sobota, 23 listopada 2024

Rosja spadła z drabiny eskalacyjnej

 


Decyzja kończącego swoją kadencję Joe Bidena o pozwoleniu Ukrainie na użycie rakiet ATACMS na terytorium Rosji Właściwej wywołała u mnie uśmiech. "Stary pierdziel pokazał ostatnie fuck you tym think-tankowym dupkom ze swojej administracji!". Gdy się w nią wczytałem, poczułem się jednak lekko rozczarowany. Pozwolenie to dotyczyło bowiem tylko terytorium Kurskiej Republiki Ludowej. Mimo to, w polskojęzycznym internecie słychać było głośne jojczenie o "prowokowaniu III wojny światowej". Jak się można było spodziewać, jojczyli Warzecha i Palade, a Adam Wielkodupski doznał orgazmu z powodu wizji rosyjskiego uderzenia nuklearnego na Warszawę i zatweetował "Niech Bóg ma nas w opiece". Podkładką pod to jojczenie była aktualizacja doktryny nuklearnej przez Putina. Aktualizacja dokonana już we wrześniu - ale jakoś wówczas wywołująca mniejsze jojczenie.

O czym mówi zaktualizowana rosyjska doktryna nuklearna? O tym, że atak na Rassiję przeprowadzony przez "państwo nie nuklearne" wspólnie z państwem nuklearnym może wywołać nuklearną odpowiedź. Doktryna mówi jednak, że ów atak musi stanowić "krytyczne zagrożenie dla suwerenności Rosji". Od początku wojny słyszymy internetowe jojczenie: "Jak przekroczymy czerwoną linię Rosji, to zacznie się wojna nuklearna pomiędzy nią a NATO". 

Czerwoną linią miało być wysyłanie karabinów na Ukrainę. A później czołgów. Potem samolotów. Potem pocisków rakietowych. Potem zaatakowanie mostu krymskiego. Później ataki na sam Krym i Flotę Czarnomorską. Potem ataki na terytorium Rosji Właściwej. Potem ataki na Moskwę. Tak się składa, że ukraińskie drony uderzały i w bazy bombowców strategicznych pod Murmańskiem i w główną bazę Floty Kaspijskiej. Nadlatywały też nad moskiewskie lotniska cywilne. Nawet uderzyły w Kreml, podpadając wiszącą nad nim flagę Rosji. I co? I gówno. III wojna światowa jakoś nie wybuchła. 



Ponieważ Rassija znów sięgnęła po swoją nuklearną propagandę, to Ukraińcy uderzyli rakietami Storm Shadow w prezydenckie stanowisko dowodzenia w Obwodzie Kurskim. Jakoby rzekomo poszkodowani w tym ataku byli rosyjscy i północnokoreańscy generałowie. I co? III wojna światowa się zaczęła?

Generał SWR pisał, że wydanie przez Bidena pozwolenia na użycie ATACMsów na terenie Rosji Właściwej było zaskoczeniem dla kremlowskiego Politbiura - choć takiej decyzji należało się prędzej czy później spodziewać. Na pierwszym posiedzeniu Politbiura nie omawiano kwestii nuklearnych. Na kolejnym doszło do dyskusji. "Jastrzębie" związane z wojskiem przedstawiły trzy warianty odpowiedzi:

1) mobilizacja kolejnych 500 tys. ludzi i rzucenie ich na Ukrainę

2) uderzenie taktyczną bronią jądrową - ale nie za bardzo wiadomo w co, bo były rzucane pomysły od ciosu w "centra decyzyjne" w Kijowie po zdetonowanie bomby nad zaporoskim stepem.

3) większe uderzenie powietrzne na Ukrainie - z udziałem 70 proc. zapasu rakiet, czyli ta sama rozpaprana kampania lotnicza co zwykle.

Politbiuro sprzeciwiło się atakowi nuklearnemu i mobilizacji. Wcześniej ostrzegały jej przed opcją nuklearną Chiny oraz Indie, tłumacząc że mocno skomplikowałaby im ona robienie interesów z Rosją. Zwróćmy uwagę, że nie pojawił się pomysł uderzenia nuklearnego na państwa NATO. W sytuacji, gdy armii rosyjskiej zajęcie ukraińskiego miasteczka powiatowego zajmuje kilka miesięcy i kilkadziesiąt tysięcy zabitych oraz rannych, pełnoskalowa wojna z NATO byłaby przedwczesna. Co więcej byłaby totalną głupotą przed zmianą władzy w Białym Domu.

Skończyło się więc pokazem fajerwerków. Na Dnipro wystrzelono wielogłowicową rakietę balistyczną Oresznik. Wyglądało to malowniczo, ale... technologia wielogłowicowych rakiet balistycznych jest znana od dekad. Chwalenie się hipersonicznością tego pocisku jest też czystą propagandą, bo 10 Machów to typowa prędkość uzyskiwana przez rakiety tego typu używane przez wszystkie państwa nuklearne. 

