sobota, 31 grudnia 2022

Kemet: Piramidalne kłamstwa

 


Ilustracja muzyczna: Stargate theme

Czasem warto odwiedzić miejsca, o których czytamy w podręcznikach do historii. By przekonać się tam, jak bardzo oficjalna wersja jest dziurawa i zakłamana. 

Oficjalna wersja mówi, że Wielka Piramida w Gizie była grobowcem faraona Cheopsa. I że Wielką Galerią w piramidzie szła procesja kapłanów z mumią i trumną swojego władcy. Ten kto to wymyślił, chyba nigdy nie odwiedził Wielkiej Piramidy. Gdyby bowiem był wewnątrz niej, wiedziałby, że by dojść do Wielkiej Galerii trzeba przejść kilkadziesiąt metrów korytarzem o wysokości i szerokości nieco ponad metra idącym dosyć stromo w górę. Obecnie w tym korytarzu są stopnie, poręcze i oświetlenie ułatwiające turystom wspinaczkę. I choć to tylko kilkadziesiąt metrów, to droga nie jest łatwa. Nawet młodzi ludzie wychodzą stamtąd zmachani. Trudno wyobrazić sobie, by tym tunelem przemieszczała się procesja z trumną faraona. Zwłaszcza, że trumna mogłaby się nie zmieścić. Te prezentowane w kairskim Muzeum Egipskim są całkiem spore. Na pewno nie dałoby się też tą drogą przemieścić sarkofagu. Fizycznie by się tam nie zmieścił. 



Ów wysoki na nieco ponad metr korytarz prowadzi nas do Wielkiej Galerii, wysokiej na prawie 9 m i zwężającej się ku górze. Można w niej odnieść wrażenie, że była częścią jakiegoś budownictwa przemysłowego i że wymontowano z niej jakieś instalacje. Z Wielkiej Galerii wchodzimy do przedsionka, gdzie znów musimy się schylić - jest wysoki na jakieś 1,5 m. W przedsionku warto zwrócić uwagę na ślady po zdemontowanej "śluzie". Stamtąd przechodzimy do Komnaty Króla, wysokiej na prawie 6 metrów, nad którą znajduje się kilka tzw. komór odciążających. Ściany tego pokoju są wykonane z idealnie dopasowanych bloków ciemnego granitu. W środku jest też sarkofag - z obłupanym lub może stopionym rogiem. W sarkofagu oczywiście nie znaleziono żadnej mumii. Oczywiście archeolodzy twierdzą, że musiała ona zostać zrabowana razem ze skarbami faraona w czasie tzw. Pierwszego Okresu Przejściowego


Czyżby jednak wówczas rabusie też skuli malowidła ze ścian? Wiemy, że grobowce z okresu Starego Państwa były bogato zdobione. Powyżej przykład malowidła z mastaby jednego z ówczesnych premierów. Po ponad 4 tys. lat wciąż pięknie się ono prezentuje. Niczego podobnego nie ma ani w Piramidzie Cheopsa, ani w Piramidzie Chefrena. Niemal nigdzie nie ma też w tych budowlach żadnego napisu zawierającego imię faraonów. Niemal. Jeden, jedyny napis "Chufu" w Wielkiej Piramidzie został znaleziony w jednej z komór odciążających. Odkrył go brytyjski "archeolog" płk Howard Vyse. Niechlujnie nabazgrany czerwoną farbą napis zawierał błąd ortograficzny, który pojawił się w XIX-wiecznej książce, którą posługiwał się wówczas Vyse. Ów "wielki odkrywca" znalazł również trumnę i mumię faraona w piramidzie Mykerinosa (tej trzeciej pod względem wielkości w Gizie). W XX w. zbadano to znalezisko metodą radiowęglową i wyszło na to, że trumna pochodziła z okresu ptolemejskiego, a mumia z czasów wczesnochrześcijańskich. Mimo to, współczesna archeologia nie uważa Vyse'a za oszusta. 


Współczesna egiptologia trzyma się wersji mówiącej, że Sfinksa zbudował faraon Cheops. Dowodem na to mają być datowania popiołu używanego do prac budowlanych przy zewnętrznej okładzinie piramidy. A także pamiętnik jednego z urzędników, który organizował transporty tej okładziny Nilem z Assuanu.  Miesięcznie przewoził 200 białych wapiennych kamieni, ważących po około 2 ton. Wielka Piramida składa się z 2,3 mln kamiennych bloków. Są wśród nich bloki mające po kilkanaście i po kilkadziesiąt ton. Największe mają 80 ton. By wybudować ją za życia Cheopsa, trzeba było stawiać jeden kamień średnio co dwie minuty - i jeszcze znaleźć czas na ich transport, ociosanie i inne prace. Archeologowie wyobrażają sobie, że robiono to bez narzędzi żelaznych (była to wszak epoka brązu :), ciągnąc po piachu wielotonowe bloki kamienne na drewnianych płozach. (Drewno było już wtedy w Egipcie surowcem bardzo cennym - bo importowanym.) W ten sposób miała powstać sztuczna góra wysoka na 146,6 m, będąca aż do XIII w. n.e. najwyższą budowlą na Ziemi. Niemal idealnie zorientowana według stron świata i zawierająca w swoich wymiarach nawiązania do różnych wymiarów ziemskich i kosmicznych.

