sobota, 25 czerwca 2022

Rewelacje "Generała SWR"

 


Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Voice of Moscow

Niemal każdy, kto przygląda się sytuacji na froncie ukraińskim, obserwuje kanały na Telegramie takie jak Nexta, Realnaja Wajna czy kanał Igora Girkina. Są one źródłami newsów, filmów, zdjęć, analiz, grafik i memów. Popularność na wojnie zdobył również kanał Generał SWR. Jest on cytowany przez media jako źródło rewelacji dotyczących złego stanu zdrowia Putina i manewrów dotyczących sukcesji na Kremlu (w ramach których Patruszew dąży, by swojego syna - ministra rolnictwa - uczynić nowym przywódcą RaSSiji). Rzadko są jednak cytowane inne rewelacje tajemniczego insidera, który kryje się pod pseudonimem "Generał SWR". (Mniej zorientowanym wyjaśniam, że SWR, to rosyjska służba wywiadu zagranicznego wywodząca się z KGB. Nie należy mylić jej z FSB, czyli wewnętrzną bezpieką i z GU - dawnym GRU - czyli wywiadem wojskowym. Szefem SWR jest Siergiej Naryszkin, czyli ten dziadzio, którego Putin publicznie zjechał na naradzie inaugurującej "operację specjalną".)

Z opowieści Generała SWR wyłania się obraz Kremla pogrążonego w paranoi a jednocześnie przekonanego o swojej "misji dziejowej". Niedawno opisana została tam narada Putina z dowództwem Floty Bałtyckiej, które totalnie zjebał za serię kompromitacji, z których ostatnią było zniszczenie przez Ukraińców platform naftowych na Morzu Czarnym, które służyły też jako stanowiska radarowe i nasłuchowe. Putin narzekał też na to, że popełniono fatalny błąd z Ukrainą i że powinien w pierwszej kolejności zaatakować Państwa Bałtyckie (które są i tak następne w kolejności). Rosyjski przywódca jednocześnie jest zafiksowany na punkcie budowy trójczłonowego państwa łączącego Rosję, Białoruś oraz Ukrainę. Ideę ogłoszenia takiej unii podsunął mu Kirijenko. Putin jest też bardzo niezadowolony z postawy Baćkoszenki i zamierza go mocniej przycisnąć. Wkurzył się też na Tokajewa, ale w kwestii Kazachstanu nie może wiele zrobić, ze względu na postawę Chin. O obecnych wpływach Rosji na Azję Środkową może świadczyć choćby to, że przekazała ona Talibom zboże zrabowane na Ukrainie warte 3 mld USD. Wraz z dodatkową pomocą, wartą 2 mld USD, to łapówka mająca skłonić Talibów, by nie destabilizowali Tadżykistanu. Co ciekawe, Putin ma też mocno narzekać na postawę Chin, które jego zdaniem dają Rosji zbyt małą pomoc. Prywatnie ma nazywać Xi Jinpinga... "cieknącym kondomem".

Te rewelacje Generała SWR brzmią jak najbardziej prawdopodobnie. Szokująco wygląda natomiast jego wpis z sierpnia 2021 r. dotyczący roli Rosji w pandemii Covid-19.

Według Generała SWR na przełomie 2018 i 2019 r. rosyjscy decydenci byli wściekli na Chińczyków za to, że zarzucają Rosję tanimi narkotykami syntetycznymi. Część tych dostaw szła oczywiście za zgodą FSB i trafiała później na rynki Europy, ale znaczna większość była przesyłana przez chińską bezpiekę poza kontrolą FSB, na rosyjski rynek wewnętrzny. Gdy Ruscy prosili Chińczyków o ukrócenie tego procederu, Chińczycy obiecywali, że zamkną kanały przerzutowe, po czym zwiększali dostawy. Ruscy początkowo próbowali się odgryźć organizując przerzut heroiny po cenach dumpingowych do Chin, ale chińska bezpieka szybko zlikwidowała ten proceder. Pojawiła się więc kretyńska idea ukarania chińskiego przywództwa. 9 maja 2019 r., podczas narady na Kremlu, Patruszew zaproponował, by wywołać w Chinach epidemię, która na kilka miesięcy zdestabilizuje chińską gospodarkę. Miał zostać użyty wirus stworzony w państwowym rosyjskim instytucie Wektor. Wirus miał być dostosowany do genomów mieszkańców Azji Wschodniej. W ich przypadku śmiertelność miała wynosić od 5 proc. do 8 proc., a w przypadku Europejczyków poniżej 3 proc. (Czy tak było w istocie to inna sprawa... Generał SWR twierdzi jednak, że wirus okazał się niedoróbką.) Na jesieni miała być gotowa szczepionka na tego syntetycznego wirusa. Putinowi spodobała się ta idea i dał zielone światło do "operacji specjalnej".

