Oficjalnie nie mogliśmy wystąpić przeciwko Niemcom i odebrać im naszych Ziem Zachodnich. Nie mogliśmy tego zrobić z prostej przyczyny: i w Kongresówce i na rozległych terenach dawnego Imperium Rosyjskiego stacjonowały wciąż ogromne niemieckie siły, które nie zostały pokonane w boju. Gdybyśmy rozpoczęli z nimi wojnę, skończyłoby się to błyskawicznym zgnieceniem przez nie młodego państwa polskiego.
Niemcy jednak nie widzieli wówczas potrzeby z nami wojować. Uznali, że nawet pomogą w powstaniu małego, uzależnionego od nich gospodarczo państewka, które stanowiłoby bufor przed chaosem nadciągającym ze stepów. Potrzebny był im spokój, by mogli sprowadzić swoje wojska ze Wschodu do Rzeszy i uchronić je przez bolszewicką agitacją. By zapewnić ten spokój, w listopadzie 1918 r. uwolnili komendata Piłsudskiego z internowania w twierdzy w Magdeburgu i wysłali pociągiem do Warszawy. On obiecał im, że spokój zapewni. I obietnicy dotrzymał. Podpisał z radą żołnierską w Warszawie porozumienie mówiące, że niemieckie wojska spokojnie przejadą przez polskie terytorium na Zachód. Zostawią jednak swoją broń i tabor kolejowy. Pierwszym krajem, który uznał odrodzone państwo polskie były Niemcy a niemieckim posłem w Warszawie został major Harry Kessler - oficer, który negocjował z Piłsudskim w Magdeburgu (pół-Irlandczyk z bankierskiej rodziny, prawdopodobnie nieślubny syn kajzera Wilhelma II). Był jednak na placówce zaledwie kilka tygodni. Już w grudniu musiał ją opuścić. Niemcy zerwały z nami relacje dyplomatyczne, bo zorientowali się, że nie zamierzamy być potulnym wasalem.
Piłsudski pytany przez Kesslera o Wielkopolskę, Pomorze i Śląsk odpowiadał bardzo zdawkowo. Nie chciał potwierdzić, że Polska nie będzie o te ziemie walczyła. Stwierdził też, że nie będzie mógł odmówić, jeśli przyzna nam je konferencja pokojowa. A jaki jest lepszy sposób na uzyskanie korzystnego wyroku konferencji niż metoda faktów dokonanych? Polska już w listopadzie zaczęła wojnę hybrydową przeciwko Niemcom.
Jak czytamy w artykule "Wojna hybrydowa podporucznika Palucha" opublikowanym w lutowym numerze "Uważam Rze. Historia":
"Za wywołaniem zbrojnego przewrotu w Poznaniu opowiadał się członek Rady Regencyjnej Zdzisław Lubomirski. Poznański historyk Ludwik Gomolec natrafił wiele lat później na rozkazy Sztabu Generalnego Wojsk Polskich wydane jeszcze przed 11 listopada 1918 r. mówiące o utworzeniu oddziałów wojskowych na granicy z zaborem pruskim, mających wesprzeć powstanie. Zygmunt Wieliczka znalazł zaś dokumenty podpisane przez płka Włodzimierza Ostoję-Zagórskiego mówiące o formowaniu oddziałów z dezerterów z armii niemieckiej w ramach Operacji Celestyn. W listopadzie 1918 r. mieszkańcy Ostrowa Wielkopolskiego samodzielniewyzwalają swoje miasto i zaczynają w nim formować pułk Wojska Polskiego. Kilka tygodni później Naczelna Rada Ludowa nakazuje im rozwiązać tę formację i oddać władzę niemieckiej administracji. Centralny Komitet Obywatelski z Poznania nawiązuje rozmowy z władzami w Warszawie. Nie chce ich uznać, ale zgadza się na dołączenie do Sejmu Ustawodawczego grupy posłów z Wielkopolski, w tym pierwszego marszałka Sejmu Wojciecha Trąmpczyńskiego. Piłsudski formalnie oddaje inicjatywę w sprawie ziem zachodnich paryskiemu Komitetowi Narodowemu Polskiemu i mocarstwom sprzymierzonym, ale trzyma rękę na pulsie. „Starał się jednak monitorować sytuację w Wielkopolsce poprzez kontakt z miejscową POW i grupą ppor. Palucha, a także przez własną siatkę wywiadowczą, która już działała w Wielkopolsce” - pisze płk Lech Wyszczelski."
Flashback: Restituta: HK-Stelle
"Za wywołaniem zbrojnego przewrotu w Poznaniu opowiadał się członek Rady Regencyjnej Zdzisław Lubomirski. Poznański historyk Ludwik Gomolec natrafił wiele lat później na rozkazy Sztabu Generalnego Wojsk Polskich wydane jeszcze przed 11 listopada 1918 r. mówiące o utworzeniu oddziałów wojskowych na granicy z zaborem pruskim, mających wesprzeć powstanie. Zygmunt Wieliczka znalazł zaś dokumenty podpisane przez płka Włodzimierza Ostoję-Zagórskiego mówiące o formowaniu oddziałów z dezerterów z armii niemieckiej w ramach Operacji Celestyn. W listopadzie 1918 r. mieszkańcy Ostrowa Wielkopolskiego samodzielniewyzwalają swoje miasto i zaczynają w nim formować pułk Wojska Polskiego. Kilka tygodni później Naczelna Rada Ludowa nakazuje im rozwiązać tę formację i oddać władzę niemieckiej administracji. Centralny Komitet Obywatelski z Poznania nawiązuje rozmowy z władzami w Warszawie. Nie chce ich uznać, ale zgadza się na dołączenie do Sejmu Ustawodawczego grupy posłów z Wielkopolski, w tym pierwszego marszałka Sejmu Wojciecha Trąmpczyńskiego. Piłsudski formalnie oddaje inicjatywę w sprawie ziem zachodnich paryskiemu Komitetowi Narodowemu Polskiemu i mocarstwom sprzymierzonym, ale trzyma rękę na pulsie. „Starał się jednak monitorować sytuację w Wielkopolsce poprzez kontakt z miejscową POW i grupą ppor. Palucha, a także przez własną siatkę wywiadowczą, która już działała w Wielkopolsce” - pisze płk Lech Wyszczelski."
