Ilustracja muzyczna: Volodymyr Zelenski drip
Pierwszy rok wojny na Ukrainie możemy podsumować pytaniem: i kto rano był w Kijowie a wieczorem w Warszawie? :)
Wizyta Joe Bidena w ukraińskiej stolicy był dla Rosji potężnym kopniakiem w cztery litery. Nic tak nie obrazowało jej strategicznej klęski jak widok amerykańskiego prezydenta swobodnie przechadzającego się ulicami Kijowa, w rok po tym jak Departament Stanu wzywał obywateli USA do pilnego opuszczenia Ukrainy. Warto również zauważyć, że Joe Biden jest pierwszym od czasów George'a W. Busha amerykańskim prezydentem, który odwiedził Kijów. (Tego samego Busha, który ostrzegał Obamę w 2009 r., że Putin chce zająć Krym i zaatakować Ukrainę.) Symbole symbolami, ale w zakulisowych rozmowach padły konkrety. Kilka nocy później ukraińskie rakiety spadły na rosyjski koszary w Mariupolu oddalne o ponad 80 km od linii frontu i leżące na granicy strzału dla Himarsów z dotychczas używaną amunicją. Wcześniej zapowiedziano, że Ukraina dostanie pociski GLSDB do Himarsów mające zasięg do 150 km. Możliwe, że w tym tygodniu widzieliśmy ich debiut bojowy.
Nic dziwnego więc, że "historyczne" przemówienie Putina mogło być już tylko tradycyjnym sowieckim bóldupieniem o nazistach i biolaboratoriach (jakoś żadnego z tych laboratoriów Ruscy nie pokazali). Dygnitarze obecni na tej nasiadówce przysypiali, a najważniejszą rzeczą, jaką zapamiętali z tej imprezy był moment, gdy turbogej Wołodin położył Miedwiediewowi dłoń na kolanie.
Wizyta Wujka Joe w Warszawie była fajnym dopełnieniem tej podróży. Trochę jestem rozczarowany, że podczas przemówienia w Arkadach Kubickiego, Biden nie rzucał opowiastkami o swoim psie, ale fajnie że ogólnie fajnie, że wykonał wobec nas taki gest. (A także, ku rozpaczy libków pozytywnie wyraził się o zabezpieczaniu przez nas granicy białoruskiej przed nachodźcami. Libki mogą być też rozczarowane, że Biden poświęcił mniej czasu Czaskowskiemu, Tusskowi i Kopertnikowi niż dzieciom na scenie, ale powinni wiedzieć, że dzieci są zawsze priorytetem dla Wujka Joe.) Naprawdę podobała mi się atmosfera spotkania Bidena z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim. Widać też Biden, reprezentujący starą, prozwiązkową część Partii Demokratycznej, polubił Polskę. Oczywiście to nie osobiste sympatie są najważniejsze w polityce międzynarodowej, a interesy strategiczne. A te mamy obecnie z Amerykanami zbieżne.
Cieszy to, że Biden po raz kolejny pominął Berlin w swoich europejskich wojażach. Ostatnim prezydentem, który złożył oficjalną wizytę w niemieckiej stolicy był Barack Hussein Obama - najbardziej lamerski prezydent USA od czasów Jimmy'ego Cartera. Jak zauważył Sławomir Dębski:
"Słyszałem od kogoś, że czasie szczytu NATO w Warszawie, podczas rozmowy Duda-Obama, na każdą propozycję ze strony polskiej Obama pytał: a co na to Niemcy? Czy skonsultowaliście to już z Berlinem? Wrażenie było takie, że administracja Obamy traktowała Polskę jak państwo uzależnione politycznie od Niemiec. To się zmieniło za Trumpa i dalej tak jest. Niemcy były od 30 lat, od upadku Muru Berlińskiego głównym amerykańskim sojusznikiem w Europie. Upadek Muru został zdefiniowany przez środowiska demokratyczne, zwłaszcza od Clintona, jako sukces amerykańskiej polityki. Nawet większy niż wygrana w II wojnie światowej. Oni wokół tego zbudowali legendę. Problem, który powstał obecnie wynikał z tego, że Niemcy i ich polityka wobec Rosji po pierwsze nie tylko poniosła całkowite fiasko, skompromitowała się na całej linii, ale także w dużej części właśnie ta polityka ponosi odpowiedzialność za rosyjską agresję na Ukrainę. Zaproponowali Zachodowi karmienie bestii. Polityka polegająca na karmieniu bestii także interesami i integralnością terytorialną sąsiadów rosyjskiej bestii okazała się niebezpieczna nie tylko dla najbliższego sąsiedztwa Rosji, ale okazała groźna dla interesów Stanów Zjednoczonych. To wymusiło na Amerykanach zmianę. Prezydent