sobota, 21 czerwca 2025

Wojna izraelsko-irańska, a ja w oku cyklonu

 


Zwykle, gdy wybieram się na urlop, umiera ktoś znany (m.in. Kiszczak i Brzeziński) lub dochodzi do jakiejś sporej turbulencji geopolitycznej (w 2023 r. do ataku Hamasu na Izrael). Tegoroczna "klątwa urlopowa" przebiła jednak wszystko. W piątek 13-go czerwca zacząłem odbierać wiadomości od znajomych mówiące, że "tym razem dałeś czadu". Byłem wówczas w Jordanii. Od wczesnego ranka zwiedzałem Petrę. Przed południem zawyły tam syreny alarmowe i doszło do niskiego przelotu myśliwców. 20 minut po tym, jak autokar naszej grupy wyjechał z Petry, ten wspaniały zabytek został zamknięty dla turystów. Już po południu, w miejscowości Madaba (znanej z bizantyńskiej mapy mozaikowej w greckim kościele prawosławnym) znów zaobserwowaliśmy niski przelot dwóch jordańskich myśliwców. W Ammanie doszło w nocy do kilku alarmów lotniczych. Syreny wyły, ale nikt się tym nie przejmował. W hotelu, w którym mieszkaliśmy, akurat odbywało się wesele (ciekawa była obserwacja powitania państwa młodych - z muzyką na żywo, w wykonaniu beduińskiej kapeli). Irańskie drony i rakiety latały nad Jordanią, ale żadnych fajerwerków nie było widać na niebie. Później jeszcze były dwa alarmy lotnicze w Akabie - również nikt się nimi nie przejmował. Lotnisko w sąsiednim Eilacie było nadal oświetlone. Podczas przeprawy promowej, widziałem w oddali patrolowiec - być może izraelski - płynący w stronę Eilatu. I tyle z tych z mych "wojennych przygód"...

Zaskakujący i niczym nie sprowokowany atak Izraela na Iran początkowo pokazał, że kraj ajatollahów to państwo z kartonu. Izraelczykom udało się zdekapitować irański sztab generalny oraz dowództwo Korpusu Strażników Rewolucji, 15 z 20 kluczowych osób z otoczenia ajatollaha Chamenei, a także zabić czołowych naukowców związanych z programem nuklearnym. Uderzono w cały szereg celów, pokazując jak dziurawa jest irańska obrona przeciwlotnicza, oparta na totalnie gównianych rosyjskich systemach. (To tyle jeśli chodzi o bańki antydostępowe Bartosiaka...) Bardzo poważnie zaszwankował również irański kontrwywiad - mosadowcom udało się przemycić do kraju drony, którymi atakowali irańskich oficjeli.



Wkrótce potem Iran pokazał jednak, że nawet państwo z kartonu może się odgryźć. Zaczęły uderzenia rakietowo-dronowe na Izrael. Ta kampania była słabsza niż oczekiwały irańskie władze - ajatollah Chamenei chciał wysłać 1000 rakiet jednego dnia, a maksymalnie poszło 200. (Izraelskie władze obawiały się 600 rakiet pierwszej nocy konfliktu i 800-4000 zabitych w konflikcie.) Irańskie dowództwo sił lotniczych było mocno zdziesiątkowane. Można się zastanowić, czy kampanię odwetu przeprowadzano według jakiegokolwiek planu, ale mimo to okazała się ona dużo bardziej efektywna od kampanii lotniczej prowadzonej przez Rosję przeciw Ukrainie. Co prawda, potwierdzono wizualnie uderzenie w izraelską ziemię mniej niż 30 irańskich rakiet, ale rakiety te zwykle przenosiły duże głowice. Straty materialne po takich uderzeniach były więc spore. Zniszczony został m.in. Instytut Weizmanna, poważnie uszkodzona siedziba giełdy, siedziba Ministerstwa Obrony, część kompleksu wywiadu wojskowego czy wieżowce Tel-Awiwu. Trafiano też w izraelskie systemy obrony przeciwlotniczej. Straty ludzkie były stosunkowo niewielkie, ale zmuszonych do opuszczenia domów było 8 tys. Izraelczyków. Po tygodniu Izraelowi zaczęło brakować przeciwrakiet a ich Żelazna Kopuła oraz inne systemy zaczęły przepuszczać już 35 proc. pocisków. Zdarzało się też, że przeciwrakiety uderzały w izraelskie budynki. Izraelczyków ratowało to, że irański arsenał rakietowy również topniał, w czym pomagało lotnicze polowanie na wyrzutnie (do soboty zniszczono 44 irańskie wyrzutnie rakiet).

