sobota, 4 września 2021

Wrzesień generała Stachiewicza

 

Ilustracja muzyczna: Two Steps from Hell - To Glory

Mogłoby się wydawać, że relacja szefa sztabu Naczelnego Wodza z 1939 r. będzie jednym z podstawowych źródeł do historii Kampanii Polskiej. A jednak nie jest. Zbiór prac, wspomnień i listów generała Wacława Stachiewicza "Wierności dochować żołnierskiej" został wydany w Polsce w latach 90-tych. Nie był wznawiany i jest przez to obecnie trudno dostępny. Na Allegro można znaleźć kilka sztuk tej książki - zwykle po około 100 zł. W bibliotekach też jest ich KILKA - np. w województwie mazowieckim (poza Biblioteką Narodową) jest jej jeden egzemplarz - w Grodzisku Mazowieckim. Ciut zjechany, piracki pdf z tą książką można jednak znaleźć w necie (i z niego korzystałem). Skoro wartościowe publikacje dotyczące II RP i Września '39 są tak trudno dostępne, to nic dziwnego, że sukces rynkowy odnoszą kocopały różnych "demaskatorów zbrodniczej polityki Becka i Rydza".

"Wierności dochować żołnierskiej" to publikacja licząca ponad 800 stron, oparta głównie na wyjaśnieniach składanych przez Stachiewicza dla londyńskiej Komisji Historycznej, jego artykułach w "Kulturze" paryskiej, prywatnej korespondencji i zapiskach. Stachiewicz był cholernie metodyczny. Opisując więc np. kwestię mobilizacji, omawia najpierw kwestię przepustowości linii kolejowych oraz dostępności taboru a następnie, na podstawie tych danych rozbija w pył argumenty krytyków. W podobny sposób obala mity dotyczące eksportu polskiego uzbrojenia oraz wydatków wegetacyjnych w armii. Wdaje się też w polemiki z konkretnymi publikacjami - np. bezlitośnie orze wspomnienia gen. Rómmla "Za honor i ojczyznę", na podstawie dokumentów wskazując, w których miejscach Rómmel w nich konfabuluje. (Obala m.in. twierdzenia dowódcy Armii "Łódź" o tym, że do Warszawy wezwał go rozkaz marszałka Śmigłego. Wyjaśnia, że przekazał Rómmlowi dowodzenie nad Armią "Warszawa" jako najstarszemu rangą generałowi w mieście i biorąc za dobrą monetę jego tłumaczenie "odcięcia" od Armii "Łódź".) 



Stachiewicz burzy również narrację generała Kutrzeby dotyczącą Bitwy nad Bzurą. Jak zapewne pamiętamy (jak nie z lektury wspomnień dowódcy Armii "Poznań", to z programu Wołoszańskiego), Kutrzeba miał już 3 września prosić Stachiewicza i Śmigłego o zgodę na zwrot zaczepny Armii "Poznań" przeciwko niemieckiej 8 Armii atakującej Armię "Łódź". Stachiewicz wyjaśnia jednak, że owa prośba dotyczyła ataku zaledwie dwiema dywizjami na okolice przedmościa sieradzkiego, czyli ataku zbyt słabego. Czemu tylko dwiema dywizjami? Bo Kutrzeba miał świadomość, że jak rzuci do walki dywizje z północy Wielkopolski, to powstanie luka, przez którą Niemcy mogą obejść Przedmoście Bydgoskie i Armię "Pomorze". Druga prośba o zwrot zaczepny - siłami całej Armii "Poznań" i Armii "Pomorze" została przyjęta przez Stachiewicza i Śmigłego entuzjastycznie. (Świadczy o tym też relacja płka Mareckiego.) Wydano na nią zgodę jeszcze tego samego dnia. Dlaczego więc ze wspomnień Kutrzeby można odnieść wrażenie, że szef Sztabu Naczelnego Wodza i Naczelny Wódz byli niechętni pomysłowi na zwrot zaczepny? Bo Kutrzeba narobił błędów w swojej relacji - do czego sam się przyznał. Wspomnienia spisywał bez dostępu do dokumentów a ich kopię przesłał do konsultacji innym generałom. Wskazali mu oni na poważne nieścisłości. Kutrzeba postanowił więc nie publikować tej wersji wspomnień. Została ona jednak wydana wiele lat po jego śmierci - w PRL, w 1957 r. Z błędami, których autor nie miał szans poprawić. Znajomi Kutrzeby wspominali zaś, że koncepcja wydania Niemcom walnej bitwy we Wrześniu była późniejszą teoretyczną projekcją dowódcy Armii "Poznań". W 1939 r. wyraźnie mu Śmigły bowiem powiedział, że kampania polska będzie wojną bez ważnej bitwy a wszelkie zwroty zaczepne będą miały za zadanie jedynie kupowanie czasu na przesuwanie wojsk na południowy-wschód kraju.