Według Generała SWR, plan pokojowy Trumpa przekazany "Putinowi" obejmowałby pozostawienie po stronie rosyjskiej Krymu, Obwodu Ługańskiego w granicach administracyjnych i tej części Obwodu Donieckiego, którą Rosja kontrolowała do 24.02.2024 r.  Rosja oficjalnie tego planu nie odrzuciła, ale odpowiedziała wspólnie z Chińczykami sabotażem kabla podmorskiego na Bałtyku. Warto więc zadać tutaj pytanie: czemu mamy przejmować się rosyjskimi czerwonymi liniami, skoro Rosja od wielu lat nieustannie łamie czerwone linie wszystkich innych państw, dopuszczając się na nie ataków terrorystycznych (terroryzm nuklearny przy zabójstwie Litwinienki, terroryzm chemiczny przy ataku na Skripała, wysadzanie składów amunicji w Czechach i w Bułgarii, podkładanie ładunków wybuchowych w samolotach DHL, zamach w Smoleńsku...)? Gdy spojrzymy na tę sprawę w ten sposób, to przekazanie Ukrainie ATACMSów i Storm Shadowów oraz pozwolenie na uderzanie nimi w głębi Rosji jest działaniem mocno powściągliwym i spóźnionym.

No cóż, nie tylko Zachód daje się straszyć "czerwonymi liniami". Pamiętam jak kiedyś napisałem tekst o próbie zabójstwa pułkownika Skripała. Jakiś idiota napisał mi, że "wrabiam Rosję" i "powtarzam propagandę, tych co chcą wywołać III wojnę światową". Pamiętam też jak za tusskowego resetu libki srały w komentarzach, że chcę "sprowokować młodzież do ataków butelkami z benzyną na rosyjskie czołgi". Nawet pojawienie się rysunku Achtung Russia! w programie Rachonia za pisowskiej TVP zostało uznane przez libkowsko-endeckich idiotów za "prowokowanie wojny". Jednocześnie twierdzą, że putinowska Rassija prowadzi "grę w szachy 5D" i że może może dokonać ataku nuklearnego z powodu wzoru na t-shircie. Takiej ilości ciot i debili nie mieliśmy w naszym narodzie chyba od czasów stanisławowskich...

No cóż, spodziewam się, że w poniedziałkowym "Do Rzeczy" będziemy mieli: jojczenia Warzechy o czerwonych liniach i "potrząsaniu szabelką", rozważania Mażewskiego o tym, co powinniśmy zrobić, by nas Rassija znowu lubiła, rozkminy teologa (!) Wojciecha "Mielonki" Golonki o tym jak to armia rosyjska "wszystkich czapkami za chwilę nakryje" (bo tak powiedział po raz tysięczny płk McGregor i jakiś analityk z pożal się Boże armii austriackiej) i jego wielce odkrywcze myśli o tym, że na wojnie zarabiają producencki broni, tezy Wieromiejczuka o tym, że obecna sytuacja na świecie jest dokładnie taka sama jak w 1914 r., a dodatkowo może jojczenie Dzierżawskiego o tym, że zabijanie agresorów nie jest "prolife". Lubię ten tygodnik, ale jego wydawcy mogliby oszczędzić na wierszówce i zamiast przyjmować wypociny tych duporealistów mogliby zlecić ich napisanie Chatowi GPT. "Napisz coś w stylu nudziarstw Sykulskiego".

A tymczasem, według "New York Timesa", część oficjeli z Waszyngtonu rozważa odesłanie Ukrainie części broni nuklearnej oddanej przez nią w 1994 r. na mocy Porozumienia Budapesztańskiego. Rassija miałaby większy problem niż ATACAMSy i mniejszą ochotę na kontynuowanie agresji. Kolejnym logicznym krokiem powinna być Polska w nuclear sharing. Ale oczywiście dupki z think-tanków z obu stron Atlantyku zesrają się na samą myśl o takim scenariuszu...


 

***

30 listopada, w sobotę, od godziny 12.00 będziecie mogli spotkać Waszego Ulubionego Autora, na warszawskich Targach Książki Historycznej, w Arkadach Kubickiego (to przy ogrodach Zamku Królewskiego), przy stoisku Wydawnictwa Replika, czyli stoisku nr 15. Będzie podpisywał swoją książkę "Mroczne sekrety II wojny światowej".



sobota, 16 listopada 2024

Kogo wybrał Trump

 



Radykalne libki zaczęły wierzyć w teorię mówiącą, że Elon Musk ukradł wybory manipulując maszynami do głosowania za pomocą satelitów Starlink.  Niektórzy z nich wzywają, by "zrobić dym" 6 stycznia pod Kapitolem. Pojawiają się też pomysły, by Biden zrezygnował i uczynił Kamalę prezydentem na parę tygodni.  Trust the Plan... Q...

Tymczasem...

