poniedziałek, 31 grudnia 2012
Na Nowy Rok...
Na Nowy Rok od Radykalnego Centrum. Pokażmy bolszewickim pomiotom z Falangi, że najlepsza Korea to Korea Południowa:)
piątek, 28 grudnia 2012
Gen. Norman Schwarzkopf (1934-2012). R.I.P.
Zmarł generał Norman Schwarzkopf, weteran Wietnamu i Grenady, dowódca wojsk koalicji w czasie wojny w Zatoce Perskiej, były dowódca Centcomu. Jeden z najbardziej błyskotliwych amerykańskich dowódców XX w. Ikona. Bohater dzieciństwa wielu z nas.
Konfederacja jordańsko-palestyńska?
Hucpa wokół podwyższenia statusu Palestyny w ONZ staje się zrozumiała. Zastanawiało mnie czemu Izrael opłaca administrację oraz siły bezpieczeństwa Fatahu, skoro Abbas mu tak bruździ na arenie międzynarodowej. Teraz mamy odpowiedź. Netanjahu rozmawiał z jordańskim królem Abdullahem nie tylko o syryjskiej broni chemicznej. Głównym tematem ich konwersacji było powstanie federacji palestyńsko-jordańskiej. To rozwiązywałoby ogromną część problemu palestyńskiego. Arabowie z Zachodniego Brzegu żyliby w arabskim państwie. Ich organizacje polityczne nie musiałyby uznawać Izraela. Izrael nie musiałby uznawać Palestyny. Uchodźcy żyliby w państwie palestyńskim, które byłoby akceptowalne do Izraela. To nie jest również nowe rozwiązanie. W 1987 r. podobne plany snuł jordański król Husajn II. Przypominam też, że traktat pokojowy izraelsko-jordański daje haszymidzkim monarchom specjalne prawa jako strażnikom muzułmańskich miejsc świętych w Jerozolimie. To otwiera więc drogę do uregulowania statusu Świętego Miasta - być może powrotu do planów Peresa z lat '90-tych: "watykanizacji" jerozolimskiego Starego Miasta (umiędzynarodowienia go, wprowadzenia tam wojsk ONZ i przyznaniu zwierzchności Stolicy Apostolskiej nad chrześcijańskimi miejscami świętymi).
Jest tylko jeden haczyk: jordańska monarchia znajduje się pod presją ulicy. W ciągu kilku lat może zostać obalona przez Bractwo Muzułmańskie. Izrael miałby wówczas wrogi reżim na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie.
Podsłuch u Erdogana. Resztki Głębokiego Państwa?
Turecki premier Recep Tayyip Erdogan ujawnił, że w jego biurze oraz samochodzie służbowym znaleziono cztery urządzenia podsłuchowe. Nie wiadomo, kto mógł je zainstalować, ale podejrzenia padają w stronę struktur Głębokiego Państwa, które według Erdogana nie zostało jeszcze do końca rozbite. Erdogan powiedział przy okazji coś bardzo ważnego: "Głębokie Państwo istnieje niemal w każdym kraju. Wiele zrobiliśmy, ale niestety okazuje się niemożliwe jego całkowite zniszczenie". Tym niemniej ekipa Erdogana poradziła sobie z tą mafią znakomicie. Głównie na zasadzie "ogień zwalczaj ogniem". U nas coś niemożliwego, bo przecież jesteśmy "cywilizacją łacińską" i "brzydzimy się turanizmami", a poza tym "tradycje Solidarności", "demokracja" etc. ...
wtorek, 25 grudnia 2012
Por. Mieczysław Paluch - pierwszy dowódca Powstania Wielkopolskiego, wymazany z historii przez endecję
Popularny, mocno propagowany przez endecję, Korwina Krula i konserwatystów różnej maści mit mówi, że: Powstanie Wielkopolskie to doskonały przykład legendarnych zdolności organizacyjnych i militarnych endeków. Zostało ono wywołane i doprowadzone do zwycięskiego końca wbrew woli socjalistycznego kacyka i niemieckiego agenta Józefa Piłsudskiego. Nic bardziej odległego od prawdy! Historia tego wspaniałego zrywu została mocno zafałszowana, by ten absurdalny mit mógł funkcjonować i krzepić endeckie serca. Z tego powodu wymazano z tej opowieści postać organizatora i pierwszego dowódcy Powstania - por. Mieczysława Palucha.
Paluch był oficerem niemieckiej artylerii, bohaterem spod Verdun. Wspólnie ze swoim szkolnym kolegą Bohdanem Hulewiczem, byłym cesarskim marine oraz grupą polskich oficerów kajzerowskiej armii a także działaczami POW zaboru pruskiego (tzw. radykalna grupa Nogaja) zorganizował w listopadzie 1918 r. konspirację wojskową mającą doprowadzić do wyzwolenia Wielkopolski i Kujaw spod niemieckiego panowania. Zarówno Paluch jak i Hulewicz byli piłsudczykami mającymi kontakt z tworzącym się Oddziałem II Sztabu Generalnego w Warszawie (szefem referatu niemieckiego w odrodzonych polskich wojskowych służbach był pewien wybijający się oficer dawnej armii carskiej - Władysław Anders). To nie jedyny powód, dla którego nie wspomina o nich endecka "historiografia". Rodząca się wojskowa konspiracja napotkała bowiem na duży opór cywilnych, endeckich polityków skupionych w Naczelnej Radzie Ludowej. Ci politykierzy byli z jednej strony sparaliżowani strachem przed niemiecką armią (w przeciwieństwie do polskich oficerów wywodzących się z tej armii i znających wszystkie jej niedomagania), z drugiej ich ciasne umysły nakazywały im ślepo zawierzyć Anglii i Francji i czekać, aż konferencja pokojowa odda Polsce bez szemrania wszystkie ziemie zachodnie. (Podobną służalczą mentalność wykazują politycy PO - jednego ze stadiów ewolucji doktryny "ciepłej wody w kranie" mającej korzenie w czasach saskich, ale również silnie manifestującej się w "myśli" endeckiej.) Endeccy politycy nie chcieli powstania i się go obawiali. Jedynym sojusznikiem spiskowców wewnątrz NRL był Korfanty, który podszedł do sprawy pragmatycznie - uznał, że "na wszelki wypadek", niech ludzie Palucha robią swoje. Por. Paluch szybko przystąpił do działania. Już w listopadzie dokonał zbrojnego ataku na niemiecką Radę Delegatów Żołnierskich i wymusił włączenie do niej żołnierzy-Polaków. W tym czasie berliński rząd wydał rozporządzenie nakazujące tworzenie na prowincji Służby Straży i Bezpieczeństwa. Paluch wykorzystał to jak Stauffenberg plan Walkiria. Zaczął organizować tą formację w Wielkopolsce obsadzając ją Polakami (dla zmylenia Berlina wielu z nich miało niemieckobrzmiące nazwiska). I tak ZA NIEMIECKIE PIENIĄDZE, w niemieckich koszarach, z użyciem niemieckiej broni, amunicji i mundurów zostało zorganizowane wojsko Powstania Wielkopolskiego. Zorganizował je Paluch wraz ze swoimi spiskowcami, wbrew endekom z NRL.
To Paluch wydał 27 grudnia 1918 r. rozkaz opanowania Poznania. Rozkaz ten został bardzo sprawnie wykonany - Służba Straży i Bezpieczeństwa od wielu tygodni ćwiczyła jego wykonanie pod okiem por. Palucha i innych doskonałych kajzerowskich oficerów. To Paluch kierował błyskotliwym atakiem na lotnisko Ławica. To on wydał rozkazy do wybuchu powstania w szeregu innych wielkopolskich miast. Endecy z NRL zareagowali na wybuch powstania z wściekłością. By udobruchać Niemców poszerzyli radę miejską Poznania o dwóch hakatystów. Nominowany przez NRL komendant miasta wzywał do przerwania walk i zachowania spokoju (!). Paluch uznał jednak zwierzchnictwo NRL (miał dobre kontakty z Korfantym i poprzez niego doprowadził do tego, że endecy w końcu zaakceptowali powstanie). NRL odwdzięczyła mu się pozbawiając go stanowiska i na jego miejsce mianując przybyłego z Warszawy, ze Sztabu Generalnego mjra Stanisława Taczaka. Minął jednak tydzień zanim Taczak zorganizował sobie pracę i podporządkował wszystkie oddziały. Do tego momentu Powstaniem faktycznie dowodził por. Paluch. Przydzielono go na front północny, gdzie jako szef sztabu płka Kazimierza Grudzielskiego odpierał dwie niemieckie ofensywy na Szubin. (Druga z tych bitew, z powodu dużych strat niemieckich została nazwana "rzezią pod Kcynią". W bitwie tej powstańców wspierało lotnictwo wojskowe II RP). Później dowodził też 8 pułkiem na froncie południowym.
Gen. Józef Dowbór-Muśnicki przybył w styczniu 1919 r. do Poznania praktycznie już na gotowe. Armia wielkopolska została właściwie już wcześniej zorganizowana przez Palucha i Taczaka. Ludzie, którzy wywołali Powstanie źle przyjęli nominację gen. Muśnickiego na dowódcę zrywu. Pamiętali jak szybko poddał on w 1918 r. swój Korpus Niemcom. Gdy Paluch oraz inni frontowi oficerowie odwiedzali sztab w Poznaniu, rzadko słyszeli tam konkretne wytyczne - gen. Dowbór-Muśnicki urządzał im za to długie tyrady o tym jakim jest wojskowym geniuszem a Piłsudski jakim jest militarnym dyletantem. Oficerowie, którymi otaczał się Dowbór-Muśnicki rzadko wizytowali front, jak już tam się pojawiali to często stamtąd uciekali (jak wysłannik dowództwa w czasie bitwy pod Szubinem), lubili za to zabawiać się w kawiarniach z poznańskimi pannami (i młodymi chłopcami, poznańskimi "słowikami" :). To irytowało Palucha i innych frontowców do tego stopnia, że zorganizowali spisek przeciwko Dowbór-Muśnickiemu. Niestety wycofali się z tego planu. Dowbór-Muśnicki był wobec nich zadziwiająco łagodny, przeniósł ich tylko na inne stanowiska, ale po latach np. wystawił taką opinię jednemu z uczestników konspiracji płkowi Grudzielskiemu, błyskotliwemu dowódcy frontu północnego: "stary i niedołężny". (Warto przypomnieć, że w 1918 r. w I Korpusie zawiązał się spisek przeciwko gen. Dowbór-Muśnickiego, na jego czele stali Leopold Lis-Kula oraz Melchior Wańkowicz.)
Por. Paluch po zwycięstwie Powstania Wielkopolskiego, we współpracy z Oddziałem II, organizował II Powstanie Śląskie. Po wojnie przeszedł do sektora prywatnego. Zarządzał browarem. Zmarł w 1942 r. na Wyspie Bute, w Szkocji, w obozie internowania dla piłsudczyków. Dosyć skutecznie wymazano go z historii. W Poznaniu ma tylko małą uliczkę. Na oficjalnej stronie poświęconej Powstaniu Wielkopolskiemu nie ma jego sylwetki.
Ps. Drobna ciekawostka: Czen De-fu, chiński powstaniec wielkopolski.
niedziela, 23 grudnia 2012
Syria: Specnaz przejął broń chemiczną Assada?