Flashback: Restituta: HK-Stelle
Parę słów tytułem wyjaśnienia: płk Zagórski, wysokiej rangi funkcjonariusz służb austriackich, prawdopodobnie jeszcze przed Rarańczą został przewerbowany przez służby francuskie. Nie powinno więc nas dziwić, że zaangażował się w rozkręcanie wojny hybrydowej mającej osłabić Niemcy i to jeszcze przed rozejmem z 11 listopada 1918 r. Naczelna Rada Ludowa to powstała w listopadzie 1914 r. reprezentacja lokalnych poznańskich elit o orientacji endecko-chadeckiej, która w grudniu stała się polską władzą polityczną w Wielkopolsce. Podporucznik Mieczysław Paluch, to zaś oficer niemieckiej artylerii, weteran bitwy pod Verdun, który na jesieni 1918 r. zdezerterował z kajzerowskiego wojska i przybył do Poznania. Jak czytamy w "Urze Historii": "Tam
spotkał swojego kolegę, Bohdana Hulewicza, podporucznika kajzerowskiej
piechoty morskiej i zarazem byłego instruktora Polskich Drużyn Strzeleckich.
Hulewicz włączył go do wojskowej polskiej konspiracji pracującej nad zbrojną
insurekcją w zaborze pruskim.Grupa Palucha-Hulewicza współpracowała z Komendą Polskiej
Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego kierowaną przez Mieczysława
Andrzejowskiego oraz radykalną grupą Stanisława Nogaja, organizatora strajku
szkolnego w 1905 r. i zarazem twórcy pierwszych konspiracyjnych grup zbrojnych
w Poznaniu. Nawiązała również kontakty z lokalnymi elitami politycznymi oraz
posłem do Reichstagu Wojciechem Korfantym. Korfanty nie był przekonany do
planów powstańczych. Uważał, że bardziej realne jest zajęcie Wielkopolski i
Pomorza siłami Armii Hallera i z pomocą mocarstw zachodnich. Mimo to był zdania,
że na wszelki wypadek nie należy przeszkadzać konspiratorom takim jak Paluch
czy Nogaj w budowie armii konspiracyjnej. Na inicjatywy konspiratorów krzywo
patrzyło jednak wielu poznańskich polityków (którzy wejdą później do utworzonej
na początku grudnia Naczelnej Rady Ludowej). Uważali te inicjatywy za zbyt
blisko związane z Warszawą i obozem piłsudczykowskim."
Ośrodek kierowany przez Palucha, Hulewicza i Nogaja to centrum, które podjęło kluczowe decyzje, które doprowadziły do wybuchu Powstania Wielkopolskiego.
"13 listopada 1918 r. ppor. Paluch
wkracza wraz z oddziałem polskich konspiratorów do poznańskiego ratusza na
zebranie niemieckiej Rady Robotników i Żołnierzy. Pod ratuszem rozpoczyna się
strzelanina a na klatce schodowej wybucha granat. Członkowie Rady są
sterroryzowani a Paluch domaga się dołączenia Polaków do tego ciała na równych
prawach z Niemcami. Mając już tam swoich ludzi, zyskuje dużo większą swobodę w
tworzeniu podziemnej armii. Wykorzystuje to, że władze w Berlinie zaczynają
tworzyć na terenach wschodnich uzbrojone bojówki mające bronić niemieckich
roszczeń do tych terenów. Ludzie Palucha… włączają się w budowę tych jednostek
zwanych Służbą Straży i Bezpieczeństwa. Wysyłają do Berlina zmanipulowane
raporty i domagają się pieniędzy i broni na walkę przeciwko Polakom. Niemcy
łapią się na ten fortel i dostarczają polskim oddziałom konspiracyjnym broni,
amunicji, mundurów i pieniędzy. Nie orientują się w oszustwie, gdyż w
dokumentacji przysyłanej z Poznania wszystko się zgadza. Dowódcy oddziałów
Służby Straży i Bezpieczeństwa mają niemiecko brzmiące nazwiska, więc nie są
przez wojskowych biurokratów z Berlina traktowani jako Polacy. W ten sposób
Paluch i Hulewicz tworzą wielotysięczną armię, która ma na ich rozkaz rozpocząć
powstanie. Ich ludzie służą również w armii niemieckiej, w kluczowych punktach
poznańskiego garnizonu, takich jak centrala telefoniczna czy radiostacja.
Trwają też intensywne przygotowania sztabowe. Drobiazgowo opracowywane zostają
plany szturmu na kluczowe gmachy Poznania. W stolicy Wielkopolski w grudniu
gotowych do walki jest 1,8 tys. żołnierzy Służby Straży i Bezpieczeństwa. (...)
