czwartek, 30 sierpnia 2012
Polska Insurekcja - cz. II: Popioły wojny
W poprzedni odcinku wykazałem, że polska kultura romantyczna powinna być naszą dumą i jednym z fundamentów naszego nacjonalizmu - wszak w XIX w. szczytem hipsterstwa było zadawanie się z Polakami. Podziwiano nas, że walczyliśmy z obcą tyranią i nie poddawaliśmy się pomimo wszelkich przeciwności. Czy jednak podziwiano nas słusznie? Czy powstania nie były krwawą głupotą? Czy nie można było się dogadać z carem i kontynuować eksperyment w postaci Królestwa Polskiego? Po co nam była ta walka "za naszą i waszą wolność"? Od 1945 r. stale podsuwa nam się wersję historii mówiącą, że nasza tradycja insurekcyjna była krwawą głupotą. Komuchy z kręgów Kutza i Srajdy wymyśliły nawet określenie "kozietulszczyzna" i epatowały nas kretyńskimi hasłami w stylu "Uwaga na Kozietulskich za kierownicą!" (A tymczasem słowo to powinno określać raczej niesamowity kunszt wojskowy połączony z odwagą i opanowaniem...). Przedtem jednak polski główny nurt afirmował tradycję powstańczą - jedynie część endecji patrzyła na nią z obrzydzeniem widząc w romantycznych zrywach dzieło Żydów i masonów. Jak było naprawdę? Czy powstania miały sens? Przyjrzyjmy się im (Inspirację stanowiła dla mnie znakomita, rewizjonistyczna "Sprawa polska" Władysława Studnickiego - książka jeszcze z przed I wojny światowej):
Konfederacja Barska - wydaje się, że była to dziwaczna ruchawka anarchistyczno-szlachecko-religijna, z kiepskim dowództwem i niespójnymi celami. I do tego sprowokowała I rozbiór. A jednak dla pokolenia Juliana Ursyna Niemcewicza, Tadeusza Korsaka i Jakuba Jasińskiego była to inspirująca, święta wojna, która inspirowała ich później do wielkich czynów ery Sejmu Wielkiego oraz Insurekcji Kościuszkowskiej. To był krzyk rozpaczy, który był jednocześnie pobudką dla Polaków i Litwinów - impulsem do odrodzenia narodu. ("Nigdy z królami nie będziem w aliansach" - odzywał się tam specyficzny polski republikanizm) Miała też konfederacja militarne momenty chwały. Rosyjscy oficerowie oceniali walkę z konfederatami jako bardziej męczącą niż wojna turecka. Zabłysła tam też gwiazda Kazimierza Puławskiego.
Insurekcja Kościuszkowska - magazyn "Kronos" wskazał kiedyś, że przed nią naród stanowiła jedynie szlachta. Od niej Polakiem może zostać ten kto tego chce. Już to stanowiło krok milowy w naszych dziejach. Jest rzeczą zadziwiającą, że podczas tej wojny dysponowaliśmy znacznie mniejszymi siłami niż w 1792 r., ale wielokrotnie masakrowaliśmy Rosjan i Prusaków i gdyby nie fatalny zbieg okoliczności pod Maciejowicami (skutek tego, że król poskąpił map wojsku), udałoby nam się to znacznie dłużej. Mimo, że Kościuszko nie był genialny wodzem ani politykiem (późniejszy jego głupi stosunek do Napoleona) to jednak zasłużył w opinii narodu na wieczną chwałę, dlatego że pozwolił I RP zejść ze sceny w godny sposób. Z wielkim hukiem i wieszaniem zdrajców.
Kampanie Napoleońskie - cokolwiek by nie mówić o korsykańskim Bogu Wojny, większość wojen które toczył wybuchła z winy jego wrogów. Zramolałych monarchów zaniepokojonych ustrojem, który wprowadził - merytokracją, szalonego cara Aleksandra I oraz angielskiej plutokracji dążącej do zachowania równowagi sił na kontynencie. Nawet atak na Rosję był wydarzeniem prewencyjnym, który uratował ziemie polskie przed zniszczeniami, które mogłaby spowodować ofensywa znana jako "Wielikieje Dieło". Możemy mieć pretensje do Napoleona, że nie zawsze walczył w interesie Polaków (on sam uważał po tym, że zbyt mało postawił na nasz naród), ale był on jedynym wielkim przywódcą aż do panowania kajzera Wilhelma II i prezydenta Wilsona, który nam dał cokolwiek. A dał nam niemało - własne, nowoczesne państwo (które miało być powiększone po wojnie z Rosją) i silną armię, która zdobyła ogromne doświadczenia w całej Europie. Naprawdę warto było wysłać nawet do Hiszpanii, czy na Haiti nasze legiony (gdzie zresztą legioniści chętnie jeździli wojować - ze względów finansowych). To była tylko drobna przysługa dla Boga Wojny za jego dobrodziejstwa.