Biden przyjeżdża do Polski w chwili, gdy okazuje się, że skuteczna polityka Polski wobec Niemiec polega na polityce faktów dokonanych. Konsultacja z Niemcami, które w swojej polityce dążyły do tego, żeby pomagać jak najmniej Ukrainie i robić to jak najwolniej, do niczego dobrego by nie doprowadziła, a można powiedzieć, byłaby sprzeczna z polityką Stanów Zjednoczonych, prezydenta Bidena, interesami wolnego świata, więc dlatego prezydent Biden pokazuje, swoją obecnością, swoim przemówieniem programowym, że świat potrzebuje bardziej polityki takiej, jaką prowadzi Polska, niż ta którą prowadzą Niemcy. W tym sensie jest to z całą pewnością pewna zmiana akcentów w polityce amerykańskiej, bardzo trudna, zwłaszcza dla demokratów, ponieważ demokraci, do ubiegłego roku, także administracja Bidena, starali się Niemcy ochronić. Te słowa o konieczności utrzymania jedności, utrzymania sojuszu Europy, wolnego świata, wobec Rosji oznaczało de facto podciąganie Niemiec do mainstreamu. To Niemcy wypadły poza mainstream wolnego świata, a administracja Bidena przez ostatni rok starała je się tam dociągać. Polska Amerykanom w tym pomagała między innymi polityką faktów dokonanych. My musimy obecną sytuację wykorzystywać do tego, aby kształtować politykę wolnego świata zgodnie z naszymi interesami, a naszym interesem jest niewątpliwie szybkie zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie, bo też nie chodzi o to, żeby Ukraina wygrała za 10 lat, gdy się wykrwawi."
(koniec cytatu)
Ciekawym akcentem wizyty prezydenta Bidena była też... Msza św. odprawiona w hotelu Mariott w Środę Popielcową. Biden jak widać jest bardzo mocno przywiązany do katolickich rytuałów, wyznaczających niegdyś cykl życia irlandzkiej społeczności w USA. Aż przypomniały mi się memy pojawiające się po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs Wade. Biden mówiący do telefonu: "Tak, Ojcze Święty, zrobiłem to, co nakazałeś". Aż dziw, że rosyjska propaganda nie eksploatuje wątku jezuickiego spisku przeciwko duposławnej Rassiji realizowanego przez katolickich prezydentów Bidena i Dudę :) Można też nieźle wkręcać naszych antyklerykalnych libków - jeszcze z byłego seminarzysty Szymona Kotłownii zrobić "agenta Watykanu" :)
Niewątpliwie ostatni rok naruszył wiele tabu w globalnej i polityce oraz pogrzebał wiele mitów. Okazało się choćby, że o kant d... można rozbić opowiastki Bartosiaka i kolesi z amerykańskich think-tanku o wszechpotężnych rosyjskich bąblach antydostępowych, przez które nic nie przeleci. Ukraiński atak na bazę lotnictwa strategicznego w Engels, położoną za Wołgą, pokazuje jak bardzo think-tankowi analitycy bywają oderwani od rzeczywistości. Tak samo można się pośmiać z tez Zychowicza, przedstawionych choćby w końcówce "Germanofila", o tym, że powinniśmy polegać w kwestiach obronnych nie na "niepewnych USA", ale na Niemcach. Możnaby napisać wiele tomów książek o takich nietrafionych prognozach...
Sam też muszę się jednak uderzyć w piersi. Nie przewidziałem pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Uważałem, że Rosja nie zrobi czegoś tak kretyńskiego. Widząc nieudolne przygotowania propagandowe do wojny, na miesiąc przed inwazją pisałem:
"Inwazja na pełną skalę byłaby przede wszystkim złamaniem wiecznie aktualnych zaleceń Sun Tzu. Po co, prowadzić wojnę, skoro można przejąć kontrolę nad Ukrainą metodami pokojowymi, za pomocą prorosyjskich polityków? W lutym 2021 r. otwarcie prorosyjska Platforma za Życiem miała w sondażach nawet 23 proc. głosów i wyprzedzała partie Zełenskiego i Poroszenki. Obecnie jej poparcie spadło poniżej 10 proc. W największym stopniu do erozji jej poparcia przyczyniła się Rosja - strasząc zwykłych Ukraińców, że przerobi ich miasta i wioski w Donbas. Karzełek Putin musi być jakimś zakamuflowanym agentem "banderowców". Na miejscu nierobów z Łubianki sprawdziłbym, czy jego ojciec nie był w czasie wojny jakimś zdrajcą i "faszystowskim podlcem".
