sobota, 9 września 2017

Prowokator Kim / Birmańska noblistka lepsza od Duterte?

Ostatnio zostałem zaproszony do studia RMF FM, gdzie szanowany przez hardkorowych antykomunistów redaktor Bogdan Zalewski, przeprowadził ze mną rozmowę na temat Korei Płn.
Nie uważam się za wielkiego specjalistę w tym temacie, więc powiedziałem co wiedziałem :)
Cały wywiad można sobie przeczytać i odsłuchać na blogu Bogdana Zalewskiego.  
Polecam również zapoznać z jego interesującym wpisem na ten temat?



Czy "wojenne okienko" zamknie się 11/12 września?  O Korei Płn. ciężko teraz pisać, gdyż po kilku godzinach, to co napiszemy może się już zdezaktualizować. Czy Korea Płn. przetestuje więc uderzenie za pomocą EMP? (Były amerykański komandos twierdzi, że sceptycyzm, co do jej zdolności zniknie, gdy wysiądzie w USA sieć energetyczna.) Czy też może Amerykanie uderzą w Koreę Płn. za pomocą egzotycznej broni np. typu God Rods? Amerykanów może powstrzymywać tzw. mgła wojny, czyli brak wystarczających danych wywiadowczych, by zniszczyć wszystkie północnokoreańskie wyrzutnie rakietowe, silosy z WMD itp. w ramach pierwszego uderzenia. A co powstrzymuje Koreę Północną? Możemy wskazać to, co ją zachęca. Prezydent Korei Płd. Moon Jae-in wezwał Rosję, by odcięła dostawy paliwa dla Korei Płn. Rosja odrzuciła prośbę, od początku roku zwiększyła nawet te dostawy dwukrotnie i zapowiada, że jest gotowa zacieśniać współpracę gospodarczą z Koreą Północną. Współpracę gospodarczą czy dotowanie prowokatora z bronią jądrową?

Kryzys koreański wyraźnie jest na rękę Rosji, bo testuje nową amerykańską ekipę i odwraca uwagę od ewentualnych prowokacji na Białorusi związanych z magiczną datą 17 września.Dla Chin Korea Płn. jest jednak coraz większym obciążeniem.    To dzięki niemu Amerykanie instalują w Korei Płd. baterie THAAD, Trump oferuje Korei Płd. i Japonii dostawy nowoczesnej broni, mówi się o konieczności budowy japońskiego programu rakietowego a nawet o budowie własnych bomb atomowych przez Koreę Płd. i Japonię. Stratedzy z Seulu myślą zaś o "pociskach Frankensteina", które będą miały tak ogromną siłę, by przebijać się przez wykute w grubej skale północnokoreańskie silosy. Pamiętajmy jednak, że chińska polityka wobec Korei Płn. uwzględnia nawet w większym stopniu interes Komunistycznej Partii Chin oraz poszczególnych jej frakcji niż interes państwa. 

A sama Korea Płn. czym się kieruje? Ciekawe spojrzenie na panujące tam realia ma Suki Kim, amerykańska Koreanka, która uczyła w Pyongyangu w prestiżowej szkole dla elit (w której CIA i koreańskie sekty protestanckie zawsze próbują upchać swoich ludzi). Wskazuje ona, że wszelkie umowy z Koreą Północną nie mają żadnej wartości, bo to kraj, w którym kłamstwo stanowi samą istotę systemu. Tak więc młodzież z elit, z którą ona rozmawiała jest np. twierdzi, że na całym świecie dominuje język koreański. Jest o tym przekonana, czy odgrywa propagandową szopkę? Trudno odróżnić jedno od drugiego...

