sobota, 21 października 2017

Największe sekrety: Pontifex - Ecclesia delenda est


"Jak się miewa papież?"
   Giulio Andreotti


Ilustracja muzyczna: Eren the coordinate - Shingeki no Kyojin season 2 OST

Gdy kard. Agustin Bea powiedział świeżo wybranemu papieżowi Janowi XXIII o życzeniu Piusa XII, by wznowić Sobór Watykański I, papież Roncalli odpowiedział: "A co, sobór ma mnie uczynić jeszcze bardziej nieomylnym?". Minęło kilka miesięcy i Ojciec Święty zmienił zdanie o 180 stopni. Zdecydował o zwołaniu Soboru Watyńskiego II-go, wydarzenia które "odnowiło" bądź w innej interpretacji "rozwaliło" Kościół. Jan XXIII niemal na pewno nie chciał Kościoła rozwalać. Był zawodowym dyplomatą (i być może również człowiekiem tajnych służb), który wcześniej przez wiele lat wiernie wypełniał wolę kolejnych konserwatywnych papieży. Nie myślał o żadnej rewolucji, tylko o zmianie strategii. Dostosowaniu jej do warunków politycznych, tak jak to wcześniej robili Pius XII, Pius XI, Benedykt XV, św. Pius X, Leon XIII i bł. Pius IX.



Z pozoru powodów do większej zmiany strategii nie było. Kościół był potężny i dynamicznie się rozrastał. Nowych wiernych przybywało zarówno w europejskich koloniach jak i w USA. Z Kościołem godzili się intelektualiści i demokratyczni politycy. Kościół był opoką przeciwko zagrożeniu globalnym komunizmem i cichym patronem nowej Europy Zachodniej. Za tą fasadą krył się jednak ferment intelektualny i narastający bunt duchownych przeciwko Rzymowi i tradycji. Do seminariów i na katolickie uniwersytety przenikały nowoczesne trendy intelektualne - w tym te najbardziej toksyczne. Gdy wszystko to było trzymane żelazną ręką a na wolnomyślicielskich duchownych sypały się kary, wszystko się jeszcze jakoś trzymało i sprawnie działało. A jednak...



O. Malachi Martin, znany watykański insider, były współpracownik kard.Bea, opisał ówczesną atmosferę w swojej wydanej na początku lat 70-tych książce "Three popes and the cardinal". Pisał o tym, że hierarchowie tacy jak Bea czy Roncalli mieli poczucie oderwania Kościoła od rzeczywistości społecznej i chcieli, by sobór był wielkim wydarzeniem mającym pomóc znaleźć nową definicję człowieka - tak jak to zrobiono w czasach renesansu i oświecenia. Tak jak to zrobiło chrześcijaństwo u schyłku Imperium Rzymskiego. O. Martin porównywał sytuację w Kościele z sytuacją w USA, nazywając przy tym Amerykanów "świnkami morskimi historii". Miał wrażenie, że równolegle przeprowadzano w Stanach Zjednoczonych i Watykanie podobny eksperyment. Schemat był mniej więcej taki sam: konserwatywny Pius XII - nowe nadzieje związane z Janem XXIII - chaos pontyfikatu Pawła VI, konserwatywna epoka Eisenhowera- nowe nadzieje związane z JFK - szok i chaos epoki Lyndona Johnsona. Grzeczne dziewczynki z lat 50-tych zamieniające się w uzależnione od heroiny, prostytuujące się hipiski. Prawowierni jezuici stający się lewackimi terrorystami spod znaku teologii wyzwolenia. Jan XXIII zmarł ledwie parę miesięcy przed JFK i nie miał szansy obserwować sił, które wprawił w ruch. Tak jak JFK był tymczasowym przywódcą. Mówiono, że wybrano go po to, by dał kapelusz kardynalski arcybiskupowi Montiniemu, umożliwiając wybranie go na swojego następcę. (Pius XII z jakiegoś powodu pomijał Montiniego przy nominacjach kardynalskich, choć Montini brał udział w jego tajnych intrygach dyplomatycznych.) Paweł VI zaś widząc gwałtowną transformację Kościoła mówił o dymie szatańskim, który dostał się do Świątyni Pańskiej. Miał zapewne wrażenie, że sobór wymknął mu się spod kontroli. Paweł VI mówił przecież: "Kościół znajduje się w godzinie niepokoju, samokrytyki, można by nawet powiedzieć – samozniszczenia. To jest jakby wewnętrzny wstrząs, (...) którego nikt po Soborze nie oczekiwał".

O szkodliwym dziedzictwie Soboru Watykańskiego II pisało już bardzo obszernie wielu autorów, głównie związanych z tradsowskim skrzydłem Kościoła. Zainteresowanych ich argumentami odsyłam do książek: Józefa Mackiewicza ("W cieniu krzyża" i "Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy"), o. Malachiego Martina (np. "Jezuici"), Michaela Davisa (np. "Liturgiczne bomby zegarowe soboru watykańskiego II"), Romano Amerio, abpa Marcela Lefebvre'a czy ks. Karola Stehlina. Przytoczenie i omówienie tych argumentów znacznie wykracza poza ramy tego wpisu.
Autorzy ci często jednak nie rozumieją podstawowej kwestii: decyzje podjęte na soborze watykańskim drugim świadczyły o tym, że Kościół chciał dokonać podobnego manewru z dostosowaniem się do powszechnie obowiązującego ustroju, tak jak robił to wielokrotnie w przeszłości. Tym razem miał się dostosować do globalistycznego, zachodniego liberalizmu. I pośrednio do komunizmu. 