Cheopsa jako inwestora Wielkiej Piramidy wymienia, spośród dawnych historyków jedynie Herodot. Błędnie umieszcza jego panowanie w okolicach czasów Ramzesa II. Myli się w chronologii tylko 1000 lat! Pozostali mędrcy starożytności otwarcie przyznawali, że w ich czasach nikt już nie wiedział, kto zbudował piramidy w Gizie. Były już więc już w czasach starożytnych reliktem z czasów zamierzchłych. Arabscy kronikarze wspominali później, że Wielką Piramidę zbudował król Saurid, którego utożsamiali z biblijnym przedpotopowym patriarchą Henochem, który został zabrany do Nieba. Tym od Księgi Henocha. Najprawdopodobniej więc związek Cheopsa z Wielką Piramidą ograniczał się do tego, że wymienił on jej zewnętrzną okładzinę na nową. Widocznie stara była mocno zniszczona w jakimś kataklizmie...


Wspomniałem o Wielkiej Galerii i prowadzącym do niej korytarzu. Są też miejsca nie pokazywane turystom - Komnata Królowej i "niedokończona" komnata pod poziomem gruntu. Wciąż są tam odkrywane jednak nowe puste przestrzenie. Na powyższym planie macie je zaznaczone czerwonymi liniami. Widać tam choćby szeroki na 10 cm korytarz idący z Komnaty Królowej, w który w 1993 r. wpuszczono robota o nazwie "Jedi" (tak po arabsku nazywany jest Cheops). Korytarz kończył się blokiem kamiennym z dwoma miedzianymi (?) uchwytami. Gdy te drzwi po kilkunastu latach otwarto, natrafiono na kolejną blokadę i na dziwne piktogramy.   W 1986 r. francuscy badacze Gilles Dormion i Jean-Patrice Goidin, za pomocą detektorów elektronicznych odkryli pod Wielką Galerią komorę wysoką na 5,5 m, wypełnioną "skrystalizowanym piaskiem". Rok później naukowcy z Uniwersytetu Waseda, prześwietlili piramidę i wyszło im, że jest w niej cały labirynt ukrytych tuneli. Odkryto również, że jest też jakiś szyb pod "niedokończoną", podziemną komnatą. Ukryte tunele mogą być też w Piramidzie Chefrena. W latach 1968-1969 noblista Louis Alvarez, badał to, jak się w niej rozchodzi promieniowanie kosmiczne. Wyszło mu, że musi być w niej "kompletny chaos". Wyglądało na to, że cząstki promieniowania skręcają w tunelach i poruszają się dziwaczną trajektorią.

W jednym z programów dokumentalnych emitowanych na kanale History (bodajże "Zagadki świata starożytnego") dr Zahi Hawass, przez kilka dekad dyktator egipskich wykopalisk, zadeklarował, że "nie ma żadnych podziemnych tuneli pod Sfinksem". No może poza jednym - grobem Ozyrysa. "Że co?! Grób Ozyrysa?!". Hawas pokazał tam owo znalezisko - duży podziemny bunkier, z którego schodziło się drabinką do bardzo szerokiego szybu kilkanaście metrów w dół, do komory częściowo zatopionej w wodzie, w której spoczywał ogromny sarkofag. Grób egipskiego boga. Takie tam znalezisko, którego się szeroko nie udostępnia, bo po ch... przerabiać podręczniki... (Baj de łej: Herodot pisał, że pod Wielką Piramidą jest "krystalicznie czyste" jezioro z zatopionym w nim wielkim sarkofagiem.)










Ogólnie turyści zwykle nie mają czasu, by się rozejrzeć po otoczeniu piramid. A jest tam wiele interesujących obiektów. Choćby "świątynie" z potężnymi murami z kilkudziesięciotonowych bloków. Niektóre z nich bardzo mocno zgruzowane - nie wiadomo przez jaki kataklizm czy wojnę. Tam, gdzie zachowały się w lepszym stanie, widać idealnie dopasowane bloki kamienne. Czasem można też dostrzec wejścia do podziemnych "bunkrów". 





Niektórzy też się dopatrują na tych cyklopowych murach śladów osadów wodnych. Jest ich ponoć dużo w Dolinie Wron, pod piramidami. Alireza Zerai zauważył natomiast kryształy soli na stropach komór odciążających Wielkiej Piramidy. Oczywiście na Sfinksie - i otaczającej go "wnęce" skalnej widać ślady erozji wodnej, które są obecnie niszczone. Sfinks jest obecnie dewastowany. Nakładają na niego nowiutkie bloki wapienne, by zasłonić dowód na to, że powstał co najmniej kilka tysięcy lat przed panowaniem Chefrena. (Istnieje zresztą stella mówiąca, że Chefren zbudował świątynię, obok świątyni Izydy "Pani Wielkiej Piramidy" i że świątynia ta została postawiona obok starszej świątyni położonej "obok Sfinksa". Czyli, że Sfinks za czasów Chefrena był już stałym elementem krajobrazu. Stella ta jest ignorowana przez archeologów.) Rezai znalazł też ślady tego, że ktoś pracował młotem pneumatycznym wewnątrz komór odciążających Wielkiej Piramidy. Co tam niszczono?




Kompleks piramid w Gizie nie został jeszcze w całości przekopany przez archeologów. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby odkryto tam drugiego Sfinksa. Obserwując zachód Słońca nad piramidami, zauważyłem, że jedna z dużych skał na terenie kompleksu wygląda jak sum lub podobna ryba. Czy to tylko przypadkowa gra światła i cieni, czy też zamierzony efekt?




Warto też pamiętać, że kompleks w Gizie stanowi część Pola Piramid rozciągającego się na kilkadziesiąt kilometrów od Abu Rowash do Meidun. W jego południowej części, w Dahszur, znajdują się Piramida Łamana i Czerwona Piramida. Ta pierwsza sprawia u niektórych wrażenie, jakby wcześniej długo znajdowała się pod wodą. Druga też jest warta uwagi. Wewnątrz niej znajduje się bowiem mniejsza wersja Wielkiej Galerii z Gizy. 