Powstanie Listopadowe - konserwatyści jednoznacznie je potępiają, bo wybuchło w proteście przeciwko planowanemu użyciu polskich wojsk do tłumienia rewolucji belgijskiej i zakończyło się likwidacją Królestwa Polskiego. Zapominają o kilku ważnych szczegółach: Królestwo Polskie zostało stworzone dlatego, że szalony car Aleksander I chciał mieć liberalny eksperyment w Imperium. Szybko się jednak przekonał, że liberalizm nie polega na tym, że liberalni poddani będą lizać buty carowi. Gdy do władzy doszedł barbarzyński imperator Mikołaj II stało się jasnym, że eksperyment nie może trwać dłużej. Polska nie mogła koegzystować wówczas z Rosją, od której dzieliła ją przepaść cywilizacyjna. Dla cara Królestwo Polskie było rozsadnikiem choroby. Trzeba je było zlikwidować. Pretekstem miała być rewolucja w Belgii - polskie wojsko zostałoby wysłane na Zachód a w tym czasie Królestwo Polskie obsadziłyby oddziały rosyjskie likwidując autonomię. Wojskowi spiskowcy, którzy wywołali powstanie zdawali sobie z tego sprawę. I zdecydowali się na czyn. Niestety, jak udowodnili to Studnicki i Jerzy Łojek, ugodowo nastawieni politycy i wojskowi pogrzebali szansę na wygraną. A one były - Rosja stała wówczas na skraju bankructwa po wojnie z Turcją a jej armię pustoszyła cholera.
Wiosna Ludów i inne zrywy rewolucyjne - prof. Bartyzel porównuje bohaterów takich jak gen. Bem, Adam Mickiewicz czy gen. Wysocki do Carlosa "Szakala" i Osamy bin Ladena. Nic bardziej głupiego nie można było napisać. Polscy insurekcjoniści i spiskowcy ery Wiosny Ludów nie byli bynajmniej naćpanymi zjebami opętanymi żądzą mordu i księżycową ideologią. To byli polityczni realiści. W ciągu 30 lat rewolucje dwukrotnie zmieniły ustrój we Francji, strąciły z tronu wielu włoskich królów, wywołały wojnę domową w imperium austriackim, zmusiły króla pruskiego do skłonienia się przed ludem, uczyniły realnym zjednoczenie Niemiec a także dały niepodległość Grecji i Belgii. Trzymanie się przez Polaków sprawy rewolucyjnej było po prostu stawianiem na siły polityczne mające duże szanse na zdobycie władzy i to siły pozytywnie nastawione do Polaków a wrogie takim reakcyjnym tyraniom jak pruska, austriacka i rosyjska. (Poza tym udział naszych żołnierzy w węgierskich zmaganiach narodowych zapewnił nam wieczną przyjaźń Węgrów. Już to jest samo w sobie osiągnięciem.)
Powstanie Styczniowe - z nim mam problem. Wywołano je w wyniku prowokacji Wielopolskiego i rosyjskich wojskowych służb specjalnych w nieodpowiednim momencie (gdyby wybuchło w czasie wojny krymskiej osiągnęłoby znacznie więcej), ale mimo wszystko jest godne podziwu. Marszałek Piłsudski twierdził, że ceni je najbardziej ze wszystkich polskich zrywów. Dlaczego? Bo grupa studentów i oficerów zdołała stworzyć z NICZEGO siłę zbrojną zdolną szachować przez ponad rok rosyjską armię. Do tego trzeba ogromnej siły duchowej i przymiotów charakteru. Dlatego w II RP weteranów Powstania Styczniowego traktowano jak półbogów.
Rewolucja 1905 roku - zryw znienawidzony przez endeków i konserwatystów za czerwone konotacje (ale również dlatego, że endecy i konserwatyści zachowywali się wówczas haniebnie). Jest to jednak, jak zauważył Marszałek Piłsudski, pierwszy moment od 40 lat, gdy na ulicach Warszawy na oczach tłumu zaczęli ginąć rosyjscy żołnierze i żandarmi. Prysł mit o tym, że są oni nadludźmi. Pękła bariera psychologiczna. Na carskich generałów i agentów Ochrany polowano jak na zwierzynę łowną. I robili to zwykli ludzie. (Tego zabrakło w Polsce za Jaruzela.) Rewolucja 1905 r. dała nam również Organizację Bojową PPS - zaczątek Związku Walki Czynnej, Związku Strzeleckiego i Legionów. Od niej sprawa polska znowu idzie do przodu. Tym razem zwycięskim, legionowym szlakiem.
