermacht podlegał Ludendorffowi) wykorzystywana byłaby najwyżej do mieszania się w konflikty pomiędzy Subsaharyjczykami w Afryce lub do interwencji przeciwko państwom UE prowadzącym politykę gospodarczą/imigracyjną/zagraniczną wewnętrzną sprzeczną z wykładnią eurocucków. Chociaż interwencje wojskowe nie będą potrzebne, bo dużo łatwiej będzie spacyfikować niezależną politykę krajów członkowskich za pomocą euro i mechanizmów płynnościowych EBC  - tak jak to w zeszłej dekadzie zrobiono z Grecją czy Włochami. Tak to bywa, gdy suwerenne państwa pozbawia się władzy kreacji pieniądza. No ale zakompleksione Janusze same się w te pułapkę wepchną, bo "euro to przynależność do elitarnego klubu" a poza tym banknoty euro są ładne...

sobota, 15 marca 2025

Wszyscy się zes...

 



Przez Polskę/Weischslegau/Kraj Priwislański przetoczyła się ogromna fala płaczu, jojczenia i bóldupienia. Fala nie widziana od lat. Libki razem z cuckoldowską prawicą szykowały się już do obrony linii Wisły przed wrogiem z Ameryki i szukania stonki zrzucanej na pola z imperialistycznych samolotów. Bowiem "Trump zdradził Ukrainę" i "zawarł sojusz z Rosją". Co bardziej oburzone silniczki skomalały, byśmy w ramach obrony przez Putinem pozbyli się amerykańskiej broni i "deportowali amerykańskich żołnierzy z Polski". Wzmożenie sięgało zenitu, aż tu... wszyscy się zesrali.

Ukraina szybko porozumiała się z USA podczas rozmów w saudyjskiej Dżuddzie. Wstrzymanie dostaw sprzętu na Ukrainę potrwało zaledwie kilka dni. Tak samo było ponoć z wstrzymaniem wymiany danych wywiadowczych, choć tutaj mogliśmy mieć do czynienia z teatrzykiem. Prezydencki wysłannik Steve Witkoff,stwierdził bowiem, że USA nigdy nie wstrzymały dostarczania Ukrainie informacji obronnych o znaczeniu defensywnym!

Po tym jak Ukraina zgodziła się na 30-dniowy rozejm, piłka znalazła się po stronie Rosji. Ona odpowiedziała serią warunków, które nie mają szansy na realizację. Trump zaczął więc stopniowo zaostrzać sankcje i czekać, aż Putin pozytywnie odpowie na gałązkę oliwną. Można oczekiwać, że z czasem irytacja Trumpa będzie rosła. Rozejm obecnie dużo mocniej przydałby się Ukrainie niż Rosji - na konsolidację obrony i wzmocnienie sił. (O tym mówi choćby gen. Komornicki.) Mówiłem, że tak będzie - trzeba się było mnie słuchać, a nie wyciągniętych z d... peerelowskich ekspertów w rodzaju Romcia Kuźniara. (Gdy 15 lat temu Kuźniar protestował przeciwko tarczy antyrakietowej wymyśliłem reklamę: Romcio z wielkim kondonem na głowie i napis: "Romanie! Załóż tarczę antyrakietową!" :).


Tymczasem Europę Zachodnią opanowało wzmożenie wokół "autonomii strategicznej". Eurocucki napinają się niczym przed I wojną światową, że poradzą sobie bez USA z prowadzeniem wojen. Problem jednak w tym, że przez ostatnie 30 zdewastowały swoje siły zbrojne i nie mają kogo ani czego wysłać do boju. Taka Francja może w ciągu tygodnia do miesiąca przerzucić na flankę wschodnią NATO najwyżej półtorej brygady zlepionej z różnych rodzajów wojsk. Nie poradzili sobie z Subsaharyjczykami w kilku krajach afrykańskich, to jak mają sobie poradzić z Ruskimi? Rheinmetall może w porywach wyprodukować do 50 czołgów rocznie. Pewnie teraz zwiększy produkcję, bo przejmie część fabryk Volkswagena - zarzynanego przez kretyńską politykę ekologiczną. Cała to wzmożenie o autonomii strategicznej i europejskiej unii obronnej ma służyć więc głównie ratowaniu gospodarki niemieckiej. Eurokraci podchodzą jednak do problemu od d... strony. Nie dotykają jego przyczyny, którą jest totalnie kretyńska polityka ekologiczna, różne Zielone Łady i ETSy prowadzące do dewastacji europejskiego przemysłu, rolnictwa i standardu życia Europejczyków. Wielkim paradoksem jest to, że unijne przepisy ekologiczne uchylono w kwestii odstrzału wilków, po tym jak wilk zjadł ulubionego kucyka von der Leyen (xxxxDDDD), a w sprawach dużo poważniejszych te kretynizmy są utrzymywane. No bo przecież, "Planeta płonie!".

(Według TSUE, prawo unijne stoi wyżej niż polskie, według Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe - prawo niemieckie stoi nad unijnym. Z praktyki wiadomo jednak, że nad prawem niemieckim stoi jednak prawo szariackie - więc powinniśmy je wykorzystywać w sporach z TSUE jako ostateczną instancję :)

Z drugiej strony, gdy Tussk rzucił wrzutkę o tym, że od przyszłego roku zostaną przeszkoleni wojskowo "wszyscy dorośli mężczyźni w Polsce", przez Polskę przetoczyła się fala strachu, oburzenia i jojczenia. Ostatecznie okazało się, że będzie realizowany program dobrowolnych szkoleń rozpoczęty jeszcze przez ministra Błaszczaka. Rosja dostała jednak wyraźny sygnał, że Polacy nie mają zamiaru bronić swojego kraju. A przecież konfiarska młodzież mogła zareagować na deklarację Tusska zupełnie odwrotnie - "Super! Wreszcie dadzą nam broń! Będzie dzień sznura! Wystrzelamy lewaków jak na Utoyi! Zrobimy im drugie Chile!". Tussk ze strachu wycofałby się z pomysłu szkoleń wojskowych, a wszyscy dostaliby sygnał, że Polacy to banda skrajnie prawicowych świrów, których palce świerzbią, by sobie postrzelać do żywych celów :) Przyznać muszę jednak, że Polaczków - zwłaszcza Konfiarskich i wyznawców rabina Brauna - wiele łączy z ortodoksyjnymi żydami z Izraela. Tamtejsi haredim również uchylają się od poboru wojskowego, co grozi upadkiem rządu Netanjahu. Rebe Braun największym sabatajskim cadykiem jest!

Wzmożenie mieliśmy również wokół Syrii, gdzie "dżihadyści mordują krześcijan!". Niezwykle pobudzony poseł Tarczyński wrzucał na X-a wykonane nie wiadomo kiedy i gdzie fotki zwłok z Bliskiego Wschodu twierdząc, że to mordowani chrześcijanie. A skąd wiedział, że to nie alawici, druzowie, szyici, sunnici lub jezydzi? Izrael wspólnie z Iranem zjednoczyły się w oburzeniu: "Jak tak można zabijać niewinnych cywilów! Ci syryjscy dżihadyści to barbarzyńcy!". 



Akurat, gdy trwało to wzmożenie doszło do porozumienia nowych syryjskich władz, zdominowanych przez "dżihadystów" z HTS z Kurdami z SDF/YPG/PKK. (Wcześniej kurdyjski przywódca Ocalan wezwał PKK do złożenia broni i pogodzenia się z Turcją.) Rząd z Damaszku porozumiał się również z Druzami z Suwajdy. Izrael dostał prawdziwy powód do bóldupienia. "Nie, nie możecie porozumieć się z Druzami i Kurdami! To mieli być nasi sojusznicy!". 48-godzinna rebelia assadowców miała zapewne na celu storpedowanie tych porozumień. Pewnie również uruchomiono agenturę wewnątrz HTS. Według danych organizacji humanitarnej SNHR w całej rebelii assadowskiej zginęło: 172 syryjskich żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa nowego rządu, 211 cywilów zabitych przez assadowcó i 420 cywilów oraz wziętych do niewoli assadowców zabitych przez siły rządowe, z czego 39 dzieci, 49 kobiet i 47 członków personelu medycznego. Żołnierze, którzy robili sobie fotki ze zwłokami rozstrzelanych trafili do aresztów wojskowych.

Wzmożenia nie mieliśmy niestety wokół aresztowania byłego prezydenta Filipin Rodrigo Duterte. Marcosowie wysłali go do Hagi. To oczywiście totalne kurestwo. Duterte został wybrany na prezydenta po to, by wykańczał dilerów narkotykowych i bandziorów. I robił to. I Filipińczycy byli bardzo zadowoleni, że to robi. A teraz będą go sądzić za to, że zabijał dilerów i bandziorów. Międzynarodowy Trybunał Karny do likwidacji! Rodrigo Duterte did nothing wrong!



