Powyżej: Rok 2011 na blogu kończę ciepłym i beztroskim akcentem, czyli piosenką Orihime Inoue, bardzo pozytywnej (i hojnie obdarzonej przez naturę;) bohaterki popularnego serialu anime "Bleach" :)
Od lipca - czyli od "przeprowadzki" ten blog odwiedziło 147 tys. osób. Najpopularniejsze notki:
Mój stary blog: foxmulder.blox.pl, przez cały 2011 rok odwiedziło blisko 180 tys. osób. Wygląda więc na to, że Rafał Pankowski poprawił mi liczbę czytelników, za co mu dziękuję. Oby jego walka z "faszyzmem" była zawsze tak skuteczna jak w moim przypadku - i "faszyzm" będzie się rozwijał i Pankowski trochę zarobi na ostrzeganiu przed "czarnym niebezpieczeństwem".
Wszystkim czytelnikom życzę Dobrego Roku 2012 r. Bawcie się dobrze na Sylwestrze. Prof. Sztaniszkisz przypomina, że zgodnie z japońskim zwyczajem należy się w ten dzień spić tak mocno, by zapomnieć o starym roku (a później Bukkake!!!). Ja niestety spędzam spędzam Sylwka w domu więc nie będę mógł się bawić jak przystało na radykalnego centrystę, czyli schlać się w skandynawskim stylu i molestować naiwne panienki. No cóż, w latach nieparzystych ma zwykle takie sobie Sylwestry, a w latach parzystych zajebiste. Wytrwale będę jednak dążył do tego, by w 2012 r. spotkało mnie dużo imprez tak zajebistych jak stypa po Kim Jong Illu :)
Powyżej: podsumowanie 2011 r. oczyma Amerykanów przez Jib Jab
Pokusiłem się o wykonanie kilku prognoz na 2012 r. Rzeczywistość prawdopodobnie okaże się dużo ciekawsza. Kto by bowiem rok temu mógł przewidzieć, że w 2011 r. zostaną zabici bin Laden i Kaddafi, trans wejdzie do polskiego Sejmu a w Rosji dojdzie do masowych protestów wymierzonych w Putina?
Europa: Dalsza eskalacja kryzysu w strefie euro. Rząd Montiego zostanie zastąpiony po wyborach przez niestabilną lewicową koalicję, rentowności włoskich obligacji dziesięcioletnich przekroczą 8 proc., a Włochy znajdą się na krawędzi bankructwa. Masowe cięcie ratingów dotknie m.in. Francję. Albo Angela Merkel i Draghi zgodzą się na europejskie QE i zlewarowanie EFSF pieniędzmi EBC - przedłużając o kilka lat żywot eurolandu, albo rozpoczną pracę nad podziałem strefy euro. Dalsza erozja władzy Brukseli i polityczna dezintegracja UE. Wzrost nastrojów eurosceptycznych w Niemczech. Francois Hollande nowym prezydentem Francji. Koniec konserwatywnej rewolucji Orbana na Węgrzech - kapitulacja Budapesztu przed MFW. Fico znowu premierem Słowacji.
USA: O ile w Europie nie dojdzie do Armagedonu, Bernanke i Geithner przeprowadzą amerykańską gospodarkę w stosunkowo dobrym stanie przez 2012 r. Dalsze budżetowe przepychanki w Kongresie. Republikanie wystawią w wyborach prezydenckich albo totalnie bezbarwnego Romneya, albo łatwego do skompromitowania Gingricha. Ron Paul świetnie poradzi sobie w prawyborach, ale zostanie odstrzelony - w przenośni albo dosłownie. Duet Obama-Biden lub Obama-Hillary ma więc duże szanse na zwycięstwo. Oligarchia uniemożliwi Geithnerowi udzielić odpowiedzi na chińską agresję ekonomiczną. Panetta i Petraeus nasilą przygotowania do zlikwidowania demokracji w USA.
Chiny: Recesja w Europie, panika na rynkach finansowych i pęknięcie bańki na rynku nieruchomości poważnie uderzą w chińską gospodarkę. Chiny sobie poradzą, gdyż wciąż dysponują ogromną ilością gotówki - i dodatkowo zdewaluują juana. Fala niepokojów społecznych zakłóci jednak sukcesję w KPCh. Można więc się spodziewać agresywnych działań ChRL na arenie międzynarodowej - np. nasilenia konfliktu o Wyspy Spartlay.
Rosja: Nasilenie protestów przeciwko Putinowi, ich pacyfikacja i kontynuacja gnicia państwa. Kryzys gospodarczy. Usamodzielnianie się części rosyjskich wasali. Ciąg dalszy odrywania się Kaukazu Północnego od Rosji - jednocześnie dalsza wasalizacja Ukrainy, Białorusi, Armenii i Polski. Władimir Bukowski przewiduje secesję części rosyjskich regionów - moim zdaniem na to jest jeszcze za wcześnie.
Bliski Wschód: Obalenie reżimu Assada w Syrii. 40 proc. szans na to, że zostanie zabity jak Kaddafi. 30 proc. szans na ograniczony atak lotniczy na Iran i irańską akcję minową w cieśninie Ormuz. Rozlanie się sunnickiej rewolucji po Libanie oraz Iraku. Eskalacja kryzysu w Egipcie. Możliwy kryzys polityczny (walka o sukcesję po Erdoganie) i ekonomiczny (pęknięcie bańki spekulacyjnej) w Turcji.
Subkontynent indyjski: Armia może obalić Zardariego, niewykluczona również rewolucja z Imranem Khanem na czele. Dalsza pakistańska agresja przeciw siłom NATO w Afganistanie. Niepokoje społeczne w Indiach wywołane inflacją i korupcją, podsycane przez Pakistan i Chiny. Mimo to Indie nadal będą budowały swoją mocarstwowość.
Afryka: Możliwa śmierć Mugabe. Bez rozstrzygnięcia w Sudanie i Somalii. Możliwa rewolucja w Algierii.
Polska: Ciąg dalszy gnicia państwa, rozkładu armii i kompromitacji w polityce zagranicznej. Klapa Euro 2012 r. Walki wewnętrzne w Ubekistanie. Pomimo to większość Polactwa nadal będzie popierała PO. Lewica wciąż będzie znajdowała się na równi pochyłej: serwilizmu, klientelizmu, kosmopolityzmu, christianofobii oraz genderyzmu. Ciąg dalszy tworzenia społeczeństwa alternatywnego po prawej stronie. Prawica będzie wciąż jednak rozgrywana przez Ubekistan i nie będzie w stanie sięgnąć po władze z powodu solidarnościowych, endeckich i chrześcijańskich przesądów, którym hołduje. Radykalne centrum (do którego się zaliczam), wciąż będzie zbyt słabe, powoli zacznie się to jednak zmieniać.
Iran od jakiegoś czasu znowu straszy, że zablokuje cieśninę Ormuz, ważny międzynarodowy szlak morski i zarazem główną drogę przesyłu ropy z Zatoki Perskiej w świat. Irańska flota demonstruje swoje zdolności do przeprowadzenia blokady podczas manewrów na tym akwenie. Analitycy oczywiście panikują i mówią, że taki ruch doprowadziłby do wzrostu cen ropy do 250 USD za baryłkę i gospodarczego Armagedonu. Amerykańska V-ta Flota odpowiada, że zbrojnie odpowie na taką prowokację itp., itd. ...
Czy należy poważnie traktować groźby Iranu? Nie do końca. Przede wszystkim, zamykając Ormuz, popełniłby gospodarcze samobójstwo. Przecież tamtędy idzie irańska ropa do Chin. Bez tej drogi, Irańczycy będą musieli się zadowolić szmuglem afgańskiej hery. Iran rozpocząłby więc blokadę jedynie wtedy, gdyby go zaatakowano. Czy byłaby ona skuteczna? Część analityków wskazuje, że irańska marynarka jest zbyt słaba na taką akcję. Zresztą: ustawiliby okręciki w cieśninie i wystawiliby się na amerykańskie rakiety. I po blokadzie. Skończyć by się to mogło nawet szybciej. Irańskie okręty zostałyby pewnie zbombardowane już w portach. Podobnie da się wyeliminować naziemne wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych. Problem byłby dopiero z szybkimi łodziami zamachowców-samobójców, minami itp. Wymagałoby to dużej pracy US Navy i sojuszniczych marynarek. Czyli: transport ropy przez cieśninę Hormuz byłby poważnie zakłócony, ale nie całkowicie zablokowany.
Katar stworzył w tureckim Hatayu specjalną grupę uderzeniową przygotowaną do działań w Syrii. Trzon tej grupy stanowi 1000 powiązanych z al-Kaidą libijskich bojowników oraz 1500 terrorystów z irackiej sunnickiej milicji Ansar al-Sunna. Dowódca tej grupy: Abdul Hakim Belhadj, czyli ten sam islamski "żołnierz fortuny", który zdobył Trypolis. Propaganda Assada straszyła al-Kaidą walczącą przeciwko syryjskiemu reżimowi. Prawda jest jednak taka, że profesjonalni zabójcy z al-Kaidy dopiero teraz wkraczają do gry.
W "Biuletynie IPN" nr. 8/9 znalazł się zapis bardzo ciekawego wystąpienia dra Kunerta dotyczącego tzw. sztafety pokoleń, a w nim wiele bardzo ciekawych faktów o powiązaniach rodzinnych naszych bohaterów narodowych (Wiedzieliście, że pra-prawnuk gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, mjr. Franciszek Dąbrowski był faktycznym dowódcą obrony Westerplatte? Albo, że premier Jan Olszewski, powstaniec warszawski, jest blisko spokrewniony ze Stefanem Okrzeją? Albo, że symbol powstańczej kotwicy był znany już przed powstaniem styczniowym?). Dr. Kunert przypomniał tam również zadziwiającą postać Łukasza Przybylskiego - weterana powstania listopadowego, styczniowego oraz... I wojny światowej i powstania wielkopolskiego! Człowieka, który bił się za Polskę mając 105 lat! Gdy zaczynał swój szlak bojowy, walczono za pomocą pistoletów skałkowych i dział z brązu na czarny proch. Gdy kończył, w bojach stosowano już karabiny maszynowe, czołgi i samoloty. Płk Przybylski widział w Belwederze zarówno wielkiego księcia Konstantego jak i Piłsudskiego.