Dlaczego jednak marszałek Śmigły-Rydz nie chciał walnej bitwy? Bo zdawał sobie sprawę, że Niemcy mają zbyt dużą przewagę ilościową, techniczną i geograficzną, byśmy taką bitwę na zachód od Wisły wygrali. I tu dochodzimy do innej kluczowej kwestii związanej z Wrześniem '39 - zarzutów, że Śmigły-Rydz "nie doceniał wroga" i "nie doceniał związków pancerno-motorowych".

Stachiewicz zwraca uwagę na to, że przed 1939 r. przykłady użycia wielkich jednostek pancernych nie były zachęcające. Podczas manewrów kijowskich w 1936 r. doszło do totalnego chaosu z ich udziałem. Do podobnych zdarzeń dochodziło na manewrach w Niemczech. Podczas Anschlussu czołgi Guderiana głównie wprowadzały chaos na drogach lub stały na poboczach pozbawione paliwa. Włoskie doświadczenia w Etiopii były mało miarodajne a w Hiszpanii, pod Guadalajarą włoska dywizja zmechanizowana się skompromitowała. Niemcy w Hiszpanii używali czołgów na małą skalę, a Sowieci robili to w sposób mało przemyślany. Generał Ludwig Beck, szef niemieckiego sztabu generalnego pisał więc w 1938 r., że nie widzi dla czołgów innej roli, niż bezpośrednie wsparcie piechoty. Generał Władysław Sikorski w "Przyszłej wojnie" pisał, że może w dalekiej przyszłości czołgi będą działać samodzielnie, ale obecnie mają znaczenie tylko pomocnicze. Dywizji pancernych nie doceniano  wówczas powszechnie. Użycie w 1939 r. przez Niemców mas czołgów do przełamywania obrony było więc rewolucją na polu walki porównywalną z użyciem bomb atomowych w 1945 r.

Ze wspomnień Stachiewicza można odnieść wrażenie, że Śmigły-Rydz nigdy nie lekceważył niemieckiego zagrożenia pancernego i lotniczego. O tym świadczyła zresztą strategia wojny bez walnej bitwy, polegającej na kupowaniu czasu. Stachiewicz niestety o tym nie pisze, ale wojsko II RP opracowało skuteczniejszą doktrynę walki z czołgami niż armie państw Zachodu. Dobre działa przeciwpancerne Boforsa, wspomagane działami 75 mm, karabinami przeciwpancernymi oraz minami, a także improwizowanymi środkami przeciwpancernymi. Gdy czytamy opis typowego wrześniowego starcia widzimy zwykle taką sytuację: Niemcy rzucają na nasze pozycje pięć czołgów. Wszystkie zostają zniszczone lub uszkodzone. Parę godzin później Niemcy nadchodzą z 50 czołgami. Co z tego, że rozwalamy im kolejne 5 czy 10, jak pozostałe obchodzą nas jak mrowie, a do tego walą do nas sztukasy i ciężka artyleria. Stachiewicz przypomina jak niemiecki system okazał się skuteczny w bitwie pod Sedanem w 1940 r. - 25 km odcinek szerokiej rzeki został tam obsadzony przez 5 dywizji francuskich, mających do dyspozycji bunkry znajdujące się co 150 m. I Niemcy taką obronę przełamali już pierwszego dnia walki, tworząc przyczółki po drugiej stronie Mozy. Problemy z zatrzymywaniem niemieckich czołgów mieli jeszcze choćby Amerykanie w lutym 1943 r. w Tunezji. Oczekiwanie, że Blitzkrieg zostałby powstrzymany już w Polsce jest szczytem infantylizmu.


