sobota, 11 lutego 2012

Krótka historia sabotażu lotniczego - cz. 13: Niedoszły zamach na Szesnastu 1945


Procesu Szesnastu miało nie być. Sowieckie służby zamierzały rozwiązać sprawę w bardziej "klasyczny" sposób. Oddajmy głos Grzegorzowi Braunowi:

"kiedy samolot unoszący część spośród już aresztowanych, choć nie w pełni jeszcze pojmujących, co jest grane, Polaków leciał na wschód, zaszły pewne charakterystyczne komplikacje, które tak oto zapamiętał jeden z pasażerów: Po kilku godzinach lotu – mgła, śnieg. Jeszcze po pewnym czasie z kabiny pilota wyszedł jeden z majorów i podszedł do (…) kapitana: „Znajetiet Moskwa nas nie prinimajet”, po czym pilot machnął ręką i wrócił [do kabiny]. Po pewnym czasie przyszedł znowu, wziął mapę lotnisk, patrzył na nią przez chwilę, potem zmiął i i wściekłością rzucił no ziemię. Wyszedł. Po pewnym czasie znów przyszedł zdenerwowany i powiedział stłumionym głosem do kapitana: „Benzyny nie ma, lotniska nas nie przyjmują, koniec”. Wtedy kapitan odsunąwszy ze słowami „Adajdi” majora, który z nim rozmawiał – wszedł do kabiny, pilota odsunął energicznie, złapał za kierownicę i zaczął walić ku ziemi, i bez kapotażu, równo wylądował w polu, w śniegach. Było to tak wspaniałe, że Polacy, którzy zrozumieli, że dla „politycznej” katastrofy poświęcono również czterech bolszewików, naprawdę szczerze bili lotnikowi brawo.

Cytuję za książką Piotra Kołakowskiego zatytułowaną Pretorianie Stalina. Sowieckie służby bezpieczeństwa i wywiadu na ziemiach polskich 1939-1945 (Warszawa 2010). Autor tego jakże pożytecznego i jakże dziś na czasie opracowania jakoś nie potrzebuje raportu żadnej spec-komisji, by zauważyć: Najprawdopodobniej Polacy mieli zginąć w katastrofie lotniczej i tylko sprawność pilota, niewtajemniczonego w zamiary NKGB, zawdzięczali życie. Tak więc, mało brakowało, a nie byłoby nawet żadnego pokazowego procesu „szesnastu” – ot, po prostu w okolicy Iwanowo-Wozniesieńska w moskowskoj obłasti nastąpiłaby zwyczajna „katastrofa”, o jaką w rosyjskich warunkach klimatycznych tak przecież łatwo. I „cały demokratyczny świat” podszedłby do takiego przykrego incydentu z pełnym zrozumieniem, by nie rzec: z kompletną obojętnością. "

4 komentarze:

  1. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to specjalna tajemnica. Np. Wojciech Roszkowski pisał już o tym na początku lat 90. w swojej "Najnowszej historii Polski". Swoją drogą ciekawe, że tak rzadko się wspomina tę historię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ot zwykły błąd pilotów, nie rozumiem tego podniecenia.
    Zła pogoda, niedoświadczona załoga, naciski generała (pewnie Niedźwiadek popił).

    Ups, sorry, to nie ta katastrofa, ale byłem blisko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sytuacja w Syrii znacznie odbiega od tej przedstawianej w mediach. Obraz bloku niby wolnościowego walczącego ze złym reżimem jest fałszywy a rebelia, która trwa tam już prawie rok to dużo bardziej skomplikowana sprawa niż nam się próbuje wmówić.



    Po pierwsze nie jest prawdą, że cały kraj walczy z reżimem al-Assada. Walczy tylko jego część i podłoże konfliktu tkwi również w różnicach religijnych. Rebelianci to w większości szyici a zwolennicy Prezydenta Assada to sunnici. Cała ta rewolucja wygląda bardzo dziwnie, tak jakby jej celem była interwencja militarna. Przeciwnicy rządu to nie bezbronne owieczki. Powołali oni formację zbrojną, Wolną Armię Syrii. Ktoś ich też uzbroił i prawdopodobnie to ktoś, komu zależy na podsycaniu niepokoju w Syrii. Trudno się dziwić, że Armia Syryjska traktuje sprawę rebelii bardzo poważnie. Giną ludzie, to prawda, ale dzieje się tak, dlatego, że trwa tam wojna domowa.



    Każdy, kto był kiedykolwiek w kraju islamskim wie dobrze, że są znaczne różnice cywilizacyjne między społeczeństwami zachodu a wschodu. Próby przeszczepiania tam demokracji muszą się skończyć rozlewem krwi i chaosem. Przykładów jest aż nadto. Co przyniosła "demokratyzacja" Iraku poza totalną zapaścią tego kraju stojącego wciąż na granicy wojny domowej?



    To samo spotka inne kraje na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w Egipcie. Każdy, kto liczy na jakieś demokratyczne przemiany w tym kraju jest naiwnym idiotą. Może to ostre sformułowanie, ale tak właśnie jest. Reżimowi Assada zarzuca się, że od 1968 roku trwa tam stan wyjątkowy. W Egipcie trwał od 1980 roku i jakoś nie przeszkadzało to milionom turystów, aby odwiedzać ten kraj. Teraz już nie ma stanu wyjątkowego i zrobiło się tam niebezpiecznie. To samo spotka Syrie, gdy już USA i Izrael zrealizują plan podbicia tego kraju na wzór operacji w Libii.



    Mimo weta Rosji i Chin w sprawie Syrii, USA i ich sojusznicy rozważają opcje wojskową, aby pomóc rebeliantom sprzeciwiającym się Assadowi. Pewność siebie Ameryki i determinacja w celu neutralizacji Syrii może spowodować niepokojący rozwój wypadków. Rysuje się nawet perspektywa, w której Zachód może być zaangażowany w bezpośrednim konflikcie z Rosją otwarcie wspierającą Assada politycznie i militarnie.



    W telewizji nie mówią również o tym, że atak na Syrie jest konieczny dla realizacji planu pacyfikacji Iranu. Syria nadal oficjalnie pozostaje w stanie wojny z Izraelem. Interwencja w Syrii i obalenie reżimu Assada zamyka możliwość otwarcia kolejnego frontu na wypadek ataku Izraela na Iran. Niedługo zapewne podobne problemy dotkną Liban. Teraz widać, jaki był cel tych wszystkich "spontanicznych arabskich rewolucji". Kraje pogrążone w problemach wewnętrznych nie będą w stanie reagować na postępującą hegemonię Izraela w regionie. Hegemonię legitymizowaną przeważająca siłą militarną wielkiego sojusznika, USA.

    OdpowiedzUsuń
  4. A wywrotowcy syryjscy już własny bank centralny założyli? Bo libijscy założyli jeszcze zanim na dobre zaczęli strzelać.

    OdpowiedzUsuń