"W poświęconym Powstaniu Listopadowemu numerze specjalnym „Mówią Wieki” przy-
pomnimy niedługo fakt niemal całkowicie zapomniany, przywracając pamięć o weteranach
także tego – a nie tylko styczniowego – powstania uczestniczących w uroczystościach rocz-
nicowych w niepodległej Drugiej Rzeczypospolitej.
Jednym z nich był ordynans Sowińskiego, towarzyszący mu aż do śmierci, Michał Szur-
miński, który brał udział jeszcze w „manifestacji Warszawy ku czci generała Sowińskiego”
16 października 1927r. w Warszawie na Woli. Liczył sobie wówczas 125 lat! I zmarł najpew-
niej w niedługim czasie.
Drugim był młodszy, liczący w chwili śmierci w 1922 r. lat 108, Łukasz Przybylski,
uczestnik trzech powstań, o którym pisał wówczas Artur Górski:
W osobie tego prawie nieznanego szerszemu ogółowi wojaka zeszły się wszystkie trzy, a raczej cztery pokolenia, dzielące nas od ostatniego rozbioru; zeszły się też ich orężne czyny i ich cierpienia w niewoli. Urodzony w roku 1814, w roku 1830 wychowanek szkoły podchorążych w Warszawie, jako szesnastoletni wyrostek bije się w szeregach. Wzięty do niewoli w jednej z bitew, wywieziony do Rosji, zostaje wcielony do armii carskiej. Po latach dwudziestu pięciu wraca na zagon ojczysty i poczyna życie niejako na nowo. Lecz wtedy właśnie wybucha powstanie styczniowe. Przybylski rzuca dom, idzie
w szeregi, obejmuje dowództwo oddziału, końcem bagnetu załatwia rachunki z Rosją. Pod Radzyminem schwycony, zakuty, zostaje wtrącony w podziemia kopalni sybirskiej na lat trzy, a następnie dożywotnim osiedleńcem zatrzymanym na Syberii. W takiej to przeciętnej polskiej konduicie dożył nasz kadet szkoły podchorążych lat stu, kiedy wybuchła wojna światowa. Doczekał i rewolucji, a poczuwszy się wolnym ruszył, mając lat 104, z guberni irkuckiej „do domu". Przebywa Sybir i Rosję, dociera do Bobrujska. Tu ujrzał ułańskie chorągiewki
gen. Dowbora-Muśnickiego. Odżyły stare kości od ich barwnego furkotu. Poczuł żoł-
nierz „listopadowy” dawny młody wigor w kościach, zobaczył się na powrót kade-
tem, trzasnął z siebie wiek żywota jak sen z młodych powiek i już w dni kilka siedział
na koniu z lancą w ręku, on, stuczteroletni kadecik, zdrów jak dąb i siwy jak gołąb,
w jednym szeregu ze smykami, którym mógłby śmiało pradziadkować.
Jak się przedostał w rok potem w Poznańskie, tego nie wiem; dość, że w roku 1919
widzimy go w armii wielkopolskiej zajętego wymiataniem Niemców; nie w intenden-
turze, ale w walce frontowej. Ranny w lewą (stupięcioletnią) nogę, idzie rozmyślać na
łóżku szpitalnym w Warszawie, co się to w tak krótkim czasie porobiło na świecie.
Zwłaszcza że Belweder niedaleko – a pan pułkownik Przybylski ma dotąd w pamięci
mopsią twarz księcia Konstantego.
Tu trzeba dodać, że generał Dowbór-Muśnicki, znalazłszy się w kropce, awanso-
wał tego kadeta z roku 1831 na pułkownika w r. 1919, przy odsyłaniu go do szpitala.
Nigdy, jak świat światem i ziemia ziemią, żaden pułkownik tak długo na awans nie
czekał. To prawda. Trzeba jednak uwzględnić drobne w tym czasie przeszkody: czte-
rech carów, dwóch królów i pięciu cesarzów, no i armię złożoną z trzydziestu milio-
nów chłopa, co wszystko trzeba było przeczekać i w końcu usunąć z drogi. Co to jed-
nak znaczy nie zrażać się. Twarda kość mazurska pokonała te wszystkie obstacles.
Teraz dopiero, zrobiwszy, co było w życiu do zrobienia, pan Łukasz Przybylski,
odetchnąwszy jeszcze krzynę na rodzonej ziemi płockiej w zacisznym czystym Lip-
nie, z wdzięcznością w sercu, z pokojem w duszy – pomarł. Spłacił ostatnią ratę dłu-
gu swego: oddał ciało ziemi, z której je wziął – i odszedł do Ojców swoich.
Nie jestże ten żołnierz, znany i imienny, symbolem tych wszystkich bojowników
naszych, znanych i nieznanych, imiennych i bezimiennych, którzy z bronią w ręku wal-
czyli o wolność wydartą, znieść nie mogąc niewoli – i w nałożone pęta cięli szablą
w roku trzydziestym pierwszym, sześćdziesiątym trzecim i w latach wojny narodów."
Jarosław Marek Rymkiewicz w "Samuelu Zborowskim" snuje mniej więcej taką narrację: zły hetman Zamoyski chciał wprowadzić w Polsce absolutyzm i zniszczyć wolność, dlatego przyczepił się do uosabiającą tę wolność postaci Samuela Zborowskiego. Później chciał dokonać iście stalinowskich czystek wymierzonych w wolną polską szlachtę. Na szczęście skończyło się na Zborowskim, który stał się patronem polskiej wolności i duszą naszego narodu. Moim zdaniem to narracja głupia i szkodliwa. Było bowiem zupełnie inaczej...
Samuel Zborowski (sportretowany na filmie powyżej jako gostek z długimi włosami) to XVI-wieczny Palikot: ubrany w szatki pseudonowoczesności warchoł i przestępca otoczony zgrają hultajów i dążący do tego, by Polska stała się kondominium Moskwy i Ber... ekh... ekh... Wiednia. Kanclerz Zamoyski to z kolei patriotyczny mąż stanu, zwolennik polityki jagiellońskiej, kierujący się zawsze państwową racją, całe życie walczący przeciwko zwolennikom kondominium i teorii Polski jako "brzydkiej panny na wydaniu". Rymkiewicz nie mógł bardziej więc skopać tej historii...
W drugiej połowie XVI w. egzystencjonalnym wrogiem Rzeczpospolitej była geopolityczna oś: Imperium Habsburskie-Moskwa-Chanat Krymski (Sojusznikiem Rzeczpospolitej był szachujący Moskwę od wchodu Chanat Kazański). Zborowski był zaś agentem Moskwy i Habsburgów knującym przeciwko naszemu najwybitniejszemu nowożytnemu królowi Stefanowi Batoremu. Trudno o większą zdradę w tamtych czasach. Hetman Zamoyski był natomiast największą przeszkodą dla knowań naszych euroazjatyckich wrogów. Dobrze wiedział, że Habsburg na krakowskim tronie grozi Polakom wynarodowieniem. Zdawał sobie sprawę z wrogiej Polsce działalności tej dynastii: zabójstwa przez habsburskich agentów Ludwika Jagiellończyka w czasie bitwy pod Mohaczem oraz dwóch zamachów przeciwko królowej Bonie. Wiedział, że wśród magnatów są zdrajcy pracujący na rzecz Habsburgów - niestety nie udało mu się ich eksterminować, co w przyszłości stanowiłoby odstraszający przykład dla reszty kosmpolitycznych, zdradzieckich oligarchów, którzy doprowadzili I RP do upadku.
Nie zdołał też zapobiec otruciu Stefana Batorego przez habsburskiego lub moskiewskiego agenta (taki ówczesny Smoleńsk). Szybko jednak przygotował kontrakcję. Zorganizował własne antykondominiarskie stronnictwo zwane "Czarnymi", z tego względu, że wbrew utyskiwaniom kondominiarzy bardzo długo celebrowało żałobę po śmierci króla Batorego i rozpuszczało teorie spiskowe o jego śmierci. Gdy w 1588 r. Maksymialian Habsburg próbował sięgnąć po polską koronę Zamoyski szybko zebrał armię i nie pozwolił mu zdobyć Krakowa (w czym pomógł mu "mocherowy oszołom z pod Krzyża" ks. Piotr Skarga) a następnie zadał Habsburgowi klęskę pod Byczyną. Było to jedno z najważniejszych zwycięstw w historii Polski, które ocaliło nas przed "finalndyzacją" i przedłużyło o 100 lat nasz mocarstwowy status.
Hetman Zamoyski zasłużył sobie więc na wieczną chwałę jako bohater polskiego republikanizmu, Polski Mocarstwowej i polskiego turanizmu. Samuel Zborowski to tylko zdrajca i kondominiarz. Jeśli chodzi o metafizyczne i historiozoficzne skutki jego egzekucji, można zacytować króla Batorego: "Martwy pies nie gryzie". I taką filozofię trzeba wyznawać jeśli chodzi o zdrajców.
Ps. Liberalny Gdańsk popierał Habsburgów przeciwko Batoremu. Na szczęście został ukarany za to polską ekspedycją karną. Nasuwa się jednak pytanie, czy wśród kondominiarzy wspierających wówczas Habsburgów znalazł się jakiś przodek Tuska?
Ps. 2. W centrum Moskwy, na Placu Czerwonym, znajdują się dwa pomniki zwycięstwa: nad Polakami (pomnik Minima i Pożarskiego - upamiętniający wydarzenia 1612 r.) oraz nad Chanatem Kazańskim, sojusznikiem Rzeczpospolitej (Sobór Bł. Wasyla) - to pokazuje kto blokował Rosji drogę do mocarstwowości. Oba pomniki kiedyś trzeba będzie zburzyć.