wtorek, 28 sierpnia 2012
Polska Insurekcja. Cz. I: New Romantic (czyli Mickiewicz a sprawa chińska)
Stereotyp mówi, że polski XIX-wieczny romantyk to albo pierdoła cierpiący z powodu nieszczęśliwej miłości, albo dziwkarz-morfinista-mason-kabalista-socjalista - w każdym bądź razie oderwany od rzeczywistości gostek snujący jakieś wydumane teoryjki i skłaniający ludzi do dokonywania kretyńskich zrywów powstańczych i rewolucyjnych. W opinii komuchów, liberałów i endeków kultura romantyczna była jedną z przyczyn wszelkich polskich nieszczęść, "szaleństw politycznych" i narodowej głupoty. Te wszystkie siły polityczne wskazują tradycję romantyczną jako przeszkodę przed tym, by Polacy stali się normalnym narodem - oczywiście każdy z tych nurtów inaczej rozumie normalność (dla jednych to pobyt w darkroomie z Jarucwelskim i Biedroniem dla innych wygłaszanie napuszonych tekstów o tym, że Dmowski wielkim endekiem był).
Tymczasem...
Gdy rok temu byłem na Białorusi, dyrektor Muzeum Mickiewicza w Zaosiu podzielił się ze mną następującą historią: Pewnego dnia pod jego placówkę podjechał autokar z którego wyszła grupa... chińskich oficerów. To była delegacja Sztabu Generalnego ChRL. Zdziwiony pyta ich, co robią w takim miejscu. Oni mu odpowiadają: Będąc na ziemi Mickiewicza, chcieliśmy zobaczyć miejsce, gdzie się urodził i wychowywał. Okazało się, że znali "Pana Tadeusza". Czy tradycja romantyczna jest więc rzeczywiście dla nas obciążeniem, skoro potrafiła zafascynować racjonalnych do bólu wojskowych z azjatyckiego supermocarstwa? Marian Hemar jednym ze swoich wierszy pisze, dlaczego zdecydował się zostać Polakiem. Powołuje się m.in. na fascynację polską literaturą romantyczną. Takich ludzi nawracanych na polskość z powodu fascynacji naszą kulturą i tradycją - a szczególnie romantyczną było wiele tysięcy: Żydzi (co sprawiało, że biedni żydowscy rzemieślnicy nagle postanawiali walczyć o Polskę w Legionach Piłsudskiego kiedy ta walka zdawała się nie dawać szans na żadne profity?), Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Czesi a nawet Francuzi. Kultura romantyczna wzmacniała polskość i polski stan posiadania. Była też szczerze podziwiana w całej Europie i przez to utrzymywała sprawę polską przy życiu. Dwaj najważniejsi myśliciele XIX w. bardzo podziwiali nasz naród. Pierwszy z nich, Friedrich Nietsche uważał, że niemiecka kultura jest g... warta a prawdziwymi nadludźmi są Polacy. Drugi, Karl Marx choć Rosjan i Czechów uznawał za podludzi, to twierdził, że Polacy i Węgrzy to dwa najwartościowsze, najbardziej skłonne do rewolucji narody Europy. I miał wówczas rację.
Romantyzm odwoływał się do lokalnej, ludowej tradycji, dawnych wierzeń, legend i historii był więc nurtem proto- nacjonalistycznym. To on pomagał Polakom przetrwać pod zaborami jako naród. Dawał im nadzieję. Ale ideologia romantyczna nie była tylko ideologią defensywną. To był najbardziej ofensywny i aktywistyczny nurt w naszych dziejach. To impuls zmuszający Polaków do aktywności: szukania i wykorzystywania każdej okazji do walki o wolność narodu, do organizowania się, tworzenia siły zbrojnej i kąsania wrogów. To jeden wielki okrzyk: Nie poddawaj się, choćby sytuacja była nie wiem jak beznadziejna! (Jeśli oglądaliście "Naruto", wiecie o co chodzi...)
To właśnie tradycja romantyczna zrodziła takich gigantów jak Władysław Studnicki, Józef Piłsudski czy Jan Paweł II. Niestety, szkoły oraz instytucje kultury nie przekazują jej sedna, a tacy szarlatani jak Jacek Bartyzel (wymyślił beret w klawiaturę i na tym się kończą jego osiągnięcia) pokazują ją w wykrzywionej formie. W jednym z żenujących artykułów Bartyzla czytamy:
W takim razie kim był jeden z największych organizatorów tej gigantycznej zbrodni: Feliks Dzierżyński? Polsko-litewski szlachcic, krewny (któż na Litwie nie jest ze wszystkimi skoligacony?) innego polsko-litewskiego szlachcica, też nienawidzącego Rosji, Józefa Piłsudskiego, tak samo jako on znającego na pamięć całe strofy Słowackiego i płaczącego przy nich (tyle że ulubionym poematem Piłsudskiego był Beniowski, a Dzierżyńskiego – ta zaiste porywająca siłą wyrazu, ale i przerażająca, historiozoficzna apologia makabrycznego sadyzmu, wyczarowana w wyobraźni nałogowego onanisty, jaką jestKról-Duch)
Jeżeli już Bartyzel wyciąga Słowackiemu onanizm, to muszę tutaj przypomnieć, że jego teksty są właśnie semantycznym onanizmem. O ile bowiem twórczość Słowackiego inspirowała takich ludzi jak Piłsudski i Dzierżyński do działania, to twórczość Bartyzla inspiruje jedynie do siedzenia i brandzlowania się nad własną konserwatywną niepokalanością. Bartyzel i jemu podobni z pseudoarystokratyczną wyższością obruszają się na to, że ktoś próbuje rozwalać wychodek w którym znalazła się nasza Ojczyzna, choćby to były próby niedoskonałe i drobne (jak smoleńska petycja do Obamy) - Bartyzla to zawsze obruszy, bo "amerykański imperializm, Żydy i masoni". W zamian proponuje on nam rezygnację z ważnej części naszego dziedzictwa i zastąpienie go rozczulaniem się nad królami-niedojdami, którzy dawali sobie odebrać władzę żulom z przedmieść. I kto tu jest oderwanym od rzeczywistości politycznym szaleńcem? Parafrazując Gombrowicza: "Bartyzel - siadaj i wbij sobie do głowy: Juliusz Słowacki wielkim poetą był!"