Pijaczyna Ławrow, mówi, że syryjska broń chemiczna została zgromadzona w kilku miejscach i jest "pod kontrolą". Ponoć Specnaz przejął te WMD nie dając im wpaść w ręce rebeliantów. Odebrany został w ten sposób antyassadowskiej koalicji jeden z pretekstów do interwencji. Ponoć również USA dogadują się z Ruskimi co do usunięcia Assada. Osobiście nie sądzę jednak, by Ruscy zdołali przejąć całość syryjskiej broni chemicznej. Mogli co najwyżej zaiwanić ją z bazy w al-Safira.
sobota, 22 grudnia 2012
Krótka historia sabotażu lotniczego cz. 17 : Zamach na Chomeiniego 1979
Andrzej Kiełczyński, agent CIA infiltrujący otoczenie premiera Menahema Begina, twierdzi, że na początku 1979 r. Mosad opracował plan zabójstwa ajatollaha Chomeiniego, ówczesnego przywódcy irańskiej opozycji. Do ataku miało dojść w Paryżu. Samolot, którym perski dziadzio (taka gra półsłówek) wracał do kraju miał zostać zestrzelony za pomocą przenośnej wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. Plan został jednak niestety odwołany, gdyż w takim scenariuszu płonący samolot pasażerski spadłby na podparyskie przedmieścia. Reakcja międzynarodowa mogłaby być w takim przypadku dla Izraela zabójcza.
Chehelmut pytał w komentarzach pod jednym z wpisów o rewelacje dotyczące współpracy Chomeiniego z obcymi służbami. Pisałem już kiedyś o tym na swoim starym blogu:
" Na wygnaniu w Paryżu otoczał go zawsze wianuszek agentów tajnych służb: KGB, Stasi, CIA, MI6, DGSE. Enderdowscy bezpieczniacy, w zaciszu jego wilii nagrywali na magnetofonach kasetowych przesłania ajatollaha, które przerzucali później do Iranu. Chomeini rozpoczął zresztą karierę u boku walczącego z reformą rolną ajatollaha pracującego dla Stasi. Płk Michał Goleniewski, dezerter z wywiadu wojskowego PRL, który zdemaskował wielu sowieckich agentów na Zachodzie i w Izraelu (m.in. George'a Blake'a), twierdził, że "Chomeini jest wśród pięciu źródeł wywiadowczych, które służby Bloku Wschodniego, posiadają wśród wyższego irańskiego kleru". Rządowa irańska prasa przed rewolucją irańską wprost pisała, że Chomeini to "nie-Irańczyk (rzeczywiście, jego rodzina pochodziła z Indii - dop. HK), brytyjski agent i homoseksualista".
Sporo o tym pisze również były agent WSI Krzysztof Mroziewicz (o dziwo!):
"Były rektor Uniwersytetu Teherańskiego prof. Houchang Nahavandi[1], uznawany przez Pierre Salingera za lojalnego opozycjonistę szacha, był on bowiem przewodniczącym grupy studyjnej, która zajmowała się nierozwiązanymi przez cesarza problemami Iranu, w książce „Upadek i śmierć szacha Iranu. Relacje i dokumenty”[2] ujawnia poza tą informacją wiele szokujących szczegółów na temat ajatollaha Chomeiniego, m.in. i tę, że najmłodszy premier w historii Iranu, 26 letni Amir Asadollah Amin aresztował w 1962 nikomu nieznanego mułłę Ruhollaha Chomeiniego, który przy poparciu komunistów i Egiptu Nasera podżegał do buntu przeciwko białej rewolucji szacha i narodu, zwłaszcza zaś przeciwko reformie rolnej i nadaniu praw kobietom. Sprzeciw partii Tudeh można zrozumieć – bo to nie jej pomysłu były reformy, skądinąd godne poparcia. Ale alians mułły i komunistów – tego zrozumieć nie podobna. Dopóki się nie wie, że Tudeh otrzymała instrukcję z ambasady ZSRR, albowiem Chomeini… był, mówiliśmy już, agentem Stasi. Dlaczego KGB i Stasi mąciły w Iranie na początku lat 60? Przypomnijmy – było to czas apogeum zimnej wojny po kryzysie rakietowym na Kubie. Gdzie mieli szukać lepszego miejsca na „zadymę” antyamerykańską w kraju sojuszniczym USA u granic ZSRR? Przecież nie w Turcji, bo tam znajdowały się już rakiety, które Chruszczow chciał zneutralizować, rozmieszczając swoje własne na Kubie. Lepszego miejsca na awantury uliczne od sąsiada Turcji nie było. Od początku lat 70 specjalistyczne publikacje na Zachodzie informują o powiązaniach Chomeiniego z NRD. Ale rewelacje te były znane Amerykanom – i tylko im - już od 1961 r. Pułkownik Michał Goleniowski, osoba druga co do rangi w kontrwywiadzie podówczas niemal wspólnym, polsko-radzieckim, zdezerterował w grudniu 1960. Przekazał CIA zaraz potem, że Chomeini był jednym z pięciu informatorów Moskwy donoszącym z samego centrum hierarchii szyickiej. CIA nigdy nie udostępniły tej informacji Iranowi. Ujawniono ją dopiero w 2000r.
A więc dowody na jego agenturalną przeszłość znane były już na początku lat
60., kiedy organizował rozruchy w świętym mieście Kom i w Teheranie. Skoro
Amerykanie mieli twarde dowody od Goleniowskiego, to znaczy, że musieli
natychmiast otoczyć Chomeiniego „specjalna troską”. Francuski biuletyn
Europejskiego Ośrodka Informacji (CEI) czyli „pozarządowej” grupy studyjnej
powiązanej z wywiadami wszelkiej maści z siedzibą w stolicy wolności, równości i
braterstwa (albo śmierci), Paryżu, podał w 10 lat po rozruchach (dla wywiadu
nigdy nie jest za późno), że oficerem prowadzącym mułłę był Amerykanin
pochodzenia irańskiego, Ibrahim Jazdi. Po triumfie rewolucji islamskiej został u
swego podopiecznego wicepremierem, szefem dyplomacji i prezesem Trybunału
Rewolucyjnego, który posłał na drugi świat większość generałów armii szacha.
Doradców Stasi, jak widać, nie zatrudnił, zresztą w stosunku do KGB pełniliby
oni rolę służebną.
Przed powrotem do Iranu Chomeini mieszkał najpierw w Iraku, gdzie mógł się
zetknąć bez trudu z Rosjanami czy też specjalistami z NRD, a nawet z PRL. Ale w
Iranie był jeszcze nikim. Z Iraku pojechał, a raczej został przeniesiony przez
dyskretnych manipulatorów z Waszyngtonu, Londynu i Paryża, którzy chcieli się
pozbyć szacha, do Francji, gdzie urządzono mu rezydencję w Neauphle-de-Châteaux.
Dookoła jego siedziby rozmieścili swoje „bezpieczne pudełka” czyli „kawalerki”
obserwatorzy na usługach CIA, KGB, Savak i Stasi. Francuzi nie musieli mieć tam
„kawalerki”, bo go nie spuszczali z oka, gdziekolwiek był, a był u nich.
Żona Chomeiniego – przypomina b.rektor Nahavandi - była uliczną tancerką.
On sam okazał się nieukiem. Już jako ajatollah wydał rozkaz irańskim siłom
powietrznym, aby zniszczyły amerykańskie satelity. I polecił zalać irańską
pszenicą rynek USA, aby pogrążyć gospodarkę „Wielkiego Szatana”. W prasie
francuskiej okrzyknięto go błyskotliwym filozofem. Uważał tak nawet Jean Paul
Sartre. (...) Ten „błyskotliwy filozof i teolog” pisał także o właściwych
sposobach oddawania moczu oraz defekacji, a także o należnym postępowaniu kobiet
w czasie okresu. W jego osiągnięciach myśliciela znajdziemy setki takich
mądrości.
Amerykanie – przypuszcza rektor Nahavandi – manipulowali Chomeinim w roku
rewolucji 1978 mając na niego strasznego haka. Tę właśnie agenturalność na rzecz
Stasi i Moskwy."
A teraz cytacik ze spiskowego bloga:
"Szach powiedział kiedyś: “Jeśli podniesiesz brodę Khomeiniego, zobaczysz na
jego podbródku pieczątkę Made In England .”
Powiedział też Davidowi Frostowi: “Czy myślisz że pan Khomeini, człowiek
bez wykształcenia… mógł to wszystko zaplanować, obmyślić spisek, stworzyć
wszystkie te organizacje…”
“Wiem że wydano na to ogromne pieniądze…”
“Wiem że czołowi eksperci od propagandy mieli przedstawić nas jako tyranów
i potwory, a stronę przeciwną jako demokratycznych, liberalnych rewolucjonistów
chcących ratować swój kraj.”
“Wiem jak podłe było wobec nas BBC… Wyglądało to na naprawdę dobrze
zorganizowany spisek.”
Według dr. Ronena Bergmana, izraelskiego dziennikarza śledczego, to BBC
wypromowało Khomeiniego. Napisał o tym w swojej książce ‘The Secret War with
Iran’ z 2008.
“Narzędziem propagandy Khomeiniego były programy w języku perskim
transmitowane przez BBC.”
“BBC udostępniała Khomeiniemu darmowe godziny nadawania z Paryża.”"
A tutaj informacje o tym, że prawdziwy ojciec Chomeiniego rzekomo był Brytyjczykiem o nazwisku Williamson.
Czyli oskarżenia irańskiej rządowej prasy się sprawdzają: Chomeini to nie-Irańczyk, agent brytyjski, enerdowski, sowiecki i być może amerykański. Pojawia się pytanie, czy również oskarżenia dotyczące jego homoseksualizmu są prawdziwe. Nahavandi pisze, że Amerykanie manipulowali Chomeinim mając na niego "strasznego haka". Warto zastanowić się jak został on zwerbowany przez Stasi. Czyżby perski dziadzio mający obsesję na punkcie defekacji miał słabość do młodych chłopców? Co wobec tego sądzić o dziarskich chłopcach z Falangi (na zdjęciu poniżej) sławiących go jako wielkiego bohatera walki przeciwko Systemowi?
Gun Control: Jesse Ventura i Larry Pratt vs Piers Morgan
Piers Morgan z CNN zaprosił do studia Larry'ego Pratta, szefa organizacji Gunowners of America. Nie wytrzymywał nerwowo siły jego argumentów i próbował go zakrzyczeć. W końcu sam jednak został zglanowany siłą spokoju Pratta. W internecie już powstała petycja by deportować brytyjskiego obywatela Piersa Morgana za atak na Drugą Poprawkę do Konstytucji. I słusznie. Powinni również deportować nielegalnego imigranta Baracka Husseina Obamę za nieustanne łamanie tejże Konstytucji. Dla rozluźnienia atmosfery, przypominam legendarną potyczkę Jesse Ventury z Piersem Morganem, w której gwiazdor "Predatora" w grzeczny sposób rozwalił nadętą liberalną hienę.
czwartek, 20 grudnia 2012
Polskie siły specjalne w Jordanii?
Powyższa fotka co prawda z Iraku, ale z braku laku...
Polscy żołnierze w Jordanii, nad syryjską granicą? Fragment krótkiej notki z Debki: A Saudi paper reports that the Jordanian army has been issued with gas masks against a possible chemical weapons attack from Syria. An emergency was also declared along the Jordanian-Syrian border. DEBKAfile: If this report is substantiated, it means that the US military and NATO have passed information to Amman indicating that the chemical threat from Syria is near. US, Czech and Polish special forces are stationed in Jordan ready to counter such an attack." Wcześniej serwis ten podawał (też w krótkiej notce) o czeskich, specjalistycznych oddziałach chemicznych. Ich obecność w Jordanii została już potwierdzona przez inne źródła. Co do naszych sił, to oficjalny serwis Wojska Polskiego podaje jedynie informację, o polsko-jordańskim forum biznesowym w Ammanie poświęconym współpracy wojskowej, do którego doszło w listopadzie. Jeśli wiadomość Debki to nie dezinformacja, to pojawia się pytanie kto zdecydował o wysłaniu naszych wojsk w tamten region i czemu zrobił to wbrew interesom Rosji?
