Angela Merkel sprawiała wrażenie enerdowskiej dywersantki mającej zniszczyć od wewnątrz Republikę Federalną Niemiec. Jej polityka migracyjna, energetyczna i gospodarcza zmieniała Niemcy w zacofany, trzecioświatowy shithole. Samo w sobie nie byłoby to złe dla Polski, gdyby nie to, że Merkel patronowała tym, którzy chcieli zrobić z naszego kraju podobnie syfne miejsce. To samo można powiedzieć o kanclerzu Scholzu - w młodości częstym bywalcu komunistycznych spędów w NRD. W przypadku kanclerza Merza sytuacja jest odmienna. Gostek jest na tyle ogarnięty, że zaczął wycofywać się z części głupot niszczących Niemcy (takich jak zasada zbilansowanego budżetu czy merklowska polityka migracyjna) ożywiając przy tym niemieckie dążenie do dominacji w naszym regionie. Merz chce pokazać Trumpowi, że to Niemcy mogą być filarem bezpieczeństwa w Europie, a jednocześnie prowadzi nieprzyjazną wobec Polski politykę, której przejawem jest choćby wysyłanie za Odrę niechcianych nielegalnych imigrantów z różnych afrykańskich shitholi oraz blokowanie polskich inwestycji morskich. Merz prowadzi taką politykę wobec w 100 procentach proniemieckiego rządu, a samego Tusska traktuje jak psa (kojarząc go ze znienawidzoną Merkel). W tym kontekście jego plany remilitaryzacji Niemiec nie powinny budzić naszego zaufania.
Marek Budzisz, w ostatnim numerze tygodnika "Sieci", napisał o tym w artykule "Polska wzięta w trzy ognie":
"Może się okazać, że po zakończeniu wojny na Ukrainie Polska będzie sąsiadować z państwami o największych zdolnościach wojskowych – w Unii Europejskiej (Niemcy), w systemie sojuszniczym Zachodu (Ukraina) i w Eurazji (Rosja).
Dziennik „Die Welt” informuje o nowych planach niemieckiego resortu obrony. Do końca tego roku Bundestagowi ma zostać przedstawiony do zatwierdzenia gigantyczny program zakupu sprzętu wojskowego. Berlin chciałby kupić 1 tys. nowych czołgów i 2,5 tys. transporterów opancerzonych. Jak informują dziennikarze, ma to kosztować niemieckiego podatnika nawet 25 mld euro, ale tak gigantyczne zamówienia będą ożywiać tamtejszą gospodarkę, bo mają one być plasowane w Rheinmetall i KDNS, czyli wyłącznie w niemieckich firmach. Przy okazji ten pierwszy koncern ma się stać największym podmiotem produkującym różnego rodzaju platformy bojowe w Europie. Armin Papperger, prezes Rheinmetallu, powiedział w jednym z wywiadów, że jego firma już buduje 10 nowych fabryk, ale on nie widzi przeszkód – może poza brakiem zamówień o odpowiedniej skali – aby zbudować 15 nowych zakładów produkcyjnych.
Niemcy chcą też przekonać Waszyngton, iż to oni są ich najlepszym w Europie sojusznikiem i w ramach „podziału obowiązków”, także w związku z perspektywą wycofania części sił amerykańskich z naszego kontynentu, to oni powinni przejąć większość zadań. W ubiegłym tygodniu rozmawiał o tym w Waszyngtonie Boris Pistorius, niemiecki minister obrony, i z tym podejściem jest związana jego deklaracja o gotowości zakupienia przez Berlin amerykańskich wyrzutni pocisków rakietowych Typhoon, które są zdolne do rażenia celów na dystansie 2 tys. km. Bo to Niemcy, a nie Polska miałyby dysponować głównymi narzędziami konwencjonalnego odstraszania Rosji. Nie mniej ważne jest to, że Pistorius pojechał do Stanów Zjednoczonych jako lider „koalicji chętnych” – grupy państw złożonej z Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii, Dani i Kanady, które chcą pomagać Ukrainie, finansując zakupy sprzętu obrony przestrzeni powietrznej, w tym systemów Patriot. Nietrudno dostrzec, że nie ma w tym gronie Polski – może dlatego, że nasz rząd jest zajęty wewnętrznymi sporami i walką z opozycją. (...)
"Dysponując silnym przemysłem zbrojeniowym oraz modernizowaną armią, Niemcy mogą forsować ideę stworzenia swoistego NATO-bis. Choć projekt ten przedstawiany jest jako odpowiedź na potrzeby wspólnoty, w rzeczywistości jego realizacja wzmacniałaby dominację Berlina (oraz Paryża), marginalizując rolę mniejszych państw członkowskich. Analogii nie trzeba szukać daleko – podobną dynamikę obserwowaliśmy przy wprowadzaniu wspólnej waluty, z której Niemcy odniosły największe korzyści.