Dlaczego więc II RP nie stworzyła własnych dywizji pancernych? Bo nie było nas na to stać. I Stachiewicz precyzyjnie to wyjaśnia. "Fox, ty sanacyjny socjalisto, jak możesz tak pisać, przecież brygada kawalerii była droższa w utrzymaniu od brygady zmechanizowanej, co wykazał już generał Sikorski?!". Zwolennicy tej tezy pomijają jeden, ekstremalnie ważny czynnik: mobilizację. Podczas mobilizacji wcielano do armii nie tylko ludzi, ale również pojazdy. W Polsce było mnóstwo koni, ale mało samochodów. Zwłaszcza zdatnych do przewożenia wojska. Było też mało rezerwistów potrafiących prowadzić samochód. Tej bariery nie dało się przeskoczyć. Ale mimo to rozwijaliśmy własne wojska pancerne, na tyle na ile mieliśmy na to możliwości. Za czasów Śmigłego-Rydza gruntownie zmieniono też politykę motoryzacji kraju - przestano traktować samochody jako luksus do opodatkowania i zaczęto uruchamiać licencyjną produkcję nowoczesnych modeli zagranicznych. W 1939 r. mieliśmy dwie brygady kawalerii zmotoryzowanej, które dobrze sprawdziły się w boju oraz bataliony czołgów przydzielone do poszczególnych armii. W 1940 r. mieliśmy mieć dwie kolejne brygady kawalerii zmotoryzowanej. Czy to świadczy o lekceważeniu wojsk pancernych? Niemcy stracili podczas walk w Polsce kilkaset czołgów i samochodów pancernych (padają różne liczby, a chaos w tej kwestii jest związany z tym, że wiele wraków Niemcy ściągnęli później z pobojowisk i wyremontowali) czy to świadczy o tym, że lekceważyliśmy ich siły pancerne?

Stachiewicz przekonuje, że Kampania Polska została przegrana na Zachodzie, przez generała Gamelina. Przekonywał on stronę polską, że chce nadać armii francuskiej bardziej ofensywnego ducha i że ofensywa na Zachodzie ruszy 15 dni po mobilizacji, czyli 16 września. Później mówił o opóźnieniach, i że przełamanie Linii Zygfryda zacznie się 21 września. Stachiewicz szczegółowo analizuje jego wspomnienia, niemieckie i francuskie dokumenty i nie ma wątpliwości, że Francja dała wówczas d... na całej linii. Linia Zygfryda nie była w całości nawet obsadzona i Francuzi bez żadnego problemu by ją przełamali. Niemcy nie zdołaliby przerzucić tam szybko sił z frontu polskiego - zniszczenia w infrastrukturze kolejowej im w tym przeszkadzały. Stachiewicz przytacza też ciekawą relację mówiącą o tym, że RAF chciał bombardować Niemcy we Wrześniu '39, ale Francuzi mu to wyperswadowali obawiając się o odwetowe niemieckie bombardowania swoich fabryk. Generał Carton de Wiart, szef brytyjskiej misji wojskowej w Polsce, powiedział Stachiewiczowi: "Wstydzę się za mój rząd". 

Stachiewicz omawia też sprawę przekroczenia granicy rumuńskiej przez Naczelnego Wodza. Przytacza relację jednego z przyjaciół Rydza-Śmigłego, o tym że marszałek polecił zebrać pięciu oficerów sztabu, do przebicia się do wojsk polskich pod Lwowem. Przyjaciel zwrócił uwagę Śmigłemu, że "sześć osób to za mało jak na wojsko, a za dużo jak na konspirację". "Masz rację, trzeba się przedrzeć w dwie osoby" - odpowiedział Śmigły. Tyle o "tchórzostwie" Naczelnego Wodza. Stachiewicz przytacza też relację z posiedzenia rządu, podczas której Beck połączył się telefonicznie z rumuńskim ministrem spraw zagranicznych Gafencu, a ten zapewnił prawo przejazdu dla polskich władz przez Rumunię. Gafencu mówił, że problem byłby z Naczelnym Wodzem, ale dałoby się to jakoś załatwić. Stachiewicz poprosił Śmigłego o samolot, by mógł dostać się do Lwowa. Śmigły odparł - po chcesz tam lecieć, skoro będziemy razem odtwarzać armię we Francji? Gen. Faury, szef francuskiej misji wojskowej, wskazywał zaś w swoim liście, że Wojsko Polskie mogło się jeszcze skutecznie bronić przed Niemcami, ale sowiecka agresja pokrzyżowała możliwości obrony i że Śmigły-Rydz będzie mógł odtwarzać armię u boku Francuzów i Brytyjczyków.