Ps. W części drugiej zajmę się sprawą polskiej tradycji insurekcyjnej z XIX w.
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
"Nowe Państwo" i dr Darski o wojnie z Iranem
Na widok tej okładki "Nowego Państwa" wielu endeków dostanie pewnie krwawej sraczki. Ponadto polecam ten numer ze względu na artykuł mojego politycznego guru, dra Targalskiego vel Darskiego vel Doktora House'a poświęconego wojnie z Iranem. Najlepsza analiza jaką można przeczytać w polskiej prasie (choć dla wielu czytelników bloga te tezy pewnie nie są nowe). Jego bezpośredni i złośliwy styl jak zwykle rozwala. Szczególnie spodobał mi się tekst, że "wojnom sprzeciwiają się często naiwni ludzie, szczególnie kobiety, które boją się , że na wojnie będą ginąć dzieci, ale nie wiedzą, że czasem cena poddania się jest dużo większa" (cytat niedokładny). Do tego rozmowa z niemieckim ekspertem dotycząca wojny w Syrii (gostek stawia tezy bardzo podobne do moich), ciut naiwny tekst ambasadora Waszczykowskiego o możliwości pokoju z Iranem, dobry i syntetyczny artykuł o związkach irańsko-rosyjskich i obszerny wybór aktualnych cytatów z Marszałka Piłsudskiego.
Konflikt przelewa się do Libanu +Zjeby z Falangi o Syrii
Syryjska wojna domowa nie ogranicza się tylko Syrii. Jej odpryski widać już w Libanie. Mam przede wszystkim na myśli konflikt, który całkowicie przemilczają polskie media (tak jak bardzo długo milczały o wojnie domowej w Jemenie): starcia w Trypolisie pomiędzy sunnitami a alawitami. Nie są one sprawą nową. Od wielu lat, dochodziło do nich sporadycznie a korzeni konfliktu należy szukać w wojnie domowej z lat 1976-1990 r. Trudno się dziwić, że znowu wybuchły. Trypoliscy sunnici to ludzie z tych samych klanów, co tuż za granicą są pacyfikowani przez szabihów a pragnienie zemsty to jedno z najsilniejszych ludzkich uczuć. W Bejrucie członkowie klanu Miktad porwali kilku Syryjczyków i tureckiego biznesmena, za to, że rebelianci z FSA porwali ich krewnych w Syrii. Nie przypadkowo saudyjskie MSZ poradziło poddanym Królestwa opuścić Liban. Odpryskiem konfliktu może być też aresztowanie Michela Samahy, byłego ministra informacji, jednego z najważniejszych agentów Assada w Libanie. Zarzuty są poważne: współuczestnictwo w zabójstwach i zamachach organizowanych przez syryjskie służby. Co ciekawe, nie bronią go ani Amal, ani Hezbollah, ani chrześcijańscy zdrajcy od gen. Aouna. Hezbollah czuje się zresztą niepewnie: stąd zaostrzone groźby wobec Izraela. Obalenie Assada sprawi, że ta ANTYLIBAŃSKA organizacja terrorystyczna znajdzie się w próżni, podobnie jak reszta płatnych zdrajców, agentów Damaszku. Oczywiście to będzie oznaczało wojnę - próbę przejęcia pełni władzy przez nią siłą lub izraelską inwazję na Południowy Liban w celu ostatecznego zlikwidowania zagrożenia strategicznego z tego kierunku.