Irańska kampania rakietowa to ważne ostrzeżenie na przyszłość - Korea Północna przeprowadzi ją dużo skuteczniej przeciwko Japonii oraz Korei Południowej, a Chiny przeciwko Tajwanowi. 




Irańska kampania rakietowa przede wszystkim miała jednak duże znaczenie psychologiczne. Iran pokazał się jako kraj, który potrafi zadać straty Izraelowi. Odzyskał przez to twarz po początkowej kompromitacji. O ile Netanjahu liczył na to, że w Iranie dojdzie do powstania ludowego przeciwko antyirańskiemu, islamskiemu reżimowi, to okazało się, że większość opozycji potępiła izraelski atak, a naród zjednoczył się wokół chęci odwetu. Śmierci Izraelowi zaczęły życzyć liberalne kobiety, a nastolatki z pokolenia Z z uśmiechem deptały flagę państwa żydowskiego. Internet zalały memy oraz filmiki uderzające w Izrael i Żydów oraz celebrujące irańskie uderzenia rakietowe na Tel-Awiw. (Polecam zwłaszcza ten filmik w stylu Lego :)))) Izrael - podobnie jak Rosja w 2022 r. - nie zadbał o odpowiednie uzasadnienie propagandowe swojego ataku. Twierdzenia o tym, że Iran "już wkrótce" zbuduje bombę atomową nikogo nie przekonują, bo są powtarzane przez Netanjahu od prawie 30 lat, a przeczą im choćby oceny amerykańskich tajnych służb. Tel-Awiw nie może teraz wzbudzać sympatii losem swoich cywilów - przez ostatnie kilkanaście miesięcy sam bowiem zamieniał Strefę Gazy w stertę gruzów i w ramach tego zbombardował ponad 50 palestyńskich szpitali

W samym Izraelu, irańskie bombardowania wywołały już objawy paniki. Poza rachitycznymi bombardowaniami Scudami przez Saddama w 1991 r., Tel-Awiw i Hajfa nie były bowiem pod wrogim ostrzałem. Pojawiają się więc już oskarżenia wobec członków rządu Netanjahu: "czemu prowokowaliście Iran?". Netanjahu miał nietęgą minę, gdy podczas jego konferencji prasowej, zawalił się budynek w pobliżu. Bibi ośmieszył się również mówiąc, że "sam ponosi koszty wojny", bo "musiał przełożyć ślub syna"

W głupiej sytuacji jest Trump. Oczywiście wspiera Izrael, ale w kwestii wejścia USA do wojny się zawahał. Ma w swojej administracji dwie frakcje. Ludzie tacy jak gen. Kurilla chcą przyłączenia się Stanów Zjednoczonych do ataku ( i nawet rozważają użycie taktycznej broni jądrowej przeciwko zakładom w Fordow), ludzie tacy jak Tulsi Gabbard są przeciwko wojnie.  Za atakiem na Iran opowiada się tylko 16 proc. Amerykanów i 19 proc. wyborców Trumpa. Według Axios, Trump nie chce, by ewentualny amerykański atak przekształcił się w długotrwałą wojnę w stylu irackim i chce mieć pewność, że irański program nuklearny zostanie całkowicie zniszczony. Tego nikt nie może mu gwarantować, więc ogłosił, że podejmie decyzję... w ciągu dwóch tygodni. Wyraźnie więc liczy, że Iran znów zasiądzie do stołu negocjacji. Wcześniej zawetował izraelski plan likwidacji ajatollaha Chamenei.

Iran co prawda został całkowicie olany przez Rosję (która wcześniej sabotowała negocjacje Teheranu z Trumpem, mogące zapobiec obecnej wojnie), ale Chiny udzieliły mu jakiegoś tajemniczego wsparcia. Co ciekawe, wygląda na to, że po stronie USA uplasował się Pakistan, z którego dowódcą armii niedawno spotkał się Trump.



Prawdziwą satysfakcję mogą mieć jednak mieszkańcy Syrii oraz Libanu. Widzą bowiem, że dwa kraje, które im wcześniej mocno szkodziły - Iran oraz Izrael - napieprzają się rakietami. Są filmiki z libańskich wesel, podczas których uczestnicy zabawy, przy muzyce, oglądają irańskie rakiety lecące na Hajfę. Bekę mieli też Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu.

Generalnie można uznać, że atak Izraela sprawił, że ssący pałkę antyirański, islamski reżim w Teheranie stał się w oczach globalnej opinii publicznej gigachadem. Teraz czekamy na to, aż antysemickie prorosyjskie świry w komentarzach pod tym wpisem zaczną swoją głupotą ocieplać wizerunek Izraela...