Stachiewicz zwraca uwagę, że dostanie się Śmigłego-Rydza do Francji było o tyle ważne, że znał on szczegóły uzgodnień z sojusznikami. Gdy Naczelnym Wodzem został Sikorski, dotarł do niego płk Jaklicz i przekazał mu umowy wojskowe z Francją. Sikorski nawet nie wiedział, że takie umowy istniały! Gdy tragikomiczna komisja ds. zbadania odpowiedzialności za klęskę wrześniową przesłuchiwała oficerów Sztabu Naczelnego Wodza, nie mogła uwierzyć, że istniała polsko-francuska umowa międzysojusznicza. Jak się okazało, zniknęła ona z archiwów!

Stachiewicz sam miał przykre przejścia z pajacami od generała Sikorskiego. Po ucieczce z rumuńskiego obozu internowania, wysłano go do Algierii, gdzie miał być mieszkać w jakiejś mieścinie. Tak jakby unikalna wiedza o Kampanii Polskiej nie była im do niczego potrzebna. Ludziom Sikorskiego jakoś nie przyszło do ich pustych łepetyn, że były Szef Sztabu Głównego mógł mieć np. wiedzę o złamaniu Enigmy, więc pozostawili go pod jurysdykcją niemieckich sojuszników z Vichy. Dopiero gdy do Algierii wkroczyli Amerykanie, nowe władze uwolniły Stachiewicza i pozwoliły mu udać się do Londynu. 

Różni korwiniści i duponarodowcy jojczą, że to wielka szkoda, że w 1939 r. lub wcześniej nie zabito "sanacyjnych generałów odpowiedzialnych za klęskę". A moim zdaniem, generała Sikorskiego należało zabić 4 lata wcześniej - uniknęlibyśmy przez to wielu błędów, draństw i tragedii w okresie wojny.




We wspomnieniach Stachiewicza znalazła się też szokująca informacja dotycząca z czasów internowania w Rumunii. Napisał on, że zawiązała się grupa oficerów planujących stworzenie oddziałów polskich u boku Sowietów. W grupie tej były tak zasłużone postacie jak generał broni Leon Berbecki (ciekawa biografia: armia rosyjska, wojna z Japonią, Legiony, Polnische Wehrmacht, 1920 r. - ale w swoich wspomnieniach napisał mnóstwo głupot) i płk Tadeusz Kossakowski (armia rosyjska, dowborczyk, POW, spec od broni pancernych, PSZ na Zachodzie, cichociemny, powstaniec warszawski). Co ciekawe na dowódcę Polskiego Legionu w Sowietach typowali płka Jana Kowalewskiego, czyli współtwórcę naszego zwycięstwa wywiadowczego z 1920 r.! Wyobraźcie to sobie: na kilka tygodni po sowieckiej inwazji na Polskę, grupa zasłużonych oficerów chce tworzyć w ZSRR Legion Polski pod dowództwem asa naszego wywiadu! I żaden historyk tego nie bada!

(Jeśli informacja o Kowalewskim w tym kontekście Was nie zelektryzowała, to przeczytajcie sobie zlinkowany poniżej wpis.)

Flashback: Niepodległość - Głębokie Państwo Polskie

***

Miałem ostatnio całą masę lektur partyzanckich, dotyczących szczególnie wojny na Kielecczyźnie (szczególnie polecam wspomnienia Antoniego Hedy-Szarego - jest tam też ciekawie o Wrześniu '39), a także kilka pozycji o Kampanii Polskiej.

Ostatnią, którą przeczytałem była "Szosa Piotrkowska" Leszka Moczulskiego - "Żółty Tygrys" z lat 60-tych. Pięknie napisany i w dobry sposób tłumaczący serię bitew od Krzepic i Mokrej aż po warszawską Ochotę. Był taki film: "Gdyby ulica Beale umiała mówić". U nas trzeba by zrobić "Gdyby Szosa Piotrkowska umiała mówić".

***

Jak myślicie, co by się stało gdyby Fucksyniuk żył w czasach II RP i nazwał wówczas w mediach polskich żołnierzy "śmieciami"? Zapewne w środku nocy złożyłoby mu spontaniczną wizytę kilku oficerów odznaczonych VM i urządziło jak Jerzego Zdziechowskiego. Po opatrzeniu na SORze zostałby wysłany do Berezy, a po drodze konwojenci spuściliby mu wpierdol jak Hermanowi Liebermanowi i kazali mu przepraszać polską ziemię całując ją. 

No ale sanacyjna II RP była czasem straszliwego autorytaryzmu. Nie to co arcydemokratyczna i arcylibkowska III RP w której żadni "nieznani sprawcy" nie gnębili opozycji demokratycznej (nie licząc śrub odkręcanych w kołach samochodowych w pierwszej połowie lat 90.). Nie gnębili bo oczywiście byli zajęci zleceniami na premiera Piotra Jaroszewicza czy generała Petelickiego.