W 2016 r. Trump obejmował władzę nie mając żadnego doświadczenia w sprawowaniu funkcji publicznych. Nie miał okazji poznać od środka, jak działa waszyngtońska machina polityczna. Popełnił krytyczny błąd pozwalając Bannonowi i Kushnerowi na wyrzucenie do kosza planu budowy administracji stworzonego przez gubernatora Chrisa Christiego. Zamiast tego zdecydował się na casting na najwyższe stanowiska. Teraz tego błędu nie robi. Dokonuje nominacji według ściśle określonego planu, na podstawie pracy wykonanej przez specjalny komitet współkierowany przez Howarda Lutnicka (prezesa Cantor Fitzgerald, który stracił brata i niemal cały personel swojej firmy w zamachach z 11 IX 2001 r.) i Lindę McMahon (z tych McMahonów od WEE). 

Dotychczasowe jego nominacje da się podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich, to ludzie, którzy mają odbudowywać amerykańską supermocarstwowość (lub jak mówią złośliwi: chronić interesy Izraela):



Marco Rubio - pierwszy Latynos, który zostanie sekretarzem stanu. Generalnie jastrząb w kwestii Chin oraz Iranu. Jego nominacja wskazuje, że walka z komunizmem w Ameryce Łacińskiej będzie jednym z priorytetów administracji. Podejmował działania uderzające w Rosję i wspierające Ukrainę, ale ostatnio opowiadał się za "wynegocjowanym końcem wojny".

Mike Waltz - doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, pierwszy Zielony Beret w Kongresie, były doradca Rumsfelda i Roberta Gatesa, "jastrząb", zwłaszcza w kwestii Chin.

Elise Stefanik - ambasador przy ONZ, "jastrzębia" i bardzo krytyczna wobec samego ONZ.

Pete Hegseth - sekretarz obrony, weteran Iraku, Afganistanu i obozu w Guantanamo, odznaczony Brązową Gwiazdą, popularny komentator z Fox News, wróg wszelkiego "woke shit", z którego chce oczyszczać siły zbrojne, ma tatuaż z krzyżem jerozolimskim i dewizą "Deus Vult". Szykuje się komisja, która będzie czyściła wojsko z nielojalnych, "woke" generałów.  Generałowie oczywiście kontratakują próbując go zatopić jakimś mało konkretnym skandalem seksualnym.



Kristi Noem - moja ulubiona gubernator! - sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego. Ostre stanowisko w sprawie zabezpieczenia granicy. Wspomagać ją będzie Tom Homan, były dyrektor ICE, który szykuje plan masowych deportacji nielegalnych imigrantów, uderzenia w biznesy korzystające z ich pracy niewolniczej oraz wojny przeciwko kartelom narkotykowym.

Doug Borgum - sekretarz ds. wewnętrznych i szef nowej Narodowej Rady Energetycznej. Ma dbać o to, by amerykański przemysł naftowy kwitnął, tania ropa z USA zalewała świat  i wszyscy się śmieli z eurocucków brnących w zieloną transformację.

Elon Musk i Vivek Ramaswamy - kierownictwo DOGE, czyli nowego Departamentu Wydajności Rządowej. Departament nie będzie sam w sobie miał władzy fiskalnej, ale będzie identyfikował obszary administracji federalnej, w których można będzie dokonać poważnych cięć. To zła wiadomość dla wielu budżetowych pasożytów. Co ciekawe Trump rozważa likwidację Departamentu Edukacji - i słusznie, gdyż ten resort totalnie się nie sprawdza. Odkąd w 1979 r. utworzył go Jimmy Carter, USA spadły we wskaźnikach edukacyjnych z pierwszego miejsca w okolice trzydziestego. Amerykańskie szkoły publiczne produkują analfabetów, transów i sprawców szkolnych masakr. Czas z tym skończyć!

Czy ta grupa "jastrzębi" będzie prowadziła politykę, która zaszkodzi Rosji i przeszkodzi jej nowym agresjom? Szykowana przez nią polityka energetyczna na pewno będzie Rosji szkodziła. To oczywiste, że tańsza ropa nie jest dobrą wiadomością dla Kremla. Czy jednak ewentualny rozejm na Ukrainie nie da Rosji szansy na odbudowę jej machiny wojennej? A czy do takiego rozejmu dojdzie?

Według Generała SWR, rzeczywiście doszło do rozmowy Trumpa z "Putinem", podczas której amerykański prezydent-elekt mówił kremlowskiemu dziadkowi, by "nie eskalował" sytuacji na Ukrainie i że Ukraińcy są gotowi zaakceptować utratę Krymu. "Putin" twierdził, że umowa rozejmowa musi objąć oddanie Rosji całego Obwodu Donieckiego w jego granicach administracyjnych i możliwość tranzytu na Krym. Otoczenie Trumpa zrobiło przeciek z tej rozmowy, co wyraźnie nie spodobało się rosyjskiemu Politbiuru, które gwałtownie zaprzeczało, że do takiej rozmowy doszło i zaczęło stosować groźby eskalacji. Po tym ludzie Trumpa stwierdzili, że nie będzie już więcej tego typu poufnych rozmów. 