A na koniec, dla rozluźnienia atmosfery relacja Ronalda (coż za "imperialistyczne" imię jak na bojownika o wyzwolenie III Świata. Nie mógłby go zmienić na Władlen?) Laseckiego, jednego z szefów Falangi (tak, to te zjeby, co płakały po Kim Jong Illu) z demonstracji poparcia dla syryjskiego "katechona" (wg. definicji dra Wielkodupskiego "katechon" to antyamerykański watażka z jakiegoś gównianego kraiku III Świata mający wielkiego kutacza, o którym fantazjują monarchiści). Mały fragment na zachętę : "Niepodległa i zjednoczona Syria to państwo silne i rządne, którego mieszkańcy stoją dziś jednolicie za swoim przywódcą, prezydentem Baszarem Al-Assadem. (...) Syria może być tylko niepodległa i zjednoczona, gdyż jest krajem o szczególnym znaczeniu dla geografii sakralnej – swoimi granicami obejmuje znaczną część ziem rozciągających się od Anatolii po Półwysep Synaj, ziem odgrywających szczególną rolę w historii świętej i mających do spełnienia szczególną rolę w eschatologicznym dopełnieniu się dziejów: wedle niektórych interpretacji to właśnie na ziemiach syryjskich ma się dokonać powtórne zejście Chrystusa. "
No tak granice "niepodległej i zjednoczonej Syrii" sięgające Synaju. Albo Lasecki jest na bekier (celowe nawiązanie do nazwiska jego kumpla) z geografią, albo nie uznaje umowy Sykes-Picot. :)
piątek, 24 sierpnia 2012
Wyrok na Andersa Behringa Breivika
Anders Behring Breivik, terrorysta i masowy zabójca, najbardziej radykalny przedstawiciel radykalnego centrum (mylnie zwany przez lewicę "skrajnie prawicowym nazistą" a przez endecką prawicę "lewakiem i syjonistą") został uznany przez norweski są za poczytalnego i skazany na 21 lat więzienia. Czyli niemal taki wyrok jakiego chciał. Breivik będzie siedział w luksusowych warunkach a norweski rząd wynajmie mu nawet towarzysza, który będzie z nim konwersował, grał w szachy i hokeja (kolejny raz liberalne państwo zjada własny ogon). Tym wyrokiem Breivik został uznany nie za szaleńca, ale motywowanego politycznie terrorystę - w stylu XIX w. anarchistów. Nic dziwnego, że orzeczenie sądu go ucieszyło. Na jego twarzy, po ogłoszeniu wyroku pojawił się uśmiech. Wykonał też gest, nazywamy m.in. przez "Gazetę Wyborczą" "faszystowskim" (w odróżnieniu od niezwykle podobnego, "antyfaszystowskiego" gestu zawodowego antyfaszysty Rafała P.). Według Breivika, ten gest symbolizuje "siłę, honor i wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom Europy".
czwartek, 23 sierpnia 2012
Syria: brytyjski i niemiecki SIGNIT dla rebeliantów
Assad dostaje od służb specjalnych, które wyrównują rachunki za to co robiła jego rodzinka przez ostatnie 40 lat. O dostawach broni i sprzętu komunikacyjnego dla rebeliantów napisano już wiele. Ostatnio Robert Fisk zamieścił w "The Independent" fajną relację z pobytu u syryjskich generałów, którzy pokazali mu dowody na udział w rebelii obcych bojowników uzbrojonych w zachodnią broń. Ta współpraca sięga jednak głębiej. Brytyjska GCHQ regularnie dostarcza rebeliantom danych SIGNIT ze stacji nasłuchowej na Cyprze. To samo robią niemieckie służby, które mają w pobliżu syryjskich wód specjalny szpiegowski statek. Nie zapomnijmy też o Turkach, ani o Amerykanach, którzy już otwartym tekstem zapowiadają, że wyślą siły specjalne do Syrii, by przejąć jej broń chemiczną (do akcji szykują się też brytyjskie i francuskie siły specjalne). Rosyjska marynarka wojenna zapowiada, że ewakuuje Tartus, jeśli ten port zostanie zaatakowany (czyli, że Rosja opuści Assada). Tymczasem "Daily Telegraph" donosi, że Chamenei wydał rozkaz jednostce 400 Korpusu Gwardii Republikańskiej do odwetowych ataków na Amerykanów, "Syjonistów", Turcję, Katar i Arabię Saudyjską. Przypomina to trochę wojnę domową w Hiszpanii (Ruscy popierają tam znowu "socjalistyczną stronę", niemieckie służby "prawicowych rebeliantów" :).
