sobota, 30 sierpnia 2025

Starotestamentowa rewolucja seksualna

 


Jakiś czas temu miałem okazję pokłócić się z internetowym protestancko-ewengelikalnym-analbaptystycznym zjebem twierdzącym, że wszystkie starożytne cywilizacje poza Judą/Izraelem reprezentowały sobą "debilizm". Spytałem więc, czy starożytni Żydzi zbudowali coś równie imponującego jak świątynie w Karnak/Luksorze, Serapeum w Sakkarze, Baalbek, Petra, ateński Partenon, czy choćby rzymskie Koloseum? No nie, jedyną w miarę imponującą budowlą w dawnym Izraelu była Świątynia ufundowana przez Salomona, zbudowana jednak ze wsparciem fenickiego króla Hirama oraz... "demonicznego" pierścienia Szamira tnącego skały. Niestety nie zachowała się ona. Ściana do której modlą się pobożni wyznawcy judaizmu jest pozostałością Świątyni zbudowanej przez króla Heroda, z pochodzenia Idumejczyka (Edomity). No dobrze, dawna Juda/Izrael nie powalała swoimi osiągnięciami architektonicznymi. Ale może przodowała w nauce? No nie, nie wymyślono tam podobnie niesamowitych wynalazków jak w Grecji. Właściwie nie wymyślono tam niczego jeśli chodzi o technologię. Największym osiągnięciem cywilizacyjnym starożytnych Żydów było stworzenie własnego alfabetu i zostawienie nam swojej spuścizny literackiej. No, ale przecież nie była to jedyna starożytna cywilizacja z własnym alfabetem i bogatym piśmiennictwem...

 
Powyżej: królowa Saba odwiedzająca króla Salomona w Jerozolimie


Chrześcijańscy apologeci starożytnej cywilizacji żydowskiej przekonują jednak, że przyniosła ona światu prawdziwą rewolucję w moralności seksualnej - stworzyła ład oparty na "monogamicznym małżeństwie", w którym seks jest uporządkowany. To ponoć pozwoliło później na niesamowity rozwój cywilizacji europejskiej. Brzmi fajnie. Tyle, że Stary Testament nigdzie nie zakazuje poligamii. Co więcej, traktuje ją jako stan naturalny, a nawet zalecany. Poligamistami byli Abraham, Mojżesz, Dawid i Salomon. Poligamia była wręcz pobłogosławiona przez prawo żydowskie. Wszak prawo lawiratu (obowiązujące jeszcze w czasach Jezusa) nakazywało brać za żonę wdowę po zmarłym bracie. Tora regulowała również kwestię brania niewolnic seksualnych. Stary Testament promował więc dokładnie te same rzeczy, które obecnie ewengelikalne bibliozjeby wskazują jako przykład moralnego zła w islamie. No, ale może życie seksualne było wówczas bardziej uporządkowane? Zajrzyjcie do Biblii. Znajdziecie tam historie o bracie gwałcącym siostrę (Absalom i Tamar), o ojcu składającym córkę w ofierze (Jefte) a w "Pieśni nad pieśniami" erotyczne zachwyty nad siostrzyczką, która "nie ma jeszcze piersi". 


Powyżej: Król Dawid i Batszeba

Niewątpliwie pozytywną sprawą było to, że Tora zakazała  kazirodztwa. Wprowadziła też karę śmierci za homseksualizm - ale wyłącznie męski. (Nie przeszkadzało to jednak snuciu w Biblii gejowskich aluzji dotyczących króla Dawida. "Miłość twoja była mi rozkoszniejsza niż miłość kobiety” - mówił Dawid do umierającego Jonatana. Brzmi jak w jakiejś yaoi-mandze...Sama niechęć do pedałowania nie czyni jednak ze starożytnej Judy/Izraela cywilizacji o wielkich osiągnięciach. Zniewieściałych gejów nie lubiano też w innych cywilizacjach. W starożytnej Grecji homoseksualizm był opodatkowany.

Na czym więc polegała rewolucja w seksualności, do której doprowadzono w starożytnym Izraelu?

Na zakazie seksu rytualnego, magicznego.

Ilustracja muzyczna: Unnamed Memory ending

Nie chodziło tylko o zakazanie prostytucji sakralnej znanej choćby ze starożytnej Mezopotamii oraz Grecji. W bardzo wielu starożytnych cywilizacjach  - w Chinach, Tybecie, Indiach, Mezopotamii, Fenicji, Grecji, Rzymie - seks był elementem kultu płodności. Wierzono również w to, że jest on wymianą energii życiowej. Mężczyzna pożywiał się energią kobiecą i vice versa. Energia seksualna wpływała na zdrowie, kreatywność i pomyślność.