Ale nie o "nieznanych sprawców" tutaj chodzi. Tym, na co powinniśmy zwrócić uwagę jest wojna psychologiczna prowadzona przeciwko Polsce, której celem jest zniszczenie naszego morale. Tak, byśmy w przypadku ewentualnej agresji zbrojnej byli równie gotowi psychicznie do obrony jak Francuzi w 1940 r. Ta operacja jest prowadzona już od zarania III RP, ale kryzys na granicy białoruskiej wyraźnie zaktywizował agenturę. Mamy więc kretyńskie opowiastki o "głodujących uchodźcach z Afganistanu", za którymi przez kilka tysięcy kilometrów podążał rasowy, drogi kot. Mamy pielgrzymujących nad granicę bojówkarzy z chuj wiadomo przez kogo finansowych fundacji. Mamy ekologów płaczących, że leśne zwierzątka mogą się zaplątać w concertinę. Mamy osłów i oślice pajacujących nad granicą i grożących polskim żołnierzom. Robiących tę szopkę wbrew stanowisku Brukseli, Merkel a nawet sporej części własnego elektoratu. Totalne zidiocenie czy element duchowej kolonizacji?

Najbardziej mnie rozwaliło uaktywnienie się "Grupy Performatywnej Chłopaki". Zrobiła ona "manifest" mówiący, że w razie agresji wroga nie będzie przelewać krwi za Ojczyznę, bo brzydzi ją wojna. (No ja też pewnie nie biegałbym z karabinem po lesie - bo jestem już na to za stary. Najlepiej nadawałbym się do propagandy albo na analityka do służb - zakładając oczywiście racjonalność przydziałów. Ale jakbym miał wybrać przydział bojowy, to chętnie zostałbym operatorem drona. Nazwałbym swojego Bayraktara "Witold Repetowicz" :)) Poza tym na jej wallu rozstrząsane są problemy takie jak: "jak nazywasz swojego penisa?", "wszystkie penisy są piękne", "mam obrzezanego", lub "czy dotykacie się i masujecie?". Zwróciłem więc tej Grupie Performatywnej uwagę, że stanowiłaby świetny Legion Tebański. Każdy wróg bałby się, że zajdą go oni od tyłu. Wyobraźcie sobie specnazowców Łukaszenki spieprzających na myśl o tej perspektywie...




25 komentarzy:

  1. Jesteś pewien, że chodziło ci o Legion Tebiański: https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/historia-swietego-legionu/ - nie wiem dlaczego, co i jak Cię do tego skłoniło, aby ten legion tu wrzucić...

    Śmiem twierdzić, że bardziej pasowałby tu tzw. Święty Zastęp z Teb - zobacz to: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/12/29/swiety-zastep-z-teb-trzystu-homoseksualnych-wojownikow-ktorzy-zdolali-rozgromic-niepokonanych-spartan/

    OdpowiedzUsuń
  2. W Europie wojen konwencjonalnych już raczej napewno nie będzie. Mogą być wojny nominalistyczne w przestrzeni internetu (meme wars, zorganizowana trollerka itp), poza tym bycie gejem stało się modne i opłacalne. Można być zawodowym gejem-celebrytą i nieźle z tego żyć jako przełamywacz stereotypów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie najbardziej bawi epidemia religijności, jaka zawsze wybucha na lewicy w sytuacjach związanych z "uchodźcami". Jak tylko zobaczą na ekranie kilka śniadych twarzy przybyłych z Bliskiego Wschodu, od razu nawracają się i ciągle powołują na chrześcijaństwo, a nawet zaczynają szanować polską tradycję, w postaci "gościnności".

    Świętym miejscem tych nowych chrześcijan jest miejscowość Usnarz Górny. Od kilku tygodni mają tam miejsce objawienia w postaci "uchodźców", co natychmiast spowodowało falę pielgrzymek i procesji z darami, jakie ślą wierni z całej Polski.
    Niestety, laicko-faszystowki rząd PiS niczym Neron rozpoczął prześladowania wiernych oraz zamknął Usnarz Górny dla pielgrzymów. Na nic się to zda, a męczeństwo oddzielonych drutem uchodźców tylko umocni wiarę.
    mb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celne:). Dodajmy jeszcze do tego nadreprezentację wśród wyznawców kultu ''nachodźców'' zwolenników zabobonu genderyzmu, wierzących w magiczną moc słowa, pozwalającą im jakoby zakląć rzeczywistość np. zmianą płci wedle życzenia.