Jak jednak rosyjski wirus znalazł się w Chinach? W sierpniu 2019 r. rosyjskie służby przekazały go Irańskiemu Korpusowi Strażników Rewolucji. W zamian za spore gratyfikacje finansowe, Irańczycy mieli przekazać go Chińczykom twierdząc, że odkryli takiego ciekawego syntetycznego wirusa w jednym z laboratoriów Saddama w Iraku. Do przekazania próbek Chińczykom doszło pomiędzy 20 a 29 sierpnia. Chińczycy wysłali wirusa do Instytutu Wirusologii w Wuhan. We wrześniu i w październiku 2019 r. funkcjonariusze GU (GRU) jeździli do Wuhan - w ramach współpracy z Chińczykami. Przy okazji zakazili nowym wirusem pracowników Instytutu Wirusologii Wuhan oraz członków ich rodzin. Grupa, która przybyła w październiku, zbierała informacje o infekcjach i przebiegu choroby. (Wiemy już, że wojskowi sportowcy biorący udział w Igrzyskach Wojskowych w Wuhan w październiku 2019 r. chorowali już po infekcji tajemniczym wirusem przypominającym Covid-19.) Wszystko miało wyglądać jak "wyciek" wirusa z laboratorium w Wuhan.

W październiku 2019 r. doszło również do pierwszych zakażeń koronawirusem w Iranie. To było akurat skutkiem tego, że Irańczycy badali wirusa na własną rękę i nie zachowali odpowiednio wysokich standardów w swoim laboratorium. Doszło też do "wycieku" innego rodzaju. Jeden z irańskich naukowców przekazał próbkę wirusa swojemu przyjacielowi Foroughowi Khademowi, kanadyjskiemu immunologowi pochodzenia irańskiego. Khadem miał wylecieć z Iranu, wraz z próbką wirusa, 8 stycznia 2020 r. na pokładzie samolotu Ukraine Internetional Airlines. Ten lot został zestrzelony przez Irańczyków nad Teheranem. Oficjalnie dlatego, że dowódca baterii rakiet przeciwlotniczych spanikował po likwidacji generała Sulejmaniego. Resztę tej historii znamy...

Putin wiosną 2020 r. autentycznie się przestraszył i skrył w bunkrze, dlatego że obawiał się, że Chiny lub jakieś inne obce mocarstwo może go dorwać i zabić. Jednocześnie miał jednak nadzieje, że dzięki rosyjskim szczepionkom, które szybko trafią na światowe rynki, zostanie uznany za "zbawcę świata", który zakończył pandemię. Oczywiście te szczepionki powstały już w 2019 r. (We wrześniu 2019 r. doszło do pożaru w Instytucie Wektor - wybuchł zbiornik z gazem w laboratorium.) Zaszczepiła się nimi cała rosyjska elita. Nie wiem na ile one są skuteczne i jakie mają skutki uboczne, ale chory karzełek Putin oraz martwy ośmiokrotnie zaszczepiony Żerynowski wzmacniają argumenty antyszczepionkowców. Ciekawe co na to towarzysz Iwan Komarenko?

Warto też sobie zadać pytanie: czy rosyjska inwazja na Ukrainę (na którą Xi Jinping dał zielone światło) nie jest ryzykiem, która Rosja wzięła na siebie w ramach zadośćuczynienia Chińczykom po kretyńskiej "operacji specjalnej" w Wuhan?