sobota, 18 sierpnia 2012
Decyzja Izraela: między Barakiem a Barackiem
Dowódca lotnictwa Korpusu Gwardii Republikańskiej gen. Amir Ali Hajizadeh, powiedział, że chciałby izraelskiego ataku na irański program nuklearny, gdyż wówczas Iran będzie mógł dokonać odwetu i zniszczyć Izrael. Generał przesadził: bez broni masowego rażenia w użyciu, Izraela nie da się tak po prostu zniszczyć. Można mu jednak nieco utrudnić życie ofensywą rakietową z płd Libanu, Gazy i atakami terrorystycznymi. Do tego dojdzie pewnie kilka salw rakietowych z Iranu. I to wszystko. Izraelski minister frontu wewnętrznego Natan Vilnai szacuje, że ewentualne bombardowanie Iranu rozpocznie 30-dniową wojnę, w której straty wśród izraelskich cywilów sięgną 500 osób. Trudno tu więc mówić o jakimkolwiek zniszczeniu. I trudno się dziwić, że izraelskie i zachodnie media pełne są w ostatnich dniach spekulacji na temat ataku na irańskie instalacje nuklearne, do którego ponoć dąży gen. Ehud Barak (a Netanjahu nie jest rzekomo jeszcze przekonany). Ray McGovern, nieco lewacki były analityk CIA, przekonuje, że Izraelowi zależy na załatwieniu sprawy zanim Obama zdobędzie reelekcję. Barack Barakowicz wyraźnie bowiem zlewa Izrael (nie odwiedził go jak dotąd ani razu) a w drugiej kadencji ma być jeszcze bardziej "elastyczny". Izrael nie chce wylądować z ręką w nocniku, czyli w sytuacji w której będzie musiał we wszystkich swoich politycznych rachubach brać pod uwagę irańską bombę atomową (a to oznaczałoby nietykalność dla Hezbollahu i Strefy Gazy). Logicznym rozwiązaniem jest więc pieprznąć kilka bombek na irańską pustynię tuż przed wyborami w USA i za jednym zamachem załatwić ajatollahów i Baracka Barakowicza. Barack Barakowicz chce więc negocjować z Netanjahu i przekupić go obiecując pomoc wojskową i zgodę na atak po wyborach. Do rozmów dojdzie we wrześniu, przy okazji sesji ONZ w Nowym Jorku. Być może jednak kluczową sprawą jest stabilność rządu Netanjahu. Opiera się on na kruchej koalicji, którą Amerykanie mogą próbować rozbić, gdyż w ostatnich 20 latach zbudowali w Izraelu własną sieć korupcyjno-agenturalną wśród miejscowych polityków (inna sprawa, że wśród podkupionych izraelskich polityków był m.in. Barak, ale wybił się już chyba na niezależność). Netanjahu walczy o przetrwanie rządu za pomocą korupcji politycznej - podkupowania takich ludzi jak np. Vilnai. Zazwyczaj podkupieni zmieniają się nagle z krytyków ataku na Iran, w jego gorących zwolenników.
środa, 15 sierpnia 2012
1920. Przeciw nam Czerwona Armia i biali generałowie
Powyżej: Ofiara dla Międzynarodówki. Plakat ten nie wspomina, że w zarżnięciu carskiej Rosji i budowie bolszewizmu brały udział również carskie kadry
Józef Mackiewicz wspominał w "Zwycięstwie prowokacji" o tym jak w 1920 r. prasa PPS i piłsudczykowska forsowała tezę o tym, że Rosja bolszewicka jest kolejną mutacją Rosji carskiej donosząc, że "carscy generałowie dowodzą sowieckimi hordami, a agenci Ochrany kierują CzKa". To było zdaniem Mackiewicza błędną tezą i propagandowym uzasadnieniem przyzwolenia Piłsudskiego na dobicie przez bolszewików Denikina, czyli "zaprzepaszczeniem największej szansy na zduszenie bolszewizmu". Mackiewicz, wybitny znawca czerwonej zarazy, nie miał w tym przypadku racji. Jak mawiał Lenin, kadry decydują o wszystkim a w tym przypadku bolszewików uratowały właśnie stare carskie kadry. Bez nich nie mieliby oni szans na zwycięstwo.
Powyżej: antybolszewicki rosyjski plakat przedstawia Chińczyka jako bolszewickiego oprawcę. Istotnie mnóstwo ich było wśród Czerwonych. W 1920 r. nasze wojska miały niepisaną zasadę: nie brać takich do niewoli, tylko zabijać na miejscu
W czasie wojny domowej bolszewikom służyło trzech carskich ministrów wojny, były szef sztabu generalnego i 10 dowódców imperialnych armii. Na 20 dowódców czerwonych frontów, 10 to biali oficerowie, z czego 7 z nich to carscy generałowie. Na 25 szefów sztabów czerwonych frontów, 23 to kadrowi oficerowie armii Mikołaja II. Na czele 16 Armii nacierającej na Warszawę stał arystokrata gen. Dowoyno-Sołłohub.Jedna trzecia imperialnych oficerów sztabu generalnego płynnie przeszła na służbę u czerwonych. Niektórzy z nich służyli jeszcze w czasie II wojny światowej: np. gen. Borys Szaposznikow. (Jeśli dodamy do tego Białych, którzy zmienili front, to warto wspomnieć o marszałku Rodionie Malinowskim, czy członku azerskiej, nacjonalistycznej organizacji Musawat Ławrentiju Berii a także o marszałku... Siemionie Budionnym, który został przekupiony przez bolszewików samochodem, złotym zegarkiem i "futrem barwy khaki"). W czasie wojny przeciwko Polsce, w Armii Czerwonej służyło 30 tys. carskich oficerów. Endecka propaganda mówi, że masowo zaciągali się oni na służbę u Sowietów, po "awanturze Piłsudskiego o Kijów". To bzdura. Gen. Brusiłow i znaczna większość z tych wojskowych została zatrudniona przez Trockiego jeszcze przed chwalebną kijowską ofensywą Marszałka Piłsudskiego.
