sobota, 10 grudnia 2011

Frankfurckie impresje


Byłem we Frankfurcie nad Menem i miałem nawet okazję wziąć udział w konferencji Draghiego. Przyznam, że ludzie decydujący o polityce monetarnej mają poczucie humoru (Draghi: "Dyskusja była ożywiona. Ale weźcie poprawkę na to, że jesteśmy bankierami centralnymi", "Odpowiedzi na pańskie pytania to: Nie, nie i być może" :). Miałem okazje poznać też ich racje w sporze o ratowanie eurolandu.  Jak zwykle również poczyniłem wiele spostrzeżeń kulturowych, historycznych i społeczenych :) Frankfurt sprawia dosyć dobre wrażenie, choć miejscami jest równie chaotyczny architektonicznie jak Warszawa:  wieżowce (robiące wrażenie) sąsiadują ze zrekonstruowaną starówką, na której akurat odbywają się klimatyczne bożonarodzeniowe jarmarki (chodziło się tam na grzańca:). Sam budynek EBC i jego okolice nie sprawiają jednak "imperialnego" wrażenia. Co więcej, na skwerze pod tym biurowcem, wokół litery ,,E" ulokowało się miasteczko namiotowe oburzonych wyglądające jak slumsy. Złośliwi mówią, że tak wygląda przyszłość eurolandu...


Przyszła mi w związku z tym do głowy polska dygresja: u nas różne mędrki biadoliły, że namiot Solidarnych przed Pałacem Namiestnikowskim oraz kilka babć pod Krzyżem "kompromituje nas na całą Europę". Straż miejska HGW zbierała stamtąd nawet kwiaty i znicze bo "zaśmiecały miasto". A jak widać - miasteczko namiotowe w całym sercu strefy euro, nie przeszkadza władzom Frankfurtu, Niemiec i UE, mimo że wygląda dużo mniej estetycznie niż namiot Solidarnych. Może tam inaczej rozumieją demokrację? 

Sami oburzeni zresztą to ciekawi ludzie. Z ich ulotki wynika, że uznają oni EBC za jedyną instytucję mogącą uratować strefę euro - i de facto popierają postulaty Timothy Geithenera dotyczące rozszerzenia  mandatu EBC.


Odwiedziłem również Bundesbank. Budynek robi wrażenia - gmach z lat '70-tych przywodzący na myśl czasy Willy Brandta i Gehlena. A po korytarzach snuje się tam duch marki zachodnioniemieckiej. Obok ciekawe muzeum pieniądza. Jedyna chyba tego typu placówka, gdzie można pogłaskać krowę :) Ale to też instytucja Bundesbanku, w której dowiedziałem się tam trochę m.in. o wymianie walutowej z 1990 r., która zmieniła gospodarkę dawnego NRD w obszar skazany na wieczne przyjmowanie subsydiów Kohl wyznaczył kurs wymiany marki NRD na markę RFN na 1:1. To wykończyło przemysł NRD - Trabant kosztował dzięki temu tyle, co nowe BMW. Podatnicy z zachodnich landów wrzucili potem w ratowanie dawnego NRD znacznie więcej niż w pomoc dla Grecji. Jak widać Niemcy też podejmują głupie decyzje a kursy wymiany mają ogromne znaczenie. 

1 komentarz:

  1. Witam ,

    Dosc czesto bywam we Frankfurcie i faktycznie tak jak piszesz miasto nie wygląda az tak "swiatowo" jak sie wydaje osobom ktore tam nie byly. Downtown takie sobie, ryneczek ladny ale przy wroclawskim , krakowskim to wyglada jakby byl z jakiego powiatowego miasteczka ...

    pozdr
    vast

    OdpowiedzUsuń