Ruscy dostarczają do Syrii Iskandery, a ich flota znowu się zbiera u syryjskich wybrzeży (oraz składa wizyty w irańskim porcie). Putin robi podobną demonstrację jak Aleksander II w czasie wojny secesyjnej. Możemy się pocieszać, że rosyjski car zginął później w zamachu bombowym...
środa, 19 grudnia 2012
Choroba Talabaniego. Sojusz turecko-kurdyjski
Iracki prezydent Jalal Talabani trafił do szpitala w stanie krytycznym. Temu kurdyjskiemu przywódcy Erdogan zaproponował turecką pomoc medyczną. Jak widać nie ufa irackiemu systemowi opieki zdrowotnej. I słusznie. Autonomia Kurdyjska w Północnym Iraku jest skonfliktowana z rządem Malikiego. Wczoraj Kurdowie ostrzelali tam nawet iracki śmigłowiec. Jednocześnie iracki Kurdystan to bliski sojusznik... Turcji. Łączą je wspólne interesy naftowe a także to, że Turcy rozwalają Barzaniemu konkurencję polityczną: PKK. Ta organizacja terrorystyczna jest wspierana przez Assada, a wewnątrz Syrii usiłuje ją osłabić Barzani. Doszło więc do historycznego turecko-kurdyjskiego pojednania. Rządy Erdogana to zaiste rządy cudów.
niedziela, 16 grudnia 2012
Starsza pani Hillary musi zejść ze sceny
Nie tylko Putin choruje. Również Hillary ostatnio odwołała kilka spotkań i przerwała podróż po Azji. Oficjalny powód: grypa żołądkowa. Ale to chyba coś poważniejszego. Lady Tsunade amerykańskiej polityki (Bill Clinton o Ero Senin :) zemdlała i doznała dużej dehydratacji. Z tego powodu nie będzie zeznawać w sprawie Bengazi. Może ktoś pomaga jej chorobie, a może nie... Myślę, że to już koniec jej kariery. Ponoć Barack Barakowicz wybrał na jej miejsce senatora Johna Kerry'ego - lewacko-establiszmentowego pajaca ze Skull & Bones. To moim zdaniem, zła wiadomość. Polityka zagraniczna USA stanie się przez to bardziej żałosna.
sobota, 15 grudnia 2012
Spisek na życie prezydenta Narutowicza
<
"Chce Pan postawić tezę, że Narutowicz zginął w wyniku zamachu?"
Prof. Tomasz Nałęcz
Zabójstwo prezydenta Narutowicza to zdarzenie obrosłe mitami. Dla postkomunistycznej oraz nowej lewicy to przede wszystkim argument za delegalizacją narodowej prawicy. Dla części endeków to "bohaterski czyn" mający na celu eliminację "antypolskiego masona wybranego głosami lewicy i mniejszości narodowych". Dla innej części endecji to diaboliczny spisek piłsudczyków. Te wszystkie mity mają oczywiście niewiele wspólnego z prawdą. Prezydent Narutowicz nie został zabity przez samotnego prawicowego szaleńca. Zginął w wyniku spisku - najprawdopodobniej sowieckiego, w którym Niewiadomski był tylko narzędziem: wykorzystanym obłąkańcem zwerbowanym pod fałszywą flagą. Ale pozwólcie, że zacznę tę opowieść we właściwym miejscu...
Trzeba zacząć od obalenia mitu o Narutowiczu "prezydencie lewicy i mniejszości narodowych". Rzut oka na skład ówczesnego Zgromadzenia Narodowego wskazuje, że te stronnictwa nie miały szans na wybranie własnego prezydenta. O wyborze Narutowicza przesądziły głosy PSL Piast. Czemu więc endecja rozpoczęła pod tym hasłem nagonkę na prezydenta? Partia Witosa zagłosowała na Narutowicza na złość endekom - po prostu tuż przedtem załamały się rozmowy koalicyjne (endecy nie chcieli się zgodzić na reformę rolną) a PSL pokazał ZLN, że bez niego nic w Sejmie nie przegłosuje. Demonstracyjnie głosował więc przeciw "obszarnikowi" hrabiemu Zamoyskiemu. Endecja była wściekła, bo została przyłapana ze spuszczonymi spodniami nie mogła zwalić winy za tę klęskę na PSL (wciąż liczyła na koalicję rządową), więc wymyśliła bajeczkę o prezydencie wybranym przez Żydów, Niemców, masonów i bolszewików. Wbrew temu, co twierdzi obecnie lewica, endecki elektorat przypominał wtedy obecny elektorat PO: aspirujące drobnomieszczaństwo, ówczesne korpoludki, spragnione stabilizacji i ciepłej wody w kranie. Na wybór Narutowicza endeckie lemingi zareagowały więc podobnie jak tuskowe na wybór Kaczyńskiego na prezydenta (rzekomo jedynie głosami mocherowych babć, Leppera, faszystów i "neokonserwatystów"). Wprawiony w ruch został "przemysł pogardy". Endecy zapomnieli już, że chwalili Narutowicza, gdy był ministrem. Teraz mówili, że to "Niemiec, bo ma szwajcarskie obywatelstwo", "przyjaciel litewskich szowinistów" (bo jego brat zasiadał w litewskim sejmie, tak jak wielu ziemian z Kowieńszczyzny), "ateista" (tak jak Dmowski) i "mason" (tak jak główny ideolog endecji Zygmunt Balicki i Stanisław Stroński, główny organizator nagonki na Narutowicza). Zresztą nawet gdyby zarzuty endecji były prawdziwe, to co z tego? Konstytucja Marcowa dawała prezydentowi jedynie czysto dekoracyjne uprawnienia. Nie było po co robić z tego tragedii. Ale endecja robiła, i zaowocowało to żenującymi wybrykami takimi jak atak na prezydencki powóz tuż przed zaprzysiężeniem Narutowicza, a w końcu zamachem. Nagonkę rozpoczętą przez endecję wykorzystał do swoich celów jednak ktoś od niej o wiele inteligentniejszy.
W filmie wklejonym na początku tego posta, dr Baliszewski przytacza dowody na to, że conajmniej trzy osoby wiedziały o szykowanym zamachu na prezydenta. Do Narutowicza ktoś pisał listy, w których precyzyjnie - i bardzo trafnie - odliczał ile prezydentowi pozostało życia. Listy wysyłano z różnych miejsc Polski a ekspertyza grafologiczna wykazała, że nie były one pisane ręką Niewiadomskiego. Oddajmy głos Baliszewskiemu:
""Znacznie wcześniej, przed wyborem G. Narutowicza - notuje Józef Piłsudski - doszły do mnie groźby różnego rodzaju. Wiadomości o przygotowywaniu zamachu stanu czy też o terrorystycznych zamierzeniach w stosunku do mnie. Zarządziłem środki zapobiegawcze przeciwko pierwszym, nad drugimi, jak zwykle, przeszedłem do porządku dziennego". Z nieznanych powodów nie ujawnia jednak Piłsudski, że na 13 grudnia (trzy dni przed zabójstwem Narutowicza) zwołał do Belwederu tajną naradę na temat groźby zamachu stanu, trwającą do godzin nocnych. Podobnie nie ujawnia, że nakazał ściągnąć do Warszawy "większą ilość wojska". Obecny na tym supertajnym spotkaniu marszałek Sejmu Maciej Rataj ujawnia natomiast w swych wspomnieniach, że prawica "szykowała coś" na czwartek 14 grudnia. “
(...)
16 grudnia
przypadał w sobotę. Prezydent Narutowicz tego dnia udawał się na spotkanie
z abp. Aleksandrem Kakowskim i na otwarcie o godz. 12.00 dorocznego "salonu"
w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Był spokojny, choć wiele wskazuje na to,
że wiedział, iż tego dnia zginie. "Gdyby mnie nie stało - zwrócił się
do Leopolda Skulskiego - opiekuj się pan moim chłopcem". Narutowicz
nie przeczuwał, że zginie, lecz wiedział. Czy to możliwe? Oto w sprawozdaniu
z procesu zabójcy Narutowicza, artysty malarza Eligiusza Niewiadomskiego,
zamieszczono szczątkowe materiały ze śledztwa, nawet nie odczytane podczas
procesu. Wśród innych anonimowe listy grożące prezydentowi śmiercią: "Warszawa
10.12.1922 r. Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru p. ministra na prezydenta
Rzplitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, bloku nam wrogiego,
będąc pewnymi, że p. minister będzie ugodowcem, będzie zmuszony wywdzięczać się
blokowi mniejszości (żydom), że p. minister nie stworzy rządu o silnej ręce,
rządu, że tak powiemy, poznańskiego, wreszcie, że p. minister śmiał przyjąć
ofiarowaną sobie kandydaturę, grozimy p. ministrowi jak najfantastyczniejszym
mordem politycznym. Z poważaniem polski faszysta". To inny z tych listów budzi
dziś niepokój historyka. Był krótki: "Lwów 12.12.1922 r. Pozostaje Panu
do oznaczonego terminu już tylko 4 doby i godzin 20... Czas zrobić testament.
Pozdrowienia. Zawiadomienie trzecie".
A więc - jak
wszystko na to wskazuje - ktoś we Lwowie cztery dni przed zamachem na prezydenta
uprzedza go o tym, podając precyzyjny termin: 16 grudnia. Powołuje się
na wcześniejsze dwa podobne ostrzeżenia, prawdopodobnie z 10 i 11 grudnia.
Nie obraża, tylko precyzyjnie odmierza czas życia, który pozostał. Kto i czy
to w ogóle możliwe, skoro zabójca, jak ustalono w śledztwie, powodowany szalonym
impulsem działał całkowicie sam?
(...)
Przez 83 lata
Eligiusz Niewiadomski uważany był za szaleńca, chorego człowieka dotkniętego
paranoją. Dziś należy ten rozdział polskiej historii napisać na nowo. I ujawnić
w nim, że przy zabójcy policja znalazła pomiętą kartkę z jego nazwiskiem. Los,
który jego właśnie wskazał spośród trzech potencjalnych wykonawców zamachu. Jak
wynika z informacji zaczerpniętej u rodziny Niewiadomskiego, pozostali kandydaci
również byli związani ze środowiskiem artystycznym i mogli mieć, podobnie jak
Niewiadomski, ułatwiony wstęp do Zachęty, gdzie od chwili wyboru prezydenta
Narutowicza planowano zamach na jego życie. Jak wynika dalej z przekazów
rodzinnych, organizacja spiskowa planowała uwolnienie Niewiadomskiego
z Cytadeli, gdzie oczekiwał na wykonanie wyroku. Podobno powodowany wyrzutami
sumienia sam nie zgodził się na jakąkolwiek akcję. “
Endeccy historycy zarzekają się, że ówcześnie nie istniała żadna prawicowa organizacja terrorystyczna zdolna do takich działań. Wyjątkowo się z nimi zgadzam. Historia międzywojennej endecji to ciąg tragikomicznych zdarzeń - endecy rzeczywiście nie potrafiliby zorganizować takiego spisku. Czy wobec tego zorganizowali go piłsudczycy tak jakby chciał Jędrzej "Kretyn" Giertych? Przeczy tej wersji piłsudczykowska reakcja. Najpierw, na kilka dni przed zabójstwem Marszałek urządza z przedstawicielami rządu i marszałkiem Ratajem naradę poświęconą przeciwdziałaniu zamachu stanu. Po zamachu piłsudczycy nie robią zaś nic, by przejąć władzę. Premierem zostaje ich przeciwnik polityczny - gen. Sikorski. Wiemy również, że Marszałek Piłsudski mocno przeżył zamach na prezydenta Narutowicza. Zabity prezydent był jego dalekim krewnym. To wówczas zwątpił w to, że w Polsce może funkcjonować demokracja (Już wiecie, dlaczego nie chciał dopuścić endeckich idiotów do władzy w maju 1926 r.).