Wśród Białych Rosjan pozostali niemal wyłącznie gorsi oficerowie. Wrangel, Denikin, Judenicz - to nie byli to dowódcy, którzy potrafiliby dać radę Brusiłowowi czy innym swoim dawnym kolegom. Admirał Kołczak był co prawda znakomitym specjalistą od operacji minowania, ale nie znał się na dowodzeniu na lądzie. Jedynymi wartościowymi generałami wśród białych byli de facto obcoplemieńcy: Szwed von Mannerheim, Niemiec i buddysta Ungern-Sternberg, Buriat Siemionow i polscy nacjonaliści (mylnie czasem zwani Białorusinami) bracia Bułak-Bałachowicz. Jednym z powodów, dla których Marszałek Piłsudski uznał, że nie warto pomagać Denikinowi było totalne bezhołowie panujące w armii tego białego generała. Nasz wywiad donosił Piłsudskiemu np. o tym, że szef sztabu Denikina leżał na naradach sztabowych pijany w sztok pod stołem wraz z innymi przedstawicielami "mózgu armii". Armia Denikina rozkradała ogromną pomoc przesyłaną przez Francję i Wielką Brytanię, a na jej tyłach wybuchały powstania chłopskie. Brytyjski geopolityk sir Halford Mackinder usiłował przekonać Marszałka, że Denikin pobije czerwonych. Marszałek odparł mu, że zostanie zmieciony przez ich słabe uderzenie. I tak się stało. Mit o możliwości zgniecenia bolszewików przez Białych jest fałszywy. Jak zauważył profesor Richard Pipes już na samym wstępie czerwoni opanowali najludniejsze i najbogatsze połacie Rosji. Biali trzymali się głównie na terenach słabo zaludnionych i niedostępnych, albo zdominowanych przez nierosyjską ludność. I tak to cud, że aż tak długo tam się trzymali.
Ps. Nie zapominajmy, że pojedyncze oddziały rosyjskich Białych oraz ludzie Borysa Sawinkowa bohatersko walczyli po naszej stronie w 1920 r. Zamiast ponownie stawiać na Pradze sowiecki pomnik Braterstwa Broni, może warto by postawić tam monument poświęcony Rosjanom walczącym o wolność Polski - od kpt Potiebni, poprzez Sawinkowa po rosyjskich dysydentów. I kazać Putinowi, Ławrowi, Cyrylowi et censortes składać tam wieńce ilekroć nas będą odwiedzać.
Syria: Stingery dla rebeliantów
Dzisiejszy zamach w centrum Damaszku, w pobliżu siedziby obserwatorów ONZ był atakiem na syryjski sztab generalny. FSA zaatakowała w ten sposób zebranie, w której brało udział 150 oficerów. Straty reżimowej armii nie są znane. Były premier Riyad Hijab (który zbiegł niedawno do Jordanii) mówi, że rząd kontroluje jedynie 30 proc. terytorium Syrii. Dzięki uprzejmości Hillary i Erdogana FSA dostała niedawno partię Stingerów. Zrobili już z niej użytek zestrzeliwując rządowego Miga-21 i biorąc do niewoli jego pilota. Teraz dostaną T-62 z Libii, które zostały dostarczone do tureckiego portu już z oznaczeniami FSA. Jurij Bogdanow, rosyjski wiceminister spraw zagranicznych, wypaplał zaś w wywiadzie dla saudyjskiego dziennika "al-Watan", że gen. Maher Assad stracił obie nogi w lipcowym zamachu na syryjskich ministrów i że Assad jest gotowy zrezygnować.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Morsi pozbył się armijnej wierchuszki
Tantawi: And I quit...
Morsi: Mr. Tantawi, you can't quit! You're fired!
Prezydent Egiptu wykorzystał walki na Synaju do przeprowadzenia mini zamachu stanu. Zwolnił głównodowodzącego marszałka Tantawiego, szefa sztabu oraz kilku innych dowódców. Wcześniej wymienił kierownictwo służb specjalnych. Bractwo niespodziewanie pozbyło się wojskowych, socjalistycznych nadzorców. Czyżby atak na Synaju był ustawiony i miał służyć za pretekst do zamachu stanu? Rewolucja się dopełnia.
sobota, 11 sierpnia 2012
Paul Ryan - wybór Romneya
Powyżej: Quincy?