Ostatnie zamachy samobójcze w Damaszku wzbudziły moje podejrzenia. Zaatakowane zostały kwatery cywilnych i wojskowych służb Assada, ale zamachy te były jakoś "mało profesjonalne". Nie zginęło zbyt wielu funkcjonariuszy bezpieki, ofiarami stali się głównie przypadkowi przechodnie. Do ataków doszło akurat w dzień przybycia do syryjskiej stolicy obserwatorów Ligii Arabskiej. W swoich podejrzeniach nie jestem osamotniony. Zachodnie służby wywiadowcze są przekonane, że zamachów dokonały służby Assada. Podobnie sądzi libański premier Saad Harriri. O tę masakrę ludzi Assada oskarża również Wolna Armia Syryjska oraz Bractwo Muzułmańskie. Ważnym śladem jest stworzenie przez syryjską bezpiekę fałszywej strony Bractwa, na której ukazało się oświadczenie popierające zamach. Syryjskie służby mają duże doświadczenie w przeprowadzaniu takich ataków terrorystycznych - w Libanie, Jordanii, Iraku, Turcji i Izraelu. Teraz pozostało im spożytkować tę wiedzę w Syrii.
***
Assad skarży się na napływ do Syrii sunnickich radykałów z zagranicy. Powinien podziękować za to swojemu kumplowi, irackiemu premierowi al-Malikiemu. Duża część z tych bojowników zasilających syryjską rebelię to członkowie irackich, sunnickich milicji. Al-Maliki przestał im płacić za utrzymywanie porządku w kraju i walkę z terrorystami, zamiast tego zaczął ich wsadzać do więzień. Skorzystali więc z okazji i udają się na wojnę w Syrii. Po obaleniu Assada, wrócą do prowincji Anbar, obalać al-Malikiego.
Czytelnikom mojego bloga chciałbym złożyć najserdeczniejsze życzenia: Zdrowych, Wesołych i Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia (tudzież Przesilenia Zimowego - jeśli wśród moich czytelników znajdują się jacyś wyznawcy religii naszych przodków:)
Warto w tym miejscu przypomnieć historię irackiej wojny domowej: w marcu 2003 r. iraccy, sunniccy generałowie zdradzili Saddama i oddali Amerykanom Bagdad. Gen. Sanchez oraz inni amerykańscy dowódcy stworzyli plan przekazania władzy nad Irakiem Irakijczykom - czyli plemionom i postsaddamowskiej armii. Niestety cywile z administracji Busha wyrzucili ten plan do kosza, rozwiązali postaddamowską armię, przeprowadzili debaathyzację i stworzyli kolaborancką administrację złożoną głównie z... irańskich agentów. Nowa iracka bezpieka została obsadzona ludźmi Teheranu, którzy zaczęli porywać z ulicy, torturować i zabijać sunnitów. Oszukani generałowie Saddama wcielili więc w życie plan rozpętania wojny partyzanckiej przeciwko USA. Wkrótce do akcji włączyła się al-Kaida, a w Iraku wybuchła sunnicko-szyicka wojna domowa. Skończyła się ona, gdy gen. Petraeus porozumiał się z przywódcami sunnickich plemion i saddamowskimi generałami. Uzyskali oni udział we władzy a ich milicje wyszły z podziemia robiąc porządek z al-Kaidą. Działania al-Malikiego mogą sprawić jednak, że sunnicki ruch oporu znowu zacznie walczyć - tym razem przeciwko znienawidzonym szyitom.
Kim Jong Ill nie umarł w pociągu - wskazuje południowokoreański wywiad. Czym się kieruje stawiając tezę, że okoliczności śmierci idola polskojęzycznych Euroazjatów z Falangi, zostały sfałszowane? Przede wszystkim tym, że pociąg Kim Jong Illa stał przez cały weekend na bocznicy. Pokazują to zdjęcia satelitarne. W nocy śmierci Kim było minus 12 stopni. Kimowi z pewnością nie chciałoby się telepać pociągiem po kraju - zwłaszcza, że był pewnie bardzo zmęczony po 9 wizytach krajoznawczych jakie odbył w tym miesiącu. Najprawdopodobniej więc zmarł w swoim pałacu. Po co więc dorabiać wersję o śmierci w pociągu? Czy chodzi tu tylko o historyjkę wpisującą się w mit pracowitego przywódcy?
Co ciekawe, jeden z profesorów Uniwersytetu Waseda twierdzi, że Kim Jong Ill zmarł już w 2003 r...
Ciekawym, jak przebiegają lub mogą przebiegać rozgrywki frakcji w północnokoreańskiej nomenklaturze polecam ten oraz ten artykuł. Okazuje się, że dużo mówi już sama kolejność stania na schodach w supermarkecie - tak się akurat składa, że siostra Kima stała tam przed Kim Jong Unem (który nawiasem mówiąc jest nie tylko moim nemesis, ale także moim rówieśnikiem, a już ma cztery gwiazdki na pagonach... wkurwiające).
Zastanawiałem się, czemu Turcja tak wzdraga się z inwazją na Syrię (rozniosłaby przecież assadowską armię bez trudu). Jednym z wyjaśnień jest choroba tureckiego premiera Tayyipa Recepa Erdogana. Ten silny przywódca, prowadzący niezależną (choć bardzo kontrowersyjną politykę) choruje na raka, a tureckie media donosiły, że jego stan ostatnio się pogorszył. Wewnątrz rządzącej partii AKP zaczyna się już walka o sukcesję. Kolejny dowód na to, że stan zdrowia przywódców miewa czasem ogromny wpływ na historię (choroba alkoholowa Becka, zaburzenia psychiczne Anthony Edena, alkoholizm Borysa Jelcyna, narkomania JFK...). Turecki lider, mimo wielkich kontrowersji związanych z jego polityką, należy jednak do ludzi, którym życzę powrotu do zdrowia.
Ps. Erdogan to polityk budzący szacunek nawet wśród swoich licznych wrogów. Pamiętam jak po Smoleńsku w kondolencjach napisał: "Mam nadzieję, że to był wypadek".
W Phenianie uroczystości żałobne (w tym wystawienie zwłok - w stalinowskim stylu), w UE z naszej inicjatywy też flagi opuszczone do połowy masztu (jak ładnie się zbiegło :). Niektórzy południowokoreańscy eksperci wciąż spekulują, że Drogi Przywódca został zabity - ale w sprawie Korei Północnej, gdzie czterech ekspertów tam sześć opinii.
Ponieważ nasza TV nie pokazuje z okazji żałoby żadnych wspomnieniowych filmów o Kim Jong Illu, wypełniam tę pustkę dwoma perełkami: "Sekretnym życiem Kim Jong Illa" oraz klasykiem klasyki czyli "Defiladą".
Kim Jong Ill (nazwisko z aktu urodzenia: Jurij Usanowicz) "zmarł z przepracowania" w pociągu - choć w Korei Południowej spekulują, że go zabito w ramach intryg związanych z sukcesją, ja myślę jednak, że już gostek i tak miał wyniszczony organizm przez alkohol i tłuste jedzenie (Słynna południowokoreańska ulotka: "Dlaczego wasi przywódcy są tacy grubi?") . Odszedł jeden z najgorszych i najbardziej ekscentrycznych komunistycznych tyranów w historii, wspomagany m.in. przez Chiny i Rosję. No cóż, podobny politruk jak jego ojciec "Gruby Kim", jak Jaruzelski czy Ceaucescu... Ze względu na skąpość źródeł i hermetyczność reżimu, nie będę się wymądrzał i snuł "100 proc. scenariuszy", większość ekspertów jest jednak pewna, że następcą zostanie Kim Jong Un - nie można wykluczyć czegoś w rodzaju transformacji ustrojowej na chińską modłę. (Ciekawostka: młodzi partyjniacy w Phenianie naśladują fryzurę Kim Jong Una uznawaną za symbol "młodości" i "reform".) Robi się ciekawie, bo w ostatniej urodzinowej notce napisałem, że to właśnie młody Kim zabije w 2030 r. w Smoleńsku "prezydenta Kozieła" i później na moim pogrzebie będzie miał łzy w oczach słuchając "Alejandro" Lady Gagi wykonywanego na organach przez Staszka Satanistę.
A na koniec kilka klimatycznych filmów z Korei Północnej, kraju gdzie czas zatrzymał się w latach '50-tych:
A to trochę w stylu Ireny Santor i Władysława Szpilmana:
Relacja Waldemara Milewicza z wizyty Jaruzela w Korei Północnej w 1986 r. Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!
Tego klasyka z "Team America", chyba przedstawiać nie trzeba :) :
Od lewej: płk Josef Alon, gen. Mosze Dayan, gen. Moderchai Hod, dowódca izraelskich sił powietrznych
1 lipca 1973 r., w swoim domu w stanie Maryland, został zabity płk Josef Alon, izraelski attache lotniczy i morski w Waszyngtonie, jeden ze współtwórców sił powietrznych Izraela. Zamach został przeprowadzony bardzo profesjonalnie. Alon dostał pięć kul. Sprawców nigdy nie złapano, ani nawet nie zidentyfikowano. FBI podejrzewało, że zamachu dokonali fedaini z Czarnego Września. Do dokonania egzekucji przyznała się OWP. Rodzina podejrzewała jednak... izraelski i amerykański rząd. Podejrzenia te opisał m.in. izraelski reżyser Joram Ibramatz.
Enigmatycznie o całej sprawie wypowiedział się były izraelski prezydent Ezer Weizman: "Gdybym powiedział wam prawdę, naród byłby zszokowany. Alon był gadatliwym pijakiem i nie można mu było powierzać tajemnic". Co to za tajemnice? Ibramatz stawia tezę, że Alon zginął, bo dowiedział się zbyt wiele o nadchodzącej wojnie Yom Kippur a konkretnie o tajnym porozumieniu Kissinger-Dayan przewidującym, że Izrael pozwoli, by Egipt zbrojnie odebrał mu Synaj. W ten sposób Arabowie mieli odzyskać swoją dumę i wychodząc z twarzą z konfliktu zawrzeć pokój z Izraelem. Teza szalona, ale... poparta solidnymi poszlakami i rozważana przez takich badaczy jak np. prof. Uri Milstein.