Część oficerów, w porywie serca stworzyło plan eksterminacji endeckiej wierchuszki, ale szybko go zarzuciła (To tak jakby po Smoleńsku oficerski spisek chciał w ramach zemsty załatwić Syndykat i wierchuszkę PO). Kto więc stał za zabójstwem Narutowicza? Dr. Baliszewski sugeruje, że był to gen. Haller. Ja stawiam tezę o obcych mocodawcach Niewiadomskiego. Czemu tak sądzę? Przypominam mój wpis "Dekapitacja 1923":
""Jednym z głównych zadań komunistycznej agentury było zlikwidowanie Józefa Piłsudskiego. Przeprowadzenie zamachu było dość proste – wiedzieli o tym sowieccy agenci. Marszałek mieszkał w willi w Sulejówku i nie był dobrze chroniony. Akcję podjęli ludzie Łoganowskiego przy pomocy warszawskich komunistów, w tym Ignacego Sosnowskiego (o nim niżej). Milusin miał być zaatakowany w nocy.
Rzecz jasna Rosja nie zamierzała przyznać się do morderstwa – komunistyczna bojówka miała być ucharakteryzowana na studentów nacjonalistów. Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. Inspirowana przez agenturę lewica niechybnie wystąpiłaby przeciw endecji, co nakręciłoby spiralę przemocy. Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP – Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję."
Czy coś Wam to przypomina? Niewiadomski mógł naprawdę myśleć, że uczestniczy w narodowym spisku przeciwko masonowi. Jego oficerowie prowadzący nie ujawniali, że tak naprawdę pracują dla Kremla. Podejrzewam, że nosili oni polskie mundury. Dlaczego tak sądzę? Organizacja spiskowa proponowała rodzinie Niewiadomskiego, że go wydobędzie z Cytadeli. W 1923 r. wojskowa komórka KPP wysadziła skład amunicji w Cytadeli. Zginęło 28 osób, 89 zostało rannych. Wybuch był tak potężny, że fala uderzeniowa uszkodziła wieże kościoła św. Floriana na Pradze. Skoro spiskowcy od Niewiadomskiego mogli odbić więźnia z Cytadeli, to mogli również wysadzić tam skład amunicji...
Ważną poszlakę dał również marszałek Sejmu Maciej Rataj:
"Jak się wydaje, ktoś przed ponad 80 laty zdecydował, że ta haniebna, wstydliwa historia nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Być może dlatego, by 15 czerwca 1923 r. marszałek Sejmu Maciej Rataj, odsłaniając tablicę poświęconą pamięci zamordowanego pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, mógł powiedzieć: "Mimo długich lat niewoli, które wykoślawiły duszę, mimo kilku lat przebytej wojny, która nauczyła ludzi używać przemocy fizycznej, mimo miazmatów wschodnich, mimo tego wszystkiego, naród jako całość jest zdrowy moralnie i zdolny do życia państwowego, opartego na praworządności".
"Miazmaty wschodnie" - tak w propagandzie II RP nazywano bolszewizm. Lewica organizując obchody "ku czci prezydenta Narutowicza" i gromiąc "prawicowy ekstremizm" powinna uznać, że często ten prawicowy ekstremizm był moderowany przez jej ideowych (a czasem nawet biologicznych) przodków. Endecka prawica powinna zaś przestać czcić sterowanego przez Kreml idiotę, który zabił polskiego patriotę i tym samym na dziesiątki lat pozbawił endecję możliwości zdobycia władzy.
wtorek, 11 grudnia 2012
Krzysztof Zalewski (1966-2012). R.I.P.
I mamy kolejną osobę związaną z incydentem smoleńskim, która ginie w niecodziennych okolicznościach. Krzysztof Zalewski, naczelny magazynu "Lotnictwo", wiceprezes wydawnictwa Magnum-X, został zadźgany nożem przez Cezarego Szoszkiewicza, prezesa wydawnictwa Magnum-X i zarazem redaktora naczelnego "Strzału" (dziwna sprawa - entuzjasta broni palnej atakuje za pomocą noża?). Zabójca po swym szaleńczym ataku próbował wysadzić się w powietrze. Media próbują nam wmówić, że "to był tylko spór biznesowy". Skoro to był spór biznesowy to czemu dźgał nożem Zalewskiego przy świadkach i próbował się wysadzić w powietrze zamiast go zwyczajnie zwolnić? Spory biznesowe toczone są za pomocą prawników, a w skrajnych przypadkach za pomocą drechów z bejsbolami lub płatnych zabójców. Czemu stateczny ojciec czwórki dzieci nagle postanawia wysadzić się w powietrze? Przecież to był poważny biznesmen, autor wielu publikacji specjalistycznych, wyjadacz w branży. Taki człowiek nie zapisze się pod wpływem tekstów z x-portalu do Hamasu i nie dokona zamachu samobójczego w centrum Grochowa... A tu nagle w szafie jednego z pracowników wydawnictwa znajdujemy wyrzutnie RPG. Co ciekawe, większość mediów przemilcza ten szokujący temat. Znany ekspert, który wielokrotnie w nich występował nagle staje się anonimowym Krzysztofem Z. a sprawa zabójstwa jest opisana pod nagłówkami w stylu "Zabity 46-ciolatek" czy "Zasztyletowany mieszkaniec Pragi".
Co się dzieje? Najpierw jakiś świr atakuje obraz NMP na Jasnej Górze, później dochodzi do spektakularnego zabójstwa ze Smoleńskiem w tle. Kto eskaluje napięcie? Czyżbyśmy mieli do czynienia z Mandżurskimi Kandydatami? Cała sprawa kojarzy mi się z filmem "Telefon" z Charlesem Bronsonem. No cóż, o amerykańskich programach typu MK-Ultra wiemy bardzo wiele, a o programach realizowanych po gorszej stronie Żelaznej Kurtyny nie wiemy prawie nic.
Jeszcze jeden podejrzany zgon: 2 grudnia pod Legionowem zginął płk Robert Kozak, były dowódca 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, mistrz pilotażu Miga-29. Jego samochód zderzył się czołowo z ciężarówką. CASA, Smoleńsk, katastrofa awionetki gen. Bartoszcze, "samobójstwo" chor. Musia... Bezpieka likwiduje jakiś spisek w siłach powietrznych czy co?
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Syria: bitwa o składy broni chemicznej w Al Safira
Media o tym niewiele wspominają, ale rebelianci oraz siły wierne reżimowi toczą od kilku dni ciężkie walki o bazę Al Safira, największy skład syryjskiej broni chemicznej oraz rakiet Scud D. W niedzielę assadowcy odbili ją z rąk rebeliantów, ale rebelianci otaczają ją z trzech stron i zajęli część pobliskiego lotniska Szejk Suleiman. Wśród rebeliantów walczących w tamtym regionie silnie reprezentowana jest Jahba al-Nusra, czyli organizacja powiązana z al-Kaidą. Reżim Assada musiał niedawno przyznać, że rebelianci zajęli "fabrykę chloru" w tej miejscowości i "mogli wejść w posiadanie broni biologicznej".
"Operacja Argo" - recenzja
"Operacja Argo" - to film godny polecenia, nakręcony z dużą dbałością o historyczne szczegóły. Pokazuje nam jak wyglądał Iran w pierwszych miesiącach po totalitarnej rewolucji. Widzimy więc miejscową, szyicką dzicz oddaną wandalizmowi i biciu pokłonów nowej władzy. Widzimy bezwzględnych Strażników Rewolucji oraz nową bezpiekę w akcji (znakomita scena na lotnisku). Ale widzimy też nieudolne CIA oraz Departament Stanu ery Cartera (scena narady, na której poważnie rozważany jest pomysł rowerowej ucieczki amerykańskich dyplomatów z Teheranu). Świetnie jest również odmalowany trzeci element tej układanki, czyli Hollywood. Film jest oparty na autentycznych wydarzeniach a ogląda się go przyjemnie (nie ma na siłę doczepionej strzelaniny i szybkiego numerku, co jest we współczesnym kinie rzadkością). Efekt nieco psuje jedynie zrobione pod amerykańskiego liberała wprowadzenie - bajeczka o złym szachu gnębiącym lud - oraz końcowe słowa Jimmy Cartera. "Operację Argo" warto jednak zobaczyć. Na pewno film ten nie spodoba się pajacom z Falangi. Ponieważ próbowali ostatnio zawłaszczyć pojęcie "radykalnego centrum", w ramach riposty przypomnę, że ich idol ajatollah Chomeini był trafnie określany w przedrewolucyjnej irańskiej prasie jako brytyjski agent, nie Irańczyk oraz homoseksualista. Tak więc: Chomeini - perski dziadzio! (Taka gra półsłówek:)
sobota, 8 grudnia 2012
Syria: kwadrans przed Godziną Zero?
Czyżby zbliżała się Godzina Zero? Zachodnie media donoszą o przygotowaniach rebeliantów do szturmu na Damaszek. U syryjskich wybrzeży amerykańska grupa bojowa na czele z lotniskowcem USS Eisenhower. W Turcji "Patrioty" obsługiwane przez niemieckich żołnierzy. Irańskie samoloty z bronią i amunicją nie lądują już w Damaszku tylko w bazach na północy kraju, tam jeżdżą też jakoby rzekomy transporty z bronią chemiczną. Syryjska armia ma minować budynki w Damaszku...
I dowiedzieliśmy się, co się przydarzyło Ławrowowi (idolowi Barbary Brylskiej): po pijaku spierdzielił się ze schodów łamiąc nadgarstek i drąc garnitur.
czwartek, 6 grudnia 2012
Tajna służba CDU. Widmowa organizacja DVD
Zachodnioniemiecka partia CDU stworzyła w latach '60-tych swoją własną, nielegalną służbę specjalną. Jej głównym celem było przeciwdziałanie prosowieckiej działalności kanclerza Willy Brandta. To był szczytny cel, gdyż administracja Brandta była silnie zinfiltrowana przez tajne służby sowieckie i enerdowskie a istnieją silne poszlaki wskazujące na to, że sam kanclerz był sowieckim agentem (TW "Polyarnik"). Siatka stworzona przez CDU składała się m.in. z arystokratów i byłych nazistów pełniących ważne funkcje w bońskiej administracji. Byli w niej zarówno Hans Globke, współtwórca ustaw norymberskich jak i Hans von Stauffenberg. Co ciekawe, podobną ale mniejszą siatkę stworzyła również bawarska CSU. Obie zostały rozwiązane w 1982 r. na żądanie Helmutha Kohla. Przez lata spiskowcy koordynowali działania z Henry Kissingerem.
I tu dochodzimy do ciekawego wątku. Kissinger, według płka Michała Goleniewskiego, zbiegłego na Zachód oficera wywiadu PRL, był agentem siatki "Odra" występującym w ewidencji jako "Bor". (Goleniewski oddał zachodnim służbom wielkie usługi w likwidowaniu sowieckiej agentury. Pomógł namierzyć m.in. Gordona Landsdale oraz George'a Blake'a). Christopher Story, były doradca Margaret Thatcher, twierdził, że Kissinger był potrójnym agentem: amerykańskim, sowieckim i niemieckim. Informacje o tajnej siatce CDU rzucają nowe światło na te oskarżenia. Story (gdy wykazywał już oznaki choroby psychicznej) miał obsesję na punkcie tajnej, formalnie nie istniejącej, niemieckiej służby wywiadowczej DVD. Organizacja ta miała składać się z byłych nazistów (którzy nie porzucili swojej zbrodniczej ideologii), zdobywać finansowanie z nielegalnych źródeł takich jak handel narkotykami oraz mieć siedzibę w bawarskim miasteczku Dachau. Rzekomo wielu niemieckich oraz zachodnioeuropejskich polityków odwiedzających obóz koncentracyjny w Dachau składało również wizytę u Czarnego Bractwa z DVD, by pogadać o interesach.