Owa "mini Wielka Galeria" kończy się przedsionkiem, podobnym jak w Piramidzie Cheopsa. Prowadzi on natomiast do... gruzowiska. Na ścianach zauważyłem osmalenia. Jeden z bloków był pęknięty. Jakie siły działały tam w środku? Co tam eksplodowało? Zapach w Czerwonej Piramidzie przypominał siarkę... 

Postawię tezę: Czerwona Piramida powstała mniej więcej w tym czasie jak kompleks w Gizie. Tysiące lat przed egipskim Starym Państwem. Niedługo przed tym lub po tym, jak przez Kemet przetoczyła się Wielka Woda.

***

W kolejnym odcinku serii Kemet: o tym, co wymontowano z Wielkiej Piramidy. O wojnie jaką o nią stoczono. O tym jak stała się ona więzieniem jednego z bogów. I o tym jak w Egipcie produkowano kamienie.)

Ten wpis się trochę rozrósł, więc nie chciałem go już poszerzać o wątki dotyczące wojny na Ukrainie. Dobrą robotę w tej kwestii robi już mój mundurowy Czytelnik z blogu Zapiski Czynione po Drodze. I czasem mnie nawet linkuje, za co składam Mu podziękowania :)  Po wyszperane przeze mnie linki dotyczące wydarzeń bieżących zapraszam na Twittera, Facebooka lub Minds (ostatnie, dla miłośników treści NSFW).

A wszystkim czytelnikom życzę Szczęśliwego Nowego 2023 roku! 

sobota, 17 grudnia 2022

Kemet: Eksperyment zaczął się w Sakkarze

 


Kemet - tak starożytni Egipcjanie nazywali swoją ojczyznę. Słowo to oznacza "kraj czarnej ziemi".

Ilustracja muzyczna: Prometheus - Life

Kto mógł spoczywać w sarkofagu ważącym 70 ton? Czyżby jakiś król? Wódz rangi Aleksandra Wielkiego? A może potężnym 30 tonowym wiekiem przygnieciono w sarkofagu coś tak strasznego, że nie można było pozwolić, by się odrodziło i wypełzło z grobu?

Takie potężne sarkofagi możecie zobaczyć w Serapeum w egipskiej Sakkarze. Wyglądają niesamowicie - jakby wzięto je z jakiegoś filmu sci-fi. Choć Serapeum znajduje się ledwie kilka minut jazdy od wielkiej atrakcji, jaką jest Piramida Dżosera, to turyści rzadko tam trafiają. Mój koptyjski przewodnik powiedział mi, że w całej jego karierze, tylko jedna grupa poprosiła go o zabranie do Serapeum. (Jeśli będziecie kupować wycieczki do Sakkary, koniecznie więc proście przewodnika o możliwość zobaczenia tych katakumb.)


Serapeum to obieg z późnego okresu egipskiej historii - użytkowany od czasu ostatnich rodzimych faraonów, poprzez okres perski i ptolemejski po czasy Oktawiana Augusta. Odkopał go połowie XIX w. August Mariette - wybitny francuski archeolog (a nie żaden rabuś grobów!), założyciel kairskiego Muzeum Egipskiego. Znalazł on tam 24 potężne sarkofagi oraz inskrypcje sugerujące, że spoczywały w nich mumie świętych byków - Apisów.



Żadnej kompletnej mumii takiego byka jednak tam nie znalazł. Nie doszukali się ich też inni archeologowie prowadzący badania w Serapeum, ani w Bucheum - podobnej byczej nekropolii Górnego Egiptu. W ogromnych sarkofagach znajdowano tylko przemieszane kości zwierzęce (kości świętych byków mieszano z kośćmi psów i szakali!) pokryte masą bitumiczną. Dwie mumie wyglądały obiecująco - pod idealnie zachowanymi bandażami krył się byczy kształt z rogatym łbem. Po przecięciu bandaży okazało się jednak, że jest tam masa bitumiczna i wymieszane kości zwierzęce. Jak widać tej profanacji nie dokonali bynajmniej rabusie grobów, ani fanatyczni chrześcijanie (posążków bóstw egipskich jakoś tam nikt nie zniszczył...). Profanacja była dokonana już przez samych kapłanów egipskich. 






Każdy egiptolog powie Wam, że starożytni Egipcjanie, nigdy, przenigdy nie rozczłonkowywali ciał podczas mumifikacji. Nie robili tego również w przypadku mumii zwierząt. A zostawili ich ogromne ilości, zwłaszcza w okolicach Sakkary. Brytyjski archeolog Walter Emery, prowadzący wykopaliska w Sakkarze od 1935 r., odkrył tam kilkukilometrowej długości podziemny labirynt, wypełniony mumiami ibisów. Znaleziono tam 1,5 mln (!) tych zmumifikowanych ptaków, spoczywających w dzbanach. W Tuna-el-Dżebel w Dolnym Egipcie znaleziono natomiast katakumby o powierzchni 16 ha, w których złożono m.in. 4 mln zmumifikowanych ibisów. Po co komu tyle martwych ptaków? Mumifikowano nie tylko ibisy. Jak dotąd znaleziono w Egipcie mumie 38 różnych ptasich gatunków. Mumifikacji poddawano najróżniejsze zwierzęta - od hipopotamów i krokodyli, poprzez psy i koty, po ryby, szczury, węże i skorpiony. Na przykład, w nekropolii Tebtynis w oazie Fajum, znaleziono 200 tys. mumii krokodyli. (Małą próbkę mumii zwierzęcych możecie znaleźć w Muzeum Egipskim.) Z jakiegoś powodu mumifikowano więc na skalę iście przemysłową zwierzęta, często pospolitych i poślednich gatunków. A kości świętych byków Apisów z jakiegoś powodu cięto, mieszano z kośćmi psów i masą bitumiczną, by na wieki ukryć w idealnie wykonanym sarkofagu ważącym kilkadziesiąt ton. 