***

A z samych relacji z wyprawy do Jordanii:






Krajobraz Jordanii (a przynajmniej jej południa) przypomina Arizonę - takie fantazyjne formy skalne. Dominuje kolor piaskowo żółty, a po suchych polach łażą stada kóz i owiec. Czasem widać beduiński namiot i konia, ale większość beduinów przeprowadziła się do domów z pustaków. Po strojach kobiecych widać, że to okolice bardziej islamskie, ale gdzieniegdzie można kupić piwo.












Petra generalnie robi niesamowite wrażenie. Wszystko tam jest dużo większe niż się wydaje tym, którzy widzieli ją wcześniej na filmach. To rozległy kompleks do którego idzie się przez kilometr niesamowitym wąwozem skalnym. Pięknie tam gra światło  Warto trochę spędzić czasu kontemplując Skarbiec. Beduini z jakiegoś powodu łączyli tę budowlę że skarbem faraona. Rząd Jordanii liczy sobie za wstęp do niej 1,5 tys. dolarów. Ciekawe czego nie chcą pokazać? Ja miałem wrażenie, że przed Nabatejczykami, którzy pięknie wyrzeźbili fasady, z wielkich hal skalnych korzystał inny lud. Po obu stronach skarbca jest seria dziwnych prostokątnych otworów...










Dlaczego Mojżesz nie mógł wejść do Ziemi Obiecanej? Według Biblii dlatego, że uderzył laską w skałę, by wydobyć z niej wodę. Według teorii Ahmeda Osmana, mówiącej, że Mojżeszem był faraon Echnaton, owa laska była jednym z insygniów władzy faraona. Wykorzystał on ją, by wejść ze swoimi zwolennikami do egipskiej twierdzy i zdobyć dostęp do studni. Wieść o zajętej twierdzy doszła jednak do armii faraona Setiego I, która zlokalizowała rebeliantów i zadała im klęskę. Wadi Moussa w pobliżu Petry to miejsce, gdzie według legendy Mojżesz wydobył wodę laską ze skały. Bogactwem Petry była woda. Skarbiec w Petrze był natomiast kojarzony z faraonem. Czy był nim faraon-banita Echnaton, bardziej znany jako Mojżesz?










Jordania to niestety kraj z ogromnym deficytem wody. Do gospodarstw domowych jest ona dostarczana wodociągami przez zaledwie 35 godzin w tygodniu (ale można w tym czasie gromadzić ją do oporu w zbiornikach na dachach). Kraj kupował wodę w Izraelu, ale po bombardowaniach Strefy Gazy opinia publiczna opowiedziała się za odrzuceniem tej umowy. Woda ma być kupowana w Syrii, z którą relacje bardzo mocno się poprawiły po obaleniu reżimu Assada. Na ulicach jordańskich miast i miasteczek można się natknąć na portrety króla i członków jego rodziny. Zwykle są w mundurach galowych i bardzo przypominają... dynastię Atrydów z Diuny. Ich rzucono z okolic Mekki i Medyny do nowego pustynnego królestwa. A obok różni Harkoneni...







Góra Nebo to miejsce z bardzo pozytywnym vibem. Rozciąga się z niej imponujący widok na kawał Jordanii oraz na Izrael. Przy dobrej pogodzie widać jerozolimskie Wzgórze Świątynne. (Irańskich bombardowań nie było jednak widać.) Na platformie widokowej pomnik Węża Miedzianego - czyli upamiętnienienie jednego z najbardziej tajemniczych epizodów Starego Testamentu. Jest też pomnik upamiętniający wizytę Jana Pawła II z jego (brzmiącym bardzo suficko) cytatem o tym, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Czuć tam sacrum.





Morze Martwe - czy to cud natury będący skutkiem wojny nuklearnej między starożytnymi bogami? Jeśli czytaliście Zecharię Sitchina, to pamiętacie o kananejskim Eposie Boga Erra, w którym opisano jak jeden z bogów wystrzelił ze swojego latającego pojazdu serię pocisków, które spopieliły środkowy Synaj oraz Sodomę i Gomorę. To mogło spowodować zatonięcie tych miast oraz zmianę miejscowego ekosystemu. Znajdowano tu lekko zmodyfikowaną izotopowo sól podobną jak w Hiroszimie. Są też ponoć radioaktywne źródełka w okolicy. A żona Lota zamieniła się nie w słup soli a w słup pary. Minęło ponad 4000 lat, a Morze Martwe zadziwia. Wykąpałem się w nim trochę. No cóż, to pływanie jak w tłustej, słonej zupie. Jeśli macie skórę podrażnioną przez Słońce, otarcia czy ranki to to czujecie. Ponoć rosyjskie Instagramerki wpadają tu, by taplać się w błocie i poprawiać urodzie - ale jakoś żadnej nie widziałem. Przyjemnie jest jednak przyglądać się temu morzu siedząc przy stoliku i popijając browara - nawet saudyjskiego, bezalkoholowego.