I tu dochodzimy do ciekawego wątku. Kissinger, według płka Michała Goleniewskiego, zbiegłego na Zachód oficera wywiadu PRL, był agentem siatki "Odra" występującym w ewidencji jako "Bor". (Goleniewski oddał zachodnim służbom wielkie usługi w likwidowaniu sowieckiej agentury. Pomógł namierzyć m.in. Gordona Landsdale oraz George'a Blake'a). Christopher Story, były doradca Margaret Thatcher, twierdził, że Kissinger był potrójnym agentem: amerykańskim, sowieckim i niemieckim. Informacje o tajnej siatce CDU rzucają nowe światło na te oskarżenia. Story (gdy wykazywał już oznaki choroby psychicznej) miał obsesję na punkcie tajnej, formalnie nie istniejącej, niemieckiej służby wywiadowczej DVD. Organizacja ta miała składać się z byłych nazistów (którzy nie porzucili swojej zbrodniczej ideologii), zdobywać finansowanie z nielegalnych źródeł takich jak handel narkotykami oraz mieć siedzibę w bawarskim miasteczku Dachau. Rzekomo wielu niemieckich oraz zachodnioeuropejskich polityków odwiedzających obóz koncentracyjny w Dachau składało również wizytę u Czarnego Bractwa z DVD, by pogadać o interesach.
środa, 5 grudnia 2012
Kto przesunął Putinowi kręgosłup?
W związku powyższą fotką nasuwa się pytanie: kto tak Putina urządził? Gostek wygląda jakby Kadyrow go spił i wykorzystał seksualnie. Czy to tylko skutki bolesnego rzutu o matę podczas treningu judo? Niedyspozycja Putina trwa od wielu tygodni. Z Turcji udaje się on nie na Kreml, ale do swojej daczy w Soczi. Skojarzenia z Breżniewem są oczywiste. Co więc mu się stało? Czy ma raka jak sugeruje Kavkaz Centre? Czy też został postrzelony jak imputuje jeden z wiernych czytelników tego bloga? Czy też może zabawy z małymi chłopcami (o których pisał kiedyś płk Litwinienko)? Co spowodowało złamanie ręki u Ławrowa? Jedna wersja mówi o upadku pod prysznicem (po zgubieniu mydła w apartamencie Putina?), inna o upadku z hotelowych schodów, co zostało nazwane przez służby prasowe ministra "sportową kontuzją"? Jaki sport uprawiał na schodach? Czy chciał się załapać do Jackassa? O to czym zajmował się pod prysznicem aż boję się spytać...
Poniżej: choroba Putina omówiona na Face'ie w gronie czytelników bloga (kliknij w obrazek, by zobaczyć większą wersję):
wtorek, 4 grudnia 2012
Teoria spisku: promień śmierci
Sorry, nie mogłem się powstrzymać :) Przy tym programie wymięka "Nie do wiary". Jesse Ventura, były Navy Seal, zapaśnik i były gubernator Minnesoty to ikona amerykańskiej spiskowej prawicy, a w tym odcinku swojego programu opowiada nam o teslowskim promieniu śmierci - pozostałości programu gwiezdnych wojen. Od około 20:00 minuty widać tam tzw. efekt Hutchinsona, później jest rozmowa z odkrywcą tego niesamowitego zjawiska.
I na tym polega wyższość USA nad Ubekistanem: tam może sobie Jesse Ventura opowiadać w TV, że WTC rozwalono promieniem śmierci i nikt nie robi z tego problemu, u nas od razu "podpalacie kraj tym teoriami spiskowymi".
Izraelski atak na syryjskie WMD?
Izrael pytał się jakiś czas temu Jordanię o zgodę na przelot w związku z planowanym uderzeniem w syryjskie składy broni chemicznej. I chyba nic z tego nie wyszło. Decydenci z Jerozolimy muszą być naprawdę zaniepokojeni: z jednej strony Assadowi może coś odbić, z drugiej WMD może przejąć al-Kaida. Lepiej więc uderzyć, póki nie będzie za późno. Dla innych krajów regionu syryjskie WMD to głównie potencjalny pretekst do pozbycia się irytującego alawicko-socjalistycznego "Katechona".
Amerykanie rozpoczęli 1 grudnia bezpośrednie negocjacje z Iranem dotyczące jego programu nuklearnego, ale Iran nadal gra twardo. Ogłosił, że przechwycił nad Zatoką Perską amerykańskiego drona Scan Eagle. Amerykanie mówią, że nic im nie zniknęło z ewidencji. A z programów, które nie są ewidencjonowane?
No i ciekawostka: to Amerykanie stoją za ostatnim europejskim dyplomatycznym oburzonkiem na Izrael.
niedziela, 2 grudnia 2012
Palestyńska "niepodległość", tajna wojna w Strefie Gazy, wybuchający reaktor w Iranie oraz syryjski blackout
Kiedy mnie nie było w Polsce, na Bliskim Wschodzie doszło do kilku interesujących zdarzeń.
Wiadomością tygodnia, było podwyższenie statusu Autonomii Palestyńskiej w ONZ, nazwane nieco na wyrost uznaniem palestyńskiej niepodległości przez społeczność międzynarodowej. Dla nas to oczywiście zła wiadomość, bo pojawienie się nowego państwa jeszcze bardziej obniża naszą pozycję w piłkarskich rankingach. A na poważnie: to jakaś farsa. Mahmud Abbas i jego skorumpowana fatahowska administracja pozostają u władzy tylko dzięki siedmiu batalionom sił bezpieczeństwa finansowanym przez Amerykanów. Administracja jego "państwa" jest opłacana z izraelskiego budżetu. O ile w przypadku Kosowa, czy nawet Naddniestrza i Osetii Płd. możemy mówić o jakiejś grupie, która zbrojnie kontroluje teren i sprawuje na nim realną władzę, to rządy Abbasa są iluzoryczne. A jednak ani Izrael, ani USA nic nie zrobiły, by przeciwdziałać tej jednostronnej "deklaracji niepodległości". Cała sprawa wygląda więc na totalnie ustawioną. Abbas udaje, że wywalczył niepodległość, Izrael udaje, że się na tę niepodległość nie godzi a w Strefie Gazy rządzi sobie realny władca Palestyńczyków - Hamas.
Przy okazji: cofnę wypowiedziane słowa o ostatniej wojnie w Strefie Gazy, jeśli tajna wersja historii operacji "Filar Obrony" okaże się prawdą. Co to za tajna wojna? Celem izraelskiej operacji było dokonanie zamachu stanu wewnątrz Hamasu. To była akcja zorganizowana wspólnymi siłami przez izraelskie, tureckie i katarskie tajne służby. Najpierw katarski książę pojechał do Gazy, sypnął miejscowym trochę kasy i namówił ich do tego, by puścili trochę rakiet na Izrael. Gdy salafici połknęli haczyk i zadanie wykonali, IDF zlikwidowała Ahmada Jabariego, głównego stronnika Iranu w Hamasie. Następnie rozwalono pewnie również paru innych proirańskich hamasowców, oczywiście pod osłoną wymiany rakietowych salw. W końcu zorganizowano rozejm de facto oddający Egiptowi kontrolę nad Hamasem. Przy okazji zademonstrowano Hezbollahowi skuteczność systemu "Żelazna Kopuła". To oznacza, że Izrael całkowicie podporządkował się planom Obamy. Jeśli te plany się powiodą Netanjahu przejdzie do historii jako drugi Begin, jeśli się nie powiodą potomność uzna go za drugiego Czerniakowa.
Jak zauważył czytelnik Antyetatysta, w Syrii ostatnio wysiadł internet i sieć telefoniczna. Połączył to z nalotami na Aleppo. Podobne sztuczki z telefonami bezpieka robiła już w 1982 r., przed atakiem na Hamę. Możliwe również, że prawdziwą przyczyną było to, że reżim chce ukryć to, że doszło do ataku rebeliantów na lotnisko w Damaszku. Po Bliskim Wschodzie krążą plotki o tym, że Assad uciekł z kraju lub zginął. Odgrzewana jest również propaganda o syryjskich WMD.
Na froncie irańskim również ciekawy incydent: w październiku reaktor w Buszerze omal nie wyleciał Irańczykom w powietrze. Może to był sabotaż, a może połączenie rosyjskiej myśli technicznej z irańską. Czy w ramach blowbacku doszło do sabotażu amerykańskiego reaktora w San Onofre?
Tymczasem król Arabii Saudyjskiej Abdullah bin Abdul Aziz ponoć zapadł w zeszłym tygodniu w śpiączkę i został uznany za klinicznie zmarłego.
Polecam również ważny wywiad z Assangem poświęcony masowej inwigilacji w internecie.
Tureckie impresje, czyli o wyższości Erdogana nad Orbanem
Wróciłem z pełnej wrażeń (głównie pozytywnych - z wyjątkiem końcówki związanej z przesiadką na lotnisku w Istanbule) podróży do Turcji. Uczestniczyłem tam w spotkaniach z ich ministrem finansów, prezesem banku centralnego, ekonomistami, biznesmenami, parlamentarzystami opozycji a także studentami. Odwiedziłem Ankarę oraz Izmir. Z tego, co widziałem i usłyszałem, wizja George'a Friedmana mówiąca o Turcji konkurującej z Polską o wpływy na Bałkanach nie jest taka nierealna. Jedyną jej słabością jest zbyt optymistyczny obraz Polski. Turcja to kraj niesłychanie dynamicznie się rozwijający. Tam gdzie 20 lat temu były slumsy, teraz stoją nowe osiedla mieszkaniowe a między nimi idą kilkupasmowe autostrady. Takiej infrastruktury możemy im tylko pozazdrościć. W 2001 r. Turcja była porównywana z Argentyną, uznawano ją za bankruta, stopy procentowe sięgały szalonego poziomu 460 proc. Teraz jest państwem wskazywanym nawet przez MFW za wzór do naśladowania, krajem który zyskał pierwszy rating klasy inwestycyjnej, w którym przez ostatnie 10 lat PKB per capita wzrósł trzykrotnie, w którym przez ten czas zwiększono budżet na edukację sześciokrotnie, w którym w szybkim tempie rośnie klasa średnia. Turcja to kraj do którego wracają dawni emigranci z pogrążonej w kryzysie Europy. Co się stało, że ten kraj doznał takiej transformacji? W 2002 r. zdobyła tam władzę partia AKP kierowana przez premiera Erdogana. I to już uczyniło ogromną różnicę. Erdogan ściął CIT z 40 proc. do 20 proc., zliberalizował gospodarkę jednocześnie wzmacniając zabezpieczenia socjalne, przyciągnął do kraju zagraniczne inwestycje, a bank centralny za pomocą nieortodoksyjnej polityki okiełznał inflację. Biznes go kocha. AKP wygrała w cuglach trzykrotnie wybory parlamentarne - Turcy choć są społeczeństwem bardziej laickim niż nam się wydaje (więcej dziewczyn w hidżabach widać na ulicach Berlina i Brukseli niż w Ankarze) wspierają tych "kryptoislamistów", gdyż zapewnili krajowi gospodarczy sukces. (Nie chcę rysować tutaj laurki więc, dodam, że Turcja ma wciąż problemy strukturalne takie jak niska stopa oszczędności, wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących czyli nierówności w rozwoju pomiędzy regionami - ale rządowi AKP i bankowi centralnemu udał się nie lada wyczyn: miękkie lądowanie przegrzewającej się gospodarki). W 2002 r. ludzie nie głosowali na AKP z powodu jej ideologii - gdyż tej ideologii nie znali. Głosowali na tę partię, gdyż zapewniała zmianę. I tej zmiany się doczekali. Erdogan dokonał w kraju największej rewolucji od czasów Ataturka.