Nie oszukujmy się - zarówno demokraci jak i republikanie chcą obecnie rozejmu na Ukrainie. Administracja Bidena omawiała to przecież niedawno z Scholzem, Macronem i Starmerem w Berlinie. Różnice w podejściu dotyczą głównie kwestii drabiny eskalacyjnej.

Każda ekipa w Waszyngtonie zaczyna rządy o próby porozumienia z Rosją. Moskwa traktuje to jednak jako okazanie słabości i zwykle takie porozumienia odrzuca. Możemy więc mieć powtórkę z 1972 r., gdy Wietnam Północny zerwał negocjacje z administracją Nixona i w odpowiedzi otrzymał operację Rolling Thunder 2. Z zestawem "jastrzębi" w administracji taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.

Jak na razie z przecieków wynika, że plan rozejmowy obejmuje dalsze uzbrajanie Ukrainy.  Ukraina ma jednak obecnie problem nie tyle ze sprzętem, co ze zbyt małą ilością przeszkolonych żołnierzy. Pozwoliła na to, by dwudziestolatkowie kręcili głupie filimiki na Tik-Toka w Polsce, a do okopów wysłała czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. Problem ze sprzętem ma Rosja, o czym świadczy choćby sięganie przez nią po północnokoreańskie działa samobieżne dużego kalibru czy po czołgi PT-76 z zasobów wytwórni filmowej Mosfilm. 

Wróćmy jednak do kwestii nominacji dokonanych przez Trumpa...

Drugą grupę stanowią ludzie mający uderzyć w struktury, które sabotowały politykę pierwszej administracji Trumpa oraz prześladowały go i jego ludzi w latach 2021-2024. Trump zastosował tutaj kadrową opcję nuklearną:


Ppłk Tulsi Gabbard - dyrektor wywiadu narodowego. Była kongreswoman i weteranka z Iraku została wpisana przez administrację Bidena na lotniskową listę obserwacyjną, na którą trafiają podejrzani terroryści. Teraz będzie miała szansę na okiełznanie amerykańskich agencji wywiadowczych. Zarzuca się jej spotkanie z Assadem i gadanie głupot o ukraińskich biolabach, ale może na stanowisku DNI się dokształci...

John Ratcliffe - dyrektor CIA. Był już DNI w końcówce pierwszej kadencji Trumpa, bronił go przed lipnymi oskarżeniami w czasie Russiagate.

Matt Gaetz - prokurator generalny. Koleś jest cięty na Departament Sprawiedliwości, ale jest niebezpieczeństwo, że nawet jeśli go zatwierdzi Senat, będzie szantażowany dziwkarskimi sprawami.  Ta nominacja jest więc moim zdaniem zła.


Robert Kennedy Jr. - sekretarz zdrowia. Wreszcie ktoś, kto dociśnie firmy farmaceutyczne i producentów gównianej żywności! Koleś na tyle asertywny, że wprost wypomina Trumpowi jedzenie "trucizn". Jest jednak niebezpieczeństwo, że jeśli znów wypuszczą jakąś pandemię to rozkręcą histerię, że "antyszczepionkowiec zabija ludzi". 

Powyższe nominacje mogą być jednak zakwestionowane przez Senat. Zwłaszcza, że Gaetz i Gabbard nie podobają się lobby izraelskiemu.

Do ciekawej sytuacji doszło natomiast ostatnio na obrzeżach MAGA. Pamiętacie jak sąd wydał absurdalny wyrok nakazujący Alexowi Jonesowi zapłacić 1,5 mld USD chciwym rodzicom dzieci zabitych w strzelaninie w szkole Sandy Hook? W piątek, w ramach aukcji, portal Jonesa czyli Infowars został kupiony przez serwis satyryczny The Onion. Szybko jednak inny sąd uznał tę aukcję za prawnie nie ważną. Infowars znów nadaje, a spieprzona aukcja będzie zbadana przez Departament Sprawiedliwości, gdy zmieni się tam kierownictwo. 

Trochę więcej mogliśmy się też ostatnio dowiedzieć na temat UFO/UAP w ramach przesłuchań w Kongresie.  Wśród nominatów Trumpa, pozytywnie o ujawnieniu części informacji dotyczących Obcych wypowiadał się m.in. Marco Rubio. Ujawnienia domaga się też Gaetz.  Zwracam uwagę na to, że ostatnie przesłuchania w Kongresie w sprawie UAP prowadziła republikańska kongreswoman Nancy Mace, wojskowa będąca córką wojskowego, zaliczająca się do MAGA. 




Zwróciłem uwagę na to, że pytania dotyczące "hotspotów UFO" zadawała w trakcie tego przesłuchania kongreswoman z Florydy Anna Paulina Luna. Ciekawa postać - ma meksykańsko-austriackie korzenie (nazwisko rodowe: Meyerhofer), wychowana w rodzinie "mesjańskich Żydów", miała dziadka w Wehrmachcie, służyła w armii USA ale też miała epizod pracy w "klubie dla dżentelmenów" (oficjalnie jako kelnerka, Roger Stone twierdził, że była striptizerką). 