Oczywiście można wskazywać, że za pandemię współodpowiedzialni byli również globaliści, którzy wprowadzali określoną politykę w reakcji na nią, a wcześniej współfinansowali chińskie badania nad groźnymi wirusami w Wuhan. Ale czyż Putin i jego złodziejska ekipa z Kirijenką na czele nie są marionetkami globalistów? Zapewne kretyńska rosyjska narracja o natowskich biolabach na Ukrainie, w których wyprodukowano Covid-19, jest podobną projekcją propagandową jaką mieliśmy do czynienia choćby w przypadku Katynia: zrzucaniem na przeciwnika własnych zbrodni. Może więc nadszedł czas, by zdemilitaryzować rosyjskie biolaby?

***

Przy okazji wczorajszego wyroku Sądu Najwyższego USA uchylającego wyrok Roe vs. Wade i przywracającego władzom stanowym pełnię władzy w kwestii aborcji, rzucę garść złośliwych memów. Dwa pierwsze są oczywiście lekką szyderą z QAnona. Ale faktem jest, że w USA mamy drugiego w historii katolickiego prezydenta, który czasem zachowuje się jak dziadzio ze "Squid Game". "Trust the Plan!" :))))) Baj de łej: Gdyby ktoś Wam powiedział, że Hunter Biden jest Batmanem, to byście nie uwierzyli...



piątek, 17 czerwca 2022

Cypryjskie impresje


Nie wiem, czy klątwa związana ze zgonami znanych ludzi podczas moich wyjazdów zagranicznych działa. Jakimś tragicznym zbiegiem okoliczności, w dzień mojego przylotu na Cypr zmarła tamtejsza minister polityki społecznej Zeta Emilianidou. Widziałem później w telewizji migawki z jej pogrzebu, a przed pałacem arcybiskupa w Nikozji zauważyłem, że flagi zostały opuszczone do połowy masztu. Pani Emilianidou - z tego co słyszałem - była dobrze oceniana przez zwykłych Cypryjczyków. 

Jestem już w kraju - choć wciąż na urlopie - i wczoraj przeczytałem o śmierci generała KGB/SWR Lwa Sockowa - weterana będącego w służbie od 1959 r. , który wcześniej podsrywał sanacyjne władze i ministra Becka. Ponoć się zastrzelił z pamiątkowego pistoletu pamiętającego bitwę pod Chałchyn-goł.

Na dwa dni przed moim wylotem do Larnaki zmarł Dmitrij Kowtun - jeden ze sprawców otrucia płka Aleksandra Litwinienki, a wcześniej... aktor porno zaangażowany przez Ługowoja ad hoc do tej akcji. 

4 czerwca zmarł również Bolesław Tejkowski - asystent profesora Bałwana, współpracownik Kuronia i Modzelewskiego, wieloletni komunista a później opozycjonista internowany w stanie wojennym, który przefarbował się na neopogańskiego narodowca. 

Na samym Cyprze przeżyłem małe trzęsienie ziemi - 4,9 stopni w skali Richtera. Obudziło mnie po 4 w nocy, trochę potrząsnęło meblami w moim pokoju hotelowym i tyle...

Za granicą przebywałem przez tydzień. Zwiedziłem trochę Republiki Cypru oraz samozwańczej Tureckiej Republiki Cypru. Byłem też na terenie podległym brytyjskim bazom: Akrotiri i Dhekelia. Najbardziej mnie interesowała oczywiście kwestia podziału Wyspy. 

Jak pisałem:




"Dzisiaj mój cypryjski przyjaciel Costas zabrał mnie do Famagusty - miasta z potężną twierdzą Wenecjan. Forteca o imponujących murach broniła się w XVI w. przed ogromną turecką armią i flotą, zadając im wielkie straty. Do kapitulacji zmusił ją dopiero głód. Lala Pasza, turecki dowódca początkowo potraktował dowódcę obrony - Marcantonio Bragandino z honorami. Niestety najstarszy syn paszy trafił wcześniej do niewoli oblężonych i prawdopodobnie został zjedzony wraz z innymi jeńcami. Lala Pasza wściekł się i kazał, by obciąć uszy i nos Bragandino. Potem bohaterski wenecki dowódca został wychłostany na śmierć. Jego zwłoki wypchanie słoma i obwożono po mieście na krowie. Lala Pasza wygnał Greków ze starego miasta, ale podarował im ziemię znaną jako Marosza a potem Varosha.