Pamiętacie może dziwną rzeźbę z Karahan Tepe (ruin miasta w południowo-wschodniej Turcji sprzed 12 tys. lat, które odwiedziłem w zeszłym roku)? Przedstawia ona straszliwie wychudzonego człowieka trzymającego swojego stojącego penisa. Bardzo przypominał on posążki kava-kava z Wyspy Wielkanocnej.  Przywodził też na myśl egipskiego boga Mina. W Karahan Tepe jest też rzeźba węża z ludzką twarzą. Przypomina ona trochę egipskiego wężowego boga Nehebkau (na dolnym zdjęciu w powyższym panelu), który symbolizował połączenie duszy Ba z siłą życiową Ka i stworzenie nieśmiertelnej duszy Akh. Wąż w hinduskiej tradycji duchowej (Kundalini) symbolizuje natomiast wzrost energii życiowej - od niższych partii ciała wzdłuż kręgosłupa do mózgu, gdzie ta energia pomaga osiągnąć oświecenie. 

Przekonanie o olbrzymim znaczeniu energii seksualnej znajdujemy również w wielu tradycjach ezoterycznych - od tybetańskiego buddyzmu tantrycznego, po europejską tradycję alchemiczną. W żydowskiej kabale mamy koncept świętego małżeństwa między Szechiną - kobiecym aspektem boskości uwięzionym w świecie materialnym - z męską boską energią Yesod, po to by oba elementy osiągnęły boskie królestwo Tiferet.



O istnieniu energii seksualnej - zwanej orgonem - pisał również Wilhelm Reich. Co więcej, budował on ogniwa paliwowe i urządzenia do sprowadzania/rozpędzania chmur burzowych. Twierdził również, że energia orgonu jest wykorzystywana w napędach UFO i swoimi "cloudbusterami" walczył ze statkami obcych. Brzmi szalenie? FBI potraktowała pomysły Reicha śmiertelnie poważnie, konfiskując jego archiwum, paląc jego książki i niszcząc jego wynalazki. (Odsyłam do tego artykułu poświęconego Reichowi.) Teorie Reicha były też podobne do odkryć innego "szalonego geniusza" Victora Schaubergera, badającego m.in. naturalną antygrawitację oraz siłę życiową.

Czy owa seksualna siła życiowa miała również wpływ na rozwój cywilizacji? Na pewno nie jest ona jedynym czynnikiem rozwojowym. Ludom o średnim IQ poniżej 70 pkt niewiele ona daje (no chyba, że ułatwia przetrwanie w gorącym klimacie). Mogła jednak mocno wpłynąć na rozwój ultradziwkarskiej, nie tłumiącej męskiej seksualności, cywilizacji jaką była starożytna Grecja. Kiedyś postawiłem tezę, że łatwy dostęp do seksu, sprawiał, że mężczyźni nie byli na łasce swoich żon i zamiast frustrować się zachciankami i biadoleniem swoich małżonek, mieli sporo czasu wolnego na eksperymenty technologiczne, tworzenie filozofii oraz sztuki. Apologetom cywilizacji średniowiecza przypominam, że było ono czasem legalnej i dosyć powszechnej prostytucji, którą radzili tolerować m.in. św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu. Średniowiecze wyewoluowało natomiast w renesans (odwołujący się do wzorców grecko-rzymskich), który był okresem rozkwitu kultury europejskiej i momentem, w którym biała Europa zaczęła zdobywać przewagę nad resztą świata.

Wróćmy jednak do starożytnego Izraela. Jego religia pozbawiła seksu znaczenia magicznego. Przestał on być traktowany w kategoriach energii życiowej. Stał się on jedynie koniecznością dla prokreacji.

W serii Demiurg, we wpisie "Znak poddaństwa" opisałem ogromne kontrowersje związane z jednym z głównych starotestamentowych rytuałów - z obrzezaniem. Polecam ponownie zapoznać się z tym wpisem. Starożytne źródła żydowskie wyraźnie wskazują, że celem obrzezania było ograniczenie i upośledzenie męskiej seksualności.

„Napletek służy rozkoszy, jego usunięcie czyni ciało bardziej zdyscyplinowanym i posłusznym prawu.” - Talmud, Traktat Shabbat 133b

„Napletek stanowi bodziec dla rozkoszy, obrzezanie zaś uczy panowania nad ciałem i namiętnościami.”- Filon z Aleksandrii (I w. n.e.).

Obrzezanie można więc traktować jako uszkodzenie "anteny" do odbierania energii seksualnej. Jego religijny nakaz był posunięciem bardzo radykalnym. Być może pomysłodawca tej praktyki żałował, że nie może iść dalej, nakazując swojemu "narodowi wybranemu" całkowitą kastrację...