Rzeczywiście Izrael zdawał sobie sprawę z tego, że Egipt i Syria szykują atak - wywiad wojskowy zebrał przecież wyraźne sygnały na to wskazujące. Co więcej, Izrael został ostrzeżony przez króla Jordanii Husajna, który nawet spytał się izraelskiego rządu, czy może, tak pro forma wysłać jedną jordańską brygadę na Wzgórza Golan, by symbolicznie wzięła udział w syryjskiej ofensywie. Odpowiedź izraelskich polityków brzmiała: "No jasne, nie mamy nic przeciwko" (opisał to Patrick Seale w swym monumentalnym dziele "Assad"). Andrzej Kiełczyński, agent CIA infiltrujący Likud, tłumaczy to tym, że izraelskie władze były zbyt zadufane w siłę swojej armii i uważały, że Linia Bar-Leva jest przeszkodą nie do przebicia dla Egipcjan. Nie jest to do końca prawdą. Bentsi Tsfoni, ówcześnie saper stacjonujący na Synaju wspomina, że tuż przed wybuchem wojny kazano mu rozminować pewne obszary Linii Bar-Leva. Gdy zwrócił dowódcy uwagę na bezsens tego rozkazu, otrzymał odpowiedź: "To nowe działania dyplomatyczne armii". Gen. David Elazar, szef sztabu IDF, zorientował się, że Egipt chce zaatakować Synaj i poprosił o zgodę na atak prewencyjny. Odmówił mu minister obrony Mosze Dayan. Nomi Frankel, ówcześnie w wojskach łączności, słyszała ich rozmowę. Dayan argumentował: "Nie. Mamy umowę z Kissingerem, by nie atakować Egiptu".
Efektem tego układu była najkrwawsza wojna izraelsko-arabska. Ale też wyjście Egipcjan z twarzą z konfliktu i trwający ponad trzy dekady pokój na Synaju. Rozwiązanie jak z "Watchmanów"...
Według europejskich agencji wywiadowczych Iranowi udało się oślepić laserem amerykańskiego satelitę. Jasnym jest, że ten zapóźniony technologicznie kraj - mający problemy choćby z konserwacją instalacji naftowych - nie byłby w stanie tego zrobić. Raczej ktoś - czyli Rosja lub Chiny - zrobił to za niego.
Rosja mocno dba również o swojego syryjskiego sojusznika wysyłać mu przeciwokrętowe rakiety Yakhnot. Syryjczycy starają się przestraszyć wszystkich pokazując, że są gotowi do wojny: koncentrują czołgi przy granicy z Jordanią (czekają ich tam US Special Forces) i celują Scudami z bronią chemiczną w Turcję. Syryjska opozycja stara się przekonać Zachód i Turcję do interwencji. Jeden z czołowych dysydentów dr. Bassam al-Imadi wskazuje przy tym, że obawy przed wojną domową w Syrii po obaleniu Assada nie mają podstaw. Ramię w ramię przeciw reżimowi walczą przecież sunnici, Druzowie, Kurdowie a nawet alawici.
Bonus: fotki pokazujące "demokratyzację" Egiptu, czyli brutalne tłumienie pokojowych demonstracji przez policję. Czyli taki 11 XI, ale bez Antify i wozów TVN.
"Szpieg", czy też w oryginale "Tinker, Tailor, Soldier, Spy" to kawał dobrego kina. Jeśli nie znudzicie się i nie wyjdziecie z seansu po 5 minutach, to doskonała intryga (oparta wszak na prozie Johna le Carre'a - agenta MI6 wystawionego przez Philbiego) przyssie was do ekranu. Film ten jest przede wszystkim bardzo klimatyczny - wczesna lata '70-te, zimna wojna, rozpadająca się Wielka Brytania rządzona przez labourzystów, sowiecka infiltracja... Na mnie zrobiła wrażenie m.in. scena z Budapesztu: panorama ze Wzgórza Zamkowego na parlament i Migi przekraczające nad Dunajem barierę dźwięku. Inny fragment, którzy przyciągnął moją uwagę: impreza Bożonarodzeniowa w MI6 - Święty Mikołaj z maską Lenina na twarzy i cała sala śpiewająca po pijaku hymn sowiecki :) A na koniec klasyk Julio Iglesiasa, z soundtracku do tego filmu:
Iran poczuł się chyba mocno przestraszony zdarzeniami w Syrii, gdyż wysłał delegację do Rijadu (z ministrem ds. wywiadu Heidarem Moslehim na czele) z bardzo hojną ofertą: wspólny pakt wymierzony w USA i Izrael. Czyli koniec regionalnej rywalizacji. W zamian Arabia Saudyjska może zyskać dostęp do irańskiej technologii nuklearnej. Porozumienie to jest wzorowane na irańsko-saudyjskim układzie w sprawie Libanu z 2008 r. przewidującym zakończenie rywalizacji i stworzenie w Bejrucie rządu koalicyjnego z udziałem Hezbollahu. Czy tym razem się uda? Saudowie byliby głupi, gdyby się zgodzili. Jednym z filarów ich władzy jest przecież sojusz z USA. To Amerykanie ich chronią przed różnymi zbójeckimi państwami regionu i równocześnie przed islamskimi fanatykami (również w tym sensie, że można w wiarygodny sposób zrzucić na Amerykanów winę za zabójstwa i zaginięcia fanatyków). Sojusz o antyamerykańskim ostrzu wystawiłby Arabię Saudyjską na wpływy różnych wichrzycieli, co zagroziłoby władzy Saudów. Wspólne niszczenie Izraela, nie jest dla Saudów żadną frajdą, zwłaszcza, że od lat skrycie współpracują z Tel Avivem w różnych przedsięwzięciach. Bardziej atrakcyjne byłoby wyparcie wpływów irańskich z Syrii, Libanu i Autonomii Palestyńskiej, a później z Iraku a także lotnicze znokautowanie Teheranu przez NATO i Izrael.
Co ciekawe, w rozmowach o sojuszu nie brali udziału główni rozgrywający: gen. Soleimani i książę Bandar.
***
Trudno się dziwić inicjatywie Iranu. W Jordanii, przy granicy z Syrią koncentrują się amerykańskie siły specjalne przerzucone z Iraku. Dorwą Assada?
W sumie nie wiem, czym się wszyscy ekscytują w sprawie dokumentu Stasi i prof. Geremka (omówionej na filmie powyżej). Ja znałem ten dokument już od kilku lat. Po raz pierwszy został on przedrukowany w "Kulturze" paryskiej w 1995 r. Bardzo ciekawą koncepcję na temat zdarzeń z 1981 r. przedstawia natomiast Andrzej Gwiazda:
"Zarzuca się "Solidarności", że nie słuchała ostrzeżeń o zbliżającym się stanie wojennym nawet przekazywanych przez pułkownika Kuklińskiego, tak była pewna swojej siły, zadufana w sobie.
Mimo, że całe społeczeństwo się tego spodziewało, co odbiło się choćby w popularnej piosence "Wejdą, nie wejdą?" Żyliśmy na wulkanie i wszyscy o tym wiedzieli. Nie wszyscy tylko znali konkretny termin. Na pewno znał go Wałęsa.
W 21 numerze kwartalnika "Krytyka" znajduje się fragment wypowiedzi A. Micewskiego z 28.10.84, który zapytany ,,O to, czy Prymas Glemp orientował się w zamiarze wprowadzenia stanu wojennego, a także, czy doszłoby do stanu wojennego, gdyby żył Prymas Wyszyński" odpowiedział: "Na pierwsze pytanie mogę odpowiedzieć szczerze, ponieważ byłem tym człowiekiem, który na jakieś 3 tygodnie przed wprowadzeniem stanu wojennego dowiedział się, że coś podobnego może nastąpić, i oczywiście w nocy pojechałem do Prymasa i go zawiadomiłem. Spowodowało to serię rozmów ks. Prymasa - w niektórych uczestniczyłem, w niektórych nie uczestniczyłem - z p. Wałęsą, doradcami i kierownictwem „Solidarności”; czyli że Kościół nie tylko był uprzedzony, ale w gruncie rzeczy nikt mu nie zakazywał informować kierownictwa Związku".
No właśnie. Frakcja związana z Wałęsą prowadziła zakulisowe rozmowy z rządem o warunkach wprowadzenia stanu wojennego. Ostatnia rozmowa na ten temat odbyła się między posiedzeniami Krajówki na plebanii kościoła św. Brygidy w nocy z 11 na 12 grudnia. Postawiono na niej warunki, przy których stan wojenny będzie wstrzymany i warunki te zostały przyjęte. Zobowiązano się oczyścić związek z ekstremy, zawiesić prawo do strajku i wycofać z jakiejkolwiek działalności politycznej. Wałęsowcy przyjęli te warunki, byli więc przekonani, że stan wojenny nie zostanie wprowadzony. Ludzie dziwili się później, że Wałęsa siedział sobie spokojnie i pykał z fajeczki, a on wiedział, że stanu wojennego nie będzie, bo warunki generała zostały przyjęte.
Więc i Wałęsę generał wykiwał? Po co zatem te ustalenia?
Chodziło zapewne tylko o przekonanie się, jak daleko posuną się przedstawiciele związku. Przecież uzyskanie zobowiązania zwalczania ekstremy od frakcji tego samego związku to ogromne osiągnięcie, takich ludzi ma się już w garści. Poza tym uśpić w ostatniej chwili jakąś grupę, to też osiągnięcie. Jaruzelski nie bez powodu dobrze podobno wygrywał mecze sztabowe.