T. E. Lawrence to był gość! Zwykły analityka który błyskotliwie poprowadził wojnę hybrydową przeciwko Imperium Osmańskiemu. Pamięć o nim jest wciąż tutaj żywa. Nad Akabą - zdobytą przez rebeliantów zorganizowanych przez Lawrence'a - wisi flaga powstania z 1916 r. Sprawy poszły jednak nie tak jak sobie Lawrence wymarzył. Bliski Wschód został podzielony na sztuczne państwa i mandaty Ligii Narodów. Ciekawe, czy jakby wszystko to wróciło pod władzę Turcji, to byłoby lepiej.









Przejechałem się po Wadi Rum ( często występującym w filmach zakątku pustyni) na pace Toyoty Hilux - ulubionego auta Państwa Islamskiego. Auto na pewno nie miało przeglądu technicznego, ani OC : ) Nastoletni kierowca też pewnie nie miał prawka i pod koniec jazdy modliłem się, by nie dachował. Ale było klimatycznie. Na pustyni były ryczące wielbłądy, a w namiocie u beduinów herbata z szałwią pustynną.

Wyprawę do Jordanii więc ogólnie polecam - zwłaszcza, że ten kraj cierpi ostatnio z powodu braku turystów. Naprawdę, nie żal tam każdego wydanego dolara.

***

Tymczasem w Polsce - Giertych pokazał, że w pełni zasłużył na przydomek "Debil", bo ujawnił swój PESEL (71022702179), a jego silniczkowi wyznawcy przesłali do Sądu Najwyższego 25 tys. protestów wyborczych do których zamiast swojego PESELa wpisali PESEL Giertycha. Co prawda jeszcze kilka miesięcy temu Giertych przekonywał, że wyborów nie da się sfałszować, to teraz silniczki twierdzą, że wybory były nieuczciwe, bo nie wiedzieli która z dwóch kratek na karcie wyborczej była "na Rafaua". O ile ośmiornica ma 73 IQ, a typowy subsaharyjski Murzyn 70 IQ, a mieszkaniec Liberii 45 IQ, to typowy silniczek ma je chyba IQ na poziomie 30, ślini się i na przemian powtarza: "zesrałem się!" i "wybory sfałszowano". Żeby chociaż silniczki potrafiły grać na banjo...

***


"Demonów nazistów", czyli najnowszej książki Waszego Ulubionego Autora, sam jeszcze nie miałem w rękach. Dostępna jest już jednak w wielu sklepach internetowych - z mojego punktu widzenia jest obojętne, w którym z nich kupicie. 

Ukazały się już jednak jej dwie recenzje. Pierwsza na portalu Historia Wojen, druga na portalu W mroku historii. 

A na moim  blogu z recenzjami: "Na smyczy Kremla" Felsztinskiego, "Kobiety Holocaustu" i "Przysięgnij, że opowiesz".


sobota, 7 czerwca 2025

1 czerwca - Dzień Zwycięstwa

 


Ilustracja muzyczna: One Punch Man opening

Nie wiem, jak Wy, ale ja 1 czerwca po godzinie 23.00 parsknąłem śmiechem :)))))  Cóż za zwrot akcji! Toż to "największe zdrady w historii anime" :) Dwugodzinna "prezydentura" Trzaskowskiego stała się memem. Stał się prawdziwy cud - przez następne godziny z wielką przyjemnością oglądało się TVN 24 i TVP (w likwidacji).

Oneeeeee puuuuuuunch!!!

Gdy dwie godziny wcześniej przemawiał Nawrocki, mówiąc, że "w nocy odniesiemy zwycięstwo", skojarzyło mi się to z podobnym wystąpieniem Joe Bidena w 2020 r. 


