Co łączy mieszkańców kraju Lechitów, których domena rozciągała się kiedyś po bawarską rzekę Lech z mieszkańcami Lakdah, czyli indyjskiej części Tybetu? Przede wszystkim wspólne korzenie genetyczne. Wśród mieszkańców Polski, słowiańskich enklaw na Łużycach i północnych Indii (szczególnie tych z wyższych kast) znajduje się największy odsetek przedstawicieli genetycznej haplogrupy R1a1, tożsamej z pradawną ludnością indoeuropejską - aryjską. Wśród mieszkańców Iranu, Afganistanu, Pakistanu oraz Indii można spotkać tubylców o rudych lub blond włosach, niebieskich lub szarych oczach, z wyglądu przypominających choćby Ukraińców. Widać to np. na poniższym filmie. (Zwraca uwagę np. wygląd dziewczynki pojawiającej się w 1:42).
Alanowie, Sarmaci, Scytowie, Awarowie oraz wiele innych ludów przetaczających się przez Wielki Step byli ludami białymi, o "aryjskiej" haplogrupie R1a1. Do aryjskiego dziedzictwa odwoływali się władcy Persji. Dariusz Wielki tytułował się "Aryjczykiem z rodu Aryjczyków". Aryjscy najeźdźcy zdobyli Iran oraz podbili czarnoskóre ludy drawidyjskie. w Indiach. To ich dziełem był system kastowy- będący pierwszym w historii przypadkiem wprowadzenia apartheidu. (Bieszk w "Słowiańskich królach Lechii" pisze, że Ariowie wyparli również czarne ludy z Iranu i... Kaukazu. Nie jest to niemożliwe - Sumer najeżdżany był przez jeden z czarnych ludów, który atakował go od wschodu.)
Tym co łączy Ariów z ziem polskich z Ariami z północnych Indii są również wspólne korzenie ich religii. Badacze wielokrotnie wskazywali na pewne zaskakujące podobieństwa między mitologią słowiańską, nordycką, grecką oraz indyjską. Wszystkie te mitologie wypływały bowiem z jakiegoś praindoeuropejskiego źródła - jednakże ewoluowały one w odmiennych warunkach. O ile znaczna część naszej wiedzy o dawnej religii Słowian zaginęła w odmętach dziejów, to pogańska religia Indii rozwijała się przez wiele tysięcy lat obrastając nowymi elementami. Czyżby więc wielotwarzowe bóstwa Słowian były tożsame z wielotwarzowymi bóstwami Indii? Czy np. czczony w Radogoszczy bóg wojny Swaróg (od którego imienia pochodzi m.in. nazwa miasta Swarzędz) był odległym echem hinduskiego Sziwy? Historycy bez większego szemrania przyjmują, że słowiańskie słowo "wiedza" ma wspólne źródło z sanskryckim "veda". Wedy to święte księgi hinduizmu, zbiór starożytnej wiedzy, od której nazwę bierze cywilizacja wedyjska. Słowiańskie słowo Bóg ma też sanskrycki odpowiednik. Wzięło się od imienia Bhog, noszonego przez jednego z hinduistycznych bogów.
Kiedy Ariowie, którzy trafili nad Wisłę stracili kontakt z Ariami, którzy trafili nad Ganges? Oficjalna nauka mówi, że aryjska inwazja na Indie nastąpiła około 1800 r. przed Chrystusem. Ariowie mieli przybyć z Azji Środkowej. Istnieje jednak rewizjonistyczna teoria mówiąca, że byli w Indiach już o wiele wcześniej. Co więcej mogli tworzyć imperium zajmujące również sporą część Wielkiego Stepu. Ślad tego imperium miał pozostać w genach i w językach.
Prof. Benon Szałek, poliglota-samouk znający 20 języków ( w tym m.in. tamilski, baskijski i sumeryjski) odkrył zadziwiające powiązania między słownictwem języka węgierskiego i... japońskiego. Np." rozpalać ogień" to węgiersku "hev surol" a po japońsku "hi suru", "czas" to po węgiersku "kor" a po japońsku "koro", i według tego schematu: wszyscy-mind-mina, inicjować-okoz-okosu, pobliże-hatar-hotori, oszaleć-haborog-abareru, przeszkadzać-zavar-savaru,dobroć-josag-josa. Przodkowie Węgrów przybyli z azjatyckich stepów i prawdopodobnie najeżdżali północne Chiny (lud Hu-nu), przodkowie Japończyków przybyli z Syberii, więc prawdopodobnym jest, że na jakimś etapie wędrówek oba ludy się spotkały, co zaowocowało językowymi zapożyczeniami. Jak jednak wytłumaczyć podobieństwa między japońskim a baskijskim i tamilskim? "Początek" to po baskijsku "hatse" a po japońsku "hatsu". Według tego samego schematu: samica-eme-me, brat-anaia-ani, starsza siostra- ana-ane, tak-bai-hai, dokładnie ten - hori bakariik-kore bakari. Po japońsku "przyjść" to "kuru", po tamilsku "kuruku", brzmieć-naru-naralu, statek-pune-pune,ciąć-kiru-kiri,miecz-katana-katakam,dzielić-wakeru-wakir,spaść-otiru-utir.
Powyżej: Baskijska swastyka - Lauburu - symbol prześladowany za czasów... reżimu Franco.
Baskowie są obok Gruzinów, Piktów, Etrusków czy mieszkańców minojskiej Krety zaliczanych do tzw. ludów azjanickich - narodów sprzed indoeuropejskiej i celtyckiej migracji. (Można je uznać za ludy, który w górach przetrwały wielki kataklizm klimatyczny towarzyszący 12,5 tys. lat temu końcowi epoki lodowcowej - kataklizm, który doprowadził do zalania obszarów przybrzeżnych o ogromnej powierzchni, wydarzenie znane w kulturach całego świata jako Potop). Tamilowie zaś są czarnym ludem drawidyjskim zamieszkującym południowe Indie i Sri Lankę. Skąd więc podobieństwa językowe między tak różnymi narodami? Prof. Szałek wysunął hipotezę, że wszystkie te narody musiały być kiedyś pod władzą jednego imperium - stąd te same słowa przeniknęły do mocno różniących się języków, na podobnej zasadzie, na jakiej obecnie rozpowszechniają się takie słowa jak "email", "selfie" czy "smartfon". Jego zdaniem to imperium przestało istnieć co najmniej 5 tys. lat przed Chrystusem. Dysponowało ono własnym pismem, gdyż w językach ugro-fińskich, japońskim i tamilskim na określenie "pisać, rysować" jest używany podobny rdzeń -ir, -sir.
Czy są ślady materialne istnienia tego domniemanego imperium?
W chińśkim Xinjangu, zamieszkiwanym przez turecki lud Ujgurów, znaleziono tysiące mumii wysokich, białych ludzi, często z rudymi włosami, mumii przypominających Księżniczkę z Ukok, czyli mumię znalezioną w grobowcu w górach Ałtaj. Śladami cywilizacji, której przedstawicielami byli ludzie pochowani w tych grobowcach, ludzie posługujący się znakiem swastyki, były prawdopodobnie liczne piramidy z Zachodnich Chin, być może również słynna Biała Piramida z okolic Xian. (Ciekawą książką poświęconą zaginionym miastom i piramidom z Chin jest "Satelity bogów. W zamkniętych strefach Chin" Hartwiga Hausdorfa i Petera Krassy.) Jak pisze Witold Stanisław Michałowski:
"W paromilionowym dziś Urumczi, stolicy Sinkiangu, dawnej oazie na Jedwabnym Szlaku, miejscowe muzeum archeologiczne szczyci się mumiami najstarszych Europejczyków. Wspaniale zakonserwowały je piaski pustyni Takla Makan rozprażone do białości bardziej bezlitosnym niż nad Saharą słońcem. Pochodzą z około 2,5 tysiąca lat przed Chrystusem. Ocalały elementy strojów, ozdoby, broń, a nawet resztki długich blond warkoczy niewiasty i sumiaste prawdziwie „lasze" wąsy jej męża. Znaną na całym świecie metodą Gierasimowa, odtworzono wygląd twarzy obu mumii. Trudno było od nich oderwać wzrok: toż to Zosia i Tadeusz. Postacie z sławnego poematu Adama Mickiewicza. Absolutny szok. A może tylko mistyfikacja? Sinkiang to dawny Turkiestan Wschodni, zamieszkany przez wyznających od wieków islam Ujgurów. Władzom w Pekinie nie zależy na podkreślaniu starożytności i odrębności etnicznej kilkunastu milionów obywateli najludniejszego państwa świata.
W warszawskiej ambasadzie Chińskiej Republiki Ludowej chętnie udostępnia się wielotomowy atlas historyczny. Można się z niego dowiedzieć, że za dynastii Tang (618-907 n.e.) władza cesarzy chińskich sięgała Morza Kaspijskiego i obejmowała terytorium dzisiejszego Kazachstanu, Tuwy i Dalekiego Wschodu. Informacji o tym, że przez parę wieków na południe od Wielkiego Muru językiem urzędowym był turecki, doszukać się niełatwo. Skoro jesteśmy przy tematach lingwistyczno-etnograficznych, warto zatrzymać się nieco nad treścią referatu pani Anny Parzymies, wygłoszonego w październiku 1998 podczas jubileuszowej sesji z okazji 25-lecia Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. Tytuł referatu: „Ałtaizmy w języku polskim" niewtajemniczonym niewiele mówi. Przez treść wystąpienia pani profesor, pełną niezrozumiałych dla profanów określeń w rodzaju: nagłos, etnonim, derywaty, semantyka, opozycja fonologiczna, przebrnąć jest trudno. Ważna jest konkluzja. Termin „Polanie" ma, jak się okazuje, chiński rodowód. W językach ałtajskich, do których dziś zaliczamy mongolski, mandżurski i turecki, oznaczał, po przyjęciu określonej transkrypcji fonetycznej chińskich hieroglifów, ludzi zależnych niezajmujących się rolnictwem i niehodujących drzew morwowych. Przy innej zaś transkrypcji ten sam hieroglificzny znak można odczytać jako barbarzyńców nielubiących płacić podatków. Przedstawia naszych praojców wprawdzie w nieco mniej korzystnym świetle, ale takich jakoś dziwnie bliskich. Bo kto lubi płacić podatki? Bojąc się, że zostanę zlinczowany za szarganie narodowych świętości i podważanie wkuwanej przez pokolenia uczniów wiedzy o rzekomo wiślanej prakolebce naszych antenatów, ośmielę się przekazać tylko parę informacji. Wnioski z nich wyciąga kto inny.
W Kyzył, przed muzeum stoją kamienne idole wykopane gdzieś na stepach abakańskich. Przedstawiają okrągłogłowe postacie z zakręconymi zawadiacko „po polsku" wąsami. Ich torsy pokrywają znaki pisma runicznego, prawie identycznego do używanego przez starożytnych mieszkańców Skandynawii. W katalogu opisane są jako nagrobne pomniki Hunów i Sarmatów. Celem podbudowania tezy o centralno-azjatyckiej prakolebce tych ostatnich, być może warto też podać informację, że rogatywka — powszechnie uznawana za arcypolskie nakrycie głowy — ma tybetański rodowód, a wizerunek niekoronowanego „piastowskiego" orła był znakiem arystokratycznego rodu jednego z wywodzących z Ałtaju ludów. Hafty z wyobrażeniami mitycznych niebiańskich orłów i równoramiennych krzyży znalezione w wykopaliskach cmentarzy Badaszary i Tujaha pochodzą co najmniej sprzed 25 stuleci. Orła berkuta czczą do dzisiaj mieszkańcy płaskowyżu Sajano-Ałtajskiego. Tak samo nazywają go ludy tureckie, jak i mongolskie. Berkut był też totemem Turków — Kyzyłów. Ich bliscy pobratymcy Kaczyńcy wierzą, iż orzeł to biały duch, który im patronuje i wybiera szamanów z rodu Berkutów. W północnych rejonach Jakucji orła czciły rody kangałaskie, zamieszkujące basen rzeki Wiluj w dolnym jej biegu. Orzeł — chotoj, syn Urung Ayy Tojona, miał przenosić do nieba ludzkie dusze. Bezdzietne kobiety zwracały się do niego z prośbą o obdarzenie ich macierzyństwem. W ten sposób wyproszone potomstwo jeszcze zupełnie niedawno nazywało się chotoj torutteech — pochodzące od orła."
O ile odkryte u podnóży Uralu, w pobliżu kazachskiej granicy "miasto swastyki" Arkaim pochodzi prawdopodobnie dopiero z około 1800 roku przed Chrystusem, to wciąż na poważne badania czekają piramidalne struktury z Turkmenistanu. Śladem dawnego imperium w Iranie może być Tepe Sialk, z zigguratem liczącym 7,5 tys. lat. Nie zapominajmy również o znaleziskach z Indii, przypisywanych cywilizacji doliny Indusu z centrami w miastach Mohendżo Daro i Harappa. Miasta te były starannie zaplanowane, drogi w nich były pokryte brukiem lub asfaltem (!), domy wielopiętrowe i wyposażone w... spłukiwane toalety. Początek tej cywilizacji jest datowany co prawda na około 3,5 tys. lat przed Chrystusem i jest ona uznawana za wytwór ludów drawidyjskich, ale prawdopodobnie była ona "resztówką" wcześniejszej cywilizacji.
O tym, że w odległej starożytności istniało wielkie imperium zajmujące szmat Azji mówi tradycja wedyjska. W eposie Ramayana to państwo jest znane jako Imperium Ramy. Król Rama, był awatarem (wcieleniem) Wisznu, boga, który wielokrotnie ratował ludzkość. Ramayana opisuje jego inwazję na Sri Lankę. Dokonał on jej po to,by uwolnić swoją narzeczoną Sitę, porwaną przez władcę Lanki demona Ravanę. W ramach tej inwazji miał zbudować tzw. Most Ramy, zwany przez Europejczyków Mostem Adama - system płycizn, raf i wysepek łączących Sri Lankę z południowymi Indiami. Zawarte w Ramayanie dane dotyczące zdarzeń astronomicznych sugerują, że do inwazji na Sri Lankę miało dojść około 5760 r. pne.
Inny wielki hinduistyczny epos Mahabharata opisuje wielką wojnę toczącą się na subkontynencie indyjskim. Jednym z bohaterów tego dzieła jest niezwykle podstępny władca - Kryszna, jeden z awatarów Wisznu. Kryszna był w starożytności powszechnie uważany za postać historyczną. Grecy, którzy przybyli do Indii wraz z Aleksandrem Wielkim nazywali go "indyjskim Herkulesem". W historyczność Kryszny długo wątpiono, ale kilka lat temu na dnie Oceanu Indyjskiego znaleziono jego miasto - Dvarkę. Niektóre znaleziska z Dvarki były datowane metodą C-14 na 7,5 tys. lat.
Ważną częścią Mahabharaty jest opis trwającej 18 dni bitwy na równinie Kurkszetra. Jak czytamy:
"Większość naukowców uważa wojnę Kurukszetra za fakt historyczny (podobnie jak wojnę trojańską), rozbieżności dotyczą ustalenia dokładnej daty bitwy[1]
Dr S. Balakrishna ustalił rok 2559 p.n.e. za pomocą obliczeń kolejnych zaćmień Księżyca.
Prof. I.N. Iyengar ustalił rok 1478 p.n.e. obliczając podwójne zaćmienia i koniunkcje Saturna i Jowisza.
Dr B.N. Achar ustalił rok 3067 p.n.e. obliczając pozycje planet według ‘’Mahabharaty’’.
Śri P.V. Holey ustalił datę 13 listopada 3143 roku p.n.e. za pomocą pozycji planet i systemu kalendarza.
Dr P.V.Vartak ustalił datę 16 października 5561 roku p.n.e. obliczając pozycje planet."
O ile sama bitwa jest uznawana za fakt historyczny i datowana zwykle na okres w którym cywilizacja doliny Indusu miała dopiero się zaczynać a nawet na czas przed powstaniem tej cywilizacji (!), to historycy uznają opisy zastosowanych podczas tej kampanii "boskich broni" wypożyczonych śmiertelnikom za czystą mitologię. W Mahabharacie oraz innych pismach wedyjskich roi się jednak od opisów "boskiej technologii" - latających pojazdów zwanych vimanami oraz broni masowej zagłady. I tak w bitwie pod Kurszterą miąno użyć straszliwej broni znanej jako Piorun Indry. Jak czytamy w tym eposie:
"Wyrzucono pojedynczy pocisk załadowany całą energią wszechświata. Żarzący się słup dymu i płomienia, jasny jak dziesięć tysięcy słońc, wzniósł się w całej swej wspaniałości... Była to nieznana broń, żelazny grom, gigantyczny wysłannik śmierci, który w popiół obrócił wszelki lud Vrishni i Andhaka... Ciała były tak spalone, ze nie dawały się rozpoznać, włosy i paznokcie odpadły, gliniane naczynia rozpadły się bez żadnej widocznej przyczyny, a pióra ptaków stały się białe. W ciągu jednej godziny wszystkie potrawy stały się niejadalne... w ucieczce od owego ognia żołnierze rzucili się do strumieni, aby obmyć swoje ciała i sprzęt...
[ta bron]...odrzuciła tłumy [wojowników] razem z ich rumakami, słoniami, pojazdami naziemnymi i ich bronią, jak gdyby były to suche liście drzewa. Odrzuceni podmuchem...wyglądali pięknie, jak ptaki w locie... odlatujące z drzew... (...)
Było tak, jakby wszystkie żywioły zerwały pęta. Słońce kręciło się w kółko. Wypalony ogniem broni świat zataczał się w gorączce. Rozszalałe słonie biegały tam i z powrotem w poszukiwaniu schronienia przed potwornym żarem. Woda stała się gorąca, zwierzęta zginęły, wróg padł jak podcięty kosą, a huk ognia powalił szeregi drzew. Słonie ryczały straszliwie i martwe padały na ziemię, ich ciała ścieliły się na dużym obszarze. Konie i wozy bojowe spłonęły. Tysiące wozów uległy zniszczeniu, a potem nad morzem zaległa martwa cisza. Rozszalały się wiatry i ziemia się rozjaśniła. Ukazał się przejmujący grozą widok. Potworne gorąco zniekształciło martwe ciała, które nie wyglądały jak ciała ludzi. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o takiej broni i nigdy wcześniej nie widzieliśmy broni równie okrutnej. (...)
Ze wszystkich stron Cukra miotał grom na potrójne miasto. Na jego trzy części ciskał pocisk, który krył w sobie energię Kosmosu. Miasto stanęło w płomieniach. W niebo wystrzelił jaskrawy dym, równy dziesięciu tysiącom słońc. Rozszałały się gwałtowne nawałnice; deszcz lał strumieniami. Rozległy się grzmoty, choć niebo było bezchmurne. Zatrzęsła się ziemia. Podniosły się wody. Rozstąpiły się szczyty gór, nastała ciemność."
Opisy te były tak sugestywne, że skłoniły nazistowskich okultystów do wysyłania wypraw w Himalaje w poszukiwaniu starożytnych ksiąg ze wskazówkami technicznymi dotyczącymi budowy "broni bogów". Ojciec amerykańskiej broni atomowej, imigrant z Niemiec, dr Robert Openheimer nie bez powodu cytował wedyjskie pisma podczas testu bomby A w lipcu 1945 r. Później, gdy pytany o to, czy w lipcu 1945 r. doszło do pierwszej eksplozji bomby atomowej, odpowiedział: "Tak, ale w czasach nowożytnych". Możecie wczuć się w jego ówczesne przesłanie oglądając poniższy filmik. Ten film sugeruje, co naprawdę oznaczał symbol swastyki.
W Mohendżo Daro dokonano zastanawiającego znaleziska - odkryto kilkadziesiąt szkieletów leżących na poziomie ulicy, przez nikogo nie pochowanych. Z badań sowieckich naukowców wynikało, że poziom ich radioaktywności w niektórych przypadkach przekraczał 50-krotnie normy. Znaleziono też stopione naczynia i dachówki (podobne znaleziska można zobaczyć w muzeum w Hiroszimie). Zwolennikom teorii paleoastronautycznych kojarzy się to oczywiście z wybuchem nuklearnym o małej skali. Łatwo w tym przypadku o nadinterpretację, ale warto zadać sobie pytanie: a co jeśli opisy z Mahabharaty nie są tylko mitami? A co jeśli miasto, na którym zbudowano później Mohendżo Daro doby cywilizacji doliny Indusu, zostało zniszczone przez "boską broń"?
Wedyjska cywilizacja aryjska była zadziwiająco "naukowa". Jak czytamy:
"Richard B. Mooney podaje, że brahmińska księga "Siddnanta-Ciromani" posługuje się jednostkami czasu, z których ostatnia, najmniejsza, trutti stanowi 0,33750 sekundy. Uczeni studiujący teksty sanskryckie są zakłopotani, nie mogąc wyjaśnić, do czego służyć mogła w starożytności tak mała jednostka czasu i jak można było ją mierzyć bez odpowiednich instrumentów. Współczesne prymitywne szczepy posiadają dość niejasne pojęcie czasu i nawet godziny mają dla nich stosunkowo niewielkie znaczenie. Trudno więc sobie wyobrazić, by starożytne ludy prymitywne zachowywały się w tym względzie inaczej.
Andrew Thomas w swojej książce "Nie jesteśmy pierwsi" pisze: Według jogi Pundit Kaniah z Ambatturu w Madras, którego spotkałem w roku 1966, początkowo system pomiaru czasu u brahminów był sześćdziesiątkowy, na dowód czego joga cytował wyjątki z "Brihath Sakatha" i innych tekstów sanskryckich. W dawnych czasach doba dzieliła się na 60 "kala", z których każda wynosiła 24 minuty. "Kala" dzieliła się an 60 "vikala", z których każda wynosiła 24 sekundy. Następnymi 60 razy mniejszymi jednostkami były: "para", "tatpara", "vitatpara", "ima" i w końcu "kashta" - jedna trzystamilionowa część sekundy. Do czego starożytnym Hindusom służyć mogły ułamki mikrosekund? Pundit Kaniah wyjaśnił, że uczeni brahmini od zarania dziejów zobowiązani byli do zachowania tej tradycji w pamięci, choć sami jej nie rozumieli.
Jedna trzystamilionowa część sekundy - kashta - nie może naturalnie mieć żadnego sensu praktycznego, jeśli nie dysponuje się urządzeniami, które mogłyby mierzyć czas z taką dokładnością. Z drugiej strony wiadomo, że czas życia niektórych cząstek atomowych: hiperonów i mezonów jest bliski jednej trzystamilionowej części sekundy.
Tablica "Varahamira", datowana na rok 550 naszej ery, zawiera wielkości matematyczne porównywalne z wymiarami atomu wodoru. Czyżby te liczby również przekazano nam z odległej przeszłości? Joga Vashishta twierdzi: Istnieją rozległe światy w pustych przestrzeniach każdego atomu, tak różnorodne, jak pyłki w promieniach słońca. Wydaje się to wskazywać na starożytną wiedzę o tym, że nie tylko materia zbudowane jest z niezliczonej liczby atomów, lecz że w samych atomach, jak dziś wiemy, większa część przestrzeni nie jest wypełniona materią. (...)
Starożytni Hindusi wykazali w swoich przekazach piśmienniczych zaskakującą wiedzę naukową o świecie i materii. W powstałym prze około 5000 laty dziele zatytułowanym "Jyotish" znajdujemy rozważania na takie tematy, jak heliocentryczny ruch planet, prawa grawitacji, gwiazdy stałe na Mlecznej Drodze, dobowy obrót osiowy ziemi, kinetyczna teoria energii i teoria budowy atomu. Wiadomo także, że niektóre szkoły filozoficzne podejmowały jako przedmiot swoich rozważań skomplikowane obliczenia z zakresu fizyki atomowej. Wyznaczenie czasu "potrzebnego do przejścia atomu przez jednostkę objętości równą tej, jaką on sam zajmuje" jest przykładem jednego z prostszych "tematów badawczych"."
Czyżby ta wiedza została przejęta przez Ariów od "boskiej cywilizacji"?
***
Wielkim paradoksem jest, że cywilizacja europejska, którą wielu z nas tak bardzo się szczyci, została zbudowana na semickiej religii. Cywilizacja Azji Wschodniej, z którą wielu "konserwatystów, chrześcijan i patriotów" uważa za cywilizację niższą i barbarzyńską została zbudowana na aryjskiej religii jaką jest buddyzm, wywodzący się z hinduizmu czyli z aryjskiego pogaństwa. Wraz z buddyzmem, święty znak swastyki zawędrował m.in. do takich krajów jak Wietnam, Korea czy Japonia. Feliks Koneczny pewnie się teraz przewróci w grobie i zacznie grasować jako zombie, ale można powiedzieć, że pod tym względem buddyzm jest naszą religią a cywilizacja Azji Wschodniej - w której wielką atencją obdarza się białą skórę oraz ignoruje polityczną poprawność - jest nam o wiele bliższa niż myślimy. Zresztą nasza cywilizacja też się zrodziła na stepach Azji.
Powyżej: w świątyni Senso-ji w tokijskiej dzielnicy Asakusa, oraz intrygujący breloczok przyczepiony do komórki koreańskiej dziewczyny, którą spotkałem w Hongkongu.
***
PAMIĘĆ GENETYCZNA. Najpopularniejszym na świecie polskim pisarzem był przed drugą wojną światową Ferdynand Antoni Ossendowski. Jego międzynarodowym bestsellerem była powieść
"Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów." - zapis jego wspomnień z ucieczki z bolszewickiej Rosji przez Mongolię do Chin. W dziele tym roi się od wątków mistyczno-buddyjskich i pojawia się tam nawet tajemniczy wysłannik z mitycznego, podziemnego królestwa Shamballah. Szkoda, że prawicowa młodzież sięgająca chociażby po świetnego "Lenina" Ossendowskiego nie do końca zdaje sobie sprawę, o czym Ossendowski pisał w "Przez kraj...". No cóż, ezoteryczna wiedza Orientu jest u nas wrzucana do szufladki z napisem "niebezpieczne sekty" i "zagrożenia du(p)chowe". W II RP nasza elita podchodziła do tego tematu w sposób o wiele bardziej otwarty - o czym świadczyła popularność dzieł Ossendowskiego.
"Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów." - zapis jego wspomnień z ucieczki z bolszewickiej Rosji przez Mongolię do Chin. W dziele tym roi się od wątków mistyczno-buddyjskich i pojawia się tam nawet tajemniczy wysłannik z mitycznego, podziemnego królestwa Shamballah. Szkoda, że prawicowa młodzież sięgająca chociażby po świetnego "Lenina" Ossendowskiego nie do końca zdaje sobie sprawę, o czym Ossendowski pisał w "Przez kraj...". No cóż, ezoteryczna wiedza Orientu jest u nas wrzucana do szufladki z napisem "niebezpieczne sekty" i "zagrożenia du(p)chowe". W II RP nasza elita podchodziła do tego tematu w sposób o wiele bardziej otwarty - o czym świadczyła popularność dzieł Ossendowskiego.
***
W następnym odcinku serii Największe sekrety: Hyperborea - Nan Madol napiszę o tajemniczych ruinach znajdujących się w "połowie drogi", starożytnym morskim imperium, rasie panów na Wyspie Wielkanocnej, świętych dziewicach u Inków oraz o ludziach, którzy obrabiali platynę w neolicie.
***
Z tematyką tego wpisu częściowo pokrywa się fabuła mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor".
Dałeś czadu! Lektura obowiązkowa, dużo ciekawostek.
OdpowiedzUsuńPodziwiam ludzi tak "pozytywnie pop***********" ;-).
Dziękuję za słowa uznania :)
UsuńOj Fox, mniej Danikena więcej rozumu. Jeśli chodzi o domniemane wojny nuklearne w starożytności to polecam na początek obejrzeć https://www.youtube.com/watch?v=K9ed_hWZnl8 i przeczytać http://www.jasoncolavito.com/uploads/3/7/5/9/3759274/colavito_-_ancient_atom_bombs.pdf a jeśli chodzi o szeroko pojęty temat tzw. "paleoastronatyki" to https://www.youtube.com/watch?v=j9w-i5oZqaQ
OdpowiedzUsuńChoc niewatpliwie Daniken czy ludzie od Ancient Aliens mocno naciagaja fakty to jednak nie jestem przekonany czy ostatecznie nie sa blizej prawdy niz mainstream.Sporo na ten temat czytalem(za i przeciw)i jest dla mnie oczywiste ze wiedza mainstreamu na temat naszej historii jest dziurawa jak ser szwajcarski i wiele spraw wygladalo zupelnie inaczej niz oni twierdza.Dzieki "danikenowcom" wiele rzeczy wyszlo na jaw i JUZ wywoluje pewna rewolucje w pogladach mainstreamu(chocby maszyna z Antikery czy wreszcie przyznany fakt istnienia w starozytnosci maszyn parowych itp itd).Oczywiscie "danikenowcy" wiele spraw naciagaja ale mainstream w wielu sprawach zwyczajnie sie skompromitowal czesto zapczeczajac faktom wrecz oczywistym tlyko dlatego ze paru cieplym posadkom zagrazaly.
UsuńPiotr34
Nie wiem czy Feliks Koneczny przewrócił się w grobie, po przeczytaniu powyższego, ale widzę kątem oka, że papa Pius XII, siedzący na tronie między Bułakiem-Bałachowiczem a MacArthurem, groźnie kiwa paluchem.
OdpowiedzUsuńBuddyzm powstał w opozycji do braminizmu, który wyglądał trochę inaczej niż to, co dziś nazywamy hinduizmem. Można od biedy zastosować analogię z naszego poletka i potraktować braminizm jako mozaizm, buddyzm jako chrześcijaństwo, a hinduizm jako judaizm rabiniczny, ale tylko w kontekście tego, jak to się wykluwało. Budda zanegował autorytet Wed. Odrzucił zasadność spekulacyjnych dociekań dotyczących tożsamościowego równania Atman=?Brahman, wokół którego kręci się cała filozofia indyjska. Oni o niczym innym nie dziamgają od wieków, jak tylko o relacji Atmana (duszy jednostkowej) wobec Brahmana (uniwersalnej duszy wszechświata). Budda negując istnienie Atmana, postawił się automatycznie na pozycji heretyka. Nie był sam. Heterodoksyjnych grup przypałowców było jeszcze kilka (Dżiniści, Lokajatowie, Adźiwikowie, polubiłbyś tych ostatnich :)). Przez późniejszych hinduistów Budda został uznany za 9 awatara Wisznu, który miał przetestować ich wiarę w osobowego Brahmana. Po spektakularnych sukcesach "apostolskich" na Subkontynencie, z kulminacyjnem punktem za czasów dynastii Guptów i Palów, buddyzm zaczął się chwiać pod ciosami coraz bardziej agresywnego islamu napierającego z Zachodu. W 1197 muzułmanie splądrowali Uniwersytet Nalanda, mordując mnichów i paląc bibliotekę. Nalanda była sercem buddyzmu, już wtedy mocno ezoteryzującego. Ci, którzy przeżyli, uciekli w Himalaje, głównie do Kaszmiru. Tam wymieszali się z śiwaitami, tantrykami i joginami. Kaszmir był kociołkiem, w którym buzowała bardzo niefajna okultystyczna zupka. Adepci różnych szkół uczyli się od siebie nawzajem najbardziej hardkorowych technik spirytystycznych, mediumicznych, oddechowych - ze Ścieżki Lewej Ręki. Ostro też ćpano. Wszystko to zazębiło się ze sobą tak, że nie ma dziś możliwości traktowania tych zjawisk osobno. Ekspansja muzułmanów postępowała. Wkrótce Kaszmir przestał być bezpiecznym miejscem. Hardkorowcy musieli szukać innej meliny. Udali się w jeszcze bardziej niedostępne góry - Karakorum. Tam zaczęli pisać kolejny, najbardziej mhrrrroczny rozdział swojej historii. Na jakiś czas zniknęli z widoku.....
Co do buddyzmu A.D. 2016, to on w TRUE postaci już w przyrodzie nie występuje. Najbardziej do TRUE zbliżona jest Tajska Tradycja Leśna, ale to ruch revivalowy w ramach Theravady i bardzo prawdopodobny jest jej rychły zanik związany z wycinką dżungli w tych rejonach gdzie się zamelinowała (patrz. chińska kolejka do Singapuru przez Laos i Bangkok :)).
Oficjalna "upaństwowiona" Theravada południowo-azjatycka, to dziś raczej ruch polityczny niż filozoficzno-religijny. Na Sri Lance czy w Birmie mnisi przypominają bardziej bojówkarzy nacjonalistycznych niż wyciszonych ascetów. Coś nam to przypomina ;)?
Oficjalnie jest to buddyjski tradsizm, definiujący swoją tradsowość jako bezwzględne trzymanie się pouczeń historycznego Buddy - Siddharthy Gotamy, kanon palijski jako teoria i dwa sposoby medytacji (vipassana i anapana) jakich nauczał historyczny Budda. W masowej praktyce to jednak folklor ludowy z biciem pokłonów do tombakowych posągów. Oczywiście nie wszyscy mnisi to bumelanci i nie każdy świecki upasaka ogranicza się do buddyjskiej cepelii, ale zdecydowanej większości takie podejście wystarcza.
Z punktu widzenia Theravadinów wszystko co nie jest Theravadą, nie jest nawet buddyzmem, a w polit-poprawnym kontekście, uważane jest przez nich za jego herezję. Głównie dotyczy to produktów rynkowych o nazwach "buddyzm tybetański" i japoński pop-"buddyzm" ZEN. To drugie to zabawa dla fascynatów tamtejszej kultury, sztuk walki, kaligrafii itp. Choć od swojego chińskiego protoplasty CHAN, (który sam jest syntezą mahajany z tao i konfucjan-izmami), jedna z sekt-(shingon) przejęła elementy ezoteryczne, to chyba łatwiej dziś w Japonii spotkać muzułmanina niż tantryka.
"Buddyzm tybetański" (dalej BT), przy którym warto się na moment zatrzymać, tak naprawdę nie jest buddyzmem, ani też nie pochodzi z Tybetu. Nie jest to wymysł Theravadinów, ale tak jest obiektywnie, choć adepci tej ścieżki (tj. BT) lubią robić gównoburze obstając, że pochodzi ona od historycznego Gotamy Buddy. Nie pochodzi. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, nie dając się wciągać w słowne przepychanki. BT został zsyntetyzowany z kilku prądów filozoficznych i kilkunastu tradycji ezoterycznych praktyk, w krainie Oddiyana, która przez wieki uchodziła za legendarną. Dziś centrum tej krainy umieszcza się w rejonie miasteczka Gilgit, które jest bazą dla wypraw w Karakorum (na K2, Broad Peak, Gasherbrumy). To stamtąd, pod koniec VIII w. n.e. przyniósł te nauki do Tybetu, mahasiddha Padmasambhava - prawdziwy fundator tybetańskich tradycji nie-rodzimego pochodzenia (w odróżnieniu od natywnego szamanizmu - bon).
UsuńBT wygląda jak miły, pluszowy mogwai do smyrania, ale wystarczy dać mu papu po północy, by zaczęła sie jazda. BT jest prezentowane na sprzedaż, jako Wadżrajana, choć bardzo często jest przedstawiana przy "pierwszym spotkaniu" jako Mahajana, lub podkreśla się od razu jej ścisły i bezpośredni związek z Mahajaną, której dziś w czystej postaci nie ma. Produkt jest sprzedawany jako ciepły 'nie-egoistyczny' w funkcji soteriologicznego celu (w przeciwieństwie do 'egoistycznej' skoncentrowanej na oświeceniu dla samego siebie -Theravady) nurt filozoficzny jaki zdominował buddyjski światek po rozłamie w sandze w 320 r. p n. e. na mahasanghików i zwolenników Sthaviravady (Starej Wiedzy :)). Zawiera wiele teoretycznych "nowinek" tj nauka o trzech ciałach buddy, redefiniowany ideał Bodhisattwy i wiele nowych sutr pisanych już w sanskrycie, a nie w pali. To wszystko małe miki w porównaniu z tym, na czym polega praktyka. Oczywiście takie szkoły jak
Karma Kagyu czy Dzogdzen nie zaczynają nauki swoich nadwiślańskich padawanów od wysokiego tantrycznego C, tylko od praktyk wprowadzajacych jak nyndro czy lamrim. Ale kiedyś gimbaza się kończy i zaczyna się praktyka 4 klas tantr, z których ostatnia klasa - Tantry Jogi Najwyższej - to okultyzm, spirytyzm i mediumizm na levelu very hard.
Na efekty nie trzeba długo czekać. W końcu to Natychmiastowa Droga :) Regularne wybudzenia w nocy o tej samej godzinie, połączone z paraliżami przysennymi i poczuciem czegoś "obcego" i "osobowego" w pokoju, poczucie stałej obecności tych "towarzyszy" także za dnia, stany lękowe, czy zjawiska takie jak gwałtowne obniżenie temperatury w mieszkaniu do 5 C w leniwe lipcowe popołudnie, towarzyszące równie gwałtownej i kolącej po uszach ciszy, oraz smród o składowych gówna-migdałów-formaliny o niemożliwej do ustalenia lokalizacji mogą sprawić, że wymięknie nawet najbardziej nieugięty 'tough guy' tego rodzaju "duchowości".
Dlatego SŁUSZNIE >>ezoteryczna wiedza Orientu jest u nas wrzucana do szufladki z napisem "niebezpieczne sekty" i "zagrożenia du(p)chowe".<< bo ta veda JEST niebezpieczna. Nie należy zatem kręcić beki z siostry Michaeli Pawlik OP. Mnie też się czasem uszy w trąbkę zwijają jak jej słucham, ale ona w sprawach zasadniczych ma rację.
Odradzam wszelkie praktyki i zabawy w klimatach hinduistycznych, zwłaszcza tantrycznych, kaszmirskiego rodowodu, wszystko jedno czy z metką wadżrajany czy z metką śiwaickiej-śaktyjskiej-wisznuickiej tantry. Kaszmir tak, ale tylko w swetrach i szalikach.
UsuńJeśli kogoś bardzo pupa swędzi i musi być posh łamiąc pierwsze przykazanie, bo inaczej się udusi, a śmierdzi mu chrześcijańska tradycja, to niech się ubogaca intelektualnie Theravadą, dopóki mu się nie znudzi, a znudzi szybko, bo nie ma tam czarów-marów typowych dla "buddyzmu" "tybetańskiego".
Najlepiej jednak spożytkuje swoje ciągoty do mistycyzmu, czytając choćby Apoftegmaty Ojców Pustyni i stosując się do ich zaleceń.
Radzę wszystkim miłym paleoastronautom i paleoastronautkom nie wzlatywać zbyt wysoko na vimanach, bo choć widać więcej, to mocno traci się na ostrości detali. Takie moje 'słowo na niedzielę' dla Was.
Zostańcie z Bogiem :)
Dziękuję za bardzo ciekawy wykład. Naprawdę wiele się z niego dowiedziałem,
UsuńALE
kwestia ezoterycznej, magicznej, "ciemnej" strony buddyzmu, a zwłaszcza buddyzmu tybetańskiego jest mi jak najbardziej znana. Zdaję sobie sprawę z długiej tradycji militarnej i magicznej buddyzmu. I właśnie te aspekty religii buddyjskiej - a także taoistycznej i szintoistycznej - najbardziej mnie fascynują. Czaszki przerabiane na kielichy, skóry zdarte z ludzi przechowywane w klasztorach, mit Shambali, magia seksualna, przesądy, talizmany...
W kwestie typu: "Regularne wybudzenia w nocy o tej samej godzinie, połączone z paraliżami przysennymi i poczuciem czegoś "obcego" i "osobowego" w pokoju, poczucie stałej obecności tych "towarzyszy" także za dnia, stany lękowe, czy zjawiska takie jak gwałtowne obniżenie temperatury w mieszkaniu do 5 C w leniwe lipcowe popołudnie" nie wierzę, gdyż są one tylko i wyłącznie omamami białych liberalnych idiotów, którzy bez odpowiedniego przygotowania bawią się w magię tantryczną wyższego rzędu i dostają pomieszania w swych małych, liberalnych rozumkach.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZ góry zaznaczam, że nie interesuje mnie praktykowania jakichś super-druper-zajebistych praktyk lewej ręki, prawej ręki czy nawet środkowej ręki. Chce się po prostu dowiedzieć, co buddyzm, taoizm, szinto mówią o naszej przeszłości i przyszłości, siłach rządzących tym światem, ludzkiej naturze, ludzkim przeznaczeniu i ludzkich problemach. Zauważyłem bowiem, że chrześcijaństwo - jako semicka i sfeminizowana religia - uporczywie unika udzielania odpowiedzi na pytania, które zadaje.
UsuńKurde, dalajlama wygląda na miłego starszego pana w prześcieradle i laczkach. Ciekawe co tam tak naprawdę odwala wieczorami po świątyniach? Swoją drogą Kościół ma przechlapane w takiej sytuacji. Buddyzm jest bardzo medialny, stręczony przez wszystkich jako religia pokoju i dobroci wobec zwierząt, a wspomniany dalajlama dziadek do rany przyłóż. Ale skoro buddyści są tak osadzeni w okultyzmie, to nie ma żadnego pola do porozumienia i wydają się gorsi od muzułmanów. I znowu dupa z tyłu, katole wychodzą na agresywnych dupków, co to nie chcą się bratać z takimi fajnymi buddystami prześladowanymi przez Chińczyków. Chociaż dzisiejsza hierarchia jest w stanie zrobić wszystko żeby się światu przypodobać, JP2 dał przykład w Asyżu. A Franciszek jest strasznie dalajalamo podobny, zgrywa takiego prostaczka, co to dziecko pogłaszcze po główce i wszystkich by do serca przytulił.
UsuńTeodor
@fox
Usuń"W kwestie typu: "Regularne wybudzenia w nocy o tej samej godzinie, połączone z paraliżami przysennymi i poczuciem czegoś "obcego" i "osobowego" w pokoju, poczucie stałej obecności tych "towarzyszy" także za dnia, stany lękowe, czy zjawiska takie jak gwałtowne obniżenie temperatury w mieszkaniu do 5 C w leniwe lipcowe popołudnie" nie wierzę, gdyż są one tylko i wyłącznie omamami białych liberalnych idiotów, którzy bez odpowiedniego przygotowania bawią się w magię tantryczną wyższego rzędu i dostają pomieszania w swych małych, liberalnych rozumkach."
Nie wierzysz bo nigdy nie probowales-ja widzialem na wlasne oczy...wiecej i NIE polecam-NAPRAWDE.
Piotr34
@foxmulder
Usuń1) I find your lack of faith disturbing...
Przecież to typowe objawy dręczenia demonicznego. Białasy często mieszają to z wieloma elementami New Age tj. programowanie neurolingwistyczne, jakieś leczenie kolorami, dźwiękiem, akupunktura, tarocik, a na deser zabawy z wizualizacjami gniewnych form dakiń z jidamów - praca domowa z lokalnej sanghi. I mamy metafizyczne śledzie popite okultystycznym mlekiem...
Faktem jest, że najwięcej wtop zaliczają totalni amatorzy na skutek własnej głupoty. Kupi taki parę książek, potem się "dokształca" przez sieć. Niestety w internecie można znaleźć wiele...bardzo wiele rzeczy, których tam nie powinno być, jak na przykład wezwania/inkantacje. Nie wiem co za pojeby takie rzeczy wrzucają.
...ale nawet nativom zdarzają się potężne wpadki, a scenariusz wydarzeń przypomina akcje z gry Gothic 1 w klimatach obozu na bagnie :) Jeśli coś Ci to mówi. Jeśli nie, to daje słowa kluczowe do poszukiwań. Temat jest dość MOCNY: Dordże Szugden vel Dolgjal :)
2) Shambala nie jest mitem. Wiele wskazuje, że to właśnie Oddiyana. Amulety, astrologia, kosmologia, wróżby, egzorcyzmy to raczej działka Jungdrung Bön, szamańskiej, pierwotnej tradycji. Tutaj musisz szukać, ale ostrzegam w tym temacie jest sporo klimatów typu gore, zwłaszcza przy wróżbach. Co ciekawe Dalajlama upgrejdował Bon do jednej z formalnych "tradycji religijnych Tybetu". Bonki były przez wieki prześladowani, ale przetrwali i dziś mają takie same ciuchy i klasztory jak reszta, choć nie mają kompletnie nic wspólnego nawet z tym co nazywamy "buddyzmem tybetańskim".
3) >>Chce się po prostu dowiedzieć, co buddyzm, taoizm, szinto mówią o naszej przeszłości i przyszłości, siłach rządzących tym światem, ludzkiej naturze, ludzkim przeznaczeniu i ludzkich problemach<< Tao i szinto to nie moja działka, ale w temacie buddyzmu i hinduizmu mógłbym nawalić megabajty. Miałem napisać odstraszający komentarz do kontrowersyjnej tezy jaką zapodałeś a wyjdzie, że propsuje ten wschodni syfek. Poniekąd już odpowiedziałem. Pokręć się wokół równania Atman=Brahman, a sam do wszystkiego dojdziesz. Dla buddyzmu będziesz mieć takie słowa kluczowe jak Anatman, Pratityasamutpada, Siunjata. W klimatach Tybetu, dość ważne jest jeszcze Bardo Thodol.
Jeśli interesują Cię hinduistyczne współczesne sekty ascetów, joginów i tantryków (tych dziadków w dredach o wymalowanych twarzach, wysmarowanych popiołem z trupów) to podam słowa kluczowe. Ale jeszcze wcześniej uprzedzę, ze każdą sektę można rozpoznać po charakterystycznej tylko dla niej tilace - malunku na czole, twarzy i kończynach. Ona jest jak dowód osobisty. Jak będziesz w Indiach to wystarczy rzut oka na dziadka i od razu wiadomo jakie ma poglądy na życie i świat: tilaka sampradaya. Sampradaya ozn. szkoła, tradycja, system, linia przekazu. Największe hardkory to śiwaici z Kaszmiru, z linii przekazu Adi Śankary -> Dashanami Sampradaya.
@Kamil T.
Usuń- nie mogę powstrzymać się przed lekkim szyderstwem : ej mądrala, co to spoza muru książek nie dostrzega tej no, rzeczywistości - kogo k... obchodzi co jakiś hinduski zjeb wygadywał w XII w. albo ten tam Budda-Lucyper pierdnął w którejś sutrze, zamiast się indorzyć popisując wyrzeźbionymi zwojami mózgowymi nie lepiej to pójść se na pyffko do pubu zbratać się z brytolskimi prolami ynteligenciku w ząbek czesany ? Mówiąc zaś serio : dobrze, że wspomniałeś o zagrożeniach wiążących się z takowymi praktykami, słodkie pierdolety w typie tao księgowej ''strumyk szemrze, ptaszę kwili, wszystko jest jednym, poczuj harmonię ze wszechświatem'' nie mówiąc już o zachwalaniu przez różnych trenerów osobistych jogi jako sposobu na odchudzanie, pryszcze czy sflaczałego fiuta to wyjątkowo wręcz nieodpowiedzialne skurwysyństwo a już szczytem wszystkiego jest wprowadzanie okultystycznych treści do popkultury robiąc tym samym płukankę mózgową gówniażerii stąd taki właśnie shitstorm z mej strony wywołały przedago-analne wysrywy Bowiego [ po szczegóły odsyłam do mego ostatniego wpisu ]. Trza jasno stawiać sprawę, że to nie rurki z kremem, nie istnieje żadne ''oświecenie w wersji instant'', sprawa wymaga odpowiedzialności i wiąże się z rozlicznymi zagrożeniami aczkolwiek nie można jej do nich sprowadzać jak niektórzy groteskowo tu czynią [ chrześcijańską ascezą też se można łeb rozjepać a rodzime praktyki w tym względzie bywało niepokojąco przypominały sado-maso itd. ] Kilka uwag :
1. upadek buddyzmu w Indiach wiązałbym raczej z ''kontrreformacją Śankary'', z miesiąc-dwa temu osoba mocno wczajona w tamte klimaty i bardziej od niżej podpisanego kompetentna w omawianej materii uświadomiła mi, że przyczyną było tu wyalienowanie się buddyzmu, zbyt elitarny i ezoteryczny charakter jego pierwotnej wersji, stąd bardziej ludyczny, otwarty przez swą synkretyczną formułę na miejscowe zabobonne kulty hinduizm zwyciężył ostatecznie w pojedynku. To + dobicie przez islam żywych ośrodków buddyjskich, które mogłyby stanowić bazę do ożywienia tej religii przesądziło razem o jej losie w Indiach aczkolwiek jak widać na przykładzie późniejszych odmian mahajany czy zwłaszcza wadżrajany nauka tak całkiem nie poszła w las.
2. z tego co napisałeś wynikałoby, że ówcześni buddyści byli bandą miękkim chujem robionych cweli, którzy w popłochu spierniczali przed muslimami aż się kurzy a to nie tak - dawno jak zajmowałem się nieco tym tematem ale z tego co pamiętam Tybetańczycy dali się mocno we znaki Chinolom tak przed nawróceniem na buddyzm [ zresztą dość mocno problematycznym jak słusznie zauważyłeś ] jak i po więc nie sądzę aby pokornie na mameluka pochylali łby przed muzułmańskimi agresorami i li tylko o barierę niedostępnych gór roztrzaskała sie ich ekspansja. Nieco o tym jak się rzeczy miały naprawdę wspomniano tutaj :
Usuńhttp://www.berzinarchives.com/web/pl/archives/study/islam/kalachakra_islam/holy_wars_buddhism_islam_myth_shamb/holy_war_buddhism_islam_shambhala_long.html
- w ogóle sprawa relacji między islamem a buddyzmem, konkretnie konfliktu między tymi religiami to ciekawy a mało u nas znany temat. W związku z ostrym postawieniem kwestii muzułmańskiej obecnie krążą również teorie, że islam to religia stworzona przez żydów do zniszczenia chrześcijaństwa, niby wiele może za tym przemawiać, związki między tymi źródłowo arcysemickimi wyznaniami są ewidentne by wymienić choćby obsesję na punkcie kodyfikacji niemal każdego, najdrobniejszego nawet aspektu egzystencji wyznawcy, nie da się też zaprzeczyć iż muzułmanizm wyrugował lub zmarginalizował chrystianizm na terenach, gdzie pierwotnie tenże dominował no i wreszcie wystarczy wspomnieć pogrom chrześcijan dokonany pospołu przez żydów i muzułmanów po zdobyciu przez tych ostatnich Jerozolimy, tyle że wyparcie buddyzmu właśnie i hinduizmu na znacznych obszarach przez islam przeczy takowym spekulacjom, ostatecznie gigantyczne posągi Buddy barbarzyńsko zniszczone przez talibów znikąd się tam nie wzięły, Afganistan kiedyś wyglądał diametralnie inaczej pod tym względem... Zarazem tak jak u nas obok otwartego konfliktu występowała pewnie też kulturowa osmoza, dała mi do myślenia wypowiedź sinologa Krzysztofa Gawlikowskiego podczas dyskusji o religijności w Chinach i ogólnie na terenie Dalekiego Wschodu, że buddyzm tybetański w o wiele większym stopniu niż inne odmiany tejże religii ingeruje w życie wyznawcy, niestety nie rozwinął myśli a szkoda bo wygląda mi to na piętno islamu, z kolei zabierający także tam głos Włodzimierz Cieciura [ którego pracę o chińskim islamie polecam skądinąd ] zwrócił uwagę iż trasa pielgrzymek do Mekki sinomuslimów siłą rzeczy musiała biec przez Tybet, zapewne miało to swe określone konsekwencje. Jakby kto chciał zapoznać się z rzeczoną dyskusją to proszę, naprawdę warto bo dużo istotnych a nieznanych zwykle nad Wisłą informacji, uprzedzam jedynie że bite 2 godziny no i babkę dukającą o buddyźmie akurat lepiej sobie oszczędzić :
https://www.youtube.com/watch?v=8U013FpMJh8
3. nie cierpię ''bebechowatości'' i typowego dla naszej epoki porno ekshibicjonizmu ale uczciwie rzecz stawiając nie da się w tak istotnej materii uniknąć wątków osobistych stąd nader oględnie powiem tylko, że tzw. życie postawiło kiedyś przede mną ostro kwestię wyboru między chrześcijaństwem a buddyzmem [ bo że nie da się zrobić z tak odmiennych, nie to że nawet przeciwstawnych ale kompletnie różnych tradycji jakiegoś synkretycznego mixu to pewne o ile rzecz jasna podchodzimy do sprawy poważnie, jak dorośli biali ludzie ], nie miało to u mnie charakteru powierzchownej fascynacji Orientem jak to zwykle bywa co podkreślam z całym naciskiem aby ktoś mi tu nie wyjeżdżał z traktowaniem mnie jako egzaltowanego bubka, [nad]zwyczajnie ''kryzys egzystencjalny'' jaki wonczas przeżywałem [ że tak ładnie nazwę stan, który gdybym porównał do gówna obraziłbym toż łajno ] wymusił na mnie znalezienie jakiejś metody ogarnięcia się życiowego, pozbierania, narzucenia pewnej umiarkowanej ale jednak samodyscypliny i kierując się przesłankami jak najbardziej pragmatycznymi a nie zajeżdżającą taniochą ezoteryką wybrałem w końcu praktykowanie ''środkowej ścieżki'' w surowej wersji therawady. Z podanych przed chwilą powodów nie będę wchodził w szczegóły, powiem tylko, że jednym z czynników jakie zaważyły była moja dość mroczna, gnostyczna wręcz w tamtym okresie percepcja rzeczywistości o czym zresztą wspomniałem nieco w ostatnim wpisie więc nie będę się powtarzał, wprawdzie ''metafizyczna brzytwa Ockhama'' w postaci buddyjskiej przypowieści o człowieku zranionym zatrutą strzałą wyleczyła mnie z mentalnego onanizowania się neoplatońskimi emanacjami i eonami czy spekulacji o pierwotnym Upadku i kreacji świata przez Satanaela, nie będę jednak ukrywał iż nadal tym co najbardziej przeszkadza mi w chrystianiźmie zwłaszcza współczesnym to słodkie infantylne bredzenie, że 'Bóg jest Miłością'', wszystko jest dobre, zło to pewnie sprawka kosmitów bo człowiek przecież jest z natury dobry itd., jednym słowem ten cały współczesny neopelagianizm, którym serdecznie rzygam. Z drugiej biczowanie się w tradycyjnym duchu, zarówno w sensie symbolicznym jak i dosłownym to żadna alternatywa, daje ci co najwyżej złudne chwilowe poczucie ekspiacji na dłuższą metę podsycając jeszcze patologię, buddyzm pod tym względem bardziej do mnie przemawia serio praktykowany wymagając odważnej konfrontacji z własnymi słabościami i niewesołymi aspektami ego i cierpliwego przezwyciężania ich co oczywiście wiąże się z rozlicznymi niebezpieczeństwami ale niby gdzie jest napisane, że ma być miło a droga do wyzwolenia usłana różami i nie obarczona ryzykiem, dlatego właśnie jak słusznie zauważył Ireneusz Kania buddyzm bywa nazywany religią dorosłych ludzi bo nikt tu jak w chrystianiźmie nie oczekuje, że niebiański tatuś niemal wszystko za ciebie załatwi [ tak wiem, ''wolna wola'', ''dobre uczynki'' itd. tyle że w praktyce zdecydowana większość chrześcijan katolików nie wyłączając zachowuje się tak jakby właśnie na to liczyli ], bynajmniej nie jest to prometejska pycha aczkolwiek owszem może w takową się wyrodzić jednak właściwie praktyka oznacza tu DOBROWOLNE podporządkowanie się pewnej nauce, głębokiej egzystencjalnej prawdzie i wyciągnięcie zeń serio konsekwencji.
UsuńPoza tym w chrześcijaństwie przeszkadza mi wrogość wobec ciała a zarazem przecenianie władz umysłowych człowieka co mocno dziwi w świetle iż ''Słowo ciałem się stało'', przy okazji mylnie też postrzega się w tej tradycji żądzę jako fenomen cielesny gdy tymczasem nie ma bodaj nic bardziej abstrakcyjnego jak szarpiące nami namiętności, przyznam iż nie mam pojęcia jak coś tak oderwanego od rzeczywistości może nas z nią w tym stopniu wiązać i być jej motorem napędowym wręcz ale nie zamierzam sobie zaprzątać tym głowy bo nie widzę sensu w racjonalizowaniu na siłę irracjonalnego i szukaniu sensu w bezsensie. W każdym razie to co podoba mi się w dalekowschodnich praktykach to traktowanie ciała jako narzędzia ascezy a nie przeszkody ku niej, bynajmniej folgowanie jego zachciankom ale też i unikanie histerii manichejskiego samowyniszczenia, poddanie umiarkowanej samodyscyplinie bez fetyszyzowania go jak to się dzieje u dzisiejszych ofiar siłowni i sterydów, generalnie przydałby się w chrystianiźmie choćby odpowiednik masowego praktykowania tai chi chyba że zryte frondelkiem berety i to uznają za tani demonizm 3-go stopnia:) [ tak wiem, ''mistyczne ciało'' itp. tyle że zwykle mieliśmy do czynienia z podejściem opartym na prostackiej negacji, miotaniem się między ściśnięciem purytańskim gorsetem a popuszczaniem pasa w imię ''wszystko i tak grzech a dobra bozia wybaczy'' nie mówiąc już o jazdach, które nie tyle zbliżały się do sado-maso co zwyczajnie nim były - nie tędy droga ]. Rzecz jasna nie zamierzam kreować się na wielkiego ascetę ni udawać iż jestem wzorem samoopanowania co zresztą pod poprzednim wpisem było do okazania:) aczkolwiek w porównaniu z tym jakie emocje miotały mną dekadę-dwie temu to małe pyffko, nie sądzę aby to li tylko kwestia wieku, wystarczy przejść się na pierwszą lepszą manifestację KOD-u i popatrzeć na zacietrzewionych starców którym odjęło rozum by przekonać się że to bullshit, gdyby nie umiarkowanie konsekwentna ale jednak jakaś tam buddyjska praktyka pewnie już dawno zrobiłbym komuś pogrom kielecki z dupy albo oszalał do reszty a nie za bardzo uśmiecha mi się perspektywa 25 lat na oddziale dla morderców w Morawicy czy zwykłym świrowie, póki co nie zaliczyłem spotkania z Der Doppelgangerem a trochę lat spędzonych na medytacjach i grzebaniu palcem w mózgu za sobą już mam i jakoś tam życiowo w realu daję radę, trzymam też zdrowy dystans do prometejskich odjebów, hybris raczej się mnie nie ima więc chyba nie jest tak źle, nie jestem ''opętany'' [ jeszcze ? ]
UsuńPrzyznam jednak, że mam w związku z tym pewien zgryz na tle wyboru ideowego, ewidentnie prawicowego jakiego również dokonałem, który nie za bardzo z pozoru jest kompatybilny z powyższym, martwi mnie proces porzucania wiary katolickiej i to bynajmniej tylko przez młodych [ widać to choćby po olewce w przyjmowaniu księdza po kolędzie, przynajmniej tam gdzie żyję takie niepokojące sygnały docierają do mnie coraz częściej ] bo póki co nie widzę innej skutecznej bariery na masową skalę przed eutanazizmem i innymi nowoczesnymi praktykami utylizowania ludzi, z drugiej mam wątpliwości czy słabnący opór KK rzeczywiście stanowi tu jeszcze istotną siłę, ostatecznie deklarowana wiara jakoś nie przeszkadzała dotąd katolikom oddawać masowo głos na SLD czy insze peezele [ sam znałem jednego katola-komunistę wręcz z przekonania, bez przeszłości partyjnej bo za młody był na to, gdyż ''bogacz, ucho igielne, ten tego'' ] a gdy słyszę niektórych księży z księżyca ale i hierachów to naprawdę można juz konkretnie zwątpić, nie ma sensu linkować przykładów, ot choćby tu po prawej w polecanych blogach ''Brevarium'' opisuje jeden taki, masakra. Zarazem znam agnostyków czy ludzi wciągniętych w dalekowschodnie praktyki o prawicowych poglądach, którzy głosowali na PiS, jak wiadomo jeden jogin otwarcie też poparł Brauna... Popytywałem osoby siedzące w tym środowisku i z tego co mówią pod tym względem nie można mu nic zarzucić więc chyba facet ma szczere intencje. W każdym razie obserwując z rosnącym niesmakiem proces - ja bym to dosadniej niz Fox określił - spedalenia współczesnego chrystianizmu, otwartego jak nogi dziwki kościoła, który łasi się żałośnie do Pana tego świata i chce być już tylko ''fajny'' a zwłaszcza wypowiedzi obecnego papieża, które uprawdopodabniają pogłoski o zamachu stanu w Watykanie jaki rzekomo miano dokonać by osadzić tego farmazona na papieskim tronie, zaczyna nachodzić mnie niewesoła refleksja czy aby warto trzymać się tej nabierającej gwałtownie wody szalupy... I o ile na płaszczyźnie wewnętrznej perspektywa ta niespecjalnie mnie niepokoi skoro dysponuję sensowną jak sądzę alternatywą to juz niestety w wymiarze społecznym nie widzę jej, za to w miejsce próżni jaka tu nastała obserwuję z jednej podnoszący coraz bardziej łeb chamski materializm i pazerną dzikość kiełznaną dotąd przez choćby i obłudną religijność a z drugiej ekspansję nowoczesnych zabobonów, wróżów Maciejów itp. parapsychologicznej hochsztaplerki bo natura szczególnie duchowa nie znosi próżni, tak więc zamiast mszy będą horoskopy i stawianie tarota [ tyle że jest czego żałować skoro dziś przy ołtarzu straszą wyjce z gitarami i nieszczęsna ''b-arka'' ? ].
UsuńPrzejrzałem komentarze i dostrzegłem możliwość pewnego nieporozumienia stąd chciałbym uściślić : epizod czarnej rozpaczy jaki zaliczyłem nie był efektem moich gnostycznych odlotów lecz to one właśnie były jego skutkiem, nie będę zresztą ukrywał iż lektura pism Ciorana czy słuchanie Diamandy Galas przynosiły mi do pewnego stopnia paradoksalną ulgę, swoiste katharsis, na pewno był w tym zdrowy instynkt nie unikania konfrontacji z cierpieniem bo tzw. ''pozytywne myślenie'', wypieranie wewnętrznego bólu to prosta droga do samobója albo zostania psychopatycznym mordercą, niestety w którymś momencie zaczęło się to przekształcać w spekulacyjny eonowy odjeb, na szczęście starczyło mi na tyle siły by przeciąć wrzód sposobem na Olka Macedońskiego. Reszta jak wyżej.
Usuń@Teodor
Usuń- nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że niemal dosłownie powtórzyłeś zarzuty protestanckich sekciarzy pod adresem ''bałwochwalstwa'' papistów - ten zabobonny kult świętych obrazów, jakieś szamańskie rytuały odstawiane nad spróchniałymi kościami, cudowne medaliki zajeżdżające okultyzmem, Matka Boska z Dzieciątkiem na ręku jako żywo przypominająca Izydę z małym Ozyrysem... Ponieważ nie mam zrytego ćpaniem łba jak Tomasz Piątek w żaden sposób mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, cenię w katolicyźmie to co pogańskie zarówno wysokie - łacińskie jak i czerpiące z lokalnego folkloru, ta metoda inkulturacji o ileż bardziej jest rozsądna od nieludzkiego kalwińskiego puryzmu [ niby luteranizm nieco inny jak ktoś tu kiedyś perorował i więcej z rozbuchanej obrzędowości zachował, cóż z tego jednak skoro to on pierwszy przemienił chrystianizm w nudny państwowy kult a kapłana w urzędnika, jakiegoś koszmarnego biurokratę ducha, tak w Niemczech jak zwłaszcza Skandynawii, tamtejsze obecne masowe spierdolenie jest w dużym stopniu tego pokłosiem ].
1. W świecie zachodnim chrześcijaństwo zastąpi prawdopodobnie (już ma to miejsce w różnym stopniu) islam, buddyzm (i inne daleko-wschodnie wierzenia), judaizm, synkretyzm, neo/pogaństwo (np. w europie wschodniej) i jakieś dziwaczne różne mambo jambo.
Usuń2. Islam powstał jako alternatywa (i następca) wobec chrześcijaństwa z którego się wywodzi, dla semitów-Izmaelitów. Łatwość przyjęcia, proste metody i brutalność nie wynikały tylko z trudnych czasów w jakich powstał ale też i okoliczności. Musiał być łatwy do przyjęcia dla prostych ludów by zdobyć popularność ale też zarazem surowy by zjednoczyć i utrzymać pod wspólną wiarą i władzą różne skonfliktowane ze sobą dzikie plemiona/rody etc. mające swoje lokalne
tradycje/zwyczaje/wierzenia/patologie i walczące ze sobą o byle co.
3. Co do biurokracji w Buddyzmie to wywodzi się ona raczej bezpośrednio z Hinduizmu niż Islamu, acz z tego ostatniego też możliwe, że coś przeszło choć bez przesady.
4. Chrześcijaństwo się zepsuło nie teraz ale już prawie u swoich podstaw gdy pojawiały się sekty gnostycko-monastyczne-pogańskie (taki Hinduizm) z których to dziadowskie pomysły się wylewały, i choć uznano je najpierw za herezje (i zwalczano!) to później poprzez różne metody (propaganda, dezinformacja, manipulacja różnie można to nazywać) sukcesywnie się to przeniosło i stało się oficjalną podstawą naukowo-teologiczną kościoła i zakonów i następnie powstałych różnych odłamów: jak prawosławie, greko-katolicyzm, luteranizm itd. Takie były ukryte (ale skuteczne) początki "feminizowania i dżenderowania" chrześcijaństwa.
5. Co do Luteranizmu i Kalwinizmu to oba to homo-sadystyczne produkty gnostyckie - obaj dranie byli homoseksualistami (Kalwin też sado-maso). Marcin Luter (który był dodatkowo anty-słowiański) miał związki z różokrzyżowcami a Kalwin w swoim państewku stosował anty-materialny terror typowy dla gnostyckich/monastycznych sekt.
6. To samo co wyżej tyczy się Hinduizmu więc normalne, że systemowe-ideowe patologie tego systemu wierzeń przeszył w dużym stopniu na Buddyzm. Niestety ale w praktyce wszystkie znane i duże religie na świecie pełne są tego syfu:(, nie tylko wszystkie religie Abrahamowe (w tym voodoo) ale też Taoizm, Hinduizm, Szamanizm (w różnych odmianach lokalnych), pseudo-poganizm, szatanizm, gnostyckie-sekty ala Alister C. i spółka z piekła rodem, Buddyzm a ostatnio w praktyce (choć anty-religijny to jednak stanowiący w sobie połączenie ideologii+fanatyczności i dogmatyczności sekciarskiej) ateizm i demo-libertynizm. Szansę ma na popularność w przyszłości transhumanizm (będący odpowiedzią na problemy ideowo-wyznaniowe tego wątku jak i ekonomiczno-polityczne poprzedniego), ale w tym zamyśle jest spora łyżka trucizny gdyż ideologia ta się rozwija najszybciej wśród różnych feministek, dżenderystów, postmodernistów-relatywistów, pseudo-artystów-czubków, i innych dziwaków, więc jest w niej więcej (niestety) punka (śmieci) niż cyber(techniki).
Jak widać próbują zepsuć dalej świat i możliwości na lepszy życie.
- Co do Hinduizmu i jego pokrewnych sekt i wierzeń to jest to zbiór skrajnego: sado-masochizmu, pederastii, homoseksualizmu, kanibalizmu, debilizmu, demonizmu, zoo-fili (częściowo), niewolnictwa (du"p"chowego jak i fizycznego), religijnej biurokracji, prostytucji, narkomanii a nawet morderstw.
Światu potrzeba pilnie nowa skuteczna (makiawelistyczna) sprawiedliwa heteroseksualna ideologia-filozofia-religia, łącząca to co najlepsze w dawnych systemach ale wolna od ich wad.
Odkrywca
@ Kamil Tumulec
UsuńCzytając o demonicznych manifestacjach związanych z buddyjskimi hardkorowymi praktykami, warto pamiętać, że katoliccy święci też doświadczali takich manifestacji. Św. Ojciec Pio miał być fizycznie bity przez Szatana. Podobnie dręczony był św. Jan Bosko. Czyżby więc wchodzili oni na pewne duchowe pole minowe mimo ich 200 proc. katolickiej ortodoksji?
@fox
UsuńDlatego wnioski z tego takie, że postawa skrajnie materialistyczna, odrzucająca istnienie niematerialnych form życia jest na dłuższą metę nie do obrony. Dwie wielkie rodziny religii: abrahamiczne i dharmiczne mają realne doświadczenia manifestacji istot nadprzyrodzonych o charakterze osobowym, jednoznacznie złym albo dobrym.
Jest jednak różnica między świętymi chrześcijańskimi a tantrykami. Święci wchodzili niedobrowolnie w kontakt z istotami demonicznymi na zasadzie dopustu, a tantrycy świadomie i dobrowolnie, na drodze ezoterycznych praktyk.
Sprawa z Dordże Szugdenem to dobitny przykład jak te praktyki wyglądają i "kto" jest ich adresatem. Dopóki zakładano, że Dordże Szugden to "zwykły", "dobry, choć gniewnie manifestujący", "duszek" Dharmapala, to postronny obserwator np. jakiś białas, całkiem z zewnątrz mógł ten, (jak i inne kulty lokalnych Dharmapalów) uważać za folklor i cepelię. W końcu nic się nie działo. Dharmapali składano ofiary, palono kadzidła, stosowano praktyki wizualizacyjne z jidamami z jego postacią, ale... coś się ....coś się popsuło.....i Dordże Szugden pokazał swoją prawdziwą twarz. Pytanie brzmi czy Dordże Szugden jest rodzynkiem w cieście ekipy Dharmapalów (oraz innych klas istot duchowych, jakim się tam oddaje cześć) czy może jako jedyny dotychczas wysprzęglił się odnośnie swojej prawdziwej natury, sprowokowany podczas rytuału?
Próby egzorcyzmowania Szugdena trwają już od czasów V Dalajlamy, czyli od XVIII wieku. Jak na razie bezskutecznie.
@Chehelmut
Usuń1. Śankara był raczej katalizatorem przemian, niż Wielkim Wajchowym zwracającym ludowi wiarę w tombakowe bożki, ze zrozumieniem jakie to dla nich istotne w latach ateistycznej buddyjskiej posuchy. To dość popularna opinia, ale jego wkład w ludowe tradycje typu bhakti był raczej mały (kilka hymnów do Śiwy). Hinduizm ludyczny (dewocyjne bhakti) jaki znamy dziś, zaczął się formować przed Śankarą, a zakończył (w sensie podbudowy filozoficznej) długo, długo po nim, bo dopiero za Wielkich Mogołów w połowie XVI wieku, kiedy uformowala się ostatnia wisznuicka sampradaya - Gaudiya. Ten bhakti-moheryzm hulał sobie tam zawsze żyjąc zupelnie odrębnym życiem. Ale nie za te hymny go cenią. Lecz za to, że w ciągu swojego krótkiego życia, przywrócił znów szersze znaczenie wedyjskim spekulacjom wokół Atmana i Brahmana, napisał wiele komentarzy do Upaniszad, Brahmasutr. Skodyfikował ostatecznie Advaita Vedantę, której elementy pobrał od swojego mistrza Govindapady i mistrza-mistrza Gaudapady. Zwłaszcza Gaudapada jest po macoszemu traktowany i cały RiGCZ spływa na Śankarę. To właśnie Gaudapada napisał pierwszy najważniejszy komentarz do Upaniszady Mandukya, w którym rozkminiał jej bełkotliwy tekst dotyczący świętej sylaby OM. 4 stanów świadomości i natury Atmana. Ta upaniszada jest traktowana jako jedna z najważniejszych teoretycznych podstaw do praktyk w śiwaickiej sampradayi. Najważniejszym osiągnięciem Śankary (oprócz kodyfikacji Advaity) jest powołanie do życia zakonu wzorowanego nieco na buddystach. Przetrwali do dziś, choć przez wieki ta sampradaya zdążyła się podzielić na kilka odłamów.
2. Coś chyba, źle mnie przeczytałeś. Nie twierdzę, że nie stawiano oporu najazdom muzułmańskim. Świeccy bronili swoich domów. Jak zawsze w takiej sytuacji. Chodziło mi o ruchy mnichów, po obaleniu ich politycznych patronów. Mnisi po zniszczeniu Nalandy i sieci klasztornej w dolinie Gangesu uciekali z nizin w góry i tam odtwarzali sanghi w jaskiniach. Te prowizoryczne kryjówki niczym się nie odróżniały od istniejących już tam aśramów joginów i tantryków. Buddyści mieli jednak inną strukturę organizacyjną, reguły Vinayi Pitaki. Jogini i tantrycy (śiwaici kaszmirscy) siedzieli w aśramach na zasadach guru+uczeń (kilku uczniów). A skoro mieszkali w pobliżu to czasem chodzi po szklankę cukru i uczyli się od siebie różnych tantr. Tak doszło do daleko idącej syntezy na poziomie praktyki, bo teoretyczne pitu-pitu mieli odrębne (ale wbrew pozorom nie tak bardzo, bo po Śankarze, Advaita i późna Mahajana szły po tych samych koleinach prawie do samego doktrynalnego końca, jednym się kończyło na Śunjacie, a drugim na Atmanie). Pisałem o inwazji muzułmańskiej w dolinie Gangesu. Owszem byli wśród uczniów w Nalandzie adepci z Tybetu, ale Nalanda leży w dzisiejszym stanie Bihar, a tak to ująłeś jakby była w Tybecie. Walki Tybetańczyków z Chińczykami to inna bajka. Tybet był zamknięty dla obcych od początku. Tępili każdego kto się pojawił z zewnątrz. Wyhodowali sobie rasę mastifów, psów bydlaków do zabijania intruzów i ochrony stad. Mieli niezłą kawalerię.
3. Theravada - solidny pomnik możliwości ludzkiego umysłu spekulacyjnego. Poznawałem ją na końcu. Zacząłem od Tybetu, przez poczet jego duchowych liderów jakie zamieszczali w Nieznanym Świecie pod koniec lat 90-tych. W międzyczasie, krótki flirt z ZEN, ale to było tak absurdalne i teatralne, że aż pretensjonalne. Tylko południowa Stara Veda. (No i oczywiście tylko teoretycznie, do zabawy)
Dzięki za informacje - szczerze mówiąc nigdy specjalnie nie wgryzałem się tak głęboko w te kwestie, jak napisałem spekulacje mi raczej nie były w głowie, gdy podejmowałem pewne zasadnicze decyzje co do wyboru ścieżki egzystencjalnej, że tak to pretensjonalnie określę z braku lepszego słowa : dla mnie buddyzm to Cztery Szlachetne Prawdy, prawo Karmana i praktyka przede wszystkim, umiarkowana oj i to bardzo bo jak mówię nie zamierzam kreować się na jakowegoś ascetę, choć w przeciwieństwie do wielu buddyjskich hipokrytów jakich zatrzęsienie nad Wisłą nie można powiedzieć, że tylko o tym gadam albo też należę do zwykłych perwersów dla których pierdzenie na macie w kucki z godzinkę mrucząc coś przy tym kretyńsko pod nosem stanowi jedynie pretekst do miłych spotkań towarzyskich a jak się uda wydupcenia jakiejś egzaltowanej cipci. Dlatego szerokim łukiem omijam środowisko polskich buddystów bo jak dla mnie stanowią oni bandę hipokrytów, erotomanów i głupich cip - wiem, że krzywdzę w ten sposób wiele osób, ale znajduję wiele dowodów, że tak gremialnie właśnie jest a przynajmniej będzie dopóki emblematyczne postacie stanowić będą tu tacy osobnicy jak Wojtuś Eichelberger czy Kinior [ zwłaszcza z tym ostatnim mam na pieńku bo nasz ci on, z podkieleckiej wsi ale to już na inną okazję może ]. ZEN to kompletna porażka, to jakby poznawać chrześcijaństwo od zielonoświątkowców czy inszych zasrańców tańczących w amoku z wężami, tragedia polega na tym, że zwykle do takowych praktyk lgną ludzie zagubieni z rozchwianym ego, każdy poważny mistrz zdaje sobie sprawę że aby je ''zniszczyć'' należy wpierw paradoksalnie maksymalnie ja ''utwardzić'' poprzez medytacyjne skupienie itp., jest to jakby konieczny próg do przekroczenia, by wstąpić na ''wyższy poziom'', aby już trzymać się z braku lepszych określeń tej zalatującej kiczem retoryki, musisz czuć pod stopami mocną podstawę, tymczasem te pajace każą w imię wyzwolenia ''absolutnej spontaniczności'' rozwalić je do końca już na wstępie więc to ich należałoby lać po tępych łbach wołając ''MU !'' Nie ma dla mnie nic gorszego jak celebracja obłędu, otarłem się ledwie o to i trauma pozostanie mi pewnie do końca dni moich, jeśli ktoś widzi w tym coś atrakcyjnego i niezdrowo się podnieca zwyczajnie jest durny i powinien stulić dziób.
UsuńCzemu narzekasz na zielonoświątkowców?
UsuńOdkrywca
@Kamil T
OdpowiedzUsuńAbsolutnie sie zgadzam co do buddyzmu i jemu podobnych.Kiedys sie troche wgryzlem w ten temat(choc moze nie tak gleboko jak Ty)i moja opinia jest taka-czesc to cepelia ale reszta to CIEMNA STRONA NOCY.Bardzo ciemna gdzie prawdopodobnie na wyzszych lewelach praktykujacy chyba juz nie do konca sa ludzmi.
Piotr34
To co piszesz dowodzi czegoś przeciwnego, to tak jakby z kuszenia św. Antoniego wnioskować o demonicznym charakterze samego chrystianizmu. Radzę wgryźć się nieco głębiej, nikt nie mówi o nawracaniu, wystarczy oddać sprawiedliwość temu co się odrzuca by uczciwie je osądzić, bo niestety ta wypowiedź zajeżdża mi frondelkowym badziewem, parakatolicką ''Strażnicą'' w typie ''demoniczne uwiedzenie przez feng shui''.
Usuń"prawdopodobnie na wyzszych lewelach praktykujacy chyba juz nie do konca sa ludzmi." - a kim są? Arancarami?
Usuń@Chehelmut
Usuń"Wgryz sie glebiej"-juz probowalem i dzieki ale jeszcze nie zwariwoalem-po tym co zobaczylem na wlasne oczy zamierzam unikac tego gowna jak tylko sie da.
@fox
"Arancarami"
Nie wiem i wole tego nie ruszac.Moze za pare stuleci wraz z rozwojem nauki okaze sie ze moja ostroznosc byla nadmierna i wszystko to daje sie wyjansic i kontrolwoac NAUKOWO.Poki co jednak jak juz napislem poprobowalme tego troche i dzieki ale czulem sie jak neandertalczyk majstrujacy przy glowicy atomowej albo robak na drodze walca drogowego wiec wole zachowac ostroznosc.Nie mysl ze bedziesz to odczuwal lepiej,prwadopodobnie znacznie gorzej(ja mialem pewne...przygotowanie ze sie tak wyraze).Reasumujac-zostan z dala od tego badziewia(no chyba ze masz zamiar zostac warzywem).
Piotr34
@piotr34
UsuńOni pozostają ludźmi do końca. Pytanie na ile do końca pozostają sobą? (W znaczeniu niezależnego "ja"). Mogą pojawić się zdolności paranormalne tzw. siddhi. Pytanie o źródło tych siddhi. Na pewno sami go nie generują. Rola przekaźnika/dzbanka/nocnika Mocy jest tak atrakcyjna? Zwłaszcza jeśli nie znamy rzeczywistego źródła tej Mocy? Może to kosmos, jak wielu z nich mówi? ....a może nie
Cóż Fox jest masochistą więc raczej go tym nie wystraszysz, może zachęcisz...
UsuńZresztą oprócz chęci zdobycia tajemnej wiedzy, mocy, potęgi, różnie dziwacy zarówno młodzi jak i starzy i bogaci zajmują się taką tematyką właśnie dla emocji, skrajnych przeżyć - zarówno tych dobrych (spokój ducha, empatia itp) jak tych nie ciekawych, są to po prostu osoby rządne wrażeń i często w dodatku skrajnych (na zasadzie czym gorsze tym lepsze) - przy okazji "wzmacniając efekty" alkoholem i psychodelikami.
Mam takie 2 pytania:
Czemu Joga jest niby szkodliwa i nie pomaga na odchudzanie, poprawę nastroju, zdrowia czy kobiecą potencję? - Pytam się bo tak jest wszędzie reklamowana jako sposób na te i wiele innych problemów podobnie jak medytacja. -
Skoro Buddyzm jest też zmilitaryzowany i niebezpieczny, to czemu przejście na niby pacyfistyczny Buddyzm miało osłabić (zmienić ich dziką naturę na pokojową i defetystyczną) imperium Mongolskie tak, że upadło? Tym bardziej skoro w Tybecie czy w słynnym klasztorze Szaolin Buddyści byli bardzo wojowniczy. w szczególności ten ostatni przykład jest przykładem paradoksu patrzenia zachodniego świata na Buddystów gdyż jest powszechnie znany ze swych super-duper sztuk walki i magicznej siły a równocześnie przedstawia się Buddystów jako największych na świecie pacyfistów - typu dobrotliwy, litościwy dalajlama - którzy oddaliby poszliby na śmierć (w obliczu wroga) bez próby obrony.
Odkrywca
@ Odkrywca
UsuńA skąd przeświadczenie, że niby jakoby rzekomo jestem masochistą?
@Odkrywca
Usuń1. Produkt rynkowy "Joga" sprzedawany na Zachodzie głównie kobietom (w wersji leming wielkomiejski) jest szkodliwy przede wszystkim dla portfela, oraz jedyne co odchudza to tenże portfel i żeby to zrozumieć nie ma potrzeby zbytniego odwoływania się się do filozofii Wschodu. To, co tak namiętnie praktykują prosiaczki rozciągające się na matach 2x w tygodniu za 100PLN (cena z 2008, nie wiem jak teraz), przy dźwiękach "muzyki relaksacyjnej" typu fletnia pana, to jest mocno okrojona hatha-joga, jeśli w ogóle cwaniara prowadząca, cokolwiek się na tym zna. Jak mawiał jeden z Ojców III RP "na biedzie i głupocie można najwięcej zarobić", a na tym można zarobić sporo i wcale się nie narobić, w przeciwieństwie do np. aerobiku, gdzie pani master-fitness jednak musi się trochę spocić razem z klubowiczkami. Tutaj nie musi. "Joga" nie odchudza, bo odchudzanie nie polega na rozciąganiu stawów, tylko na ograniczaniu jedzenia przy podkręceniu metabolizmu za pomocą siłowego treningu interwałowego. Tak samo bieganie nie odchudza, chyba że truchcik przeplatany jest sprintem w interwałach.
Pytanie brzmi, na ile "Joga" z ogłoszenia na słupie, czy gablocie akademika, ma związek z Hatha-jogą, jak ścisły jest ten związek, jakie asany się praktykuje? Hatha-joga wywodziła się ze zwykłej gimnastyki, praktykowanej przez joginów w przerwach między sesjami medytacyjnymi, które trwały nawet kilkadziesiąt godzin. Potem wraz z rozwojem praktyk tantrycznych, Hatha zaczęła przybierać ezoteryczny charakter, zwłaszcza wśród śiwaickiej Natha sampradayi założonej przez Matsyendranatha i jego ucznia Gorakhnatha. (sekta była heterodoksyjna, zlewała Wedy i jej celem były siddhi same w sobie !! bardzo niefajna poszlaka)
Oficjalnie hatha-joga jest składową "ścieżką" szerokiej rodziny praktyk jogicznych, które bazują na filozofii o tej samej nazwie i dlatego pojawia się wiele nieporozumień językowych. Joga-system filozoficzny to jeden z 6 systemów uznających autorytet Wed. Adept (jogin, jogini) zmierza do urzeczywistnienia tożsamości Atmana z Brahmanem, poprzez jogiczne techniki, najczęściej medytacyjne (radża-joga), tantryczne (kundalini-joga), bądź dewocyjne (bhakti-joga). Jest cała masa odmian jogi rozumianej jako technika urzeczywistnienia celów wyłożonych w jodze-filozofii, ale te trzy są częściej spotykane, poza tym są bardzo często łączone, a jedna dominująca w praktyce "ścieżka" podbudowana jest "ścieżkami", które mają wobec niej komplementarny charakter. Można być np. bhakti-joginem wspomagającym się hatha-jogą.
To co niepokoi speców od "zagrożeń duchowych" to kwestia mixowania hatha-jogi z tantryczną kundalini-jogą. Tak naprawdę to dwie ścieżki już się dość mocno zlały ze sobą przez wieki. Rozprzestrzenił się pogląd, że niektóre asany hatha-jogi mogą być wspomagaczami dla tantrycznych praktyk kundalini-joginów, którzy pracują nad otwarciem czakramów w ciele, w celu uwolnienia energii Kundalini. Jednakże te tantryczne praktyki mają charakter medytacyjny (medytacja jednopunktowa na wybranym czakramie), a nie fizyczny jak ćwiczenia hathy.
Osobiście nie wierzę by fizyczne ćwiczenia hatha-jogi (te rzekomo o tantrycznym charakterze) mogły dać ten sam efekt co zaawansowane praktyki medytacyjne tantrycznej kundalini-jogi, ale jej rodowód wywodzący się od śiwaickiej sampradayi Natha z pogranicza indyjsko-nepalskiego i orientacyjny czas powstania VIII-XVI wiek, sprawia, że jednak zapala się ostrzegawcze żółte światełko. W 999 na 1000 przypadków "zagrożenie" jest "tekielistyczną nadinterpretacją", ale pozostaje ten jeden w którym prosiaczek z materaca wędruje do księgarni z "książkami otwierającymi umysł", kupuje "podręczniki" i bierze się za przerabianie kundalini-jogi w wolne soboty w domu. Dolegliwości natury duchowej jakie pojawiają się po praktyce "Jogi" (z ogłoszenia na słupie) to raczej efekt rozczarowania po schudnięciu portfela a nie ciała, jak było to obiecane.
@Odkrywca
Usuń2. Powiązania buddyzmu z przymiotnikiem militarny to chyba jakieś pokłosie "filmów karate" na VHS z lat 70-90. Wschodnie sztuki walki (chińskie, japońskie, okinawskie) mają pewien ezoteryczny aspekt związany z pojęcie energii Qi (ki, chi), to jest pojęcie z chińskiego taoizmu, takie coś jak Moc w Gwiezdnych Wojnach, przenikająca wszechświat, ale nie ma nic wspólnego z TRUE buddyzmem. Recepcję buddyzmu w Chinach (i wszystkie związane z tym kwestie jak np. celowe, niedokładne tłumaczenia sutr, oraz mix z taoizmem i konfucjanizmem) opisał dobrze Nakamura w "Systemach myślenia ludów Wschodu", w rozdziale II. Ta mieszanka trafiła potem przez Koreę do Japonii, na Okinawę. W Shaolin powstały medytacyjne ćwiczenia ruchowe, jako wspomagacze do praktyk statycznych (na siedząco), ale pogląd, że mnisi wpatrywali się przez wieki w modliszki i czaple by stworzyć śmiercionośny styl walki, aby jednym kopniakiem urwać komuś głowę nadal trzyma się mocno. Owszem, tworzyli oddziały wojskowe, tak jak niektóre klasztory japońskie z okresu Sengoku i posługiwali się jak najbardziej bronią białą, nie tylko gołymi rękami jak chce tego rozbudowania od XVIII wieku legenda.
>>Skoro Buddyzm jest też zmilitaryzowany i niebezpieczny, to czemu przejście na niby pacyfistyczny Buddyzm miało osłabić (zmienić ich dziką naturę na pokojową i defetystyczną) imperium Mongolskie tak, że upadło?<< Skąd takie tezy? Imperium Mongolskie sie rozpadło bo było zbudowane na turańskich zasadach cywilizacji Wielkiego Stepu. Kubilaj Chan, syn Tołuja, wnuk Dżyngis Chana był wyznawcą buddyzmu tybetańskiego (BT) i jak podbił Chiny, oglosił się cesarzem, zapoczątkowując nową dynastę Yuan to BT stal się religią państwową Chin, koegzystując z CHAN. Mongolia była krajem trybutarnym Yuanów. Mongołowie na krótko wrócili do szamanizmu (podobnego do Jungdrung Bön) ale potem znów zaczęli wyznawać BT, jak potomek Kubilaj Chana - Ałtan Chan, wódz zachodniej ordy Tumedów nawiązał kontakty z Gelugpami, a dokładnie z lamą Sonamem Gyatso jednym z najważniejszych inkarnujących lamów tradycji Gelug. Korzyść była obustronna bo Sonam Gyatso otrzymał od Ałtan Chana tytuł Dalajlamy (Dalaj do mongolskie słowo - ocean) i zyskał politycznego patrona w rozgrywkach w Tybecie. Sonam Gyatso jest uważany jednak za III Dalajlamę bo jego dwóm poprzednim inkarnacjom nadano ten tytuł pośmiertnie, ale de facto jest pierwszym, który się tym tytułem posługiwał. Natomiast Ałtan Chan zyskał kadry religijne do przeprowadzenia revivalu BT na swoich ziemiach, żeby ten ludek ujednolicić religijnie i przez to bardziej zintegrować. Marzyła mu się odbudowa wielkiego imperium. Nie zrealizował tego, ale nowej (ostatniej etnicznie chińskiej) dynastii Ming (jak nastała po mongolskich-Yuanach) dawał się bardzo mocno we znaki, przeprowadzając 4 inwazje za mur. On bezcześcił Mingów jak sądowe kurwy Stonogę.
Nie wiem skąd pomysły, że BT spedalił Mongołów. Ale nie należy też wyciągać z tego wniosku, ze ich jakoś specjalnie nakręcił do tego. Oni zawsze tacy byli. Analogicznie Japończycy. Taki sposób myślenia to chyba jakaś czkawka po chrystianofobie Gibbonie, który w rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwie upatrywał głównej przyczyny upadku Imperium Zachodnio-rzymskiego.
Forma ekspresji religijnej jest zależna od mentalności społeczeństwa jakie daną religię przyjmuje, a nie od samej religii. Jak BT, czy CHAN, albo w japońskiej wersji ZEN nakładał się na militarne ciągoty będące składową mentalności narodowej to przybierał takie trochę agresywne aspekty jak mnisi-wojownicy, tak jak religijność w PL, czy krajach latynoskich różni się od ekspresji religijnej w krajach germańskich. W Chinach militaryzm kłócił się z ideą Niebiańskiego Spokoju.
Do @foxmulder
UsuńTo przeświadczenie wzięło się z powodów treści serii snów, i w ich stylu podobnych wstawek.
Mam też do Ciebie parę pytań:
1. Nie pisałbym, że Ariowie podbili Iran z 2 powodów: po 1. Jeśli się z tych terenów Indo-Irańskich wywodzili i później z nich do Europy przybyli to bez sensu byłoby pisać, że podbili swoją ojczyznę, jednak po 2 jeżeli przybyli (odwrotnie) z nad Kaukazu do Sumeru-Babilonii i Indii to wtedy Iran się jeszcze nie nazywał Iran/Persja, a dopiero najeźdźcy Aryjscy go tak nazwali Iran-od Ariów, a Persja od to jednego z plemion Aryjskich-Persów.
2. Jesteś zwolennikiem tezy według której Sumerowie wywodzą się wprost z Drawidów?
3. Jak ocenisz (wstępnie) nowe z archiwum X- aż dziw, że do tej pory o tym nie wspomniałeś?
Odkrywca
@Odkrywca - Ireneusz Kania, buddolog i tłumacz min. ''Tybetańskiej Księgi Umarłych'' [ z oryginału ! ] podkreślał różnicę między mnichami a bonkami czyli ichnią szamanerką - dla tych ostatnich wszystkie te ''zdolności nadprzyrodzone'' nabywane drogą praktyki medytacyjnej były celem samym w sobie, narzędziem spotęgowania swej mocy faktycznie zalatującym tanim demonizmem 3-go stopnia gdy dla tych pierwszych jedynie jej skutkiem ubocznym mogącym stanowić istotną przeszkodę w osiągnięciu głównego celu jakim było przezwyciężenie ego [ i to właśnie oznacza jego ''zniszczenie'' a nie jakiś samobój ] bo wzmacniającym pokusę pychy, przynajmniej w teorii bo w praktyce różnie bywało : jedne klasztory były ośrodkami świątobliwego oświecenia a inne gniazdami rozbójników, pełnymi wszelkiego łajdactwa i perwery, tak jak i u chrześcijan. Jak słusznie wytłumaczył ci Kamil to raczej kwestia charakteru narodowego a nie przyjęcia takiej lub innej religii, która może co najwyżej wzmacniać lub osłabiać pewne przyrodzone im cechy, świetnie pokazał to Michał Lubina na przykładzie gigantycznej różnicy między dwoma wyznającymi buddyzm narodami, Birmańczyków a Tajów ;
Usuńhttp://www.polska-azja.pl/2015/05/04/m-lubina-przeklenstwo-birmy/
Fox masochistą ? Jeśli już posądzałbym go raczej o pewne umiarkowanie sadystyczne skłonności... ale co ja się będę grzebał w czyjejś psychice, mam dość zmartwienia z uprzątnięciem własnego śmietnika i radzę innym takoż pilnować każdy swojego.
Usuń@Kamil T. - jestem pod wrażeniem, imponująca wiedza [ w przeciwieństwie co do poniektórych potrafię to docenić:) ]
Usuń@ Odkrywca
Usuń"Nie pisałbym, że Ariowie podbili Iran z 2 powodów" - a jak wobec tego nazwać ową krainę nie używając określenia Persja lub Iran? Zastosować określenie podbili tereny cywilizacji X, wyżynę Y lub pustynię Z? Zastosowałem współczesne określenie tej krainy, bo jest ono powszechnie zrozumiałe.
Osobiście uważam, że Ariowie wyszli z Xinjangu - na tych terenach przeżyli Potop. Ale mogę oczywiście się mylić.
"Jesteś zwolennikiem tezy według której Sumerowie wywodzą się wprost z Drawidów? " - nie. Sumerowie to lud semicki. Wiemy to zarówno z takich źródeł jak Księga Rodzaju, czy sumeryjskie zabytki językowe.
"Jak ocenisz (wstępnie) nowe z archiwum X- aż dziw, że do tej pory o tym nie wspomniałeś?" - nie mam kanału FOX na kablówce a nie miałem czasu ostatnio, by w necie poszukać.
Można by nazwać tą krainę, Mezopotamią, Sumeru Babilonią, a nawet Indiami zachodnimi - spotkałem się z takim określeniem na tą historyczną krainę - określenie ma dotyczyć tej-przed-aryjskiej cywilizacji/imperium która miała się rozpaść (niczym Rzym) na zachodnią (Sumer/późniejsza Persja) i wschodnią część (Indie, późniejsze Chiny).
UsuńOdkrywca
@Kamil T
OdpowiedzUsuń"...oraz smród o składowych gówna-migdałów-formaliny o niemożliwej do ustalenia lokalizacji", pierwszy raz przeczytałem u Ciebie, ale pare razy przeżyłem, możesz podesłać jakieś tytuły do czytania na ten temat, byłbym wdzięczny.
Jestem katolem, na pewno się nie "zsektuję". Dzięuję Wam, Fox i Kamil resztę pozdrawiam.
Julo
To jeden z typowych objawów manifestacji demonicznych. Poszukaj w literaturze dotyczącej rozpoznawania wstępnego przed podjęciem decyzji o egzorcyzmach. Jeśli masz na myśli konkrety związane z tantrą, to takie rzeczy omawia się na zamkniętych subforach "branżowych". Jakby to powiedzieć, to taka wymiana doświadczeń związana z praktykami robionymi na jidamach. To są praktyki mediumiczne, wizualizacyjne. Na cholerę Ci to? Goście omawiają swoje schizy, tripy i haluny posługując się hermetycznym językiem.
UsuńKończę wypowiadanie się w tym temacie. Proszę mnie więcej o nic nie pytać. Ta tematyka to nie jest pitu-pitu. To może poważnie zaboleć. Poza tym tydzień roboczy mi się zaczyna. Nara!
OdpowiedzUsuńBez histerii, nikt tu nie wyjeżdża z masońskim pismem krzyżowym itp. badziewem, poza tym już po ptokach, obudź się stary, dzisiaj to jest pop, w tv i na necie masz zatrzęsienie spierdoleńców płci obojga i wszelkich ras intonujących wycia do Thelemy etc. Będzie, że propsuję ale przecież i tak jest tego w ch...olerę jak powiadam więc na dowód, że nie mam demonicznych omamów pierwsze z brzegu przykłady :
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=7qRGf9oKalk
https://www.youtube.com/watch?v=Q9AE9f6yQMc
Na deser Bafomet party :
https://www.youtube.com/watch?v=dDaRqcpTeGg
- dlatego strasznie śmieszą mnie te lamerskie podśmiechujki z ''teorii spiskowych'', ''konspiracjonizmu'', oszołomstwa i paranoi niegodnych ''ludzi na poziomie'' czyli dupków zazwyczaj, gdy tymczasem dziś satanerka nawet nie kryje się a wręcz ostentacyjnie obnosi z kultem Lucypera.
Kamilu, mnie osobiście ciekawi twoja opinia na temat medytacji. Mógłbyś coś skrobnąć w tej kwestii?
OdpowiedzUsuńPytanie jest tak nieprecyzyjne, że muszę się domyślać o co właściwie pytasz. Jest wiele technik medytacyjnych (przedmiotowe, bezprzedmiotowe, żeby nie używać hermetycznego języka), ale chyba nie o to chodzi. Czuję, że to raczej pytanie graniczne w stylu: "Czy katolik/chrześcijanin może?". Może, ale kiedyś będzie musiał się określić. Nie można siedzieć jednocześnie na dwóch krzesłach.
UsuńMedytacja jest związana z duchowością Wschodu. To technika skierowana do wewnątrz i od zawsze miała pomóc adeptowi w zrealizowaniu/doświadczeniu ostatecznej natury rzeczywistości w bieżącym życiu, by po fizycznej śmierci już się nie odrodzić. Dla buddysty celem jest urzeczywistnienie Śunjaty (pustki), a dla hinduisty urzeczywistnienie tożsamości jednostkowej duszy (Atmana) z uniwersalną duszą wszechświata (Brahmanem). Buddysta zrealizowany (ten, który w głębokich stanach medytacyjnych to urzeczywistnił, tzn dostąpił nirwany), przechodzi po śmierci fizycznej w stan parinirwany i już się nie odradza. Z hinduistą jest tak samo tylko on osiąga stan mokszy. Różnice w detalach, efekt ten sam - przerwanie kołowrotu wcieleń.
Zachodnie techniki duchowości (modlitwa) są skierowane na zewnątrz. Nie da się oddzielić metody od filozofii. Potworki typu "medytacja chrześcijańska" to jest jakiś absurd. Nieważne, że reklamują to np. mnisi benedyktyńscy. Oni zdaje się propagują medytację ZEN. To medytacja bezprzedmiotowa - shikantaza. Siedzenie w stanie podtrzymującym brak myślenia konceptualnego, jakiegokolwiek strumienia myśli. To jest w istocie pytanie "czy Zen może być chrześcijański?". Nie może. Dokładnie to wytłumaczył prof. Włodzimierz Wilowski z UAM, w swojej książce pod właśnie takim tytułem, wydanej w zeszłym roku. Książka dotyczy ZEN, ale śmiało można ekstrapolować nie tylko na buddyzm, ale i hinduizm, To jest prawdopodobnie najważniejsza książka jaka została napisana po polsku, która odnosi się do posoborowych przymiarek, do jakiś prób syntezy między chrześcijaństwem a religiami dharmicznymi. Wszelkie takie próby są skazane na niepowodzenie.
100% zgody w tej kwestii, nie cierpię synkretyzmu, grunt to klarowne sytuacje, dość już tego postmodernistycznego syfu i łajdaczenia się wszystkiego ze wszystkim co tylko wywołuje równie przesadny fanatyczny puryzm.
UsuńNo proszę, zrobił nam się niepostrzeżenie kącik małego egzorcysty... Faktycznie wywołałeś Fox demony:) [ być może tylko cybernetyków społecznych, enyłej ] Co się tyczy wątku paleoastronautyki ostatnio któryś raz już z rzędu natykam się na wypowiedzi gości powiązanych z takimi czy innymi służbami lub wprost agentów wywiadów, którzy snują teorematy o UFO czy wręcz utrzymują, że mieli kontakty III-go stopnia [ jednemu to ponoć nawet ciupcianie ubarwiło ], jak dla mnie płyną z tego zasadniczo trzy wnioski :
OdpowiedzUsuń1. albo w służbach zatrudniają autentyczne szury [ jupiii ! ]
2. albo też jest to metoda ordynarnej dezinformacji sposobem na Leo Taxila czy u nas FYM-a by obśmiać pewne tematy ew. rodzaj kodu pozwalający funkcjonariuszom bezpiecznie komunikować się w przestrzeni publicznej, cwaniacy dobrze wiedzą, że większość w obawie przed ośmieszeniem się spierniczy po czymś takim z automatu reszta zaś tumanów łyknie to dosłownie jak modelka kasztany w Dubaju oni zaś dzięki temu spokojnie będą mogli przekazywać treści dla wtajemniczonych
3. jest też możliwość iż ONI naprawdę tu są...
Rzecz jasna obstawiam opcję nr 2, w każdym razie co się tyczy podobnych klimatów i ''pioruna Indry'' skojarzyło mi się to jakoś z takową barwną postacią na którą natrafiłem badając wątki thelemicko-bezpieczniaczkie przy okazji ostatniego wpisu :
https://pl.wikipedia.org/wiki/John_Whiteside_Parsons
https://en.wikipedia.org/wiki/Jack_Parsons_(rocket_engineer)
Mówiąc zaś już całkiem serio - treść niniejszego posta koresponduje mi nieco z niedawną prelekcją Jacka Bartyzela [ jakby to dziwnie nie zabrzmiało ] na temat myśli politycznej Dmowskiego na tle innych nacjonalizmów, bynajmniej tylko europejskich, konkretnie zaś z fragmentem gdzie opisuje wstrząsające wrażenie jakie na Romku wywarło zderzenie z japońskim szowinizmem po którym jak wspominał dopiero pojął czym jest prawdziwy nacjonalizm. Radykalnie zmieniło to jego podejście do zagadnienia narodowego, które dotąd postrzegał na sposób europejski, mocno wyrozumowany, polegający na założeniu iż określenie się narodowe jest aktem świadomej woli, pojęciu iż przynależę do takiej lub innej wspólnoty i dzielę jej los, stąd ''jestem Polakiem i mam obowiązki polskie'' [ toż samo w przypadku Niemców, Francuzów, Rosjan etc. ] Japonia całkiem zepchnęła te kwestie na dalszy plan jako drugo-trzeciorzędne, do Dmowskiego dotarło, że mowa tu o czymś bardziej pierwotnym, organicznym wręcz, iż to raczej sprawa głęboko w nas osadzonych instynktów i archetypów, które nosimy pod skórą niemal i na dnie naszych umysłów [ rzecz jasna Romek nie znał bo i nie mógł jeszcze wtedy psychologii głębi ale językiem czysto politycznym przekazywał niemal iście jungowskie treści ]. W każdym razie wynikałoby stąd iż nie tylko hołubiona przez gospodarza bloga piłsudczyzna ale i tak wydawałoby się z istoty okcydentalna endecja była emanacją ''turańskości'' na rodzimym gruncie... Zaznaczyłem rzeczony fragment ale gdyby jednak co od ok. godz. 11 min. :
https://youtu.be/SKxdaJ04fq0?t=1h11m31s
A gdyby Dmowski wybrał się do Korei:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=QFiEv_7RY-M
czy jest Bóg?
OdpowiedzUsuńWśród komentatorów tego bloga?
Usuń
OdpowiedzUsuńczy jest Bóg ? czy wierzycie w Boga ?
Tak
Usuńdziękuję za odpowiedź, przerażają mnie opowieści o opisanych przez Pana stanach, nie rozumiem czego ludzie szukają, pchając się w takie "klimaty"...
UsuńCzy jest Bóg? Można powiedzieć, że NIESTETY JEST. Dlaczego niestety? Bo fatalnie zaprojektował świat i w związku z tym trudno mu zaufać w jego zapewnienia o tym, że jest istotą w 100 proc. dobrą.
UsuńDroga Madziu o małym rozumku - gdybyśmy posiadali takową wiedzę sami bylibyśmy bogami, nam śmiertelnikom nie jest to dane stąd możemy jedynie wierzyć [ lub nie ] że takowe Bóstwo istnieje - grzeszysz pychą drogie dziecko ! Chrześcijańskiej ascezie też towarzyszyły niewesołe, potworne bywało stany [ na początek radzę zacząć lajtowo od sprawdzenie co to ''acedia Ojców Pustyni'' ] a jednak mnisi jakoś się pchali w te ''klimaty'' - w myśl tego co niektórzy tu wypisują pewnie demon ich ku temu pchał albo zwyczajnie byli świrami, których należało leczyć, taa.
Usuń@Kamil T.
- powiało grozą...
Byli różni prorocy/święci itp, różnych wyznań więc nie tylko wierzyli ale też wiedzieli , i ten fakt nie czynił ich bogami - tak samo jak to, że diabeł wie iż Bóg istnieje nie czyni go Bogiem!
UsuńA co do apatii to mam taką formułkę depresja-apatia-masochizm-psychopatia-sadyzm choć masochizm może też znajdować się na początku.
A co do różnych filozofów masochistów - to jest różnica pójść na jakąś górę i spotkać tam Boga/czy kosmitów a co innego całe lata spędzać w jaskinie i oszaleć (czyli dostać oświecenia) + często jako boski pokarm stosując roślinne "substancje alchemiczne" które niwelują poczucie głodu/zimna/bólu//senności;), więc jak najbardziej to dziwacy oraz czciciele demonicznych-aniołów (w sensie podających się za aniołów, bogów itp - demonów - można to odkryć czy mamy do czynienia z szaleństwem, diabłem czy innym dziadostwem po negatywnych uświęcych bredniach które przekazują).
Odkrywca
chehelmut
Usuńmoże mały rozumek mam ale stawiam Tarota, stąd pytanie, bo strasznie mi to skrzypi, Bóg vs przyszłość, którą można zobaczyć
@Magdalena
UsuńWierze ze Bog jest a nawet na tyle o ile moge do tego dojsc swoim malym ludzkim rozumem to nawet PRAWIE WIEM ze Bog jest.
Nie zajmuj sie Tarotem bo Tarot zajmie sie Toba.
Ogolnienie-NIE WIEM czym jest buddyzm,hinduzim,joga itp.Moze to faktycznie tylko bardziej zaawansowana technologia,moze "wyzszy poziom ewolucji" a moze cos bardziej zlowieszczego.NIe znam sie na atomowkach wiec nie probuje przy nich majstrowac aby nie wysadzic w powietrze calego miasta-to samo powinno pryznajmniej poki co dotyczyc majstrowania ludzkosci w materii "duchowej".Dotychczasowe doswiadczenia ludzkosci dotyczace tej sfery sa na tyle nieprzyjemne ze nie ma co sie pospieszac.
Piotr34
Ciekawy tekst.
OdpowiedzUsuńKażdy kto się interesuje nawet pobieżnie tym tematem wie że nie spadliśmy z nieba w X wieku Gdy Mieczysław I Żupan (łac. Mesco) ochrzcił nasz Kraj. Właściwie jesteśmy jednym z najstarszych ludów na kontynencie. Przybyliśmy tutaj z terenów dzisiejszego Iranu, Iran to zniekształcona nazwa Arii. Przybyliśmy jako Ariowie, nasz wymarsz z Arii opisany jest w Awescie (Zędaszta), z Arii przynieśliśmy też nasze wierzenia i symbole takie jak swarga (swastyka) Wyszliśmy na długo przed pojawieniem się Abrahama bo nie przynieśliśmy jego nauk na te tereny. Pierwszą naszą kolebką w Europie była Panonia (dzisiejsze Węgry) tam zaczęliśmy się przekształcać w Ario-słowian, następnie przelaliśmy się przez Karpaty i dalej prąc na zachód i południe zajęliśmy olbrzymi kawał Europy i pod nazwą Wenetów (Wenedi, Weneti) stworzyliśmy potężne i pierwsze imperium Europejskie obejmujące swym zasięgiem ziemie na wschodzie od rzeki Berezyny na północy całą Danie i południową Norwegię, na zachodzie po Zatokę Biskajską a na południu sięgające doliny Padu. Po Imperium Wenetów zostały choćby nazwy miejscowości, które założyli, a które oznaczały brzeg czyli kraniec ich imperium tj Brześć (Białoruś), Brest(Bretania, Francja),Brescia(Włochy).O wszystkim tym piszą starożytni historycy tacy jak: Herodot, Tacyt, Ptolemeusz dzielą oni Ario-słowian na 4 odłamy: Wenetów mieszkających nad Wisłą, Sklawinów na południu, wschodnich Antów i Neurów , którzy swoją nazwę biorą od rzeki Nur (Bug). Kurwa o Niemcach nikt jeszcze wtedy nie słyszał, byli małym plemieniem, które ze stepów Azji przedzierało się przez Finlandię gdzieś na tereny południowej Szwecji. Do upadku Wenetów przyczynili się Celtowie, którzy podbili tereny na północy dzisiejszej Francji, całe Niderlandy i obszar dzisiejszych Niemiec aż do rzeki Ren, która to rzeka ma również słowiańską nazwę oznaczającą strome urwisko: Ren (sł. Grań, Hran, Granica) Ren oddzielił Słowian od Celtów. W dalszej kolejności podbili Celtowie północne Włochy aż sięgnęli Dunaju. Na upadku Wenetów skorzystało jedno z plemion słowiańskich Weleci, którzy swoja nazwę wzięli od rzeki Wall (Walnej, Wielkiej) dopływu Renu, oni to zaczęli ściągać do walk wewnętrznych z południowej Szwecji germańskich najemników, których ze słowiańska nazywali Sasami. Germanie wykorzystując słabość Weletów zajmowali coraz to nowe tereny słowiańskie. Większości nazw pomiędzy Renem a Wezerą ma korzenie słowiańskie a zawdzięczamy to właśnie Weletom. Na wschodzie sytuacja przestawiała się też ciekawie bo jedno z plemion koczowniczych Scytowie podbili Antów i wspólnie z nimi zagrażali imperium Wenetów. W miedzy czasie na terenach polskich mieliśmy Państwo Kraka ze stolicą w mieście Wawel z Wandą i Wandalami na rzeka Wandą (Wisłą) osadzonych. Mieliśmy federacje plemion Lechickich rządzonych przez sędziów a na czas wojny przez wojów na wiecach wybieranych. Mieliśmy Państwo Chorwatów rządzone przez Ziemowita. Wchłonęliśmy Gotów na Pomorzu w Wielkopolsce a w Małopolsce Sarmatów. Długo by o tym pisać. Historia naszego narodu jest doprawdy imponująca.
Odsyłam do poprzednich odcinków serii Hyperborea.
UsuńFox, w jednym z poprzednich wpisów pisales, ze orzel jako symbol Lechitów wzial sie ze znaku rzymskich legionow. Teraz piszesz ze pochodzi z 'arystokratycznego rodu jednego z wywodzących z Ałtaju ludów'.
OdpowiedzUsuńTo o Ałtaju to cytat z tekstu Witolda Stanisława Michałowskiego. Wyraźnie zaznaczony cytat. Ja się nie upieram przy żadnej z teorii.
Usuń"Historia naszego narodu jest doprawdy imponująca."
OdpowiedzUsuńJakieś linki albo autorów którzy pozwolą pogłębić temat?
A proszę Cię bardzo
UsuńOd pewnego czasu amatorsko interesuje się przed katolicką historią naszego naRodu albo raczej Rodu.
W Internecie jest mnóstwo artykułów i książek do poczytania, na początek polecił bym ci dwie:
1. Józef Kisielewski - Ziemia gromadzi prochy wyd 2 1939 - aneks i posłowie Gerarda Labudy (1990).
Bardzo dobra książka fantastycznie napisana w formie reportażu, autor podróżuje po Niemczech na rok przed wybuchem II wojny światowej. Doskonale pokazuje jak obrzydliwym i przewrotnym narodem są pierdzielone karaluchy, jak od setek lat mordują, germanizują i niszczą Słowian i nic się nie zmieniło do tej pory.
Kiedyś jadąc koło Drezna zmuszony byłem przejechać objazdem bo autostrada była zamknięta, przejechałem przez może z 10 wsi i każda z tych wsi miała słowiańską nazwę.
2. Nad Wartą i Wisłą przed wiekami - napisał T Chądzyński (1902)
Też fajnie napisana książka a właściwie szkic do dalszych rozważań.
Oczywiście polecam ci wszystkich kronikarzy zwłaszcza
- Kronika Lechitów i Polaków. Baszko, Godysław (ca 1215-ca 1295).
Thietmar – X wiek,
Prokosz – X w.,
Gall zwany Anonim – XII w.,
Helmold – XII w.,
Cholewa – XIII w.,
Wincent Kadłubek – XIII w.,
Boguchwał – XIII w.,
Dzierżwa – XIV w.,
Jan Długosz – XV w.,
Marcin Kromer – XVI w.,
Adam Naruszewicz – XVIII w.,
Antoni Małecki – XIX w.
Polecam też dzieła np.:
Herodota
Tacyta
Ptolemeusza
Juliusza Cezara „Wojnę Galijską”
Polecam Bloga:
https://bialczynski.wordpress.com/
Oraz Kanał na You Tubie:
https://www.youtube.com/user/rationalatheist100/videos
Witam. Czytając komentarze pod artykułem. Pytanie mam ( w szczególności do pana Kamila T.) Tylko chrześcijaństwo jest dobre? Tylko ona daje nam "plusa" jako ludziom tylko ona umozliwia nam zbawienie i spełnienie?
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi jak napisałem nie wierzę w to ale moje ego nie stanowi centrum Wszechświata [ że tak łaskawie przyznam ] i z faktu, że coś nie ma dla mnie sensu nie wynika bynajmniej iż nie posiada go w ogóle, mogę się mylić i to fundamentalnie ale cóż, być może ''łaska wiary'' nie została mi dana, biczować się z tego powodu nie będę. W każdym razie mocna wiara wcale nie musi oznaczać fanatyzmu, chrześcijanin modli się miłosiernie za grzeszników zaś buddysta współczuje zaślepionym żądzą nieszczęśnikom, przyznaję że jest w tej postawie pewien paternalizm ale na pewno lepsze to od obcinania głów ''niewiernym'' czy rasistowskiej pogardy wobec ''gojów''. Dlatego ja z katolikami generalnie nie mam problemu i zawsze w miarę możności będę bronił kościoła przed atakami satanerki czy zateizowanej, chamskiej tłuszczy.
UsuńDużo historii, ciekawostek. Mocna wiara Katola faktycznie nie musi oznaczać fanatyzmu, a fanatyznm faktycznie jest lepszy niż cała reszta odchyłów w innych wiarach.
OdpowiedzUsuńDobrze. Może inaczej. Czy można czerpać tylko z tradycji judeochrześciajńskiej? Tylko ona jest dobra? Szczerze mówiąc buddyzm kojarzył mi się pozytywnie. A tu dużo głosów to tak naprawdę wołanie do demonów? Czyli żadne tantry, jogi, medytacje? Chęć polepszenia swojego spokoju ducha?
OdpowiedzUsuńFox - nie rozumiem twojej fascynacji Buddyzmem. Ale po kolei....
OdpowiedzUsuń1. "Wraz z buddyzmem, święty znak swastyki zawędrował m.in. do takich krajów jak Wietnam, Korea czy Japonia. "
Stwierdzenie, że swastyka powędrowała do Azji z Buddyzmem jest chyba naciągane. W Chinach panował buddyzm Chan, który nie ma NIC wspólnego z całą tą "mistyczną" otoczką znaną z Buddyzmu Tybetańskiego czy nawet tego z Indii/Nepalu. W Japonii panował natomiast buddyzm ZEN - który jest "krewniaczą" odmianą buddyzmu Chan(chiny). Zarówno Chan jak i Zen całkowicie odrzucały nie tylko symbolikę hinduską ale i buddyjską! Obu bliżej jest do Taoizmu niż Hinduizmu. Wszystko opiera się tam na medytacji - bez "wodotrysków" znanych z Tybetu(Mantry, mandale, paciorki itp). Sam buddyzm "tybetański" to natomiast dziwny BĘKART, powstały z mieszania Buddyzmy ze starotybetańską wiarą Bon.
2. Buddyzmu nie należy też łączyć z Hinduizmem. Związki Buddyzmu z Hinduizmem są jeszcze mniejsze niż Chrześcijaństwa z współczesnym Judaizmem. Buddyzm był zaprzeczeniem i profanacją wierzeń Hinduistycznych. Sam Budda był niejako buntownikiem, który sprzeciwiał się zastałemu porządkowi Hinduizmu. W samym sednie Buddyzmu jest koncepcja "nie-ja" - czyli braku duszy u człowieka. Tymczasem Hinduizm wierzy w istnienie duszy. Tylko głupki z Tybetu uprawiający "jarmarczny Buddyzm" wierzą w reinkarnację.
Tak więc to co piszesz miejscami jest nadinterpretacją.
Majkel
"nie rozumiem twojej fascynacji Buddyzmem" - są też ludzie, którzy nie rozumieją fascynacji innych ludzi chrześcijaństwem.
Usuń" Zarówno Chan jak i Zen całkowicie odrzucały nie tylko symbolikę hinduską ale i buddyjską! " - tak? To czemu w Japonii i w Chinach w świątyniach buddyjskich napotykałem się cały czas na swastyki oraz inne symbole z Indii.
" Obu bliżej jest do Taoizmu niż Hinduizmu. Wszystko opiera się tam na medytacji " - taoizm to akurat religia bardzo przesądna i wszystko opiera się tam na talizmanach, wróźbach i kupowaniu przychylności bóstw.
"Tylko głupki z Tybetu uprawiający "jarmarczny Buddyzm" wierzą w reinkarnację." - naprawdę? Buddyści z Chin, Wietnamu, Japonii, Tajlandii, Sri Lanki itp. nie wierzą w reinkarnację?
" Buddyzmu nie należy też łączyć z Hinduizmem. " - to ciekawe, bo w Tajlandii jest łączony z hinduizmem.
Chrześcijanie to też demony. Każda religja jest w pewnym momencie przejęta i wypaczona. "Odwrócona" wedle tej samej metody. Po owocach ich poznacie. Proste
OdpowiedzUsuń>>Chrześcijanie to też demony<< - Srogie wnioski z dyskusji.
Usuń