Powyżej: Demonstracje organizowane w Poznaniu przez Jana Szataniaka, aktywistę satanistycznego.
Ilustracja muzyczna: Girei (Pain's Theme) - Naruto Shipunden OST
Siedziba Bractwa św. Pafnucego, klasztor św. Pafnucego, Senkt Pafnutz, Węgry
W kaplicy o sklepieniu pokrytym freskami aniołów walczących z demonami zebrali się członkowie Bractwa św. Pafnucego – grupa mężczyzn w czarnych habitach z wyhaftowanym krzyżem, o twarzach naznaczonych determinacją i ascetycznym skupieniem. Przed ołtarzem stali dwaj dostojni hierarchowie: arcybiskup Péter Erdő, prymas Węgier, w bogato zdobionej mitrze, oraz kardynał Gerhard Ludwig Müller, emerytowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary, którego oczy błyszczały surowym. Na stopniach ołtarza ułożono broń bractwa – miecze, sztylety i nowoczesne karabiny szturmowe oraz snajperskie, symboliczne narzędzia ich świętej misji. Arcybiskup Erdő uniósł kropidło i zaczął błogosławieństwo: „Niech Pan uzbroi was w moc Ducha Świętego, byście w Jego imieniu pokonali zło tego świata”. Krople wody święconej spadały na ostrza i lufy, lśniąc w blasku świec. Kardynał Müller dołączył, kładąc dłonie na głowach klęczących braci i ich broni: „Idźcie w imię Chrystusa, Zgładźcie największego satanistę, sługę ciemności, który zagraża duszom wiernych. Niech wasza misja będzie mieczem sprawiedliwości Bożej”. Bracia powstali w milczeniu, ich oczy płonęły fanatycznym ogniem. W powietrzu unosił się zapach kadzidła i poświęconej wody. Gdy wychodzili w noc, klasztor zdawał się drżeć od ich kroków – armia wiary ruszała na wojnę z najgorszym wcieleniem Szatana.
***
W tym samym czasie, w studiu radiowym w centrum Warszawy, przy okrągłym stole siedzieli trzej goście pod jarzeniowymi lampami. Na ścianie wisiał plakat z logo popularnej liberalnej rozgłośni, a na stole mikrofony, słuchawki i butelki wody.
Redaktor Tomasz Kapciowy, liberalny katolik o poważnej twarzy i starannie przyczesanych włosach, prowadził dyskusję z entuzjazmem intelektualisty. Naprzeciw niego siedział Bengal - charyzmatyczny muzyk deathmetalowy z długimi czarnymi włosami, tatuażami i czarną koszulką z pentagramem. Obok niego zasiadł Jan Szataniak, aktywista satanistyczny z Poznania, w prostym czarnym swetrze, z poważną miną ideowca, który regularnie organizuje pikiety przeciwko temu, co nazywa "komercjalizacją diabła".
Rozmowa toczyła się żywiołowo. Bengal, z demonicznym uśmiechem, pochylał się do mikrofonu: - Ja nie żartuję! W wieku sześciu lat zabiłem swoich starych – ojca i matkę – a potem... no wiecie, zgwałciłem ich zwłoki na ołtarzu Szatana. Blood everywhere! Uciekłem ze szpitala dla wariatów, bo tam chcieli mnie zamknąć za moją misję. Teraz sieję chaos i zniszczenie na chwałę Mrocznego Władcy! Ave Satan!
Jan Szataniak aż poczerwieniał z oburzenia, waląc pięścią w stół: - To jest właśnie problem! Ty pozerze! Szatan to dla nas bóstwo ciemności, symbol wolności, buntu przeciwko tyranii Kościoła i kapitalizmu. A ty robisz z Niego gadżet na koszulkach i płytach! Komercjalizacja satanizmu to zdrada! Ja organizuję pikiety przeciwko takim jak ty – bo sprzedajesz duszę za kasę od korporacji muzycznych!