Dużo światła rzuca na tę sprawę Brunne, rzecznik prasowy "Solidarności". W momencie wprowadzenia stanu wojennego przebywał w Stanach Zjednoczonych, powiadomiony o tym odpowiedział, że to znaczy, że w związku nastąpił przewrót i ekstrema przejęła władzę. Z akt, noszących kryptonim "Gwiazda i inni", przedstawionych siódemce na Mokotowie wynika, że "prawdziwki" mieli z ubecją jakieś porozumienie - z kilkudziesięciu dołączonych protokółów przesłuchań wynika to niezbicie. Zeznawali dokładnie, szczegółowo, powołując się na nie nazwane konkretnie umowy, że przecież zgodnie z umową podjęli już dwa razy takie kroki; że byli na etapie końcowym, musieli tylko odczekać do nowego roku; że wprowadzenie stanu wojennego było przedwczesne, bo najdalej w styczniu, lutym byli w stanie wyrzucić Bujaka i cały ten zarząd, ekstremę, lewicę, KOR, Żydów i zaprowadzić porządek. W Gdańsku przecież już to zrobili"
Po znakomitym filmie dokumentalnym "Towarzysz Generał" nadszedł czas na sequel czyli "Towarzysz Generał idzie na wojnę", którego zwiastun macie powyżej. Polecam też wywiad ze współautorem filmu Robertem Kaczmarkiem. Kilka fragmentów na zachętę:
" Jaruzelski im to obiecał, a jednocześnie bardzo się bał, stąd jego prośby o sowiecką pomoc, gdyby mu nie wyszło. Był nawet taki moment, że w kwietniu 1981 r. na spotkaniu z Dmitrijem Ustinowem i Jurijem Andropowem w Brześciu, w wagonie kolejowym złożył dymisję. To znamienne, premier peerelowskiego rządu, jaki by on nie był, składa na ręce szefa KGB dymisję - to świadczy o formacie tego człowieka."
"Tak naprawdę przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego zaczęły się jeszcze przed powstaniem "Solidarności" w lipcu 1980 roku."
""W naszym filmie pokazujemy nowy i dający wiele do myślenia wątek dotyczący spotkania Helmuta Schmidta z Honeckerem 13 grudnia. Mamy relacje z rozmowy, w czasie której kanclerz Niemiec Zachodnich przekazuje tą drogą gratulacje dla Jaruzelskiego za sprawne wprowadzenie stanu wojennego. Nie może tego zrobić oficjalnie, bo nastroje w Niemczech są zdecydowanie prosolidarnościowe i trwa spontaniczna akcja paczkowa".
Wydawałoby się, że wizerunek Jaruzelskiego jako "Wallenroda" powinien już dawno zostać totalnie zniszczony, ale... spora część Polactwa uważa, że stan wojenny był OK. No cóż, nasz kraj zamieszkują idioci nie znający historii.
***
Nieco zmieniając temat: płk Lech Kowalski w trailerze filmu "Towarzysz Generał idzie na wojnę" wspomina o naradzie podczas której Jaruzelski całował generałów. Płk Kowalski mówi, że zwykle Jaruzelski nie był tak wylewny. Liczne plotki dotyczące upodobań seksualnych gejnerała wskazują jednak na coś zupełnie innego. Zresztą, zauważcie że Jaruzelski wydrukował najnowszą wersję swoich historycznych konfabulacji w... metroseksualnym magazynie o nazwie "Maleman". Znalazł się nawet na okładce tego czasopisma w stylizacji jak w filmie Bruno ("Funcky Zeit"). Ciekawe, gdyż zwykle na okładkach czasopism dla panów, są roznegliżowane panienki. Ten rodzaj czytelników woli jednak chyba roznegliżowanych gejnerałów...
Iran zaprezentował "Bestię z Kandaharu" (tak, to informacja sprzed paru dni, ale nie miałem dotąd czasu jej skomentować) - i jak widać na załączonym filmie, jest ona nieuszkodzona. Nie zadziałał system samodestrukcji, a w komputerze pokładowym zachowały się tajne dane. Irańczycy przyznają, że zhakowali drona i doprowadzili go na lotnisko. Istotnie - kilka tygodni temu media donosiły o tajemniczym ataku hakerskim na amerykańskie drony. Teraz już wiemy, kto wtedy dokonywał rozpoznania bojem. Taka irańska zemsta za Stuxnet. Jak dla mnie to coś, o czym Amerykanie mówią "game changer". Na ile znam jednak CIA, wiem że będzie chciała się w spektakularny sposób odegrać. Kolejny wybuch w ośrodku rakietowym? Czy może katastrofa lotnicza
Byłem we Frankfurcie nad Menem i miałem nawet okazję wziąć udział w konferencji Draghiego. Przyznam, że ludzie decydujący o polityce monetarnej mają poczucie humoru (Draghi: "Dyskusja była ożywiona. Ale weźcie poprawkę na to, że jesteśmy bankierami centralnymi", "Odpowiedzi na pańskie pytania to: Nie, nie i być może" :). Miałem okazje poznać też ich racje w sporze o ratowanie eurolandu. Jak zwykle również poczyniłem wiele spostrzeżeń kulturowych, historycznych i społeczenych :) Frankfurt sprawia dosyć dobre wrażenie, choć miejscami jest równie chaotyczny architektonicznie jak Warszawa: wieżowce (robiące wrażenie) sąsiadują ze zrekonstruowaną starówką, na której akurat odbywają się klimatyczne bożonarodzeniowe jarmarki (chodziło się tam na grzańca:). Sam budynek EBC i jego okolice nie sprawiają jednak "imperialnego" wrażenia. Co więcej, na skwerze pod tym biurowcem, wokół litery ,,E" ulokowało się miasteczko namiotowe oburzonych wyglądające jak slumsy. Złośliwi mówią, że tak wygląda przyszłość eurolandu...
Przyszła mi w związku z tym do głowy polska dygresja: u nas różne mędrki biadoliły, że namiot Solidarnych przed Pałacem Namiestnikowskim oraz kilka babć pod Krzyżem "kompromituje nas na całą Europę". Straż miejska HGW zbierała stamtąd nawet kwiaty i znicze bo "zaśmiecały miasto". A jak widać - miasteczko namiotowe w całym sercu strefy euro, nie przeszkadza władzom Frankfurtu, Niemiec i UE, mimo że wygląda dużo mniej estetycznie niż namiot Solidarnych. Może tam inaczej rozumieją demokrację?
Sami oburzeni zresztą to ciekawi ludzie. Z ich ulotki wynika, że uznają oni EBC za jedyną instytucję mogącą uratować strefę euro - i de facto popierają postulaty Timothy Geithenera dotyczące rozszerzenia mandatu EBC.
Odwiedziłem również Bundesbank. Budynek robi wrażenia - gmach z lat '70-tych przywodzący na myśl czasy Willy Brandta i Gehlena. A po korytarzach snuje się tam duch marki zachodnioniemieckiej. Obok ciekawe muzeum pieniądza. Jedyna chyba tego typu placówka, gdzie można pogłaskać krowę :) Ale to też instytucja Bundesbanku, w której dowiedziałem się tam trochę m.in. o wymianie walutowej z 1990 r., która zmieniła gospodarkę dawnego NRD w obszar skazany na wieczne przyjmowanie subsydiów Kohl wyznaczył kurs wymiany marki NRD na markę RFN na 1:1. To wykończyło przemysł NRD - Trabant kosztował dzięki temu tyle, co nowe BMW. Podatnicy z zachodnich landów wrzucili potem w ratowanie dawnego NRD znacznie więcej niż w pomoc dla Grecji. Jak widać Niemcy też podejmują głupie decyzje a kursy wymiany mają ogromne znaczenie.
Wysadzanie w powietrze Irańczykom ośrodków badań rakietowych wywołało przewidywalne skutki, czyli wojenne pogotowie w Teheranie. Rakiety przemieszane do zapasowych silosów, anulowane przepustki w wojsku, ludność wykupująca artykuły pierwszej potrzeby... Okazję do niepokoju dał wszystkim incydent z amerykańskim dronem RQ-170 zwanym "Bestią z Kandaharu". Irańczycy twierdzą, że zestrzelili go nad swoim "tajnym i nie istniejącym" ośrodkiem nuklearnym w Fordo. Amerykanie sugerują, że nie zestrzelono go tylko się zepsuł. Salomonowe rozwiązanie podpowiadają izraelskie służby: dron został zhakowany - irańskie służby doprowadziły go do Iranu z Afganistanu. Taki atak hakerski to oczywiście ostrzeżenie dla USA i Izraela.
Wojny obawia się również Assad. Stąd wielkie rakietowe manewry mające być sygnałem, że w razie czego na Izrael spadnie deszcz pocisków. Netanyahu się jednak pociskami nie przejmuje i powołując się na przykład Ben Guriona straszy, że "koszt braku decyzji okaże się większy niż koszt podjęcia trudnej decyzji". Jednocześnie zaniepokoił wszystkich przesuwając wybór władz Likudu na styczeń - dwa lata przed terminem. Izraelskie służby przebąkują coś o wojnie w okresie koniec grudnia 2011 r. - połowa stycznia 2012 r. Na atak na Iran moim zdaniem zbyt wcześnie. Premier ZEA słusznie stwierdził, że po jednym dniu wojny z Izraelem Iran mógłby przestać istnieć.
Syryjska rewolucja przynosi tymczasem ciekawe efekty. Hamas, słusznie się obawia, że w ogólnym zamieszaniu dostanie po głowie, więc ewakuuje ludzi z Damaszku. To wywołało gniew Iranu, który grozi, że odetnie Hamasowi fundusze. Organizacja ta może więc zostać przejęta przez Saudów, co nie jest takie złe... Groźniejsze jest to, że Iran może spróbować sprowokować wojnę Izraela z Hamasem. Dotychczas obie strony były dosyć wstrzemięźliwe, ale wystarczy użyć irańskiej agentury z Islamskiego Dżihadu, by ostrzelać Izrael i narobić Hamasowi na głowę. (Ciekawostka: przed operacją Cast Lead Izrael miał z Hamasem nieformalny rozejm: możecie strzelać Kassamami w Sderot, bo to zadupie zamieszkane przez Sefardyjczyków i Ruskich, ale nie ostrzeliwujcie Aszkelonu. Hamas ten rozejm złamał, ale Izrael nie zdecydował się na pojmanie w trakcie wojny przywódców tej grupy, choć ponoć miał taką możliwość).
***
Niektórzy stawiają mi zarzut, że popierając syryjską rewolucję popieram powstanie Sunnickiego Kalifatu rządzonego przez Bractwo Muzułmańskie i składającego się m.in. z Syrii, Egiptu, Jordanii, Libii i Tunezji. Uważam, że taki panarabski projekt nie jest groźny, dlatego, że podobnie jak strefa euro jest skazany na klęskę. Arabowie wciąż nie myślą o sobie w charakterze narodu, tylko plemion, klanów i konfesji. Panarabizm poniósł już klęskę: Zjednoczona Republika Arabska rozpadła się, bo Syryjczykom nie spodobało się szarogęszenie Egipcjan w ich kraju. Panarabskie Syria i Irak były śmiertelnymi wrogami, choć rządziła nimi ta sama partia. Islamskie paliwo nie wystarczy do budowy Kalifatu, choćby dlatego, że jest zbyt wiele państw chcących taki Kalifat budować: Turcja, Arabia Saudyjska, Egipt a nawet Katar. Jak zwykle rozbije się to pewnie o ambicje.