      Usuń
    2. Obawiam się, że "uchodźcy" nie podzielają wiary swoich obrońców w równość płci, orientacji i gatunków. No chyba że wezmą udział w rekolekcjach u x. Szymona Niemca z Bractwa Św. Anusa, gdzie zgłębią tajniki teologii-proktologii. Odwiedzał ich już x. Lemański, ale co on ich nauczy? Mimo że otwarty i nowoczesny aż do bólu, brakuje mu jeszcze rewolucyjnej praktyki. Chyba, że o czymś nie wiemy.

      Usuń
  4. Dobre, trza orać ''kocopały różnych "demaskatorów zbrodniczej polityki Becka i Rydza" takich jak Zychowicz, który lansuje anachroniczne koncepty politycznych przegrywów w typie Studnickiego czy Cata-Mackiewicza, i bezczelnie nazywa to ''polityką realną''. To samo niestety tyczy reprezentującego o wiele wyższy poziom Krzysztofa Raka, porażonego niestety ''czechozą'' czyli opcją B germanofilów. Sadzi przez to farmazony o jakoby współpracy z Hitlerem ''sanacyjnych zbirów'' przy rozbiorze Czechosłowacji, tak jakby nie wiedział jako znawca dyplomacji, że można by o tym mówić dopiero podczas zajęcia stricte czeskich ziem etnicznych przez III Rzeszę w marcu '39. Jesienią '38 argumenty Hitlera mogły zaś jeszcze wydawać się zasadne, stanowiąc mocną korektę wprawdzie wersalskiego porządku, ale wciąż nie jego obalenie - dopiero po zajęciu Pragi przez Wehrmacht jasnym stało się, że plany fuhrera wykraczają daleko poza prosty ''rewizjonizm'' Traktatu Wersalskiego i czysto niemieckie rewindykacje narodowościowe:

    ''Decyzja Hitlera o zajęciu Czech i Moraw była – jak zauważają Marek K. Kamiński i Michał J. Zacharias w „Polityce zagranicznej II Rzeczypospolitej 1918-1939” nowością w jego działaniach.

    „Dotychczas przywódca III Rzeszy przeprowadzał wszelkie zmiany graniczne w Europie pod hasłem jednoczenia narodu niemieckiego. Obecnie włączając do Rzeszy Czechów, a więc naród nie mający z punktu widzenia etnicznego żadnego związku z Niemcami, Hitler (...) porzucił dotychczasową narodowo-ideologiczną płaszczyznę swoich akcji i zaczął postępować jak imperialista” - piszą historycy.''

    https://dzieje.pl/aktualnosci/75-lat-temu-wojska-niemieckie-wkroczyly-do-pragi

    - ściśle wtedy ujawnił swe od dawna żywione zamiary, ale obszernie omawiałem to we wpisie o czeskim naziście Beneszu, gdzie obficie cytuję badaczy, którzy obalają wszelkie proczeskie kocopały, więc nie będę się powtarzał. Tymczasem Rak z Żerką próbują oceniać zamiary Hitlera z perspektywy polityki Bismarcka, nieaktualnej już w trakcie I wojny światowej, szkoda gadać - wszyscy oni zasługują raczej na miano ''niedorealistów''. Co nie znaczy, że nie należy wytykać błędów sanacji, które owszem były np. spóźniona zdecydowanie mym zdaniem decyzja o budowie COP, ale sposób w jaki oni to robią jest zazwyczaj żenujący, choćby jak u Ziemkiewicza, który cała krytykę Piłsudskiego oparł na rzekomym sprzeniewierzeniu się przezeń swymi dyktatorskimi metodami rządów ''dziedzictwu polskiego republikanizmu'', gdy to dyktatura jest w istocie arcyrepublikańską instytucją! Doprawdy nie pojmuję, co ci ludzie mają w głowach, by tak bezczelnie łgać w żywe oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajęcie Zaolzia to był odbiór tego co Czesi zabrali w czasie wojny z bolszewikami, a taki Putin ciągle to wypomina w sprawie ludobójczego paktu Hitler-Stalin. Więc co, gdybyśmy nie odzyskali Zaolzia nie byłoby tego paktu?

