poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Gen. Jan Sejna "We will bury you
"We will bury you" to unikalne wspomnienia czechosłowackiego generała Jana Sejny z czasów stalinizmu i poststalinizmu u naszych południowych sąsiadów. Sejna w 1945 r. uwierzył w komunizm i poświęcił się jego umacnianiu w swojej ojczyźnie. Dzięki temu zrobił oszałamiającą karierę, w bardzo młodym wieku zostając generałem, szefem gabinetu ministra obrony i członkiem KC. Z czasem, wraz z odkrywaniem złowrogiego i skrajnie niesprawiedliwego oblicza systemu porzucił młodzieńczą iluzję. W lutym 1968 r., przewidując sowiecką inwazję na swój kraj, zbiegł na Zachód. Obok gen. Iona Mihaia Pacepy (szefa rumuńskiego wywiadu DIE, autora znakomitej książki "Czerwone horyzonty") i płka Ryszarda Kuklińskiego był jednym z najwyższych rangą i najważniejszych zbiegów zza Żelaznej Kurtyny. Sejna zdołał bowiem poznać wcześniej Chruszczowa, wielu sowieckich marszałków i Raula Castro. Opowieści o tych ludziach są w książce Sejny bardzo barwne (scena w której Castro i jego ludzie doprowadzają do irytacji czechosłowackiego ministra obrony w czasie jego przemowy podchodząc do aktu powieszonego na ścianie salonu i głośno komentując biust namalowanej tam panny, lub scena, gdy Che Guevara wpada we wściekłość, gdy prezydent Novotny podarował mu "Hawańskie cygaro" made in Czechoslovakia. "Jak możecie coś takie robić!!! Powinniśmy was pozwać!!!").
Ciekawą częścią dzieła gen. Sejny są również rozdziały poświęcone sowieckiemu długofalowemu planowi strategicznemu snutemu w latach '60-tych. Ich rozmach zadziwia. Istotnym elementem sowieckiej ofensywy miało być wypychanie państw europejskich z NATO. Za słabe ogniwa uznano m.in. Francję (idealnie grano na tragikomicznej nacjonalistycznej bufonadzie gen. de Gaulle'a), Norwegię, Włochy, Holandię i Belgię. Zachodnioeuropejskie elity były dosyć mocno zinfiltrowane przez Sowietów. Szczególny nacisk kładziono na socjaldemokrację i liberałów, ale np. na biurka sowieckich marszałków trafiały też materiały z posiedzeń rządu frankistowskiej Hiszpanii i data wyjścia gaullistowskiej Francji ze struktur wojskowych NATO. Charakterystyczny przypadek stanowiła Holandia - Sowieci przewidywali, że holenderska armia nie będzie chciała walczyć przeciwko Sowietom. Oceniano siły zbrojne tego państwa jako silnie uzwiązkowione - żołnierze i oficerowie byli bardziej lojalni swoim związkom zawodowym, niż dowództwu. Spodziewano się też, że przed sowiecką inwazją w Holandii obejmie władzę kapitulancki, "postępowy" rząd, który nie będzie chciał się mieszać w wojnę. Mimo to, tak na wszelki wypadek, w chwili inwazji chciano pacnąć Holandię kilkoma atomówkami. Smutny przypadek stanowiła też Finlandia. Jej prezydent Kekkonen był sowieckim agentem i Kreml liczył w związku z tym, że Armia Czerwona będzie mogła skorzystać z fińskich portów w celu inwazji Szwecji.
Niektóre z sowieckich planów ocierały się o szaleństwo. Np. czerwoni marszałkowie założyli sobie, że na początku lat '90-tych opanują Australię, po wcześniejszym podboju Europy i USA. W przypadku Wielkiej Brytanii stworzono (na podstawie informacji dostarczanych przez "postępowe" organizacje) listy proskrypcyjne i przewidywano procesy pokazowe nawet dla takich prosowieckich premierów jak Heath czy Willson. W czasie Rewolucji Węgierskiej, Żukow chciał skorzystać z sytuacji i zająć Austrię. Planowano również zajęcie Jugosławii po śmierci Tito (i przy okazji Austrii pod pozorem ataków "ustaszowskich terrorystów" przeprowadzanych przeciw "socjalistycznej Jugosławii" z terytorium Austrii). Jak wiemy z opowieści płka Kuklińskiego żołnierze LWP mieli w czasie III wojny światowej szturmować Kopenhagę i Amsterdam w blasku atomowych eksplozji. Czechom przypadł wyścig do środkowej części Renu. Dlatego sowieccy namiestnicy w Pradze zbudowali armię zbyt dużą jak na możliwości Czechosłowacji. Sejna i kilku innych generałów zwracało Moskwie uwagę, że ich armia jest zbyt duża - Sowieci nie uznawali jednak żadnych dyskusji w tej sprawie. Do czechosłowackiej armii przyjmowano więc nawet kaleki, byle tylko wypełnić plan... Książka gen. Sejny pokazuje jak chorym systemem był komunizm. A przeczytać ją można m.in. tutaj.
APEL: Jeśli ktoś znajdzie w necie "Czerwone horyzonty" ("Red horizons") generała Iona Mihaia Pacepy - po polsku, lub po angielsku (po rumuńsku można znaleźć bez problemu), to proszę o przysłanie linka do ściągnięcia lub pdf. To pozycja niedostępna nawet w antykwariatach.
Tajemnica X-37
Bill Gertz donosi, że tajemniczy wahadłowiec X-37 jest uznawany przez Pentagon jako "game changer" w koncepcji wojny na Pacyfiku. Maszyna ta ma jakoby rzekomo oślepiać chiński system satelit i paraliżować naprowadzanie chińskich pocisków przeciwokrętowych.(Kojarzy mi się on trochę z projektem Sangera z II wojny światowej).
X-37 spędził rok na orbicie i nie wiadomo, co on tam robił. Media spekulowały o szpiegowaniu budowanej chińskiej stacji kosmicznej. A ja myślę, że to nie jedyny kosmiczny as w rękawie Amerykanów. Gwiezdne wojny trwają.
Shukri Ghanem, libijski minister ds. ropy, zabity w Wiedniu
Shukri Ghanem, były premier Libii, były libijski minister ds. ropy naftowej, który przeszedł na stronę rebeliantów, został wyłowiony martwy z Dunaju w Wiedniu. Policja podejrzewa, że "zasnął na moście i wpadł do rzeki" (bądźmy tolerancyjni, to chyba ci sami gostkowie, co badali śmierć "Baraniny"). Ktoś albo zaciera ślady po czymś (pieniądze z libijskiej ropy na kupowanie europejskich polityków? Sarkozy?), albo chce zyskać dostęp do ogromnej kasy zdeponowanej w rajach podatkowych.
niedziela, 29 kwietnia 2012
Iran kontra Emiraty. F-22 w ZEA
O ile kryzys związany z irańskim programem nuklearnym traci na sile (Obama zgadza się, by Irańczycy wzbogacali uran do pewnego poziomu. Chce mieć spokój przed wyborami. Inna sprawa, że to nie podoba się ekipie Netanjahu), to w regionie tli się innym konflikt z udziałem Iranu. Spór o wyspę Abu Musa oraz dwie inne wyspy w Zatoce Perskiej. Iran uważa je za swoje i chce tam zbudować bazę mającą być cierniem wbitym w morskie szlaki tranzytowe w Zatoce Perskiej. Zjednoczone Emiraty Arabskie również uważają te wyspy za swoje. Stąd oba kraje wymieniają pogróżki. A to ZEA mówi, że konieczne jest powstrzymanie nuklearnych ambicji Iranu (czyli solidne bombardowanie), a to Iran ostrzega, że w razie wojny zmiecie Emiraty. Nagle w spór wmieszały się USA umieszczając w ZEA myśliwce F-22 przerzucone z Alaski. Obama chce w ten sposób powiedzieć Iranowi, by nie robił nic głupiego przed wyborami. Możliwe, że jest to również wiadomość skierowana do Izraela.
sobota, 28 kwietnia 2012
Iron Sky - glosa do recenzji
Miałem napisać recenzję "Iron Sky", ale ponieważ dobry wpis zamieścił już na ten temat Łukasz Czajka, ograniczę się do glosy do recenzji.
Neoconsrevolt słusznie zauważa:
"W jednej z najlepszych scen Iron Sky obserwujemy przekształcenie nazizmu w atrakcyjny produkt marketingu politycznego. Cały film przesiąknięty jest pewną fascynacją nazistowską estetyką. Mesmeryczny czar architektury Speera, norymberskich wieców, uwiecznionych w epickich filmach Riefenstahl, sprawia, iż łatwo ulec ich uwodzicielskiej mocy. Nazizm nie zapominał także o modzie. Mundury od Hugo Bossa i pojazdy od Ferdynanda Porsche, zostały uzupełnione przez wydekoltowane fashionistki, przerobione na faszystki mody. Świat Iron Sky nie ma nic wspólnego z bolszewickim dziadostwem. Faszystowska estetyka przyciąga nie tylko prawicowych konserwatystów. Na jej mesmeryzm nie są odporne lewicowe ikony popkultury (Lady Gaga, Lars von Trier), homoseksualiści (Ernst Röhm, John Galiano), a nawet Żydzi (film Fanatyk). Teza o jedności piękna i dobra staje się problematyczna. Piękno przeobraża się w nośnik zła lub jest poza dobrem i złem."