Kapciowy słuchał z zainteresowaniem, kiwając głową i notując coś w zeszycie. W końcu wtrącił się łagodnym, refleksyjnym tonem - Panowie, to fascynująca dyskusja. Dialog z satanizmem, nawet w takiej formie, wpisuje się w ducha Soboru Watykańskiego II – otwartość na inne światopoglądy, poszukiwanie prawdy w rozmowie. Polscy hierarchowie, niestety, tego przesłania często nie rozumieją. Zamykają się w dogmatach, zamiast budować mosty. Dziękuję za tę szczerość – to krok ku wzajemnemu zrozumieniu.
Nagle drzwi studia radiowego wyleciały z hukiem. Do środka wpadła grupa członków Bractwa św. Pafnucego. Bez słowa rzucili się na Tomasza Kapciowego. Pierwszy cios powalił go na podłogę – krzesło przewróciło się z trzaskiem. Leżąc, próbował się zasłonić, ale bracia zaczęli go kopać ciężkimi butami, celując precyzyjnie w krocze.
- Ojejciu jejciu! O kurczę blaszkę! Moje jajeczka! Nie spłodzę już kolejnych ośmiorga dzieci! - skarżył się Kapciowy.
Jeden z braci, z groźną miną, ryknął: „Milcz, pomiocie Szatana!” i spryskał go obficie wodą święconą prosto w twarz.
Bengal, siedzący z boku, uniósł nieśmiało rękę, blady jak ściana: - Ale... to ja tu jestem największym satanistą...
Brat odwrócił się do niego z pogardą: - Zamilcz, halloweenowy przebierańcu! Z ciebie taki satanista jak ze stróżykowej dupy trąba! Chodziłeś do szkoły muzycznej i grałeś w boysbandzie!
Przestraszony Szataniak skulił się kącie i zmawiał Litanię Loretańską...
Nagle Kapciowy przestał udawać liberalnego katolika. Jego głos zmienił się w głęboki, chrapliwy ryk: - Szatanie, uratuj mnie! Szatanie ratuj!
Woda święcona zaczęła dymić na jego skórze, jakby paliła – czerwone pęcherze pojawiły się na czole i policzkach.
W tym momencie transmisja radiowa została przerwana. Na antenie rozległ się poważny głos spikera: "Przepraszamy za zakłócenia. Nadajemy ważny komunikat. Zdobyliśmy ekskluzywny komentarz Szatana z jego rezydencji w Sosnowcu. Stwierdził on, cytuję: "Tomasz Kapciowy nie jest antychrystem. Ale kocham go jak syna!"
***
W małej salce parafialnej przy jednym z warszawskich kościołów, oświetlonej bladym światłem jarzeniówek, siedziała przy stoliku grupka chrześcijańskich feministek. Zuzanna Rabin, intelektualistka w okularach i lnianej bluzce, gestykulowała żywiołowo. Obok niej Jola Szołajska, hipster-katoliczka z kolorowym szalem i tatuażem krzyża na nadgarstku, kiwała głową z entuzjazmem. Naprzeciwko trans-kobieta, aktywistka w kwiecistej sukience, słuchała z poważną miną. Rozmowa płynęła wartko, choć bez większego sensu.
- Wiecie, BLM to jest dokładnie to, czego potrzebuje Kościół – walka z systemowym rasizmem, białym przywilejem... A patriarchat? To samo zło co kolonializm!” – mówiła Zuzanna.
- Tak, tak! Feminizm jest ewangeliczny! Jezus był feministą, łamał patriarchalne normy. A inkluzja trans osób to czysta miłość bliźniego! – dodała Jola, popijając herbatę z eko-kubka.
Trans-kobieta kiwała głową: - Dokładnie, biały przywilej blokuje prawdziwą sprawiedliwość społeczną w Kościele...
Nagle drzwi salki otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł emerytowany arcybiskup generał Guć – rosły, rumiany starszy pan w sutannie z rzędem orderów, z kumplami w podobnym wieku, niosącymi torby, z których wystawały butelki. Guć rozejrzał się i parsknął śmiechem: - Ktoś zamawiał kurwy?