***





Donald Trump ponoć ostro zjebał generała Kelly'ego. Nie wiadomo za co, ale Kelly był zszokowany. Być może po bardzo ciepłym przyjęciu, jakie miał u ofiar huraganu Harvey, Trump odzyskał wiarę w siebie i zaczął walczyć ze swoimi kontrolerami. Ponoć dzwoni do Bannona, gdy gen. Kelly'ego nie ma w pobliżu.  Zaskakująca umowa z Demokratami w celu uniknięcia tzw. klifu fiskalnego i technicznego bankructwa USA (do którego mógłby doprowadzić Paul Ryan, speaker Kongresu, swoimi gierkami), też może o tym świadczyć.
 
***



Wszyscy narzekają na rządzącą Mjanmą (Birmą) z tylnego siedzenia laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Bo wyrzyna muzułmanów Rohingya bardziej zaciekle niż to robiła wojskowa junta. Wszyscy są zszokowani, bo przez lata mówiono im, że Aung San Suu Kyi to krystalicznie czysta bojowniczka o prawa człowieka i demokrację, Do tego przecież kobieta i buddystka, a przecież kobiety i buddyści nigdy nic złego nie robili - tylko wpierdalali sałatki wegetariańskie i coś tam pieprzyli o duchowości :) No cóż, to zabawne,że różnego rodzaju feministki i feminiści ("nie jestem pedofilem, jestem feministą") snujący wizję pokojowego i wspaniałego świata miłości rządzonego przez kobiety sami często uważają Margaret Thatcher - kobietę, która rządziła mocarstwem - za istnego diabła wcielonego i teraz za takiego diabła zaczynają uważać birmańską noblistkę. Zabawne jest również to, że idioci z Zachodu postrzegający buddyzm przez pryzmat farmazonów sprzedawanych bogatym debilom z Hollywood, doznają dysonansu poznawczego dowiadując się, że buddyzm jest w Azji Południowo-Wschodniej religią bardzo wojowniczą, tworzącą "magiczne nacjonalizmy". I z tego typu nieporozumieniem kulturowym mamy do czynienia również w przypadku Aung San Suu Kyi. To polityk "kuta na cztery łapy". To zresztą u niej genetyczne. Jej ojciec, birmański bohater narodowy Aung Sang  gładko przeszedł od kolaboracji z Japończykami do współpracy z aliantami zachodnimi a po drodze współzakładał również Birmańską Partię Komunistyczną. Dał się zabić juncie, to fakt. Ale jego córka się nie dała. Odstawiła podobną szopkę jak Dalajlama i stała się nietykalna. Przeczekała ponad trzy dekady i władza wpadła jej do rąk jak dojrzały owoc. Dogadała się z wojskowymi i bezpieką a jednocześnie zachowała poparcie swojej bazy. Wsadziła politycznych konkurentów do więzienia. Lawiruje między USA, Chinami, Indiami i Japonią. To polityk tej klasy co Duterte czy Erdogan. W sumie to jest od tych dwóch bardziej bezwzględna. Nie wiem, czy w mrocznej sztuce "magicznej, buddyjskiej polityki" osiągnęła już taki poziom jak Dalajlama, ale służą jej teraz ci kolesie do których strzelał John Rambo...






Zresztą, zachodnie media przedstawiają sytuację muzułmanów Rohingya tak jak by byli oni biednymi syryjskimi uchodźcami spotykającymi się z "nietolerancją". Tymczasem tam mamy konflikt religijno-etniczny trwający od dziesiątek lat. Konflikt, w którym Rohingya byli początkowo agresorami, ale jak dostali ostry wp....dol od junty wojskowej, to przekształcili się w biedną, prześladowaną mniejszość. Jak czytamy:

"Jeśli zbadamy ostatnie 150 lat historii Birmy, możemy zobaczyć, że pani Suu Kyi ma więcej racji niż myślą jej zagraniczni krytycy. W 1826 r., po wojnie angielsko-birmańskiej, Brytyjczycy anektowali Arakan (stan Rakhine), gdzie nadal mieszka wielu spośród 1,3 miliona Rohingjów w Birmie, i przyłączyli go do Indii brytyjskich. Zaczęli zachęcać mieszkańców Indii, głównie muzułmanów, by przenieśli się z Bengalu do Arakan jako tania siła robocza na wsi.