***

Płk Berling został spytany przez natarczywego stalinowskiego fanatyka Witkora Grosza: - Jaki jest wasz stosunek do Żydów?

Odparł: - Lubię ładne Żydówki.

Radek Sikorski popełnił błąd, że nie wziął sobie ładnej Żydówki - najlepiej Sefardyjki. Ładnej - nie mielącej niepotrzebnie ozorem, nie piszącej głupot do liberalnych, nowojorskich gazet. Realizującej się w śpiewie i cosplayu. Takiej w typie piosenkarki Madison Beer (o której piszą, że ma "polskie korzenie", ale jak dla mnie wygląda bardzo sefardyjsko...).


sobota, 9 listopada 2024

Trump wygrał, a Biden się z tego cieszy

 


Ilustracja muzyczna: Addison Rae - Diet Pepsi

Joe Biden nie wyglądał na ani trochę smutnego, gdy przemawiał do narodu, po uznaniu zwycięstwa Donalda Trumpa i zaproszeniu prezydenta-elekta do Białego Domu. Pamiętamy, że w trakcie kampanii założył przed kamerami czapkę MAGA, a Jill poszła do lokalu wyborczego ubrana w republikańską czerwień. Joe ma teraz wielką satysfakcję - jest jedyną osobą, która pokonała Trumpa w wyborach prezydenckich. Może teraz powiedzieć demokratycznej wierchuszce: "No i po co mnie wymienialiście, na tę głupią sukę? Ja przynajmniej z Trumpem wygrałem".

W Partii Demokratycznej już zaczęło się szukanie winnych. Są tacy, którzy obwiniają Kamalę, za to, że wybrała Tamponowego Tima jako kandydata na wiceprezydenta. Tamponowy Tim był rzeczywiście beznadziejny, a od przegranej przez niego debaty z Vance'm zaczęła się ostra zwyżka sondażowa Trumpa. Ludzie Bidena obwiniają Pelosi i Obamę za zastąpienie ich szefa  beznadziejną kandydatką, która nie potrafiła nawet sklecić paru zdań bez telepromptera. Partia mogła po wymuszonej rezygnacji Bidena zorganizować mini-prawybory (pozwalając bidenowskim delegatom wybrać nowego kandydata), ale narzuciła wszystkim kiepską kandydatkę. Być może skończy się na tym, że winę za klęskę zrzuci się na George'a Clooneya, który napisał osławiony list otwarty wzywający Bidena do rezygnacji z kandydowania.

W trakcie wieczoru wyborczego w jednej z internetowych telewizji stwierdziłem, że dynamika sondażowa, zachowanie rynków finansowych oraz trendy w internecie sugerują zwycięstwo Trumpa. Bardzo ostrożnie wówczas prognozowałem, że Trump zgarnie co najmniej pięć stanów kluczowych. Stwierdziłem, że Pensylwania jest dla mnie zagadką, ale tam mogą przeważyć wynik wyborów amisze. Moje prognozy okazały się bardzo asekuranckie. Trump wygrał we wszystkich stanach kluczowych (zaliczam na jego konto Arizonę, gdzie jeszcze liczą głosy) zdobywając 312 głosów elektorskich. Wygrał "popular vote" otrzymując o 4 mln głosów więcej niż Kamala. Przy okazji republikanie zdobyli bezpieczną kontrolę na Senatem i wygląda na to, że utrzymają ją nad Izbą Reprezentantów. Kamala nie zdołała poprawić wyniku Bidena w żadnym (!) hrabstwie USA. Trumpowi udało się wygrać m.in. w zdominowanym przez Latynosów teksańskim hrabstwie, w którym żaden republikanin nie wygrał od 1892 r. Na Florydzie zwyciężył w hrabstwie silnie portorykańskim - jak widać gównoburza z dowcipami o "wyspie śmieci" nie wpłynęła na preferencje wyborcze.  Mocno demokratyczne New Jersey i Minnesota stały się "swing states".

Do zwycięstwa Trumpa mocno przyczyniło się to, że poparło go 45 proc. elektoratu latynoskiego. Trump zwiększył w nim poparcie o 13 pkt proc. w porównaniu z 2020 r. Procentowała w ten sposób strategia uczynienia przez Kamalę aborcji tematem numer jeden w kampanii wyborczej oraz kwestia nielegalnej imigracji - osiadli Latynosi posiadający obywatelstwo USA nie chcą u siebie meksykańskich karteli. (Tutaj przykład latynoskiej kociary popierającej Trumpa.) W Michigan i Wisconsin Trumpowi mocno pomogło poparcie elektoratu arabskiego.  Pośrednikiem w kontaktach z tymi środowiskami był Massad Boulos, miliarder pochodzenia libańskiego.  W Pensylwanii pomogli Trumpowi zwyciężyć nie tylko Polacy, ale również amisze. Zwykle oni nie głosują, ale teraz jeden gostek - Scott Presler -  namówił 180 tys. z nich, by poszli na wybory. Amisze byli wkurzeni na demokratów, za to, że Departament Rolnictwa dokonał rajdu na farmę kolesia sprzedającego sąsiadom niepasteryzowane mleko. Dla kontrastu wspomnę, że Kamalę poparło 83 proc. LGBT-ów i 65-80 proc. Żydów.  Gdy więc Trump wymieniał grupy wchodzące w skład koalicji, która dała mu zwycięstwo, wspomniał o muzułmanach, ale Żydów pominął - choć powinien przywołać paru swoich sponsorów, takich jak Miriam Adelson. 