Narodowy socjalizm odpycha ideologią, ale jego styl hipnotyzuje i włada naszą wyobraźnią do dzisiaj (tak samo jak mity wytworzone przez Sowietów władają wyobrażeniami politycznymi ogromnej większości Europejczyków). Dlaczego tak się dzieje? Bo odwołuje się on do instynktów wielkości, panowania i siły - tego blichtru, którego są pozbawione obecne systemy społeczno-polityczne, w których chodzenie z narodową flagą to dla mainstreamu już co najmniej "faszyzm". Tak więc nie dziwmy się, że nazizm, choć pokonany zbrojnie, potępiony moralnie i uznawany przez miliony ludzi za skrajne zło, od czasu do czasu wypływa na wierzch popkultury. Skąd się wziął ten hipnotyzujący urok nazizmu? Po części z unikalnej atmosfery artystycznej Republiki Weimarskiej, po części był duchem płynącym z zawsze płodnych artystycznie Włoch (faszyzm i futuryzm), po części jest to efekt niesamowitych pomysłów szarlatanów z Thule i podobnych organizacji, ale również to zasługa amerykańskich speców od kampanii wyborczych i wizerunku publicznego wynajmowanych przez Hitlera. Do tego nazistowskiego stylu odwołuje się m.in. legendarna słoweńska kapela Laibach, która robiła muzykę do "Iron Sky".
Sam film jest natomiast bardzo dobrą komedią, w wielu miejscach trafiającą w sedno istoty systemów politycznych (scena z Vivien, spin doktorką pani prezydent będąca parodią słynnej sceny z "Upadku"). Może trochę razić karykaturalnością Ameryka rządzona przez Sarę Pallin (skąd u lewicy taki irracjonalny lęk przed tą postacią z ubocza obecnej polityki?), ale przynajmniej tamta Ameryka wygląda lepiej niż Ameryka Obamy. Rządy psychopatów zawsze są bowiem lepsze od rządów "zgniłych liberałów" :) Na koniec kawałek Laibacha z soundtracku "Iron Sky".
John Galliano santo subito!
Ps. Wydawało mi się, że w kinie widziałem (10-ty rząd, miejsce 17) Rafała Pankowskiego.
Krótka historia sabotażu lotniczego - cz. 15: Sa Carneiro 1980
Francisco Farinha Simoes, więzień odsiadujący wyrok w Portugalii za porwanie, przyznał się, że uczestniczył w zabójstwie premiera Portugalii Francisco Sa Carneiro i ministra obrony Adelino Amaro da Costy. Obaj zginęli 4 grudnia 1980 r. w "katastrofie" awionetki. Komisja portugalskiego parlamentu uznała w 2005 r., że samolot premiera został rozerwany przez bombę. Simoes twierdzi, że zamach przeprowadziła CIA. Jaki był motyw? Moim zdaniem wiedza Sa Carneiro o "October Suprise" tajnych negocjacjach w Lizbonie i Paryżu pomiędzy Georgem W. Bushem i Billem Cayseyem z Irańczykami dotyczących opóźnienia uwolnienia amerykańskich zakładników przetrzymywanych w Teheranie.
DSK: wrobiły mnie francuskie służby
Dominique Strauss-Kahn twierdzi, że to francuskie służby specjalne pracujące dla partii UMP Sarkozy'ego wrobiły go w aferę z gwałtem na czarnej pokojówce w Nowym Jorku. Zwierza się Edwardowi Jay Epsteinowi, że był śledzony przez służby V-tej Republiki przez kilka tygodni przed tym incydentem. Jeden z jego znajomych ostrzegł go, że widział jego przechwycone e-maile wysyłane z telefonu Blackberry na komputerze w siedzibie UMP. Epstein zwraca uwagę na dziwny wątek: w dniu incydentu z "gwałtem" telefon DSK zaginął na kilkadziesiąt minut, a ktoś wykonywał z niego połączenia. DSK na pewno nie miał go przy sobie.
piątek, 27 kwietnia 2012
Zamach na Euro
Tyk, tyk, tyk, tyk... BUUUUUM!!!!
I mamy zamachy na euro. 29 rannych w Dniepropietrowsku (bastionie Janukowycza). Trudno obecnie powiedzieć, kto ich dokonał i po co (podobna enigma jak w przypadku zamachów w Mińsku). To może być robota rusyfikującego się SBU (taka rosyjska metoda działania...), ale może być to również jakaś inna grupa przyjazna bądź wroga Janukowyczowi. Historyjki o mafijnych porachunkach włóżmy między "Patyki". Mafia wysadziła by w powietrze samochód konkurencyjnego bossa lub jego restaurację, a nie śmietnik na przystanku. Ludzie z al-Kaidy wysadziliby się w autobusach, ostrzelali tłum z Kałasznikowów lub podstawili ciężarówkę z materiałami wybuchowymi pod siedzibę lokalnych władz. Al-Kaida nie miałaby zresztą powodu, by uderzać w Ukrainę. Co innego w Polsce. Rozmawiałem ostatnio z weteranem Mossadu. Był zaniepokojony stanem naszych przygotowań na euro i mówił, że dosięgnie nas zemsta islamskich terrorystów za tajne więzienia. Pytany o luki w systemie bezpieczeństwa, stwierdził że jest ich mnóstwo. Sam też je widzę.
I mamy zamachy na euro. 29 rannych w Dniepropietrowsku (bastionie Janukowycza). Trudno obecnie powiedzieć, kto ich dokonał i po co (podobna enigma jak w przypadku zamachów w Mińsku). To może być robota rusyfikującego się SBU (taka rosyjska metoda działania...), ale może być to również jakaś inna grupa przyjazna bądź wroga Janukowyczowi. Historyjki o mafijnych porachunkach włóżmy między "Patyki". Mafia wysadziła by w powietrze samochód konkurencyjnego bossa lub jego restaurację, a nie śmietnik na przystanku. Ludzie z al-Kaidy wysadziliby się w autobusach, ostrzelali tłum z Kałasznikowów lub podstawili ciężarówkę z materiałami wybuchowymi pod siedzibę lokalnych władz. Al-Kaida nie miałaby zresztą powodu, by uderzać w Ukrainę. Co innego w Polsce. Rozmawiałem ostatnio z weteranem Mossadu. Był zaniepokojony stanem naszych przygotowań na euro i mówił, że dosięgnie nas zemsta islamskich terrorystów za tajne więzienia. Pytany o luki w systemie bezpieczeństwa, stwierdził że jest ich mnóstwo. Sam też je widzę.
czwartek, 26 kwietnia 2012
Zabójstwo gen. Papały: Patyk jak brzoza
Generał Marek Papała został zastrzelony przez pijaną brzozę, która próbowała ukraść mu samochód. Tak można skomentować "ostateczną" wersję prokuratury dotyczącą najważniejszego zabójstwa w III RP lat '90-tych.
Przyjrzyjmy się wersji oficjalnej: gang złodziei luksusowych samochodów postanawia zaiwanić superluksusową brykę jaką było dwuletnie Deawoo Espero. Zamiast poczekać chwilę aż właściciel autka oddali się z parkingu (i wtedy mogliby spokojnie je ukraść) złodzieje samochodów przystępują do roboty, akurat wtedy, gdy wychodzi on z samochodu - i rozwalają go strzałem z bliskiej odległości w głowę. Z pistoletem z tłumikiem. Z nadpiłowanymi kulami. Zbierają łuski i ulatniają się niczym ninja. I zostawiają na miejscu supreluksusowe Deawoo Espero, czyli autko dla którego zastrzelili generała policji. Czy to ma sens?!?
Podobne odczucia, co ja ma Jerzy Jachowicz. Pisze on m.in.:
"Po pierwsze nie zdarzyło się w Polsce, żeby wcześniej bądź później jakiś złodziej samochodu zabił właściciela po to, żeby zdobyć samochód. Po wtóre grupa Igora Ł. ps. „Patyk” była jedną z najbardziej profesjonalnych grup zawodowych złodziei w Polsce. Interesowały ich tylko i wyłącznie auta drogich, luksusowych marek, które albo kradli na zamówienie (włącznie z podaniem koloru auta), albo na błyskawiczny eksport przez granicę na Wschód. Drugą grupą samochodów, które miały wysoką cenę i które były w kręgu ich zainteresowań, były zachodnie samochody terenowe. Żeby chcieć ukraść samochód Daewoo Espero, musiałby on być wypakowany jakimiś drogocennymi łupami, diamentami, brylantami albo musiałyby być tam przewożone narkotyki ukryte gdzieś w specjalnych schowkach. Oczywiście wiemy, że nic takiego nie miało miejsca, więc próba ukradzenia Daewoo Espero jest po prostu absurdalna. Ale załóżmy że tak było, że jakiś „niedoważony” członek tej grupy - co też wydaje się mało prawdopodobne, bo to przecież działo się pod okiem szefa tego gangu, czyli „Patyka” - dokonuje tej próby i gen. Marek Papała ginie. Co się wtedy dzieje? Wówczas rządcy gangsterscy Mokotowa szybko ustalają swoimi kanałami - a robią to dosłownie w ciągu kilkunastu godzin - kto dokonał tej zbrodni, kto był tak „tragicznie głupi”, że dokonał takiego czynu. Taka informacja szybko zostaje przekazana policji, ponieważ ludzie z „Miasta” wiedzą o tym, że teraz, po zabójstwie tak wysokiego funkcjonariusza policji, śledczy będą „czesali” dokładnie nie tylko całą dzielnicę, ale całą Warszawę, całą Polskę. Będą penetrowali i dobierali się do skóry całemu światu przestępczemu w Polsce, poszukując zabójcy, a przy tej okazji wpadną na tropy wielu nierozwiązanych dotąd spraw i zakłócą podziemne interesy. Gdyby tej zbrodni dokonał jakiś wielki herszt „Pruszkowa”, być może jakiś strach przed zemstą jego i jego kumpli mógłby wstrzymać przekazanie takiej informacji policji, ale „Patyk” to była płotka. To był człowiek, który miał smykałkę do kradzieży samochodów, ale opłacał taki sam haracz „Pruszkowowi”, jaki płacili restauratorzy i właściciele agencji towarzyskich. Od każdego samochodu musiał odprowadzić haracz. Nikt nie oszczędzałby „Patyka” przed wydaniem go policji"
Śledczy "wymazali" też przy okazji jeden ważny ślad. Boguckiego koło miejsca zbrodni widział nie tylko "Patyk", ale również wdowa po generale Papale.