Prowadząc prowokacyjny dialog ze sztuczną inteligencją (Chat-GPT) zadałem pytanie:




"Spójrzmy na to z punktu widzenia demona: jaką korzyść mogłoby osiągnąć Zło w tym, by tłumić męską energię seksualną?"

Uzyskałem odpowiedź:

Patrząc z perspektywy „demona”, czyli metaforycznej czy archetypicznej reprezentacji Zła, tłumienie męskiej energii seksualnej przynosi kilka strategicznych „korzyści” dla jego celu – czyli osłabienia życia, spontaniczności i twórczej siły człowieka. (...) Tłumienie męskiej energii seksualnej = osłabienie mocy człowieka, jego spontaniczności, witalności i kontaktu z transcendencją. Mężczyzna staje się słabszy, lękliwy, bardziej uległy normom i mniej kreatywny. Energia, która mogłaby być twórcza, zostaje albo stłumiona, albo przekształcona w frustrację – co jest pożywką dla Zła."

(koniec cytatu)

W historii Zachodu obecny był zarówno antyseksualny, "purytański" nurt odwołujący się do Starego Testamentu jak i nurt afirmujący seksualność. Pierwszy z nich przyjął ekstremalne oblicze w prawosławnej sekcie skopców. Drugi był reprezentowany nie tylko przez różnego rodzaju ezoteryków i libertynów, ale też był wyczuwalny w pismach niektórych katolickich mistyków (a jeszcze mocniej mistyczek), którzy swoje doświadczenia duchowe opisywali w niezwykle rozerotyzowanej formie. (Św. Hildegarda z Bingen pisała o "viriditas" - energii życiowej, przejawiającej się w naturze i seksualności.) Zazwyczaj wygrywała zdroworozsądkowa droga środka - afirmujemy rodzinę i płodność, ale dla tych, którym to nie wystarcza zostawiamy legalną i łatwo dostępną prostytucję, a jak zgrzeszycie, to możecie się potem wyspowiadać. 




Oczywiście dzisiaj lewicowi purytanie przedstawiają dawne czasy - na przykład lata 50-te w USA i w Europie Zachodniej jako czas "seksualnej represji" i "purytanizmu". Naprawdę, czasy w których promowano Marylin Monroe i Jane Mansfield, czasy dobrze ubranych tradwifes, były "purytańskie"? Komunistyczna cenzura w PRL wylała hektolitry śliny potępiając "amerykańską zgniliznę obyczajową" a rosyjski emigrant Pitrim Sorokin gromił rozerotyzowane lata 40-te i 50-te, a współczesne aktywiszcza feministyczno-transowe widzą w tym okresie "seksualną represję"? Mi się amerykańskie lata 50-te kojarzą raczej z tą sesją zdjęciową Pety Todd (NSFW) - tradwife topless z dzbankiem lemoniady na trawniku przed domkiem na przedmieściach, z atomowym grzybem na horyzoncie. 

A współcześnie? Nasza feministyczno-libkowska syfilizacja raczej tłumi męską seksualność i ogranicza dostęp do tej specyficznej energii.  (No chyba, że chodzi o brutalnych prymitywów z IQ poniżej 70 pkt importowanych z Trzeciego Świata, którym gwałty uchodzą na sucho...) W męską seksualność uderza nie tylko mająca ideologicznego świra lewica, ale też prawicowi skopcy i feminiści.

A później pojawia się Sydney Sweeney i z jakiegoś powodu wszyscy szaleją :)

***

Jeden z czytelników zwracał wielokrotnie w komentarzach uwagę, że Polkom zaszczepiono strach przed ciążą i przekonanie, że są małymi księżniczkami (niezależnie od ich wyglądu oraz przymiotów charakteru lub ich braku), które mogą związać się jedynie z księciem. 

Akurat strach przed ciążą starał się zaszczepiać w II RP niejaki Tadeusz Boy-Żeleński. Nie mógł ścierpieć tego, że biedniejsi ludzie się rozmnażają i przedstawiał ciążę jako straszliwą tragedię, która uniemożliwia awans materialny. Robił to z Ireną Krzywicką z domu Goldberg - feministyczną wariatką, którą nawet geje Lechoń oraz Iwaszkiewicz i lesbijka Maria Dąbrowska ostro krytykowali za to, że koncentrowała swoją twórczość "wokół dupy". Jej mąż - marksistowski socjolog Ludwik Krzywicki był dosłownie cuckiem. 