Co bardziej zadziwiające Erdogan zdołał rozpieprzyć w drobny mak wszechpotężną strukturę Głębokiego Państwa. Za pomocą pokazowych spraw typu Ergenekon wyeliminował mafijny Syndykat oparty na strukturach wojskowych służb specjalnych, który szkodził wolności i dobrobytowi narodu tureckiego. Ten przykład powinien być dla polskich antysystemowców o wiele bardziej inspirujący niż to co robi Viktor Orban. Erdogan nie popełnił bowiem błędu Orbana - nie rozpoczął wojenki z finansistami przed rozwaleniem mafijnych struktur w kraju. Węgierski premier zdecydował się na szaloną politykę ekonomiczną wiedząc jak bardzo jego kraj jest zadłużony i zrobił to w najmniej dogodnym momencie - w czasie, gdy Europa jest pogrążona w ciężkim kryzysie. Erdogan postępuje zupełnie odwrotnie. Potrafił dogadać się ze spekulantami, a oni, skuszeni obietnicą łatwego zysku, kłaniają mu się w pas. A w raz z nimi rządy, które spekulanci od siebie uzależnili.
Ale jest również "ciemna strona" tej opowieści. - Erdogan stworzył własne Głębokie Państwo. To kraj, w którym premier ingeruje w treść programów telewizyjnych i knebluje opozycję. To kraj w którym bez sądu siedzi w więzieniu dwóch naszych deputowanych. Erdogan mówi, że nie widzi w tym problemu, bo "siedzieli już w trakcie kampanii wyborczej". Sąd Najwyższy uznał, że mają nadal immunitet, ale nadal nielegalnie są przetrzymywani w więzieniu. Podobnie jak kilkudziesięciu oficerów, którzy jeśli są winni, to powinni usłyszeć zarzuty - mówi jeden z polityków opozycyjnej partii CHP. Wielokrotnie pisałem już na tym blogu, że sama AKP też jest po części produktem Głębokiego Państwa. Ruch Gullena, z którego wywodzi korzenie był przecież przykrywką dla działalności MIT w Azji Środkowej i na Bliskim Wschodzie. Mimo wszystko jednak studiowanie przypadku tureckiego powinno zainteresować każdego polskiego politologa a także "insurekcjonistę". To przykład na to jak można skutecznie dokonać Rewolucji.
Czy AKP dokona reislamizacji Turcji? Słyszałem tam o wyniku badań przeprowadzonych przez Amerykanów. Mówią one, że 80 proc. tureckiego społeczeństwa jest laicka. Społeczeństwo się modernizuje. Turcy to nie egipska czy też irańska ciemnota. Erdogan zapewnia im dobrobyt i tym samym oddala ich od myśli o dżihadzie. Islamizacja już natrafia na poważny opór społeczeństwa i może się okazać słabsza od proeuropejskich aspiracji Turków.
Ps. Promowanie Erdogana może się spotkać z oburzeniem ze strony dużej części polskiej prawicy. Pamiętam jak na proorbanowskiej demonstracji Janek Bodakowski oburzał się, że protestanci z "Idź Pod Prąd" piszą o kalwinizmie Orbana. Używał przy tym argumentów z XVII w. ("heretycy czynią despekta Najświętszej Panience, obalili figury świętych i na ołtarzu jajca liczą"). Wyobraźmy sobie teraz jak by zareagowali na sugestię, że należy przyjrzeć się przypadkowi Erdogana. Odpowiedzieliby cytatami z Grzegorza Kucharczyka czy ks. Isakowicza-Zaleskiana. Jak to dobrze, że nie jestem prawicowcem, tylko przedstawicielem radykalnego centrum.
wtorek, 27 listopada 2012
Turecki prezydent Ozal otruty. Dziwny wypadek premiera Menderesa
Turgut Ozal, turecki prezydent z lat 1989-1993, został otruty a nie zmarł na zawał serca jak mówiła oficjalna wersja. W jego zwłokach znaleziono cztery różne substancje trujące, w tym DDT w ogromnym stężeniu. Jedna z wersji mówi, że otruto go dodając trucizn do jedzenia. Dlaczego Ozal został zabity? Był pierwszym cywilnym prezydentem od 30 lat, największym reformatorem od czasów Attaturka i wiele wskazuje, że przeszkadzał w interesach tureckiemu Głębokiemu Państwu, czyli strukturom powstałym na bazie tamtejszych wojskowych służb specjalnych (skąd my to znamy?). Symboliczne jest to, że Ozal spoczął w mauzoleum Adnana Menderesa, premiera z lat 1950-1960 (pierwszego, który objął to stanowisko w wyniku demokratycznych wyborów), powieszonego przez juntę wojskową w 1961 r. W 1959 r. samolot przewożący premiera Menderesa rozbił się w pokrytych gęstą mgłą okolicach londyńskiego lotniska Gatwick. Zginęło 14 pasażerów i członków załogi, ale premier wyszedł z "wypadku" tylko z lekkimi obrażeniami. W szpitalu podpisał Porozumienie Londyńskie dotyczące Cypru.
Ehud Barak odchodzi z polityki. Kolejna ofiara nocy długich noży?
Ehud Barak odchodzi z polityki, ale zostaje ministrem obrony do czasu powstania nowego rządu. To bardzo wygodne, bo zostawia sobie pretekst do zmiany zdania ("irańskie zagrożenie zmusza mnie do pozostania w gabinecie Netanjahu"). Być może po prostu uznał, że ze swoim małym ugrupowaniem Niepodległość niewiele zdziała w wyborach (ale biorąc pod uwagę ordynację wyborczą miałby szansę znaleźć się w parlamencie), ale moim zdaniem należy szukać przyczyn po drugiej stronie Atlantyku. Tak jak gen. Ariel Szaron zrobił karierę dlatego, że umiejętnie nim pokierował Henry Kissinger, tak Barak zawdzięcza splendory nie tylko swojej odwadze i zdolnościom dowódczym. W latach '90-tych był on mocno promowany przez administrację Clintona, a premierem został po to, by oddać Golan Syrii. Plan ten okazał się jednak z winy Assada niewykonalny. Barack potrafił sobie jednak ułożyć dobre stosunki również z ludźmi Busha Jra, a później z Hillary i Panettą. Być może więc wypadł z łask amerykańskiej administracji wraz reelekcją Obamy, być może Netanjahu uznał go w nowych warunkach za obciążenie, a być może należy go doliczyć do listy oficerów "odstrzelonych" w ramach obamowskiej nocy długich noży?
***
Po reelekcji Obamy również tajna wojna w Syrii została zintensyfikowana. Nad turecko-syryjską granicą rozmieszczono "Patrioty" z amerykańskimi załogami. Na dodatek rebelianci rozwalili Assadowi radar M1 penetrujący przestrzeń powietrzną Izraela i Jordanii (czytaj: Syria nie jest w stanie odpowiednio wcześnie zauważyć lecących w jej stronę bombowców z tych kierunków). Rebelianci przejściowo zajęli też cztery bazy lotnicze, z czego jedną na przedmieściach Damaszku, ograbili je z broni a sprzęt zniszczyli - akcja w starym stylu SAS. Tutaj możecie sobie obejrzeć filmik, na którym rebelianci w celach propagandowych wysadzają meczet w Aleppo. Później zrzucą winę na Assada.
***
Tymczasem mojej ulubienicy Jill Kelley rząd w Seulu odebrał tytuł honorowego konsula Korei Płd. Co za zdolna dziewczyna! Nie dość, że zapewniała rozrywkę amerykańskim generałom, to jeszcze działała w dyplomacji reprezentując azjatyckie państwo.
niedziela, 25 listopada 2012
Bormann i Gestapo Mueller na usługach Stalina - recenzja
Książkę Pierre'a de Villemaresta "Bormann i Gestapo Mueller na usługach Stalina" mogę najkrócej scharakteryzować słowem: ZAJEBISTA!!!
Autor, były funkcjonariusz francuskich służb specjalnych DGER (późniejsze DGSE), kreśli w niej opowieść o dwóch nazistowskich arcyzbrodniarzach potajemnie prowadzących swoją grę ze Stalinem. Mueller, szef Gestapo, prawdopodobnie rozpoczął swoją współpracę z sowieckimi służbami specjalnymi już w 1927 r., gdy był wybijającym się bawarskim policjantem. To on wraz z Bormannem tuszował zabójstwo siostrzenicy Hitlera Gelli Rabaul, co otworzyło mu drogę do oszałamiającej kariery w III Rzeszy. Wraz z Bormannem nadzorował również "grę radiową" z udziałem aresztowanych agentów Czerwonej Orkiestry. Ta operacja była przykrywką dla negocjacji Reichslaitera z Kremlem. De Villemarest drobiazgowo rekonstruuje powojenne losy Bormanna i Muellera. Opisuje jak Reichsleiter przeprowadził operację masowego przerzutu kapitału z Rzeszy do państw neutralnych, i przez powojenne lata odgrywał rolę dysponenta tej fortuny. Zmarł w 1959 r. w Paragwaju a jego szkielet wykopano po kilku latach z grobu i "odnaleziono" na budowie w Berlinie Zachodnim (to umożliwiło oficjalne uznanie go zmarłego i położenie łap na jego fortunie). Mueller pomagał sowieckim służbom weryfikować ponazistowski personel nowych enerdowskich tajnych służb. Po upadku jego protektora, gen. Abakumowa, czmychnął Sowietom do Ameryki Płd. W 1955 r. został porwany z Wenezueli przez czechosłowacki wywiad, na zlecenie szefa KGB gen. Sierowa. Zmarł w ZSRR, najprawdopodobniej na początku lat '60-tych.
Choć ta historia może wydawać się nieprawdopodobna, to jest znakomicie udokumentowana. Opis porwania Muellera został przekazany de Villemarestowi przez Rudolfa Baraka, byłego szefa czechosłowackiego wywiadu. Autor książki był w drugiej połowie lat '40-tych francuskim agentem w Niemczech i w ramach swojej pracy nawiązał kontakty z wieloma wysokiej rangi oficerami Abwehry, agentami "Odessy" oraz innymi ludźmi znającymi byłego Reichsleitera i szefa Gestapo. Po 1945 r., w południowych Niemczech, dwukrotnie spotkał... Bormanna. Raz go nawet omal nie przejechał (nie żartuję).
Świetnie, że ta książka została wreszcie wydana w Polsce. Dotychczas polscy czytelnicy mogli się zapoznać z trzema innymi pracami tegoż autora: doskonałymi "Żródłami źródłami finansowania nazizmu i komunizmu" oraz "Stasi", a także średnią pracą "GRU". Warto by wydać również inne jego prace np. "Polyarnik" (o sowieckim agencie i zarazem kanclerzu RFN Willym Brandtcie), "KGB w sercu Watykanu" (w której autor pisze m.in. o TW "Greyu" - abp. Wielgusie) czy też "Sukcesy i nadużycia amerykańskiego wywiadu".