W ten sposób ukręcono łeb tezie o spisku służb specjalnych i mafii, która jak wiadomo nie jest zbyt wygodna dla Ubekistanu.Przypomnę najważniejsze publikacje na temat tej sprawy:
Mafia! (Wprost z 2005 r.)
Kto zabił Papałę (NIE z 2002 r.)
Zginął, bo wiedział (NIE z 2004 r.)
Świadek koronny "Broda" ("GW" z 2011 r.) ""Broda", który przed laty w warszawskim śledztwie nie miał nic do powiedzenia o śmierci gen. Papały, w Łodzi zeznał, że zabójcami byli Rosjanie: Aleksander A. oraz Siergiej B. Opowiedział też o bliskim związku, jaki rzekomo łączył go z Janiną Drzewiecką, w 1998 r. właścicielką łódzkiej restauracji "Wiedeńska"."
"Edward Mazur, zagadka III RP" ("NDz")
Kontrwywiadowca Mazur ("Gazeta Polska")
Sowieckie interesy Mazura ("Gazeta Polska")
środa, 25 kwietnia 2012
Syria: głodująca armia
Walka z rebelią poważnie nadwyrężyła siły syryjskiej armii. Gdyby Izrael chciał wyprowadzić ofensywę ze Wzgórz Golan na Damaszek, wykonałby ją z minimalnymi stratami. Dostawy zaopatrzenia materiałowego trafiają bowiem teraz niemal wyłącznie do syryjskich oddziałów zaangażowanych na północy. Armia u podnóża Golanu głoduje. Doszło nawet do przypadków wyjadania przez syryjskich żołnierzy resztek po wojskach ONZ i Izraelczykach. Plagą tych oddziałów są masowe dezercje a niepilnowane składy broni i amunicji są oczyszczane przez rebeliantów i bandytów. Assadowska machina wojenna opiera się niemal wyłącznie na kroplówce z Teheranu i Moskwy. Pekin już olał Assada uznając, że skoro Obama zapewnił bezpieczeństwo Iranowi, to nie będzie przeszkadzał Amerykanom w Syrii.
Opozycji też się jednak nie przelewa. Maile wykradzione przez assadowskich hakerów pokazują, że jest ona głęboko podzielona, niedozbrojona i cierpi na brak pieniędzy.
Poważne kłopoty ma również Izrael. Na południowej granicy. Terroryści chcą cały czas sprowokować konflikt z Egiptem. Ich najnowszy pomysł: sprofanowanie izraelskich wojennych miejsc pamięci na Synaju. (to oczywiście zagranie psychologiczne towarzyszące transgranicznym rajdom i ostrzałom rakietowym)
niedziela, 22 kwietnia 2012
Algieria 1961: Nuklearny pucz
51 lat temu doszło we francuskiej Algierii do puczu wojskowego skierowanego przeciwko generałowi de Gaulle'owi. Zamach stanu miał jeden dość sensacyjny epizod: próbę przejęcia bomby atomowej Gerboise Vert. Miała ona być przetestowana na Saharze, ale gen. Maurice Challe, przywódca puczu zakomunikował gen. Jeanowi Thiry, odpowiedzialnemu za przeprowadzenie testu: "Zachowaj ją. Później będzie bardziej przydatna". Thiry negocjował przez cały dzień z puczystami i z de Gaullem i niestety wybrał lojalność wobec rządu. Nuklearny pucz się nie udał.
sobota, 21 kwietnia 2012
Sprawa Bo Xilaia. Haywood agentem MI6
Neil Haywood, brytyjski biznesmen zabity w Chinach, prawdopodobnie informował MI6 o działalności Bo Xilaia i jego kliki. A było to wdzięczny cel do obserwacji. Bo Xilai, upadły sekretarz, członek "Gangu Książątek" zbudował w swoich włościach dosyć specyficzny system - nawet jak na Chiny. Zaszczepił szczyptę dawnego maoizmu w totalitarnych chiński kapitalizm. Zaczął od zniszczenia kokurencyjnych klik oraz nie podporządkowanych mu biznesmenów za pomocą "kampanii antykorupcyjnej". Rządził niczym mafijny pan feudalny. (Kazał porywać, torturować i zabijać swoich partnerów biznesowych). Przywrócił terror wewnątrz administracji (doprowadzając wiele osób z Partii i władz regionalnych do "samobójstw"), kazał robotnikom śpiewać maoistyczne pieśni i organizować kult jednostki. Mówiono o tym, że utopił Chongqing w morzu Czerwonego Terroru. Jednocześnie zyskał sporo na popularności dzięki programowi budownictwa socjalnego i ogólnie nieco bardziej prospołecznej polityce (inna sprawa, że strasznie zadłużył swoje miasto). Wspierał go w tym Wang Lijun, brutalny, impulsywny i skorumpowany, ale również bardzo odważny oficer milicji. Bo zaczął jednak zagrażać partyjnej górze z Pekinu. I został odstrzelony w walce frakcji. Najpierw bezpieka zmusiła do współpracy Wanga i zainscenizowała próbę jego ucieczki do amerykańskiego konsulatu. Później Wang obciążył żonę Bo Xilaia odpowiedzialnością za zamordowanie Haywooda. Bo został odstrzelony w trakcie sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. Przy okazji doszło jednak do tajemniczych zdarzeń w Pekinie: w Partyjnym Zakazanym Mieście pojawiły się czołgi i transportery opancerzone. Niektórzy słyszeli strzelaninę. Rzekomo doszło do próby zamachu stanu. Premier Wen Jiabao ostrzegł przed siłami, które chcą wepchnąć Chiny z powrotem w koszmar Rewolucji Kulturalnej. Jasne odniesienie do Bo Xilaia.
piątek, 20 kwietnia 2012
Betar - recenzja
Film "Betar" Roberta Kaczmarka musiał mocno zirytować elyty naszego kraju - najpierw długo blokowano jego emisję w TVP, aż wreszcie puszczono go 45 minut po północy, w czasie antenowym dla hardkorowych pornosów. Dlaczego zirytował? Bo łamał stereotypy i pokazał jak można dokonać odrodzenia narodu, nawet po 2 tysiącach latach braku państwowości. Tytułowy Betar to młodzieżowa organizacja syjonistów-rewizjonistów, czyli syjonistycznej "prawicy" (a może raczej radykalnego centrum) założona przez Włodzimierza Zeeva Żabotyńskiego - zwanego przez ówczesne judeolewactwo "Włodzimierzem Hitlerem". Celem Betaru było stworzenie Nowego Żyda - kadr zdolnych walczyć o państwo żydowskie w Palestynie, pracować dla niego, żyć i umierać. Film Roberta Kaczmarka podejmuje wątek wspólnej pracy nad tym celem Betaru i sanacyjnych władz II RP. Pokazuje uwielbienie betarowców do Marszałka Piłsudskiego oraz idei legionowej. Ciekawym wątkiem tam poruszonym są walki betarowców z żydowskimi komunistami i bundowcami, czyli przeciwnikami odbudowy Eretz Israel. Piękną sceną jest tam jak betarowiec z Baranowicz, staruszek mówiący po rosyjsku opisuje jak zemścili się na ludziach z Ha Szomer Ha-Cair (organizacji m.in. Mordechaja Anielewicza) demolując im lokal w Baranowiczach. Dziadzio nagle przypomina sobie polski, gdy mówi, że na ścianie tego "Nowego, wspaniałego świata" napisali: "Zdrajcy do Moskwy!".
Z tego co wiem, "Betar" bardzo podobał się działaczom Młodzieży Wszechpolskiej (przynajmniej tym, których znam). Giertychowcy, bublowcy i inna filosowiecka hołota nie byłaby nim jednak zachwycona, zwłaszcza ostatnią sceną będącą apologią izraelskiego militaryzmu. Mnie z kolei śmieszyły ostrożne wypowiedzi dra Gontarczyka, który na tym filmie starał się za wszelką cenę stworzyć wrażenie, że Betar nie był ruchem faszystowskim (pomimo hojnego wsparcia Duce dla tego ruchu - np. szkolenia przez niego betarowskich morskich komandosów). Mówił np., że betarczycy witali się salutując. Zapomniał dodać, że to był rzymski salut. Ciekawym wątkiem - niestety ledwo zarysowanym w tym dokumencie - jest również izraelska wojna domowa, czyli starcia pomiędzy bojowcami Hagany i innych lewicowych organizacji z Irgunem i Grupą Szterna u zarania niepodległości Izraela. Ariel Szaron ostro lał wówczas syjonistów-rewizjonistów i musiał z tego powodu uciekać ze swojego kibucu (irgunowcy chcieli go zabić za to, że skatował ich kolegę) a Icchak Rabin strzelał do irgunowskich rozbitków ze statku "Altalena".