Trzaskowski dodatkowo się ośmieszył swoją triumfalną mową. A powinien później wygłosić przemówienie, w którym padłyby słowa: "Przeciwko mojej kampanii działała zorganizowana siatka sabotażystów, ludzie tacy jak: Sławomir Nitras, Wojciech Zembaczyński, Kinga Gajewska, Dorota Wysocka-Schnepf, Kamil Dziubka, Roman Giertych, a przede wszystkim, co mówię z najgłębszym smutkiem - Donald Tussk i Jacek Murański". Oczywiście Trzaskowski powinien mieć pretensje przede wszystkim sam do siebie. Po raz kolejny bowiem pokazał, że się nie nadaje na prezydenta. Nie potrafi wytrzymać trzygodzinnej debaty, panicznie boi się opozycyjnych mediów, a jako pomysł na politykę zagraniczną przedstawia jedzenie Prince Polo. Tak to jest, gdy na kandydata wybiera się kolesia, który całe życie był uprzywilejowany, odseparowany bańką od krytyki i ciągnięty za uszy na wyższe stanowiska. Może warto byłoby zbadać okoliczności, w których w 2020 r. wykreowano go jako kandydata na prezydenta w miejsce Kidawy-Błońskiej. Jak to się stało, że bez żadnych partyjnych prawyborów powierzono mu tę misję?




Mówi się, że Nawrocki wygrał "niewielką różnicą głosów". Naprawdę? W drugiej turze zdobył ponad 10,6 mln głosów - jedynie o 16 tys. mniej niż Lech Wałęsa w drugiej turze wyborów 1990 r. Miał prawie 370 tys. głosów więcej niż Trzaskowski. To prawie tyle ile liczy mieszkańców Szczecin. To ma być "niewielka liczba"? Trzeba przyznać, że różnica była o 53 tys. głosów mniejsza niż w 2020 r. Jeśli Trzaskowski będzie startował w wyborach prezydenckich co pięć lat i za każdym razem będzie zmniejszał dystans do zwycięzcy o około 53 tys. głosów, to może zostać prezydentem w 2060 r., w wieku 87 lat. Będzie wówczas Bernie Sandersem polskiej polityki. 

No cóż, jojczenie, że "Kaczyński wybrał złego kandydata" okazało się chybione. Nawrocki okazał się bardzo dobrym kandydatem, o czym świadczyły jego wyniki wyborcze, w wielu miejscach lepsze od wyników prezydenta Dudy z 2020 r. Głosowało na niego procentowo więcej osób nawet w bastionach mniejszości narodowych. Jarosław Kaczyński (stający się sigmą dla pokolenia Alfa) wykreował już czterech prezydentów: Wałęsę w 1990 r., swojego brata w 2005 r., Dudę w 2015 r. i Nawrockiego w 2025 r. Tym razem postawił na millenialsa (Trzaskowski jest przedstawicielem pokolenia X), nie należącego do PiS i mającego swobodę odcinania się od niektórych aspektów rządów tej partii, chłopaka z blokowiska, który własną pracą doszedł na szczyt, będącego rzadkim połączeniem fightera oraz inteligenta. Oczywiście wroga propaganda pruła się, że Nawrocki to "prymitywny kibol", a część prawicowców lamentowała, że powinno się wystawić prof. Czarnka lub Glińskiego. No dobra, tym razem zamiast profesora wystawili osobę mającą stopień naukowy doktora. Doktor Karol Nawrocki napisał osiem książek, a trzy zredagował, kierował też dużym muzeum historycznym oraz IPN, czyli kluczową instytucją dla polityki historycznej państwa. (Oczywiście odezwą się narzekania, że "polityka historyczna nie jest ważna". Tymczasem jest ona bardzo ważna, co rozumieją takie kraje jak Niemcy, Rosja czy Izrael. Rosja - właśnie za politykę historyczną - wydała list gończy za Nawrockim.) Dla porównania: Trzaskowski ma na koncie trzy książki, z czego jedna to osławiony "Rafał", w której opowiada o swoich przygodach z rekinami. Nawrocki będzie oczywiście potrzebował dobrych doradców ds. gospodarki i polityki zagranicznej, ale jest też człowiekiem, który szybko się uczy. Widać to po tym, jak się rozkręcił w kampanii wyborczej i jak zmiażdżył w niej politycznego wyjadacza, hodowanego od lat na lidera.

Słyszałem ciekawą teorię. Według niej, Amerykanie mieli naciskać na Niemców, by nie robili problemów z uznaniem wyniku polskich wyborów prezydenckich. Dlatego rankiem 2 czerwca Ursula von der Leyen napisała gratulacyjnego tweeta dla Nawrockiego. Za tym poszła cała masa tweetów od przywódców różnych państw. Tussk czekał do wieczora i nie pogratulował Nawrockiemu, ale jego zwolennikom. Być może niemieckie służby wcześniej wprowadziły Tusska na minę. Pamiętacie osławiony artykuł Onetu o tym jak rzekomo Nawrocki sprowadzał dziwki do sopockiego Grand Hotelu? Z przecieków wynika, że "dwóch anonimowych informatorów", na których oparto ten tekst, zostało zmyślonych. Artykuł jednak zaszkodził Nawrockiemu. Z badań OGB wynikało, że w przedwyborczą środę prowadził jeszcze Trzaskowski. Ale trend się zmienił po tym, jak Tussk poszedł do Rymanowskiego. Stwierdził tam wówczas, że źródeł rewelacji wymierzonych w Nawrockiego był Jacek Murański "aktor znanych z małych rólek". 