Dotychczas głównym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie dla interesów Zachodu była oś geopolityczna: mafijno-kagiebistowska Rosja - postkomunistyczno, narodowo-socjalistyczne Chiny - teokratyczny, apokaliptyczno-szyicki Iran- szyicki Irak - socjalistyczna Syria - agenturalny Hezbollah - agenturalny Hamas. Rewolucja w Syrii łamie tę oś. Wypada z niej oprócz Syrii Hamas, a Hezbollah jest strategicznie izolowany. Trzeba tylko opracować plan dalszego powstrzymywania Iranu. Zwłaszcza w cieśninie Hormuz.
***
Niektórzy wskazują, że błędem jest popierać syryjską rewolucję dlatego, że główną siłą wśród rebeliantów (obok patriotycznych wojskowych) jest Bractwo Muzułmańskie. Tak się akurat składa, że w Syrii na przełomie lat 70-tych i 80-tych również miała miejsce rebelia Bractwa Muzułmańskiego. Popierał ją m.in. taki szczwany lis jak król Jordanii Husajn II, a także najwybitniejszy premier Izrael Menahem Begin. I co? Też zwolennicy kalifatu?
W piątek minęła 70-ta rocznica "oficjalnej" śmierci Drugiego Marszałka - Edwarda Śmigłego-Rydza. Postaci fascynującej, której losy okrywa mgła tajemnicy. Postaci, co do której żywię wielki sentyment. Postaci, której obraz przez całe dziesięciolecia - podobnie jak prawdziwy wizerunek Piłsudskiego i Dmowskiego - był deformowany przez propagandę. Wielką pracę na tym na tym polu wykonywali rzecz jasna komuniści - musieli przecież ukryć co się naprawdę zdarzyło w 1939 r. Ale obok komunistów nad zaciemnieniem sprawy pracowali przeciwnicy polityczni sanacji - ludzie Sikorskiego i Mikołajczyka, zacietrzewieni giertychowcy, różne Janki Bodakowskie piszące, że "sanacja zabiła Witosa", ale również sami piłsudczycy ukrywający pewne niepopularne po 1945 r. fakty. W ten sposób powstała fałszywa legenda o "durniu, który doprowadził Polskę do klęski". Kim naprawdę był marszałek Edward Śmigły-Rydz?
Na pewno przywódcą stojącym miliard klas wyżej od politycznych idoli współczesnego Polactwa. To przede wszystkim człowiek, który wszystko osiągnął własną pracą dla Polski. Przeszedł wszystkie szczeble dowódcze od dowódcy kompanii po Naczelnego Wodza. Dowodził podziemną armią (POW). Kierował błyskotliwymi operacjami takimi jak Bitwa Niemeńska. To człowiek szaleńczo odważny, który szedł w pierwszym szeregu, z fajką w ustach, podczas ataków na bagnety. Marszałek Józef Piłsudski tak oceniał go w 1922 r.: "Pod względem charakteru dowodzenia.Silny charakter żołnierza, mocna wola i spokojny, równy opanowany charakter. Pod tymi względami nie zawiódł mnie ani w jednym wypadku. Wszystkie zadania, które mu stawiałem, jako dywizjonerowi lub dowódcy armii, wypełnił zawsze energicznie śmiało, zyskując w pracy zaufanie swoich podwładnych, a rzucałem go zawsze podczas wojny na najtrudniejsze zadania. Pod względem mocy charakteru i woli stoi najwyżej pośród generałów polskich. Z podwładnymi jest równy, spokojny, zawsze pewny siebie i sprawiedliwy. Natomiast co do otoczenia własnego i sztabu kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć lub mieć jakiekolwiek spory. W pracy operacyjnej ma zdrową, spokojną logikę i uporczywą energię dla spełnienia zadania. Śmiałe koncepcje go nie przerażają. Niepowodzenia nie łamią. Szybko zyskuje duży wpływ moralny na podwładnych. Piękny typ żołnierza, panującego nad sobą i mającego silną dyscyplinę wewnętrzną. Pracuje zawsze dla rzeczy nie dla ludzi.Pod względem objętości dowodzenia. Polecam każdemu dla dowodzenia armią. Jeden z moich kandydatów na Naczelnego Wodza." Piłsudski wyrażał wątpliwości wobec niego w dwóch rzeczach: polityka kadrowa i umiejętność mierzenia sił całego państwa na zamiary. Mimo to na dzień przed śmiercią, Piłsudski wezwał Śmigłego do siebie i wyznaczył go na swojego wojskowego następcę.
Na stanowisku Głównego Inspektora Sił Zbrojnych, Drugi Marszałek przede wszystkim dbał o modernizację armii. Późniejsze twierdzenia różnych Eugeniuszów Kozłowskich o tym, że lekceważył nowoczesne technologie wojenne należy wyśmiać - Śmigły-Rydz modernizował naszą armię i kraj nawet mocniej niż na to pozwalały obiektywne warunki. Wykazywał się przy tym talentem dyplomatycznym - vide wynegocjowanie dużej pożyczki zbrojeniowej we Francji. Ponadto z powodzeniem realizował polecenie wydane mu przez Piłsudskiego - integrował naród wokół armii. Umiejętne rozwiązanie konfliktu z Litwą, zajęcie Zaolzia, OZN - a także wyciągnięcie ręki na zgodę do ONR. (Drugiego Marszałka można uznać za piłsudczyka najbardziej przyjaznego endecji - niestety sami endecy, zaczytani w tekstach Giertychów i Bodakowskich, nie znają własnej historii i o takich epizodach zapominają). Wiele ze słów, które wówczas wypowiedział i napisał w książce "Byście o sile nie zapomnieli" wciąż pozostaje aktualne.
"W życiu ludzkości nie ma takich zaciszy, w czasie których możnaby spokojnie i bezpiecznie wić sobie gniazdo cichego szczęścia, nie ma tych zaciszy, w czasie których naród mógłby sobie powiedzieć: dość się już naharowałem, dość już tej wiecznej służby na posterunku, dość już tego wysiłku. Naród, zdolny do wypełnienia swej misji dziejowej, wielkością swego wysiłku i jego długotrwałością mierzy swe siły żywotne... Taki naród wie, że z posterunku nigdy się nie zgodzi, że może być tylko mowa o luzowaniu na tym posterunku, luzowaniu jednego pokolenia przez pokolenie następne"
"Jesteśmy narodem - i z tego trzeba sobie jasno zdać sprawę - który musi być "pod bronią" w najszerszym znaczeniu tych słów. A przede wszystkim w znaczeniu moralnym. Nie mam tu na myśli pobrzękującego szablą i pobrzękującego frazeologią pustego militaryzmu, ale głębokie zrozumienie dla roli zadań żołnierza obrońcy Ojczyzny. Chodzi mi o to, by każdy Polak od dziecka wyrastał w tej świadomości (...). Aby każdy Polak, nim dłoń jego potrafi udźwignąć karabin, nim krok jego potrafi się zrównać z marszem kolumny żołnierskiej, w duszy posiadał już wysokie cnoty żołnierskie obowiązku, poświęcenia, prawości i honoru".
"Idea przewodnia działania jest następująca: słabość nigdy nie zrodziła siły; prywata, rzecz osobista, stronnictwo - musi być zawsze niżej, aniżeli interes państwa."
"Od mogiły żołnierza nie odchodzi się ze złamaną duszą. Nie odchodzi się z poczuciem klęski i beznadziejności, ale z niezbitym przekonaniem, że oto wyrosła nowa wartość ducha, wartość nie moja, nie twoja, ale nas wszystkich – wartość należąca do całego Narodu. Trzeba, aby pamięć o nich wiecznie trwała i żyła. W naszych szkołach dzieci powinny poznawać nazwiska poległych swej gminy czy miasta. To powinno wchodzić w program nauki i być pierwszą nauką o Polsce..."
Drugi Marszałek popełnił jednak katastrofalny błąd. Nie aresztował wpychającego Polskę w niepotrzebną wojnę z Rzeszą chorego psychicznie alkoholika Becka. Wykazał się jednak od Becka większym rozeznaniem w sytuacji. Już w październiku 1938 r. zorientował się, że stosunki z Niemcami się psują. W marcu 1939 r. ogłosił mobilizację i kazał przygotowywać się do wojny z Rzeszą zanim robili to Niemcy. Beck uspokajał go wtedy, że wszystko jest OK. (Według antypolskiego "historyka" Roberta Michulca Drugi Marszałek chciał wtedy zaatakować Niemcy - co miałoby tłumaczyć "ofensywne" rozmieszczenie polskiej armii nad granicą. Teza dosyć intrygująca...). Był cały czas dezinformowany przez Becka - zapewniającego o "przyjaznej neutralności" Sowietów i pomocy Zachodu. Wobec tego, zgodnie ze swym charakterem, zdecydował się na skrajnie ryzykancki plan Z - z wariantem w postaci manewru zaczepnego z Przedmościa. Gdyby nie ta dezinformacja, zapewne uniknęlibyśmy wrześniowej klęski w jedyny możliwy sposób - nie weszlibyśmy do wojny z Rzeszą, lecz razem poszlibyśmy na Sowietów.