NRL nie planuje powstania, uważając je za szaleństwo. Uważa,
że „po wyroku konferencji pokojowej cały zabór pruski wpadnie w polskie ręce
jak dojrzały owoc”. Ks. Stanisław Adamski, mówi 3 grudnia 1918 r. na Sejmie
Dzielnicowym: „Czekaliśmy na ziszczenie marzeń naszych lat nieomal sto pięćdziesiąt;
będziemy umieli czekać jeszcze tych kilka tygodni, które nas dzielą od
ostatecznego uregulowania państwowości polskiej”. Korfanty już w pierwszych
dniach powstania deklaruje: „Nie chcemy przesuwać słupów granicznych przed
konferencją pokojową”.
Walki powstańcze wybuchają wieczorem 27 grudnia 1918 r. wbrew
woli NRL. Jest ona przerażona tym co się stało i w swoim komunikacie podkreśla,
że „ze strony polskiej zrazu nie odpowiadano, usiłowano dojść do jakiegoś
porozumienia i uniknąć krwi rozlewu. Gdy jednak strzały nie ustawały, gdy
szereg osób odniosło rany, Straż Ludowa poczęła odpowiadać na strzały i
zarządziła środki bezpieczeństwa mające chronić przechodniów”. Już jednak o
godzinie 16:00, czyli przed wybuchem walk, rozpoczyna się zarządzone przez
ppor. Palucha pogotowie bojowe Służby Straży i Bezpieczeństwa. Jej członkowie
ochraniają Paderewskiego i szykują się do ataku na niemieckie punkty oporu. To
ppor. Paluch wydaje rozkaz do rozpoczęcia bitwy o Poznań. Bitwy, którą
dokładnie wcześniej przećwiczono. Polskie uderzenie spada na zaskoczonych
Niemców i szybko dezorganizuje ich obronę. W akcji szczególnie wyróżnia się
Stanisław Nogaj, który organizuje uderzenie na prezydium policji i sztab V
Korpusu. Przerażeni politykierzy z NRL wzywają do zaprzestania walk i by
udobruchać Niemców poszerzają władze miasta o dwóch hakatystów. Mianowany przez
NRL komendant miasta Poznania wzywa do zachowania spokoju, ale nikt go nie
słucha. W nocy z 27 na 28 grudnia Paluch wydaje telefoniczne dyspozycje do
rozpoczęcia powstania na wielkopolskiej prowincji. W ciągu niecałego tygodnia
niemal cała Wielkopolska jest opanowana przez powstańców. NRL musi zaakceptować
powstanie, ale wciąż próbuje się dogadać z Niemcami. Wywołuje to szemranie
wśród powstańców. Korfanty słyszy od jednego z żołnierzy: „Nigdy rozpoczętej
walki nie zaprzestaniemy, a wszyscy, którzy są przeciwni – są naszymi wrogami i
tym kula w łeb”."
NRL nie udaje się zdusić powstania, ale udaje jej się odsunąć Palucha i Hulewicza od dowództwa. 28 grudnia powstaje Dowództwo Główne Sił Powstańczych. Na jego czele - po konsultacjach z Piłsudskim i warszawskim Ministerstwem Spraw Wojskowych (!) - zostaje postawiony kapitan Stanisław Taczak, były oficer armii niemieckiej służący w Sztabie Generalnym WP, człowiek o sympatiach piłsudczykowskich, przebywający w Poznaniu „na urlopie” i będący do politycznego zaakceptowania przez poznańskich endeków. (Był bratem popularnego poznańskiego prałata Teodora Taczaka skumplowanego z ks. Adamskim.) Taczak dostaje do pomocy z Warszawy grupę oficerów sztabowych na czele z kpt. Stanisławem Nilskim-Łapińskim (a później z ppłk JulianemStachiewiczem). Ekipa Taczaka zacznie jednak realnie dowodzić powstaniem dopiero w połowie stycznia. Do tego czasu faktyczne dowództwo spoczywa na ppor. Paluchu, który 9 stycznia 1919 r. dowodzi błyskotliwą operacją zajęcia lotniska Ławica. Pod jego dowództwem wojska powstańcze opanowują prawie całą Wielkopolskę.
Zasługą kapitana Taczaka, a później jego następcy, gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego jest przekształcenie sił powstańczych w regularną armię i powstrzymanie niemieckiej kontrofensywy. W powstrzymaniu jej bardzo się zasłużył również Paluch - podczas bitwy pod Szubinem, zwanej przez Niemców "rzezią pod Kcynią".
Co robi w tym czasie Naczelna Rada Ludowa? Wciąż postępuje podobnie kunktatorsko jak władze powstania listopadowego. Dopiero w kwietniu 1919 r. znosi wypłacanie dodatków antypolskich niemieckim urzędnikom a dopiero w maju wprowadza polski jako oficjalny język administracji. Do ciekawego incydentu dochodzi, gdy przysięgę na poznańskim rynku składa jednostka karna - Poznański Ochotniczy Batalion Śmierci. Gdy w rocie przysięgi przychodzi do ślubowania wierności Naczelnej Radzie Ludowej, żołnierze demonstracyjnie milczą. (Poznański Ochotniczy Batalion Śmierci zasłuży się później bardzo w walkach z bolszewikami. W drodze na front wywoła antyżydowskie zamieszki w Łodzi.)