Przekazy dotyczące tego jak taki święty byk wyglądał są dosyć mgliste. Miał on ponoć biały romb na czole, znak orła na boku i znamię w kształcie skarabeusza pod językiem. Rzeźbę przedstawiającą świętego byka miał okazję oglądać Ptolemeusz I. Nie wiedział co to jest i szukał wyjaśnień u kapłana Manethona - człowieka, który przedstawił Grekom historię Egiptu. Czy Ptolemeusz był idiotą? Czy nigdy wcześniej nie widział byka? A może ów święty byk wyglądał jakoś inaczej? Może był przerażającym potworem?

Dr Ange-Pierre Luca, wybitny specjalista od mumii egipskich, opisał "wspaniale zabandażowane" byki, które znaleziono w katakumbach w Abusir w pobliżu Sakkary. "We wnętrzu drugiej mumii, w której przypadku znowu powinno chodzić o jednego byka, również znaleziono kości siedmiu zwierząt, między innymi dwuletniego cielęcia i wielkiego starego byka. Trzeci musiał mieć widocznie dwie czaszki".

DWIE CZASZKI?  I wybitny specjalista tak po prostu przechodzi nad tym do porządku dziennego?


Zacytujmy więc Euzebiusza z Cezarei, "ojca historii kościelnej". "I były tam różne inne potwory, z których część była stworzona sama i wyposażona w dające życie formy, i wytwarzali też ludzi, z podwójnymi skrzydłami, do tego też innych z czterema skrzydłami i dwoma obliczami, i z jednym ciałem i dwiema głowami, kobiety i mężczyzn, i podwójnej natury, męskiej i żeńskiej, dalej też innych ludzi, z udami kóz i rogami na głowie, i jeszcze innych z końskimi kopytami i innych o postaci końskiej z tyłu a ludzkiej z przodu, jaką mają hipocentaury. Wytwarzali też byki z głowami ludzkimi, i psy o czterech tułowiach, których ogony wystawały z tylnych części ciała, na podobieństwo rybich ogonów, także konie z głowami psimi i ludzi, jak też inne potwory, o głowach końskich i ciałach ludzkich z ogonami rybimi; do tego różne smokopodobne monstra i ryby oraz gady i węże, i mnóstwo dziwacznych istot różnego rodzaju i różnie uformowanych, których wizerunki przechowywali obok innych w świątyni Belosa".




Czyżby to były tylko bajania? Euzebiusz opierał się na starszych źródłach egipskich. O tym, że bogowie stworzyli nie tylko ludzi ale również najrozmaitsze hybrydy pisał też Menathon. Ogólnie rzecz biorąc przekonanie o istnieniu takich hybryd było w świecie starożytnym powszechne. Zachowało się też mnóstwo ich wizerunków - różnych minotaurów, syren, cherubinów itp. Wszystkie one są jednak uznawane za wytwory wyobraźni. Nawet jeśli te dziwne stwory są przedstawiane jako zdobycze wojenne, prowadzone w łańcuchach podczas parad. (Choćby na reliefie asyryjskiego króla Asurbanipala przechowywanym w British Museum. Widzimy tam prowadzone na postronku dziwne zwierzę chodzące na dwóch nogach, ale mające płetwy na łapach.) Dwa dziwne stwory widać choćby na palecie Narmera, słynnym zabytku z czasów I dynastii. Historycy tłumaczą, że te stworzenia to "serpopardy"  i że ich wizerunek możemy znaleźć też na stelli cylindrycznej z mezopotamskiego Uruk. Można się domyślić, że w czysto hipotetecznym przypadku znalezienia kości jakiejś hybrydy, archeolodzy po prostu skatalogowaliby  je jako "wymieszane kości różnych gatunków" i nie chciałoby im się badać takich "śmieci". Albo po prostu napisaliby "widocznie ten byk miał dwie czaszki".

Niewątpliwie egipskie znaleziska potrafią zaskakiwać. Tak było choćby gdy w 1912 r. prześwietlono rentgenowsko jedną z mumii z Muzeum Egipskiego. Była to mumia kapłanki Amona, która zmarła podczas przedwczesnego porodu. Na jej ciele leżała mumia noworodka. Badający ją naukowcy byli bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że w tym małym zawiniątku był pawian "o nieco większym niż normalnie mózgu".




Gdy przyglądamy się tworzonym na skalę przemysłową mumiom zwierząt ze starożytnego Egiptu, możemy mieć skojarzenia z serią filmów "Resident Evil". Cóż to za pradawna korporacja Umbrella przeprowadzała tam eksperymenty?

Dodajmy, że Sakkara wciąż kryje wiele tajemnic. Gdy w latach 80-tych Erich von Daniken rozmawiał z dyrektorem tamtejszych wykopalisk (który nie wstydził się przyznać, że czytał jego książki), usłyszał od niego, że odkryto jak dotąd jedynie 20 proc. tego co tam jest. Przez 40 lat zrobiono jednak pewien postęp. Ja usłyszałem w tym roku, że odkopano jak dotąd jedynie jakieś 50 proc. tego, co skrywają piaski Sakkary. Turyści odwiedzający tamtejszą piramidę schodkową zazwyczaj nie są świadomi ile tajemnic kryje się w okolicy.