Zbliżenie Kościoła z komunizmem? Czy to aby nie przesada? Niestety, nie. W 1962 r. doszło do Porozumienia z Metz - układu pomiędzy Stolicą Apostolską a ZSRR (reprezentowanym przez sterowany przez KGB Patriarchat Moskiewski) przewidującego, że komunizm nie zostanie potępiony na soborze a w zamian kagiebowska cerkiew zaangażuje się w ekumeniczne zbliżenie z Watykanem. Stolica Apostolska nic na tym nie zyskała, jedynie dała sygnał, że "może się wcześniej myliliśmy w ocenie komunizmu". Sygnał, który bardzo szybko zaowocował rozwojem marksistowskiej teologii wyzwolenia w Trzecim Świecie i na Zachodzie. W latach 60-tych i 70-tych nagle więc pojawili się latynoamerykańscy biskupi pieczętujący się sierpem i młotem w oficjalnych dokumentach i jeżdżący po instrukcje na Kubę. Brazylijski arcybiskup Camara zaczynał kazania od wznoszenia lewej pięści w powietrze i okrzyku "Jestem marksistą!". Gdy agent KGB, eugeniczny nazi-marksista Salvador Allende został prezydentem Chile (dzięki głosom chadeków) w katedrze w Santiago biskupi śpiewali z tej okazji "Te Deum" i dziękowali temu klonowi Castro za jego... antyaborcyjną postawę. Nic dziwnego więc, że szeregowi księża garnęli się do marksistowskich partyzantek. Jezuici z Nikaragui nawet zajmowali później kluczowe stanowiska w reżimie sandinistów. Na Bliskim Wschodzie dochodziło zaś do mariażu marksistowsko-chrześcijańsko-nacjonalistycznego wśród miejscowych księży. Np. bp Hilarion Capucci został w 1974 r. przyłapany na szmuglu broni dla palestyńskich, marksistowskich terrorystów. Podobne zidiocenie dotykało również zachodnich jezuitów. Typowym przypadkiem był ks. Daniel Berrigan SI, radykalny amerykański aktywista, który podkładał bomby i próbował porwać Henry'ego Kissingera.

Ocieplenie na linii Kościół-marksiści, było jednak tylko pochodną ocieplenia na linii Kościół-liberalni globaliści. O ile Piusowi XII mogło się wydawać, że ZSRR się rozpadnie po śmierci Stalina (prometejski agent Beria o mało co do tego nie doprowadził), to Jan XXIII i Paweł VI uznali, że Zachód i Blok Sowiecki będą koegzystować ze sobą przez wiele dekad. Nie opłacało się więc podsycać oporu przeciwko Sowietom, tylko szukać z nimi dróg porozumienia. A nawet wypracowania jakiegoś pośredniego ustroju między zachodnim kapitalizmem a sowieckim komunizmem. W myśl popularnej na Zachodzie teorii konwergencji.




Otwarcie Kościoła na globalistyczny liberalizm skutkowało również zwycięstwem relatywizmu. Skoro wszystkie religie są dobre i prowadzą do Boga, to po co trzymać się dawno ustalonych dogmatów? Wystarczy tylko przeprosić za inkwizycję, antysemityzm, mizoginię oraz inne prawdziwe lub domniemane grzechy Kościoła a będziemy żyli w pięknym tolerancyjnym świecie. Nieustanne dawanie sygnałów, że Kościół powinien być zarządzany kolegialnie doprowadziło do tego, że lokalne episkopaty uznały, że mogą mieć polecenia papieża głęboko w d...  Doszło do bezprecedensowego rozluźnienia dyscypliny w Kościele. Na to nałożył się proces "odmagicznienia" Kościoła. By religia trwała, musi posiadać element magiczny, ludowy, działający na wyobraźnię. Biskupi i teologowie z Zachodu wydali temu elementowi wojnę. Tajemnicza, tworzona przez stulecia liturgia została zastąpiona liturgią "wspólnej uczty" wypłukaną z wszelkiej tajemnicy. Spotkania grup religijnych zamieniły się w socjologiczne i psychologiczne pogadanki. Księża częściej mówili o pokoju na świecie i ekologii niż o Niebie, Piekle i cudach. Powtórzono ten sam błąd, który w ślad z kalwinami popełniło wiele protestanckich wspólnot - misterium oddziaływające na wyobraźnię zamieniono w liturgię pustki. Skutkowało to pustoszejącymi kościołami. Liberałowie i tak nie mieli przecież powodu, by przychodzić do świątyni a umiarkowanych i konserwatystów do udziału w zreformowanej liturgii zniechęcono. I trudno się dziwić temu zniechęceniu - wszak zaoferowano wiernym produkt gorszej jakości a zmiany wprowadzano zbyt szybko.