      Jeśli chodzi o błędy sanacji, to całkiem błędnie rozgrywali kwestię ukraińską. Z jednej strony takie "podgryzanie" ludu ukraińskiego jak choćby sprawa cerkwi, polonizacji itd., a z drugiej dupowate traktowanie nacjonalistów-terrorystów, np. dziwaczne amnestie po mordzie Pierackiego. Przecież taki Bandera nie powinien był dożyć wojny, czemu nikt mu nie palnął w dyńkę w 1939, tylko go wypuścili?
      II RP potrafiła podgryzać cały naród ukraiński wywołując tym nienawiść, a nie potrafiła zlikwidować terrorystów.

      Usuń
  5. Fajnie, że drążysz temat prawdziwej ''wojny ludowej'' jaka miała miejsce na naszych ziemiach w czasie wojny, w tym na mojej Kielecczyźnie. Nadęciem pseudopatriotycznym o ''Wyklętych'' vel ''Niezłomnych'' przykryto istotę tych wydarzeń, które zasadzały się na oporze polskiej wsi przeciwko sowieckiej kolektywizacji, to iż nie przybrała ona takich rozmiarów jak w ''ojczyźnie światowego proletariatu'' czy nawet sąsiednich demoludach, zawdzięczamy w decydującym stopniu śmiem twierdzić właśnie partyzantce antykomunistycznej w czasie wojny i tuż po. Poza tym opór warstw ludowych przeciwko rządom komunistów od początku je delegitymizował, czego świadomy był Gomuła i jego słynne słowa o sowieckich bagnetach, bez których nie sposób było utrzymać się komuchom u władzy. Z drugiej nie wyklucza to wcale uznania dla pewnych aspektów tego kalekiego tworu Układu Jałtańskiego, jaką była Polska ''Ludowa'' tylko z nazwy jak widać, jako to walka polskich żołnierzy z Hitlerem, siłą często wcielonych do prosowieckich wojsk, którym nie udało się wyjść wraz z armią Andersa z ''raju krat''. Wcale więc nie musi oznaczać to niebezpiecznej relatywizacji, czy sympatii dla jawnych sowieckich agentów typu Bierut czy Jaruzelski, w każdym razie temat wart podrążenia.

    ''Totalne zidiocenie czy element duchowej kolonizacji?''

    - jedno i drugie, trudno się zresztą temu dziwić biorąc pod uwagę jak znaczne fundusze i światowe persony są w to zaangażowane, drobną jedynie próbkę omawiam w najnowszym wpisie, po tym com się przy okazji dowiedział nie dziwi mnie już skala tego pierdolca, raczej to, że cała para na szczęście i tak mimo wszystko idzie raczej w gwizdek póki co, oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesujący artykuł. Odzyskujesz formę. Brawo Ty.
    "Gen. Faury, szef francuskiej misji wojskowej, wskazywał zaś w swoim liście, że Wojsko Polskie mogło się jeszcze skutecznie bronić przed Niemcami, ale sowiecka agresja pokrzyżowała możliwości obrony"
    No właśnie. Od lat czytam Twoje artykuły o Kampanii Wrześniowej i niezmiennie zadaje sobie to samo pytanie. Czy Polska miała choć cień szansy w walce ze szwabami, gdyby nie zaatakowały nas kacapy ?
    O Fuckcyniuku, to zdaje się że Kiszczak dawał delikatnie do zrozumienia, że z tamtego to żaden opozycjonista tylko ubecka wtyka. Na co zresztą wskazuje jego życiorys po 89 roku. Dostał duży kredyt bez zabezpieczenia i otworzył formę logistyczną. Po prostu kupił tiry.
    Ja w 90 roku wraz z kumplem chciałem też wziąć kredyt na około 1000 baksów aby pojechać do szwabów i kupić używane autko do późniejszego przehandlowania w Polsce. W banku nawet nie chciano o tym słyszeć. To był styczeń 1990. Takie są realia.
    To co mnie niepokoi oraz wkurza, to fakt, że ta banda komuchów, ubeków i złodziei, wprost mówi o fizycznej eliminacji ich przeciwników. Tu się zapala czerwona (nomen omen) lampka.
    To jest na tyle niepojące, że chyba powinno się przedsięwziąć jakieś działania uprzedzające i wyeliminować ich wcześniej, bo później będziemy tego bardzo żałować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuckcynik i reszta nie rozliczyła kasy solidarności - nawet jest o tym film jak kasę przekręcali. Nawet kler był w tym umoczony - między innymi arcybiskup Henryk Gulbinowicz.