Reakcja niemiecka na polskie powstanie jest początkowo strasznie chaotyczna. Ludzie Palucha i Nogaja przecież już w pierwszym dniu aresztowali wyższych niemieckich dowódców w Poznaniu i przejęli kontrolę nad siecią kolejową i telegraficzną. Niemcy też mają wówczas własne problemy - choćby komunistyczne powstania w Berlinie i w Bawarii. W lutym biorą się poważnie za kontrofensywę, ale nie udaje im się przełamać polskich pozycji obronnych. Francuski marszałek Ferdinand Foch grozi im ofensywą na Zagłębie Ruhry, jeśli nie wstrzymają działań wojennych w Wielkopolsce. Foch naprawdę nie lubi Niemców i uważa, że jak się ich nie zgniecie do końca, to za 20 lat wybuchnie kolejna wojna światowa. (Foch planował wspólne, polsko-francuskie uderzenie na Niemcy, przecięcie ich na pół przez siły sojusznicze, a później krwawą pacyfikację kraju, przeprowadzoną we francuskim stylu.) Ponadto jest bardzo propolski. Lekarzem jego rodziny był były powstaniec styczniowy o nazwisku "Michałowski". W 1921 r. marszałek Piłsudski, podczas wizyty w szkole wojskowej Saint-Cyr, odpina order Virtuti Militari ze swojej piersi i przypina go Fochowi, który w 1923 r. zostanie marszałkiem Polski.
Niemcy przegrywają z nami wojnę hybrydową w Wielkopolsce, ale szykują potężne uderzenie. Wiosną 1919 r. zastanawiają się nad inwazją na Polskę, odmową podpisania Traktatu Wersalskiego i utworzeniem państewka wschodniopruskiego, które udawałoby bunt przeciwko władzy w Berlinie (tak by niemiecki rząd mógł powiedzieć, że to nie oni, tylko separatyści prowadzą ofensywę przeciwko Polsce.) Z obawy przed tą inwazją Piłsudski ściąga na Zachód oddziały z frontu wschodniego a Dowbór-Muśnicki podporządkowuje Armię Wielkopolską Warszawie. Po stronie niemieckiej wszystko jest zapięte na ostatni guzik a żądni rewanżu generałowie czekają na rozkaz od marszałka von Hindenburga. Rozkaz jednak nie nadchodzi. Hindenburg nagle uznaje, że Traktat Wersalski trzeba podpisać. Na redzie portu w Kołobrzegu pojawia się brytyjski niszczyciel i celuje swoimi działami w budynek niemieckiego sztabu mającego kierować wojną przeciwko Polsce.
Flashback: Dies Irae - Hindenburg i Ludendorff, czyli niemiecka transformacja
Niemcy próbują więc kolejnej szansy zgniecenia Polski w 1920 r. W bolszewikach widzą swoich dawnych agentów i sojuszników w dziele zgniecenia ładu wersalskiego. Reichswehra zawiera więc tajne porozumienia z Armią Czerwoną. Gdy latem 1920 r. Sowieci zajmują Działdowo, są entuzjastycznie witani przez mniejszość niemiecką. (Chętnie wchodzi ona w skład komitetów rewolucyjnych w zajmowanych przez bolszewików miejscowościach.) W parku miejskim bolszewicka orkiestra wojskowa gra niemieckie marsze. Później przy zwłokach jednego z niemieckich dywersantów znaleziono listę polskich działaczy, która miała być przekazana Czeka. W przygraniczne posterunki i stacje kolejowe napadają nieumundurowani niemieccy bojówkarze. Piłsudski wysyła więc na Pomorze - generała Kazimierza Raszewskiego, byłego generała pruskiej armii, by zaprowadził tam porządek. Raszewski zaczyna tworzyć Armię Zachodnią, zadaje bolszewikom klęskę pod Brodnicą i skutecznie zwalcza niemiecką piątą kolumnę. Jego nieoficjalnym zadaniem jest również przeciwdziałanie ewentualnemu endeckiego zamachowi stanu w Poznaniu.
17 sierpnia 1920 r. do Katowic dochodzi fake news o zdobyciu Warszawy przez bolszewików. Miejscowi Niemcy szaleją z radości i atakują francuską misję wojskową. Francuzi robią im akcję w stylu "Regulaminu zabijania". Sfrustrowani Niemcy linczują polskiego lekarza, który udziela pomocy ich rannym. Polacy potrafią się jednak odgryźć za wielomiesięczną niemiecką kampanię terroru. W nocy z 19 na 20 sierpnia wybucha II Powstanie Śląskie. Powstańcom udaje się opanować sporą część Górnego Śląska. Sprawny przebieg powstania to m.in. zasługa... majora Mieczysława Palucha. Paluch kieruje Centralą Wychowania Fizycznego, czyli zakamuflowanym sztabem powstania. Jego szefem sztabu jest Alfons Zgrzebieniok, piłsudczyk, oficer tajnych służb i późniejszy sanacyjny wicewojewoda białostocki. Zastępcą Zgrzebienioka jest kapitan Michał Grażyński, oficer służb wywiadowczych, późniejszy sanacyjny wojewoda śląski. Przygotowania powstańcze prowadzi POW Górnego Śląska założona przez Oddział VI (II) Sztabu Generalnego. Powstania Śląskie są więc kolejną polską wojną hybrydową wymierzoną w Niemcy.