Zmiany przeprowadzone w trakcie soboru watykańskiego II były czymś w rodzaju Operacji "Walkiria" w Watykanie. Dokonywano ich często na przekór woli papieża Pawła VI, który był wobec nich zupełnie bezsilny. Kto za to odpowiadał? Wśród inicjatorów była tzw. grupa reńska. Jak czytamy:

"Na Soborze była grupa około 250 do 270 biskupów, którzy chcieli bronić Tradycji Kościoła i którzy potem zrzeszyli się w Coetus Internationalis Patrum. Przeciw nim stała jednak grupa liberalnych kardynałów i biskupów, którzy stworzyli tzw. sojusz reński. Nazwa „sojusz reński” pochodzi stąd, że jego przywódcami byli prawie wszyscy biskupi, których biskupstwa leżą nad Renem. Grupa ta była bardzo dobrze zorganizowana i codziennie zalewała Sobór drukami, w których instruowano biskupów, jak mają głosować. Większość biskupów była niezdecydowana i byłaby gotowa wesprzeć konserwatystów, stanęła jednak po stronie liberałów, ponieważ widziała, że przywódcy „sojuszu reńskiego” są osobistymi przyjaciółmi papieża, a niektórzy z nich – jak kardynałowie Dopfner, Suenens i Lercaro – zostali mianowani moderatorami Soboru.



Ks. Hans Küng, teolog frakcji postępowej, wyraził raz podczas Soboru swą radość z tego, że marzenie małej mniejszości urzeczywistniło się na Soborze: „Nikt, kto był tutaj na soborze, nie powróci do domu takim, jakim tu przybył. Samemu nigdy nie spodziewałbym się tak wielu śmiałych i wyraźnych oświadczeń biskupów”42. W międzyczasie okazało się, jakiego ducha dzieckiem jest Küng. Obok nieomylności papieża i Bóstwa Chrystusa neguje on większość chrześcijańskich dogmatów, tak, że nawet posoborowy Rzym odsunął go od nauczania.
Nie lepiej ma się sprawa z ks. Karlem Rahnerem, który – chociaż ostrożniej – rozpowszechnia w swych pracach podobne poglądy, za co został już przez Piusa XII ukarany. Na Soborze Watykańskim II osiągnął on olbrzymi wpływ, a Ralph Wiltgen nazywa go nawet najbardziej wpływowym teologiem na Soborze. „Ponieważ stanowisko niemieckojęzycznych biskupów było przejmowane przez sojusz europejski (tj. sojusz reński), a stanowisko sojuszu było przejmowane przez Sobór, tylko teolog, którego opinie stały się opiniami biskupów niemieckojęzycznych, mógł wpływać na przyjmowanie tych opinii przez cały Sobór. Na Soborze był jeden taki teolog – ks. Karl Rahner SI”43.
Dla Karla Rahnera tradycyjna nauka Kościoła była tylko „plusowym monolityzmem” oraz „szkolną teologią”. Jakie usposobienie miał on wobec Magisterium Kościoła okazuje się z listu, jaki napisał 22 II 1962 r. w związku z przetłumaczeniem jego Małego słownika teologicznego: „Właśnie pisze Scherer, czy jestem za czy też przeciwko temu, by zrobiono włoskie tłumaczenie słowniczka. Język włoski jest z pewnością szczególnym problemem ze względu na bonzów i obrońców prawowierności w Rzymie; dlatego me pisma nie zostały przetłumaczone na włoski. Z drugiej strony jestem znowu umocniony w mej pozycji. Można by też powiedzieć, że słowniczek jest tak skonstruowany, że ci ludzie nic z niego nie zrozumieją i dlatego nie znajdą tego, co w nim się mówi przeciwko ich ograniczeniu44. Kiedy prefekt Świętego Oficjum kard. Ottaviani podczas przemówienia na Soborze w trosce o tradycję Kościoła przekroczył przeznaczony na przemówienie czas i mikrofon został mu po prostu wyłączony, to w taki oto sposób skomentował to Rahner w liście do Vorgrimlera z 5 XI 1962 r.: „O tym, że Alfrink odebrał Ottavianiemu mikrofon, gdyż ten za długo mówił, a ponadto ludzie zaczynali klaskać (co należy do rzadkości), usłyszysz z pewnością. Motto: Schadenfreude (’radość z cudzego nieszczęścia’) jest najczystszą radością”45.

(...)



Jaką rewolucję w Kościele oznacza Sobór, określił jeden z jego przedstawicieli. Kardynał Suenens nakreślił zbieżność między Soborem a rewolucją francuską, mówiąc że Sobór jest rokiem 1789 w Kościele, a teolog soborowy o. Y. Congar OP porównał go do rewolucji bolszewickiej: „Kościół w sposób pokojowy przeprowadził swą rewolucję październikową”"




Spory udział w tej soborowej Operacji "Walkiria" mieli również włoscy kardynałowie. A szczególnie abp Annibale Bugnini, kontrowersyjny ojciec nowego rytu Mszy Św.  Abp Bugnini był masonem, którego nazwisko widniało na liście wysokich rangą wolnomularzy w Watykanie skompilowanej przez włoskiego dziennikarza Mino Pecorellego. Pecorelli został zabity w 1979 r. Był członkiem loży masońskiej Propaganda Due (P2) stanowiącej serce włoskiego Głębokiego Państwa. P2 zrzeszała ludzi ze służb specjalnych, wojskowych, finansistów, biskupów i mafiozów. Kierował ją Licio Gelli , ale niektórzy sugerowali, że prawdziwym jej przywódcą był wielokrotny premier Giulio Andreotti. Lożę P2 wiązano z aferą w Banku Watykańskim, śmiercią bankiera Roberto Calviego i mafijnego finansisty Michaele Sindony,  zabójstwem premiera Aldo Moro, zamachem bombowym na dworzec kolejowy w Bolonii w 1980 r.,  czy zestrzeleniem samolotu pasażerskiego nad Usticą.  P2 realizowała strategię napięcia, która miała doprowadzić do marginalizacji skrajnych ugrupowań politycznych we Włoszech (komunistów i neofaszystów) a zarazem umocnić władzę chadecko-socjalistycznego establiszmentu. Członkami P2 byli też członkowie argentyńskiej junty, ale organizacja robiła też interesy z sandinistami.