Przez cały XIX wiek kontynuowali to zachęcanie do migracji. W okręgu Akyab, stolicy Arakanu, według brytyjskich spisów powszechnych z lat 1872 i 1911, nastąpił wzrost populacji muzułmańskiej z 58 255 do 178 647, co jest potrojeniem w ciągu czterdziestu lat. Na początku XX wieku migranci z Bengalu nadal przybywali do Birmy w ilości ćwierć miliona rocznie. W szczytowym roku 1927 do Birmy przybyło 480 tysięcy ludzi, a Rangun w tym roku przewyższył Nowy York City jako największy port migracyjny świata. I wielu spośród tych migrantów było muzułmanami z Indii.

Buddyści birmańscy patrzyli bezradnie na przybycie tych setek tysięcy muzułmanów, ale nie mogli niczego zrobić przeciwko polityce swoich brytyjskich panów kolonialnych. Podczas II wojny światowej brytyjskie wycofanie się w obliczu inwazji japońskiej doprowadziło do próżni władzy i wybuchły wzbierające pod powierzchnią napięcia między społecznościami, z Masakrą Arakańską w 1942 r., kiedy Rohingjowie w stanie Rakhine (Arakan) zabili 50 tysięcy buddystów. Buddystom udało się zorganizować opór i niektórzy twierdzą, że zabili 40 tysięcy Rohingjów w rajdach odwetowych.

W maju 1946 r. przywódcy Rohingjów spotkali się z Mohammedem Ali Jinnahem, przywódcą muzułmańskim, który założył nowoczesny Pakistan, i poprosili go, by część stanu Rakhine została zaanektowana przez Wschodni Pakistan. Kiedy Jinnah odmówił wtrącania się w sprawy Birmy, założyli Partię Mudżahid w północnym Arakanie w 1947 r. Celem partii Mudżahid było początkowo stworzenie autonomicznego stanu muzułmańskiego w Arakanie.

Miejscowi mudżahedini – tak dumnie nazywali siebie wojownicy Rohingjów – walczyli z siłami rządowymi w próbie doprowadzenia do secesji półwyspu Mayu na północy stanu Takhine, zamieszkałego głównie przez Rohingjów, a po secesji od Birmy, mieli nadzieję, że terytorium zostanie zaanektowane przez Wschodni Pakistan (obecny Bangladesz). Tak więc walki między mniejszością Rohingja a państwem birmańskim nie są niczym nowym; trwa to z przerwami od 1947 r. Rewolta Rohingjów w końcu straciła impet pod koniec lat 1950 i na początku 1960. i wielu z nich poddało się siłom rządowym.

Muzułmańska insurekcja Rohingjów nie zniknęła jednak. Ożywiła się w latach 1970., co z kolei doprowadziło do zorganizowania przez rząd birmański w 1978 r. olbrzymiej akcji militarnej (Operacja Król Smok), która dokonała mudżahedinom wielkich szkód i przyniosła dziesięć lat stosunkowego spokoju. Rohingjowie powstali jednak znowu przeciwko państwu birmańskiemu i w latach 1990. „Organizacja Solidarności Rohingja” atakowała władze birmańskie w pobliżu granicy z Bangladeszem. Innymi słowy, ta insurekcja muzułmańskich Rohingjów trwa – rosnąc i malejąc – od ponad pół wieku.

To w tym kontekście należy patrzeć na obawy buddystów wobec muzułmańskiego przejęcia północnej Birmy i należy je traktować poważnie. Mnisi buddyjscy, którzy ostatnio rozpalali nastroje anty-Rohingja i wzywali do atakowania ich, nie zachowują się tak z powodu bezsensownej nikczemności; są świadomi całej tej historii. Nie chcą, by Rohingjowie otrzymali obywatelstwo, bo obawiają się – czego tak wielu poza Birmą nie rozumie – zalania przez muzułmanów, którzy mają wyższą stopę urodzeń niż “niewierni”.