Greckie elity mieszkały tam do 1974 r., czyli do tureckiej inwazji. W porzuconych domach zostały rzeczy osobiste uchodźców a nawet zostawione w popłochu posiłki na stołach. To miasto duchów jest odgrodzone drutem i stanowi w części teren wojskowy. Turcy z jakiegoś powodu je tak zostawili - nic nie wyburzali. Ostatnio jednak pojawiają pomysły, by wpuścić tam deweloperów..."






"Północna część Cypru stanowi ewenement, gdyż jest terytorium UE stanowiącym quasi państwo, w którym stacjonuje armia turecka. Taka turecka Abchazja, tylko lepiej zarządzana i bardziej otwarta na turystykę. Dostać się tam można bez większych problemów - trzeba tylko na granicy kupić OC dla auta (25 euro za miesiąc). Ja zostałem tam dowieziony przez terytorium... brytyjskie - czyli przez teren podległy bazie RAF (ale mający własny samorząd). W tym brytyjskim terytorium zamorskim rzuca się w oczy przede wszystkim... czystość ulic o zakazy fotografowania. Po przejechaniu granicy operator telefonii komórkowej wysłał mi smsa że stawkami opłat w Turcji. Pod względem architektury oraz infrastruktury tereny wokół Famagusty przypominają zachodnią Turcję. Czasem można poczuć kebaba na ulicy - ale ogólnie to typowo śródziemnomorskie środowisko miejskie. Ceny są tam w lotach tureckich i przelicza się je na euro. Bardzo się więc opłaca posilać się w tamtejszych restauracjach. Cypr Północny stał się w ostatnich latach przystanią dla tureckiej opozycji, ale jest tu też sporo zwolenników Erdogana i utrzymania podziału wyspy. To głównie osadnicy z Anatolii. No cóż, Unia nie chciała u siebie Turcji, to Turcja utrzymała pólnocnocypryjską republikę jako element "Turcji w UE"."

Mogę dodać, że gdyby to zależało od Turków Cypryjskich, to wielu z nich pewnie poparłoby powstanie jednego, federalnego Cypru. Przeciw byliby głównie osadnicy z Anatolii. A główną ich obawą byłoby to, że Grecy z Południa powrócą, by odzyskać swoje ziemie i nieruchomości.






"Chcecie poznać Nikozję? Zgłębijcie się w uliczki południowo-wschodniej części jej starówki. Zachodnią część składa się z budowanych małym kosztem budynków z lat 60-tych (!), wschodnia to głównie domy z lat 20-tych zeszłego stulecia i starsze. Jest tam też kilka kościołów, meczetów i łaźni tureckich mających po kilkaset lat. Jest katedra św. Jana - mały kościółek z pięknymi freskami. Można się tam też natknąć na zasieki i opuszczone posterunki ONZ. Nikozja to bowiem miasto podzielone od 1974 r. a de facto od lat 60-tych. Do 2003 r. granica była tam nieprzekraczalna. Teraz wystarczy tylko pokazać paszport na posterunku kontrolnym i można przechodzić bez żadnych pytań. Turecka część to wielki bazar i zagłębie knajp. Są też tam ciekawe zabytki - takie jak Buyuk Han. Handel miesza się tu ze sztuką. Cypryjscy Turcy są w większości świeccy. Po otworzeniu granicy wielu Greków przyjeżdżało tam na dziwki i hazard. Obie Nikozję są zadziwiająco bliskie sobie pod wieloma względami. Przed pałacem arcybiskupa Cypru słychać nagranie muezina puszczane z minaretu kilkaset metrów dalej, a greccy możni mieli w swoich posiadłościach łaźnie tureckie..."