Plebiscyt na Śląsku niestety przegrywamy - m.in. w wyniku niemieckich fałszerstw. Trzeba jednak przyznać, że się dobrze do niego przygotowaliśmy propagandową i zostawiliśmy sobie plan B - III Powstanie Śląskie. Doskonale się do niego przygotowaliśmy. Gen. Szeptycki i Raszewski pomogli w przerzucie broni, amunicji i "ochotników" na Śląsk. Wśród powstańców znaleźli się m.in. żołnierze gen. Bułaka-Bałachowicza, a nade wszystko doświadczeni dywersanci z Oddziału II SG. Powstanie wybucha w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. i szybko opanowuje sporą część Górnego Śląska. Grupa Wawelberga (dowodzona przez Tadeusza Puszczyńskiego, byłego dowódcę POW w okręgu kieleckim) wysadza w powietrze mosty kolejowe i odcina prowincję od Rzeszy. Powstaniem dowodzi niezwykle barwna postać - hrabia Maciej Mielżyński, Wielkopolanin, były poseł do Reichstagu, który zastrzelił swoją żonę. Najsilniejszym powstańczym zgrupowaniem: Grupą Wschód, dowodzi Karol Grzesik, późniejszy prezes górnośląskiego OZN. Szefem jego sztabu jest Michał Grażyński. Powstańczemu dowództwu doradzają oficerowie przysłani z Warszawy, m.in.: mjr Roman Abraham, Jan Kowalewski i Wojciech Stpiczyński (ultra radykalny piłsudczyk, późniejszy redaktor naczelny "Głosu Prawdy"). Rząd Wincentego Witosa oficjalnie odcina się od powstania, ale w praktyce udziela mu szeroko zakrojonej pomocy. Światowej opinii publicznej mówimy: "to lokalni separatyści, takie mundury można sobie kupić w każdym sklepie".
Wszystko idzie dobrze do pewnego momentu. Dowództwo wojskowe powstania ma bowiem jednak nieco inne plany niż dowództwo polityczne. Wojskowi chcą ofensywy aż do Odry. I taka ofensywa ma szansę powodzenia. Ale Korfanty "nie wierzył w szanse powodzenia powstania, widząc w nim jedynie zbrojną manifestację ludu górnośląskiego, która miała polegać na zwróceniu uwagi Komisji Międzysojuszniczej mającej dokonać podziału terenu plebiscytowego między Polskę a Niemcy. Dlatego też zarządził wstrzymanie walk jeszcze w czasie, gdy inicjatywa na froncie należała do Polaków. Obrońcy Korfantego wskazują, że Polacy mieli przewagę w starciach z nacjonalistycznymi bojówkami, ale nie mieliby żadnych szans z regularną armią niemiecką, zaś ostateczną decyzję w sprawie Górnego Śląska i tak podjęła Komisja Międzysojusznicza niezależnie od wyniku walk, które mogły stanowić jedynie posiłkowy argument. Jednak utrata inicjatywy powstańców na froncie nastąpiła dopiero po decyzjach dyktatora."
Korfanty w porozumieniu z Francuzami ogłasza rozejm... o którym nic nie wiedzą Niemcy. Część wojsk powstańczych rozchodzi się do domów akurat wtedy, gdy Niemcy rozpoczynają ofensywę pod Górą Świętej Anny. Jak czytamy: "W dniu 3 czerwca 1921 zbuntowana przeciwko Korfantemu grupa oficerów grupy „Wschód” ogłosiła kpt. Karola Grzesika głównodowodzącym wojsk powstańczych. Grzesik wysłał do oddziałów powstańczych telegram o treści: „Z dniem dzisiejszym objąłem Naczelne Dowództwo Wojsk Powstańczych... Grzesik-Hauke, Naczelny Wódz”. Korfanty uciekł do wiernych sobie oddziałów, obawiając się o swoje życie. Dzień później śląscy marynarze z oddziału por. mar. Oszka przeprowadzili aresztowania buntowników. W grupie aresztowanych znaleźli się m.in. Karol Grzesik, Michał Grażyński, Wiktor Przedpełski i Mikołaj Witczak[32]. W dniu 5 lipca 1921 zawarto rozejm. Rząd polski oficjalnie odciął się od odpowiedzialności za powstanie. W dniu 12 sierpnia Rada Najwyższa obradowała w sprawie Górnego Śląska. W wyniku powstania Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku podjęła 12 października 1921 decyzję o korzystniejszym dla Polski podziale Górnego Śląska."To tamte wydarzenia stają się podstawą późniejszej głębokiej nienawiści, którą Grażyński czuł do Korfantego.
Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy przegrali z Polską kolejną wojnę hybrydową. Przez następne kilkanaście lat będą strasznie bóldupić z tego powodu. Aż w 1939 r. zrealizują plan, który chcieli wdrożyć wspólnie z bolszewikami już w roku 1920. W trakcie samej wojny Hitler będzie gwałtownie się sprzeciwiał wszelkim próbom pozyskiwania Polaków i uzbrajania sowieckich jeńców do walki przeciwko ZSRR, argumentując, że Niemcy nie mogą się drugi raz tak sfrajerzyć jak podczas I wojny światowej, wspomagając Piłsudskiego. W ten sposób III Rzesza przyspiesza swoją klęskę, ale to już inna historia...
A w Polsce w 100 lat po naszych wojnach hybrydowych wciąż mamy wielu debili twierdzących, że "niemiecki agent Piłsudski zostawił Wielkopolskę i Śląsk samym sobie". Ale, cóż ludzie nauczający w szkołach nie nauczyli się ani w PRL ani w III RP jak wyglądała prawdziwa historia.
***
W poniedziałek wybieram się do Libanu na prawie dwa tygodnie. A po powrocie ostatni odcinek serii Restituta: Patriota.