Krótkie podsumowanie działalności loży P2 dał Paolo Sorentino w początkowej scenie znakomitego filmu "Il Divo" opowiadającego o Andreottim. (Oglądać od 2:30).





P2 była włoskim filarem siatki Gladio, organizacji mających tworzyć ruch oporu w Europie na wypadek sowieckiej inwazji. Siatki tego typu powstawały z inicjatywy amerykańskich tajnych służb w krajach NATO i były kontrolowane przez lokalne tajne służby. We Francji tworzyli ją np. dawni bojownicy ruchu oporu, w Wielkiej Brytanii dawni żołnierze SAS, w Austrii miejscowi socjaliści, w Grecji i Turcji wywiad wojskowy... We Włoszech rola ta przypadła P2. Sama loża służyła jednak tylko jako wykonawca woli amerykańskich tajnych służb. Skoro więc to P2 osaczyła Pawła VI i zorganizowała watykańską Operację "Walkiria", czyli przeinaczyła sobór watykański II, to możemy powiedzieć, że to CIA stała za zmianami w Kościele w latach 60-tych i 70-tych. Był to wielki eksperyment społeczny wpisujący się w trendy wdrażane ówcześnie w USA. Eksperyment ten nie do końca się powiódł, bo Paweł VI nie chciał się podłączyć do eugenicznych planów depopulacji Trzeciego Świata snutych przez liberalny, globalistyczny establiszment.



Loża P2 była łączona ze śmiercią papieża Jana Pawła I. Brytyjski autor David Yallop w swojej książce "W imię Boże" twierdził, że Jan Paweł I dostał dossier dokumentujące jej działalność w Watykanie, w tym aferę Banku Watykańskiego i z tego powodu został otruty. O. Malachi Martin w swojej powieści "Windswept House" idzie krok dalej - sugeruje, że dokumenty dotyczyły "sytuacji mające wpływ na stan Kościoła" od pewnej ceremonii przeprowadzonej 29 czerwca 1963 r. w Watykanie. Miała to być ceremonia... intronizacji Szatana.




Martin utrzymywał, że do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło i że do Kościoła zdołał wniknąć kult satanistyczny, który był odpowiedzialny m.in. za wiele przypadków rytualnej pedofilii. Sugerował (oczywiście zmieniając podejrzanemu nazwisko w swojej książce), że jednym z prominentnych kryptosatanistów był kard. Joseph Bernardin, długoletni arcybiskup Chicago. Bernardin był liberałem i gejem oskarżanym o molestowanie kleryków. Prezydent Barack Hussein Obama twierdził, że nauczanie kardynała Bernardina bardzo mocno na niego wpłynęło. Co ciekawe archidiecezja Chicago opłaciła w 1986 r. udział młodego Obamy w konferencji poświęconej metodom Saula Alinsky'ego dotyczącym organizowania społeczności.



O. Martin w "Windswept House" twierdził, że dokumenty dotyczące tego satanistycznego kultu po śmierci papieża Jana Pawła I trafiły w ręce kardynała kamerlinga Jeana-Marie Villota. Villot był masonem z loży P2. Zmarł nagle na "zapalenie płuc" w marcu 1979 r. Papieżem wtedy był już Polak Karol Wojtyła, który dla liberalnych globalistów oraz ich komunistycznych sojuszników okaże się wyjątkowo twardym orzechem do zgryzienia...

Pontyfikat św. Jana Pawła II będzie tematem kolejnego odcinka serii "Pontifex". A w międzyczasie zapraszam do lektury "Uważam Rze Historia", w tym prometejskiego artykułu poświęconego Feliksowi Edmundowiczo Dzierżyńskiemu. 

niedziela, 15 października 2017

Weinstein - czyli bitwa o machinę propagandy

Bill i Hillary Clintonowie ponoć nie rozmawiają ze sobą od tygodni. Niedoszła prezydent śmiertelnie obraziła się na byłego prezydenta, bo wyrzucił do śmieci rękopis jej tragikomicznej książki "What happened". Wcześniej odradzał, by ją napisała. Próbował jej uświadomić, że tylko się ośmieszy wypuszczając takie kurwiozum na rynek. I miał rację. Można Clintonowi wiele zarzucić, ale okazuje się, że wciąż ma politycznego nosa. I dlatego został prezydentem a jego zidiociała małżonka nie.