Oczywiście Drugi Marszałek popełniał błędy w 1939 r. Do najważniejszych należało: niedopilnowanie przygotowania zapasowych kwater głównych (stąd trudności w łączności z armiami), zbyt wczesny odwrót z linii Narwii, pomyłki kadrowe (Rómmel, Dąb-Biernacki, Fabrycy, Młot-Fijałkowski) i nieszczęsny rozkaz z 17 IX - będący jednak efektem dezinformacji Becka. Nawet bez tych pomyłek nasz los byłby jednak przesądzony - główną winę za klęskę ponosi Beck. Śmigły to zrozumiał i w Rumunii urządził temu pijaczynie awanturę ("Przecież mówiłeś, że się nie porozumieją! Pan mnie oszukał, Panie ministrze!"). I tak jednak armia wrześniowa dała nam powody do dumy. Radziliśmy sobie z Niemcami znacznie lepiej od Francuzów, Norwegów, Serbów, Brytyjczyków - nie mówiąc już o Sowietach. Czy gdyby była "stadem agresywnych baranów" - jak ostatnio napisał w komentarzach na tym blogu jakiś baran to czy zniszczyłaby Niemcom ok. 1000 czołgów i 700 samolotów?
Drugi Marszałek próbował jednak naprawić swój błąd z 1939 r. Dokonał brawurowej ucieczki z Rumunii i zaangażował w tajemniczą grę mającą odwrócić sojusze w Europie. Organizacja Muszkieterowie, ucieczka premiera Leona Kozłowskiego, konkurencyjna polska władza w Budapeszcie - wszystko to wiąże się z ostatnią misją Drugiego Marszałka, który zmarł w trakcie jej prowadzenia. I choćby z tego powodu, jako najwyższy rangą wódz, który oddał życie za Polskę zasługuje on na główne miejsce w postulowanym przeze mnie projekcie Polskiej Świątyni Yasukuni.
To oczywiście bluff. Chińska strategia przewiduje powolne wykończenie ekonomiczne Zachodu. Zbrojna konfrontacja oznaczałaby powtórzenie błędu Japonii z 1941 r. Oczywiście w przyszłości Chiny takiej konfrontacji nie wykluczają. Dowodem na to choćby imponujący system podziemnych tuneli kryjący 3 tys. głowic nuklearnych.
Co jest jednak najważniejsze w chińskich groźbach? Mówią one, że zarówno Pakistan jak i Iran - dwa największe rozsadniki terroryzmu na świecie to bardzo ważni sojusznicy Pekinu. Podobnie jak Korea Płn., Birma, Sudan, Zimbabwe, Wenezuela i Rosja. Strategia Moskwy i Pekinu przewiduje pozbawienie USA sojuszników w Europie. System sojuszów i eliminowanie sojuszników Rosji i Chin jest właściwą kontrstrategią. Tak należy odczytywać np. interwencję w Libii - jako ostrzeżenie dla innych afrykańskich i bliskowschodnich dyktatorów by uważali z kim się kumplują i nie angażowali w takie projekty jak "złoty dinar".
Wstępne wyniki mówią, że Bractwo Muzułmańskie zdobyło w egipskich wyborach 40 proc. głosów. Będzie więc kalifat. Ale nie szybko. Transformacja zawsze zabiera czas a władza nie wynika jedynie z kartki wyborczej, z lufy karabinu również. Bractwo będzie musiało uporządkować ten cały pierdzielnik zwany egipską gospodarką i jednocześnie dzielić władzę z armią.
Akcja wywołuje reakcję. Pojawiające się co i rusz medialne niedyskrecje o ataku na Iran, dziwne eksplozje w irańskich bazach rakietowych oraz uderzenie przez NATO i państwa arabskie w Syrię (stworzenie centrum operacyjnego w tureckim Iskenderun obsadzonego przez oficerów z: USA, Kanady, Francji, Turcji, Kataru, Arabii Saudyjskiej i ZEA, mającego wykroić na terytorium Syrii "korytarze humanitarne", w skład których wejdzie np. miasto Allepo), wywołało nerwową reakcję Iranu. Najpierw ostrzał Izraela katiuszami z okupowanego przez Hezbollah terytorium Libanu. Potem zajęcie brytyjskiej ambasady w Teheranie przez "studentów" (takich samych "młodych, wykształconych, z wielkich miast" jak podludzie od Tarasa). Personel ambasady zdołał na szczęście uciec. Irańczycy mają jednak radochę plądrując placówkę.Zwróćcie uwagę, że teherańska policja reaguje na plądrowanie placówki dyplomatycznej, którą powinna ochraniać, tak jak warszawskie białe kaski na podpalenie wozu TVN24. :)
Lotniskowiec USS George H.W. Bush pojawił się w pobliżu syryjskich wód (i rosyjskich okrętów spieszących Assadowi na pomoc z demonstracją siły). Departament Stanu wezwał Amerykanów do opuszczenia Syrii, najszybciej jak się da. Podobne ostrzeżenia wystosowały władze kilku państw arabskich. Rosja dostarczyła ponoć Syrii rakiety S-300 do obrony przed NATO. Czy będzie z nimi to samo co z sowieckimi rakietami w dolinie Beeka w 1982 r. ?
Wolna Armia Syryjska poczyna sobie coraz śmielej. W ostatnim ataku zabiła sześciu lotników, z elitarnej reżimowej jednostki w Homs-Palmyra. Chłopaki mają chyba dobry wywiad. Niedawno wysadzili Hezbollahowi skład amunicji na terytorium Libanu. Tureckie i jordańskie służby to profesjonaliści. Poniżej: Bardzo miły widok. Syryjscy rebelianci palą rosyjską i chińską szmatę.
Prezydent Jemenu Ali Abudullah Saleh zdecydował się na rezygnację po 33 latach władzy w zamian za nietykalność. Jego bezpieka wciąż jednak dzisiaj strzelała do demonstrantów w Saanie.
Do protestujących strzela też egipska armia, ale ona przynajmniej ich... przeprosiła. Doszło tam do mocno nieprzewidywalnej sytuacji. Ta fala rewolucji ma bowiem naprawdę demokratyczne oblicze a niechęć demonstrantów skierowana jest również przeciwko głównej sile opozycji czyli... Bractwu Muzułmańskiemu, które potajemnie od początku rewolucji dogaduje się z wojskowymi. (I ma już przez nich zapewniony udział w rządzie). Albo więc lud znowu zostanie oszukany - tak jak w styczniu i w lutym a bezpieka zachowa władzę (dzieląc ją z Braćmi), albo dojdzie do rzezi, albo dynamika rewolucji przerośnie Bractwo i bezpiekę kończąc tym samym sen o kalifacie.
Bonus: Fajna grafika przedstawiająca egipskie partie polityczne, ich korzenie, programy i alianse.
Historia rewolucjonisty, który stracił jedno oko obalając Mubaraka, a drugie teraz walcząc z juntą.
Nie wnikam na razie w to, czy generał Gromosław Czempiński jest winny korupcji, czy też został wrobiony na zlecenie polityczne. Aresztowanie jednego z założycieli Platformy Obywatelskiej jest jednak niewątpliwie szokującym wydarzeniem, które może przynieść nieoczekiwane skutki. Słyszałem np. swego czasu relację, jak gen. Cz. pojechał z wielką butlą koniaku do Adama M., i przekonał go by jego Gazeta nie pisała nic o tym, że Lepper blokuje budowę Jamału (było to we wczesnych latach '90-tych i Pan Andrzej nadepnął wtedy tymi protestami na odcisk oligarchii.).
Tutaj macie małe dossier apropos Czempińskiego autorstwa Sławomira Cenckiewicza. Kilka fragmentów na zachętę:
"„Czempiński, mężczyzna wysoki, o jastrzębim nosie i przeszywającym spojrzeniu, do czasu tej rewolucji [1989 r.] szybko piął się w hierarchii polskiego wywiadu” – napisał wieloletni oficer CIA Milton Bearden w fascynującej książce „KGB kontra CIA” (tytuł oryginalny: „The Main Enemy. The inside story of the CIA's final showdown with the KGB”). Kim jest gen. Gromosław Czempiński, człowiek, który mimo bezpieczniacko-komunistycznej przeszłości zrobił w wolnej Polsce zawrotną karierę biznesową, medialną i quasi-polityczną?
Urodzony w 1945 r. Gromosław Czempiński ukończył ekonomię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Większość zawodowego życia spędził jednak w służbach specjalnych: komunistycznych (1972 – 1990) i III Rzeczpospolitej (1990 – 1996). W gruncie rzeczy w dalszym ciągu nie wiele o nim wiadomo. W odróżnieniu do wielu kompanów Czempińskiego i „gwiazd” z Departamentu I MSW w rodzaju Henryka Jasika, Aleksandra Makowskiego czy Wiktora Borodzieja jego akta osobowe są wciąż chronione przez władze wolnej Polski i zapewne znajdują się w zbiorze zastrzeżonym IPN.
Rekonstrukcja jego bezpieczniackiej kariery wymaga zatem sporego nakładu pracy i skrupulatnej kwerendy w rozproszonych po różnych archiwach materiałach wywiadu PRL. Jednak publiczna niewiedza na temat przeszłości Czempińskiego nie przeszkodziła mu zyskać opinii swego rodzaju medialnej złotej rączki, specjalisty niemal od wszystkiego – służb specjalnych, terroryzmu, lotnictwa, uzbrojenia, historii, archiwaliów IPN, teczki „Bolka”, konsultingu, bankowości, telekomunikacji, transportu, opakowań dla przemysłu spożywczego, utylizacji opon, ucieczki szyfranta Zielonki i politycznych analiz…
Potwierdza to także jego biznesowa droga, która oficjalnie rozpoczęła się po opuszczeniu Urzędu Ochrony Państwa w kwietniu 1996 r. Wkrótce po odejściu z tajnych służb założył firmę Doradztwo GC i często działał na styku biznesu prywatnego i państwowego. Kilka lat temu czasopismo „Profit” próbowało zliczyć wszystkie przedsięwzięcia gospodarcze Czempińskiego. Okazało się, że lista firm i spółek, w zarządach których zasiadał ten były oficer SB i UOP, nie ma końca.
Łączyły go związki biznesowe z ludźmi z listy najbogatszych, m.in. Janem Kulczykiem i Sobiesławem Zasadą. Dziennikarze zdołali ustalić związek Czempińskiego z ponad 20 podmiotami gospodarczymi, zarówno państwowymi, jak i prywatnymi, w tym m.in. z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT, Zakładami Samochodów Ciężarowych w Starachowicach, Polskimi Zakładami Lotniczymi w Mielcu, Aeroklubem Warszawskim, BRE Bankiem SA i The Quest Group.