Tymczasem w Rumunii lokaje eurocucków z dawnej Securitate rozbiły czy raczej zmontowały rosyjską próbę zamachu stanu, na którego czele miał stać 101-letni generał Radu Theodoru. Theodoru rozpoczął służbę w królewskim rumuńskim lotnictwie wojskowym w 1942 r. Później służył w komunistycznym wojsku, a po 1989 r. wpółzakładał z różnymi trepami i resortowcami agenturalną partyjkę Wielka Rumunia. Ponoć jest rewizjonistą holokaustu i ceni Stalina za to, że był on antysyjonistą. Dziadzio jest cztery lata starszy od Traczyk-Stawskiej, a mimo to został mózgiem straszliwego spisku przeciwko eurocuckom i dupokracji... To tak jakby w Polsce przy okazji wyborów prezydenckich zmontować taki spisek z udziałem jakiegoś ostatniego towarzysza walk partyzanckich Moczara... 

sobota, 8 marca 2025

Wszystko będzie odwrócone?

 


Mam dla antytrumpowych libków teorię: wszystkim steruje nie tyle Putin i FSB/SWR/GRU tylko mongolscy szamani, których moskiewski przywódca się słucha podejmując decyzje. Stąd próba odwrócenia sojuszów i budowania porozumienia amerykańsko-rosyjskiego przeciwko ChRL. Nie jest żadną tajemnicą, że mongolskim szamanom zależy na oderwaniu Mongolii Wewnętrznej, Xinjangu i Tybetu od Chin. A można to się stać jedynie w wyniku III wojny światowej, w trakcie której USA i Rosja będą walczyć przeciwko ChRL. Libki pomyślcie o tym :)

A na poważnie: "odwrócony Kissinger" nie może się udać. Z jednego prostego powodu. Gdy w 1972 r. Nixon spotykał się z Mao w Pekinie, ChRL od ponad dekady była mocno skłócona z ZSRR. Oba kraje stoczyły nawet małą wojnę nad rzeką Ussuri. Obecnie natomiast nie ma żadnych oznak rozluźnienia sojuszu rosyjsko-chińskiego. Chiny mogą irytować się na nieskuteczność działań Rosji, ale nadal ją wspierają, o czym świadczy choćby obecność chińskich żołnierzy - rzekomych "ochotników" - w Donbasie, czy wspólne akcje w rodzaju sabotaży kabli podmorskich na Bałtyku.

Według Generała SWR, kremlowskie Politbiuro nabrało ostatnio wątpliwości, co do porozumienia z USA. Zwątpiło w sprawczość USA - którym nie udało się wymusić rozejmu na Zełenskim - i w to, czy Trump posiada jakikolwiek plan. Propozycje dzielenia stref wpływów w Europie miały wręcz wzbudzić nieufność, że USA chcą podpuścić Rosję do zrobienia czegoś głupiego. Nawet antynatowskie wypowiedzi Trumpa zostały odebrane z podejrzliwością, jako zapowiedź przejścia do modelu relacji, w którym USA będą miały bardziej hegemoniczną pozycję w Europie.

Mieliśmy też ostatnio dwie ciekawe wrzutki. Pierwszą z nich jest przeciek o tym, że USA mogą przenieść swoje wojska z krajów Europy zaniedbujących swoją obronność, do tych, które płacą odpowiednio dużo na zbrojenia. Czy na przykład z Niemiec do Polski. To oczywiście świetna wiadomość dla nas, a Kremlowi na pewno się nie spodoba. To wpisuje się też w zapowiedzi Trumpa ze spotkania z prezydentem Dudą. Drugą wrzutką są wczorajsze słowa Trumpa, że może zaostrzyć sankcje na Rosję.

To, że Ukraina w ostatnich dniach znalazła się chwilowo w dupie jest skutkiem działań karzełka-kokainisty Zełenskiego. Mógł spokojnie poczekać, aż rozmowy USA z Rosją się załamią. A postanowił pajacować. Do jego dotychczasowego zachowania pasuje przysłowie: głaszcz chama to cię kopnie, kop chama, to będzie cię głaskał. 




Watch on TikTok


 Eurocucki zobowiązały się, że wreszcie zaczną się poważnie zbroić. Von der Leyen łaskawie pozwoliła państwom UE zwiększyć wydatki na ten cel o łącznie 800 mld euro - które nie będą się liczyć do procedury nadmiernego deficytu. 150 mld euro (co to jest!) łaskawie pożyczy na warunkach równie skomplikowanych jak w KPO. Skala zaniedbań do odrobienia jest ogromna, sposób finansowania jest jednym wielkim bullshitem, a Rheinmetall produkuje po 50 Leopardów rocznie. Norwegia swoją partię 54 czołgów ma dostawać ratami, w latach 2026-2031. 50 czołgów to na frontach Ukrainy jest tracone w mniej niż tydzień. Można by oczywiście rozbudować moce przemysłowe - ale nie wówczas, gdy jednocześnie wdraża się kretyński Zielony Ład i krępuje przemysł milionem debilnych regulacji ekologicznych, a wysokie ceny prądu sprawiają, że wszelka produkcja jest nieopłacalna. Europa nie będzie w stanie się obronić, jeśli nie zrezygnuje z ETS, Zielonego Ładu i podobnych idiotyzmów.

Tussk zapowiada "przeszkolenie wojskowe wszystkich dorosłych mężczyzn". Obiecywał też 60 tys. kwoty wolnej od podatku i wiele innych rzeczy. Czas na wymyślenie systemu tych szkoleń dał sobie do końca roku. W polskim necie słychać jednak wzburzenie. "A czemu przeszkoleniem nie będą też objęte kobiety?", "A czemu mam ginąć za Ukrainę?". Ten wkurw młodych mężczyzn może być pożyteczny - uderzy w poparcie dla Czaskowskiego. O przywróceniu poboru przebąkują też Niemcy, więc w necie pojawiła się teoria spiskowa mówiąca, że eurocucki chcą poboru po to, by wysłać buntujących się białych mężczyzn na front. No cóż, w czasie I wojny światowej ówczesne euro-monarcho-cucki kiepsko na tym wyszły. Frontowe doświadczenia zmieniły poczciwych, wierzących w swe rządy Europejczyków w faszystów, nazistów i bolszewików. Może i tym razem będzie podobnie.

Ja mam jednak rozwiązanie salomonowe (morelowe). Wysyłajmy na front nachodźców przypływających do Europy. Są młodzi, energia aż ich rozpiera, potrafią się posługiwać nożami i maczetami, więc mogą się wykazać w okopach pod Toreckiem. Nawiązując do tradycji można co drugiemu dać po starym Mosinie (a koledze magazynek do Mosina) i przegnać ich po polu minowym, nie zapominając o tym, by umieścić za nimi oddziały zaporowe. Ci, co przeżyją taki szturm, zostaną bohaterami. Da im się worek orderów, rentę weterana, mieszkanie a białe liberalne kobiety chętnie podziękują im za ich służbę. No i Netflix nakręci o nich serial - nie będzie nawet musiał zmieniać im koloru skóry.

Pomysł ten już od dawna realizują Rosjanie, chętnie wcielając czarne mięso armatnie do swoich szeregów. Zdarza się, że owi Czarno-Ruscy są przez swoich białych, śniadych i żółtych towarzyszy broni wiązani i wykorzystywani jako przynęty na ukraińskie drony.



Ciekawie, by było gdyby wojna na Ukrainie stała się konfliktem toczonym przez Subsaharyjczyków. Niektóre państwa afrykańskie mogłyby wręcz zwęszyć biznes w dostarczaniu obu stronom na front żołnierzy-niewolników. Później rosyjscy i ukraińscy oligarchowie (czy raczej amerykańskie firmy zarządzające aktywami, które będą inwestować w Rosji i na Ukrainie) mogliby wykorzystać zdemobilizowanych Subsaharyjczyków do zbierania bawełny na plantacjach w Eurazji. I jeszcze w raportach korporacyjnych doliczyliby sobie z tego powodu punkty ESG, za zastosowanie DEI. 

Mamy dzisiaj Dzień Kobiet. W Polsce jest on ostatnio obchodzony głównie za pomocą zalewu złośliwych wpisów i memów wypominającym Polkom nadmierną miłość do nachodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki (co mocno kontrastuje z ich niechęcią do Ukrainek). Ja się natomiast zastanawiam czemu wśród kobiet jest tak wiele masochistek. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało. Lubię masochistki. Są zabawne.







sobota, 1 marca 2025

Zagadka ocenzurowanej książki + Kretyn Zełenski

 


Jakiś czas temu przeczytałem książkę Ewy Kurek "Zapory żołnierzy wyklęci". Lektura miejscami bardzo ciekawa, ale dosyć nierówna - wszak to zbiór wspomnień starszych ludzi, ostatnich weteranów oddziałów Hieronima Dekutowskiego "Zapory". Jedni z nich opowiadali swoje historie w sposób barwny i zajmujący, inni mieli problemy z tkaniem narracji. (Być może nie chcieli o pewnych rzeczach mówić, być może uznawali, że nie mają nic ciekawego do powiedzenia...) Co jakiś czas w książce tej można było jednak natrafić na intrygującą adnotację mówiącą, że w danym miejscu znajdował się fragment ocenzurowany wyrokiem Sądu Najwyższego. Owa adnotacja pojawiała się w miejscach, gdy w relacjach pojawiały się wzmianki o Władysławie Sile-Nowickim. Do ocenzurowania książki doszło w wyniku sprawy sądowej jaką wdowa  po Sile-Nowickim i jego córki wydały Ewie Kurek. Poczuły się one bowiem obrażone tym w jaki sposób w książce "Zaporczycy" przedstawiono Władysława Siłę-Nowickiego. Przypomnijmy: "Zapory żołnierzy wyklęci" to inna książka niż "Zaporczycy", to zbiór relacji, pozbawionych komentarza Ewy Kurek. Autorka przytaczała te relacje dosłownie, nie ingerując w ich treść. Ocenzurowane fragmenty pojawiły się w wielu relacjach weteranów oddziałów "Zapory". Wielu z nich z jakoś powodu źle postrzegało Siłę-Nowickiego. Dzięki wyrokowi Sądu Najwyższego nie możemy się już dowiedzieć, co dokładnie mu oni zarzucali. 