Ch...-Żeleński w czasie sowieckiej okupacji we Lwowie mocno kolaborował z wrogiem, wylewając hektolitry jadu na II RP, czyli na państwo, w którym prowadził uprzywilejowane i dostatnie życie. To kwalifikowało go do odstrzału przez Polskie Państwo Podziemne, ale niestety wcześniej dorwali go Niemcy, rozstrzeliwując go z grupą lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich. Zdrajca i lewacko-liberalny cuck został więc "męczennikiem". Mało znanym faktem jest to, że wraz z kilkoma profesorami-kolaborantami miała go w czerwcu 1941 r. ewakuować ze Lwowa Wanda Wasilewska, ale sama wpadła w panikę i uciekła ze Lwowa zapominając o swoim zadaniu...

Niestety idee Ch...ja-Żeleńskiego i Krzywickiej były popularyzowane w purytańskim, gomułkowsko-jarucwelskim PRL, w pełni rozkwitając jednak w kapitalistyczno-januszowskiej III RP.

***

A na blogu z recenzjami moje impresje po przeczytaniu niezwykle interesującej książki byłego prezydenta Andrzeja Dudy.


 

sobota, 23 sierpnia 2025

Komediowy szczyt na Alasce

 



Generalnie odniosłem wrażenie, że Putina nie było na Alasce podczas szczytu z Trumpem. Był sobowtór - aktor, który nie potrafił się powstrzymać przed pajacowaniem i robieniem głupich min. Człowiek nadmiernie podekscytowany tym, że może przejechać się w limuzynie prezydenckiej. Trump pewnie też się zorientował, że to nie jest prawdziwy Putin - i odesłał gościa, rezygnując z obiadu na jego cześć. (Przygotował się jednak na prawdziwego Putina, któremu zorganizował przelot bombowców B2 nad głową. Putin musiał też przejść się na lotnisku obok szeregu amerykańskich myśliwców.)

Generał SWR pisał, że "Putin" przedstawił wówczas jednak Trumpowi bardzo obiecujący plan pokojowy, mający szanse na akceptację przez Ukrainę i Europejczyków. Do mediów wyciekały sprzeczne dezinformacje mówiące głównie, że Rassija przedstawiła sztywne żądanie: dajcie nam cały Donbas, a w zamian zamrozimy linię frontu w innych miejscach. Zapewne, gdyby na tym się skończyło, Trump nie wzywałby do Waszyngtonu plejady europejskich przywódców. 



Poniedziałkowy szczyt w Białym Domu również miał komediową otoczkę. Trump pokazywał unijnym przywódcom swoją kolekcję czapek i chwalił opaleniznę Merza. Wszyscy siedzieli przed nim na krzesłach jak uczniaki. O czym jednak dyskutowano za zamkniętymi drzwiami? Tego nie wiadomo, ale europejscy przywódcy wrócili do snucia planów wysłania nad Dniepr sił stabilizacyjnych. Szukano też miejsca na szczyt pomiędzy Putinem a Zełenskim, typując m.in. Budapeszt.

I nagle Ławrow wrzucił granat do szamba. Stwierdził, że Rassija nie zgodzi się na obce wojska na Ukrainie, której niepodległość będzie gwarantowała sama, za pomocą ustawy (!). Zaczął też stawiać absurdalne warunki dotyczące szczytu Putin-Zełenski, oddalając tą inicjatywę na "świętego nigdy". Stara szkoła kremlowskiej dyplomacji: nasraj na środek dywanu, a jak ci zwrócą uwagę, to krzycz: "A udowodnij, że to ja nasrałem!".

Niejako na potwierdzenie tej strategii srania na dywan, Rassija zbombardowała amerykańską fabrykę w zachodniej części Ukrainy oraz wysłała na kierunek brzesko-warszawski Shaheda z głowicą bojową (nie żadnego wabika!). Ciekawe, czy gdyby przypadkiem nie zawadził on o linię energetyczną, to uderzyłby w Zakłady Azotowe Puławy czy w lotnisko w Dęblinie?

Trump poczuł się więc sfurustrowany. Wkleił obrazek, w którym porównywał swoje spotkanie z "Putinem" na Alasce ze spotkaniem Nixona z Chruszczowem w Moskwie w 1959 r. i narzekał, że Biden nie pozwalał Ukrainie na uderzanie bezpośrednio w Rosję. (Jednocześnie oburzył się jednak na to, że Ukry odcięły dostawy ropy na Węgry atakując rurociąg "Drużba". Naskarżył mu na to jego kumpel Orban.) Zapowiedział, że daje Rosji kolejne dwa tygodnie...

Na Kremlu pewnie się cieszą, że zdołali znów skutecznie zagrać na czas zwodząc Trumpa widmem pokoju. Przez te dwa tygodnie pewnie nie zdobędą wiele terenu na Ukrainie, ale opóźnią sankcje. Później będą próbowali znów tego samego. I niech tak sobie jeszcze po pogrywają. Niech w końcu przestaną ich w USA uważać za poważnego partnera do rozmów. Nam się z zakończeniem wojny nie spieszy - im dłużej ona trwa, tym więcej strat Rassija będzie miała do odbudowania.

A z Trumpem jest tak jak zauważył Michael Wolff: traktuje on przywódców takich jak Putin, Kim Dżong Un czy Xi Jinping, jak klientów, którym chce sprzedać nieruchomości. Mocno więc im kadzi w negocjacjach i snuje wizje świetnego interesu, a jak złapią haczyk, to po miesiącu podwyższa im czynsz i odcina ogrzewanie. No, ale nie zawsze udaje się zawrzeć umowę...

Tymczasem Generał SWR twierdzi, że Trump realizuje "sprytną strategię" i może się wkrótce okazać, że na Białorusi nie będzie już więźniów politycznych (a przynajmniej tych, o których wiemy), Air Force One wyląduje w Mińsku, a Łukaszenka będzie się przedstawiał jako najlepszy przyjaciel amerykańskiego prezydenta.



Ale też szczyt amerykańsko-rosyjski może mieć nieoczekiwane konsekwencje dla wenezuelskiego reżimu. Trump wyznaczył 50 mln USD nagrody za głowę Maduro, który mobilizuję ćwierć miliona ludzi do milicji. Amerykanie wysłali flotę ku Wenezueli. Reżim w Caracas nagle zaś ogłasza, że wykrył wśród dowódców armii handlarzy narkotykami - a tyle lat zaprzeczał istnieniu wojskowego Kartelu Słońc. Jednocześnie administracja Trumpa wydała siłom zbrojnym rozkaz do przygotowania uderzeń przeciwko kartelom narkotykowym.

***

Tymczasem na jednej z propalestyńskich demonstracji w USA pojawił się taki transparent:


Byłoby zabawnie, gdyby dziadek lub pradziadek Trumpa był nieślubnym Hohenzollernem. Zwłaszcza, że późni przedstawiciele tej dynastii byli całkiem spoko i uczyli się polskiego.

W "Wyborczej" ktoś palnął ostatnio, że nie doceniamy wkładu Niemców w naszą historię. W pewnym stopniu rzeczywiście nie doceniamy tego - ale w innym kontekście niż uważają filogermańskie libki. W naszej historii wielokrotnie bowiem dochodziło do tego, że na naszej ziemi osiedlali się Niemcy szukający u nas lepszego miejsca do życia. Zazwyczaj w jednym pokoleniu polonizowali się. Unrug, Anders, Traugutt, Plater - to przykłady takich rodów. Polska była dla nich lepszą ojczyzną od Królestwa Prus i innych państw niemieckich. I za jakiś czas możemy mieć też emigrację ze zwijających się gospodarczo i cywilizacyjnie Niemiec do Polski. Dla wielu Niemców dosyć atrakcyjnym układem będzie dostawać emeryturę z Reichu a mieszkać po polskiej stronie Odry. No chyba, że niemiecka agentura sprawi, że w Polsce będzie taki sam syf jak w Niemczech. Paradoksalnie, w interesie zwykłych Niemców - dymanych przez władze z Berlina - jest więc to, by Polska była "zbazowanym", altrightowym krajem. W interesie pojednania polsko-niemieckiego należy więc niszczyć filogermańskich libków, chcących zrobić z Polski podobny shithole, jakim stają się współczesne Niemcy.

***

Przypominam również, że Jeffrey Epstein nie zabił się sam - bo pewnie wciąż żyje. I być może on nawet nie miał prawa umrzeć.


Ciekawe, że Woody Allen porównał Epsteina do "Drakuli obsługiwanego przez żeńskie wampiry'. :)


***

Na blogu z recenzjami książka Krzysztofa Drozdowskiego o medycznych zbrodniach nazistów.  Aktualnie czytam książkę Andrzeja Dudy - i jest dosyć fajna, szybko się ją czyta. 

Chodzi mi po głowie temat historiozoficzny - trochę w klimacie Demiurga, trochę przerwanej - i nie zrozumianej - serii o "zboczonych bogach". 


czwartek, 7 sierpnia 2025

Absolutne kino!

 


Ten, kto nie oglądał uroczystości zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta, ten niech żałuje. Mieliśmy bowiem do czynienia z doskonałym widowiskiem będącym kolejną falą powrotu majestatu państwa.


 No i fajnie się obserwowało płaczących libków i niedojebanych silniczków łkających na Twitterku :) Warto było przeżyć wcześniej tę wspaniałą, memiczną kampanię i oddać głos, a później tylko obserwować z popcornem w ręku jak silniczki i inni giertychowi debile robią z siebie jeszcze większych idiotów :) Świetnie się stało, bo kompromitacja libkowskiej narracji o "sfałszowanych wyborach" podważyła też inne fałszywe narracje, które liberalno-postkomusze media suflowały nam przez ostatnie 10 lat, wprowadzając część mieszkańców Weichselgau/Kraju Priwislańskiego w indukowaną zewnętrznie histerię. Priwislańcy, Ubekistańczycy i Weischelgauczycy histeryzowali z powodu martwej wiewiórki w parku, odstrzału dzików, flag LPG czy Ahmeda płynącego sześć tygodni Bugiem. Wszystkie histeryczne narracje serwowane przez libków okazały się paździerzowo-gównianą propagandą, a ich elektorat został z poczuciem braku rozliczeń nadmuchanych propagandowo afer. Jego idole okazały się zaś partaczami, nie mającymi pojęcia o rządzeniu państwem. Teraz ten aparat tworzenia histerii czeka trudne zadanie: przekonanie Polaczków, że nowy, dynamiczny prezydent i świetnie się prezentująca pierwsza dama się "obciachową" parą reprezentującą "patologię społeczną". Oczywiście będą do tego przekonywać stara alkoholiczka Baba Kacha i bezzębne kodziarskie dziadygi...




O tym, że coś się w Polsce zmieniło świadczyło też orędzie nowego prezydenta. O ile Tussk ma zwykle minę, jakby chorował na zatwardzenie, to tym razem to wyglądało jakby przegrał bitwę o Stalingrad. W Republice złośliwie pokazywali jego reakcje live na słowa nowego prezydenta. Wygląda na to, że już on zatęsknił za  prezydentem Dudą. 

Co do bilansu dziesięciu lat rządów Dudy, to oceniam go ogólnie pozytywnie. Były jednak momenty, gdy zachowywał się on zbyt grzecznie i koncyliacyjnie wobec różnego rodzaju libkowskich małpoludów. Trzeba było z nimi dużo ostrzej, bo oni nigdy nie docenią łagodnej postawy. Mamy wszak do czynienia z potomkami wiejskiego lumpenproletariatu, błyskawicznie awansowanego w PRL na dyrektorskie i profesorskie stołki. Lumpenproletariatu, który nabrał zwyczajów XVIII-wiecznej magnaterii, nie dysponując jej zasobami pieniężnymi i kulturowymi. No, ale generalnie "my Słowianie lubimy sielanki", a zbyt rzadko w naszej historii pojawiają się tacy ludzie jak hetman Czarniecki, gen. Jakub Jasiński czy wojewoda Kostek-Biernacki, którzy gotowi są, by "wynosić śmiecie dla ojczyzny".

***

Piszę dzisiaj mało - bo nie mam czasu. Wyjeżdżam na krajowy urlop. Wpisu za tydzień chyba nie będzie. 


sobota, 2 sierpnia 2025

Wszyscy kochają (analnie) Unię Europejską

 


Wilk, który zjadł kucyka Ursuli von der Leyen, powinien być odznaczony. Doprowadzenie do płaczu najgorszej przewodniczącej Komisji Europejskiej w dziejach UE to bez wątpienia chwalebny.


Kilka dni temu, w wyniku wejścia w życie kretyńskiego Aktu Cyfrowego UE, użytkownicy platformy X, zaobserwowali, że część treści na tej platformie stała się dla nich niedostępna "ze względu na lokalne prawa i konieczność weryfikacji wieku". Komisja Europejska pozbawiła nas dostępu głównie do postów różnych twitterowych dziwek, które dostarczały nam rozrywkę. Różnego rodzaju cuckoldy i skopcy (takie jak złamasy  z antypornograficznego, dupoprawicowego Stowarzyszenia Twoja Sprawa) mogą się cieszyć, że UE uderzyła w obrazki z gołymi kobietami i że gdyby tego nie zrobiła, to nasza cywilizacja, by upadła z powodu "pandemii pornografii uprzedmiotowiającej kobiety". (Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby tym "antypornograficznym" mamuśkom ktoś odebrał "50 twarzy Graya"....) Wreszcie eurocukowskie nastolatki będą uwolnione od tej złowrogiej, heteroseksualnej zgnilizny i będą miały więcej czasu na chłonięcie protransowej, pro-LPG i feministycznej propagandy w szkołach, mainstreamowych mediach, na Netflixie i Disney+. (Krześcijańskim madkom robiących aferę z tego, że ich nastoletni synek zobaczył goły biust jakiejś netowej dziwki, odpowiadam: nic się nie stanie, to naturalne, że w tym wieku eksploruje się seksualność, w dawnych epokach w tym wieku już mieli dzieci, a przynajmniej masz pewność, że chłopak nie zostanie gejem.) Oczywiście w tej cenzurze nie chodzi tylko o heteroseksualną erotykę. Cenzura zaczęła też dotykać treści historyczne - na przykład opisy niemieckich zbrodni uznawane za "drastyczne". Jej ostatecznym celem jest jednak blokowanie wszelakich treści politycznych uznawanych za niewygodnych dla eurocucków, pod pretekstem, że to "dezinformacja". Piszę, że von der Leyen jest beznadziejną szefową KE - "rosyjska dezinformacja!". Piszę, że UE jest gospodarką zacofaną w stosunku do USA i Chin - "amerykańska i chińska dezinformacja!".  Uważam, że rozwalenie europejskiej gospodarki, by obniżyć temperaturę o 0,01 stopnia C - "dezinformacja klimatyczna!". Wklejam mema - pojawia się eurockuck, który mówi "nie może pan tego zamieszczać, to nie jest śmieszne, proszę zamiast tego zamieścić jednego z  oficjalnie zatwierdzonych memów!". Wklejam fotkę z Sidney Sweeney - eurocuck, mówi, że nie mogę tego robić i bym zamiast tego wkleił zdjęcie monstrualnie grubej feministki, o której lokalny Subsaharyjczyk mówi, że "jest piękna".