Rozglądają się po świecie, widzą, że w Europie jest teraz 50 milionów muzułmanów i że wszędzie na świecie muzułmanie mają wyższą stopę urodzeń niż „niewierni”, i nie chcą, by to samo zdarzyło się w Birmie, którą uważają za ostatnią redutę buddyzmu.

Dla nich Rohingjowie nie są rdzenną ludnością Birmy, ale potomkami muzułmanów, którzy zaczęli przybywać z Bengalu Wschodniego w XIX wieku. Sama nazwa “Rohingja” weszła do powszechnego użycia zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj dla mnichów buddyjskich w Birmie, którzy prowadzą kampanię przeciwko Rohingjom, Rohingjowie są tym samym ludem, który atakował buddystów w stanie Rakhine w 1942 r., zabijając 50 tysięcy ludzi. Są potomkami tych samych ludzi, którzy określali siebie wojownikami dżihadu (“mudżahedin”) i prowadzili pełen przemocy dżihad przeciwko władzom Birmy od 1948 i przez ponad dziesięć lat, by uczynić z Rakhine autonomiczny stanem pod panowaniem muzułmańskim, a potem przyłączyć go do Pakistanu.

Dla tych mnichów buddyjskich Rohingjowie są po prostu muzułmanami bengalskimi, którzy migrowali na południe do Birmy północnej i są jedynie lokalną gałęzią rozprzestrzenionej po całym świecie muzułmańskiej umma, która jest od stuleci w nieustannej wojnie przeciwko buddystom i buddyzmowi, a teraz znowu staje się bardziej agresywna i pełna przemocy na całym świecie.

Kiedy ci mnisi buddyjscy patrzą na sąsiednie Indie, pamiętają, że w XII wieku najeźdźcy muzułmańscy zburzyli buddyjskie pomniki i splądrowali klasztory, doprowadzając do upadku buddyzmu w tym kraju. Mnisi wiedzą także, że ostatnia duża grupa buddystów nadal pozostająca na subkontynencie, na wzgórzach Chittagong w Bangladeszu, jest zagrożona całkowitym zaniknięciem z powodu powtarzających się ataków muzułmańskich."

Aung San Suu Kyi jest więc bliżej do Andersa Breivika i Rodrigo Duterte niż do Angeli Merkel. Ciekawe co by było gdyby się obie przywódczynie zamieniły miejscami...

***

Wrześniowa Mgła przenika do mainstreamu, czego dowodem jest artykuł "Kto wepchnął Wielką Brytanię do wojny?" w ostatniej "Rzeczy o Historii". Jeszcze co nieco opiszę w tym temacie przy okazji serii Pontifex, do której znów wkrótce się zabiorę...

14 komentarzy:

  1. Brawo Fox! Ciekawy wpis.
    Masz rację, że sprawy najczęściej nie wyglądają tak jak się to początkowo wydaje.
    O Buddyzmie, Wojciech Cejrowski zrobił dwa programy w ramach swojego cyklu. Sugerował wtedy, że Buddyzm to religia, która czci demony. Patrząc na posążki, do których oni się modlą, to faktycznie można zwatpić.
    Ogólnie rzecz biorąc, religie tak jak wszystko inne przebiegają w podobnie cykliczny sposób. Chrześcijaństwo w kilkaset lat po swoim powstaniu w roku zerowym (umownie określając) stało się agresywne i organizowało wyprawy krzyżowe aż do 13 lub 14 wieku. Islam powstał 700 lat temu, więc można przyjąć, że skoro dopiero od jakiś 200-300 lat stał się agresywny i ekspansywny, to będzie taki jeszcze przez kolejne 500-700 lat. Albo mu się poddamy, albo go zwalczymy. Buddyzm to dosyć stara religia. Powstała jakies 500 lat p.n.e. i przeszła już swoją ewolucję, choć chyba nigdy nie była agresywna i ekspansywna jak religie z naszego regionu. Co oczywiście nie oznacza, że mają być potulni jak baranki wiedzione na rzeź i pozwolić islamistom na zniszczenie Buddyzmu.
    BTW Zaczynam mieć koncepcję w kwestii cywilizacji. Większość uważa, że jeśli dzikusów z Afryki przeniesie się do cywilizowanej Europy, to ich dzieci, a już na pewno wnuki będą tak samo cywilizowane jak rdzenni Europejczycy. Niestety jest to błąd w założeniu.
    Proces ucywilizowania przekazywany jest chyba w genach. Biali przeszli już okres agresywności i dzikości i złagodnieli w procesie cywilizowania. Nasza cywilizacja ma w końcu 3000 lat. Chińczycy mogą się pochwalić 4000 lat tworzenia cywilizacji. Afryka w zasadzie nie przechodziła cywilizacji (poza krótkimi przypadkami), więc mozna założyć, że ciemnoskórzy potrzebują więcej czasu aby się genowo ucywilizować. To jest proces, którego nie da się przyspieszyć. Jako dowód niech posłuży to, iż większość przestępstw w USA dokonują kolorowi i akurat nie chodzi o Indian. Arabowie tworzyli swoją cywilizację, ale dziwnym trafem zaczęła upadac właśnie po powstaniu islamu. Jak widać, każda fanatyczna religia nie wpływa pozytywnie na postęp.
    Zdaję sobie sprawę, że moja teoria może byc szokowa i wielu oburzy, ale doradzam przemyślenie wielu spraw pod jej kątem. A tym, którzy powiedzą, że proces ucywilizowania można przyspieszyć poprzez mieszanie przybyszów z białymi, odpowiadam, że raczej w ten sposób doprowadzi się do regresu i cofnięcia cywilizacyjnego dzieci zmieszanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chrześcijaństwo w kilkaset lat po swoim powstaniu w roku zerowym (umownie określając) stało się agresywne i organizowało wyprawy krzyżowe aż do 13 lub 14 wieku." Krótko powiem: Masz elementarne braki w wykształceniu historycznym.

      Pzdr
      Marcos

      Usuń
    2. Ja pierdol..., kto tu komentuje, czy Polacy osiągnęli już poziom ostatecznego zdebilenia? Islam jest agresywny od 200-300 lat? Kur...

      Usuń
    3. Dokładnie, od siebie dodam, że powoływanie się na pana celebrytę ''boso przez świat'' jako autorytet w kwestiach religijnych jest całkowicie dyskredytujące. Nie wkurwiło mnie, że pocisnął po buddyzmie bo jako chrześcijanin [ o ile nim jest rzeczywiście a nie tylko na pokaz ] miał do tego pełne prawo, tych doktryn nie sposób pogodzić i wyznawcy innych religii łażący wokół stupy w imię ''ekumenizmu'' to faktycznie idioci [ wystarczy uświadomić sobie, że buddyzm jest religią ateistyczną by mieć jakie takie pojęcie o przepaści, która tu zieje ], natomiast sposób w jaki to uczynił to było dno mułu, wylazł zeń protestant, większość zarzutów wyglądała niczym żywcem zerżnięta z agresywnych tyrad ''ojców deformacji'' przeciw ''papieżnikom'' - że praktykują absurdalne, quasi-magiczne rytuały, noszą amulety, oddają cześć obrazom, czczą demoniczne bałwany etc., żenada.

      Usuń
  2. W korei Północnej są ogromne złoża metali znanych jako "rare earth elements" - lantanowców, które potrzebne są w nowoczesnej elektronice. Ns rynkach światowych dominują w ich dostawach Chińczycy. Rosja chcąc odbudować swój przemysł elektroniczny który po końcu zimnej wojny tam po prostu leżał musi skądś te surowce brać a CHińczycy w zamian za dostawy mogą żądać trochę za dużo. Kim zadowolił się jak widać ukraińskimi silnikami rakietowymi z rosyjskich magazynów i planami jakiejś radzieckiej głowicy n o mocy ok 60 kt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa teoria. Ruscy zostali wyraźnie pokonani w rywalizacji o mongolskie złoża metali ziem rzadkich.