17 sierpnia 1920 r. do Katowic dochodzi fake news o zdobyciu Warszawy przez bolszewików. Miejscowi Niemcy szaleją z radości i atakują francuską misję wojskową. Francuzi robią im akcję w stylu "Regulaminu zabijania". Sfrustrowani Niemcy linczują polskiego lekarza, który udziela pomocy ich rannym. Polacy potrafią się jednak odgryźć za wielomiesięczną niemiecką kampanię terroru. W nocy z 19 na 20 sierpnia wybucha II Powstanie Śląskie. Powstańcom udaje się opanować sporą część Górnego Śląska. Sprawny przebieg powstania to m.in. zasługa... majora Mieczysława Palucha. Paluch kieruje Centralą Wychowania Fizycznego, czyli zakamuflowanym sztabem powstania. Jego szefem sztabu jest Alfons Zgrzebieniok, piłsudczyk, oficer tajnych służb i późniejszy sanacyjny wicewojewoda białostocki. Zastępcą Zgrzebienioka jest kapitan Michał Grażyński, oficer służb wywiadowczych, późniejszy sanacyjny wojewoda śląski. Przygotowania powstańcze prowadzi POW Górnego Śląska założona przez Oddział VI (II) Sztabu Generalnego. Powstania Śląskie są więc kolejną polską wojną hybrydową wymierzoną w Niemcy.
Plebiscyt na Śląsku niestety przegrywamy - m.in. w wyniku niemieckich fałszerstw. Trzeba jednak przyznać, że się dobrze do niego przygotowaliśmy propagandową i zostawiliśmy sobie plan B - III Powstanie Śląskie. Doskonale się do niego przygotowaliśmy. Gen. Szeptycki i Raszewski pomogli w przerzucie broni, amunicji i "ochotników" na Śląsk. Wśród powstańców znaleźli się m.in. żołnierze gen. Bułaka-Bałachowicza, a nade wszystko doświadczeni dywersanci z Oddziału II SG. Powstanie wybucha w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. i szybko opanowuje sporą część Górnego Śląska. Grupa Wawelberga (dowodzona przez Tadeusza Puszczyńskiego, byłego dowódcę POW w okręgu kieleckim) wysadza w powietrze mosty kolejowe i odcina prowincję od Rzeszy. Powstaniem dowodzi niezwykle barwna postać - hrabia Maciej Mielżyński, Wielkopolanin, były poseł do Reichstagu, który zastrzelił swoją żonę. Najsilniejszym powstańczym zgrupowaniem: Grupą Wschód, dowodzi Karol Grzesik, późniejszy prezes górnośląskiego OZN. Szefem jego sztabu jest Michał Grażyński. Powstańczemu dowództwu doradzają oficerowie przysłani z Warszawy, m.in.: mjr Roman Abraham, Jan Kowalewski i Wojciech Stpiczyński (ultra radykalny piłsudczyk, późniejszy redaktor naczelny "Głosu Prawdy"). Rząd Wincentego Witosa oficjalnie odcina się od powstania, ale w praktyce udziela mu szeroko zakrojonej pomocy. Światowej opinii publicznej mówimy: "to lokalni separatyści, takie mundury można sobie kupić w każdym sklepie".
Wszystko idzie dobrze do pewnego momentu. Dowództwo wojskowe powstania ma bowiem jednak nieco inne plany niż dowództwo polityczne. Wojskowi chcą ofensywy aż do Odry. I taka ofensywa ma szansę powodzenia. Ale Korfanty "nie wierzył w szanse powodzenia powstania, widząc w nim jedynie zbrojną manifestację ludu górnośląskiego, która miała polegać na zwróceniu uwagi Komisji Międzysojuszniczej mającej dokonać podziału terenu plebiscytowego między Polskę a Niemcy. Dlatego też zarządził wstrzymanie walk jeszcze w czasie, gdy inicjatywa na froncie należała do Polaków. Obrońcy Korfantego wskazują, że Polacy mieli przewagę w starciach z nacjonalistycznymi bojówkami, ale nie mieliby żadnych szans z regularną armią niemiecką, zaś ostateczną decyzję w sprawie Górnego Śląska i tak podjęła Komisja Międzysojusznicza niezależnie od wyniku walk, które mogły stanowić jedynie posiłkowy argument. Jednak utrata inicjatywy powstańców na froncie nastąpiła dopiero po decyzjach dyktatora."
Korfanty w porozumieniu z Francuzami ogłasza rozejm... o którym nic nie wiedzą Niemcy. Część wojsk powstańczych rozchodzi się do domów akurat wtedy, gdy Niemcy rozpoczynają ofensywę pod Górą Świętej Anny. Jak czytamy: "W dniu 3 czerwca 1921 zbuntowana przeciwko Korfantemu grupa oficerów grupy „Wschód” ogłosiła kpt. Karola Grzesika głównodowodzącym wojsk powstańczych. Grzesik wysłał do oddziałów powstańczych telegram o treści: „Z dniem dzisiejszym objąłem Naczelne Dowództwo Wojsk Powstańczych... Grzesik-Hauke, Naczelny Wódz”. Korfanty uciekł do wiernych sobie oddziałów, obawiając się o swoje życie. Dzień później śląscy marynarze z oddziału por. mar. Oszka przeprowadzili aresztowania buntowników. W grupie aresztowanych znaleźli się m.in. Karol Grzesik, Michał Grażyński, Wiktor Przedpełski i Mikołaj Witczak[32]. W dniu 5 lipca 1921 zawarto rozejm. Rząd polski oficjalnie odciął się od odpowiedzialności za powstanie. W dniu 12 sierpnia Rada Najwyższa obradowała w sprawie Górnego Śląska. W wyniku powstania Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku podjęła 12 października 1921 decyzję o korzystniejszym dla Polski podziale Górnego Śląska."To tamte wydarzenia stają się podstawą późniejszej głębokiej nienawiści, którą Grażyński czuł do Korfantego.
Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy przegrali z Polską kolejną wojnę hybrydową. Przez następne kilkanaście lat będą strasznie bóldupić z tego powodu. Aż w 1939 r. zrealizują plan, który chcieli wdrożyć wspólnie z bolszewikami już w roku 1920. W trakcie samej wojny Hitler będzie gwałtownie się sprzeciwiał wszelkim próbom pozyskiwania Polaków i uzbrajania sowieckich jeńców do walki przeciwko ZSRR, argumentując, że Niemcy nie mogą się drugi raz tak sfrajerzyć jak podczas I wojny światowej, wspomagając Piłsudskiego. W ten sposób III Rzesza przyspiesza swoją klęskę, ale to już inna historia...
A w Polsce w 100 lat po naszych wojnach hybrydowych wciąż mamy wielu debili twierdzących, że "niemiecki agent Piłsudski zostawił Wielkopolskę i Śląsk samym sobie". Ale, cóż ludzie nauczający w szkołach nie nauczyli się ani w PRL ani w III RP jak wyglądała prawdziwa historia.
***
W poniedziałek wybieram się do Libanu na prawie dwa tygodnie. A po powrocie ostatni odcinek serii Restituta: Patriota.
Heh, zgaduję, że "Restituta - Patriota" będzie o Antonim Abrahamie :)
OdpowiedzUsuńNie, wrócimy do Warszawy. :)
UsuńJeśli do tej pory nie był Pan w Libanie - proszę koniecznie jechać do Baalbek! (ciekawe czy te bilboardy po rosyjsku o jedności narodów, które zwyciężyły faszyzm wciąż wiszą po drodze...)
OdpowiedzUsuńTroche nie na temat ale pomysl z Libanem bardzo dobry bylem kilka lat temu tam; w pozniejszym czasie jak wjezdzalem do Izraela (rok pozniej) tlumaczylem sie co robilem w Libanie ale warto bylo bardzo ciekawy kraj.
OdpowiedzUsuńKorfanty miał ciekawy życiorys i przede wszystkim ciekawe dziury w życiorysie. Przed maturą wyrzucony ze szkoły, podobno zdał we Wrocławiu, następnie studia w Charlottenburgu, też nie ukończone, jakieś podróże na Zachód za młodu, jako opiekun młodego ziemianina, potem kariera dziennikarza, wydawcy. Cały czas kontakty z Francuzami, bardzo bliskie z gen. Le Rondem, potem fuchy we francuskich spółkach na Górnym Śląsku. Na emigracji posługiwał się francuskimi papierami na nazwisko Albert Martin. Ładna kariera w amerykańskim stylu od syna zwykłego górnika do wicepremiera i prezesa rady nadzorczej. W akcji plebiscytowej też nie miał żadnych skrupułów, wciskał ludziom kit, nawet mu powieka nie drgnęła, najprawdopodobniej zamieszany w zabójstwo skonfliktowanego z nim Teofila Kupki. W tym wypadku akurat mamy współpracę z POW gdzie byli Grażyński i Zgrzebniok. Chyba że POW chciała narobić koło dupy nielubianemu komisarzowi Korfantemu? W powstaniach śląskich oprócz haseł narodowych były bardzo silne hasła socjalne, taki burżuj jak Korfanty i inni z wierchuszki chętnie się nimi posługiwali do pewnego momentu, ale jednak w dużej mierze stali na straży starego mieszczańskiego porządku. Tu bym upatrywał dużej niechęci do zbrojnych wystąpień ludu.
OdpowiedzUsuńGórnoślązak
Ale co konkretnie masz na myśli przez obronę ''starych mieszczańskich porządków'' ? Bo jeśli wspomniane ''silne hasła socjalne'' miały sprowadzać się do poprawy bytu górników to jestem jak najbardziej za, ale utopijne a popularne wówczas koncepty typu ''rady robotnicze'' i kontrolowanie przez nie produkcji to pewny przepis na ekonomiczną katastrofę, nawet bolszewicy szybko odpuścili sobie takowy eksperyment by ocalić resztki choćby pozostałego po carskiej Rosji przemysłu - ''kolektywne zarządzanie'' to nie działa zawsze i w każdych warunkach, ktoś musi w ostateczności podejmować decyzje, a by rzecz przebiegała sprawnie należy niestety do minimum ograniczyć wpływ mas, zwłaszcza wtedy gdy nie ma czasu na grzebanie się w procedurach [ dlatego rzymska res publica ustanowiła urząd dyktatora ], choć oczywiście nie oznacza to zaraz, iż wszystko mu wolno, bo ''z niewolnika nie ma pracownika'' a wraz z miejscem w hierarchii rośnie też odpowiedzialność, przynajmniej powinna.