Wyrok ten był o tyle absurdalny, że ocenzurował tylko część fragmentów stawiających Siłę-Nowickiego w złym świetle. Zachowały się wzmianki weteranów w stylu: "tacy wspaniali ludzie jak "Zapora" zginęli, a tacy jak Siła-Nowicki przeżyli" lub "wyjechałbym z Polski przez Gdańsk, ale na pewno nie z Siłą-Nowickim". Dużo dawała do myślenia relacja Aleksandra Głowackiego "Wisły", zastępcy "Zapory". Opowiedział on m.in. o tym, że po tym gdy się ujawnił i chciał sobie spokojnie żyć, przyszedł do niego Siła-Nowicki i usilnie go namawiał, by razem z "Zaporą" próbował przedostać się na Zachód. "Koniecznie musi pan jechać!". Jak wiadomo, grupa która razem z "Zaporą" próbowała przejść granicę z Czechosłowacją została złapana, w wyniku ubeckiej prowokacji. Według oficjalnej wersji, próbę tę spacyfikowano w wyniku działania trzech agentów UB, ale sprawa ta sprawiała wrażenie od początku do końca zorganizowanej przez Resort.  Siła-Nowicki był tym, który współorganizował ten wyjazd. Był też w grupie zaporczyków, którzy próbowali uciec z więzienia i zostali złapani. Uniknął kary śmierci, po wstawiła się za nim Zofia Dzierżyńska, jako za krewnym "Żelaznego Feliksa". Ewa Kurek ponoć wskazała w sądzie, że Siła-Nowicki przyznał się podczas procesu do współpracy z UB od 1945 roku. Było to ponoć w stenogramie z procesu zaporczyków. Sąd Najwyższy w III RP uznał jednak, że to przyznanie to skutek... błędu stenotypistki, która źle zapisała słowa Siły-Nowickiego. Co ciekawe, Siła-Nowicki został po raz pierwszy aresztowany przez NKWD w 1945 r. i wówczas wyszedł z aresztu powołując się na pokrewieństwo z Dzierżyńskim.

Władysław-Siła Nowicki wyszedł z więzienia w 1956 r. i po rehabilitacji został "legendą polskiej palestry". Bronił wszelkiego rodzaju opozycjonistów, był doradcą Episkopatu i NSZZ "Solidarność". W 1988 r. przekazał gejnerałowi Kiszczakowi poufny list od Wałęsy, w którym przywódca Solidarności wyraził zgodę na rozpoczęcie negocjacji o zmianie ustroju. W wydanej przez IPN broszurze sławiącej Siłę-Nowickiego możemy natomiast przeczytać, że:

"Po 1989 r. niejednokrotnie bronił swoich przeciwników politycznych. Podjął m.in. decyzję, która zaskoczyła wielu działaczy i zwolenników opozycji antykomunistycznej – obrony byłego wiceministra spraw wewnętrznych gen. Władysława Ciastonia, oskarżonego o współudział w morderstwie ks. Jerzego Popiełuszki. Podjęcie się tej sprawy przez mecenasa spotkało się z nieprzychylną reakcją wielu jego dotychczasowych współpracowników. Tłumaczył swoją decyzję, pytając retorycznie: „To komuniści pozwalali mnie jako adwokatowi bronić ludzi, którzy walczyli z nimi, a wy – moi towarzysze walki – nie pozwalacie mi bronić człowieka, którego wina nie została jeszcze ustalona?”."

No cóż, adwokaci często bronią różnych drani...

Siła-Nowicki bronił też sprawców osławionej zbrodni połanieckiej  z 1976 r. Była to sprawa związana wielopokoleniowym konfliktem dwóch wiejskich rodzin, mającym korzenie w czasach utrwalania "władzy ludowej". Zbrodnią był mord na ciężarnej kobiecie, jej młodym mężu i na 12-latku, których zatłuczono kluczami do wymiany kół i dodatkowo rozjechano autobusem. Ofiary wywabiono z kościoła w trakcie pasterki, a dziesiątkom świadków kazano składać "magiczną" przysięgę milczenia. Mecenas Siła-Nowicki bronił przed sądem zabójców i zarzucono mu później nieetyczne zachowanie: miał zastraszać świadków.

Obecnie jest on przedstawiany jako autorytet moralny i prawdziwy bohater walk o wolność Polski. Tak jak wcześniej Jan Nowak-Jeziorański czy Wiesław Chrzanowski. Kim był w istocie? Chciałbym wyrobić sobie na ten temat pogląd, ale niestety "nadzwyczajna sędziowska kasta" mi to uniemożliwiła cenzurując fragmenty książek na wniosek jego rodziny...

***

A na Dzień Żołnierzy Wyklętych możecie obejrzeć film dokumentalny, do którego mój znajomy pisał scenariusz:



***

Nie miałem dzisiaj czasu na pisanie sążnistego wpisu, więc tylko krótko odniosę się do wczorajszej katastrofy dyplomatycznej:




Zełenski miał za zadanie: udać się do Waszyngtonu, podpisać umowę (która w złagodzonej wersji była dosyć korzystna dla Ukrainy i która była JEDYNYM obecnie sposobem na zakotwiczenie amerykańskich interesów na Ukrainie), zrobić sobie parę fotek z Trumpem, grzecznie mu potakiwać podczas trumpowskiego słowotoku, zjeść z nim kolację, wrócić do Europy i spokojnie czekać, aż załamią się negocjacje pomiędzy USA a Rosją (z powodu rosnącego apetytu Rosji).


Powszechnie wiadomo, że Trump jest wariatem. Zełenski doskonale to wiedział, zwłaszcza, że się z nim spotykał. I mimo to, nie tylko próbował wymusić na Trumpie decyzje strategiczne za pomocą szantażu moralnego, ale również zaczął go pouczać przed kamerami. Czy poczuł się nagle tak jak Starmer czy Macron? Nawet oni rozmawiali z Trumpem w sposób bardzo ostrożny i starali się mu przypodobać. Zełenski nie był jednak w pozycji prezydenta Francji czy premiera Wielkiej Brytanii. Był w pozycji petenta, którego przetrwanie zależy od dalszego wsparcia USA.

Czy Zełenskiemu puściły nerwy? Nie. On jest aktorem. On doskonale wie, jak kontrolować emocje. To część jego zawodu. Przed spotkaniem z Trumpem, republikański senator Lindsey Graham mówił mu: nie daj się sprowokować, bądź grzeczny. I co zrobił Zełenski? Dokładnie coś odwrotnego. Dokładnie to samo, co wcześniej wobec Polski. Teraz Graham - neokonserwatysta o mocno antyrosyjskich poglądach twierdzi, że Zełenski powinien zrezygnować z prezydentury. Bo Amerykanie nie mają już zamiaru z nim rozmawiać.

Rubio powiedział, że to co widzieliśmy w Białym Domu, to tylko zakończenie. Poprzednie 10 dni negocjacji z Zełenskim były ponoć dużo gorsze. 

Ukraiński prezydent został więc prawdopodobnie podpuszczony przez Niemców, Eurocucków i demokratów, by postawić się Trumpowi. Powiedzieli mu, że dostanie hojną pomoc z Europy. Skutek będzie jednak taki, że Amerykanie swoją pomoc odetną, Eurocucki swojej nie dostarczą, Ukraina dostanie w d..., a Eurocucki będą grały na wypchnięcie USA z Europy i na.... nowy reset z Rosją. 

Z drugiej strony frontu też jednak ciekawie się dzieje. Rassija zaproponowała USA złoża metali ziem rzadkich oraz innych kopalin w Donbasie. Wreszcie więc wiemy, po co Moskowia straciła masę ludzi i sprzętu w ramach "Specjalnej Operacji Wojskowej": po to, by oddać bogactwa mineralne Donbasu Amerykanom! Rosyjscy uczestnicy specoperacji mają prawo poczuć się wydymani jak Rusell Bentley.

sobota, 22 lutego 2025

Idiokracja Trumpa, Nowa Jałta czy szalony plan?

 


Czasem się zastanawiam, czy Donald Trump nie ma rozdwojenia jaźni. Jedna jego osobowość jest geniuszem, a druga totalnym kretynem, a możemy je odróżniać po kolorze krawata noszonego w danym momencie przez Trumpa. Ostatnie wypowiedzi amerykańskiego prezydenta - w tym te obwiniające Ukrainę za wybuch wojny - możemy uznać za jednoznacznie kretyńskie. Zwłaszcza, że kłócą się one z jego poprzednimi wypowiedziami, oskarżającymi Putina o "prowadzenie bezsensownej wojny" i "niszczenie Rosji" czy też wyrażeniem chęci zbombardowania Moskwy i Pekinu (wyrażonej podczas spotkania ze sponsorami kampanii).



Czy Trump ma więc rzeczywiście rozdwojenie jaźni, a jedna z jego osobowości jest totalnym kretynem? Czy też może słucha się ewidentnych szkodników typu Tucker Curlson czy Steve Bannon widzących sowiecką Rassiję w romantycznym świetle rooseveltowskiej propagandy? (Rozwaliło mnie, gdy Curlson pokazał pełną blokowisk Moskwę jako przykład miasta "nie zniszczonego przez modernizm" :) Czy też z jakiegoś powodu odgrywa wrestlingową szopkę dla amerykańskich debili, którzy nie potrafią znaleźć Rosji na mapie? Bo o szopkę zakrawają choćby jego "wyliczenia" mówiące o "350 mld USD", które USA przekazały Ukrainie. Pomoc ta była bowiem o około połowę mniejsza, trafiała w dużej mierze na zamówienia w amerykańskich fabrykach zbrojeniowych (przyczyniała się więc do budowy amerykańskiego dobrobytu) a z jej pomocą poważnie uszczuplono potencjał wojskowy Rosji. Jakoś nie widać też, by Trump krytykował pomoc finansową USA dla Izraela.



Może Zełenski powinien zmienić flagę Ukrainy na powyższą, by jego kraj otrzymywał bezwarunkowe hojne wsparcie od polityków obu głównych amerykańskich partii?

Panika związana z negocjacjami pomiędzy USA a Rosją nie ogranicza się tylko do eurocuków, libków i nevertrumpersów. Ten zwrot jest porównywany z Paktem Hitler-Stalin. I rozumiem jak musiała czuć się część "ideowych" komunistów, na wieść o sojuszu ich boga - Stalina z "faszystowskim wrogiem". O ile dotychczas wszelkie teorie robiące z Trumpa "człowieka Kremla" były po prostu kretyńskim, libkowskim QAnonem (jakoś przez osiem lat amerykańskim tajnym służbom, sądom i Kongresowi nie udało się wyeliminować Trumpa pod tymi zarzutami), to nagle wracają pytania o związki amerykańskiego prezydenta z Rosją. Bądźmy jednak poważni. W amerykańskim systemie politycznym prezydent nie podejmuje decyzji sam. Trump nie negocjuje z Putinem. Robią to za niego inni - ludzie tacy jak sekretarz stanu Marco Rubio. Jednocześnie gen. Keith Kellog zbiera opinie od Zełenskiego, Dudy i innych zainteresowanych stron. Przed negocjacjami w Rijadzie były wstępne rozmowy w Szwajcarii. Owszem słychać protesty takich ludzi jak John Bolton czy Bernie Sanders, ale wygląda na to, że republikanie w Kongresie zbytnio nie oponują, a demokraci protestują niemrawo, jedynie tak pro forma. Sprowadzanie problemu tylko do sympatii bądź antypatii Trumpa jest więc błędem.

Niewątpliwie też mamy wokół tej sprawy bardzo dużo szumu informacyjnego. Są więc sensacyjne nagłówki o tym, że "USA chcą wycofać się z krajów przyjętych do NATO od 1999 r.". Tego rodzaju "informację" podał niemiecki "Bild" powołując się na "anonimowego przedstawiciela wschodnioeuropejskich struktur bezpieczeństwa", czyli być może na Romcia Kuźniara ("Romanie załóż tarczę antyrakietową!" - takie powinny być reklamy kondomów), gejnerała Różańskiego czy Jełopa Stróżyka. Żądanie wycofania się z Amerykanów za Odrę sformułowali oczywiście Ruscy, ale żądać sobie mogą. Równolegle Reuters podał, że Rosja zgodziła się na wykorzystanie części jej zamrożonych rezerw walutowych na potrzeby odbudowy Ukrainy. To świadczyłoby o sporych ustępstwach Moskwy. Rubio zapewniał natomiast europejskich sojuszników, że nie będzie ostrego resetu, a sankcje nie zostaną zdjęte bez oznak poprawy zachowania Rosji.

Generał SWR donosi, że Amerykanie negocjują bardziej twardo niż można się spodziewać po doniesieniach medialnych. Chcą, by każdemu ich ustępstwu odpowiadało jedno rosyjskie ustępstwo. I jak dotąd obu stronom nie udało się dojść do konsensusu w żadnej kwestii. Dobrze za to idą równoległe amerykańskie tajne negocjacje z Baćkoszenką. 

Generał SWR podał też szokującą informację mogącą tłumaczyć chęć Amerykanów do negocjowania. Mieli oni przedstawić Rosji ofertę - wy pomożecie nam podporządkować sobie Europę, a my wam pomożemy wyswobodzić się spod chińskiej kontroli gospodarczej.

Moim zdaniem, wszelkie próby zwrócenia Rosji przeciwko Chinom są mrzonkom. Rosja jest po prostu zbyt zależna od Chin i łączy ją z nimi też resentyment ideologiczny wymierzony w Zachód. Już dużo bardziej sensownym rozwiązaniem byłoby zawarcie pokoju pomiędzy USA i ChRL - wszak gospodarki obu krajów są komplementarne. Oba supermocarstwa mogłyby wspólnymi siłami kształtować porządek świata - na przykład rozwiązać problem przeludnienia Indii oraz Afryki. Rzucenie Rosji przeciwko ChRL jest jednak mokrym snem think-tankowych dupków, którym wydaje się, że Rosja jest konserwatywnym krajem "białego człowieka", a nie mieszanym rasowo postbolszewickim shitholem. Gloryfikująca Rassiję newdealowska propaganda tworzona przez Semitów i sodomitów z Hollywood wciąż więc rezonuje na amerykańskiej, krześcijańskiej prawicy. (Ale poza tym opinia publiczna w USA jednoznacznie postrzega Rosję jako wroga. Tylko 8 proc. Amerykanów postrzega Rosję pozytywnie! Także rosnący antysemityzm w pokoleniu Z i wśród mniejszości rasowych sugeruje, że można by u Amerykanów umiejętnie zastąpić newdealowską wizję Rosji goebbelsowską wizją "judeobolszewickiego shitholu". )

Rosja jest jednak mimo wszystko potrzebna USA jako straszak na eurocucków, wymuszający na nich wydawanie 5 proc. PKB na obronę (czyli w dużym stopniu na amerykańską broń). Gdyby Rosji zabrakło, to przeciwko komu byłyby te zbrojenia? Przeciwko Subsaharyjczykom ze starymi kałachami, dżihadystom z irackich wiosek czy pingwinom z Grenlandii? 

Ciekawie brzmi na tym tle oferta wspólnej rosyjsko-amerykańskiej rozprawy z eurocuckami. Oznaczałoby to, że zarówno służby USA jak i Rassiji/Biełarusi symultanicznie odpaliłyby kompromaty. Już teraz mamy ciekawą aferę w Hiszpanii - okazało się, że minister transportu zatrudnił swoją ulubioną luksusową prostytutkę w swoim resorcie i dostawał walizki złota (!) od wenezuelskiego reżimu. (Socjalistyczny premier Hiszpanii Pedro Sanchez swego czasu stał się bardzo spolegliwy wobec żądań Maroka, po tym jak marokańskie służby zhakowały mu telefon Pegasusem. Co ciekawe, ten eurocuck zapowiedział delegalizację prostytucji - czyli dla zwykłych ludzi purytanizm i mizandryczny feminizm, a w ministerstwach prawdziwa pornokracja.) Tomasz Piątek zesra się, bo nie będzie nadążał z kreśleniem swoich wykresików... (Być może drobną zapowiedzią nadchodzącej burzy była kolejna metamorfoza towarzysza Millera, który dał okładkowy wywiad dla "Do Rzeczy", w którym głównie ostro jechał Ukraińcom. Miller - ze względu na moskiewską pożyczkę i sprawę tajnych więzień CIA - uosabia konwergencję między amerykańskimi i rosyjskimi służbami.)

Niewątpliwie Trumpowi zależy na obaleniu Zełenskiego. Nie darzy go sympatią od sprawy impeachmentu. Obecna ekipa postrzega go jako zbyt związanego z poprzednią ekipą. I Zełenski sam jest sobie winny. Nie musiał przecież obszczekiwać rządu PiS na żądanie Niemców i patronów z poprzedniego Departamentu Stanu/USAID. Sam też się Zełenski zapiął w d... kusząc Trumpa złożami metali ziem rzadkich, których nie ma. , na co Amerykanie odpowiedzieli projektem iście XIX-wiecznego, kolonialnego porozumienia o kontroli nad zasobami.

Co mówił pułkownik Philip J. Corso? "CIA była lojalna wobec KGB, a KGB wobec CIA". Co śpiewał Sting?  "And the Russians f*ck their children too".

***


Wszystkim tym, którzy wzorem Lecha "Jak przeprosimy Rosjan za to, że istniejemy" Mażewskiego, Wojciecha "Mielonki" Golonki, Marcina "Odpaliłem w Sylwestra Sowę" Palade i turbozjeba Marcina Skalskiego wierzą w Moskwę bardziej niż w Boga (Pewien sunnicki Libańczyk powiedział mi: "Komuniści? A, to ci, co zamiast w Boga wierzą w Moskwę!"), polecam wywiad przeprowadzony dla "Plusa Minusa" przez znanego Wam redaktora z Shaunem Pinnerem, brytyjskim weteranem walk o Mariupol, który był torturowany w rosyjskiej niewoli. Kilka fragmentów na zachętę:

"Większość ludzi myślała, że sytuacja jakoś się ułoży. Mimo że Rosja anektowała Krym i najechała wschodnią Ukrainę w 2014 roku, wciąż miała duży wpływ na kraj. Wielu ludzi mówiło mi: „Shaun, jesteśmy jak kłócący się bracia”, i to było dla mnie niezrozumiałe. Myślałem sobie: „Nie rozumiem tej kultury. Oni już zabrali Krym, już najechali wschód Ukrainy, teraz znowu nadchodzą”. Nawet moja żona, o czym pisałem w książce, była zdania, że do inwazji nie dojdzie, że wszystko się jakoś rozwiąże. To była ogólna postawa, z jaką się spotykałem. Ale ja miałem za sobą 13 lat w wojsku, 9 misji wojennych, widziałem propagandę, rozumiałem geopolityczny aspekt tej sytuacji. Tymczasem wielu moich żołnierzy miało 18–19 lat, dla nich była to pierwsza bitwa. Byli niedoświadczeni, dopiero zaczynali swoją służbę wojskową. Nie rozumieli polityki – bardziej interesowały ich dziewczyny. Byli bardzo zmotywowani, ale ja po prostu wiedziałem, że inwazja nadchodzi.

Około dwóch tygodni przed nią Rosja zaczęła nasilać bombardowania, a zmiany w technologii dronów były uderzające. Nagle mieli drony wyposażone w termowizję, zdolne do zrzucania ładunków w nocy – pięć lat wcześniej to nie miało miejsca. Rosyjskie drony zwiadowcze, drony Lancet i szybkie jednostki rozpoznawcze zaczęły się pojawiać nad naszymi pozycjami. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje. Widzieliśmy ciężarówki z literą „Z”, a systemy rakietowe Grad były ogromnym sygnałem ostrzegawczym. Wracając do Mariupola, nagle zauważyłem ukraińskie systemy Grad wjeżdżające do miasta. To nie było normalne – nie wolno nam było ich używać. Ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę, że Rosja ściąga swoje systemy Grad. Dwa tygodnie przed inwazją wiedzieliśmy, że to się wydarzy. Próbowałem ostrzegać innych, a gdy media zaczęły się przenosić z Mariupola do Dnipro, do bezpieczniejszych rejonów, było jasne, że to już się zaczęło. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko czekać na inwazję. (...)

Jestem bardzo dumny z tego, co zrobiliśmy. Przez siedem tygodni odpieraliśmy ataki przy miażdżącej liczebnej przewadze wroga i jego całkowitej dominacji w powietrzu. Ale utrzymaliśmy się przez te siedem tygodni. Nikt z nas się nie poddał, dopóki Zełenski nie wydał rozkazu, że możemy próbować przebijać się do własnych linii albo się poddać. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Trzymaliśmy się tak długo, jak było to możliwe, ale zaczynało nam brakować amunicji.

Rosjanie opierają swoją taktykę na przewadze artyleryjskiej i lotniczej. Oczywiście mają też dobre jednostki, ale ogólnie ich piechota była słabo wyszkolona. Widać to było po tym, jak używali moździerzy – przez godzinę ostrzeliwali te same pozycje, które były już bezpieczne, a nie rzeczywiste zagrożenie. To pokazywało brak wyszkolenia. Gdyby byli lepiej przygotowani, po moździerzach przyszłoby zmasowane uderzenie, ale tego nie robili. Ich piechota nie miała taktycznego rozeznania – używali tych samych tras za każdym razem. Czekaliśmy, aż podejdą na 30 metrów, i wtedy otwieraliśmy ogień. Widać było, że nie są to regularni żołnierze, bardziej przypominali jakąś milicję. Problemem były jednak ich działa samobieżne, artyleria, moździerze i przewaga w powietrzu. To one nas niszczyły. Straciliśmy 60 proc. naszego plutonu, ale nie w walce wręcz czy w starciach z żołnierzami – to była czysta siła ognia artyleryjskiego i naloty, które nas dosłownie zmiażdżyły. (...)

Zostałem pojmany przez siły DRL. Wiem, że to byli oni. Wyglądali inaczej niż Rosjanie. Nie nosili rosyjskich mundurów wojskowych. Bardziej przypominali milicję, a nie regularną armię. Następnie przekazano mnie rosyjskim żołnierzom, którzy byli zupełnie inną ligą. Mieli pełne rosyjskie umundurowanie – czyste, schludne, dobre hełmy, dobre wyposażenie optyczne, świetne magazynki, niesamowite kamizelki taktyczne z latarkami Maglite. Od razu wiedziałem, że to Rosjanie, bo wyglądali inaczej. Nie mieli na sobie naszywek, ale zostałem im przekazany. Oni po prostu dźgnęli mnie w nogę. Nie było żadnego przesłuchania. Wiedzieli, że mogłem być przeszkolony do ucieczki, więc zadali mi ranę, żeby mi ją uniemożliwić. To było naprawdę makabryczne.

Potem zabrali mnie do miejsca, które nazwałem „czarne ściany, biała podłoga”. Znajdowało się około 20 minut drogi od miejsca, w którym mnie schwytano. Wyglądało to bardziej jak stary posterunek kontrolny. Miałem na głowie kaptur, więc mogłem widzieć tylko podłogę, kiedy mnie tam wprowadzano. Następnie zostałem kilka razy porażony prądem urządzeniem, którego nigdy nie zobaczyłem. Cały czas powtarzali: „Chcesz zadzwonić do domu?”. Podejrzewam, że używali do tego telefonu polowego wykorzystywanego przez rosyjskie wojsko. Myślę, że to pytanie o telefon było dla nich po prostu żartem. Ale porażenie prądem było niezwykle intensywne. Przymocowali elektrody do moich palców i dosłownie rażono mnie prądem przez około 30 sekund lub minutę. Był to naprawdę potężny wstrząs. Pamiętam tylko dźwięk przepływającego przez moje ciało prądu. Nikt mnie nie dotykał, nikt nic nie mówił. Nie mogłem nic zrobić. Całe ciało się napinało. Byłem przywiązany do krzesła, ale w wyniku wstrząsów niemal unosiłem się w nim do pozycji stojącej. Wystarczy jeden taki wstrząs, żeby cię kompletnie wyczerpać. Śliniłem się, miałem drgawki z powodu efektów ubocznych. Ale rażono mnie jeszcze dwa lub trzy razy. Pod koniec nie byłem już w stanie mówić. Potem zrobili mi zdjęcia, przejrzeli moje media społecznościowe i powiedzieli mi, że oficjalnie jestem martwy, po czym wysłali wiadomości do mojej rodziny. Nie miałem przy sobie telefonu, ale namierzyli mnie przez media społecznościowe i znaleźli pewne dokumenty. Wysłali je mojej rodzinie. Pokazali mi też nagranie mojego torturowania. Wiem więc, że gdzieś istnieje film, na którym jestem torturowany, i wciąż go szukam. (...)