Autor, były funkcjonariusz francuskich służb specjalnych DGER (późniejsze DGSE), kreśli w niej opowieść o dwóch nazistowskich arcyzbrodniarzach potajemnie prowadzących swoją grę ze Stalinem. Mueller, szef Gestapo, prawdopodobnie rozpoczął swoją współpracę z sowieckimi służbami specjalnymi już w 1927 r., gdy był wybijającym się bawarskim policjantem. To on wraz z Bormannem tuszował zabójstwo siostrzenicy Hitlera Gelli Rabaul, co otworzyło mu drogę do oszałamiającej kariery w III Rzeszy. Wraz z Bormannem nadzorował również "grę radiową" z udziałem aresztowanych agentów Czerwonej Orkiestry. Ta operacja była przykrywką dla negocjacji Reichslaitera z Kremlem. De Villemarest drobiazgowo rekonstruuje powojenne losy Bormanna i Muellera. Opisuje jak Reichsleiter przeprowadził operację masowego przerzutu kapitału z Rzeszy do państw neutralnych, i przez powojenne lata odgrywał rolę dysponenta tej fortuny. Zmarł w 1959 r. w Paragwaju a jego szkielet wykopano po kilku latach z grobu i "odnaleziono" na budowie w Berlinie Zachodnim (to umożliwiło oficjalne uznanie go zmarłego i położenie łap na jego fortunie). Mueller pomagał sowieckim służbom weryfikować ponazistowski personel nowych enerdowskich tajnych służb. Po upadku jego protektora, gen. Abakumowa, czmychnął Sowietom do Ameryki Płd. W 1955 r. został porwany z Wenezueli przez czechosłowacki wywiad, na zlecenie szefa KGB gen. Sierowa. Zmarł w ZSRR, najprawdopodobniej na początku lat '60-tych.
Choć ta historia może wydawać się nieprawdopodobna, to jest znakomicie udokumentowana. Opis porwania Muellera został przekazany de Villemarestowi przez Rudolfa Baraka, byłego szefa czechosłowackiego wywiadu. Autor książki był w drugiej połowie lat '40-tych francuskim agentem w Niemczech i w ramach swojej pracy nawiązał kontakty z wieloma wysokiej rangi oficerami Abwehry, agentami "Odessy" oraz innymi ludźmi znającymi byłego Reichsleitera i szefa Gestapo. Po 1945 r., w południowych Niemczech, dwukrotnie spotkał... Bormanna. Raz go nawet omal nie przejechał (nie żartuję).
Świetnie, że ta książka została wreszcie wydana w Polsce. Dotychczas polscy czytelnicy mogli się zapoznać z trzema innymi pracami tegoż autora: doskonałymi "Żródłami źródłami finansowania nazizmu i komunizmu" oraz "Stasi", a także średnią pracą "GRU". Warto by wydać również inne jego prace np. "Polyarnik" (o sowieckim agencie i zarazem kanclerzu RFN Willym Brandtcie), "KGB w sercu Watykanu" (w której autor pisze m.in. o TW "Greyu" - abp. Wielgusie) czy też "Sukcesy i nadużycia amerykańskiego wywiadu".
sobota, 24 listopada 2012
USA: noc długich noży?
Czy ostatnie ruchy kadrowe w amerykańskich siłach zbrojnych są dyskretną odpowiedzią na próbę wojskowego zamachu stanu? W ostatnich tygodniach doszło do zadziwiającej serii dymisji, spraw karnych i afer obyczajowych z udziałem wysokiej rangi oficerów. Głównie dotyczyło to Marynarki Wojennej USA. Warto w tym miejscu przypomnieć o kilku sprawach: 1) Oskarżenia o molestowanie seksualne jest niezwykle łatwo spreparować - vide casus Strauss-Kahna. Wystarczy znaleźć panienkę która próbowała osiągnąć ziemskie splendory budując w pozycji horyzontalnej (lub klęcząc pod biurkiem) relacje z wpływowym człowiekiem i nie osiągnęła tego co liczyła. Można też podstawić celowi agentkę, która będzie z nim romansować a po pewnym czasie wystąpi załzawiona przed kamerami skarżąc się, że Pan X (Clinton, Strauss-Kahn, Berlusconi, Katzav, Herman Cain, Lepper...) włożył jej rękę pod spódnicę. To zawsze działa. Nie zapominajmy też, że posiadanie "wojenno-frontowej żony" to po prostu miły zwyczaj, który zawsze towarzyszył armiom. Aleksander Wielki, Napoleon - oni wyznaczali tutaj standardy. 2) Oskarżenie amerykańskie generała o marnotrawstwo pieniędzy bądź korupcję to anomalia. Nie dlatego, że to ludzie czyści jak lilija. Po prostu marnotrastwo pieniędzy i korupcja to w armii USA norma. Raport republikańskiego senatora Toma Coburna mówi, że niepotrzebne wydatki Pentagonu to rocznie więcej niż PKB Izraela. To gigantyczne pole do korupcji, a tego układu nikt nie tykał od czasów JFK.
Oto lista ludzi z amerykańskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego, których dotknęła ostatnio kadrowa miotła:
Gen. David Petraeus - szef CIA, były dowódca CENTCOMU, oraz wojsk amerykańskich w Iraku a później w Afganistanie. Nakryty z kochanką. Różne aspekty tej sprawy analizowałem już wielokrotnie na tym blogu, więc nie będę się powtarzał.
Gen. John Allen - dowódca wojsk amerykańskich w Afganistanie, który miał zostać nowym dowódcą wojsk NATO w Europie. jw.
Adm. John Stavridis - dowódca wojsk NATO w Europie (SACEUR), dowódca USEUCOM. Odchodzi, bo sekretarz marynarki Ray Mabus przyczepił się do jego "wystawnego stylu życia" a głównie do tego, że za dużo wydał na wino podczas kolacji we Francji.
Gen. Carter Ham - dowódca AFRICOM. Powód odwołania nieznany.
Gen. William "Kip" Ward - były dowódca AFRICOM, zdegradowany o jedną gwiazdę za "nadużycia finansowe".
Gen. Patrick O'Reilly - dyrektor Agencji Obrony Przeciwrakietowej, odwołany za "mobbing"
Adm. Charles Gaouette - dowódca Carrier Strike Group 3, najpotężniejszej grupy bojowej w rejonie Zatoki Perskiej. Niedawno ujawnione maile wskazują na jego udział w operacji pozbycia się ciała bin Ladena (określanego w nich jako "przesyłka z FedExu"). Odwołany za enigmatyczny "niewłaściwy osąd dowódczy".
Gen. Jeffrey Sinclair - zastępca dowódcy 82-giej Dywizji Powietrznodesantowej. Odwołany pod zarzutem molestowania seksualnego.
Komandor Joseph Darlak - dowódca fregaty USS Vandegrifft odwołany wraz dwoma innymi oficerami po pijackiej orgii we Władywostoku.
Komandor Roy Hartman - dowódca desantowca USS Fort McHenry, odwołany z nieznanych powodów
Kapitan Ted Williams - dowódca desantowca USS Mount Whitney, odwołany z nieznanych powodów. ("Foreign Policy" naliczył 24 wysokiej rangi oficerów marynarki odwołanych w tym roku za "nadużycia").
Christopher Kubasik - prezes koncernu Lockheed Martin, odejście po wyjściu na jaw romansu z podwładną.
Co za tym stoi? Webster Tarpley, amerykański autor powiązany z Lyndone LaRouchem, twierdzi, że ta czystka jest odpowiedzią Obamy na próbę zamachu stanu. Częścią planu spiskowców był incydent w Bengazi, a następnie elektroniczna kradzież głosów w Ohio, na Florydzie oraz w innych swing states. Wpadnięcie przez ludzi Obamy na trop spisku sprawiło jednak, że niestety wojskowi wycofali się z jego drugiej części czyli sfałszowania wyborów. Obama miał otwartą drogę, by samemu manipulować przy urnach.
Ciche zamachy stanu: Egipt, Sudan, Tajlandia
Morsi przeprowadził kolejny konstytucyjny zamach stanu zakazując egipskim sądom badać legalności wszelkich praw uchwalonych po jego dojściu do władzy. Liczył, że opinia publiczna będzie zajęta mentalnym konsumowaniem dyplomatycznego sukcesu jakim było wynegocjowanie rozejmu w Strefie Gazy i zrobienia z tego terytorium strefy wpływów Egiptu. Ale się przeliczył. Opozycja wyszła tłumnie na ulice. W Aleksandrii spalono prezydenckie biura oraz siedzibę Bractwa Muzułmańskiego. Żołnierze zaczęli wśród demonstrantów rozprowadzać ulotki mówiące o stworzeniu komitetu wojskowego dążącego do obalenia Morsiego.
***
Wiadomo już nieco więcej, dlaczego Netanjahu tak szybko zgodził się na rozejm w wojnie z Hamasem. Obama obiecał mu wysłanie na Synaj amerykańskich wojsk, które będą walczyć tam z terroryzmem oraz szmuglem irańskiej broni do Gazy. Problem z Obamą jest taki, że wiele obiecuje, ale ostatecznie i tak ma wszystkich w d... Netanjahu pewnie o tym wie, ale nie chce się stawiać Amerykanom. USA to sojusznik, który od blisko 20 lat wiąże ręce Izraelowi, ale to chyba jedyny liczący się sojusznik jakiego ma Izrael.
***
Do próby zamachu stanu doszło również w Chartumie. Bashirowska bezpieka zatrzymała 12 wysokiej rangi oficerów, w tym Salaha Gosha, byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Narodowego - uznawanego za sympatyka USA. Szkoda, że się nie udało...
***
Ledwie Obama wyjechał z Tajlandii, a już doszło tam do demonstracji prawicowej, monarchistycznej opozycji. Co prawda na ulice Bangkoku wyszło tylko jakieś 17 tys. ludzi, ale premier Yingluck Shinawatra już wytoczyła przeciwko nim ciężkie działa w postaci praw nadzwyczajnych. Woli dmuchać na zimne, bo demonstrantom przewodzi generał Boonlert Kaewprasit. Niedawno doszło też do próby zamachu do byłego premiera Thaksina Shinawatrę. Komu w tym starciu kibicować? Trudno powiedzieć, sytuacja jest niejednoznaczna. Thaksin Shinawatra to rzeczywiście oligarcha, ale reprezentujący interesy biedniejszej części narodu i wiele zrobił, by wyciągnąć Tajlandię z kryzysu finansowego. To polityk tak jak Lepper czy Kaczyński naruszający zastane status quo. Jego demokratycznie wybrany rząd został wcześniej obalony przez armię a za rządów puczystów strzelano do pokojowych demonstracji. Obecnie rządzi z tylnego siedzenia - premierem jest jego siostra Yingluck. Co ciekawe, Thaksin Shinawatra jest obywatelem Czarnogóry.
czwartek, 22 listopada 2012
Irael/Gaza: Rozejm. Obama Style
A jednak rozejm. Niemal identyczny jak po operacji "Cast Lead". Różnica taka, że to Egipt negocjował z Hamasem, a później porozumiał się z Egiptem. Czyli niekonsekwencja Obamy przeważyła. Pod wpływem międzynarodowych nacisków Izrael wstrzymał rozgrzebaną operację. Minie parę miesięcy i trzeba będzie ją powtarzać. Mieszkańcy południa Izraela rozczarowani. Hamas też rozczarowany. Jedynym zwycięzcą okazał się system Iron Dome i produkujące go firmy. Jeśli uznać tę wojnę za test systemu antyrakietowego, to była ona dosyć udana. Wypromowała też hamasowski hit disco "Uderzymy na Tel Aviv".
środa, 21 listopada 2012
Izrael/Gaza: bombowy prezent od Hamasu
Powyżej: jakoś niewielka ta bomba była...