Eurocucki zaczną płakać, że "rosyjska dezinformacja jest realna". Owszem. I w ostatnich kilkunastu latach pojawiała się ona najczęściej w mainstreamowych mediach takich jak Wyborcza czy TVN. Media te powtarzały choćby największe dezinformacyjne bzdury o ataku hybrydowym na naszą wschodnią granicę - przedstawiając dywersantów Łukaszenki jako "biednych ludzi, szukających swego miejsca na ziemi" i wciskając libkowskim debilom historyjki, o rasowym kocie, który na własnych łapach przyczłapał na Białoruś z Afganistanu czy o Ahmedzie "Aquamanie", co "sześć tygodni" płynął przez Bug. Przypominam, że "Wyborcza" swego czasu na pierwszej stronie wydrukowała tekst Putina. I co, ktoś ją zamyka? Nie, bo rosyjską dezinformację sprowadza się do niszowych kont na Twitterze, które bardziej ośmieszają niż propagują rosyjską narrację. "No, ale rosyjska ingerencja ustawiła wybory w USA, a później w Rumunii" - odezwą się Eurocucki. To akurat narracja liberalnych przegrywów, oparta tylko na wrzutkach spreparowanych przez służby. Czyli na dezinformacji. W Weischselgau mamy obecnie do czynienia z podobnym zjawiskiem - wysrywami cwelotrolli od Pińskiego, w które wierzą totalne debile-silniczki. I choć debile od Pińskiego często powtarzali rosyjską dezinformację (szczególnie na początku wojny na Ukrainie straszyły, że Rassija uderzy nuklearnie w Polskę w zemście za proukraińską politykę Dudy/Morawieckiego) to jednak żadne służby się nimi nie zajęły. Jak widać jest "zła rosyjska dezinformacja" i "dobra, liberalna rosyjska dezinformacja"...

Generalnie wprowadzenie cenzury za pomocą Aktu Cyfrowego Unii Europejskiej uderzy również w unijną gospodarkę. Akt Cyfrowy to podobny gniot legislacyjny, co dyrektywa RODO. Prowadzi on do przeregulowania europejskiego sektora cyfrowego. UE stanie się w jego wyniku jeszcze bardziej zacofana cyfrowo w stosunku do USA i Chin. Bruksela, zamiast wspierać rozwój sztucznej inteligencji oraz robotyki, zajmuje się tym, jak równo rozprowadzić po Europie Subsaharyjczyków z IQ poniżej 70. Subsaharyjczycy mają być unijną receptą na kryzys demograficzny. Rzeczywiście chętnie robią oni dzieci, które później masowo zaniżają poziom w szkołach publicznych. Piękna droga do Europy Innowacji!

O ile Unia robi wszystko, by sabotować rozwój technologii cyfrowych, to również niszczy swoje tradycyjne gałęzie przemysłu za pomocą różnych Zielonych Ładów, systemów ETS itp. "Planeta płonie", więc trzeba obniżyć rdzennym Europejczykom poziom życia do poziomu afrykańskiego. Jak nie będzie ich stać na samochód, zagraniczne wakacje, własny dom czy zakup mięsa, to średnia globalna temperatura spadnie o 0,00001 stopnia i klimat zostanie uratowany. Gospodarce nie pomaga też wspólna waluta niszcząca konkurencyjność wielu państw członkowskich (i pozbawiająca je możliwości zastosowania MMT) oraz kretyński reżim oszczędności fiskalnych. 