W książce opisał pan też swój proces w Doniecku, który wyglądał bardzo stalinowsko. Pańska adwokat była zszokowana tym, że sam pan się nie oskarża…

Stalinowski” to dobre określenie tego procesu. Jest jedno znane zdjęcie w internecie, na którym ja i Aidan Aslin (inny Brytyjczyk będący żołnierzem Sił Zbrojnych Ukrainy, pojmany przez Rosjan – red.) oraz inni rozmawiamy z prawnikami, ponieważ nie byli zadowoleni, że nie przyznaliśmy się do winy. Na zdjęciu widać mnie i Aidana patrzących na prawnika z wyrazem twarzy mówiącym: „Co masz na myśli, że nie możemy nie przyznać się do winy?”. Chcieli, żebyśmy przyjęli odpowiedzialność za coś, czym nie byliśmy – nie byłem najemnikiem, nigdy nie opuściłem kraju, miałem legalny status. Cały czas walczyliśmy. Moim prawnikiem na początku był mężczyzna, ale wymieniono go na kobietę i to był drugi raz, kiedy ją widziałem, a rzekomo była moim obrońcą. Nigdy nie odwiedziła więzienia, w którym byłem, nigdy nie spisała mojego zeznania, nigdy z nami nie rozmawiała. Wiedzieliśmy więc, że proces nie będzie uczciwy. (...) Cały proces był manipulacją, odbieraniem człowieczeństwa, a potem torturami. Rosjanie nie torturują w taki sposób, w jaki ludzie to sobie wyobrażają. Nie robią tego, by wydobyć informacje. Torturują po to, byś przyznał się do rzeczy, których nigdy nie zrobiłeś, do obecności w miejscach, w których nigdy nie byłeś. I są w tym niezwykle skuteczni. A potem Putin ma cię w systemie sądowniczym – skoro się przyznałeś, to nie można go za nic obwiniać. Tylko że to przyznanie się jest efektem dźgnięć nożem, porażeń prądem, głodzenia… Nie ma żadnej drogi odwrotu. Zrozumiałem, jak naprawdę wygląda rosyjska „sprawiedliwość” – nie istnieje. (...)


Jak długo był pan w niewoli oraz ile kilogramów stracił pan w jej trakcie?

Przez pierwsze 60 dni dostawałem tylko trochę chleba co drugi dzień. Jeśli rano o dziewiątej byłem wyciągany na nagrania propagandowe – a na początku działo się to często, podobnie jak przesłuchania – to nie dostawałem jedzenia tego dnia. Chleb rozdawano o dziesiątej, więc jeśli nie było mnie w celi, musiałem obyć się bez niego. Bywało, że przez trzy, cztery dni nie jadłem nic. Na zdjęciach z pierwszego tygodnia po moim pojmaniu widać, że mam jeszcze sporo włosów. Wyglądam całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że przez siedem tygodni walczyłem w Mariupolu. Jednak na zdjęciach z procesu nie mam już włosów, a moja waga spadła poniżej 60 kilogramów. Normalnie ważę około 86 kilogramów, więc straciłem ponad 25 kilo. Miałem dyzenterię. Piliśmy techniczną wodę, nieczystą, o zapachu diesla, z widocznymi małymi pasożytami. Traciłem na wadze w zastraszającym tempie. Kiedy doszło do procesu, ważyłem już tylko 60 kilo. Nawet po wymianie jeńców pod koniec września, gdy wróciłem do domu, miałem zaledwie 65 kilogramów. W pewnym momencie myślałem, że zagłodzą mnie na śmierć, zanim w ogóle zdecydują się mnie zastrzelić."

(koniec cytatu)



Wspomnienia Shauna Pinnera "Przetrwać Mariupol" zostały niedawno wydane przez Wydawnictwo Replika. Zrecenzowałem je na swoim drugim blogu.


sobota, 15 lutego 2025

Monachium - to nie czas jojczenia

 


Czytajcie wujka Foxa, bo naprawdę warto... Przewidziałem wygraną Trumpa w wyborach w czasie, gdy wielu komentatorów mądrzyło się, że "jego kampania się rozpada". Prognozowałem również, że po powrocie do Białego Domu Trump zajmie się "głupimi negocjacjami" z Rosją, które jednak zakończą się fiaskiem z powodu braku umiaru u Ruskich. Spełnia się pierwsza część tej prognozy, a teraz musimy poczekać na spełnienie się drugiej. 

Opinia publiczna w Weischelgau/Kraju Priwislanskim jest jak zwykle niecierpliwa oraz infantylna. Libki jojczą więc wraz z częścią prawicowców, że "USA zostawia Europę" i zdradza Ukrainę, a onucowcy jednocześnie triumfują i jojczą, że będziemy "wyłączeni z nowego porządku", czyli "nie skorzystamy" z nowego resetu. (No cóż, jeśli rzeczywiście będziemy wyłączeni to świetnie. Reset oznacza bowiem gigantyczną rosyjską infiltrację i osłabienie zdolności obronnych kraju jak za pierwszego Tusska i Kopaczowej w zamian za co nie uzyskuje się niczego. No bo co Rassija nam może zaoferować? Gaz w cenie wyższej niż dla Niemiec w kontrakcie na 30 lat? Kupienie fury jabłek od Kołodziejczaka?) Wszyscy z nich opierają się głównie na nagłówkach z portali internetowych i głosach "ekspertów". A tymczasem nagłówki z gównodziennikarskich portali i bajdurzenia różnych akademickich mend bywają zwodnicze.

Nie ukrywam, że gadanie Trumpa o ponownym włączeniu Rosji do G8 czy o traktacie z Rosją i Chinami redukującym o połowę budżety wojskowe to jego kretyńskie, autorskie pomysły podobne jak plan przebudowy Strefy Gazy w riwierę dla Januszów deweloperki. Również jego podejście do rozmów z Rosją jest głupie. Trump jest po prostu żądny szybkiego sukcesu. Tak jak podczas negocjacji z Kim Dżong Unem. To natomiast zwiększa prawdopodobieństwo, że negocjacje skończą się fiaskiem. Kremlowskie Politbiuro również bowiem jest żądne sukcesu. Według Generała SWR wpadło nawet w taki optymizm, że chce zaprosić Trumpa do Moskwy na paradę 9 maja :)

Trochę z tej kuchni negocjacyjnej zdradził też Rubio: twierdząc, że rozmowy z Putinem trwają wieczność, bo nie zna on angielskiego i wszystko idzie przez tłumacza. Zełenski zna za to dobrze angielski i komunikuje się bezpośrednio z Trumpem. Oczywiście wykorzystywać tłumacza zdarza się również przywódcom doskonale znającym angielski - czas na tłumaczenie daje po prostu więcej czasu na przemyślenie odpowiedzi. 

Ukraina już natomiast przygotowuje draft umowy z USA o swoich złożach metali ziem rzadkich.

Olbrzymie obawy w Europie wywołały słowa sekretarza obrony Pete'a Hegsetha w Monachium, o tym, że USA "wiecznie" nie będą gwarantować bezpieczeństwa Europy, Ukraina nie przystąpi do NATO i prawdopodobnie nie wróci do granic z 2014 r., a USA nie będą uczestniczyć w siłach rozejmowych.



 O tym, że Ukraina nie wejdzie do NATO wiemy od 2008 r., gdy Merkel zablokowała jej drogę do akcesji na szczycie w Bukareszcie. (Czystym kretynizmem jest więc narracja rosyjskiej propagandy o tym, że "specjalna operacja wojskowa" została przeprowadzona po to, by bronić się przed wejściem Ukrainy do NATO.) To, że Ukraina nie wejdzie do Sojuszu potwierdziła również administracja Joe Bidena na szczycie w Wilnie. Ta sama administracja sugerowała również, że powrót do granic z 2014 r. nie będzie możliwy i chłodno przyjmowała ideę międzynarodowych sił rozjemczych. Ostrzeżenia o tym, by Europa wzięła większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo też nie są niczym nowym - padały one już za administracji Obamy. Co eurocucki zrobiły w tej sprawie przez ostatnie kilkanaście lat? Niewiele. J.D. Vance złośliwie zauważył, że Niemcy i Europa zaczęły likwidować swój przemysł poprzez różne Zielone Łady, akurat wtedy, gdy nadszedł czas, by się zbroić...

To co w przemówieniu Hegsetha pominięto, to jego zapewnienia, że "nie będzie Mińska 3.0", a Ukraina musi otrzymać gwarancje i wsparcie wojskowe potrzebne, by wojna nie zaczęła się na nowo. Mówił on też o przekazywaniu więcej broni Ukrainie, konieczności rozbudowy przemysłu zbrojeniowego i przeznaczania 5 proc. PKB na obronę. Czy to świadczy o "końcu NATO"? Chyba jedynie z winy durnych eurocucków... Od ponad 10 lat mówi się im, by naprawili swoje siły zbrojne. I nie słuchają. Myślą, że da się obronić Grenlandii za pomocą 12 psich zaprzęgów...

"Wartości są ważne. Ale nie można nimi strzelać" - Pete "Homelander" Hegseth.