"O ile zwykły turysta wybiera się do Nikozji, by zobaczyć Muzeum Cypru i posterunek kontrolny na główne j ulicy starówki, to prawdziwy chad wybiera się do Muzeum Narodowej Walki czyli Muzeum EOKA. Ekspozycja w tej placówce opowiada o działalności organizacji EOKA, która zbrojnie starała się wypędzić Brytyjczyków z Cypru w latach 50-tych. Kierował nią charyzmatyczny, faszyzujący płk Grivas, który nosił brytyjski beret i sweterek w stylu marszałka Montgomery'ego. Narracja w muzeum jest prowadzona podobnie do narracji zwolenników IRA, a szczególny nacisk kładzie się w niej na brytyjskie represje. Imperium się tam nie opieprzało - postawiło nawet kilka obozów koncentracyjnych. Ostatecznie jednak musiało się wycofać z tego przyczółku - zachowując dwie duże bazy. Niestety ekspozycja kończy się na 1959 r., a chciałbym zobaczyć jak brzmi oficjalna narracja co do działalności Grivasa i jego organizacji EOKA-B w niepodległym Cyprze. Organizacja ta nakręcała wraz z tureckimi ekstremistami spiralę wzajemnej nienawiści. Ale uderzała też w greckich Cypryjczyków. Grivas miał ich na sumieniu dużo więcej niż Brytyjczyków. Jego ludzie próbowali zabić arcybiskupa Makariosa - ojca niepodległości i pierwszego prezydenta Cypru. EOKA-B prawdopodobnie zabiła też ambasadora USA w Nikozji (a przynajmniej nie zaprzeczała oskarżeniom). Wspólnie z grecką juntą dała też Turcji pretekst do inwazji. Dzisiaj na górskim zboczu pod Kyrenią, dobrze widocznym z Nikozji, jest prowokacyjny petroglif z flagą samozwańczej republiki Cypru Północnego. Zrobili go ocaleńcy z wioski, którą zmasakrowała EOKA-B. Przez trzy dekady straszono Turków z Północy, że jeśli otworzy się granicę z Południem, EOKA-B wróci, by ich zabijać. Nic się takiego nie stało. Ale jak widać Grivas stworzył silny mit..."

Podsumowując: Brytyjczycy dostali Cypr w 1878 r. od Turków w zamian za to, że Londyn bronił dyplomatycznie Turcję przed Rosją. W latach 50-tych Cypryjscy Grecy wywalczyli sobie niepodległość, ale w ramach koncesji musieli udostępnić "na wieczne czasy" Brytyjczykom część swojego terytorium na bazy RAF. Cypr był jednak państwem targanym konfliktem etnicznym: grecka prawica chciała zjednoczenia go z Grecją (enosis), tureccy nacjonaliści opowiadali się za podziałem Wyspy. W 1974 r. grecka "faszystowska" junta obaliła rządy arcybiskupa Makariosa i ustanowiła władzę nacjonalistów z EOKA-B. To, wraz z czystkami etnicznymi, sprowokowało turecką inwazję - Operację "Atylla", w ramach której powstała Turecka Republika Cypru Północnego. Skutkiem tego jest poszatkowanie Cypru. Spójrzcie jak ono wygląda choćby w okolicach Dhekelii. Widać wyraźnie, że droga pomiędzy dwoma częściami tej brytyjskiej enklawy przedziela terytorium Republiki Cypru i Cypru Północnego. Jechałem tą drogą :) Co ciekawe Cypr ma chyba narodowy, który był grany publicznie tylko jeden raz w historii (!) i nie posiada słów, tylko melodię.


"Dopytałem się znajomego o stosunek Cypryjczyków do wojny na Ukrainie. Odpowiedział, że Cypr utrzymywał dobre relacje gospodarcze z oboma krajami, ale oczywiście wpływy rosyjskie były większe. "Mieliśmy demonstrację poparcia dla Rosji pod ambasadą rosyjską, z portretami Putina, ale przyszło na nią ze 20 osób". Otwarte poparcie dla Rosji nie jest więc tutaj wielkie. Ale oczywiście pieniądze lubią ciszę..."