Trumpa poparło 56 proc. katolików, z czego 60 proc. białych katolików.  Można zapytać: czemu tak mało? Księża w USA bowiem z ambon otwarcie gromili Kamalę i demokratów za ich proaborcyjny fanatyzm. Trump wielokrotnie natomiast odwoływał się do katolickich symboli w trakcie swojej kampanii - a to do Matki Boskiej z Guadelupe, a to do bł. ks. Popiełuszki, a to tweetował tekst modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła. To wystarczająca dawka katolickiej symboliki, by pastor Chojecki dostał krwawej sraczki. Skąd jednak grzeszny protestant Trump wiedział o modlitwie do św. Michała Archanioła? Ma katolicką, turbosłowiańską żonę, ale nie sądzę, by to ona mu to podpowiedziała. Katolikiem  jest też jednak J.D. Vance. Trump ma też pewnie katolickich doradców, w tym tych pochodzenia polskiego, którzy mu odpowiednie rzeczy podpowiedzieli. Można to uznać za wyborczą socjotechnikę, ale Trump przynajmniej się przygotował. Kamala bazowała bowiem na przekazie: "głosujcie na mnie, bo mam c...pę i jestem za aborcją, a jak nie będziecie na mnie głosować to jesteście nazistami i mizoginami".



Jak można było się spodziewać, zwycięstwo Trumpa wywołało ciężki kryzys psychiczny u libtardów, a szczególnie u części tego elektoratu najbardziej uzależnionego od Prozacu i podobnych substancji czyli u białych, liberalnych kobiet. Niektóre z nich ogłosiły, że na cztery lata rezygnują z wszelkiej aktywności romantyczno-seksualnej z mężczyznami. W obronie aborcji ("mogę swobodnie zabić swoje dziecko jedynie w 47 stanach, to niemal jak "Opowieści podręcznej!") zdecydowały się więc na celibat. Mogłyby jeszcze ubrać się w jakieś habity. Paradoksem jest to, że jeśli wytrwają w swoim postanowieniu, to kwestia aborcji przestanie być ich problemem. Są takie, które idą krok dalej i deklarują, że nie będą przez cztery lata rozmawiać z mężczyznami. Zamkną się w klasztornej klauzurze czy przeniosą do Afganistanu?



Z ich postawą kontrastuje to, że Trumpa wspierało bardzo wiele internetowych influencerek i dziwek. Twitter pełny był filmików z roznegliżowanymi paniami pozującymi w czapkach MAGA lub z flagami "TRUMP". Były też filimiki, na których pokazywały gołe biusty na wiecach Trumpa. To był jednej z sygnałów nadchodzącego zwycięstwa kandydata republikanów. Nie widziało się tych influencerek z akcesoriami wyborczymi Tima Walza i Kamali. Fotkę z Trumpem na wiecu zrobiła sobie m.in. Corinna Kopf, dosyć zabawna 28-latka, która już przeszła na emeryturę, bo zarobiła 67 mln USD na OnlyFans. Ciekawe, że internetowe influencerki nie wpadły w histerię z powodu aborcji. A... one wiedzą, co to antykoncepcja. 


Ogólnie cała ta propaganda pokazująca Trumpa jako polityka "antykobiecego" jest równie kretyńska jak narracja robiąca z niego nazistę. Koleś otacza się przecież kobietami, a wiele z nich pełniło ważne funkcje w jego kampanii. 



Kamalę pokonała więc koalicja miliarderów, robotników, farmerów, Latynosów, bardziej ogarniętych Murzynów, białych suprematystów, katolików, ewangelikalnych protestantów, prawicowych syjonistów, chrześcijańskich Arabów, muzułmanów oraz internetowych dziwek. Kamala wygrała jedynie w D.C. i w stanach, w których w lokalach wyborczych nie trzeba pokazywać dowodów tożsamości.