Dziaders Tusk być może nie kojarzył, kim jest Murański, ale młodzi kojarzą Murańskiego jako internetowego zjeba. Net zalała więc fala złośliwych memów i filmików. Historyjka Onetu o Nawrockim została skutecznie ośmieszona, a do Tusska na trwałe się przykleił filmik z Murańskim krzyczącym: "Masa, Masa, ssij kutasa!" :) Tymczasem Stankiewicz z Onetu sam przyznał, że w historii o Grand Hotelu coś nie stykało, bo Wielki Bu mający kręcić tym dziwkarskim interesem miał wówczas dopiero 17 lat. Kto więc podpowiedział Tusskowi, by grzał tę historię i powołał się na Murańskiego? Jeśli uznamy, że za pośrednictwem Onetu działała niemiecka BND, to musimy pamiętać, że Amerykanie posiadają od 1945 r. odpowiednie środki pozwalające im ingerować w pracę niemieckich służb. 



Tuż przed drugą turą na CPAC-u w Rzeszowie wystąpiła moja ulubienica Kristi Noem, szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ciekawe, że administracja Trumpa podesłała akurat kogoś reprezentującego służby. Silniczki szydziły co prawda, że Noem "zastrzeliła swojego psa", ale akurat na Kaszubach popularnym imieniem dla psów jest akurat... Tusk.



Wiem, że nie powinno się wyśmiewać elektoratu przeciwnika, ale silniczki akurat mocno się ośmieszają twierdząc, że "PiS, Konfederacja i Jakubiak sfałszowali wybory" w sytuacji, w której PKW, służby specjalne i cały aparat państwa działały na korzyść Trzaskowskiego. Najpierw giertychowcy powoływali się na analizę z Wykopu, której autor przyznał, że robił ją po pijaku, a jak wytrzeźwiał i zrobił ją ponownie, to wszystko się zgadzało. Później twierdzili, że "wykształceni, wielkomiejscy" wyborcy Trzaskowskiego mają problemy z czytaniem i pomyłkowo głosowali na Nawrockiego, bo zajmował pierwsze miejsce na liście... Teraz wciąż kombinują jak Giertych pod górę i udają geniuszów matematycznych, by wykazać, że Trzaskowskiemu ukradziono kilka tysięcy głosów (co z pozostałymi ponad 360 tys.?) Jak napisał Maciej Wilk:

"Ogółem w skali kraju można wskazać 12 (słownie: DWANAŚCIE) komisji, gdzie wyniki
@NawrockiKn odbiegały od wartości oczekiwanej o ponad 100 głosów, a wartości
@trzaskowski_ były zaniżone. Łączna różnica to 2340 głosów. O komisji nr 95 w Krakowie czy nr 13 w Mińsku Maz. pisały już media. Nie zdziwię się, jak zaraz usłyszymy jeszcze o gminie Olesno, Strzelcach Opolskich czy Tychach. Co ciekawe, komisji, gdzie wyniki
@trzaskowski_ odbiegały od wartości oczekiwanej in plus o ponad 100 głosów było natomiast 469, a liczba "nadmiarowych" głosów to ponad 91 tysięcy Proponuję np. przyjrzeć się komisji nr 113 na warszawskim Mokotowie, w której Karol Nawrocki otrzymał... 2 głosy więcej niż w I turze, a Rafał Trzaskowski 868 głosów więcej" (koniec cytatu)

Przypomnijmy więc: wałki wyborcze robi się w Polsce przede wszystkim w wielkich miastach, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi głosują na tymczasowe zaświadczenie, frekwencja sięga w niektórych dzielnicach 90 proc., a bezdomni głosują za odpowiednią nagrodę. Wałki robi się też w komisjach zagranicznych, gdzie nie ma mężów zaufania z różnych partii, a głosy liczą resortowi.


Jeszcze przed I turą Platforma założyła stronę do zgłaszania protestów wyborczych. Ja już z niej skorzystałem. Zgłosiłem nielegalną agitację podczas ciszy wyborczej. Napisałem, że po komisji biegał nagi Roman G., a na obrzezanym kutasie miał napisane: "Debil". Zachęcam do składania podobnych protestów. 