Obecnie Berlin nie dysponuje jeszcze odpowiednimi zdolnościami przemysłowymi, by w pełni zrealizować taki projekt. Tzw. carbon leakage i deindustrializacja, ściśle powiązane z błędami Energiewende i Zielonego Ładu, zdziesiątkowały niemiecki przemysł i zaczynają uderzać w fundament niemieckiego ordoliberalizmu – Mittelstand. Jednak kierunek jest jasny – budowa struktury zależności, która uczyniłaby inne państwa Europy w pełni podłączonymi pod niemiecki system dostaw, decyzji i zdolności obronnych. W razie osłabienia zaangażowania USA dałoby to Niemcom realny wpływ na rozmieszczanie wojsk, podejmowanie decyzji o interwencji czy kształtowanie europejskiej polityki bezpieczeństwa. Rymuje się to niestety z polityką obecnego rządu polskiego, który raczej wypycha i wyprasza USA z Europy, niż dąży do realnego wzmocnienia więzi transatlantyckich.
Wydatki obronne Niemiec rosną w błyskawicznym tempie. Pytanie brzmi: jak szybko uda im się dorównać realnym zdolnościom bojowym Francji czy Wielkiej Brytanii? Jak szybko mogą te państwa przegonić i stać się na powrót państwem potężnym militarnie? Przy takiej determinacji, jaką zaczynam dostrzegać w niemieckiej klasie politycznej – w ciągu dekady. To ich długofalowy cel i punkt zwrotny dla równowagi sił na kontynencie. Tymczasem globalny ład może się w każdej chwili załamać, a silna armia może wówczas posłużyć nie tylko do obrony, lecz także jako narzędzie nacisku politycznego lub gospodarczego. (...)
W powszechnej świadomości dojście Hitlera do władzy funkcjonuje jako „wybór narodu”. W rzeczywistości był to jednak oligarchiczny przewrót, zrealizowany rękami elit, przemysłu ciężkiego i banków, które uznały NSDAP za użyteczne narzędzie w walce z komunizmem i ówczesnym rozkładem państwa. Symbolicznym dokumentem tego procesu pozostaje książka „Porządek dnia” Érica Vuillarda, opowiadająca o uzgodnieniach Hitlera z niemieckimi przemysłowcami i burżuazją, czyli znaczną częścią ówczesnych elit. Biznes miał wspomóc marsz brunatnych koszul do władzy. Reszta, jak dobrze wiemy, jest historią – ale historią, która nie może się powtórzyć.
Dlatego niepokoi dziś rosnące przyzwolenie niemieckich elit gospodarczych na flirt z radykalizmem. W tle pozostaje także czynnik rosyjski. Od dekad Moskwa skutecznie wpływała na niemiecką politykę przez kanały gospodarcze, medialne i społeczne. Rosyjskie służby potrafiły zainstalować swoje interesy w strategicznych spółkach energetycznych, a dziś aktywnie wspierają narracje mające skłócić Niemcy z USA. Gdyby w Berlinie doszło do przejęcia władzy przez siły prorosyjskie lub ambiwalentne wobec Kremla, cały kontynent znalazłby się w sytuacji zagrożenia. Dlatego pytanie o niemiecką zbrojeniówkę nie jest tylko techniczne czy gospodarcze. To pytanie o przyszłość Polski i Europy. O to, kto będzie miał dostęp do siły, którą dziś tak pieczołowicie znów budują niemieckie państwo i przemysł. W historii Europy wielokrotnie widzieliśmy, jak dobrze naoliwione machiny wojenne obracały się przeciwko demokracji, przeciwko sąsiadom, przeciwko pokojowi. Zbyt wiele razy byliśmy świadkami tego samego błędu, by dziś pozwolić sobie na naiwność."
"Niemcy metodycznie, kosztem naszej pozycji inwestują też w relacje z Ukrainą, chcąc się stać głównym „dobroczyńcą” Kijowa, a także partnerem dla tamtejszego szybko rozwijającego się przemysłu obronnego. Wróciłem właśnie z Ukrainy i tam jeden z przedsiębiorców z sektora zbrojeniowego, z którym miałem sposobność rozmawiać – a nie jest to „garażowy” biznesmen, tylko właściciel trzech fabryk na Ukrainie, jednej w Polsce, budujący nowe zakłady w Czechach, Danii i Niemczech, a nawet w Indiach – zadał mi retoryczne pytanie: „Dlaczego mam inwestować w Polsce?”. Jego doświadczenia są nie tyle złe, ile wręcz fatalne. Nadmierna regulacja, wtrącanie się polskich służb specjalnych do wszystkiego, co jego zdaniem – a jest to biznesmen mający przecież doświadczenie działania na Ukrainie – przypomina praktyki związane z wymuszeniami albo blokowaniem biznesu, oraz brak elementarnej infrastruktury niezbędnej, aby „pracować” z materiałami wybuchowymi – bo nikt w państwie polskim, mimo ponad trzech lat wojny, nie podjął decyzji o podstawowych inwestycjach – wręcz odstręczają go od myślenia o budowie kolejnych fabryk w Polsce.
Dodatkowo wielu moich rozmówców mówiło o pogarszającej się atmosferze społecznej w naszym kraju, narastającym negatywnym nastawieniu do Ukraińców (...)"
"Warto też pamiętać, że przyjęta przez Niemców jeszcze w 2021 r. strategia Eckpunkte für die Bundeswehr der Zukunft rozważa opcję, w świetle której można być żołnierzem niemieckiej armii, mieszkając w Warszawie czy w Paryżu, docelowo być może również zapewne w Kijowie czy Lwowie. Ukraińskie ustawodawstwo jeszcze na to nie pozwala, ale zmiany w tym zakresie, jak mi mówiono w Kijowie, „to tylko kwestia czasu”. Już obecnie osoby z migracyjnym bagażem etnicznym (tureckim, polskim, rosyjskim) stanowią 13–26 proc. personelu Bundeswehry, nie ma zatem przeszkód, aby rozbudowa niemieckich sił zbrojnych odbywała się przez rekrutację ochotników z obcymi paszportami. Na marginesie – warto zauważyć, że być może jednym z celów wystawy „Nasi chłopcy” w Gdańsku jest przełamanie psychologicznych barier i przekonanie Polaków, że można być „naszym”, nosząc mundur niemieckiej armii."
(koniec cytatu)
Odpowiedź na ostatnie pytanie? Wymiotujemy...
OdpowiedzUsuńA za PiS w taki sposób aktywne było nie "Głębokie Państwo" tylko charakter przeciętnego wieśniaka (w sensie mentalnym a nie miejsca zamieszkania) siłą odciągniętego od pługa, który niestety stanowi rosnąca większość tego i wszystkich innych "demokratycznych" narodów...
Fuck off! Marianna to nasza prawicowa bimbo girl. Promyczek seksu i witalności w tym smutnym kraju. Poza tym jak można nie lubić blondynek z wielkimi bimbałami?
UsuńZapaść demograficzna, incele itp. to wynik tego, że dziecko traktuje się jak inwestycje i szczególnie córki straszy się, że jak chłop je dotknie to "ciunża i hiv".
OdpowiedzUsuńBtw żyjemy w tak wyzwolonych czasach, że nastolatek w latach 50 miał dużo bogatsze życie erotyczne niż Gen Z czy millenials. Tylko ludzie tego jakoś nie zauważają, propaganda to cudowny wynalazek.
o tak, pojebani boomerzy będący rodzicami to często problem - filar januszostwa biznesowego i rodzinnego
UsuńZ tym strasznie córek hivem czy innymi chorobami wenerycznymi to raczej bez przesady. W Polsce od początku lat 90tych córeczki przede wszystkim uczy się kosmicznych wymagań, że są księżniczkami, mimo, że prostactwo aż razi po oczach oraz tego, że mają prawo traktować ambitnych chłopaków jak śmieci i drwić z wyrażania przez nich męskości. Pokolenie końcówki lat 80tych już było tego mocno uczone, a z czasem było tylko gorzej.
UsuńNie dziwię się, że młodzi nie chcą mieć dzieci skoro jest to praktycznie wyrok.
@OstPol to też, ale generalnie chodzi o to, że sex=śmiertelne niebezpieczeństwo. Do tego dochodzi wpajanie im, że każdy obcy chłop to chce je wykorzystać, więc umówienie się na kawę to prawie jak zaręczyny :D
UsuńJa też się nie dziwię, w ogóle bawi mnie postrzeganie niechęci do dzieci jako czegoś postępowego. Ja tutaj widzę typową januszową nienawiść do dzieciaków.
Odpierdolcie się od boomerów. Ich dzieci to dziś już 40-latkowie, czyli w większości millenialsi. I to oni hodują księżniczki.
Usuńboomer mający dwoje dzieciaków: millenialsa i genZ, które wychowałem na normalsów.
Lol, millenialsi dopiero zakładają rodziny w wieku 40 lat :P co do reszty to tylko twoja wersja wydarzeń i januszowe oburzenie :)
Usuń@
UsuńKawa to prawie jak zaręczyny? Nie. To romantyzm, który jak wiadomo jest dla frajerów. Zaręczyny to z typem, który dużo pracuje i którego można wykorzystać, a później porzucić. No chyba, że będzie sprytniejszy i zostawi jak się znudzi, wtedy to płaku płaku jaka skrzywdzona.
Kobiety w Polsce wybaczą naprawdę wiele, ale nigdy, przenigdy nie wybaczą jednego. Tego by potraktować je poważnie i z godnością.
„morawiecki dobry pan złotem obsypał, a ta głupia młodzież nic tylko narzeka…”
OdpowiedzUsuńObrzydliwy post.
(Pseudo-'zbazowane' fantazje o przymusowej służbie wojskowej dla kobiet i karach za aborcję wcale go nie ratują. Wręcz przeciwnie.)
Łączę się w wymiotach z przedmówcą.
Łącz się w bólu dupy z libkami!
UsuńPrzesraliście wybory prezydenckie i przesracie parlamentarne. Pogódź się z tym już, biedny człowieczku z warszawki i nie rób sobie obciachu.
UsuńBardzo możliwe. "My" przesramy wybory parlamentarne, wygracie "wy", a na waszym czele Morawer ha Gadol.
UsuńRozumiem, że sprowadzicie do Polski miliony Murzynów i Hindusów. Musicie to zrobić, macie to w genach. Mam tylko jedną prośbę: zostawicie mój napletek w spokoju.
Szalom
Co innego jak rudy owczarek niemiecki obniża podatki biznesmenom, wtedy to pan jest wybitny, młodzież (kodziarska) wspaniała, a posty pochwalne są przejawem wysokiej kultury i w dobrym tonie.
UsuńTo jest taki paradoks, że im ktoś w Polsce bardziej nie lubi banderowskiej Ukrainy, tym bardziej martwi się jej ginącymi żołnierzami.
OdpowiedzUsuńmb
Zresztą, problem nie był i nie jest tylko w pierdolniętych mamusiach. Ojcowie też często dawali dupy nie ucząc synów niczego poza tym, że mają ich w dupie i że muszą liczyć sami na siebie, jednocześnie wspierając system, który traktował ich jak kryminalistów za sam fakt chodzenia po ulicach. Przed 2015 rokiem spisywanie przez policję przy każdej okazji było standardem. Szybko ludzie zapominają.
OdpowiedzUsuńA na to wszystko nakłada się totalnie sfeminizowane szkolnictwo, w który każdy przejaw testosteronu jest powodem do karania. Byle poszturchanie się urasta do problemu wymagającego narady grona pedagogicznego, interwencji psycholoszek etc. Szkoły nadal funkcjonują jak łagodniejsza forma poprawczaka.
We wczesnych 2000 szkoły były łagodniejszą formą poprawczaka, ale w takim sensie że margines społeczny mógł w dowolnym momencie obić ci ryj i nie mieć żadnych konsekwencji poza 5- minutową pogadanką o "psycholoszki".
UsuńDokładnie tak było. Margines miał 5 minutową pogadankę, za to ich ofiarom stawiano wysokie wymagania i gnębiono robieniem problemów za jakiekolwiek próby wyjście z pozycji popychadła.
UsuńTeoretycznie też mogłeś obić komuś gębę i mieć tylko 5- minutową pogadankę- tylko po co? Bezradność była częscią działania instytucji. Rzecz w tym że szkoła, a na pewno publiczne szkoły, przez samą swoją naturę, nie jest w stanie zwalczać patologii która istnieje w danym momencie, może ją tylko utrwalać.
UsuńLata 90- te aż do wczesnych 2000 to przemoc na porządku dziennym, teraz z tego co słyszę to ciotolandia.
Ta ciotolandia skończy się kiedy przybędzie dostatecznie dużo ahmedów i małych ludojadów z ukrainy. Pamiętam czasy kiedy nauczyciele byli napadani na ulicy przez wyrostków nad którymi próbowali zapanować w godzinach pracy, a wtedy to były "tylko" dzieci lokalnych bezrobotnych alkoholików.
Po co? Tylko po to żeby właśnie mieć problemy za próbę wyjścia z roli popychadła. Jak nie byłeś patologią tylko w miarę normalnym, ułożonym chłopakiem z ledwo odrobinę lepiej sytuowanego domu w którym nie było chlania to stawiano Ci wymaganie, że będziesz znosił to traktowanie jak "mądrzejszy, który ustępuje głupszemu" by nie robić problemów pseudo pedagogom. Kończyło się to tylko eskalacją głupoty i przemocy.
UsuńTeraz trochę zmieniły się proporcje i system agresywniej robi cioty z normalnych, od najwcześniejszych lat nauki. Patologii też jest dużo, ale obecnie jest więcej możliwości kanalizowania agresji poza szkołą, np. sportem lub siłownią. Kiedyś chodzenie na siłownie albo ćwiczenie boksu był sygnałem jeszcze większego spychania na margines, teraz już rodzice bardziej temperują nauczycielstwo, że ma się nie wpierdalać.
Jak chyba większość doświadczyłem i rodziców boomerów i zjebanej polskiej szkoły. Matka była typowa, czyli kastrująca i izolująca. Ojciec miał mnie w dupie, w gruncie rzeczy panowała taka schizofrenia. Przez to, że musieli robić u Janusza musiałem sobie radzić sam, ale jak mieli dla mnie chwilę to był reżim.
UsuńKończyło się tym, że chodziłem w brudnych gaciach i bez nawyku mycia zębów, ale mieli czas i środki, żeby zakazać mi pokemonów xDD
W szkolę to były wyłącznie pojebane cipy nadające się do psychiatry, zero wsparcia w rozwoju, żadnych aktywności, nie było nawet oazy i harcerstwa. Bycie dobrym i grzecznym to był wyrok, bo te głupie pizdy uznawały to za słabość i bardziej się znęcały niż nad sebami.
Ja pierdziele, jakby o sobie czytał. A wydawało się, że było się wyjątkiem. Na pewno byliśmy mniejszością w kwestii natężenia tych patologii.
UsuńNajgorsze jest to, że po latach i tak nie dociera jakimi byli chujowymi rodzicami i że mają totalny syndrom sztokholmski bronienia patowładzy, która zarządza nimi przez dostarczanie poczucia przynależności do oświeconej elity (zapierdalając za niewiele ponad minimalną xD) i poczucie wyższości nad grupami, które mają za mniej wykształcone i głupsze, bo mieszkające poza dużymi miastami i nie rozpierdalające sobie rodziny w imię bycia postępowym.
A głupie i pierdolnięte cipy ze szkoły dalej są głupimi cipami, a koledzy-seby dalej mają horyzonty kończące się na kręceniu kierownicą, mniemaniu o sobie jako o najmądrzejszych zdobywcach świata i rozpierdalaniu sobie perspektyw rozwalaniem tej władzy, która dobrze działała i wyciągnęła ich z wiecznego braku pracy. Najwidoczniej za bardzo ten PiS poluzował reżim policyjnym, dasz półgłówkom za dużo swobody to dostają małpiego rozumu i wszystko niszczą przy pierwszych problemach, bo "zobaczymy jak będzie, jak nie to za 4 lata zagłosujemy na tamtych, bo trochę respektu nabiorą, nie pouczaj, lamusie" xD
W sumie to nawet zabawne, że niczego się nie uczą i zupełnie nie nabierają pokory do kogokolwiek kto czyta coś więcej, niż debilne memy dla wkurwionej tłuszczy.
ta książka od prześwitów wygląda spoko, pozostając w temacie, dodam, iż mocniej powinniśmy cisnąć po Friedmanie, człowieku, który zakorzenił na akademiach styl menedżerski uspołeczniania strat i prywatyzowania zysków, pzdr
OdpowiedzUsuńCo do demografii to dodałbym jeszcze, że można wykorzystać migrację. Generalnie importuje się nabuzowanych testosteronem sebków z Kolumbii itp. Odwróćmy to i masowo ściągajmy kobiety, spokojnie znajdziemy miliony hindusek, latynosek i azjatek. Dajmy im programy socjalne za małżeństwo z obywatelem polski, rodzenie dzieci i postępy ich potomków w nauce. Odwrócimy sytuację i niech będzie więcej młodych kobiet niż facetów i nasze witaminki uspokoją się.
OdpowiedzUsuńTo już nawet nie chodzi nawet o uspokojenie p0lek. Katastrofa demograficzna jest już na takim poziomie, aby uniknąć rychłej śmierci narodu ściągnięcie milionów kobiet jest po prostu konieczne. Powrót do zwykłej zastępowalności pokoleń jest już zwyczajnie niemożliwy do zrealizowania i to od 20 lat, a z dzietnością i starzeniem się społeczeństwa jest tylko gorzej, gorzej i gorzej...
Usuń