Dużo więcej sensu miałoby dla Rosji przeprowadzenie ograniczonej inwazji. W planie minimum - aneksji Donieckiej i Ługańskiej Republiki Chujowej. W planie optymalnym wyrąbanie korytarza lądowego do Krymu. W planie maksymalnym przebicie się aż do Naddniestrza. Choć można zadziałać jak w bajce o Piotrusiu i wilku - koncentrować wojska tyle razy nad granicą z Ukrainą, aż w końcu nikt już nie będzie wierzył Ukraińcom, że są zagrożeni inwazją."
(koniec cytatu)
Choć pisałem w sposób bardzo ostrożny, to tamten wpis spotkał się z potężnym bólem d... u bolszewickich trolli. Niejaki shit_eater przekonywał, że biedna Rassija jest prowokowana przez NATO do wojny (już zaraz miały zostać na Ukrainie zainstalowane rakiety hipersoniczne!), by "odwrócić uwagę od szczepionek". Jakiś bóldupiący troll podpisał się wówczas zetką. Bardzo trafne.
W mediach społecznościowych linkuje dużo mniej lub bardziej ciekawych tekstów. Rocznicowo sporo się ich zebrało. Polecam szczególnie te:
Dobry wywiad z pułkownikiem Sierhijem Hrabskim poświęcony dziejom tej wojny i scenariuszom na przyszłość.
Ciekawie czyta się moje archiwalne wpisy.
Nie zaskoczy Was pewnie to, że czytam "prawicowe" tygodniki. I moje wrażenia są takie: w "Gazecie Polskiej" nie ma już co prawda ś.p. doktora Targalskiego (który już wiele lat temu obśmiewał rusofilskich debili, z których teraz wszyscy się śmiejemy), ale dobre analizy piszą Piotr Grochmalski i Antoni Rybczyński. W "Sieciach" absolutnie warto poczytać Budzisza i Maciejewskiego. A co ma do zaproponowania "Do Rzeczy"? Nudne wysrywy Warzechy i kuriozalne tekściki Wojciecha "Mielonki" Golonki, który raczy nas mądrościami w stylu "a może lepiej, gdyby Ukraina się poddała?" lub "na wojnie zarabiają koncerny zbrojeniowe".
***
W pewnej rasistowskiej książce przeczytałem bardzo ciekawą rzecz. O sukcesie danego narodu decydują głównie trzy rzeczy: geny, kultura i ekosystem. Moim zdaniem Rosjanie mają akurat dobre geny - dużo ładnych kobiet i silnych, wytrzymałych mężczyzn (o klasycznym wyglądzie Wiktora Buta :). Średnie IQ wyższe niż choćby u Hiszpanów. Pod względem genetycznym Rosjanki stanowią o wiele lepszy materiał od Niemek. Niestety Rosja posiada ekstremalnie ch...wą kulturę, która poważnie ogranicza jej rozwój. Jej kultura to mieszkanka zdegenerowanego prawosławia (czy raczej duposławia), mongolskiego systemu okupacyjnego, pruskiego zmilitaryzowanego biurokratyzmu, sowietyzmu i mafijnego turbokapitalizmu. Na to nakłada się morderczy ekosystem, który wymusił powstanie nieefektywnej kultury pracy, bylejakość inwestycji i brak poszanowania dla życia ludzkiego. Tym, którzy chcą zgłębić ten problem polecam książkę Andrieja Burowskiego "Odrodził się koszmar rosyjskiej historii". Bo klasycznych dzieł Kucharzewskiego i Pipesa, chyba polecać nie muszę... Wyrobionym czytelnikom też chyba nie muszę zachwalać dzieł Włodzimierza Bączkowskiego, który proroczo przekonywał, że "Ostatecznie wypłynie z Rosji czarny nacjonalizm".
***
3,2,1... do bólu d... cwelotrolli Prigożyna w komentarzach