Arcybiskup machnął ręką: - Wypierdalać stąd dziwki, bo was ekskomunikuję! My tu mamy ważne spotkanie.
Zuzanna wstała dzielnie: - Dość ulegania patriarchalnemu Kościołowi! Nasz kościół feministyczno-transinkluzywny ma rację! Zaraz z Nieba zejdzie znak, który to potwierdzi!
W tym momencie powietrze w salce zadrżało. Przy dźwiękach głośnego, punkowego riffu „Wiesz, rozumiesz” zespołu Apteka, z sufitu – jakby z chmury dymu – zszedł ksiądz prałat Henryk Jankowski. Elegancki, w sutannie, z błyszczącą laską w dłoni, jakby prosto z zaświatów. Spojrzał na grupkę, potem wskazał palcem prosto na trans-kobietę. Z kieszeni sutanny wyciągnął drobiową parówkę i podsunął jej pod nos: - Masz takiego!
Trans-kobieta zbladła, oczy wypełniły się łzami. Wybuchła płaczem i wybiegła z salki, trzaskając drzwiami.
Jankowski skinął głową do Guća, jakby na przywitanie, i rozpłynął się w powietrzu przy ostatnim akordzie piosenki. Arcybiskup Guć rozsiadł się z kumplami przy stole, otwierając butelki. -No, teraz spokój. Zdrowie!
***
Na warszawskiej ulicy, pod kościołem św. Barbary w Śródmieściu, tłumek redpillowych, skrajnie prawicowych krytyków filmowych – młodych mężczyzn w czarnych koszulkach z orłem i napisami typu „Tradycja i Ojczyzna” – otoczył leżącego na chodniku liberalnego reżysera Wojciecha Smarkowskiego. Okładali go bejsbolami i kopali ciężkimi butami, a każdy cios poprzedzali okrzykiem z tytułem jego filmu.
- To za "Dom Zajebisty"! – huknął jeden, waląc kijem po plecach.
- To za "Inspektorat Transportu Drogowego"! – dodał drugi, kopiąc w żebra.
- To za "Poprawiny"!
- To za "Czerwoną Kalinę"!
- To za "Małopolskę Wschodnią"!
Smarkowski zwijał się z bólu, próbując zasłonić głowę rękami, twarz miał zakrwawioną, a ubranie podarte. Wtedy z boku podszedł ksiądz prałat Henryk Jankowski – ten sam, który wcześniej zstąpił z Nieba – z elegancką laską w jednej ręce i wielką, grubą cukinią w drugiej. Pochylił się nad leżącym reżyserem i z triumfalnym uśmiechem oznajmił: - A to za Episkopat!
Bez ceregieli wsadził mu cukinię w odbyt.
Smarkowski zawył przeraźliwie, a potem, łkając przez łzy i krew, wychrypiał: - Ale przyznacie… że "Dom chujowy" nakręciłem dobrze… Ten film odegrał ważną rolę… pokazał problem przemocy domowej…
Redpillowcy zawyli z oburzenia. Z tłumu wysunął się znany reżyser Bodo Koksownik i pokręcił głową z politowaniem: - Nie! Trzeba było go nakręcić inaczej. Tak jak horrorową serię "Terrifier"! Z prawdziwym gore, bez tego lewicowego moralizowania! Wyobraźcie sobie - w roli ofiar chrześcijańskie feministki, a w roli Arta Clowna - młody cukcserwatysta o imienieniu Jędrzej Zdzisław Stefan Pafnucy Kalasanty... no, nie! To za głupie! Nikt się tak nie nazywa. Dajmy mu jakieś prostsze nazwisko. Na przykład: Jędrzej Resortowy. Niech to będzie też społeczna satyra na monarchistycznych cuckserwatystów o resortowych korzeniach.
***
UWAGA!!! To scenariusz groteskowego slashera!!! Odradzamy naśladowanie go w życiu realnym!!!
