sobota, 17 września 2016

Hillary jest chora i leży w łóżeczku... a Duterte jest zajebisty!

Jak wszyscy wiemy, Hillary Clinton zasłabła przed kamerami w dniu rocznicy zamachu w Benghazi. Czy zwykłe zapalenie płuc mogło doprowadzić ją do takiego stanu? Wielu lekarzy rozpoznaje u niej objawy poważnej choroby neurologicznej - zresztą sama się przyznała podczas przesłuchania przed FBI w sprawie swojego serwera, że wielu rzeczy nie pamięta z powodu wstrząsu mózgu jakiego doznała podczas upadku w 2012 r.  W jakiej kondycji jest ona teraz? Trudno powiedzieć, gdyż 11 września, po zasłabnięciu, niemal na pewno zastępowała ją dublerka.(dlatego "Hillary" wychodzącej z apartamentu Chelsea Clinton nie towarzyszyli agenci Secret Service i dlatego nosiła ona ciemne okulary). Niektórzy dopatrują się również dublerki w "Hillary" podczas jej wystąpień, po tym jak "wyleczyła się z zapalenia płuc". Jak jest naprawdę? Czy Hillary leży gdzieś podłączona do respiratora?


Byłbym jednak ostrożny z cieszeniem się z choroby tej starszej pani. To że jest ona chora nie musi oznaczać tego, że nie będzie miała energii, by wyrządzić wiele szkód jako prezydent. Hitler był przecież poważnie chory, prawdopodobnie na Parkinsona, faszerował się różnymi dziwnymi prochami a dożył co najmniej 20 lipca 1944 r. Podobnie "chory" Breżniew żył bardzo długo - aż go KGB nie załatwiło. Łatwo można sobie też wyobrazić, że wobec Hillary zostanie zastosowany manewr podobny jak w legendzie zastosowano z Ieyasu Tokugawą po bitwie pod Osaką - zastąpienie zmarłego przywódcy sobowtórem.

Partia Demokratyczna jednak już się poważnie zaniepokoiła. Szeregowi demokraci chcą powrotu Berniego. Establiszment ponoć myśli, by Hillary została zastąpiona przez wiceprezydenta Joe Bidena.  Gdyby tak się stało, to Clintonowa rzeczywiście dostałaby apopleksji z powodu odsunięcia jej na boczny tor. Ryzyko katastrofy związanej z jej rządami zniknęłoby a szanse na zdobycie prezydentury przez nieprzewidywalnego Trumpa spadłyby. Biden byłby więc znakomitym wyborem, choć jest politykiem dalekim od wybitności. To równiacha, demokratyczna wersja Geralda Forda. Gostek, który wsłuchiwał się z uwagą w wykład Lecha Kaczyńskiego o historii naszego regionu i jako jedyny zaśmiał się z dowcipu Duposława Komoruskiego o żonie Obamy. Poza tym to chyba lolicon :) Fajnie by wyglądała jego rozmowa z "miłośnikiem pułapek" Putinem-Hujłą :)





Joe Biden Pedofile - Do you wanna know how horny I am?! from Zilch Magnet on Vimeo.

***



A tymczasem mój ulubiony prezydent Rodrigo Duterte chyba się domyślił, że administracja Obamy próbuje mu zrobić to samo co Erdoganowi. Wezwał amerykańskie siły specjalne do opuszczenia południowych Filipin, chce też kupować broń od Chin - choć niedawno zajmował bardzo ostre stanowisko wobec roszczeń Pekinu.  Co się stało? Waszyngton zaczął krytykować prowadzoną przez Dutertę walkę z mafią narkotykową. W ciągu dwóch miesięcy policja, szwadrony śmierci i zwykli ludzie zabili 4 tys. przestępców. Skutek jest taki: przestępczość spadła o połowę a bandyci sami zgłaszają się do więzień, traktując je jako miejsca, w których mogą ocalić życie! Zwykłym Filipińczykom się to podoba. Ktoś wreszcie u nich robi porządek. Analitycy są też zadowoleni z polityki Duterte, która jest przyjazna wzrostowi gospodarczemu. Filipiny są najszybciej rozwijającym się państwem regionu. Ale widocznie komuś zależy, by nadal pozostawały Trzecim Światem. Stąd m.in. zamach bombowy na wiecu z udziałem Duterte w jego mieście Davao.  Duterte wiele lat spędził na walce z islamskim terroryzmem (i jednocześnie integracji muzułmańskiej mniejszości ze społeczeństwem) i nie przepada za przybyłymi z Indonezji islamskimi ekstremistami szerzącymi swoją toksyczną ideologię na Południu Filipin. A tak się akurat składa, że Obama uczył się Koranu w Indonezji...



Oczywiście Duterte, podobnie jak Erdogan czy Orban, nie jest święty. Niedawno składał zeznania jeden z dowódców szwadronów śmierci z Davao działający na rozkazy ówczesnego prezydenta miasta, czyli Rodrigo Duterte. O ile trudno się przyczepić do tego, że załatwiono wówczas tysiące przestępców i rzucono ich krokodylom i rekinom na pożarcie, to Duterte zlecał też zabójstwa swoich przeciwników politycznych oraz rywali biznesowych. Zdarzyło się raz, że szwadron śmierci w trakcie akcji natknął się na prokuratora - prokurator został postrzelony, przyjechał Duterte i dobił go pakując w niego cały magazynek Uzi. Nie bez powodu filipiński prezydent ma ksywkę Punisher :)



***

Obejrzałem "Smoleńsk" Antoniego Krauze i jestem pozytywnie zaskoczony. Oglądało się tak jak "Jacka Stronga". Zajebiście poprowadzona jest tam narracja, prawie jak u Stone'a. Film nie mówi zresztą o zamachu, tylko o tym co się działo po 10 kwietnia - o manipulacji oraz dezinformacji. Mankamentem jest jest gra aktorska niektórych (choć moim zdaniem odtwórczyni głównej roli grała tak jak powinna, czyli odgrywała starzejącą się, irytującą, wielkomiejską korposucz). Świetnie zagrał za to Redbad Klijnstra.  Ostatnia scena - piękna, niemal ezoteryczna. Pod jej kątem powinniśmy patrzeć na to co się stało 10 kwietnia 2010 r.

4 komentarze:

  1. Niebieskie okulary zakłada się chorym na Parkinsona.

    Przemko

    OdpowiedzUsuń
  2. Duterte to zwykły skurwysyn, z szerokiego grona "naszych skurwysynów". I to tylko pod warunkiem, że cała ta akcja nie jest czyszczeniem pola dla swoich dealerów, co też jest możliwe.
    Na temat Smoleńska się nie wypowiadam, poczekam aż ukradnę z sieci.
    Czy władze polskie zwróciły się już do Rosji o oddanie wraku Tupolewa ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Duterte dobry wariat, bałbym się z nim wódki napić

    OdpowiedzUsuń
  4. USA a Filipiny, to jak Rosja i Polska.

    OdpowiedzUsuń