Ilustracja muzyczna: LMFAO - Sexy and I Know It





Clintonowi swego czasu publicznie dziękował Harvey Weinstein, znany hollywoodzki producent, bohater wielkiej seksafery. Weinstein mówił w jednym z programów telewizyjnych, że jest "bardzo wdzięczny Billowi" i że "tak wiele się od niego nauczył". W 2013 r. Weinsten, wspólnie z aktorką Jennifer Lawrence (jedną z panienek, które przeleciał na wszelkie możliwe sposoby) wręczał Clintonowi nagrodę GLAAD w imieniu przemysłu filmowego. Oficjalnie było to wyróżnienie za zasługi w walce o prawa społeczności LGBT, ale równie dobrze mogłoby nagrodą za życiowy dorobek w dziedzinie heteroseksualnych rozrywek (polityczna poprawność niestety nie pozwoliła nazwać tej nagrody "ruchaczem dekady" czy jakoś tak...). Weinstein mocno wspierał finansowo kampanię Hillary a po wyborach prezydenckich pojawił się na feministycznym marszu w Waszyngtonie - co prawda bez różowego "cipokapelutka", ale zapewne bawił się dobrze oglądając histeryczne wystąpienie Ashley Judd (mówiącej m.in. o tym, że Trump "ma mokre sny o Ivance") tudzież przemówienia o "kobiecej sile" innych aktoreczek, które wcześniej przez wiele lat dogłębnie penetrował. Swego czasu karzełek Putin-Hujło mówił, że zazdrości Izraelczykom prezydenta Mosze Katzava, który "dziewięć kobiet zgwałcił". Weinstaina oskarża o molestowanie ponad 35 kobiet i ta liczba wciąż rośnie.

Wszyscy liberałowie z USA mówią, że sprawa Weinsteina to dla nich "wielki szok". Czyżby? Kilka lat temu Seth MacFarlane prowadząc oscarową ceremonię pozwolił sobie na drobny żarcik. Omawiając nominację do Oscara za najlepszą rolę kobiecą, powiedział: "Nie będą już musiały udawać, że podoba im się Harvey Weinstein". Sala wybuchła śmiechem. Zachowania Weinsteina były więc tajemnicą poliszynela. W 2004 r. i w 1997 r. skutecznie zablokowano artykuły na temat tej seksafery - zaangażowani w to byli m.in. Russell Crowe i Matt Damon. "Zabito" m.in. artykuł w "New York Timesie".  O tuszowanie sprawy są też podejrzewane Amazon Studios, własność koncernu Amazon. Projektantka Dona Karan, na sposób bliskowschodni broni Weinsteina - mówi, że te aktoreczki "same się o to prosiły", bo ubierały się wyzywająco. W ciekawy sposób do sprawy podeszła "Hanoi Jane" Fonda - przeprosiła za to, że przez wiele lat milczała na temat wyczynów Weinsteina, choć doskonale wiedziała, co robił i za swoje milczenie obwiniła... Trumpa. 



Nie popadajmy jednak w napuszoną, feministyczno-purytańską narrację. Owszem Weinstein molestował sziksy. (Masturbowanie się na oczach pierwszy raz w życiu widzianej panienki jest przestępstwem - przynajmniej od 11 września 2001 r. Dzięki Osamo! :) Ale całe tabuny kobiet same też pchały mu się do łóżka. To bowiem stary i sprawdzony sposób zrobienia kariery w Hollywood. Wiele dziewczyn zostało w ten sposób wypromowanych i zrobiło ogromne kariery. Przez wiele lat żadna z nich nie pisnęła złego słówka o Weinsteinie. Bo traktowały przespanie się z nim jako przepustkę do sławy i pieniędzy. Była asystentka Weinsteina wspomina, że przyjmował zawsze bardzo dużo panienek i za każdym razem wyglądało to na relacje za obopólną zgodą. Wbrew temu, co wypisują na różnych chrześcijańskich stronkach, kobiety nie są czystymi i niewinnymi istotkami czerwieniącym się, gdy słyszą aluzje seksualne. Kobiety uprawiają seks za pieniądze (lub inne gratyfikacje) o wiele częściej niż wam się wydaje - i jest to coś, co głęboko siedzi w ich naturze. (Nawet małżeństwo jest formą prostytucji.) Zastanawialiście się czemu tak wiele z nich milczało przez całe lata o zachowaniach Weinsteina? Ashley Judd, jeden z kobiet, które miał on "zgwałcić", zrobiła kiedyś straszliwą aferę z tego powodu, że strażnik na lotnisku powiedział do niej "sweetheart". O "krzywdzie" jaka ją spotkała z rąk Weinsteina nie puściła pary przez wiele lat. Charakterystyczne jest to, że oskarżycielkami są teraz głównie podstarzałe aktorki, czyli takie, które obawiają się konkurencji ze strony młodych, robiących karierę przez łóżko gwiazdeczek.
Są też lasencje, które bronią hollywoodzkiego producenta. Np. Lindsey Lohan (która jest bardzo ciekawym przypadkiem, bo przeszła na suficki islam i robiła sobie sweetfocie z Erdoganem:). Lana del Rey, śpiewała nawet, że "preferuje starszych mężczyzn" i teraz musi się tłumaczyć, że rzekomo nie chodziło jej o Weinstaina. Ciekawe co na to Weronika Rossati? Parę lat temu było głośno o ich "romansie" a Andrzej Żuławski otwarcie pisał, że "puściła się z największym knurem w Hollywood".  Została "skrzywdzona" czy sama się o "krzywdę" prosiła?