      Usuń
    2. ś.p. Witold Michałowski opowiadał mi jak jeden były esbek działający w branży transportowej twierdził, że był oficerem prowadzącym Frasyniuka i siedział przez to w więzieniu w III RP

      Usuń
  7. Ksiażka Stachiewicza najtaniej za 300 złotych...musiałem posłużyć się gryzoniem.
    Poczytam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolega autor napędził sprzedaż
    Ale żeby takie tytuły nie były powszechnie dostępne, ech...

    OdpowiedzUsuń
  9. @Chehelmut
    Jak czytałem, życie układa Ci się znakomicie. Bzykając ruskie dziwki, zakąszasz kawiorem i popijasz go szampanem. I tak trzeba spędzać życie. Brawo Ty :p .
    Zgaduję, że sporo pracy kosztowało Cię opracowanie tylu nazwisk. Świetna robota.
    Czytając to co napisałeś i łącząc kropki z wieloma innymi faktami i historiami, to przyszłość jawi się ... delikatnie mówiąc, nieciekawie.
    Z uwagi na niemożność zrobienia i zmienienia czegokolwiek, chyba nie warto tym się smucić, tylko cieszyć życiem dopóki się da. No i oczywiście "jebać biedę" jak brzmi naczelne hasło Paczesia.
    PS. Ja od dawna nazywam liberałów komuchami, bo między starymi komuchami, a liberałami jest jedynie granica wieku, a poglądy niemal takie same.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zobaczcie bieżące wpisy Cenckiewicza na Fejsie, też jedzie po Becku.

    Przemko

    OdpowiedzUsuń
  11. W sumie też grubą sprawą jest, że "ktoś" wydał /rozpowrzechnił rozkaz, żeby z Sowietem nie walczyć. Jak wiem, nie wszyscy się do tego dostosowali, ale "ktoś" miał plany.

    OdpowiedzUsuń
  12. Foxie, konie w WP miały się dobrze, bo istniało bardzo skuteczne lobby:
    Lista członków Towarzystwa Zachęty Do Hodowli Koni
    https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/107867?id=107867&from=FBC
    .
    Tam szły pieniądze nie tylko z wojska. Więc oderwanie tych ludzi od koryta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz skutek z przyczyną - na potrzeby mobilizacji potrzebne były tzw. konie remontowe. Wojsku zależało na tym, by mieć je dobrej jakości a nie jakieś zabiedzone stare szkapy oddawane przez chłopów z Polesia. Więc wojsko wspierało prywatne hodowle koni.

      Usuń
    2. Wojsku były potrzebne samochody, a nie konie, szczególnie że samochody były tańsze. Ale, jakoś to nie szło :)

      Usuń
  13. W 39 mój dziadek pojechał wozem do Torunia po mąkę jak wracał na drodze dopadli go niemcy a że był piekarzem zabrali go w głąb Rzeszy i przez wojnę piekł im chleb.Kiedyś jak niemcy kuli konie jeden z nich zapytał dziadka czy wy w Polsce też podkowy kujecie konią, na co dziadek powiedział że mamy ich tyle że nie i jak nogi zetrą do kolan bierzemy następnego
    Opowiadał że ciężki wjeb jak Niemiec zrozumiał żart bo wszyscy co tam stali wybuchli śmiechem

    OdpowiedzUsuń
  14. Szukałem zdjęć black wather wiszących na moście we Faludzy ,Fox wiesz że ci je zabrali ze strony ?
    Bo miałeś a zostały puste okienka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się - przy hotlinkowaniu. Filmy z Youtube też znikają.

      Usuń
  15. Warto weryfikować różne bzdury dotyczące Września. Inaczej skończymy między pieprzeniem "jakie piękne samobójstwo", a "Lotną". Inną sprawą są jawne kłamstwa uczestników tamtych wydarzeń. Wspomnę chociażby o bombardowaniu Gdańska w 39 przez wodnosamoloty z Pucka, co opisywałeś za Ciekawostki Historyczne.org. byłem 4 lata temu w muzeum MDLot w Pucku i podpytalem o ten temat ludzi stamtąd. Wyszło, że historia jest zmyślona przez uczestnika tego lotu, o co pretensje mieli do niego koledzy z dywizjonu. Kolesie z muzeum przewertowali dokumenty w archiwum Gdańska i nekrologi. I nie było tam żadnej wzmianki o zgonach spowodowanych bombardowaniem.
    Swoją drogą polecam to muzeum. Ludzie zrekonstruowali samolot do stanu już teraz chyba latającego. Dużo artefaktów. Zaangażowani byli w wydobycie resztek wodnoplatow z zatoki Puckiej.

    Marynarz

    OdpowiedzUsuń