Ps. Ciekawie Betar opisuje również piłsudczykowski historyk Władysław Pobóg-Malinowski w swej pomnikowej "Najnowszej historii politycznej Polski 1864-1945". Nazywa on Avrahama Szterna politycznym romantykiem zafascynowanym Mickiewiczem i Piłsudskim.
środa, 18 kwietnia 2012
Talib, który gapił się na kozy
Mohammed Ashan, dowódca oddziału afgańskich talibów, wprowadził terroryzm na nowe wyżyny. Nieoczekiwanie zgłosił się na amerykański posterunek z plakatem "wanted" ze swoją podobizną. Gdy potwierdzano jego tożsamość mówił: "Tak, tak! To ja! Mogę już dostać 100 dolarów nagrody?". "Jest oczywistym, że ten człowiek to imbecyl" - stwierdził jeden z amerykańskich żołnierzy.
niedziela, 15 kwietnia 2012
Teslowskie tajemnice sekty Aum
Powyższy film opowiada o dziwnej działalności sekty Aum Shinrikyu na australijskim outbacku. Ta historia zaczyna się od wstrząsu sejsmicznego i kuli ognia na niebie. W ten sposób odkryto prace Aum nad broniami masowej zagłady - w Australii sekta szpiegowała amerykańskie testy teslowskiej broni elektromagnetycznej. Hideko Murai, szef jej działu naukowego, był specjalistą od teorii propagowanych przez Teslę. To pod jego laboratorium znajdowało się epicentrum trzęsienia ziemi w Kobe. Sama sekta była zaś przykrywką dla operacji japońskich tajnych służb dążących do przejęcia rosyjskich WMD. Na przełomie lat '80 i '90 USA i Japonia były w stanie wojny gospodarczej. To z tego powodu Amerykanie wspierali wówczas chińską potęgę a część japońskich elit opowiadała się za przeorientowaniem japońskiej polityki zagranicznej na sojusz z Rosją. Skończyło się to trzęsieniem w Kobe, likwidacją Murai i prowokacją znaną jako atak w tokijskim metrze. Aum została zwinięta, stojąca za nią ultranacjonalistyczna sekta Mahikari przetrwała.
It came from Nazi Germany, a dangerous little chemical weapon,
Sarin! Sarin!
If you inhale the mysterious vapor, you will fall with bloody vomit
from your mouth,
Sarin! Sarin! Sarin — the chemical weapon.
Song of Sarin, the brave.
In the peaceful night of Matsumoto City
People can be killed, even with our own hands,
Everywhere there are dead bodies,
There! Inhale Sarin, Sarin,
Prepare Sarin! Prepare Sarin! Immediately poisonous gas weapons
will fill the place.
Spray! Spray! Sarin, the brave Sarin
"Sarinowa piosenka" sekty Aum
Fascynująca historia tej tajnej wojny na Pacyfiku w serii artykułów australijskiego badacza Hary'ego Masona pt. "Bright Skies". Jeśli chcecie poczytać więcej o teslowskich broniach - polecam stronę płka Toma Beardena (jest tam m.in. raport o Aum Shinrikyu. Co ciekawe sekta Asahary miała trzy razy więcej adeptów w Rosji niż w Japonii, jako swój cel stawiała wywołanie wojny nuklearnej między Japonią a USA i miała antyżydowską fiksację - ogłosiła np., że atak na metro w Tokio był skierowany przeciwko "japońskim Żydom". Coś mi się wydaje, że Falanga idzie podobną drogą co Shoko Asahara : ). Ogólnie klimaty z Ghosta (a poniższa piosenka jest śpiewana przez Rosjankę mieszkającą w Japonii).
Ps. Polecam też ten artykuł o sekcie Aum, koncepcji wojny Shamballi oraz jej związkach z ... Dalajlamą.
Ps. 2. Odwiedzając Belgrad wybierzcie się do Muzeum Tesli. Naprawdę warto!
Egipt: kandydaci zdyskwalifikowani
Talibowie przeprowadzili w Kabulu śmiały rajd na parlament i zachodnie ambasady, a egipska centralna komisja wyborcza dokonała czegoś jeszcze bardziej śmielszego: zdyskwalifikowała 10 kandydatów w tym Suleimana i al-Szatira. Bez podania powodów. Czyżby ktoś próbował zainstalować Musę jako prezydenta? Czy też Bractwo ma kandydata zapasowego?
sobota, 14 kwietnia 2012
Słabość Obamy źródłem pychy wrogów USA
Epic fail - tak można skomentować nieudany test nowej północnokoreańskiej rakiety. Inny aspekt tej sprawy dla reżimu Kimów był jednak udany. Udało mu się bowiem (oraz ich chińskim protektorom) po raz kolejny zagrać na nosie administracji Obamy. Podobnie jak gra mu na nosie Iran - grożąc Arabii Saudyjskiej. Wszystkie szumowiny najwyraźniej uznały, że w roku wyborczym Obama będzie tylko udawał twardość a na żadną interwencję się nie zdecyduje. Podobny trend był widoczny również przy poprzednich prezydentach, ale za rządów Obamy nabrał niepokojących rozmiarów. Jakiś bandycki reżim może przecież nagle uznać, że może sobie na bardzo dużo pozwolić, przeholować i wpieprzyć się w wojnę, którą przegra. Z jednej strony obecna sytuacja wskazuje, że wielkim nieszczęściem Ameryki jest, że McCain przegrał wybory - tego nieprzewidywalnego szaleńca, bandyckie reżimy z osi zła po prostu by się bały (Wzywa przecież teraz do interwencji w Syrii i podśpiewywał sobie "Bomb Iran" na melodię piosenki Beach Boysów :). Z drugiej jednak, okazywana przez Obamę słabość może spowodować, że Syria, Iran czy Rosja wpadną w pułapkę przygotowaną przez kogoś inteligentniejszego i bardziej bezwzględnego niż obecny prezydent USA. Oby tak było.
środa, 11 kwietnia 2012
Mugabe umiera?
Powyżej: zwróćcie uwagę na charakterystyczny wąsik afrykańskiego Katechona. Nie ukrywa on, że Fuehrer obok Mao, Kim Jong Illa, Fritzla i Romana Kuźniara jest jego idolem. Jeden z jego akolitów, wykształcony na warszawskiej Akademii Medycznej miał zresztą ksywkę "Hitler", którą sam sobie wybrał.
Robert Mugabe jakoby rzekomo walczy o życie w szpitalu w Singapurze (pewnie Czerwone Chiny zafundowały mu tam opiekę medyczną). Od dłuższego czasu wiadomo, że ma raka prostaty. Lekarze dawali mu niedawno pięć lat życia (a ma bodajże 88). Śmierć zdemenciałego komunistycznego tyrana za pewne wielu ludzi ucieszy, ale eksperci są zaniepokojeni - wielu ludzi w Zimbabwe obawiało się bowiem przez wiele lat, że Mugabe zostanie zastąpiony przez swoich generałów - jeszcze bardziej popieprzonych jak on. Prezydent Zimbabwe sprawia wrażenie zidiociałego zombie ("Umierałem więcej razy niż Chrystus", "To Czarni wymyślili broń nuklearną", "Jestem już na to za stary"), ale to tylko taki PR dla czarnych lemingów. Tak naprawdę to szczwany lis. 30 lat temu wiedział jak się dogadać z Białymi (szczególnie tymi z Londynu) i Zimbabwe przez pierwsze 15 lat jego rządów całkiem nieźle radziło sobie gospodarczo. Jednakże czarni generałowie naciskali na niego, by wywłaszczył Białych. Mugabe nie jest głupi więc się opierał, w końcu postanowił zacząć wyrzucać rodezyjskich farmerów, licząc na to, że Londyn ostro zaprotestuje i będzie mógł się z tego wycofać z twarzą. Niestety, Biali nie mieli odwagi uderzyć pięścią w stół i Mugabe znalazł się w d... Teraz przekazuje władzę wywołującemu powszechny strach byłemu szefowi bezpieki, ministrowi obrony Emmersonowi Mnangagwa xyfka Krokodyl. (Tutaj macie jego barwną sylwetkę). Gostek jest winny ludobójstwa na prosowieckim czarnym plemieniu, ale ma przynajmniej gest: rządząc bezpieką awansował rodezyjskiego białego policjanta, który torturami pozbawił go słuchu w jednym uchu. Przypomina mi się jak płk Kostek-Biernacki (santo subito!) uczynił Kamalę-Kurchańskiego komendantem Berezy :)
Ps. Tak sobie myślę, że po śmierci Mugabe Falanga ogłosi żałobę. Wszak mnóstwo Katechonów im umiera (Muchomor, Kim Jong Ill) lub choruje na raka (Chavez). Dla mnie dobry Katechon to martwy Katechon.