W Larnace, na promenadzie nadmorskiej znalazłem za to niewielkie proukraińskie upamiętnienie...

Były też lżejsze akcenty w tej podróży. Choćby to, że Cypr to raj dla kociarzy :)





"W pobliżu brytyjskiej bazy w Akrotiri jest klasztor św. Mikołaja od kotów. Według legendy, święty ściągnął tam watahę kotów

🐱, a one wytępiły węże 🐍. Nya! Klasztor był przez stulecia znany z wielkiej liczby zamieszkujących go kotków. Nya! Obecnie jest on jednak w renowacji, a kotów nie jest już aż tak dużo. Może jacyś aktywiści je sprywatyzowali... Koło mojego hotelu widuje ich więcej. Nya! Mnisi nie wykorzystują więc potencjału marketingowego. Powinni mieć jakąś świętą z kocimi uszkami na ikonie... Nya! 🐈"


sobota, 4 czerwca 2022

Kogo sławi moskiewskie prawosławie

 


Powyżej: Ikona przedstawiająca spotkanie Stalina (zwróćcie uwagę na złotą aureolę wokół jego głowy!) z prawosławną mistyczką Matroną Moskiewską, która ponoć przekonała go, by w grudniu 1941 r. nie opuszczał Moskwy.

Zachwyty naszych dupokonserwatystów nad moskiewskim prawosławiem były dla mnie zawsze kuriozum. No cóż, gdy w 2012 r. kagiebowski patriarcha Cyryl, zwany metropolitą sodomsko-gomorskim, odwiedzał Polskę, pieli nad tym zachwyty najróżniejsi "konserwatyści" - od profesora Adama Wielkodupskiego, poprzez senatora Libickiego po Tomasza Terlikowskiego. Każdego, kto był sceptyczny wobec fetowania kagiebowskiego przebierańca wręcz posądzali oni o "smoleńską herezję" i "brak realizmu". Po latach chciałoby się im zacytować Karola Zbyszewskiego: "I jak pan teraz wygląda? Jak ch... wielbłąda!".


O tym, że rosyjskie prawosławie jest chrześcijaństwem co najmniej koślawym, jeśli nie jakimś demonicznym "antychrześcijaństwem", można się przekonać, przyglądając się temu, kogo owa religia czci. I nie chodzi mi tylko o, byśmy przyjrzeli się mozaikom w moskiewskiej katedrze sił zbrojnych. Przyjrzyjmy się świętym patriarchatu moskiewskiego.


Jednym z najbardziej czczonych świętych moskiewskiej cerkwi jest książę Aleksander Newski. Jest z nim jednak poważny problem. Ów "święty" w szamanistycznej ceremonii wyrzekł się swojego ojca i został zaadoptowany przez Batu-chana, pogromcę dawnej Rusi. Jurij Burowskij złośliwie nazywa z tego powodu owego "świętego" "Aleksandrem Batygowiczem Newskim". (Batygowicz to tzw. ocziestwo, od imienia "Batu"). Mongołowie uczynili Newskiego głównym poborcą danin na terytorium okupowanej Rusi. Duposławny "święty" był więc kolaborantem i ciemiężycielem. Kanonizowano go za czasów Iwana Groźnego wraz z kilkoma tuzinami innych książąt z rodu Rurykowiczów. Moskiewska cerkiew nie miała z tym większego problemu, bo jej struktury również były częścią mongolskiego aparatu fiskalnego.

Ilustracja muzyczna: Ice Top - Urge (mongolski gangsta rap)


Świętym moskiewskiej cerkwi jest również książę Dymitr Doński. Jest on czczony za "zrzucenie jarzma tatarskiego" i pokonanie chana Mamaja w bitwie na Kulikowym Polu. Rzadko kiedy się wspomina, że owa bitwa była częścią wojny domowej w mongolskiej Złotej Ordzie. Dymitr opowiedział się w niej po stronie chana Tochtamysza i dostał po zwycięstwie od niego podziękowania. Moskwa płaciła Mongołom trybut jeszcze kilka dekad po śmierci Dymitra Dońskiego. Później się usamodzielniła - ale tatarskie rody nadal eksploatowały zeslawizowanych ugrofińskich Moskali, ale już jako prawosławni bojarzy. Jeden z tych rodów bojarskich zmienił później swoje nazwisko z "Kobyła" na "Romanow".