A teraz zagadka wyborcza: w 2012 Obama zdobył 65,9 mln głosów, w 2016 r. Hillary uzyskała 65,8 mln głosów, w 2020 r. Biden uzyskał 81,3 mln głosów, w 2024 r. Kamala zdobyła 70,4 mln głosów. Gdzie się więc podziało blisko 11 mln wyborców Bidena z 2020 r.? Przypomnę, że Biden wygrał w 2020 r. w zaledwie 477 hrabstwach, w tym tylko w jednym będącym barometrem poparcia na terenie całego stanu lub kraju. Jak to się więc stało, że Kamala zdobyła 11 mln głosów mniej niż Biden? Czyżby struktury podległe Bidenowi nie zaangażowały się w tym roku w masowe zwożenie głosów po północy do lokali wyborczych? W 2020 r. przeciw Trumpowi działała też część struktur republikańskich. Tym razem się to nie powtórzyło, a w międzyczasie zaostrzono reguły głosowania w wielu stanach.


Zwycięstwo Trumpa już wywołało wstrząs geopolityczny. Przestraszeni Huti nagle ogłosili rozejm. Zełenski w kłopotach i już przymila się do Trumpa, ale spodziewam się, że Ruscy odrzucą plan rozejmowy trumpistów. Niemiecki rząd się rozpadł. "Die Zeit" zareagował na wygraną Trumpa zamieszczeniem na swojej głównej stronie jednego słowa: "Fuck". To bowiem katastrofa dla Niemiec.  Być może zaczyna to rozumieć nasza koalicja "Fur Deustschland", stąd paniczne wypieranie się antytrumpowskich idiotyzmów, które wygadywali jej czołowi przedstawiciele. Chyba na poważnie wzięli libtardowską propagandę o "rasistowskiej Ameryce", bo na neo-TVP Kultura puścili wczoraj klasyczny film niemy "Narodziny narodu", w którym Ku Klux Klan ratuje miasto przed Murzynami. Jest tam też scena "następne wybory", w której kolesie z KKK na koniach nie pozwalają Czarnym pójść do lokali wyborczych :)

Wróćmy jednak do wątków religijnych. Pod koniec kampanii zwróciłem uwagę na ciekawostkowego newsa mówiącego, że samozwańcze czarownice twierdzą, że rzucone przez nie uroki przeciwko Trumpowi nie działają, bo ma on za mocną ochronę.  Można się z tego pośmiać: "ha, ha... idiotki, którym wydaje się, że władają magią". Tyle, że one nie przechwalały się, że rzuciły skuteczny urok na Trumpa, a że nie mogły tego zrobić, bo ma on silną ochronę. To oznacza więc, że albo Trump ma w swoim otoczeniu ludzi zajmujących się ezoteryką bardzo poważnie, albo miał ochronę innych sił. Katolicy stwierdzą, że to zasługa tweetowanej przez niego modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła.


Żona Trumpa jest słowiańską katoliczką, Vance jest katolikiem, Musk nazywa się co prawda "kulturowym chrześcijaninem", ale ostatnio przypominał swoje fotki z papieżem Franciszkiem. Joe Biden też jest oczywiście katolikiem - pierwszym katolickim prezydentem od czasów prowadzącego równie rozrywkowy tryb życia JFK. Aha, i będący po stronie Trumpa RFK Jr., też jest katolikiem.  Libtardzi powinni więc stworzyć teraz zjebo-ewangelikalną teorię o katolickim spisku, który pozbawił zwycięstwa pierwszą kobietę wiceprezydentkę. W zasadzie to sami są sobie winni, że stracili katolickie głosy - uczynili feministyczne pierdolenie swoją główną narracją i w swej pysze pozwalali sobie na głupie wyskoki jak ten z parodiowaniem Komunii przez gubernator Gretchen Whitmer.  Ogólnie gubernator Whitmer sprawia wrażenie postaci wziętej żywcem z "Omenu" czy "Dziecka Rosemary". Wpisuje w stereotyp ponurej, satanistycznej wiedźmy. Co innego moja ulubiona republikańska gubernator - Kristi Noem z Dakoty Południowej. Ona również sprawia wrażenie wiedźmy (coś takiego jest w jej oczach...) , ale seksownej i zabawnej. Nawet zatańczyła z Trumpem podczas wiecu. Byłaby dobrym materiałem na wiceprezydenta, ale niestety pogrążyła się tą historią, z zastrzeleniem psa. Ale może chroniła Trumpa swoją magią...

Czy zauważyliście, że Trump jest pierwszym kandydatem, który podpisuje zarówno Biblie jak i kobiece biusty?

Nie zdziwiłbym się też, gdyby Joe Biden - lub jego syn Hunter - okazał się być "Q" z QAnona :)

Powrót Trumpa do Białego Domu stawia też w ciekawym świetle przepowiednię Indian Hopi o Człowieku, w Czerwonej Czapce, który nadejdzie ze Wschodu i dokona "oczyszczenia kraju", a będą mu pomagać człowiek posługujący się symbolem swastyki (!) i człowiek posługujący się symbolem Słońca (Japonia, Tajwan czy IHS?).