Robert Mugabe jakoby rzekomo walczy o życie w szpitalu w Singapurze (pewnie Czerwone Chiny zafundowały mu tam opiekę medyczną). Od dłuższego czasu wiadomo, że ma raka prostaty. Lekarze dawali mu niedawno pięć lat życia (a ma bodajże 88). Śmierć zdemenciałego komunistycznego tyrana za pewne wielu ludzi ucieszy, ale eksperci są zaniepokojeni - wielu ludzi w Zimbabwe obawiało się bowiem przez wiele lat, że Mugabe zostanie zastąpiony przez swoich generałów - jeszcze bardziej popieprzonych jak on. Prezydent Zimbabwe sprawia wrażenie zidiociałego zombie ("Umierałem więcej razy niż Chrystus", "To Czarni wymyślili broń nuklearną", "Jestem już na to za stary"), ale to tylko taki PR dla czarnych lemingów. Tak naprawdę to szczwany lis. 30 lat temu wiedział jak się dogadać z Białymi (szczególnie tymi z Londynu) i Zimbabwe przez pierwsze 15 lat jego rządów całkiem nieźle radziło sobie gospodarczo. Jednakże czarni generałowie naciskali na niego, by wywłaszczył Białych. Mugabe nie jest głupi więc się opierał, w końcu postanowił zacząć wyrzucać rodezyjskich farmerów, licząc na to, że Londyn ostro zaprotestuje i będzie mógł się z tego wycofać z twarzą. Niestety, Biali nie mieli odwagi uderzyć pięścią w stół i Mugabe znalazł się w d... Teraz przekazuje władzę wywołującemu powszechny strach byłemu szefowi bezpieki, ministrowi obrony Emmersonowi Mnangagwa xyfka Krokodyl. (Tutaj macie jego barwną sylwetkę). Gostek jest winny ludobójstwa na prosowieckim czarnym plemieniu, ale ma przynajmniej gest: rządząc bezpieką awansował rodezyjskiego białego policjanta, który torturami pozbawił go słuchu w jednym uchu. Przypomina mi się jak płk Kostek-Biernacki (santo subito!) uczynił Kamalę-Kurchańskiego komendantem Berezy :)
Ps. Tak sobie myślę, że po śmierci Mugabe Falanga ogłosi żałobę. Wszak mnóstwo Katechonów im umiera (Muchomor, Kim Jong Ill) lub choruje na raka (Chavez). Dla mnie dobry Katechon to martwy Katechon.
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Smoleńskie przypadki
Mijają dwa lata od operacji smoleńskiej, a już tylko oszołomy i frustraci wierzą w głupawe historyjki o naciskach, pijanym generale Błasiku, czterech podejściach do lądowaniu, pancernej brzozie, złym korzystaniu z wysokościomierza i przekopywaniu ziemi przez Kopaczową do 1 metra w głąb. Trochę czasu jeszcze zapewne minie, aż ludzie przestaną wierzyć w uchodowe fałszerstwa Komisji Millera. Z okazji rocznicy, pora więc zamieszać Szanownym Czytelnikom w głowach wiązanką mniej znanych faktów o smoleńskiej operacji:
1. Żołnierze strzegący lotniska w Smoleńsku rankiem 10 IV 2010 r., zostali pouczeni przez zwierzchników, że "jeżeli ten samolot się rozbije, macie mówić, że podchodził cztery razy do lądowania we mgle". Pouczenia takie otrzymali jeszcze zanim rządowy Tupolew pojawił się w rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Co ciekawe, dowódcy konfiskowali również żołnierzom tego ranka telefony komórkowe.
2. Płk Krasnokucki, postronna osoba ingerująca w pracę kontrolerów lotu ("Doprowadzamy do 100 m i koniec dyskusji!!!"), dzwoniła z wieży kontroli lotów z prywatnego telefonu komórkowego do "towarzysza generała" nadzorującego smoleńskie przygotowania. Jako jego rozmówca został zidentyfikowany gen. Bienediktow, specjalista od specjalnych operacji lotniczych, "lotczik-snajper". Krasnokucki w rozmowie z nim używał słów-kodów. W stenogramach z wieży jest moment, gdy sekretarka Bienediktowa łączy go z wieżą, ale zamiast Krasnokuckiego obiera Plusnin. Wówczas Bienediktow, bez słowa rzuca słuchawką.
3. Słowa przetłumaczone w stenogramach z wieży jako "zrzut zakończony", wypowiedziane przez pilota niezidentyfikowanego samolotu (po telefonicznej rozmowie Krasnokuckiego z Bienediktowem), oznaczają w rosyjskim slangu lotniczym "pozwolił działać/lecieć/atakować". Mogły zostać one wypowiedziane przez pilota jednego z Migów-29 biorących wówczas udział w niezapowiedzianych manewrach w okolicy Sieszczy.
4. Na początku kwietnia na Siewiernym odbyły się dziwne ćwiczenia, podczas których Tu-154M państwowych linii Rassija kilkakrotnie podchodził, na kursie 259 do wysokości decyzyjnej na Siewiernym a raz lądował.
5. Pierwszą ekipą, która pojawiła się na miejscu katastrofy był wóz dowodzenia z Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych. Dotarł on tam o 8:50, czyli w 9 minut od upadku Tupolewa. 13 minut po katastrofie przybył na miejsce, z drugiego końca miasta, jadąc starym samochodem ... koroner. Dopiero potem przyjechały karetki. (Karetka stojąca na lotnisku nie ruszyła się, bo nie było w niej lekarza a żołnierze ją obsługujący nie mieli przeszkolenia medycznego). Ekipy ratunkowe zaniechały akcji ratunkowej - wiele ciał ofiar leżało jeszcze przez wiele godzin z twarzami w błocie, co znaczy, że nikt do nich nie podszedł, by sprawdzić ewentualne oznaki życia. Bardzo szybko sprowadzono jednak na miejsce 180-osobowy oddział Omonu (na zdjęciach z popołudnia widać również żołnierzy Specnazu w kordonie wokół miejsca katastrofy). Leszek Szymowski w "Zamachu w Smoleńsku" przytacza relację agenta Agencji Wywiadu, który sprawdził bilingi dowódcy oddziału OMON-u zabezpieczającego miejsce zdarzenia, który został ściągnięty na miejsce po telefonie na prywatną komórkę informującym go o "katastrofie". Jedyny telefon, który omonowiec otrzymał tego ranka został wykonany o 8:31 czasu polskiego.
6. Na słynnym "filmie ze strzałami w lesie" rzeczywiście zarejestrowano strzały pistoletowe - potwierdziły to analizy laboratorium Komendy Głównej Policji, laboratoriów FBI oraz niezależnego niemieckiego laboratorium (na zlecenie zespołu Macierewicza). Część z zarejestrowanych strzałów została oddana z pistoletu z tłumikiem. Strzały słyszało również czterech rosyjskich policjantów znajdujących się w pobliżu lotniska Siewiernyj. Dziwnym trafem, wszyscy ci policjanci zostali wysłani na miejsce bez broni (!). Strzały oddane na filmie nie mogły zostać oddane przez służby porządkowe odstraszające szabrowników, gdyż żadna służba policyjna na świecie nie wykorzystuje w tym celu pistoletów z tłumikiem. Rosjanie jak dotąd nie wydali nam kamizelek kuloodpornych borowców, oraz ich pistoletów Glock wraz z amunicją.
7. Dwóch brytyjskich ekspertów od bezpieczeństwa lotniczego, wyliczyło (korzystając z różnych metod) prawdopodobieństwo przeżycia pasażerów w rządowym Tupolewie. Zgodnie doszli do tego, że mogło przeżyć co najwyżej 5-6 osób (szczegóły w znakomitej książce "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia zamachu"). O tym, że część pasażerów powinna przeżyć upadek Tupolewa mówił też prof. Michael Baden. Wiemy, że co najmniej jedna osoba przeżyła katastrofę i działania "ekipy ratunkowej" uzbrojonej w saperki i pistolety z tłumikiem. Poseł Leszek Deptuła wykonał godzinę po katastrofie telefon do żony. Na skrzynce głosowej nagrał się krzyk: "Asiu! Asiu!". ABW twierdzi, że nagranie było: a) głupim żartem (wykonano je jednak z telefonu Deptuły) b) ktoś przypadkowo nadepnął na telefon i zadzwonił do żony posła Deptuły (idiotyczne wyjaśnienie) c) połączenie zostało wykonane wcześniej, ale na skutek awarii u operatora do połączenia doszło godzinę później (system pracował wówczas bezawaryjnie). (Pogłoski o telefonie wykonanym w Smoleńsku przez jednego z poległych borowców i esemesie ks. płka Pilcha do bpa Cieślara nie znalazły potwierdzenia. Prokuratura nie ujawniła billingów ofiar ani nie wydała rodzinom ich telefonów).
8. W pobliżu lotniska Smoleńsk Siewiernyj nie było pancernych limuzyn przygotowanych dla prezydentów Kaczyńskiego i Kaczorowskiego (które zgodnie z zasadami bezpieczeństwa i protokołem dyplomatycznym powinny czekać na skraju płyty lotniska i być sprawdzone pirotechnicznie). Według oficjalnej wersji (sprzecznej z inną oficjalną wersją) miały zostać dopiero dowiezione przez Iła-76. Gdy Ił-76 nie zdołał wylądować i poleciał na lotnisko zapasowe, nie przekierowano Tupolewa na inne lotnisko. Czyżby ktoś uznał, że prezydenckie samochody nie będą potrzebne?