Zacytujmy Marka Budzisza: "Chór europejskich płaczek - wszyscy chcą negocjować z Rosją "z pozycji siły" i domagają się miejsca przy stole rokowań. No to zobaczmy - Hiszpanie wydają 1,3 % PKB na bezpieczeństwo, Niemcy nie mają budżetu a według ostatnich doniesień ich ekspertów (dla Reutersa) gotowość Bundeswehry jest mniejsza niż w 2022 roku, Brytyjczycy mają najmniejszą armię od wojen napoleońskich a 2,5 % PKB na obronność osiągną może w 2030 roku, Włosi nie doszli do poziomu 2 % wydatków na obronność i nie zanosi się aby byli w stanie, Francuzi mają mniejszościowy rząd, który podnosi podatki bo nie jest w stanie obsłużyć gigantycznego długu publicznego i nie mają planów rozbudowy sił lądowych. Kto ma negocjować z "pozycji siły"? Z raportu niemieckiego SWP (jest na stronie, można przeczytać- https://swp-berlin.org/publications/products/arbeitspapiere/Working_Paper_FG03_2025_C_Major_A_Kleemann_EN_Version.pdf…) wynika, że Europa nie jest w stanie zebrać kontyngentu stabilizacyjnego o wielkości 150 tys. żołnierzy, bo ich po prostu nie ma i pozostaje jej jedynie strategia "blefuj i módl się". I jeszcze Budzisz: "„To przykre, że Trump już publicznie poczynił ustępstwa wobec Putina, zanim jeszcze negocjacje się rozpoczęły” – powiedział Pistorius - „Lepiej byłoby najpierw porozmawiać o możliwym członkostwie Ukrainy w NATO przy stole negocjacyjnym”. Mówi to minister rządu, który blokował jakiekolwiek rozmowy w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO, nie zdecydował się wysłać rakiet Taurus, wstrzymał ostatni pakiet pomocy, nawet oponował przeciw wypowiedzeniu Aktu Stanowiącego Rosja - NATO, nie wspominając o dyskusji na temat sił stabilizacyjnych. Europejczycy sprowadzili się do roli dzieci, które teraz płaczą nad tym, że Trump postanowił rozegrać sprawę nie pytając nas o zdanie. Co mamy do zaproponowania - kolejną dyskusję na temat zwiększenia zdolności wojskowych Europy i serię dobrych rad dla USA co powinny zrobić? Najsmutniejsze jest w tym to, że Polska mająca potencjalnie lepszą pozycję uczestniczy w tym chórze płaczek, bo nie chciała i nie umiała zagrać samodzielnie."

Tymczasem kumpel Budzisza, prochiński magister Bartosiusiak:


Po wystąpieniu Hegsetha, J.D. Vance udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że Ukraina musi zachować "suwerenną niepodległość" i że nie da się całkiem wykluczyć wysłania wojsk amerykańskich na jej terytorium. "Bild" przed Konferencją Bezpieczeństwa w Monachium puścił przeciek mówiący, że Vance ogłosi wycofanie wojsk amerykańskich z Europy na dużą skalę. Oczywiście nic takiego się nie stało. Po prostu BND brzydko się bawi. Wizyta Hegsetha w Polsce pokazuje natomiast, że USA bynajmniej nie zamierzają się wycofywać z naszego regionu. Homelander stwierdził, że chciałby by amerykańskich żołnierzy w Polsce było więcej. Prezydent Duda powiedział natomiast, że ma poczucie tego, że Fort Trump powstanie w naszym kraju. Homelander rozmawiał z Dudą (Dude!) na tyle długo, że w piątek odwołano spotkanie z Prosiniakiem-Kamyszem w Powidzu, które przesunięto na sobotę. (Prawicowe media spekulowały, że to miało związek z głupimi wpisami Kutas-Dupaczewskiej, ale nie sądzę, by Homelander nawet odnotował jej istnienie.) Spotkania Homelandera z Tusskiem nie zaplanowano.

Prawdziwą bombą atomową było natomiast przemówienie J.D. Vance'a w Monachium. Wypomniał europejskiemu establiszmentowi totalitarne ciągotki: łamanie wolności słowa, wolności religijnej oraz niszczenie procesów wyborczych. Przypomniał o anulowaniu wyniku pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, o tym, że brytyjska policja aresztowała człowieka za modlitwę w myślach (!) i o tym, że policja w wielu krajach robi ludziom wjazd do mieszkań za wpisy w necie. "My przez 10 lat znosiliśmy jojczenie Grety Thunberg, to wy powinniście przez dwa miesiące znieść Elona Muska" - złośliwie zauważył. Nazwał przy tym unijny establiszment "wrogiem wewnętrznym". Wcześniej, podczas szczytu dotyczącego AI w Paryżu, wyraźnie zadeklarował, że USA nie zaakceptują "przykręcania śruby" przez Unię amerykańskim koncernom cyfrowym.  Słowa Vance'a w Monachium zostały przyjęta przez obecnych tam eurocucków z konsternacją i przerażeniem. Wcześniej amerykański wiceprezydent demonstracyjnie olał spotkanie z Olafem Scholzem.  Zamiast tego spotkał się z Alice Weidel, lesbijską współprzewodniczącą AfD.  Coś czuję, że po wyborach w Niemczech Amerykanie będą naciskali na koalicję CDU/CSU Merza/Soedera z AfD. Powininni jeszcze mianować Gruppenfuehrera Kanye Westa na ambasadora w Berlinie - gdyby Niemcy nie chcieli mu dać akredytacji, można by ich oskarżyć o rasizm. 

Ilustracja muzyczna: Gigi d'Agostino - L'Amour Toujurs (hymn Europy)

I wersja bardziej dystyngowana.

(Następnym razem, gdy będzie Polskę odwiedzał jakiś oficjel z Niemiec, Orkiestra Reprezentacyjna WP powinna grać na jego powitanie ten kawałek.)

Tymczasem Amerykanie mogli sobie posłuchać u Joe Rogana, jak USAID i NED wpływały na wybory parlamentarne w Polsce i jak próbowano u nas dokonać przewrotu przy okazji cyrku z wyborami kopertowymi w 2020 r.  Elon Musk zauważył natomiast istnienie Patryka Jakiego. A premier Tussk również stara się, by zostać dostrzeżony, bo zaatakował Vance'a (zarzucając mu prorosyjskość) za... zacytowanie JPII. 


***

A w recenzjach: krwawy kongijski kobalt i zarabiający na nim Chińczycy,   jojczenie Zybertowicza na temat AI,  Budzisz o tym jak w dobry sposób przywrócić pobór do wojska (i uczynić go koedukacyjnym), oraz szczegółowy pamiętnik mieszkanki Żoliborza z Powstania, Dulagu w Pruszkowie oraz obozów koncentracyjnych Ravensbruck i Bergen-Belsen.

sobota, 8 lutego 2025

Pierwsza wojna w drugiej kadencji Trumpa?

 



Ilustracja muzyczna: Sicario - The Beast

Pierwsza wojna z udziałem nowej administracji Trumpa prawdopodobnie będzie toczyła się w Meksyku.  To nie tylko moja opinia. Tom Homan, prezydencki pełnomocnik ds. zabezpieczenia granicy, stwierdził, że spodziewa się "kinetycznej" wojny pomiędzy oddziałami amerykańskimi a kartelami.  Sekretarz obrony Pete Hegseth przyznał, że uderzenia przeciwko kartelom są brane pod uwagę a swoją pierwszą wizytę złożył wśród żołnierzy pilnujących granicy południowej. Wywiad straży granicznej przechwycił informacje, że kartele planują używać IED oraz dronów-kamikaze przeciwko funkcjonariuszom Border Patrol. To byłby świetny pretekst do ekspedycji karnej. Mieliśmy ostatnio przelot amerykańskiego wojskowego samolotu rozpoznawczego (wykonującego misję SIGINT) w meksykańskiej przestrzeni powietrznej, nad Zatoką Kalifornijską, wzdłuż wybrzeża stanów Sinaloa i Sonora. 



Nagła zapowiedź nałożenia karnych, 25-procentowych ceł na Kanadę i Meksyk, a następnie szybkie ich zawieszenie miało przyczyny nie tyle ekonomiczne, co związane z bezpieczeństwem narodowym. Meksykańska prezydent Claudia Sheinbaum szybko zgodziła się wysłać 10 tys. żołnierzy do zabezpieczenia granicy. Władze Meksyku robiły taką pokazówkę już za rządów Bidena, co oczywiście niewiele zmieniało, gdyż Meksyk jest rządzony przez kartele. (Niestety nie wiemy dla którego kartelu pracuje meksykańska prezydent.) Trudeau również zgodził się wzmocnić granicę, ale także powołać specjalną amerykańsko-kanadyjską grupę zadaniową walczącą z przestępczością zorganizowaną i uznać meksykańskie kartele za organizacje terrorystyczne. Dlaczego Trump uderzył w Kanadę? Bo Kanada jest główną pralnią pieniędzy karteli i triad oraz centrum produkcji i dystrybucji fentanylu. Centrum tej działalności jest Vancouver, gdzie wspólne interesy prowadzą chińskie triady (oczywiście mocno powiązane z bezpieką ChRL), meksykańskie kartele i... Hezbollah (przypominam o silnym zaangażowaniu irańskich służb i dawnego reżimu Assada w handel narkotykami). Chińczycy robią tam za bankierów dla mafii narkotykowych, a pieniądze piorą m.in. na kanadyjskim rynku nieruchomości ( i to dlatego domy w Kanadzie stały się tak drogie). Zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu.