UsuńBolszewicy już na parę lat przed wojną 1920 r. zawarli z Niemcami antypolski sojusz - jeszcze w styczniu 1918 r. Dzierżyński z Urickim podpisali tajne porozumienie z niemieckim wywiadem wojskowym na mocy którego bolszewicka junta w zamian za tolerowanie przez Niemców czerwonych agitatorów [ ale tylko na obszarze okupowanych przez Niemcy i Austro-Węgry ziem polskich oraz uprzednim ich zarejestrowaniu na miejscu przez niemiecki kontrwywiad ] zobowiązywała się do zwalczania na własnym terenie ''polskich szowinistów'', udział w tym ''żelaznego Feliksa'' jakoś średnio pasuje do tezy o jego przynależności do ''prometejskiej konspiracji'':) To porozumienie zawierało też parę innych równie ciekawych ustaleń :
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/t1RUjHHJC8g?t=2785
Z kolei Aleksander Smoliński pisze w ''O czerwoną Rosję...'', że wśród załóg pociągów pancernych stanowiących główną i najbardziej zdyscyplinowaną siłę w bolszewickiej armii czasów wojny domowej dominowali byli jeńcy niemieccy i austriaccy, pytanie na ile ulegli komuszej propagandzie, ew. chcieli wziąć odwet na przedstawicielach obalonego carskiego reżimu, czy też służyli tam bo zwyczajnie dostali taki rozkaz, w sumie dziwne nawet byłoby gdyby Niemcy szykując się do ''operacji Lenin'' obok przerzutu wodza rewolucji z resztą bandy nie przygotowali też grup dywersyjnych operujących swobodnie w głębi Rosji korzystając z rewolucyjnego chaosu i bezhołowia, rzecz do obadania. Dobrze byłoby sprawdzić co się później stało z tą ''międzynarodówką rewolucjonistów'', ilu z nich powróciło po wykonaniu zadania do Niemiec a ilu pozostało w Rosji tym razem już bolszewickiej oraz czy wszystkich zlikwidowano podczas ''czyszczenia tyłów'' w okresie Wielkiego Terroru - w każdym razie, gdy Niemcy ponownie wkraczali tam w latach 40-ych Ukraina, Krym i Kaukaz na pewno, a może nawet i tereny za Uralem z ww. przyczyn, nie były dla nich ziemiami dziewiczymi.
Z innej beki : Grigorij B. ogłosił jakoby ABW wszczęła wobec niego operację rozpracowania o kryptonimie ''Sputnik'' - jeśli to nie fejk oświadczam stanowczo, że nie mam z tym nic wspólnego:) [ jak już prędzej posądzałbym go o agenturalność na rzecz ''sabbataistów-szejtanistów'':))) ].
Skądinąd podczas lektury niniejszego wpisu naszła mnie taka smutna refleksja jak dziś to by wyglądało, gdyby przyszło montować własne ''proxy war'' - parafrazując tytuł znanej piosenki aż chce się zawołać ''Gdzie te służby ?!''.
Świetnie, że jedziesz do Libanu : widzę, że zawsze jesteś tam, gdzie coś się dzieje lub ma się dziać, oczywiście życzę udanej podróży, nie może być inaczej - korzystając z okazji pochwalę się, że znam nieco gościa, kieleckiego muzyka grającego na perkusji w tamtejszej orkiestrze symfonicznej, np. tu widać jego płową czuprynę z tyłu na wyróżnionym miejscu jak daje po garach w symfonii Szostakowicza :
https://www.youtube.com/watch?v=Tm5djv3Jmac
Kołem zamachowym rewolucji byli : Żydzi, Polacy i Łotysze. Zwłaszcza udział Łotyszy był dziwny, bo to jedyny przypadek w historii , gdzie tak znacząco poparli siły postępu. Moim zdaniem byli to przebrani Niemcy. Lenin dostał nie tylko bilet na zaplombowany wago oraz złoto na łapówy ale też podstawy Armii Czerwonej. Wielka Czystka z tego punktu widzenia też nabiera innego sensu.
Usuń''Zwłaszcza udział Łotyszy był dziwny, bo to jedyny przypadek w historii , gdzie tak znacząco poparli siły postępu. Moim zdaniem byli to przebrani Niemcy.''
Usuń- też tak uważam, coś podejrzanie rozmnożyli się wtedy ci Łotysze w Rosji, z pół chłopa w narodzie chyba i to co najmniej musiałoby wstąpić do ''rewolucyjnych gwardii'' aby wypełnić ich stany osobowe. No ale póki co to są tylko takie nasze spekulacje oparte na intuicjach, pozostaje mieć więc nadzieję, iż wajchowy od oficjalnej historii zadecyduje wkrótce, że już można i kolejna szalona z pozoru ''teoria spiskowa'' okaże się jednak prawdą, obaczymy.
"Wysyłają do Berlina zmanipulowane raporty i domagają się pieniędzy i broni na walkę przeciwko Polakom. Niemcy łapią się na ten fortel i dostarczają polskim oddziałom konspiracyjnym broni, amunicji, mundurów i pieniędzy."
OdpowiedzUsuńTutaj to mi wyjątkowo nasi rodacy zaimponowali. Po czymś takim, człowiek jest dumny, iż jest Polakiem.
A po co jedziesz do Libanu?
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawe.
OdpowiedzUsuńNie moglem się powstrzymać, gdy piszesz o Wielkopolsce i Powstaniu - więc jako ciekawostkę - w Pleszewie stacjonował pruski garnizon. Pułkownik Bociański rozbroił go tak, że wszedł do niego w mundurze pruskiego oficera (co wcale trudne nie było bo służył w tej armii) i wysłał wszystkich na bezterminowy urlop. Pojechali :)
To jest super! Nie wierzę!!HEHHEH
UsuńBociański - kolejny sanator. :)
UsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń