sobota, 15 czerwca 2024

Zmierzch Europy czy Prus?



Wybory do Europarlamentu nie przyniosły rewolucji na poziomie całej UE. Przyniosły za to silne wstrząsy w kilku krajach Europy. We Francji po zwycięstwie Zgromadzenia Narodowego ogłoszono przyspieszone wybory, które wygra pewnie ugrupowanie Le Pen. W Belgii poleciał rząd, po zwycięstwie prawicowego Vlaams Belang. W Austrii wygrała FPO. W Niemczech AfD AfD uzyskała lepszy wynik niż SPD. Ciekawe co będzie w kolejnych wyborach? Coraz więcej zwykłych Europejczyków pokazuje, że ma dosyć obłędnej polityki wdrażanej przez dotychczasowy "demokratyczny" mainstream. Odpowiedzią mainstreamu jest trzymanie się dotychczasowego kursu, po niewielkiej jego modyfikacji.

Mówi się, że Ameryka dokonuje innowacji, Chiny kreatywnie je kopiują i wdrażają tańszym kosztem, a Europa... reguluje. Tak jest choćby w przypadku technologii sztucznej inteligencji. UE zamiast tworzyć odpowiednie warunki do rozwoju gospodarczego zajmuje się tworzeniem takich biurokratycznych koszmarków jak RODO oraz pilnuje by nakrętki były przytwierdzone do butelek.

Europa miała oczywiście długo wiele atutów gospodarczych. Był nim z pewnością jej przemysł. Skutecznie zaczęła go jednak zażynać systemem handlu emisjami CO2 i innymi obłędnymi rozwiązaniami "ekologicznymi". W ramach misji "naprawiania świata" postanowiła zakazać od 2035 r. produkcji samochodów z silnikami spalinowymi. Na takie auta wciąż jest duży popyt - szczególnie w pozaeuropejskich krajach rozwijających się, a ich europejscy producenci mają wyrobione marki na rynkach globalnych. Będą musieli jednak przestawić się na produkcję elektryków - gdzie zostaną rozjechani przez chińską konkurencję. Nie są w stanie konkurować z Chińczykami na tym rynku pod względem cenowym, a także zostają coraz bardziej w tyle pod względem jakości. Wprowadzone cła na elektryki z Chin to półśrodek, gdyż owe bariery celne są niższe od progu bólu chińskich producentów. Skończy się to więc tym, że UE rozpieprzy swój przemysł motoryzacyjny, będący jednym z filarów jej gospodarki, a zarobią na tym Chińczycy.

Wcześniej mieliśmy do czynienia z podobną obłędną polityką w sektorze energetycznym. Angela Merkel kazała zamknąć reaktory jądrowe w Niemczech i przestawić się na rosyjski gaz oraz prąd z energetyki odnawialnej. W ramach Energiewende Niemcy miały się stać globalną potęgą w produkcji wiatraczków i paneli fotowoltaicznych. Skończyło się tym, że rynek zdobyli Chińczycy, a niemieckie firmy przemysłowe zaczęły dostawać dużo wyższe rachunki za prąd. 

Po osłabieniu europejskiego przemysłu i energetyki, ci sami ludzie szykują się do zarżnięcia europejskiego rolnictwa za pomocą Zielonego Ładu i umowy o wolnym handlu z krajami Mercosur. 

Można odnieść, że strategia wdrażana przez unijnych decydentów ma polegać na tym, że Europa ma stać się połączeniem turystycznego skansenu dla bogatych Chińczyków, rosyjskich oligarchów i arabskich szejków z domem starców dla proli i placem zabaw dla afrykańsko-bliskowschodnich nachodźców o średnim IQ w okolicach 70. W czyim interesie to będzie? I dla kogo pracują, ci którzy wdrażają taką politykę?

W unijnej polityce najwięcej do powiedzenia mają oczywiście Niemcy. Oparli oni swój model rozwojowy w ostatnich 20 latach na: unii walutowej, przemyśle motoryzacyjnym, eksporcie do Chin, tanim gazie z Rosji oraz taniej sile roboczej z Europy Środkowo-Wschodniej. Unia walutowa została sklecona na wadliwych fundamentach, przemysł motoryzacyjny sami sobie niszczą, Chiny nie potrzebują już tak dużo niemieckich produktów (same wytwarzają to samo lepiej i taniej), gaz z Rosji przestał płynąć a mieszkańcy naszego regionu już nie tak chętnie wybierają się na szparagi do Reichu jak kiedyś, bo zaczęli lepiej zarabiać w swoich krajach. Niemcy mogą próbować się ratować sabotując gospodarczo rozwój naszego regionu, by zapewnić sobie stały napływ taniej siły roboczej  (co uderzy jednak w nich rykoszetem, bo przecież jesteśmy dla nich ważnymi rynkami eksportowymi). Mogą też wycofać się z tej kretyńskiej polityki ekologicznej - ale nie zrobią tego na pełną skalę. Niemiecki model rozwoju się więc wali. Nie po raz pierwszy w historii.

Gen. Zygmunt Walter-Janke w swoich wspomnieniach "W Armii Krajowej w Łodzi i na Śląsku", opisał ciekawy epizod z 1941 r., sprzed operacji "Barbarossa". Do pewnego miasteczek w regionie łódzkim przyjechał samochód z niemieckimi oficerami. Były na nim oznaczenia dywizji z Saksonii. Niemcy zachowywali się zadziwiająco przyjaźnie wobec polskiej ludności. Jeden z nich powiedział: - Wy Polacy nas Niemców teraz nie lubicie, ale tak jak w I wojnie światowej walczyliśmy cały czas, by Polska odzyskała niepodległość, tak teraz walczymy, by była większa.

W słowach niemieckiego oficera pobrzmiewała ironia. Ale zapewne był on przekonany, że Niemcy przegrają drugą z kolei wojnę światową i oddadzą Polsce część terytorium.

W długim terminie, w ostatnich 220-latach, Prusy/Niemcy głównie cofały się ze wschodu na zachód.




Nie licząc krótkotrwałych, frontowych zdobyczy w latach 1915-1918 i 1939-1944, ich granica była najmocniej wysunięta na wschód w latach 1795-1807. Podchodziła prawie pod Grodno i Kowno, a częścią Prus były m.in. Białystok, Suwałki i Warszawa. Do tego trzeba dodać zasięg zdobyczy Austrii, które dochodziły aż pod Drohiczyn. Granica prusko-austriacka przecinała terytorium Warszawy w jej obecnych granicach. Sporo się natrudziłem, by znaleźć jej dokładną mapę - ale wygląda na to, że Austria zaczynała się gdzieś na wschód od Kawęczyna. Dodam, że Prusacy mieli wówczas plany zburzenia Warszawy i zbudowania jej na nowo jako średnie, nadgraniczne miasteczko.


Ta całkowicie nienaturalna granica mogła się utrzymać dłużej, gdyby nie to, że król Prus był na tyle głupi, że w 1806 r. wypowiedział wojnę Napoleonowi. Jego wojska dostały bęcki pod Jeną i Auerstedt, a Napoleon na części ziem polskich utworzył Księstwo Warszawskie. Cesarz Francuzów był tym, który przerwał niemiecki Drang nach Osten. 



Na Kongresie Wiedeńskim Prusy niestety odzyskały Wielkopolskę, ale nie całą. Apetyt cara Aleksandra I na nowe ziemie był duży. Podległe Rosji Królestwo Polskie kończyło się więc za Sosnowcem i Kaliszem. Tak było aż do 1914 r. Rosja zaczynała I wojnę światową z planami przesunięcia granic wasalnej Polski aż po Odrę i Szczecin. 



W wyniku I wojny światowej oraz udanych, przeprowadzonych przez odrodzoną Polskę wojen hybrydowych w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku, granicę Niemiec udało się odepchnąć na zachód, wyzwalając nawet część terenów, które nie wchodziły wcześniej w skład I RP. Granica była jednak dla nas niekorzystna - Niemcy zaczynały się za Częstochową i za Mławą. Była ona czynnikiem wykluczającym w długim terminie pokojową koegzystencję między Polską a Niemcami.


W trakcie drugiej wojny idea przesunięcia granicy dalej na zachód pojawiła się najpierw w prasie ugrupowań piłsudczykowskich i narodowych, a dopiero później zaczęli ją głosić komuniści. Postulaty Sowietów o oparciu jej na Odrze i Nysie były zresztą dosyć lamerskie w porównaniu z planami polskiego podziemia. Piłsudczycy domagali się bowiem przyznania Polsce Rugii, a NSZ chciał by polski pas obronny rozciągał się na kilka kilometrów na zachód od Odry. Sytuacja zmierzała jednak nieuchronnie do dużego przesunięcia Niemiec na zachód. I tak się stało, choć mogło być lepiej - gen. Berling opisywał w swoich wspomnieniach jak Stalin (przy protestach Wasilewskiej!) przyznał Polsce całe Prusy Wschodnie i Zaolzie.

W strategii realizowanej przez Berlin stale powtarza się jeden motyw: próba zorganizowania Europy według przekonania o własnej misji dziejowej. Dwa razy przyniosło to Niemcom katastrofę w postaci przegranej wojny i przesunięcia granic na zachód. Trzecia próba, podejmowana obecnie, może skończyć się ruiną społeczno-gospodarczą dla Niemiec. To jak mocno oberwiemy przez to rykoszetem, będzie zależało jedynie od naszej zdolności trzymania niemieckiej agentury z dala od naszych instytucji publicznych i jak mocno będziemy przygotowani na wykorzystanie dekompozycji ładu europejskiego. No, ale głupie i zakompleksione Polaczki tej prostej zdolności jeszcze sobie nie wypracowały...




sobota, 8 czerwca 2024

Odwiedziłem Gobekli Tepe

 Z uwagi na ciszę wyborczą, jedynie bardzo krótko skomentuje śmierć polskiego żołnierza na granicy z Białorusią: do nielegalnych imigrantów oraz innych dywersantów Łukaszenki/Putina wojsko i odpowiednie służby powinny strzelać, a wszystkich tych, którzy udzielają pomocy (choćby propagandowej) przestępcom atakującym nasze granice powinno się wysłać do miejsca odosobnienia wzorowanego na Berezie Kartuskiej. No, ale oczywiście trend europejski, amerykański i globalny jest zupełnie inny...

W Turcji usłyszałem od miejscowych dużo psioczenia na Erdogana za to, że wpuścił do kraju miliony Syryjczyków. Turcy otwarcie głosili teorię "zastąpienia ludności", wskazywali na dużą ilość islamskich fundamentalistów, dilerów narkotykowych i zwykłych przestępców w imigranckiej masie. Gdy ktoś w debacie publicznej krytykuję politykę imigracyjną władz, zostaje napiętnowany jako "nazista". Co nam to przypomina?

***

Jak już pewnie się zorientowaliście, ostatnie kilka dni spędziłem w Turcji, a dokładniej w mieście Sanliurfa, stolicy prowincji położonej przy granicy z Syrią. Sanliurfa dawniej nazywała się Edessa i zapisała się w historii krucjat. W jej pobliżu leży biblijny Harran, czyli miejscowość, w której mieszkał przez pewien czas Abraham. 

Jak pisałem: "Koran przypomina historię Bliskiego Wschodu napisaną przez Ryszarda Petru. Wszystko tam pomieszane. Owa święta księgą mówi, że Abraham nie chciał uznać króla Nimroda za Boga i zniszczył idole w Urfie. Poddano go więc próbie ognia, z której wyszedł bez szwanku. W miejscu, w którym się to zdarzyło wytrysnęło źródło i powstał staw rybny. Teraz jest tam park, z basenem w którym pływają wielkie rybencje. Jest też meczet, który był kiedyś kościołem. Zachowała się dzwonnica. W meczecie jest szklana podłoga, a pod nią woda i rybki. Urfa to miejsce pielgrzymek. Znacznie więcej jest tu tureckich turystów niż zagranicznych."





"W Sanliurfie jest duże o dosyć nowoczesne muzeum archeologiczne, a w nim m.in. rekonstrukcja świątyni z Gobekli Tepe, neolityczne totemy i najstarsza znana rzeźba człowieka naturalnej wielkości. Została ona odkopana na starym mieście, które jest zasiedlone od czasów neolitu, czyli tylko trochę krócej niż warszawskie Bródno. W skarpie wzgórza stanowiącego starówkę jest wydrążona starożytna nekropolia - wykorzystywana w czasach grecko-rzymskich. Taka mini-Kapadocja. W pobliżu jest muzeum mozaik. Wielka hala z przeniesionymi do niej mozaikami z rzymskich willi. Wszystko to zwiedziłem rano. Później, koło południa temperatura dochodziła już do 40 stopni, a czynnej knajpy z zimnym piwem nie miałem po drodze..."









Sanliurfa jest miastem nieprzerwanie zasiedlonym od czasów neolitu. Leży ona w miejscu bardzo specyficznym - tam, gdzie Anatolia spotyka się z Mezopotamią. Widać to choćby w Harranie.

"4000 lat temu był to Mały Sumer, kolonia handlowa w której mieszkał przez pewien czas Abraham a Jakub pracował u lokalnego Janusza - Labana. Z dawnego Harranu niemal nic nie zostało, ale ponoć ostatnio dokopali się do czegoś, co nazwali Domem Abrahama. Jak na razie można obejrzeć ruiny Harranu sprzed najazdu Mongołów. W pobliżu można zobaczyć charakterystyczne domki ze stożkowymi dachami. Te, które obejrzałem od środka miały 300 lat. Czyli jak na te tereny to dosyć nowe budowle..." 




Harran został jednak w ostatnich latach mocno przyćmiony przez Gobekli Tepe, czyli wielką świątynię określaną jako "przedneolityczna".







"Gobekli Tepe robi wrażenie - po przyjrzeniu się temu miejscu śmiałem się z tego, jak archeologowie rżną głupa. Nie znaleźli tu garnków i na tej podstawie orzekli, że to miejsce przed neolityczne, zbudowane w czasach gdy nie znano ceramiki! Jednocześnie przyznają, że odkopali tylko 10 proc. tego co się tu może znajdować. Może znajdą tam jakiś garnek i zmienią teorię. W lokalnym mini-muzeum zajefajna prezentacja, w której starają się pokazać, że to miejsce powstało w wyniku wielkiego rave'u ludzi jaskiniowych, którzy w rytm paleotechno postawili wielką świątynię. W narracji powtarzana jest bliska Karoniowi teoria, że to wiara zrodziła rolnictwo. A tymczasem: świątynia składa się z kilku pomieszczeń, w których są wielkie wsporniki (?) w kształcie litery T. W niektórych z nich są wywiercone okrągłe otwory. Wywiercono je też w ścianach. Przypomina to wszystko świątynie na Malcie. Bardzo przypomina!!! Są nawet takie same zabezpieczenia antysejsmiczne (otwory na łożyska, na których osadzone są elementy konstrukcji). Cześć filarów jest pokryta reliefami że zwierzętami. To zapewne wyobrażenia zodiaku i gwiazdozbiorów. Są na nich nawet strusie emu. Najważniejszy relief przedstawia człowieka-ptaka z kulą nad ręką i na dole skorpiona. Kula to nasza planeta. Z gwiazdozbioru Plejad (pamiętacie gwiezdną mapę z Egiptu? Abusir?) Ziemię widać właśnie pomiędzy szczypcami gwiazdozbioru Skorpiona. Co ciekawe, archeologowie przyznają, że niektóre symbole na filarach mogą być pre-alfabetem."




Gobekli Tepe na pewno było miejscem strategicznym. To wzgórze, z którego rozciąga się widok aż po pasmo gór Taurus i po Syrię. W pobliżu znaleziono więcej śladów tajemniczej "przedneolitycznej" cywilizacji, w tym "miasto" Karahan Tepe.








"Karahan Tepe jest miejscem po środku niczego. Na tym wzgórku dokonano jednak sensacyjnego odkrycia: miasta sprzed 10 tysięcy lat. Zachowała się tam sala z kolumnami przypominającymi Gobekli Tepe. Jest też pomieszczenie z posągiem wychudzonego mężczyzny trzymającego w dłoniach penisa. Są intrygujące otwory w wapiennej posadzce. I tyle. Odkopano tego niewielką część. Wszystko przypomina mi Maltę. To dzieło śródziemnomorskiej cywilizacji megalitycznej. A co się kryje pod podobnymi wzgórzami w okolicy? Po okolicznych polach widać, że kamień z miejsc starożytnych został rozszabrowany na płoty. Czasem na polu samotnie stoi duży kamień mający ślady obróbki. Czasem na wzgórzach kamienie wyglądają jak cyklonowe mury i mają nawet otwory. Gobekli Tepe i Karahan Tepe to drobną część tego, co tu było 10 tys. lat temu i wcześniej."

Uwagę zwracają tam choćby tajemnicze okrągłe "wydrążenia" w skale widoczne na szczycie wzgórza i jednym z miejsc przy "wejściu" do kompleksu. A samą rzeźbę kolesia trzymającego w dłoniach penisa nazwałem pomnikiem redaktora Marcina Kąckiego pomnikiem redaktora Marcina Kąckiego :)

Karahan Tepe choć jest rozczarowująco małe, to mogę je określić jako miejsce w conanowskim klimacie.


Ostatni pełny dzień wyprawy był już w zupełnie innym klimacie. "Odbyłem rejs stateczkiem po Eufracie w Halfeti, czyli miejscowości, która została częściowo zatopiona po zbudowaniu tamy. Widziałem m.in. ruiny twierdzy Rumkale. Ciekawe było towarzystwo na pokładzie. Głównie dziewczyny w hustach i długich sukniach, ale też jedna, bardzo fajna w letniej pomarańczowej sukience. (Była z chłopakiem, oboje z Izmiru ). W pewnym momencie tańczyła do tradycyjnej tureckiej muzyki, a razem z nią dwie tradycyjnie ubrane dziewczyny. Dwie Turcje jednoczą się przy krajowej muzyce".






Oczywiście wyprawa do wschodniej Turcji obfitowała w różne drobne, acz ciekawe obserwacje. Poniżej dwa ich przykłady:


Zabytkowy, amerykański, zimnowojenny czołg, stojący przy drodze w okolicach Harranu....


... i ciekawy wyraz poparcia dla Palestyny przez kierowcę ciężarówki.

Wyprawa też ciekawa pod względem kulinarnym. Można było spróbować takich lokalnych dań jak urfa kebap.





Jeśli będziecie się wybierać w tamte strony (do czego gorąco zachęcam!), to polecam Hotel Astarte w Sanliurfie. Jest on położony kilka minut drogi od najważniejszych zabytków i muzeów. Macie też blisko dwie knajpy z piwem. Właściciele i pracownicy hotelu Astarte są tam ultraprzyjaźni i pomocni. Będziecie więc częstowani turecką herbatą i kawą. Śniadania są tam obfite, a sam hotel to przerobiony stary, tradycyjny dom. Z hotelem współpracuje kierowca, który może zabrać Was w różne starożytne miejsca.








Jedynym większym minusem wyprawy do Sanliurfy jest bariera językowa. Miejscowi ogólnie słabo znają tam angielski. Ale to się będzie zmieniać, wraz z rosnącą popularnością takich miejsc jak Gobekli Tepe i Karahan Tepe. Można więc powiedzieć, że przecierałem Wam tam szlak...

***

W sierpniu czeka Was natomiast prawdziwa uczta czytelnicza. Wydawnictwo Replika  wypuści na rynek książkę Znanego Wam Autora. To będzie odtrutka zarówno na zychowszczyznę jak i na bardzo dziurawą oficjalną narrację. Wydawca zachwala: "Hubert Kozieł nie przedstawia „spiskowej teorii dziejów” ani „historii alternatywnej”. Proponuje jednak spojrzenie na „największą z wojen” z innej strony. Spojrzenie w głąb jej dziejów, na fakty pozostające na „obrzeżach” ogólnie uznawanego nurtu zdarzeń. Wydobywa z niepamięci sytuacje, dokumenty, postaci, które mogą zachwiać w posadach całą misterną konstrukcją „oficjalnej historii”. Zachęcam więc gorąco do kupowania książki i lektury!



sobota, 1 czerwca 2024

Sny: Ostatnia paróweczka gejnerała Pytonga

 


- Dlaczego nikt mnie nie poinfołmował o operacji Chaos? - wściekł się płemieł Tussk. 

Na mur graniczny napierała horda wakandyjskich zombiaków krzyczących: "Germany! Germany! Don't shoot us! We love german woman!".

- Naprawdę nie chciałem tego robić, ale trzeba będzie pójść w ślady naszych poprzedników... - cedził przerażony minister Prosiniak.

- Zbudować długi muł, taki na 5 metłów i podłączyć pod płąd? - dopytywał się płemieł.

- Nie, zorganizować koncert dla żołnierzy...  - rzucił Prosiniak.

- Dobła idea. Tylko bez żadnego Kizo i Czadomena. Ma być Łammstein i Scooter. Zlećmy zorganizowanie go tej wałiatce Hollandowej...

Podsłuchujące tę rozmowę służby Łukaszenki nie mogły wprost uwierzyć w to, co usłyszały.

- Budiet Rammstein...!!!  - ekscytował się oficer dokonujący nasłuchu.

***

Gejnerał Pytong znów założył do wywiadu zbyt dużą rogatywkę. Ta była dwukrotnie większa od jego głowy, a na jej otoku widniał napis: "Aurora". Gejnerał miał również zbyt długie rękawy od munduru. Tak długie jak w kaftanie bezpieczeństwa.

- Więc te 300 czołgów, Kraby, samoloty dostarczone Ukrainie na początku wojny, te podróże do Kijowa, wpuszczenie ukraińskich uchodźców, to wszystko była ściema, element typowo sowieckiej decepcji strategicznej, maskirowki, mającej przykryć to, że rządzili nami ludzie Putina... - mówił konspiracyjnym szeptem, wykrzywiając twarz w dziwnych minach i majtając długimi rękawami munduru. 

Praktykantka z "Newsweeka" rzuciła okiem na dyktafon i zaczęła kręcić palcami swoje różowe włosy. Wywiad z gejnerałem Pytongiem wyraźnie ją nudził, więc postanowiła nieco podkręcić atmosferę.

- Czy również elementem tej strategicznej rosyjskiej maskirowki był serial "Reset", w którym te straszne pisowskie, kryptoputinowskie pachołki wypominały gejnerałowi podpisanie umowy o współpracy z FSB?

- Oczywiście!

- I nie było wobec tego wspólnej imprezy z FSB w Kadynach?

- Była, ale była ona konieczna, by poznać wroga. I to nie prawda, że się na niej spiłem i zarzygałem wc.

- Cenckiewicz twierdzi, że po tym spotkaniu odbyła się orgia gejowska z pańskim udziałem, udziałem pułkownika Dupy i gejnerała Goldberga-Rurzańskiego oraz funkcjonariuszy FSB.

- Nie przypominam sobie takiego zdarzenia...

Praktykantka pokazała mu fragment filmu krążącego po necie. Jego szczegóły były zbyt obleśne, by je tu przytaczać. Ujawnimy więc tylko, że jeden z oficerów FSB postawił gejnerałowi Goldbergowi-Rurzańskiemu kloca na glacy. Gejnerał Pytong skomentował to:

- Każdy komu agent FSB nie postawił kloca na glacy podczas orgii gejowskiej jest rosyjskim agentem.

Nagle do pomieszczenia, w którym przeprowadzano wywiad wpadł Tomasz Piontek. Był nagi, a w tyłek miał wbitą zapaloną racę. Krzyczał:

- Mam przepis i wszystkie składniki do wyprodukowania LSD, potrzebuję tylko meliny!

Do pokoju weszli następnie redaktorzy Kuna i Kontski ubrani w lateksowe wdzianka.

- Zaczęliście bez nas?

***

Fox oglądał swoją ulubioną stację informacyjną.

"Republika się zmienia dla Was. Cały czas inwestujemy w nowy sprzęt, w ludzi i w nasz rozwój. Kupiliśmy m.in. kocie uszka dla Emilii Wierzbicki..."

- Wow! Będzie wyglądała w nich słodziaście.... - rozmarzył się Fox.

Nagle na ekranie telewizora pojawiła się postać ubrana w czerwony strój superbohatera. To był Kapitan Pizda - największa gwiazda neo-telewizji publicznej.

- Hej! Nie może Pan tego oglądać! To propagandowa zupa! Proszę przełączyć na czystą wodę! - krzyczał z ekranu.

- Że co, mam oglądać jakieś programy przyrodnicze?! Skoro Republika ma chwilowe problemy techniczne, to przełączę na Wydarzenia 24. Po tym jak rozpieprzono TVP Info, mają tam najlepsze prezenterki. Szkoda, że w znacznej większości brunetki... Mogliby bardziej zdywersyfikować przekaz...

Na Wydarzeniach 24 czarnowłosa młoda prezenterka mówiła akurat o tym, że w Katowicach odbył się marsz wyzwolenia Beboków. - Podczas marszu spytano znanego śląskiego pisarza Szczepana Miękkocha, ile książek napisał w języku śląskim. Odpowiedział: "Żadnej, bo jestem odwróconym Josephem Conradem, piszącym tylko po polsku".

- Hej! Nie może Pan tego oglądać! To nadal nie jest czysta woda! Proszę nie patrzeć na te symetrystyczne lafiryndy! My mamy lepsze prezenterki! Co prawda ta zdrajczyni Jakubowska poszła do Karnowskich, ale mamy Irenę Dziedzic! - Kapitan Pizda nie dawał za wygraną.

Fox w końcu dał się skusić i przełączył na TVP Info. Była tam relacja z dnia strażaka. 

- Jezd naprawdę zaje... zajbiście... i naważniejsza jezd zawsze słuuuużba! - przemawiał minister Korbiński. 

"Podczas przemówienia były wyraźne problemy z nagłośnieniem. Całkowitą nieprawdą są więc twierdzenia, że pan minister był totalnie nawalony" - mówił narrator.

- Błeeeeee.... - minister puścił pawia na siedzącego w pierwszym rzędzie marszałka Kotłownię. 

"I nie prawdą jest, że zwymiotował na marszałka Kotłownię" - kontynuował narrator.

- A to zzzię wytszę... - minister próbował oczyścić marszałka za pomocą jego koszuli, po czym wyciągnął katechona i machając nim, mówił: - Jaaa ciebie krzszcę, w ymiee Marka i Wacka...

- Dobra, nie chcę oglądać tych głupot. Niemal na śmierć zapomniałem o koncercie Sanah... - rzucił Fox i przełączył na TV TRWAM.

Sanah radośnie i słodziasto śpiewała jeden z najsłynniejszych wierszy Wisławy Szymborskiej:

"Wykłuto chłopcu oczy. Wykłuto oczy.
Bo te oczy były gniewne i skośne.
- Niech mu będzie we dnie jak w nocy -
sam pułkownik śmiał się najgłośniej,
sam oprawcy dolara w garść włożył,
potem włosy odgarnął od czoła,
żeby widzieć, jak chłopiec odchodził
rozglądając się rękami dokoła"

Transmisję przerwał jednak Kapitan Pizda.

- Hej! Nie może Pan tego oglądać! Mamy dużo lepszy koncert dla żołnierzy nad granicą wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland, na motywach "Opowieści o prawdziwym człowieku", prozy wielkiej polskiej pisarki Wandy Wasilewskiej  i korespondencji wojennych Janiny Broniewskiej!

Ze sceny położonej pod płotem granicznym wyła aktorka Joanna K...-Sz... Wykonywała utwór "Chabry z poligonu". 

- Buuu!!! Chcemy Kizo i Czadomena!!! - skandowali żołnierze zgromadzeni przed sceną.

- Cicho być potwory bez serca i mózgu!!! - próbował ich uspokoić krakowski konferansjer z wielkimi wąsami, 20 lat wcześniej prowadzący benefisy w TVP.  - To jest benefis gejnerała Goldberga-Rurzańskiego!!! Waszego wielkiego dowódcy! Autora książki "Dlaczego przegramy wojnę z Wakandą!!!" Wstyd mi za was!!!

Gejnerał Goldberg-Różański siedział na ozdobnym krześle z papierową koroną i klockiem na glacy.

W tle odezwał się chór: - Potępiamy filistrów nie rozumiejących prawdziwej sztuki!!!

- Cała Agnieszka Holland! Czuć jej kunszt reżyserski - wzruszył się Kapitan Pizda.

- A teraz specjalna niespodzianka. Drag queen Twoja Stara wykona nieco przerobiony utwór "Alejandro" Lady Gagi, zawierający odniesienia do historii Polski Ludowej - produkował się konferansjer.

- Jarucwelski, Jarucwelski, Jaru, Jaru, Jaru Cwelski! Don't call my name, i'm not your babe Siwicki! Don't wanna kiss, don't wanna touch, just smoke my cigarete and hush, don't call my name, don't call my name Tuczapski! - śpiewała drag queen.

- I co?! Czyż ta czysta woda nie jest lepsza od takiej kiepskiej piosenkareczki jak Sanah! - triumfował Kapitan Pizda. Nagle zbladł. Zobaczył, że idzie w jego stronę łysy, umięśniony wielkolud. To był sam Marian Kowalski! Kapitan Pizda nie zdawał sobie sprawy z tego, że ten wielki narodowiec jest największym fanem Sanah we wszechświecie.

- Dokonałeś straszliwej profanacji knypku! Nikt nie będzie bezkarnie obrażał Sanah!!! - krzyczał Wielki Marian. 

Podniósł Kapitana Pizdę do góry, obrócił, chwycił za nogi i rozdarł go aż po czubek głowy. Scena zrobiła się cała czerwona od krwi i flaków. 

- Wreszcie prawdziwa rozrywka! Jak za prezesa Kurskiego! - ekscytował się znajdujący się w tłumie żołnierzy Admirał Jaszczur.

Wielki Marian zapowiedział prawdziwą gwiazdę wieczoru. 

- Przed Państwem, jedyna i niepowtarzalna Sanah!

- Czołem żołnierze! Jak się bawicie! - artystka wbiegła na scenę.

- Zajebiście ! - odkrzyknął jej tłum wojskowych.

- Skoro tak, to zaśpiewam wam mój najnowszy utwór: "Urzędasie z wydziału komunikacji żryj gówno".

"Puszyste latte kupiłam sobie dziś,

I do urzędu ruszyłam w tan, 

a tam kolejka wielka, numerków moc, 

to wszystko przytłoczyło mnie...

Ale jazz, rejestrację zrobić muszę 

ja łagodnie uśmiechnięta".

Słowa słodziastej piosenki Sanah rozchodziły się po Puszczy Białowieskiej, po obu stronach granicy.

- Eta Rammstein?! - spytał Łukaszenka.

***

Travis Kelce siedział przed komputerem czytając bloga Kielcczoka (dawnego Chehelmuta). Na ścianie miał plakaty z Liroyem i zamkiem w Chęcinach. Podśpiewywał:

-  Scyzoryk, Scyzoryk tak na mnie wołają / Ludzie spoza mego miasta pewnie oni racje mają / Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość / Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj.

- Travis, co robisz... - do pokoju weszła Taylor Swift.

- Jak to, co Taylor, zgłębiam historię regionu, z którego pochodzili moi przodkowie. Wiedziałaś, że flaga USA była wzorowana na herbie województwa sandomierskiego, pokazanym Waszyngtonowi przez Kościuszkę?

- Ale, co to za muzyka? Czyżbyś znowu słuchał tego zboczeńca Liroya?

- Tak! I jeśli ci się to nie podoba, to wypierdalaj! - Travis włączył Liroya na cały regulator:

Tu Silnica, Silnica, Silnica płynie tu
Tu dziwek, Rumunów i ping-pongów jest w chuj
Chuj mój, twój wypierdalaj
Trzymaj tych skurwieli jak najdalej z dala
Bo to Scoobie dobie doo
A co to kurwa jest?
To takie bydle co zajebisty pies

Na kolejnym swoim koncercie, Taylor Swift wykonała w nowej aranżacji "Anty-Liroya" Nagłego Ataku Spawacza. Nad granicą niosły się słowa tego poetyckiego utworu:

"Liroy Liroy ten jebany muthafucka
Może mi skoczyć na snacka zwierzaka
A jego rozjebana kielecka ekipa
Może szukać gówna na poznańskich śmietnikach"

- Eta Rammstein?! - spytał Łukaszenka.

***

Dzisiaj luźny oniryczny wpis, bo wybieram się na urlop. Nie zdradzam gdzie - dowiecie się pewnie w poniedziałek z mediów społecznościowych. Podpowiem tylko, że jadę do bardzo starożytnego miejsca. I nie jest to Izrael.