      Usuń
  3. https://pracownia4.wordpress.com/2017/08/27/charlottesville-nie-dajcie-sie-zlapac-na-haczyk/

    Powyżej ciekawy artykuł z bloga co do zasady prorosyjskiego - dobry przykład wykorzystywania środowisk ezoterycznych przez Rosjan swoją drogą... tym niemniej zdarzają się tam rewelacyjne artykuły takie jak ten w linku powyżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czasu do czasu zdarza się im coś ciekawego opublikować. Nawet moje teksty kopiują :)

      Usuń
  4. Fox
    1.Buddyzm w Indiach był bardzo popularny od czasów Maurjów (IV/III w. pne). Został jednak skutecznie wytępiony przez hinduizm. Był to dość złożony proces lecz zakończony sukcesem. Buddyzm nigdy już w Indiach się nie odrodził.

    2.Głodne kawałki o buddyjskiej duchowości, wege, pokoju itp. są faktycznie dobre dla NIEUKÓW, którym sprzedaje się g...o w ładnym opakowaniu, podobnie jest z krysznowcami. Wiedza o buddyzmie jest w społeczeństwie amerykańskim żadna, podobnie o historii krajów Półwyspu Indochińskiego. Buddyzm na tym terenie stoczył kulturową wojnę z hinduizmem i wygrał ją. Buddyjskie królestwa w Indochinach prowadziły ze sobą wieloletnie krwawe wojny, których okrucieństwo podniosłyby nam włosy na głowie.
    Wystarczy obadać ich dzieje od mniej więcej XV w. aby wyleczyć się opowieści o pokojowych buddystach.

    3. Z panią Aung jej byli protektorzy i cmokierzy mają teraz problem, bo jak teraz zaliczyć do grona "tyranów" laureatkę Nobla i bojowniczkę o prawa człowieka? :-)

    4.Jinnah to był kawał cynika. Od początku swojej działalności politycznej grał na rozbicie Indii. Świetnie się maskował za plecami Gandhiego. Miał ciche poparcie Brytoli, którzy wbijali konsekwentnie klina między hindusów i muzułmanów w Bengalu i Pendżabie. Na odchodne zostawili burdel. I jeszcze byli obrażeni, że ich Hindusi wygonili z kraju. Grę Angoli przejrzał dobrze Patel i to tylko dzięki niemu udało się uratować Indie przed dalszymi podziałami.

    4.Brytole zniszczyli Królestwo Birmy w XIX w. Prowadzili taką samą politykę jak Indiach: antagonizowanie ludności za pomocą importu nacji obcych religijnie i kulturowo. Owoce tego widać po latach.

    Pzdr
    Marcos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciekawe uwagi!

      Usuń
    2. Uciekło mi kilka drobiazgów.

      1. Wojna kulturowa hinduizmu z buddyzmem w Indiach zakończyła się sukcesem ok. VII-VIII w. Buddyści otrzymali się jeszcze na subkontynencie ale utracili swoje poprzednie znaczenie. Do marginalizacji buddyzmu walnie przyczynili się muzułmańscy najeźdźcy a potem okupanci Indii Płn. Gaznawidzi, Ghurydzi, sułtani niewolnicy (następcy Kutb-ud-Dina Aibaka), Chaldźiowie i Tughlakowie. Buddyści wyemigrowali do Chin, Tybetu, Indochin i Malajów.

      2.Buddyzm lansowany w USA i Europie to taka papka strawna dla snobów i poszukiwaczy egzotycznych duchowości. By zrozumieć i przeniknąć te wierzenia trzeba w nich urodzić i wychować. Podobnie jest z krysznowcami sprzedającymi hinduizm w wersji soft do podobnego targetu. Mało kto zadaje sobie trud nauki indyjskich języków i sięgnięcia do oryginalnych źródeł tamtejszych duchowości. Na to trzeba czasu i cierpliwości. A komu się chce.