9. Przedmioty należące do pasażerów saloniku VIP-owskiego noszą ślady ekspozycji na wysokie temperatury i ciśnienie (stopione telefony komórkowe, książki spalone na brzegach). Alkohol endogenny, który pojawił się we krwi generała Błasika również wskazuje na wystąpienie dużej temperatury - pojawia się on m.in. we krwi ofiar wybuchów metanu w kopalniach. Zwłoki części ofiar operacji smoleńskiej nosiły ślady poparzeń twarzy i dłoni - odkrytych części ciała, gdy ich ubrania (w tym również te nasączone paliwem lotniczym) były stosunkowo mało zniszczone i nie zapaliły się (zostały więc zalane paliwem dopiero po uderzeniu Tupolewa w ziemię). Na miejscu upadku Tupolewa pożary były niewielkie i zostały szybko ugaszone. Eksplozja musiała nastąpić więc jeszcze nad ziemią, wtedy gdy doszło do uszkodzenia silników (zassania przez nie odłamków samolotu) oraz początku dezintegracji maszyny. Według autorów książki "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia zamachu" stało się to na wysokości 100 m. Jeden z rosyjskich świadków słyszał wówczas eksplozję w powietrzu, a szczątki samolotu zaczęły spadać na ziemię na długo przed minięciem sławetnej brzozy. (Sama brzoza została ścięta przez spadającą z dużą szybkością z nieba oderwaną końcówkę skrzydła.) Gdy Tupolew przelatywał za brzozą, świadkowie widzieli kilkumetrowy płomień odchodzący od jego silnika a później oślepiający błysk i usłyszeli, że silniki przestały działać. Jeden z silników - uszkodzony w wyniku zassania odłamków - wówczas eksplodował. To były owe dwa wstrząsy z ekspertyzy prof. Nowaczyka.
10. Rosyjskie służby kasowały zdjęcia i filmy znajdujące się w telefonach komórkowych, aparatach cyfrowych i kamerach pasażerów Tupolewa. Co chciały ukryć? Co najmniej jeden z pasażerów nagrywał ostanią fazę lotu. Na wyświetlaczu jego kamery znaleziono krew.
11. Rosyjskie służby zadały sobie również trudu by wyciąć drzewa na trasie ostatnich sekund lotu Tupolewa, wypalić tam trawę (z samolotu lał się płyn hydrauliczny zostawiając ślad na ziemi) i nawieźć tam kilka ton ziemi. Jeżeli mieliśmy do czynienia ze zwykłym wypadkiem, po co te starania?
12. Gen. Sławomir Petelicki ujawnił, że rankiem 10 kwietnia ktoś z Kancelarii Premiera wysłał posłom PO przekaz dnia - sms o treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.” Niecałe pół godziny po katastrofie Radek Sikorski (którego resort uczestniczył w fatalnym przygotowaniu katyńskiej wizyty a później dopuścił się skandalicznych zaniedbań jeśli chodzi o wyjaśnianie "katastrofy" smoleńskiej) mówił Jarosławowi Kaczyńskiemu, że katastrofa była wynikiem błędu pilotów - choć jeszcze nie wiedział nawet dokładnie, kto był na pokładzie samolotu. Korespondent "GazWyb" w Moskwie Wacław Radziwinowicz podpowiadał tego dnia rosyjskim dziennikarzom, by przyjrzeli się incydentowi z lotem do Gruzji (za "Zbrodnia Smoleńska...").
13. 10 kwietnia rano, w wyniku dziwnego "zbiegu okoliczności" w centrali MSZ wysiadł prąd i przestał działać internet. Do podobnej awarii doszło już 5 kwietnia 2010 r. Na kilka dni przed 10 kwietnia polskie służby ostrzegały przed atakami hakerów podszywających się pod MON Estonii.
14. Osoby zaangażowane w operację smoleńską dostały awanse i nagrody. Grupę rosyjskich "ratowników", OMON-owców i lekarzy odznaczył osobiście prezydent Borat Komorajew. Przypomnijmy, że "ratownicy" w trakcie "akcji ratunkowej" zaopiekowali się kartami kredytowymi Andrzeja Przewoźnika, Aleksandry Natalli-Świat, zegarkiem Aleksandra Szczygły, a także zegarkiem, spinkami od mankietów i pamiątkowymi monetami Sławomira Skrzypka. Zrywali również pagony poległym generałom i "dla żartu" wrzucili nogę generała Kwiatkowskiego do trumny z prezydentem Kaczyńskim. Do skandalicznych zachowań dochodziło również w prosektoriach. Nie zapominajmy również, że odznaczeni byli zaangażowani w operację niszczenia wraku oraz zacieranie innych śladów (że też o dziwnych strzałach w lesie nie wspomnę).
15. Dzień po katastrofie, kierownictwo SKW, choć powinno pracować na pełnych obrotach nad rozwiązaniem smoleńskiej zagadki zorganizowało sobie ostrą popijawę - podczas której niektórzy oficerowie "odzyskanych" służb upili się do nieprzytomności. Stypa czy świętowanie? To właśnie ta służba monitorowała lot Tupolewa.
16. W lipcu 2010 r. prezydent Borat Komorajew sam sobie przyznał 22 tys. zł nagrody za "ciężką pracę po katastrofie smoleńskiej". Nie wiadomo czy dostał ją za szukanie w prezydenckim gabinecie 10 kwietnia aneksu do raportu o działaniach WSI, za wywołanie konfliktu wokół krzyża, dziwną wizytę w Erywaniu, tajne spotkanie z byłym szefem FSB Władimirem Patruszewem czy też za pilną naukę ortografii.
Można takich "zbiegów okoliczności" przytoczyć jeszcze wiele. Wynika z nich, że "katastrofa" smoleńska była zwyczajnym wypadkiem tak jak zgon Ireneusza Sekuły był samobójstwem, tak jak JFK został zabity przez samotnego szaleńca a w Roswell rozbił się balon meteorologiczny.
sobota, 7 kwietnia 2012
Polski USS Panay
Poniższy tekst napisałem na przełomie 2008 i 2009 r. Z czasem nabrał on cech quasi-przepowiedni. Pomyliłem się jedynie, co do skutków kryzysu finansowego dla Rosji.
Polski USS Panay
Reakcje dużej części polskiej klasy politycznej
na incydent w Achałgori bardzo przypominały zachowanie amerykańskiej
administracji w 1937 r. wobec prowokacyjnych działań Japonii. Nieprawidłowe
rozpoznanie zamiarów Tokio przez Waszyngton przyspieszyło wówczas eskalację
wojny światowej w Azji i na Pacyfiku.
Cztery lata przed atakiem na Pearl Harbour
doszło do wciąż nie do końca wyjaśnionego incydentu, który niektórzy uznają, za
pierwsze starcie w wojnie USA z Japonią. 12 grudnia 1937 r. USS Panay,
wysłużona kanonierka pływająca po rzece Jang-Tse ewakuująca z personel
dyplomatyczny USA z placówki w Nankinie, została ostrzelana i zbombardowana
przez samoloty japońskiej marynarki wojennej. Panay nie miała szans w tym
starciu. Płonący statek szybko zatonął. W ataku zginęło trzech członków załogi
a 43 marynarzy i 5 amerykańskich cywilów odniosło rany. Japoński rząd szybko
wziął na siebie odpowiedzialność za atak, ogłosił, że był on skutkiem „pomyłki”
i wypłacił odszkodowania rodzinom ofiar.
Osoby obecne na miejscu zdarzenia upierały się
jednak, że o żadnej pomyłce nie mogło być mowy. Ewakuacja dyplomatów była
koordynowana z japońską armią, z którą ustalono dokładną trasę, którą ma
przebyć kanonierka. Statek był oznaczony kilkoma, widocznymi z daleka flagami
USA. Na pokładzie Panay obecny był kamerzysta, który zdołał uchwycić na taśmie
filmowej moment ataku. Japońskie samoloty zaatakowały okręt z bardzo niskiej
wysokości. Piloci nie mogli nie zauważyć flag. Kryptolodzy z US Army odczytujący
japońskie depesze wojskowe, przechwycili zaś treść rozkazów wydanych pilotom
jednoznacznie mówiących o konieczności zaatakowania USS Panay.
Mimo oczywistych dowodów japońskiej prowokacji,
rząd USA postanowił sprawę „zamieść pod dywan”. Amerykański ambasador w Tokio,
Joseph Grew, argumentował, że przyjęcie ostrego kursu wobec Japonii w związku z
incydentem, doprowadzi do wybuchu wojny, która będzie dla USA zbyt kosztowna.
Po latach historycy, postawili tezę, że
Japończycy atakując USS Panay chcieli sprawdzić jakim przeciwnikiem mogą być
dla nich Amerykanie. Zatuszowanie incydentu przez Waszyngton utwierdziło, część
cesarskiego establiszmentu w przekonaniu, że rząd USA jest słaby i ugnie się,
jeżeli spotka się z bezwzględnym działaniem. Japońscy militaryści rozważali
wtedy dwa warianty polityki ekspansji: jednym z nich była wojna z zachodnimi
mocarstwami, uderzenie w interesy ZSRR. Sowieci na każdą japońską prowokację
udzielali jednak bezwzględnej odpowiedzi zbrojnej. Bardziej atrakcyjnym celem
stał się więc anglosaski Zachód.
Donald Tusk jest z wykształcenia historykiem.