Negocjowanie rozejmu okazało się stratą czasu, nie tylko dlatego, że Izraela nie zaproszono do bezpośrednich rozmów z Hamasem (kazano mu wszystko załatwiać via Egipt, by Obama mógł pokazać Bractwu jakie jest ważne). Po prostu Hamas świerzbiły ręce i wysadził w powietrze autobus w Tel Awiwie. Gadanie o rozejmie po kilku dniach operacji o niskiej intensywności mija się zresztą z celem. Podczas dwóch poprzednich wojen pod międzynarodową presją przerwano działania IDF, zanim zdołała ona wyeliminować zagrożenie strategiczne (Bo strefa cienia, z której co jakiś czas spadają na twój kraj rakiety i która jest kontrolowana przez ludzi chodzących w upał w kominiarkach na głowach - terrorystów powiązanych z obcymi mocarstwami, jest właśnie zagrożeniem strategicznym). W biadania międzynarodowych pacyfistów, lewaków i judeosceptycznych narodowych radykałów nie ma się co wsłuchiwać. Ta operacja jest na znacznie mniejszą skalę niż poprzednie wojny w Strefie Gazy i jest igraszką w porównaniu z wojną w sowieckim stylu prowadzoną przez Assada (Tak więc wszyscy obrońcy Assada zróbcie światu przysługę i nie ośmieszajcie łkając nad losem Palestyńczyków). Idealnym rozwiązaniem byłoby przyłączenie Gazy do Egiptu, ale na to nie zgodzi się nawet ekipa Bractwa Muzułmańskiego. Bo po co im na głowie takie pierdolnik? Lepiej spełnia swoją funkcję jako na wpół samodzielne terytorium o nieuregulowanym statusie, do którego można od czasu do czasu coś wysłać tunelami, by spadło na USrael.
wtorek, 20 listopada 2012
Zamach... your ass!!!
Nie było żadnego zamachu. Tylko naciski pijanego generała Kozieja. :))))))
Nie wyrabiam.... :))))) To k... akcja jak z "Kapitana Bomby", "Generała Italii" i "Pułkownika Przybyła". :))))) Stworzyli nie trzymającą się kupy historyjkę o tym jak "naśladowca Breivika", Brunon Kwiecień, wykładowca z krakowskiego Uniwersytetu Rolniczego, próbował na 9 listopada (rocznica Puczu Monachijskiego, Nocy Kryształowej i upadku Muru Berlińskiego) wysadzić w powietrze - za pomocą samochodu pułapki z 4 tonami (według TVN 40 tonami) trotylu Bronka, Donka, jego rząd i Sejm. (A w zasadzie to tylko dopuszczał, że zginą tam jacyś parlamentarzyści). Okazało się, że działał w grupie zbrojnej tworzonej przez agentów ABW, którzy poznali go na sfora.pl. Jako dowody przygotowywanego zamachu zabezpieczono m.in. starą komórkę i kawałek sznurka. Podejrzany przyznał się, że działał z pobudek "nacjonalistycznych, ksenofobicznych i antysemickich" (nie mają tam lepszych tekściarzy? gdzie płomienny manifest?). ABW ogłosiła, że czuwa i ma uzasadnienie, by jej Tusk nie zabierał uprawnień śledczych. Co ciekawe, kilka lat temu Kwiecień pisał, że nagrywał w 2000 r. hobbystycznie próbne detonacje - ale że nie będzie dzielił się tymi nagraniami. ABW przedstawia te filmiki jako próby przed zamachem.
Ciekawie sprawę podsumował Jacek Sierpiński:
Czego uczy nas przypadek Brunona K.?
1) Spiski są możliwe, również te mające na celu zamach na prezydenta.
2) Aby stwierdzić, że znaleziona substancja jest trotylem, nie trzeba czekać na badania laboratoryjne.
sobota, 17 listopada 2012
Kuzkina Mat i tajemnica Pieńkowskiego
Oleg Pieńkowski - w oficjalnej wersji bohaterski idealista, który ocalił świat podczas Kubańskiego Kryzysu Rakietowego, przekazując prezydentowi Kennedy'emu informacje o chruszczowowskich rakietach na Kubie. Prawda jak zwykle jest dużo ciekawsza...
Wersję oficjalną podważył już Peter Wright, były agent MI5 odnoszący duże sukcesy w zwalczaniu sowieckiej infliltracji na przełomie lat '50-tych i '60-tych. W swojej znakomitej książce "Spycatcher" przyjrzał się również sprawie Pieńkowskiego. Pierwszą anomalią jaką zauważył było to, że Pieńkowski - doświadczony agent GRU - zwrócił się ze swoimi rewelacjami do MI6. Służby odnoszącej wówczas spektakularne porażki, służby o której wiedziano, że jest zinfiltrowana przez Sowietów. Wyglądało więc na to, że Sowieci szukają służby głodnej sukcesów, którą mogliby nakarmić swoją dezinformacją. Potem Wright zauważył, że Pieńkowski przekazuje MI6 dokumenty do których nie miał prawa mieć dostępu. Ponadto nie zawraca sobie zbytnio głowy zasadami bezpieczeństwa i rozmawia z brytyjskimi "dyplomatami" w miejscach, o których wiadomo, że są podsłuchiwane. Wright przypomina relację płka Golicyna - zbiegłego na Zachód funkcjonariusza KGB. Golicyn był w 1959 r. obecny na wykładzie szefa KGB Szelepina, na którym snuł on plan wielkiego programu strategicznej dezinformacji wymierzonego w Zachód. Elementem tego planu było wysyłanie do wolnego świata fałszywych dezerterów z sowieckich służb, którzy mieli karmić zachodnie rządy spreparowanymi informacjami. Przypadek Pieńkowskiego pasował do tego planu jak ulał.
Sprawą Pieńkowskiego zajmuje się również Wiktor Suworow w swojej najnowszej książce "Matka diabła" (oryg. Kuzkina Mat'). Potwierdza, że Pieńkowski przekazywał informacje Brytyjczykom na rozkaz. Na czyj rozkaz? Szefa GRU gen. Sierowa, który wspólnie z marszałkiem Briuzowem, szefem wojsk rakietowych ZSRR działali przeciwko Chruszczowowi. Niepokoiło ich to, że cham walący butem w mównicę w ONZ rzeczywiście może wywołać wojnę nuklearną z Zachodem - wojnę, której ZSRR (dysponujący JEDNĄ rakietą zdolną dolecieć do USA) nie był w stanie wygrać. Stąd niezwykle szczegółowe informacje dotyczące sowieckiego arsenału jądrowego i rakietowego a także operacji kubańskiej, które poprzez Pieńkowskiego i MI6 trafiły na biurko JFK. Sierow nie zawahał się zdradzić wrogom największych tajemnic państwa, by obalić swojego zwierzchnika. Operacja udała się tylko połowicznie. Kosztowała Sierowa karierę a Pieńkowskiego i Briuzowa życie (odsyłam do odcinka Krótkiej Historii Sabotażu Lotniczego poświęconej katastrofie pod Belgradem, w której zginął marszałek Briuzow). Suworow wspomina, że w GRU nieoficjalnie zawsze traktowano Pieńkowskiego jak bohatera a służba otoczyła później opieką jego rodzinę.
Czemu o tym wspominam? Jeśli osoby z sowieckiej wierchuszki były zdolne przekazywać na Zachód najtajniejsze informacje dotyczące swojego państwa, po to by zyskać atut w wojnie klanów, to do czego będą zdolni członkowie rządzącego obecnie Rosją Syndykatu? Nawet do zatopienia Putina za pomocą spraw takich jak Smoleńsk.
Ps. Naprawdę polecam "Matkę Diabła" Suworowa. Czytałem tę książkę przed wyjazdem do Moskwy, by wprowadzić się w klimat. Doskonale ona wyjaśnia dlaczego Zimna Wojna trwała tak długo i dlaczego zastrzelono JFK.
Wersję oficjalną podważył już Peter Wright, były agent MI5 odnoszący duże sukcesy w zwalczaniu sowieckiej infliltracji na przełomie lat '50-tych i '60-tych. W swojej znakomitej książce "Spycatcher" przyjrzał się również sprawie Pieńkowskiego. Pierwszą anomalią jaką zauważył było to, że Pieńkowski - doświadczony agent GRU - zwrócił się ze swoimi rewelacjami do MI6. Służby odnoszącej wówczas spektakularne porażki, służby o której wiedziano, że jest zinfiltrowana przez Sowietów. Wyglądało więc na to, że Sowieci szukają służby głodnej sukcesów, którą mogliby nakarmić swoją dezinformacją. Potem Wright zauważył, że Pieńkowski przekazuje MI6 dokumenty do których nie miał prawa mieć dostępu. Ponadto nie zawraca sobie zbytnio głowy zasadami bezpieczeństwa i rozmawia z brytyjskimi "dyplomatami" w miejscach, o których wiadomo, że są podsłuchiwane. Wright przypomina relację płka Golicyna - zbiegłego na Zachód funkcjonariusza KGB. Golicyn był w 1959 r. obecny na wykładzie szefa KGB Szelepina, na którym snuł on plan wielkiego programu strategicznej dezinformacji wymierzonego w Zachód. Elementem tego planu było wysyłanie do wolnego świata fałszywych dezerterów z sowieckich służb, którzy mieli karmić zachodnie rządy spreparowanymi informacjami. Przypadek Pieńkowskiego pasował do tego planu jak ulał.
Sprawą Pieńkowskiego zajmuje się również Wiktor Suworow w swojej najnowszej książce "Matka diabła" (oryg. Kuzkina Mat'). Potwierdza, że Pieńkowski przekazywał informacje Brytyjczykom na rozkaz. Na czyj rozkaz? Szefa GRU gen. Sierowa, który wspólnie z marszałkiem Briuzowem, szefem wojsk rakietowych ZSRR działali przeciwko Chruszczowowi. Niepokoiło ich to, że cham walący butem w mównicę w ONZ rzeczywiście może wywołać wojnę nuklearną z Zachodem - wojnę, której ZSRR (dysponujący JEDNĄ rakietą zdolną dolecieć do USA) nie był w stanie wygrać. Stąd niezwykle szczegółowe informacje dotyczące sowieckiego arsenału jądrowego i rakietowego a także operacji kubańskiej, które poprzez Pieńkowskiego i MI6 trafiły na biurko JFK. Sierow nie zawahał się zdradzić wrogom największych tajemnic państwa, by obalić swojego zwierzchnika. Operacja udała się tylko połowicznie. Kosztowała Sierowa karierę a Pieńkowskiego i Briuzowa życie (odsyłam do odcinka Krótkiej Historii Sabotażu Lotniczego poświęconej katastrofie pod Belgradem, w której zginął marszałek Briuzow). Suworow wspomina, że w GRU nieoficjalnie zawsze traktowano Pieńkowskiego jak bohatera a służba otoczyła później opieką jego rodzinę.
Czemu o tym wspominam? Jeśli osoby z sowieckiej wierchuszki były zdolne przekazywać na Zachód najtajniejsze informacje dotyczące swojego państwa, po to by zyskać atut w wojnie klanów, to do czego będą zdolni członkowie rządzącego obecnie Rosją Syndykatu? Nawet do zatopienia Putina za pomocą spraw takich jak Smoleńsk.
Ps. Naprawdę polecam "Matkę Diabła" Suworowa. Czytałem tę książkę przed wyjazdem do Moskwy, by wprowadzić się w klimat. Doskonale ona wyjaśnia dlaczego Zimna Wojna trwała tak długo i dlaczego zastrzelono JFK.
Subskrybuj:
Posty (Atom)