Wygląda na to, że ruch Silnych Razem będzie ewoluował w polskiego QAnona. "Trust the plan!" Ciekawe, czy Giertych przebrany za bawoła będzie 6 sierpnia szturmował Sejm?

Ogólnie w kręgach władzy doszło do niezłej refleksji intelektualnej. Poseł Zembaczyński stwierdził, że "musimy stworzyć własną telewizję, taką jak TV Republika". A ja sądzę, że powinni stworzyć własnego Jackassa!

Ogólnie obserwując reakcje powyborcze sporej części naszych współobywateli, trzeba przyznać, że spora część naszego narodu jest od 20 lat poddawana indukowanej zewnętrznie histerii. "Aaaaa!!! Kończy się demokracja, bo wygrał ten na którego głosowała większość!!! Aaaaa!!! Będą nas się wstydzić na Zachodzie!!!".  Oprócz tej histerii mamy też wśród mieszkańców Weischselgau/Kraju Priwislańskiego sporą dozę frustracji seksualnej. Uświadomiło mi to zachowanie niejakiego Tomasza Wiejskiego - internetowego jełopa, będącego podchujaszczym Giertycha. Wiejski zaczepił na X-ie Annę Pawelec, dziennikarkę WPolsce24 pisząc, że "bardzo profesjonalnie chwyciła mikrofon" i "musi mieć w tym doświadczenie". Po czym dodał, że sam "jedynie ściska swój mikrofon". 



Przypomniało mi się to jak podczas spotkania wyborczego w Poznaniu jakiś obleśny, śliniący się dziad, obsesyjnie pytał Daniela Nawrockiego "a gdzie jest mamusia". Wśród silniczków popularna była wówczas plotka mówiąca, że Marta Nawrocka - funkcjonariuszka KAS - była/jest prostytutką. (Wcześniej rozpowszechniali takie plotki, jak zobaczyli jak wygląda żona Ziobry.) Widać było, że przy snuciu tych potwarzy niemal dostawali orgazmów. W dyskusjach o Nawrockim zapieniali się natomiast, niemal zawsze pisząc, że to "alfons" (choć nawet publikacje Wyborczej i Newsweeka na to nie wskazywały). Alfons był dla nich największym oskarżeniem. Dlaczego? Dlatego, że wyobrażają sobie alfonsa jako kolesia otoczonego młodymi, ładnymi panienkami będącymi na każde jego zawołanie. Takiego P.I.M.P. z hiphopowej piosenki. Silniczki pisząc więc o alfonsie były zielone z zazdrości. "Jaki ten świat niesprawiedliwy! Ten pisowiec rucha, a my nie!". 


Podejrzewam, że większość kodziarskich dziadersów ma nieudane życie erotyczne. Ożenili się młodo, z pierwszą lepszą i teraz tego mocno żałują. Ich życie seksualne było nudne i schematyczne jak w skeczu Monty Phytona o ulsterskich protestantach. Niektórzy są od lat samotni i sfrustrowani. I nie potrafią tej frustracji odpowiednio rozładować. Przypomnijmy sobie afery seksualne z udziałem liberalnych propagandystów: retard Lis wywalony z Newsweeka za molestowanie, Kącki walący konia przy koleżance w redakcji...



Frustrację seksualną widać również w żeńskiej części silniczków. Rozwódki po 40-ce i samotne korpolasencje. I to one najczęściej hejtowały siedmioletnią córkę Nawrockiego, pisząc nawet, że ta dziewczynka "i tak skończy w burdelu". Podejrzewam, że większość tych frustratek sama sobie fantazjuje, że zostały zniewolone w burdelu. Czytając "50 twarzy Graya" wyobrażają sobie jak szcza na nie jakiś miliarder, a oglądając "Opowieści podręcznej" wyobrażają sobie, że same są trafiły do takiego obozu, dostały wdzianko podręcznej, a jeden ze skrajnie prawicowych przywódców Gileadu zapładnia je podczas gdy bezpłodna żona owego przywódcy trzyma ją za ręce. Po prostu na jakimś etapie życia zabrakło im kolesia, który dałby im klapsa na goły tyłek, kazał im nago sprzątać mieszkanie lub doprowadził ręcznie do orgazmu w przebieralni centrum handlowego. Wynikającą z tego frustrację widać choćby w podejściu tej grupy kobiet w stosunku do bliskowschodnich i subsaharyjskich nachodźców. One czekają na to, że jakiś muzułmanin patriarchalnie je zdominuje. One są masochistkami, tylko nie do końca to sobie uświadamiają.