Rozpoczynamy nową serię blogową: Kemet. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. W kolejnym odcinku: czego turyści nie zauważają obok Wielkiej Piramidy i Sfinksa. A także w samej piramidzie. I dlaczego warto się wybrać do Dahszur. 

***

Nie wiem, czy zdołam jeszcze zrobić następny wpis przed Wigilią. Jeśli nie, to życzę Wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, tudzież Szczodrych Godów! Niech Wam Kanye zaśpiewa "White Christmas"!




sobota, 10 grudnia 2022

Shingeki no Engels

 


Ilustracja muzyczna: Shingeki no Kyojin Opening 1

Brawurowy atak na rosyjskie bombowce strategiczne na lotniskach Diagilewo pod Riazaniem i Engels pod Saratowem, to wydarzenie, które może być punktem zwrotnym wojny. Wystarczy spojrzeć na mapę. Lotnisko Engels to CEL POŁOŻONY PO DRUGIEJ STRONIE WOŁGI, blisko 750 km od granic Ukrainy. Jeśli Ukraińcy zdołali skutecznie uderzyć w taki obiekt, to cele w Moskwie są również w ich zasięgu.


Atak ten jest tym bardziej niezwykły, gdyż został dokonany za pomocą bardzo przaśnej, sowieckiej technologii - dronów TU-141, powstałych w czasach Breżniewa. Drony te tylko leciutko zmodernizowano dodając im po terminalu Starlink. I takie to całkiem spore dwie rakiety (14 m długości, prawie 4 m szerokości) przeleciały sobie nad sporym kawałem Rosji bez żadnej reakcji wojsk obrony powietrznej i trafiły w bazy bombowców strategicznych. Fotograficznie potwierdzono, że zdołały one poważnie uszkodzić jeden bombowiec Tu-22M i jeden Tu-95s. Wbrew pozorom, to całkiem sporo. Wielkim szokiem dla Ruskich było przecież zestrzelenie jednego Tu-22M nad Gruzją w 2008 r. W obecnej wojnie nie ryzykowali zestrzelenia tych bombowców - nie wysyłali ich nad Ukrainę, a rakiety odpalali one znad Rosji. Po ukraińskim ataku na Diagilewo i Engels, bardzo szybko wycofali pozostałe bombowce z tych baz aż pod Murmańsk.  Ukraińcy dostali sygnał, że tego typu ataki są więc opłacalne. Mogą w ten sposób popsuć Ruskim kampanię bombardowań infrastruktury energetycznej. Cały świat zobaczył zaś, jak bardzo dziurawa jest rosyjska obrona przeciwlotnicza.

Według Generała SWR, Putin zrobił za to bardzo ostrą zjebkę generałom. W tym Surowikinowi. To zrozumiałe, że jest wściekły. Może Kreml ma i dobrą ochronę przeciwlotniczą, ale celem mogą stać się jego rezydencje w Wałdaju czy w Soczi. Poczuł, że znalazł się w zasięgu drona. Oczywiście tego samego dnia zrobił ustawkę z sobowtórem wizytującym Most Krymski. Sobowtórem siedzącym za kierownicą auta, filmowanym z tyłu i rzucającym teksty w stylu: "To tutaj remontują? Pięknie". Co do samego ataku na Most Krymski, podejrzewam, że dostał z HIMARSa lub czegoś podobnego. Amerykanie pewnie potajemnie przekazali Ukraińcom odpowiednią amunicję. 

Jedyna możliwa strategia: razić dalej cele na terytorium wroga.

***

To co osiągną wojskowi, często potrafią spieprzyć dyplomaci. Przykładem takiego fuck-upu jest transakcja wymiany Wiktora Buta na amerykańską koszykarkę Brittney Griner.  Wymiana legendarnego handlarza bronią na jakąś  celebrytkę to kiepski interes. Zwłaszcza, że w rosyjskim więzieniu siedzi Paul Whelen, były marine, skazany za szpiegostwo.  Siedzą też inni Amerykanie. Za Buta spokojnie można było wymienić kilkanaście osób. Dano w ten sposób Ruskim do zrozumienia, że opłaca się brać Amerykanów na zakładników. 

***

Dzisiejszy wpis nieco krótszy niż zwykle, ale już wkrótce nowa seria: KEMET.


sobota, 3 grudnia 2022

Gracze: My ze spalonych wsi

 


Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Dziedzictwo

Pułkownik Bolesław Hanicz-Boruta, to przykład człowieka, który posiada zbyt skromną notkę w Wikipedii. Zbyt skromną jak na jego totalnie pokręcony życiorys. Czy moglibyście się bowiem spodziewać, że dowódca brygady AL zostanie Żołnierzem Wyklętym? I ujdzie mu to na sucho?

Bolesław Boruta wstąpił do KPP w 1927 r. i już w 1931 r., podczas pobytu w więzieniu poszedł na współpracę z policją polityczną "Defą". Zdołał jej wystawić wielu komunistycznych wywrotowców z okolic Radomska, a by się uwiarygodnić jako prowokator urządzał strajki. 

W latach 1940-1942 pracował jako robotnik kolejowy, konwojent towarowy i strażnik kolejowy (Bahnschutz!) w Radomsku. Jednocześnie należał do Związku Jaszczurczego/Narodowej Organizacji Wojskowej, dla których prowadził akcję werbunkową. Był jednym z organizatorów struktur wojskowych podziemia narodowego w Radomsku. W 1942 r. NOW podporządkowała się AK, więc Boruta również stał się akowcem. Miał wówczas stopień sierżanta. 