Po wybuchu afery wdrożono specjalną procedurę. Zachodni liberałowie i feministki chcą, by nasza uwaga skupiła się na "toksycznej męskości". Weinstein miał cwelić młode aktorki, bo po prostu był białym, heteroseksualnym mężczyzną mający władzę i pieniądze. W III Rzeszy mówiono by, że robił to jest Żydem a w ZSRR, że po prostu wyszła z niego kapitalistyczna natura. Inteligentnych ludzi tego typu "wyjaśnienia" nie powinny zadowalać. Czy bowiem Silvio Berlusconi - inny biały, heteroseksualny, starszy, bogaty mężczyzna - jakąś panienkę molestował? Nie, same pchały mu się do łóżka. Owszem często je za "bunga bunga" nagradzał. Ale nigdy go o molestowanie czy gwałt nie oskarżano - tylko za płacenie za seks 16-latce. Nie musiał bowiem nikogo molestować. Seksu miał bowiem zawsze w obfitości. A Mussolini jakąś lasencję zgwałcił? Historycy zidentyfikowali ponad 600 jego kochanek. Wszystkie same mu nadstawiały wszystkie otwory (a te bardziej biuściaste również swoje dekolty). Żadnej nie zgwałcił, żadnej nie molestował, wiele miło go potem wspominało. Weinstein był hollywoodzkim bogiem. Teoretycznie panienki same powinny ustawiać się przed drzwiami jego sypialni. Jeśli jakimś cudem nie miał powodzenia, to mógł zawsze zamówić sobie tabun ekskluzywnych dziwek i zrobić z nimi imprezę. Mieszkał przecież w Hollywood a nie w klasztorze na Athos. Jeśli był dusigroszem, mógł skoczyć na Filipiny czy do Tajlandii, gdzie za cenę jednej kolacji w nowojorskiej restauracji dla snobów miałby seksimprezę trwającą miesiąc. Jeśli nie lubi Azjatek, to mógł pojechać na łowy do Rumunii czy na Ukrainę, do Kolumbii czy Argentyny. Ludzie bogaci mają nieograniczone możliwości. On jednak wolał cwelić początkujące aktoreczki a później nimi sterować. Chodziło o władzę nad marionetkami. Pięknie jest realizować taki program kontroli umysłu a przy tym pierdzielić o liberalizmie i feminizmie. Problemem nie jest "toksyczna męskość", ale toksyczna kultura liberalnego Hollywood.



Hollywood jest od dziesięcioleci miejsce skandali hetero- i homoseksualnych. (Rolę Weinsteina spełniał tam kiedyś Louis B. Mayer - hollywoodzki gigant.) Przydarzają się tam też czasem takie "niefortunne zdarzenia" jak masakra w domu Polańskiego czy nagłe zejście Stanleya Kubricka po nakręceniu "Oczu szeroko zamkniętych". Verhoeven i Esterhas po zrobieniu "Showgirls" chcieli kontynuować temat i nakręcić film o stosunkach panujących w Hollywood, ale im ten projekt zabito na bardzo wczesnym etapie. Mogli bowiem pokazać zbyt dużo. "Fabryka snów" jest bowiem nie tylko jednym wielkim kurwidołkiem, ale też bezpiecznym azylem dla pedofilów. Mówił o tym choćby Elijah Wood, mówił Corey Feldman, mówią inni aktorzy molestowani w młodości (jest nawet o tym film dokumentalny "Open Secret"). Ileż tam się nazbierało materiałów kompromitujących! Choćby wyciek nagich zdjęć aktoreczek znany jako "The Fappening". Wiele z tych zdjęć było tak samo upozowanych, w podobnym otoczeniu, jak na castingu do produkcji porno. (No i Jennifer Lawrence była tam jedną z głównych atrakcji...) Ile takich rzeczy mają jeszcze na swoich serwerach?

Hollywood to też wielka machina propagandowa wykorzystywana od czasów New Dealu do wtłaczaniu do głów Amerykanów (i mieszkańców całego świata) wartości wygodnych dla liberalno-progressywistycznego establiszmentu. Nie powinno nas dziwić, że wszystkie aktoreczki dymane przez Weinsteina wygłaszały antytrumpowe i proclintonowskie kwestie tak jak zaprogramowane roboty. Ten, kto steruje Hollywood, ten steruje umysłami milionów ludzi.Najbardziej interesujące jest to, dlaczego ta sprawa została ujawniona akurat teraz? Ponoć to sprawka Boba Weinsteina, brata Haveya. Rodzeństwo jest skłócone z powodów biznesowych. A Bob ponoć dostał w swoje ręce materiały umożliwiające mu frontalny atak. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego to się stało akurat teraz i kto mu przekazał kompromat? Dlaczego uderzono w tak prominentnego przedstawiciela frakcji bliskiej Clintonom i Obamie? Weinstein był przecież człowiekiem, który opłacał Clintonowi adwokatów. Jego spółkę producencką uznawano za pralnię brudnych pieniędzy na kampanie wyborcze demokratów. Czy ktoś chce przejąć Hollywood niszcząc jedną z największych firm producenckich?