Jędrzej Resortowy był wzorem prawicowych cnót. Prokobiecy w sensie biblijnym. Chrześcijański do bólu: msza co niedziela, różaniec codziennie. Antypornograficzny krzyżowiec – pisał petycje przeciw OnlyFans i blokował strony z "grzechem cielesnym". Jego hobby? Kolekcjonowanie starych książek o rycerstwie i wędkowanie w samotności. Majątek? Skromny, ale własny: ogromne mieszkanie kupione przez starego służącego wcześniej w Departamencie I oraz oszczędności z pracy w korpo jako prawnik.
Poznał ją na chrześcijańskim forum feministycznym – tak, takim, gdzie dyskutowano o "równości w Chrystusie". Ona: Bożena Maria Kowalska, 38 lat, chrześcijańska feministka z krwi i kości. Cytowała Marię Magdalenę jako ikonę wyzwolenia, walczyła o prawa kobiet w Kościele i twierdziła, że patriarchat to dzieło Szatana. Miała doktorat z teologii genderowej. Jędrzej zakochał się od pierwszego posta: "Kobieta to korona stworzenia, mąż ma służyć!". Ślub w kościele, z przysięgą posłuszeństwa – ale Bożena dodała swoje: "Będziesz mnie kochał czynem, nie słowem". I zaczęła się przewrotna rzeczywistość.
Po miesiącu miodowym Bożena zażądała: - Jędrzeju, św. Paweł mówi, że mąż ma dawać wszystko żonie. Oddaj pensję – ja lepiej zarządzam finansami bożymi. Jędrzej, czerwony jak burak, ale cytując Ef 5,22-33, zgodził się. Pracował po 12 godzin dziennie, a ona wydawała kasę na kursy jogi chrześcijańskiej i spotkania siostrzane. -To dla naszego dobra duchowego! – mówiła. Następnie: - Przepisz na mnie mieszkanie. Kobiety potrzebują bezpieczeństwa, a ty jesteś tylko zarządcą bożego daru. Jędrzej podpisał. Jego hobby? "Wędkowanie to egoizm, książki o rycerzach to patriarchalne fantazje. Rezygnuj – służ mnie!". Zlikwidował biblioteczkę, sprzedał wędki. Został tylko różaniec – ale i ten musiał odmawiać na kolanach przed nią.
- To za "Dom Zajebisty"! – huknął jeden, waląc kijem po plecach.
- To za "Inspektorat Transportu Drogowego"! – dodał drugi, kopiąc w żebra.
- To za "Poprawiny"!
- To za "Czerwoną Kalinę"!
- To za "Małopolskę Wschodnią"!
Smarkowski zwijał się z bólu, próbując zasłonić głowę rękami, twarz miał zakrwawioną, a ubranie podarte. Wtedy z boku podszedł ksiądz prałat Henryk Jankowski – ten sam, który wcześniej zstąpił z Nieba – z elegancką laską w jednej ręce i wielką, grubą cukinią w drugiej. Pochylił się nad leżącym reżyserem i z triumfalnym uśmiechem oznajmił: - A to za Episkopat!
Bez ceregieli wsadził mu cukinię w odbyt.
Smarkowski zawył przeraźliwie, a potem, łkając przez łzy i krew, wychrypiał: - Ale przyznacie… że "Dom chujowy" nakręciłem dobrze… Ten film odegrał ważną rolę… pokazał problem przemocy domowej…
Redpillowcy zawyli z oburzenia. Z tłumu wysunął się znany reżyser Bodo Koksownik i pokręcił głową z politowaniem: - Nie! Trzeba było go nakręcić inaczej. Tak jak horrorową serię "Terrifier"! Z prawdziwym gore, bez tego lewicowego moralizowania! Wyobraźcie sobie - w roli ofiar chrześcijańskie feministki, a w roli Arta Clowna - młody cukcserwatysta o imienieniu Jędrzej Zdzisław Stefan Pafnucy Kalasanty... no, nie! To za głupie! Nikt się tak nie nazywa. Dajmy mu jakieś prostsze nazwisko. Na przykład: Jędrzej Resortowy. Niech to będzie też społeczna satyra na monarchistycznych cuckserwatystów o resortowych korzeniach.