Wśród władców czczonych przez patriarchat sowiecki mamy też m.in.: carewicza Dymitra, syna Iwana Groźnego, który został rzekomo zabity w wieku 9 lat, a dziwne okoliczności jego zniknięcia sprawiły, że później pojawiło się kilku Dymitrów Samozwańców. 


W przypadku cara Mikołaja II kanonizacja wywołała pewne kontrowersje, ze względu na jego mało świętobliwe życie prywatne, ale ostatecznie uznano, że godzien jest on czci jako męczennik, którego zabili bolszewicy. Mało kto zwracał uwagę na fascynację cara buddyzmem, przejawiającą się choćby w umiłowaniu przez niego symbolu swastyki. 

Oczywiście po upadku (na cztery łapy) sowieckiego komunizmu, cerkiew, w ramach budowania nowej, hybrydowej tożsamości historycznej Rosji, kanonizowała niektórych męczenników czasów bolszewickich i stalinowskich, a także niektórych duchownych emigracyjnych (moim ulubionym - kanonizowanym przez emigracyjną cerkiew - jest Jan z Szanghaju i San Francisco. "Masz kłopoty, idź do Chinatown, spytaj o Kane'a." :) 


Ale wkrótce potem zaczęły się kanonizacje osób zasłużonych głównie dla imperialnych interesów Rassiji. Absolutnym kuriozum była dokonana w 2000 r. kanonizacja admirała Fiodora Uszakowa. Nie powinna więc dziwić złożona przez ministra Szojgu ("Urge, urge!") propozycja kanonizacji Alekandra Suworowa.  W jednym ze źródeł naukowych znalazłem nawet informację, że Suworow już dawno został kanonizowany. W Kobryniu wybudowano mu cerkiew, choć ów mason do religijnych nigdy nie należał.


Są już też "święci" orkowie z nowszych konfliktów rozpętanych przez Rosję. Najbardziej znanym jest Jewgienij Rodionow - sołdat, który w 1996 r. miał nieszczęście mieć służbę na posterunku kontrolnym między Czeczenią a Inguszetią. Czeczeni ten posterunek rozpieprzyli i wzięli jego załogę do niewoli. (200 m dalej stacjonował silniejszy oddział rosyjski, który jednak nie zareagował, a później jego dowódca oskarżył porwanych o dezercję!) Po paru tygodniach Czeczeni obcięli Rodionowowi głowę. Jak podaje pewien kiepsko przetłumaczony ruski portal: "Ofiara czterech młodych mężczyzn została pomszczona, miejsce, gdzie byli torturowani i zabijani, zostało zetarte z powierzchni ziemi przez rosyjskich żołnierzy, którzy przybyli tu ponownie, żaden z bandytów nie uniknął odwetu. Lyubov Vasilievna co roku przychodzi na oddział, w którym jej syn rozpoczął służbę i zwraca się do rekrutów. Życzy im odpowiedzialnych dowódców, a nie tych, którzy zdradzili Rodionowa."  Piękna historia, jak z ofiary militarnego fuckupu zrobiono "świętego męczennika". No a teraz, kolesie, co go zarżnęli (a wcześniej zerżnęli?) krecą filmiki na TikToka na Ukrainie i krzyczą "Achmat Siła!".

Te historyczne przykłady sprawiają, że nie powinniśmy się więc dziwić, jeśli kiedyś za świętego moskiewskiej cerkwi prawosławnej  zostaną uznani: karzełek Putin-Chujło, Szojgu, gen. Zołotow, "Motorola", a może nawet Żerynowski i Kadyrow. A różni ekumeniści będą nas przekonywać o pięknie i konserwatyzmie moskiewskiego duposławia...



***

Za tydzień wpisu nie będzie, bo lecę na Cypr.