W połowie 1943 r., na polecenie swoich przełożonych - najprawdopodobniej legendarnego Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" - wraz z liczącym 40 osób oddziałem wstąpił do komunistycznej Gwardii Ludowej jako "wtyka". Kilku bardziej przytomnych aktywistów PPR nie chciało dopuścić do tajemnic organizacyjnych byłego akowca. Ktoś na górze zdecydował jednak, że Boruta jest godny zaufania. W następnych miesiącach piął się więc w górę w szeregach organizacji. W lutym 1944 r. został mianowany szefem sztabu 9. Okręgu Częstochowsko-Piotrkowskiego AL, a w maju p.o. dowódcy operacyjnego tego okręgu. Zachowało się kilka jego meldunków wskazujących, że przez cały ten czas utrzymywał potajemne kontakty z AK. Po wojnie UB wiązała go też z serią aresztowań przez Gestapo członków AL w Radomsku, zarzucała mu niejasne kontakty z NSZ i wypominała, że jego żona przez cały okres okupacji była członkiem AK. To nie przeszkodziło jednak Borucie zostać latem 1944 r. dowódcą 3 Brygady AL im. gen. Józefa Bema, dobrze uzbrojonego oddziału liczącego ponad 300 ludzi.


Jako dowódca brygady, szczególnie się nie popisał. 12 września 1944 r. jego oddział przyjął walkę w okrążeniu z niemiecką obławą w okolicy leśniczówki pod Ewiną. Szybko poszedł w rozsypkę. "Oddziały AL nie były w stanie stawić oporu nawet przez chwilę" - przyznawali sami komuniści. Ale tak się akurat złożyło, że jednym z oficerów ze sztabu Boruty "Hanicza" był Ryszard Nazarewicz, późniejszy "naczelny historyk" AL. Przekuł on kompromitującą klęskę w "najbardziej zwycięską bitwę partyzancką na ziemi radomoszczańskiej", bitwę pod Ewiną. Ubecki bajkopisarz Nazarewicz wymyślił, że Niemcy stracili w tej potyczce 100 zabitych i 200 rannych, a jego zmyślenia są powtarzane m.in. przez Wikipedię. Choć po tej "najbardziej zwycięskiej bitwie" przetrwały z brygady jedynie dwie bojówki, to "Hanicz" dostał w listopadzie 1944 r. awans na majora i Krzyż Grunwaldu.

W styczniu 1945 r. Boruta organizował Milicję Obywatelską i władze miejskie w Radomsku. Pod koniec miesiąca został wezwany do Łodzi, gdzie Mieczysław Moczar wręczył mu rozkaz zorganizowania struktur UB w Radomsku. Już w lutym "Hanicz" został jednak mianowany p.o. zastępcy Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi. W kwietniu, po donosie jakiegoś zazdrosnego frustrata, Boruta został aresztowany i przewieziony do UB w Warszawie. Tam podczas przesłuchań pytano go o pracę dla sanacyjnej policji. Po kilku dniach został jednak zwolniony z aresztu i przywrócony do służby! Wrócił do Łodzi, skąd wraz z Moczarem pojechał na inspekcję do PUBP w Piotrkowie Trybunalskim. 15 kwietnia zwolnił się jednak z UB. Żegnano go z honorami, nadając mu przyznany wcześniej Krzyż Grunwaldu. 


Boruta został skierowany do służby w KBW. Mianowano go dowódcą batalionu Wojsk Wewnętrznych w Biłgoraju, który musiał jednak najpierw zorganizować. I tam nastąpił kolejny zwrot akcji. 1 maja 1945 r. Boruta wywołał bunt w dowodzonym przez siebie batalionie, którego niemal wszyscy żołnierze zdezerterowali do lasu. Boruta, wraz z 30 żołnierzami, 2 maja wrócił do Biłgoraju i przeprowadził atak na siedzibę UB. Zamierzał ją rozbić, rozstrzelać sowieckich oficerów i uwolnić więźniów. Oblężenie siedziby UB trwało dwie godziny. Niestety było nieudane, ale zginął jeden oficer śledczy, ciężko raniono sowieckiego oficera, ranni byli też jeden ubek i jeden milicjant. Oddział Boruty wycofał się z miasta, ale na postoju został otoczony przez przeważające siły sowieckie. Część dezerterów z KBW zdołała dotrzeć do oddziałów Wyklętych, m.in. do oddziału NOW-AK Franciszka Przysiężniaka "Ojca Jana".

Borucie również udało się wyrwać obławie. W przebraniu cywilnym wrócił do Radomska, gdzie jednemu ze znajomych polecił zawiadomić o swojej sytuacji... Moczara. Po pewnym czasie uznał, że najlepiej będzie jak sam się ujawni. Pojechał więc do Warszawy, do UB i zgłosił chęć skorzystania z amnestii. Aresztowano go 8 lipca 1945 r. Wydawało się, że za taką zdradę jakiej się dopuścił wobec komunistów, dostanie karę śmierci. Skazano go jednak na 10 lat więzienia, ale wyszedł na wolność już w lipcu 1946 r. W jego obronie wystąpił bowiem Moczar i cała plejada działaczy partyjnych i ubeków z Radomska. 