Nieustannie jednak dowodzi, że jest kiepsko przygotowany do wykonywania tego
zawodu. Po tym, gdy załoga nielegalnego rosyjsko-osetyńskiego posterunku pod
Achałgori „ostrzegawczo” otworzyła ogień w pobliżu prezydentów Polski i Gruzji,
ludzie z jego rządu i partii zaczęli zachowywać się tak samo jak amerykańscy
biurokraci tuszujący incydent USS Panay. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski
pożartował sobie o „ślepym snajperze”. „Eksperci” z Centrum
Antyterrorystycznego szybko wysmażyli (powszechnie później wyśmiany) raport
mówiący, że nocne strzały koło Achałgori były wynikiem spisku gruzińskich
imperialistów, na co dowodem miało być, że prezydent Saakaszwili „trzymał ręce
w kieszeniach”. Wkrótce cała masa medialnych komentatorów odwracała kota ogonem
zrzucając winę za całą sytuację na „tych wrednych Kaczyńskich”, którzy
„niepotrzebnie jeżdżą do Gruzji” i „prowokują Rosję”. Komentarze te jak i
raport powiązanych z ABW „ekspertów” wywołały rzecz jasna zachwyt kremlowskiej
machiny propagandowej, z dumą odnotowującej, że „nawet Polacy porzucają
Saakaszwilego”.
Reakcja polskich „elit” była kolejnym sygnałem
dla Kremla, że może zawsze liczyć w naszym kraju na watahy „pożytecznych
idiotów”, którzy chętnie storpedują każdą polską inicjatywę uderzającą w
rosyjskie interesy. W jeszcze większym stopniu zadowolić Putina musiała totalna
indolencja przywódców liczących się państw Unii Europejskich. Francuski
prezydent Nicholas Sarkozy biernie przyjął to, że rosyjska armia nie respektuje
warunków porozumienia, które w sierpniu osiągnął z Miedwiediewem. Achałgori
nigdy nie było częścią Osetii Południowej, rosyjskich wojsk, zgodnie z
warunkami rozejmu, być tam wogóle nie powinno. Zamiast domagać się od Kremla wyjaśnień,
unijni przywódcy przeszli do porządku dziennego nad tak jaskrawym przykładem
rosyjskiego bezprawia. Co więcej, wielu z nich zaczęło mówić, o konieczności
„poprawy stosunków z Rosją” i ustępstw wobec Kremla.
Zdrowy rozsądek nakazywałby unijnym politykom
zaostrzenie kursu wobec Rosji. Nie tylko dlatego, że zagroziła ona jednemu z
większych państw członkowskich UE „nuklearnym holokaustem”. Europa mogłaby
obecnie pozwolić sobie na luksus uprawiania ostrej, antykremlowskiej polityki,
główni dlatego że Rosja jest obecnie bardzo osłabiona. Kryzys finansowy i
gwałtowny spadek cen ropy na światowych rynkach poważnie zatrzęsły podstawami
gospodarczymi państwa Putina. W kraju tym, po raz pierwszy od lat, doszło do
masowych demonstracji ludzi sprzeciwiających się polityce Kremla. Choć Putin
udaje, że kryzysu nie ma, gospodarka kraju znalazła się na krawędzi recesji a
niegdyś bajecznie bogaci oligarchowie błagają państwo o pomoc finansową,
akceptując to, że w zamian za fundusze stabilizacyjne przejmie ono udziały w
ich przedsiębiorstwach. Tak dobrej okazji wymuszenia na Rosji cywilizowanego
zachowania i przy okazji zaznaczenia swej roli na światowej scenie Europa nie
miała od wielu lat. Z winy żyjących iluzjami zachodnich i polskich polityków,
szansa ta nie jest wykorzystywana.
piątek, 6 kwietnia 2012
Stanisław August, Katyń i sowiecka psota
Co łączy Stanisława Augusta z Katyniem i "katastrofą smoleńską"? Dużo więcej, niż wygląda na pierwszy rzut oka. Ale zacznijmy od początku: w lipcu 1938 r. Sowieci niespodziewanie przekazali nam trumnę ze zwłokami ostatniego, zdradzieckiego króla ("oznaczoną jako bagaż zwykły"). Według oficjalnej wersji burzyli kościół św. Katarzyny w Leningradzie, gdzie dotychczas Stanisław August spoczywał. A że jak wiadomo bolszewicy to bardzo cywilizowani ludzie (na każdym dworcu mieli wówczas odwszalnię), to postanowili nam oddać dawnego monarchę. Sanacyjne władze były zażenowane tym gestem - wszak musiały ponownie pochować króla-rosyjskiego agenta, który reprezentował wszystko to, czego sanacja nienawidziła. Pochowano go więc ukradkiem, w środku nocy w Wołczynie na Mińszczyźnie, w dawnym kościele parafialnym króla Kluchosława. Zabroniono nawet, by ksiądz odprawił nad trumną egzekwie.
Jak pisał dr Baliszewski na swoim blogu we wrześniu 2009 r.:
"z tym dniem przez Polskę zaczęła się przetaczać nawałnica ogólnopolskiej dyskusji. Czy to był król wielki, czy zwykły kochanek carycy wyniesiony do tronu na rosyjskich bagnetach. Czy jak chcieli niektórzy odmienił duszę polską, czy, jak chcieli drudzy, niczego nie odmienił, za to przystąpił do Targowicy. Czy powinien spocząć na Wawelu, czy pod mostem? Burzliwa, powszechna dyskusja trwała blisko cały rok. I pewnie trwałaby dalej, gdyby nagle i niespodziewanie nie wybuchła wojna.
Przypominam ten zapomniany nieco epizod historii, by przywołać, jakże trzeźwą i jakże trafną ocenę tego faktu dokonaną przez ministra Józefa Becka. Stwierdził on oto, że cała ta awantura związana ze sprowadzeniem do Polski zwłok ostatniego króla, była nie czym innym, jak; „rodzajem psoty ze strony Sowietów, by zakłopotać i poróżnić społeczeństwo polskie i sprawdzić jego reakcję”. Otóż Rosjanie wyraźnie także dzisiaj próbują poróżnić polskie społeczeństwo i sprawdzić jego reakcję. Nie ma bowiem żadnego sporu w historii, wokół kwalifikacji zbrodni katyńskiej. Nie ma i być nie może. "
W 1938 r. Sowieci z uwagą śledzili polskie dyskusje o Stanisławie Auguście. I z pewnością ich ucieszyło to, że pojawiło się tak wiele głosów rozgrzeszających monarchę. Potem jak wiadomo był 17 IX. W 2009 r. przysłuchiwali się również w wywołanej przez siebie polskiej dyskusji o Katyniu. Z pewnością ucieszyło ich, że w Polsce znalazło się tak wielu zwolenników ich wersji. Co było potem, wszyscy wiemy...
Suleiman wycofuje się. Bractwo zinfiltorwało armię
Omar Suleiman, były szef egipskich służb wywiadowczych wycofuje się z wyścigu o prezydenturę. Rządząca junta uznała, że Bractwa Muzułmańskiego nie da się zatrzymać - zwłaszcza, że zdołało ono zinfiltrować korpus oficerski. Jednocześnie torpedowana jest kandydatura Amra Musy, sekretarza generalnego Ligii Arabskiej, znanego z antyizraelskich zachowań. Rozeszły się bowiem wiadomości, że ma Żydów w rodzinie. W Egipcie taki plotki są zabójcze. Wygląda więc na to, że kandydat Bractwa Haiter el-Szatir ma już zwycięstwo w kieszeni.
***
Ciekawy raport Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA. Hezbollah ma 300 ludzi w Nowym Jorku, a w całych USA tysiące sympatyków. Znając życie pewnie dilują narkotykami.
czwartek, 5 kwietnia 2012
Zbyszewski - antidotum na "Strach"
Karol Zbyszewski, w wydanej w 1939 r. znakomitej książce "Niemcewicz od przodu i tyłu" zawarł m.in. parę cennych historycznych uwag o stosunkach polsko-żydowskich. Antysemici uznają je pewnie za grossopodobny antypolski paszkwil, zawodowi antyfaszyści wezmą je za zoologiczny antysemityzm a sami Semici pewnie się z tego nieźle uśmieją. Historia Polski i narodu żydowskiego nie jest bowiem czarna, ani biała, ani nawet szara, ale przede wszystkim barwna. Warto pamiętać o takich niuansach, gdy jakieś pacany kadzą nam o odwiecznym polskim antysemityzmie. Oddaję głos Zbyszewskiemu:
" Odwiecznym zwyczajem, na pamiątkę Męki Pańskiej, żacy warszawscy tłukli żydów w Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Straż marszałkowska nie przeciwstawiała się pięknej tradycji, żydzi wzniecali srogi wrzask, ale ani im do głowy nie przychodziło siedzieć w domu. Bogobojni mieszczanie nie handlowali w te wielkie dnie - były to więc ich benefisy. Dla podwójnego zarobku można było znieść parę kuksańców, żałowali, że tak nie jest krągły rok.
" Odwiecznym zwyczajem, na pamiątkę Męki Pańskiej, żacy warszawscy tłukli żydów w Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Straż marszałkowska nie przeciwstawiała się pięknej tradycji, żydzi wzniecali srogi wrzask, ale ani im do głowy nie przychodziło siedzieć w domu. Bogobojni mieszczanie nie handlowali w te wielkie dnie - były to więc ich benefisy. Dla podwójnego zarobku można było znieść parę kuksańców, żałowali, że tak nie jest krągły rok.
Św. Krzyż był pełen wiernych. Patrzyli z zainteresowaniem na biczowników, ludzi o obnażonych plecach i głowach całkowicie osłoniętych kapturami z małymi tylko otworami na oczy. Każdy miał batog w ręku i smagał innych co sił w ramieniu. Krew aż tryskała na siedzące w ławkach kumoszki.