***
UWAGA!!! To scenariusz groteskowego slashera!!! Odradzamy naśladowanie go w życiu realnym!!!
Jędrzej Resortowy był wzorem prawicowych cnót. Prokobiecy w sensie biblijnym. Chrześcijański do bólu: msza co niedziela, różaniec codziennie. Antypornograficzny krzyżowiec – pisał petycje przeciw OnlyFans i blokował strony z "grzechem cielesnym". Jego hobby? Kolekcjonowanie starych książek o rycerstwie i wędkowanie w samotności. Majątek? Skromny, ale własny: ogromne mieszkanie kupione przez starego służącego wcześniej w Departamencie I oraz oszczędności z pracy w korpo jako prawnik.
Poznał ją na chrześcijańskim forum feministycznym – tak, takim, gdzie dyskutowano o "równości w Chrystusie". Ona: Bożena Maria Kowalska, 38 lat, chrześcijańska feministka z krwi i kości. Cytowała Marię Magdalenę jako ikonę wyzwolenia, walczyła o prawa kobiet w Kościele i twierdziła, że patriarchat to dzieło Szatana. Miała doktorat z teologii genderowej. Jędrzej zakochał się od pierwszego posta: "Kobieta to korona stworzenia, mąż ma służyć!". Ślub w kościele, z przysięgą posłuszeństwa – ale Bożena dodała swoje: "Będziesz mnie kochał czynem, nie słowem". I zaczęła się przewrotna rzeczywistość.
Po miesiącu miodowym Bożena zażądała: - Jędrzeju, św. Paweł mówi, że mąż ma dawać wszystko żonie. Oddaj pensję – ja lepiej zarządzam finansami bożymi. Jędrzej, czerwony jak burak, ale cytując Ef 5,22-33, zgodził się. Pracował po 12 godzin dziennie, a ona wydawała kasę na kursy jogi chrześcijańskiej i spotkania siostrzane. -To dla naszego dobra duchowego! – mówiła. Następnie: - Przepisz na mnie mieszkanie. Kobiety potrzebują bezpieczeństwa, a ty jesteś tylko zarządcą bożego daru. Jędrzej podpisał. Jego hobby? "Wędkowanie to egoizm, książki o rycerzach to patriarchalne fantazje. Rezygnuj – służ mnie!". Zlikwidował biblioteczkę, sprzedał wędki. Został tylko różaniec – ale i ten musiał odmawiać na kolanach przed nią.
Bożena miała koleżanki: grupę "Chrześcijańskich Sióstr Wyzwolonych" – feministki w chustach, pijące herbatę z Biblią w ręku. Na pierwszym spotkaniu po ślubie oświadczyła: "Jędrzej będzie nam usługiwał. Nago. To symbol pokory, jak Adam przed upadkiem. Ale z klatką na katechona – antypornograficzną, cnotliwą klatką! Żadnych pokus!"
Jędrzej protestował: "Ale Bożeno, to... to grzech przeciwko godności!". Ona: "Biblia mówi o uniżeniu! A twoja prawicowa antypornografia? To idealne – zero erekcji, zero grzechu!". Kupiła mu metalową klatkę chastity z krzyżykiem. Jedyny strój: ona. Nagi, w klatce, podawał herbatę, masował stopy, słuchał wykładów o "toksycznej męskości".
– Jędrzeju – zaczęła Bożena słodko, ale z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który oznaczał, że nie ma odwrotu – wyczytałam coś bardzo ważnego. Naukowego. I biblijnego.
– Tak, kochanie? – zapytał, stawiając tacę.
– Jądra produkują testosteron. A testosteron skraca życie mężczyznom. O 7–12 lat! – uniosła palec. – To jak trucizna w organizmie. Powoduje agresję, raka prostaty, zawały. A my, jako chrześcijańska para, mamy dążyć do długiego, świętego życia. Razem. W harmonii.
Jędrzej zbladł. – Ale… Bożeno… to… to jest… – zaczął się jąkać.