Po wyjściu z więzienia, "Hanicz" dostał dobrą pracę dyrektorską w przemyśle włókienniczym. Został też p.o. prezesa ZBOWiDu w Radomsku. Starał się obsadzać kierownicze stanowiska znajomymi z konspiracji. Wydawał też im zezwolenia na prowadzenia prywatnej działalności handlowej. Później przeniósł się do Łodzi, gdzie  przystąpił do... tajnej antykomunistycznej organizacji Armia Wyzwoleńcza. Licząca kilkudziesięciu ludzi organizacja miała w swych szeregach zarówno weteranów AK jak i AL. Była przy tym dosyć radykalna - planowała m.in. zamachy na działaczy partyjnych. UB zdołała ją jednak rozbić latem 1951 r. "Hanicz" znów trafił do więzienia, z którego próbował jednak uciec. W 1952 r. skazano go na 12 lat więzienia. 

Wyrok został uchylony w 1956 r. Dwa lata później Boruta został zrehabilitowany sądownie, przywrócony przez MON do ewidencji oficerów rezerwy, mianowany podpułkownikiem i w 1959 r. przeniesiony do rezerwy. Został działaczem kombatanckim i swoją obecnością uświetniał uroczystości państwowe. Doprowadził do postawienia pomnika na polu "bitwy" pod Ewiną. Zdołał też wydać "Wspomnienia dowódcy III Brygady AL. Zmarł 1 lutego 1977 r. i został pochowany w Radomsku. 



I warto w tym miejscu zadać pytanie: co takiego wiedział o Moczarze, że on cały czas go chronił? Komuniści zabijali za rzeczy dużo bardziej błahe niż bycie wtyką sanacyjnej policji i AK w ich strukturach, zorganizowanie dezercji batalionu KBW i ataku na powiatową siedzibę UB. Boruta-Hanicz był jednak cały czas chroniony...

Moczar był bez wątpienia sukinsynem, który miał ręce ubabrane krwią aż pachy. Był też jedną z najbardziej enigmatycznych postaci w dziejach PRL. Kojarzony jest głównie z Marcem '68, ale miał też bardzo poważny udział w wydarzeniach Grudnia '70. To pół-Białorusin i agent GRU, który spolonizował bezpiekę i partię. Czy w czasie wojny lub przed wojną również on zaplątał się w  jakąś grę wywiadowczą, w trakcie której - podobnie jak Boruta-Hańcza czy Borucki "Czarny" - stracił rozeznanie dla kogo tak naprawdę pracuje?

Infiltracja niemal nigdy nie jest tylko jednostronna. 

A dziwnych przypadków w historii Podziemia jest o wiele więcej.

Piotr Pawlina "Piotr", dowódca oddziału BCh w powiecie buskim, wsławiony zdobyciem więzienia w Pińczowie, w swoich wydanych w latach 60-tych wspomnieniach "Podziemni żołnierze wolności" wspomniał o zadziwiającym epizodzie dotyczącym kontaktów z Sowietami na przyczółku baranowsko-sandomierskim. Spotkał się wówczas z nim i mocno go wypytywał oficer NKWD. Tłumaczem i przewodnikiem tego oficera był znany Pawlinie partyzant z NSZ, mający jeszcze na mundurze ryngraf. Pawlina oczywiście nie mógł wtedy ujawnić nazwiska tego partyzanta, ale po tym spotkaniu był tak przerażony, że natychmiast zerwał kontakty z Sowietami i wycofał swój oddział z tamtego rejonu.

Nie każdy kto trafiał do AL musiał być zaś zdrajcą, bandytą i degeneratem. Przykładem na to jest życiorys pułkownika Wincentego Heinricha. Zaczął on działalność konspiracyjną w Szarych Szeregach, a stamtąd trafił do kompanii harcerskiej AK "Wigry". W 1943 r. z nieznanego powodu przeszedł do GL. W maju 1944 r. walczył razem z Moczarem pod Rąblowem jako dowódca kompanii. We wrześniu 1944 r., w mundurze LWP, zdobywał warszawską Pragę, gdzie został komendantem posterunku MO. Szybko jednak wrócił do wojska i skończył oficerską szkołę lotniczą. W lotnictwie doszedł do stanowiska szefa sztabu, którą pełnił w latach 1960-1963. Później został odsunięty na boczny tor. O tamtych czasach napisał broszurkę "Opozycja w wojsku". Z LWP usunięto go w 1968 r. Później był współpracownikiem KOR i działaczem Solidarności. W latach 1982 - 1985 wydawał podziemne pismo wojskowe "Reduta". W 1985 r. spędził kilka miesięcy w areszcie bez wyroku. W latach 90-tych pisał do "Tygodnika Solidarność" i... "Gazety Polskiej". Nigdzie nie znalazłem wzmianki o jego śmierci, więc prawdopodobnie wciąż żyje i ma 100 lat. Żywy relikt z czasów podziemnego żmijowiska...

Mamy już ostatnią szansę, by spotkać ludzi z tamtego pokolenia. Wielu z nich umarło mając po ponad 90 czy 100 lat - trzymając się zadziwiająco mocno, mimo doświadczenia obozów, więzień, tortur, głodu, chłodu i traumy wojennej. Wielu z nich ma już demencję. Wielu nie rusza się z domów. Wielu jest zwykłymi oszustami, którzy poprawiali swoje życiorysy. Niektórzy - i niektóre -  są fetowani jako wielcy bohaterowie, mimo że nic nie znaczyli. Wielu też jednak milczy jak grób i nie dzieli się z nikim swoimi naprawdę bohaterskimi czynami. To Gracze, którzy przetrwali Żmijowsko. Warto się nimi zainteresować. 

Gdy 1 sierpnia 2022 r. oglądałem w TVP relacje z powstańczych uroczystości, zwróciłem uwagę, że podczas transmisji z Powązek Wojskowych pokazano staruszka, który przedstawił się jako weteran Polskiej Armii Ludowej. Uśmiechnąłem się.