Zalew fentanylu jest oczywiście elementem chińskiej strategii zwalczania USA. Świadczy o tym choćby to, że chińscy producenci półproduktów do wytwarzania tego narkotyku mogą ubiegać się o zwrot VAT za eksport tych substancji, a jednocześnie nie mogą sprzedawać ich w Chinach. Fentanyl, który trafia do USA jest bardzo tanim narkotykiem, a jednocześnie mocno uzależniającym i zabójczym. 42 proc. pigułek skonfiskowanych przez DEA zawierało jego śmiertelną dawkę. Zalewanie Ameryki fentanylem jest więc nie tyle operacją narkotykową, co terroryzmem chemicznym. (Dodajmy, że port w Vancouver służy również jako centrum logistyczne dla dostaw fentanylu do Australii oraz wysp Oceanii.) 



Nie zapominajmy też, że triady i kartele zarabiają również na organizowaniu nielegalnej imigracji, do której zwalczania ostro zabrała się nowa administracja. Liczba prób przekroczenia granicy spadła o 94 proc. rok do roku. Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Kristi Noem patronuje tej polityce. Ostatnio przejechała się konno nad granicą z funkcjonariuszami Border Patrol. Złośliwcy nazywają ją ICE Barbie, ze względu na zamiłowanie do cosplayu (rywalizowała z nią ostatnio pod tym względem kongreswoman Nancy Mace). 



Tymczasem Marco Rubio odwiedził Panamę i wymógł na tamtejszym prezydencie wycofanie się z chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku. Jednocześnie "grupa prawników" wniosła skargę do panamskiego Sądu Najwyższego, w której domagają się odebrania spółce z Hongkongu Hutchinson Ports licencji na zarządzanie dwoma portami po obu stronach Kanału Panamskiego. To całkiem rozsądne rozwiązanie. W razie wojny z Chinami, amerykańska grupa bojowa musiałaby zająć Kanał, tak jak Grenlandię w czasie II wojny światowej.

Na Grenlandii mają się odbyć wybory 11 marca, a po nich referendum niepodległościowe. Grenlandia jest oczywiście ważna nie tylko ze względu na metale ziem rzadkich, ale również na konieczność panowania nad morskim przesmykiem GIUK - blokowania tam rosyjskich i chińskich okrętów podwodnych.

Wyciekł plan "pokojowy" dla Ukrainy. Tyle, że postępów w negocjacjach z Rosją nie ma. Politbiuro nie jest zdecydowane, na co się zgodzić. Generał Keith Kellog zagroził Rosji zaostrzeniem sankcji, oceniając, że siła obecnych w skali od 1 do 10 wynosi zaledwie 3. Ostatnio wzrosła częstotliwość ukraińskich uderzeń dronowych w rosyjskie rafinerie. To również sposób nacisku na Moskwę. Nie zdziwcie się, jeśli zostaną nałożone 25 proc. cła na towary z UE - Unia wciąż kupuje rosyjski LNG, a Amerykanie chcieliby go mocniej zastąpić swoim gazem. Dla USA wojna handlowa z UE byłaby tylko niedogodnością, a dla strefy euro czynnikiem, który wepchnąłby ją w recesję.

W kwestii wojen handlowych, zapoznałem się z ciekawą teorią Jeffa Parka, analityka Bitwise. Wynika z niej, że Trump i Bessent chcą wykorzystać wojny handlowe jako narzędzie do doprowadzenia do układu Plaza 2.0. Jego istotą byłoby kontrolowane osłabienie dolara i spadek rynkowych stóp procentowych. Słaby dolar i niskie stopy to doskonałe warunki zarówno dla amerykańskiego eksportu jak i dla rynku akcji oraz kryptowalut. Pozwoliłoby to również rządowi USA - i innym rządom - na zadłużanie się niskim kosztem. Czyli same korzyści, tylko libki i inne osoby patrzące na ekonomię zgodnie z teoriami sprzed ponad 100 lat (to trochę jakby uczyć się fizyki na podstawie podręczników z początku XX w.) będą płakać, że "nasze wnuki będą musiały spłacać te długi", po raz miliardowy wieszczyć "koniec dolara" oraz hiperinflację.



O ile wiele działań administracji Trumpa ogłoszonych w pierwszych dniach jej urzędowania było bardzo rozsądnych lub dużo rozsądniejszych, niż się nam próbuje wmawiać, to pomysł wysiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy i budowy tam "bliskowschodniej riwiery" to całkowicie autorski, kretyński, pomysł Trumpa. Rubio oraz inni oficjele z administracji dowiedzieli się o nim z telewizji. Zaskoczony był pewnie też Netanjahu. Trump po prostu znów poczuł się ambitnym deweloperem, a ten projekt mogli mu zasugerować Jared Kushner i Steve Witkoff. Realizacja tego projektu wymagałaby jednak finansowego współudziału Arabii Saudyjskiej, Kataru i ZEA. One nie chcą w tym uczestniczyć, bo byłoby to samobójstwo wizerunkowe grożące buntem poddanych. Poza tym, kto da im gwarancję, że Izrael nie zamieni tej "riwiery" w morze gruzów? Problematyczne byłoby też "tymczasowe" wysiedlenie Palestyńczyków. Nie chcą ich przyjąć Egipt i Jordania, bo obawiają się, że owi nachodźcy przynieśliby ze sobą dobrze zorganizowane siatki dżihadystyczne. Palestyńczycy mogliby zdestabilizować Egipt tak jak Liban w latach 70-tych. Izraelczycy kombinują z wysłaniem Palestyńczyków do somalijskiego Puntlandu. Musieliby jednak sami przeprowadzić taką operację logistyczną. Jednym z elementów bliskowschodniej gry jest to, że nikt dobrowolnie nie opuszcza swojej ziemi. Tak więc Palestyńczycy nigdy dobrowolnie nie opuszczą Strefy Gazy. Mogą koczować w ruinach, ale nie odejdą. Co ciekawe Rubio w 2016 r. wyśmiewał Trumpa, że postrzega on Palestynę jako aktywo nieruchomościowe...


Ale przyznam, że byłoby ciekawie, gdyby USA przejęły Strefę Gazy jako swoje terytorium. Przy zmianie trendów politycznych stałoby się ono przyczółkiem do powstania nowoczesnego państwa krzyżowców, które mogłoby z czasem wchłonąć Izrael i okoliczne ziemie. :)


Tymczasem Trump wyznaczył na nowego ambasadora w Warszawie Toma Rose'a, byłego wydawcę "Jerusalem Post". Wyznawcy rebe Brauna już krzyczą: "Gewałt! 447!" i twierdzą, że to będzie drugi ambasador Izraela w Warszawie. Ja się cieszę, że Izrael będzie miał wreszcie prawdziwego ambasadora, bo przez ostatnie kilkanaście lat głównie zsyłał na warszawską placówkę ludzi upośledzonych umysłowo. Rose co prawda jest syjonistą, ale w dyskusjach dotyczących historii bronił Polaków - prostując łgarstwa. Dla zarządców Weischselgau będzie trudniejszym rozmówcą niż Mareczek Brzeziński, gdyż ostro się wypowiadał choćby w kwestii przejęcia TVP przez ekipę Kapitana Pizdy, a lubi się z prezydentem Dudą i Morawieckim. Występował też w telewizji WPolsce24. Więc może być ciekawie, ale pamiętajmy, że będzie on realizował nie swoją własną politykę, ale politykę Departamentu Stanu.




Sam Departament Stanu wspólnie z DOGE dokonali rzeczy niesamowitej, czyli rozpieprzyli w drobny mak agencję USAID. Okazało się, że oprócz fundowania kondomów hamasowcom i finansowania libkowskich mediów z całego świata oraz różnych inicjatyw związanych z transami, LPG i aborcją, dawała też granty na chińskie badania nad wirusami oraz na działalność Kościoła Szatana. W Polsce pieniądze z USAID dostawały m.in.: Kampania Przeciwko Homofobii, Feminoteka, kodziarska Tour de Konstytucja, "Wyborcza", "Krytyka Polityczna" czy OKO Press. Agencja rządu amerykańskiego finansowała więc organizacje działające przeciwko poprzedniemu, sojuszniczemu rządowi. Razem z NED wręcz spiskowała przeciwko rządowi PiS. Zarządzała tą pralnią Samantha Power, była obamowska ambasador przy ONZ. USAID kiedyś była uważana za przykrywkę dla CIA, ale z czasem stała się ona samodzielną, "dziką" agencją prowadzącą własną politykę. Teraz, gdy ten burdel rozwalono i kasa została odcięta, wśród lewicowych libków z całego świata rozległ się kwik. "Nie będzie pieniędzy na głodne dzieci w Afryce!". (I dlatego pięknym ruchem było też odcięcie wsparcia dla komuszej RPA.) Na głodne dzieci tam szedł ułamek środków, a poza tym "Tylko 1 dolar wystarczy, by wykarmić afrykańskie dziecko, którego ojciec zabił białego farmera, od którego kupował wcześniej jedzenie". Nawet gdyby rozwalenie USAID było jedyną dobrą rzeczą zrobioną przez administrację Trumpa, to i tak pozytywnie zapisałoby ją w historii.

A to dopiero początek drugiej kadencji Trumpa...