W ekipie Trumpa znalazło się dwóch ludzi z Hollywood: sekretarz skarbu Steven Mnuchin i były strateg Białego Domu Steve Bannon. Mnuchin miał firmę producencką, która stała za takimi hitami jak: "Mad Max. Na drodze gniewu" czy serie o superbohaterach  DC Comics. Jego filmy tak jakby przygotowywały Amerykanów na nową epokę militarystyczno-apokaliptyczną. Bannon swego czasu robił interesy w Hollywood i doskonale zna to środowisko. Clooney nazwał go nawet "niespełnionym scenarzystą". No cóż, poza Białym Domem Bannon wciąż się potajemnie kontaktuje z Trumpem (gdy gen. Kelly'ego nie ma w pobliżu) i robi kampanię przeciwko establiszmentowym republikanom, uczestniczy w rozgrywkach wokół Chin i mógłby puścić wrzutkę o Weinsteinie... Pewną wskazówką może być to, że afera z Weinsteinem popsuła plany Oliverowi Stone'owi nakręcenia filmu o Guantanamo. Film ten miał wyprodukować Weinstein. Stone został zaś też trafiony sekswrzutką - była modelka Playboya twierdzi, że reżyser "JFK" wiele lat temu dotknął na imprezie jej biustu. 

Bitwa o kontrolę nad umysłami Amerykanów wciąż trwa...

***

Jestem szowinistą, ale umiarkowanym. Doceniam istnienie głupich lasencji (o ile oczywiście ich głupota nie jest agresywna i/lub połączona z brzydotą). Ubawiłem się do łez oglądając serial "Aho Girl". A niedawno odkryłem, że mam dużą słabość do Jennifer Lawrence. Może to dlatego, że lubię panienki z "aryjskim" odcieniem włosów i kolorem oczu. Może dlatego, że jej głupota wywołuje u mnie uczucia opiekuńcze. Jennifer Lawrence została totalnie obśmiana przez Paula Josepha Watsona i PewDiePie, ale dajmy jej szansę. To dobra aktorka. Za jakiś czas wejdzie do kin film "Red Sparrow", gdzie gra sowiecką agentkę wykorzystującą seks do roboty szpiegowskiej. Jaka piękna metafora.



niedziela, 8 października 2017

Masakra w Las Vegas - terrorystyczna enigma

Co dzieje się w Las Vegas, zostaje w Las Vegas. Tą maksymą chyba kierują się śledczy z FBI badający sprawę masakry dokonanej przez "samotnego strzelca" 64-letniego Stephena Paddocka.  Paddock w cztery minuty zabił 57 osób a blisko 500 ranił. Rezultat, którego może mu pozazdrościć wielu islamskich terrorystów (dokonujących w ostatnich miesiącach w Europie głównie mało spektakularnych zamachów - w stylu "dźgnąć nożem lub rozjechać paru przypadkowych niewiernych"). Paddock wniósł do swojego pokoju hotelowego dziesięć walizek z bronią palną i amunicją, rozmontował dwa ciężkie, huraganoodporne okna (jakoś alarm w pokoju się nie uruchomił...) i zrobił to wszystko... nie mając motywu. Był rzekomo apolitycznym emerytem pochłoniętym jedynie przez hazard i fascynację bronią palną. 



Joseph Lombardo, szeryf z Las Vegas stwierdził jednak, ża Paddock mógł zostać "zradykalizowany". Przez kogo zradykalizowany? Kiedy myślimy o radykalizacji, przychodzi nam na myśl radykalny islam. Tak się akurat składa, że ISIS szybko ogłosiła zabójcę z Las Vegas swoim bojownikiem, który przeszedł na islam pół roku wcześniej. Gloryfikują go w swoich mediach a pojawiły się też przecieki o rzekomym istnieniu taśmy, na której Paddock ślubuje wierność Państwu Islamskiemu.  To jednak może być celowa dezinformacja. Wszak ISIS lubuje się w takiej teatralności a jej nominalny przywódca Baghdadi to ktoś w rodzaju Mandaryna z "Irona Mana III". FBI w ciągu kilku godzin jednoznacznie stwierdziła, że nie było żadnych powiązań Paddocka z islamskimi terrorystami. Ta sama FBI od kilkunastu miesięcy bezskutecznie szuka dowodów na rzekome powiązania prezydenta Trumpa z Rosją...

Radykalizacja nie musi jednak oznaczać przejścia na islam. Po terroryzm sięgają wszak też wyznawcy innych toksycznych ideologii. Związki Paddocka z neonazistami można z góry wykluczyć - miał filipińską dziewczynę, a strzelał do tłumu białych ludzi, miłośników muzyki country. To, że obrał sobie taki cel może wskazywać, że chciał zabijać ludzi kojarzonych z "konserwatyzmem". Czyżby więc lewicowy terroryzm? Kilka miesięcy temu mieliśmy jego przykład, gdy radykalny lewicowiec postrzelił kongresmena Stevena Scalise'a. Od ostatniej kampanii prezydenckiej niektóre środowiska polityczne, biznesowe i media podgrzewają polityczny spór i gloryfikują przemoc wobec zwolenników Trumpa. Antifiarze wielokrotnie wywoływali zamieszki i atakowali każdego, kto spełniał ich bardzo szeroką definicję "nazisty" (nawet jeśli "nazista" był Murzynem, Żydem lub Azjatą). Niestabilny osobnik, biorący ten sam lek, co sprawcy wielu innych strzelanin, mógł uwierzyć, że "nazizm" zagraża Ameryce i trzeba coś z tym zrobić. Zresztą niektórzy zidiociali antifiarze (w tym dyrektorka w telewizji CBS) cieszyli się z masakry w Las Vegas. Bo przecież miłośnicy country to "często Republikanie", więc sobie zasłużyli...