Zarówno wśród silniczkowych frustratów i frustratek, jak i różnych juleczek panuje przekonanie, że to Kościół katolicki odpowiada za ich  nieudane życie seksualne. Nawet jeśli nigdy do kościoła nie chodzili/ły. A jak tylko zostanie uchwalona nieograniczona aborcja i związki partnerskie, to się odkują za wszelkie lata frustracji - nagle bezzębny kodziarski milicyjny dziad nie będzie mógł opędzać się od młodych biuściastych panienek marzących o zrobieniu mu loda, a gruba 40-tka z działu HR stanie się ukochaną miliardera z "50 twarzy Graya". Tak, oni naprawdę w to wierzą.



I dlatego uważam, że powinniśmy odebrać lewicy Wilhelma Reicha i jego sexpolitykę. Przypominam, że najbardziej popularną reformą Solona było stworzenie w Atenach taniego, państwowego burdelu. W ten sposób starożytne Ateny uniknęły powstania grupy frustratów-silniczków i stworzyły demokrację. Już w czasach chrześcijańskich św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu uważali, że prostytucję należy tolerować, by rozładowywać napięcia społeczne. Na progu rewolucji transhumanistycznej warto o tym pamiętać. Wybory prezydenckie w 2035 r. wygra ten, kto obieca młodym wyborcom realistyczne seksroboty oraz wykreowane genetycznie dziewczyny z kocimi uszkami.

***



1 czerwca był również Dniem Zwycięstwa odniesionego nad rosyjskim lotnictwem strategicznym. W ramach operacji "Pajęczyna" ukraińskie SBU zdołało zniszczyć za pomocą dronów startujących z ciężarówek na czterech rosyjskich lotniskach (w tym jednej pod Irkuckiem, a drugiej nad Amurem, przy chińskiej granicy!) wiele bombowców strategicznych Tu-95, Tu-22m3, Tu-160, plus samoloty wczesnego ostrzegania Beriew A-50 oraz transportowce An-12 oraz Ił-76. Podana przez Ukraińców liczba 41 trafionych samolotów jest pewnie zbyt optymistyczna. Bazując na dostępnych nagraniach szacuje ją na 22. Nie wiemy jednak, co zostało trafione w bazie Floty Północnej w Siewieromorsku. A dym po eksplozji był tam duży...

Amerykanie oficjalnie odcięli się od tej operacji. (A co mieli zrobić?) Nieoficjalnie Trump uznał jednak, że była ona "zajebista", choć wyraził obawy o rosyjski odwet. 

Ów rosyjski odwet jest jak na razie słaby. Rosyjskie siły powietrzne po raz kolejny pokazują, że wciąż nie nauczyły się prowadzić strategicznych kampanii bombardowań. Trudno się też było spodziewać, by były one obecnie zdolne do takiej kampanii - po ciosie, jaki im zadano.

Za operację "Pajęczyna" odpowiadali ponoć DJ i "wiedźma" będąca autorką powieści erotycznych...

Nieco wcześniej Ukraińcom udało się wysadzić w powietrze kolesia, który kierował bombardowaniami Mariupola. Zwabili go za pomocą podstawionego kolesia na... gejowskim portalu randkowym. 

Zeszłotygodniowe ataki na lotniska strategiczne zostały nazwane "rosyjskim Pearl Harbor". To był raczej Pider Harbor.

A tuż przed ciszą wyborczą prezydent Duda odznaczył Budunowa...

***

Elon Musk nie ma racji w sporze z Trumpem, bo posługuje się archaicznymi teoriami ekonomicznymi. Liznąłby trochę MMT, to wiedziałby, że emitent waluty nie zbankrutuje w długu zdenominownym w tej walucie i że deficyt sektora prywatnego jest nadwyżką sektora publicznego. Gospodarka USA za Reagana świetnie się rozwijała w dużej mierze dzięki rosnącemu deficytowi. Cięcie deficytu o 2 bln USD  - jak proponował Musk - skończyłoby się ostrą recesją. No i pewnie Musk dostałby bólu d..., gdyby w ramach oszczędności budżetowych obcięto subsydia dla jego spółek... Elonowi więc można poradzić: mniej ketaminy, więcej MMT. 

***

Już 17 czerwca premiera nowej książki Waszego Ulubionego Autora. Można ją już zamawiać w księgarniach internetowych - ceny nawet lekko poniżej 30 zł. Gorąco więc zachęcam do czytania!

A na blogu z recenzjami - mocne wspomnienia wojenne Mariana Karczewskiego i "Na posterunku" Jana Grabowskiego. 

Wpisu za tydzień nie będzie, bo jadę na urlop na Bliski Wschód.