- Masz za grzechy swoje! Masz, a masz! wołali biczownicy i ogarnięci wzrastającą skruchą, prali się do utraty tchu. Wejście króla położyło kres tym pobożnym ćwiczeniom. Ociekający krwią kapnicy poszli do żydów cyrulików po plastry, a Stanisław zasiadł przed głównym ołtarzem na wspaniałym krześle."
"Jeszcze śwątobliwszym mężem był ksiądz Obłoczyński - asceta, co się nawet na odpustach u Bernardynów nie upijał. Ciocia Bisia całowała ślady jego stóp w ogrodzie. Kazania miał tak płomienne, że spędzano na nie wszystkich żydów z Brześcia w nadziei, że ich nawróci. Choć gadał po 6 godzin i wymachiwał trupią czaszką - żydy zostawały przy swoim.
Nad nawróceniem żydziąt pracował niestrudzenie i pan Marceli. Nie kupił smaru ani nitki w Brześciu nie palnąwszy przy okazji parchom wykładu teologicznego. Gdy krawcy zjeżdżali do Klenik na generalne szycie, pan Marceli szedł do ich pracowni z biblią pod pachą i nuż tłómaczyć, a przekonywać. Żydłaki oponowały ostro, dyskusja kończyła się paru kopniakami, raz Talmud powędrował w ogień. Jednak co piątek żydziska łagodniały, zdawało się, że Duch Święty przenika im do głowy - uradowany pan Marceli, prócz umówionej zapłaty, dawał im na szabas parę gęsi, kur i worek kaszy. Krawcy wracali z Brześcia w poniedziałek, po dobrych dyspozycjach nie było śladu."
Guenter Grass - postać z GitProdukcji :)
Nie mogę uwierzyć, że Guenter Grass jest aż tak głupi! Od paru ludzie opowiadają dowcipy o jego służbie w Waffen-SS, a on nagle postanawia bawić się w antysyjonizm. Nieważne, że z "postępowych", politycznie poprawnych, lewicowych pozycji. Ten miłośnik bandy Andreasa Baadera powinien wiedzieć, że pewnych rzeczy nie powinien mówić - bo się tylko ośmieszy. Netanjahu już go wyśmiał mówiąc, że nie dziwi go to, że esesman uważa Izrael za zagrożenie. A "Haaretz" słusznie napisał, że wiersz GraSSa jest bardziej patetyczny niż antysemicki. (Dla miłośników kiepskiej poezji i języka Goethego: wiersz Grassa w oryginale). Warto teraz przypomnieć słowa kumpla GraSSa i GroSSa, czyli Adama Michnika:
"Grass prorokuje nieustannie. Wciąż zakłóca nasz spokój, uderzając w blaszany bębenek, nakazuje rachować się z mroczną przeszłością. I wciąż wymaga, byśmy porzucili małostkowość, banał, mściwość. Uczy, jak kochać wolność i prawdę, czyli po prostu życie; jak kochać ludzi, jak kochać literaturę. On to potrafi.
I my kochamy Ciebie, drogi Günterze! Dużo zdrowia i dużo nowych pięknych książek!"
środa, 4 kwietnia 2012
Bitwa o Athens, 1946. Amerykańska rebelia
Historia mało znanej amerykańskiej rebelii. W 1946 r. grupa weteranów drugiej wojny światowej z miasteczka Athens zbuntowała się przeciwko lokalnej sitwie samorządowej. Dopilnowali uczciwości wyborów za pomocą umiejętności jakie nabyli na frontach wojny w Europie i na Pacyfiku. Mają dzisiaj tablicę pamiątkową :) Wielkim nieszczęściem naszego kraju, że weterani Iraku i Afganistanu nie organizują się w ten sposób.
niedziela, 1 kwietnia 2012
Wojny Mussoliniego
Włoski udział w drugiej wojnie światowej jest postrzegany stereotypowo: wyobrażamy sobie, że Włosi zachowywali się tak jak w "Giuseppe w Warszawie" czy w "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" - jak dekadenckie cioty nie mające najmniejszej ochoty walczyć za Mussoliniego. To opinia krzywdząca. Nie tylko dla Włochów, ale również dla alianckich żołnierzy, którzy przeciwko nim walczyli - choćby dla Brygady Karpackiej w Tobruku i pod Gazalą. Tak naprawdę bowiem włoskie siły zbrojne były godnym wojennym przeciwnikiem. Książka Franka Josepha "Wojny Mussoliniego" przypomina heroiczne epizody ich udziału Włochów w tym konflikcie, a także w wojnach w Hiszpanii oraz Etiopii. Włoska armia była kiepsko wyposażona i słabo zaopatrzona, ale jej żołnierzom bynajmniej nie brakowało ducha bojowego. Wszak świetne włoskie dywizje - np. Folgore i Ariette wielokrotnie ratowały Rommla w Afryce. Włosi mieli doskonałe siły specjalne (np. X flotylla MAS), dobrych pilotów a ich marynarka wojenna zdołała w 1942 r. tak zmasakrować brytyjską flotę, że zdołała na pół roku wywalczyć sobie panowanie na Morzu Śródziemnym. Mitem jest również to, że "Włosi nie chcieli umierać za Mussolniego". W wojskach Włoskiej Republiki Socjalnej służyło przecież ponad 200 tys. fanatycznych ochotników - wtedy, gdy wiadomo było, że wojna jest przegrana. Przykładem tego oporu może być okręt podwodny "Torelli", który we wrześniu 1943 r. nie podporządkował się rozkazowi kapitulacji i służył z mieszaną niemiecko-włoską załogą na Dalekim Wschodzie. Po kapitulacji III Rzeszy działał jako japoński okręt podwodny I-504 z załogą niemiecko-włosko-japońską. 30 sierpnia 1945 r., czyli już po kapitulacji Japonii, zestrzelił nad portem w Kobe amerykański bombowiec B-25. Był to ostatni aliancki samolot zestrzelony przez państwa osi w drugiej wojnie światowej. Marynarz, który go zestrzelił był Włochem.
Największą niedoskonałością armii włoskiej było jej dowództwo - monarchistyczne, niekompetentne szczury, które dla kariery dezinformowały Duce o stanie armii (przez co Mussolini zdecydował się na zbyt wczesne wejście do wojny) a później zdradziły swego wodza i swój kraj. Największym błędem Mussoliniego było więc to, że w 1922 r. zatrzymał swoją rewolucję przed tronem.
Książka "Wojny Mussoliniego" mówi również o dwóch bardzo mało znanych epizodach drugiej wojny światowej: niemiecko-włosko-japońskim programie nuklearnym oraz korespondencji Chrurchill-Mussolini prowadzonej przez całą wojnę (w której m.in. brytyjski premier obiecywał Duce Grecję i kawałek Francji w zamian za zmianę frontu Włoch, proponował wspólny atak na ZSRR i prosił Mussoliniego o protekcję, gdyby Wielka Brytania skapitulowała). Właśnie te tajne listy były przyczyną zabójstwa Mussoliniego.
Stratfor: Bibi kontra Obama
Kolejne perełki z maili Stratforu. Okazuje się, że jednym ze źródeł wywiadowczych tej firmy był premier Izraela Benjamin Netanjahu! Z maili można się dowiedzieć jak bardzo premier Izraela nienawidzi Obamy. Oto przykładowe fragmenty:
Cytat nr. 1: BB dislikes Obama immensely. After hosting Biden, the last thing he wants
to do is kiss Obama's arse.
Cytat nr. 2: From my lips to your ears. I would imagine that my good friend BB
Netanyahu told Obama what the Sword of Gideon has in store for the Iranian
menace. I also have it on good word that BB trusts Obama about as much as
he trusted Arafat or Waddi Haddad.
Wspomniany tam Waddi Haddad, to znany palestyński komunistyczny terrorysta z lat '70-tych, wspólnik Carlosa. W innym mailu Stratforu napisano, że Haddad zmarł w Berlinie Wschodnim na białaczkę, ale Mossad puścił w świat historyjkę, że go otruł belgijskimi czekoladkami. Palestyńczycy i Sowieci ją podchwycili, by zrobić z Haddada bohatera.
Jeden z maili Stratforu dotyczący relacji amerykańsko-izraleskich, mówi, że "cień CIA" spodziewał się zamachu na Obamę (nazywanego tam "A-Dogg" tak jak jakiś raper) przygotowywanego przez Mossad. "Helikopter będzie miał awarię". Autor maila Fred Burton był członkiem komisji Departamentu Stanu USA badającej zabójstwo gen. Icchaka Rabina.
Email-ID | 1106053 |
---|---|
Date | 2010-02-22 17:21:03 |
From | burton@stratfor.com |
To | analysts@stratfor.com |
List-Name | analysts@stratfor.com |
The point is what is Israel's next move? Bob and Mike are experts, but
both also understand that what we think is really not the issue. I alsoknow what BB will do, i.e., protect the State of Israel. One can look
at MOSSAD's recent covert activities and get a sense of their mindset.
I also think they will assassinate A-Dogg. His helo will have a
malfunction.
UPDATE: Słusznie zwrócono mi uwagę, że A-Dogg pasuje również do Ahmadinedżada, który też notabene lubi latać helikopterem. Inna depesza Stratforu pokazuje, że A-Dogg to rzeczywiście Ahmadinedżad. Dlatego zmieniłem tytuł posta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)