***

To już ostatni odcinek serii "Gracze". Mam świadomość, że była ona niedoceniona. Była bowiem serią dla koneserów. Dla tych, którzy łakną kosmicznych tematów ma jednak dobrą wiadomość. Już wkrótce nowa seria: KEMET. 

***

Ze spraw bieżących:

Mniej więcej tydzień temu zmarł Władymir Makiej, szef białoruskiego MSZ. Przed śmiercią oczywiście czuł się dobry i planował wyjście do teatru. Według Generała SWR Makiej został otruty przez rosyjskie tajne służby. Baćkoszenka wykorzystał go bowiem do podtrzymywania tajnych kontaktów z Zachodem i z Chinami. Generał SWR twierdzi, że te tajne kontakty polegały na tym, że Makiej w imieniu Baćkoszenki składał Zachodowi obietnice, których Białoruś nie miała zamiaru spełniać i w zamian oczekiwał luzowania sankcji. Choć taka zagrywka była właściwie w interesie Rosji, "genialni szachiści" z Kremla uznali ją za zdradę. Zabójstwo Makieja jest więc sposobem na zdyscyplinowanie Baćkoszenki. Oczywiście Baćka wie, że wejście Białorusi do wojny na pełną skalę byłoby działaniem samobójczym. 

Wystarczy choćby spojrzeć na listę  rosyjskiego sprzętu, którego zniszczenie, porzucenie bądź zdobycie zostało w 100 proc. potwierdzone.  I porównać ją z listą utraconego sprzętu ukraińskiego oraz z podobnymi listami z wojny gruzińskiej 2008 r. oraz drugiej i pierwszej wojny czeczeńskiej.


***

Mamy też wielką drakę w chińskiej dzielnicy. A w zasadzie w wielu dzielnicach wielu chińskich metropolii - m.in. Pekinu, Szanghaju i Wuhan. Protesty przeciwko lockdownom covidowym i przewodniczącemu Xi Jinpingowi. Miejscami dosyć ostre i zmuszające władze do ustępstw taktycznych. W chińskich, totalitarnych realiach zewnętrzna inspiracja tych protestów jest niemożliwa. Wewnętrzna już bardziej. Ale ogólnie towarzysz Xi płaci z głupią politykę walki z covidem polegającą na zamykaniu ludzi w domach na wiele dni bez jedzenia, jak tylko pojawi się małe ognisko zakażeń omikronem. Polityka ta oczywiście bardzo szkodzi chińskiej gospodarce. (I jakoś żadne Góralskie Veto nie odniesie się do tej polityki, choć sławi towarzysza Xi Jinpinga...) Chińczycy po prostu się wk...wili. Nie mamy jeszcze wiarygodnych danych co do skali protestów, ale represje są ostre. Te protesty zostaną w ciągu kilku dni bądź tygodni stłumione przez policję i bezpiekę. Komunistyczny reżim boi się jednak już samego rozprzestrzenia się informacji o protestach. Telefony Huawei (kochane przez wielu naszych duporealistów) więc już samoczynnie zaczęły kasować swoim użytkownikom filmy z demonstracji.



Ciekawe jak zostanie rozgrana propagandowo śmierć towarzysza Jianga Zemina? (Wydarzenie chyba niemal całkowicie pominięte przez polskie media.) Ten 96-letni komuszy karierowicz  nie był dobrym człowiekiem, ale to on uczynił ChRL potęgą. I za jego czasów żyło się swobodniej - bez tej całej elektronicznej kontroli. Nic dziwnego więc, że Jiang jest wspominany w chińskich mediach społecznościowych z nostalgią.  To jego frakcję w Partii zniszczył Xi Jinping. 

Ciekawe czy były prezydent Hu Jintao jeszcze żyje?

***




Wydarzeniem tygodnia był jednak wywiad udzielony przez Kanye Westa Alexowi Jonesowi. Kanye nie tylko chwalił Hitlera - ku konsternacji Jonesa - ale też opowiadał dowcipy o Benie Shapiro, mówił do pobieraka na rybki (podbierak symbolizował "żydowskie media") i przede wszystkim wystąpił w dziwacznej masce-kominiarce.  Ye pokazał w ten sposób, że jest wariatem. Każdy, kto śledził jego celebrycką karierę, nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. 

Kanye został najprawdopodobniej wepchnięty na minę przez dwóch ludzi: Nicka Fuentesa i Milo Yiannopoulosa. Zanim Ye ich poznał, nic nie gadał o Hitlerze i podobnych klimatach. Gadał o Jezusie i chciał ludzi ewangelizować. Milo w ostatnich latach mało się udzielał publicznie. W pewnym momencie ogłosił, że przestał być gejem i stał się zwolennikiem odnowy religijnej w USA. Krytykował Trumpa z prawicowych, religijnych pozycji. Ostatnio jednak poparł Trumpa przeciwko DeSantisowi. By po chwili organizować kampanię Kanye i jego spotkanie z Trumpem. Ye zaproponował Trumpowi stanowisko wiceprezydenta - co musiało być potraktowane przez byłego prezydenta jako obraza. Nick Fuentes, czołowy "groyper", ma natomiast opinię prowokatora FBI. Jeden z moich znajomych określił go jako "chłopaczka, który jednego dnia twierdzi, że jest Hitlerem, a drugiego że Stalinem". Fedzie się więc nieźle bawią. 


Przy okazji udało im się dokonać rzeczy niesamowitej: sprawili, że Murzyn został symbolem Białej Supremacji.