Pierwsze przecieki ze śledztwa mówiły, że w pokoju Paddocka znaleziono materiały propagandowe Antify. Paddock został również rozpoznany na filmie z antytrumpowskiego protestu w Reno.  Nosił na głowie  różowy "cipokapelutek" (pussy hat), symbol zidiociałych feministek. YouTube szybko usunął ten film i wielokrotnie podważano identyfikację Paddocka. Na video tym słychać jednak jak jedna z protestujących wita się z domniemanym Paddockiem mówiąc "Cześć Steve!". Domniemany Paddock ma na sobie koszulkę z napisem "NASA" - swego czasu pracował on w powiązanym z NASA ośrodku badań rakietowych JPL. Co ciekawe, wyciekł również dokument świadczący o dziwnych powiązaniach właścicieli hotelu Mandalay (w którym Paddock uwił sobie snajperskie gniazdko) z.... Antifą.



Otwartą pozostaje kwestia, czy Paddock miał wspólników. Szeryf z Las Vegas twierdzi, że prawdopodobnie miał i przygotował sobie drogę ucieczki. Wielu ludzi dopatruje się w filmach nakręconych podczas masakry śladów wskazujących na to, że był drugi strzelec. Mają o tym świadczyć choćby błyski w oknach. Jest jedna relacja mówiąca o pościgu za sprawcą ubranym w uniform hotelowej ochrony.  Zapisy policyjnej komunikacji radiowej wskazują, że policjanci byli przekonani o istnieniu dwóch strzelców. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że na miejscu panował chaos a na odgłosy strzałów mogło nakładać się echo. Co ciekawe, nie ma śladów po karabinie Ruger, który Paddock zakupił kilka dni wcześniej. Rachunki hotelowe wskazują, że zamachowiec zamawiał posiłki dla dwóch osób. (Rachunki za room service i zapisy z parkingu mówią zaś, że był na miejscu kilka dni wcześniej niż oficjalnie się zameldował.) Może zapraszał dziwki do pokoju, a może swojego wspólnika. Śledczy zauważyli również, że ktoś korzystał z karty-klucza do pokoju Paddocka, gdy on wyjeżdżał z hotelowego parkingu. Badają również, czy materiały wybuchowe znalezione w jego samochodzie pochodziły z tego samego źródła, co ładunek wykorzystany do zamachu bombowego w Nowym Jorku w 2015 r.  Niewyjaśniony jest też wątek śniadej kobiety, która krzyczała do uczestników koncertu, że zaraz zginą. 

Ciekawe są również rodzinne i zawodowe koneksje Paddocka. Jego ojciec był bankowym rabusiem i psychopatą z listy 10 najbardziej poszukiwanych przez FBI. Steven Paddock przez pewien czas był w latach 80-tych audytorem w Departamencie Obrony i pracował też w IRS. Posiadał dwa małe samoloty, z których jeden sprzedał firmie Volant - podwykonawcy Pentagonu zaangażowanego w tajne operacje. Jego filipińska dziewczyna używała kilku tożsamości i w ostatnich miesiącach intensywnie podróżowała po świecie. Niektórzy sugerują więc, że Paddock był człowiekiem ze służb specjalnych.  Być może profesjonalnym zabójcą, który gromadził broń w celach służbowych. Czy jednak przemienił się w antifiarskiego terrorystę, czy miał go tylko udawać? Od listopada zeszłego roku mamy serię opłacanych demonstracji i zamieszek przeciwko Trumpowi. W sierpniu mieliśmy w USA próbę rozpalenia wojny rasowej - zamieszki w Charlotsville. Później hucpę wokół tych pajaców z NFL klęczących podczas hymnu narodowego. Może więc teraz scenariusz przewidywał, że antifiarz pozabija dziesiątki rednecków na koncercie country w Las Vegas a to sprowokuje prawicowców do ataków odwetowych? Rozpętana w ten sposób mini wojna secesyjna byłaby zaś pretekstem do wprowadzenia stanu wyjątkowego i objęcia władzy przez generałów z pewnej frakcji Głębokiego Państwa? A koneksje Paddocka są tuszowane przez FBI, bo innej frakcji ten scenariusz się nie podoba?



26 września w pobliżu Białego Domu zatrzymano byłego policjanta przewożącego pokaźny arsenał w bagażniku samochodu. Tłumaczył się, że chce porozmawiać z sekretarzem obrony i dyrektorem NSA na temat realizowanego przez CIA programu MKUltra i o usunięciu chipu z jego głowy. MKUltra był programem mającym na celu stworzenie zdalnie sterowanego zabójcę, którego można uruchomić na specjalny sygnał - to nie teoria spiskowa, O tym mówią oficjalne, odtajnione dokumenty CIA sprzed ponad 40 lat. Oficjalnie program zakończył się klapą. Nieoficjalnie: m.in. zabójstwem Roberta Kennedy'ego, dwoma zamachami na Geralda Forda, zabójstwem Johna Lennona i zamachem na Reagana. Oczywiście, to wszystko tylko teorie spiskowe...