– To jest akt miłości – przerwała mu. – Kastracja. Chirurgiczna. Bezpieczna. W prywatnej klinice w Szwajcarii, prowadzonej przez chrześcijańskich lekarzy-feministów. Nazywają to „Eunuchizmem dla Chrystusa”. Św. Orygenes to zrobił! Sam! Z miłości do czystości!
– Ale ja… ja nie chcę… – wyszeptał.
Bożena wstała, podeszła do niego, położyła dłoń na jego policzku. Delikatnie. Jak matka.– Jędrzeju. Pamiętasz przysięgę? „Wszystko oddam, wszystko poświęcę”? To nie jest kaprys. To dar. Dla mnie. Dla naszego małżeństwa. Dla twojego zdrowia. Po kastracji będziesz spokojniejszy, łagodniejszy, dłużej przy mnie. Bez tych… barbarzyńskich popędów. Bez ryzyka grzechu. Bez pornograficznych myśli. Tylko czysta, siostrzana miłość.
Jędrzej patrzył na nią. W klatce. Bez majtek. Bez wędki. Bez książek. Bez pensji. Bez godności.– A jeśli… jeśli się nie zgodzę? – zapytał cicho.
Bożena uśmiechnęła się. Szeroko. Jak anioł.– To będziesz grzeszył przeciwko miłości bliźniego. Przeciwko mnie. Przeciwko Bogu. I wtedy… – zawiesiła głos – wtedy może będę musiała znaleźć sobie kogoś, kto naprawdę zrozumie, co znaczy poświęcenie.
Coś w nim pękło.
Trzymał to jak trofeum. Jak perukę. Założył sobie na głowę.
– Teraz JA jestem korona stworzenia! – wrzasnął, tańcząc walca po kuchni. Zaczął masakrować nożem jej twarz, a jak skończył - sypnął w nią całą solniczką i zalał wybielaczem. Na koniec wepchnął jej rozpaloną na maksa lokówkę między nogi. Bożena przeraźliwie nieludzko zawyła.
Sześć Sióstr. Z Bibliami. Z herbatą. Z uśmieszkami.– Bożeno, gdzie… – zaczęły. Jędrzej był już przy nich. Nóż. Piła. Młotek. Gwoździe. Krew. Jedna po drugiej.
Siostra Jadwiga – głowa w blenderze. Włączył. Smoothie z mózgu.
Siostra Grażyna – totalnie połamana, złożona w kostkę i wepchnięta do toalety. WC Kaczka.
Siostra Kinga – twarz w rozpalonej, tryskającej tłuszczem frytkownicy. Siostrzane wypieki.
Siostra Paulina – oczy wydłubane, wsadzone w dupę. Analne patrzałki.
Siostra Monika – skóra zdarta, założona na Jędrzeja. Nowy garnitur.
Zmasakrowana Bożena jęczała przez rurkę.
Na miejsce tej przerażającej zbrodni przyjechał też prawicowy publicysta Witold Badowski. Rozejrzał się i orzekł z miną specjalisty:
- To na pewno zrobili Ukraińcy. Słyszałem, że mają jedną restaurację we Wrocławiu...
***
- No i jak Wam się podoba mój nowy scenariusz? - zagaił Bruno Koksownik.
- Można by ostrzej pociągnąć scenę masakry i pogłębić charakterystykę psychologiczną głównego (anty)bohatera, ale to dobry materiał wyjściowy dla drugiej części - odparł jeden z redpillowych chuliganów.
***
A Wszystkim Szanownym Czytelnikom - najlepszego w Nowym Roku!
Szykuje się nowa seria blogowa.
.jpg)


Co do historii z Jędrzejem to czuć w tym "Wiecie co zrobił Ed Gein?", ale polecam też tegoroczny komiks "Święta Barbora". Jankowski mógł być Jaskinowskim, no i tam zabrakło czegoś "którego oczy błyszczały surowym....".
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego!
Bylem na "60" Kodyma w Uchu.
OdpowiedzUsuńRewelka!
Ogien
https://podworko.art/event/apteka-40-psychedelic-years-2025-tour/