O ile jednym z celów powołania UE była ochrona europejskiego rolnictwa i tradycji kulinarnych, to teraz Unia będzie robiła wszystko, by tradycyjne rolnictwo zarżnąć - cięciem dopłat, podatkiem klimatycznym, bzdurnymi limitami dotyczącymi emisji, szerokim otwarciem rynku na żywność z krajów MERCOSUR... Wróćmy do wczesnego średniowiecza - niech pola uprawne zamienią się w bagna! A ty sobie europejski prolu żryj papkę ze zmodyfikowanej genetycznie soi, robaków, mikroplastiku i antydepresantów. Antydepresanty oczywiście będą potrzebne, bo unijna, feministyczna cenzura zarżnie wszelaką rozrywkę.

Nic dziwnego więc, że ten brukselski dom wariatów nie jest szanowany przez nikogo na scenie międzynarodowej. Trump ostatnio totalnie zmiażdżył Unię w czasie negocjacji handlowych. Unijne towary będą obłożone 15 proc. cłem w USA, a amerykańskie zerowym w Unii. Eurocucki odetchnęły z ulgą, że nie dostały większego wpierdolu od Trumpa i starają się wykręcić od obietnicy kupowania amerykańskiej ropy, gazu, paliwa nuklearnego i półprzewodników za 750 mld USD. Już następnego dnia buńczucznie twierdziły, że "to było tylko luźne zobowiązanie". Zapominają, że od jego realizacji jest uzależniony poziom ceł na unijne produkty i jak będą próbowali się migać, USA mogą im przywalić dużo większymi cłami. 

Wcześniej UE próbowała zagrać z Chinami - parę dni po tym jak przyznały one, że nie chcą zakończenia wojny na Ukrainie. Skończyło się dyplomatycznym upokorzeniem. Katar zagroził natomiast Unii wstrzymaniem dostaw gazu, jeśli UE będzie wobec niego stosować te bzdurne przepisy sprawozdawczości ESG dotyczące łańcuchów dostaw. Z Unią pogrywają sobie nawet afrykańscy dyktatorzy. Jest ona bezsilna wobec wojen toczących się w jej otoczeniu i głupotą jest oczekiwanie, że bez wsparcia USA obroni ona nas przed Rosją.

Za kilka lat staniemy się pewnie unijnym płatnikiem netto, czyli będziemy dopłacać do obecności w tej wspaniałej wspólnocie, zapewniającej nam wymienione wyżej atrakcje. No, ale będzie ona nam zapewniała wspólny rynek i Erasmusa dla Julek i (chyba) strefę Schengen (jeśli nie rozpieprzy ją kolejna fala nielegalnej imigracji). Więc opór przed Polexitem będzie silny, a przykład Wielkiej Brytanii pokazuje, że można wyjść z Unii niewolniczo trzymając się dalej znacznej większości unijnych regulacji oraz prowadząc totalnie kretyńską politykę w sprawie imigracji, bezpieczeństwa publicznego i niszczenia wolności słowa.



***

Tak jak wszyscy jojczyli, że "Trump zbyt miękki wobec Rosji" tak teraz jojczą, że "Trump wywoła III wojnę światową z Rosją". Wszystko z powodu wpisu, w którym prezydent USA stwierdził, że skierował dwa nuklearne okręty podwodne w pobliżu rosyjskich wybrzeży w odpowiedzi na głupi wpis Miedwiediewa (takiego żula, którego kiedyś wielbił Retarded Tomasz Lis). Trump napisał też o 112,5 tys. Rosjan, którzy zginęli na Ukrainie od 1 stycznia 2025 r.

Trzeba było się mnie słuchać, a nie jojczyć przez kilka miesięcy, że "Trump zdradził Ukrainę".


Nagle też wszyscy odkryli Sidney Sweeney. I znowu się czuję jakbym wyprzedzał trendy...

Jeśli chcecie więc szybciej zapoznawać się z nadchodzącymi trendami, to zapraszam na X. (Zauważyłem ostatnio, że po 21 postach X przycina oś czasu - więc dla pewności przeładujcie stronę, zwłaszcza jeśli nie widzicie żadnego repostu z często cytowanego przeze mnie ClashReport.) Warto zaprosić od obserwowania znajomego mainstreamowego prawicowca, czy nawet dupoprawicowca - niech dostaną mindufcku!

Zachęcam oczywiście do zakupów "Demonów nazizmu". Są one fajnie reklamowane przez czytelnicze  instagramerki. :)

Kupujcie zanim  cenzura zakaże!