Jednak ambicji Czempińskiego nie zaspokaja wyłącznie biznes. W ostatnich dniach Czempiński zabłysnął jako przenikliwy analityk polityczny wieńczący świetlaną przyszłość postkomunistycznemu Stronnictwu Demokratycznemu Pawła Piskorskiego i Andrzeja Olechowskiego. Przy okazji skrytykował Platformę Obywatelską, przypominając przy tym swoją rolę w jej powstaniu w styczniu 2001 r. „Dość duży miałem w tym udział, w tym, że powstała Platforma (...) Mogę powiedzieć, że odbyłem wtedy olbrzymią liczbę rozmów, a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą później oni świetnie realizowali (...) Z Tuskiem także rozmawiałem” – wyznał nieoczekiwanie Czempiński 3 lipca 2009 r. w Polsat News.
Historyk, który od lat zajmuje się dziejami komunistycznych służb i ludzi je tworzących, wie doskonale, że prawdomówność nie jest mocną stroną funkcjonariuszy SB pokroju Czempińskiego. Wielokrotnie dawał powody, by tak sądzić. Opanowana na szkoleniach w MSW sztuka dezinformacji okazywała się pomocna przy okazji publicznych opowieści na temat rzekomego patriotyzmu i niezależności ludzi wywiadu PRL względem Służby Bezpieczeństwa, braku relacji i związków z KGB, częstego fałszowania akt przez SB.
Ale w tym wypadku raczej nie mamy podstaw, by nie wierzyć Czempińskiemu, który przecież pośpiesznie i nerwowo zaczął zaraz dezawuować własne słowa. Ponadto jego wypowiedź autoryzował jeden z trzech tenorów PO Andrzej Olechowski, który „Gazecie Polskiej” powiedział: – Gen. Czempiński na pewno też uczestniczył w jakiś sposób w formowaniu takich pomysłów. (…) Rozmawiałem z gen. Czempińskim na temat nowo tworzonej formacji.
Znajomość Olechowskiego z Czempińskim ciągnie się od czasów PRL. Olechowski przyznał kiedyś, że współpracował z wywiadem. Rzeczywiście był on kontaktem operacyjnym Wydziału X Departamentu I MSW o pseudonimie Must (wcześniej, o czym mało wiadomo, pseudonim Tener, nr ewidencyjny 9606). Pracownikiem tego samego pionu SB był Czempiński."
(...)
W jednym z wymienionych raportów Czempiński dokonał charakterystyki kardynała Karola Wojtyły, który w sierpniu 1976 r. odwiedził Stany Zjednoczone. Wicekonsul PRL zwracał uwagę na „rewizjonistyczną” wypowiedź Wojtyły, który podczas kilku spotkań z Polonusami miał „wyrazić duchowe braterstwo z walką Polonii o odzyskanie Ziem Wschodnich z Wilnem i Lwowem”. Według niego arcybiskup krakowski powiedział, że „naród polski nie zrezygnował ze swych historycznych granic wschodnich (...) Dlatego z dużą satysfakcją obserwujemy wasze działania w tym kierunku (...) Naród polski przekazuje wam swe duchowe braterstwo w walce o odzyskanie Wilna i Lwowa”.
Oburzenie „Roya” budził również stale akcentowany przez Wojtyłę pogląd, że „Polonia na całym świecie jest częścią substancji narodu i społeczeństwa polskiego”, przy czym „wyraźnie zawęził tutaj pojęcie narodu polskiego tylko do tej części, która jest skupiona wokół episkopatu polskiego”. Był to zdaniem Czempińskiego pogląd dość niebezpieczny, gdyż wychodził naprzeciw oczekiwaniom Amerykanów i antykomunistycznych kręgów polonijnych starających się uczynić z instytucji kościelnych alternatywną dla poczynań placówek PRL płaszczyznę kontaktów Polonii z krajem.
„Roy” starał się śledzić poczynania Wojtyły. Wyraźnie zaniepokojony charyzmą krakowskiego kardynała informował centralę w Warszawie, że polscy biskupi „z kard. Wojtyłą na czele od początku swego pobytu w USA na różnego rodzaju spotkaniach, rozmowach itp. gloryfikowali działalność i znaczenie Ligi Katolickiej, znanej ze swej prawicowej, skrajnie reakcyjnej politycznie działalności”."
W sumie więc wiadomo, kto był zleceniodawcą. Kwestią sporną jest tylko to, kto pociągnął za spust. Warto tutaj zauważyć, że na tym by amerykański 10 IV pokryła mgła tajemnicy zależało bardzo wielu ludziom z amerykańskiego establiszmentu. Na czele z prezydentami i... rodziną Kennedych.
Lyndon Johnson w sposób oczywisty nie miał interesu w tym, by prawda o zamachu w Dallas wyszła na jaw. JFK chciał go odstrzelić za pomocą afery korupcyjnego i pozbawić szans na wiceprezydenturę. LBJ nienawidził za to prezydenta. 21 XI 1963 r. powiedział nawet swojej kochance: "Jutro ten skurwysyn przestanie mnie wkurwiać". LBJ występuje jako jeden ze spiskowców planujących zamach na JFK w "podsłuchach Tatuma". Zdecydowana większość badaczy zamachu wskazuje go, niezależnie od tego, jako jednego ze zleceniodawców likwidacji.
Richard Nixon wiedział, kto zabił JFK, ale był na tyle mądry, by nie powiedzieć tego wprost. Według jego współpracownika H.R. Haldemana, używał on jako kodowego określenia tego zdarzenia "this whole Bay of Pigs thing" sugerując udział CIA w zamachu. Nixon był 22 XI 1963 r. w Dallas, na konwencji Pepsico. Plątał się później w zeznaniach, kiedy ją opuścił a Oliver Stone w filmie "Nixon" umieścił sugestywną scenę spotkania Nixona z biznesmenami z Texasu w 1962 r., podczas której namawiają go oni do kandydowania na prezydenta w 1964 r. Nixon odmawia wskazując, że nie poradziłby sobie z Kennedy'm. W odpowiedzi słyszy: "A jakby Kennedy nie kandydował?"
Gerald Ford był członkiem Komisji Warrena, czyli ówczesnej amerykańskiej Komisji Millera. Na łożu śmierci przyznał, że Komisja ta tuszowała sprawę a JFK został zabity w wyniku spisku.
Jimmy Carter, najgorszy powojenny prezydent USA, z pozoru nie miał żadnego interesu w tuszowaniu sprawy zabójstwa JFK. Amerykański spiskolog Sherman Skolnick (uczyłem się angielskiego na jego tekstach:) przywołał jednak oświadczenie pewnego lekarza z 1976 r. mówiące, że Carter jest nieślubnym synem Josepha Kennedy'ego. Co jedno z drugim ma wspólnego? Ano to, że rodzina Kennedych (oprócz RFK - zastrzelonego w 1968 r. oraz Caroline - nie traktowanej poważnie przez nikogo) nie drążyła sprawy śmierci JFK. "Kennedy to szantażyści" - konkluduje Skolnick. Ja wolę jednak wierzyć w nieudolność Cartera...
Ronald Reagan - Wielki Amerykański Prezydent, też tuszował sprawę. W 1969 r., jako gubernator Kalifornii, nie wyraził zgody prokuratorowi Garrisonowi na przesłuchanie świadków znajdujących się w kalifornijskich więzieniach. Może padł ofiarą dezinformacji mediów przedstawiających bohatera wojennego i typowego demokratę z Południa Garrisona jako powiązanego z mafią komunistę...
George H.W. Bush - były szef CIA, w "podsłuchach Tatuma" występuje jako jeden ze spiskowców. Pracę w CIA rozpoczął co najmniej w 1958 r. Brał udział w zdarzeniach związanych z Zatoką Świń ("Operacja Zapata" - tak jak jego przedsiębiorstwo naftowe "Zapata Oil", statki biorące w operacji należały m.in. do niego). Przejawia się w aktach FBI dotyczących śledztwa jako "Pan Bush z CIA" infiltrujący prawicowe środowiska teksańskie i próbujący zrzucić na nie winę za zabójstwo JFK. Według dalece niepewnych interpretacji widoczny na zdjęciach z 22 XI 1963 r. jako osoba stojąca przy wejściu do Składnicy Książek.
William Jefferson Clinton - agent CIA zaangażowany wspólnie z G.H.W. Bushem w Iran-Contra. Wcześniej infiltrował dla Agencji lewackie organizacje studenckie w Europie Zachodniej. Był też asystentem kongresmena Hale Boggsa, członka Komisji Warrena, który po latach zaczął niezależnie badać sprawę zabójstwa JFK. W 1972 r. Boggs zginął w katastrofie lotniczej na Alasce, osobą która odprowadzała go na lotnisko przed ostatnim lotem był właśnie W.J. Clinton.
G.W.Bush - agent CIA wożący w latach '70-tych dla Agencji "egzotyczne rośliny" z Ameryki Południowej, syn byłego szef CIA, podejrzanego o udział w zabójstwie JFK.
Barack Hussein Obama - agent CIA, którego rodzice, dziadkowie i ojczym byli agentami CIA.
Mam takie dziwne skojarzenie apropos Saifa al-Islama. W czasie, gdy Muammar krył się w Syrcie, Saif prowadził w Nigrze negocjacje z niemieckim superagentem (nazywanym "008") na temat swojej kapitulacji. W tym samym czasie BND zdobyło dokładny adres domu, w którym ukrywa się Kaddafi i przekazało go Amerykanom. Resztę tej historii znamy. A teraz połączmy kropki: wygląda na to, że Saif zakapował swojego ojca. Może miał powód: ojciec wygnał go kilka lat temu i przyjął z powrotem, gdy Saif załatwił zwolnienie al-Megrahiego (rzekomego zamachowca z Lockerbie). Teraz Saif jest w rękach milicji z Zintan, konkurującej z al-Kaidą i Katarczykami. A ma do opowiedzenia bardzo wiele o swoich kontaktach z Blairem i Mandelsonem. Ciekawa sprawa, na zdjęciach z niewoli nie wydaje się zestresowane, choć widział pewnie nagrania z linczu na jego ojcu. Na co on liczy?