      3.Najbardziej zaciekłe wojny prowadzili ze sobą Birmańczycy z Tajami i Tajowie z Khmerami. Osobno Khmerowie tłukli się z Wietnamczykami i jeszcze laotańskie królestwa do kompletu. Pokojowi buddyści :-) A spójrzmy na buddyjską Sri Lankę. Tam krew lała sie przez całe stulecia wojen, jak nie z Tamilami z Indii to między sobą.

      4.Jinnah wypiął się na birmańskich muzułmanów m.in. z chwilowej tymczasowości Pakistanu Wsch. Były przymiarki przehandlowania go za Kaszmir. Ale plany nie wypaliły. Maharadźa wybrał Indie więc Pak.Wsch. stał się kłopotliwą częścią państwa. Zresztą Pak.Zach. traktował go jak rezerwuar tanich robotników. Poza tym muzułmanie z Pak.Zach. otwarcie lekceważyli swoich braci w wierze z Pak.Wsch. i uważali za gorszych. Stało się to rychło przyczyną straszliwych zbrodni jakich dopuścili się muzułmanie z Pak.Zach. na ludności cywilnej w Pak.Wsch. w czasie wojny 1971 r.

      Pzdr
      Marcos

      Usuń
    3. ".Buddyzm lansowany w USA i Europie to taka papka strawna dla snobów i poszukiwaczy egzotycznych duchowości. " - pełna zgoda.

      "Najbardziej zaciekłe wojny prowadzili ze sobą Birmańczycy z Tajami i Tajowie z Khmerami. " - zwiedzałem w 2015 r. Ayuthaię, dawną stolicę Syjamu zburzoną przez Birmańczyków. Może czas odwiedzić khmerskie miasto Siem Reap czyli "Syjam Zwyciężony"?

      Usuń
    4. Zazdroszczę pobytu w Ayutthai. To miasto było dumą tajskiego królestwa. Birmańczycy obeszli się z nim tak jak Tajowie z Angkorem w XV w. Widać karma wraca :-)

      Moje marzenie o wyprawie życia to zwiedzenie Indii, Nepalu, Sri Lanki, Indochin i Malajów.

      Pzdr
      Marcos

      Usuń
  5. Cieszy mnie wielce zwłaszcza birmańska część wpisu, oby więcej takich jak i zdecydowanych działań samej Suu Kyi a może wreszcie buddyzm przestanie być w Europie i USA wyznaniem mentalnych kastratów, spedalonych weganów i tym podobnych lewackich fengszuj. Korzystając z okazji polecam lekturę znakomitej pracy Michała Lubiny poświęconej właśnie kwestiom etnicznym w Birmie, które zresztą posłużyły tu za pretekst do opisu najnowszych dziejów tego kraju, mnóstwo barwnych historii np. o tym, iż paramilitarne bojówki ichnich buddonarodowców, które stały się później zalążkiem rządzącej tam de facto do dziś armii otwarcie wzorowały się na oddziałach szturmowych NSDAP [ zapewne niebagatelną rolę odgrywała tu bliska im symbolika:) - str. 76 ] ] czy szalonego agenta brytyjskiego wywiadu Orde Wingate'a organizującego tam antyjapońską partyzantkę [ w przypisie na str. 81 ] albo o pewnym bolszewickim donżuanie [ str. 131 ] - maoiści w tamtych rejonach chyba już tak mają, wspomnijmy zabawowego pierwszego sekretarza z Filipin jakiego w komentarzach pod wpisem o Duerte przywoływałem. Całość oficjalnie dostępna w PDF :

    http://www.orient.uj.edu.pl/documents/20745011/0edd6e6f-473d-484a-ab97-655b7b545c09

    OdpowiedzUsuń