 

Na koniec trochę kampanijnej muzyki, a po niej gównoburza w komentarzach:



***



Jeśli nie macie autografu autora na swoich egzemplarzach książki, to możecie go zdobyć na najbliższych warszawskich Targach Książki Historycznej. Będzie na Was tam czekał, przy stanowisku Wydawnictwa Replika, w sobotę 30 listopada między 12.00 a 13.00.



sobota, 2 listopada 2024

To big to rig?

 


Joe Biden, w wieczór Halloween, gryzł dzieci. Nie wiadomo, czy teraz przemienią się one w Bidena :)




Stary jajcarz-fajansiarz trochę wcześniej znów podłożył świnię Kamali, porównując wyborców Trumpa do śmieci. Przykrył w ten sposób jej wiec w Waszyngtonie i nieśmieszne żarty republikańskiego komika o Portoryko. Trump miał już na tę okazję przygotowany numer ze śmieciarką.  I jak tu nie widzieć podobieństw między kampanią wyborczą a wrestlingiem.

Wcześniej libki dostawały odwrotnego orgazmu przy okazji wielkiego wiecu Trumpa w nowojorskiej Madison Square Garden. Zapieniły się, bo w 1939 r. wiec tam zorganizowała prohitlerowska piąta kolumna. To, że przez kolejne 85 lat odbyło się w tej wielkiej hali widowiskowej tysiące innych wieców, koncertów oraz imprez sportowych, nagle straciło znaczenie. Libki doszły do wniosku, że Trump musi być nazistą, skoro organizuje kampanijny spęd w takim miejscu. Naziści, wszędzie naziści... Byli tam więc naziści czarni, latynoscy, muzułmańscy i żydowscy... 


Ogólnie mieliśmy tam do czynienia z atmosferą karnawału - z jarmarcznymi rozrywkami, takimi jak występ Hulka Hogana. Cała kampania Trumpa jest obecnie memiczno-wrestlingowym karnawałem. Po stronie libków mamy natomiast do czynienia z festiwalem indukowanej histerii. "Trump to nowy Hitler!". "Naziści zagrażają demokracji!" Normalnie jakbym oglądał Iron Sky - tylko Hitlera na dinozaurze brakuje. W tej retoryce widać spore podobieństwa z putinowską propagandą. Rassija przecież też twierdzi, że walczy z "nazistami". "Nowym Hitlerem" w kremlowskiej narracji jest Żyd Zełenski, tak jak w narracji waszyngtońskich libków jest nim koleś mający zięcia Żyda i ulubioną pół-słowiańską córkę wyznającą judaizm. Ta głupia propaganda, robiąca z Trumpa "nowego Hitlera" może mu napędzić głosów wśród mniejszości rasowych, postrzegających wodza III Rzeszy zadziwiająco pozytywnie, jako "kolesia, który zabijał jakiś Białasów". Już przecież, ze względu na kontrowersje związane z Palestyną, Trump ma większe niż Harris poparcie w elektoracie Amerykanów pochodzenia arabskiego. Na Kamalę nie chcą specjalnie głosować nawet Hindusi.

Nie przesądzam o wyniku wyborów. Po stronie Trumpa jest ogólne rozczarowanie polityką obecnej administracji, szeroko odczuwalne wśród Amerykanów. Po stronie Kamali jest przede wszystkim kobiecy elektorat wprowadzony w stan indukowanej zewnętrznie histerii za pomocą kwestii aborcyjnej.  (Indukowaną histerię mieliśmy też w Polsce w latach 2015-2023. Jej przejawem było choćby histeryzowanie wokół wycinek w Puszczy Białowskiej, odstrzału dzików, "dzieci z Michałowa" i na końcu aborcji. Libki zawsze muszą utrzymywać swój elektorat w karności za pomocą przegrzewania wymyślonych problemów i robienia ludziom wody z mózgów. ) Trendy sondażowe sprzyjają Trumpowi. Ale może się okazać, że sondaże nie doceniają Kamali - po prostu wielu ludziom może być wstyd się przyznać, że głosują na tak lamerską kandydatkę. Może się okazać, że wybory zostaną rozstrzygnięte dopiero w Sądzie Najwyższym - jeśli np. demokraci złożą skargę, że "Musk kupował głosy". Na razie próbują swoich starych sztuczek - stąd doniesienia o "błędach" w działaniu maszyn wyborczych firmy Dominion Voting Systems. Kampania Trumpa gra jednak na to, by liczba oddanych na niego głosów była "to big to rig". Czy tak będzie? Nie wiem. Ale i tak poczułem się młodszy - tak jakbyśmy znów mieli 2016 r. Dziękuję za to!

Tymczasem wyszło na jaw, że Watykan wspólnie z Mossadem i jedną z włoskich prywatnych firm wywiadowczych szpiegował Rosję i Grupę Wagnera. WTF? Przy okazji Kościół katolicki wpadł na najlepszy pomysł marketingowy od czasu telewizyjnych pogadanek biskupa Fultona Sheena. Stworzył własną "anime girl" - Luce, która stała się już bohaterką niezliczonych memów.  

Miłego Dnia Zadusznego!