Dla poprawy humuru: sylwetka George'a Husseina Obamy, brata amerykańskiego prezydenta, pijaka i narkomana żyjącego w slumsach Nairobi (który mimo to wygląda na sympatycznego człowieka)
Pierestrojka w Korei Północnej
Nie pogratulowałem mojemu rówieśnikowi i Adwersarzowi Kim Jong Unowi ślubu: niniejszym więc gratuluję. Ri Sol-Ju to niezła lasencja, jak na Koreankę, a do tego artystycznie uzdolniona. To nie koniec niespodzianek, jakie funduje nam idol Falangi. Na jesieni specjalna komisja ma przedstawić plan reform ekonomicznych, najprawdopodobniej w stylu chińskim (a więc uwłaszczenie towarzyszy i zastąpienie niewolniczego komunizmu, totalitarnym niewolniczym komunizmem). Kim Jong Un miał się zwierzyć z chęci reform swojemu byłemu japońskiemu kucharzowi i zarazem nieformalnemu rzecznikowi. To dlatego wykończono marszałka Ri Yong-ho (dowódcę armii KRLD) a szef północnokoreańskich tajnych służb został rozstrzelany po tajnej wizycie w Seulu. KRLD ma ważny atut: ogromne złoża metali ziem rzadkich, niezbędnych do produkcji nowoczesnej elektroniki. "Homefront" staje się coraz bardziej prawdopodobny.
piątek, 10 sierpnia 2012
Josef - I wojna światowa po chorwacku
Chorwatom udało się zrobić świetny film o I wojnie światowej na froncie galicyjskim. Jak widać z powyższego, promocyjnego teledysku (muzyka Thompsona!), obraz "Josef" zapowiada się bardzo klimatycznie i drastycznie odbiega od dotychczas dominującej "szwejkowej" wizji tego konfliktu. Film zaczyna się od tego, że chorwacki maruder znajduje na pobojowisku dokumenty oficera o imieniu Josef. To otwiera drogę do szeregu "nieoczekiwanych zdarzeń" z oskarżeniem go o szpiegostwo na czele. Na końcu dowiadujemy się, że dokumenty wystawione były na chorwackiego oficera CK-Armii o nazwisko Josef Broz - takim samym jakim później posługiwał sie Tito. Mamy więc historię o stworzeniu legendy dla nielegała. Tito był przecież "przybłędą", którego oficjalny życiorys mówił, że jako podoficer trafił do rosyjskiej niewoli w czasie Wielkiej Wojny i tam zastała go rewolucja. Jak było naprawdę? Nikt tego nie wie. Może wersja filmowa jest prawdziwa. "Sie sind betrueger..."
czwartek, 9 sierpnia 2012
Mroczny rycerz powstaje., czyli 1 sierpnia w Gotham
"Mroczny rycerz powstaje", trzecia część znakomitej batmanowskiej trylogii Christophera Nolana nie przebija drugiego aktu tej historii, ale trzyma poziom. Pod wieloma względami jest dużo bardziej mroczna od poprzedniej - bohaterowie przez większość czasu są tam w ciężkiej opresji, zło wydaje się niezwyciężone a ludzka małość nie do pokonania. Niemal do ostatniej chwili ma się poczucie, że misja Mrocznego Rycerza jest skazana na klęskę, a w najlepszym razie samobójcza.
Film dotyka też ważnej kwestii społecznej. Na początku mamy wizję spokojnego, "liberalnego" Gotham, w którym wydaje się nie być już miejsca dla takich bohaterów "czasu wojny" jak komisarz Gordon (jak zwykle świetny Garry Oldman). System społeczny nie okazał się wystarczająco szczelny, by utrzymać amerykański błogostan. Pokój zostaje jednak zburzony przez chciwego finansistę, który ściąga do miasta Bane'a i Ligę Cieni. Po serii spektakularnych zamachów terrorystycznych, Gotham zostaje odcięte od reszty USA a Bane przeprowadza w nim coś w rodzaju rewolucji komunistycznej - zewnętrzna siła uwalnia z więzień lumpenproletariat i pozwala mu zarządzać miastem zatajając przed nim, że "grzeszne Gotham" i tak zostanie nuklearnie zniszczone (bo tak nakazuje fanatyczna wiara Ligi Cieni). Ruch oporu, swoistych "żołnierzy wyklętych" Gotham stanowią ocaleli policjanci z komisarzem Gordonem na czele. Otrzymujemy więc opowieść o wadzę poświęcenia się dla ogółu i o konieczności walki, bez względu na nikłe szanse zwycięstwa. Gotham ma swoje powstanie.
Ps. W tej historii zwraca na siebie uwagę szczególnie postać Kobiety-Kot Seliny Kyle (obsadzenie w tej roli Anne Hathaway, było znakomitym wyborem, choć niektórzy twierdzą, że strój Kobiety-Kota to ściągnięto jej chyba z sex-shopu... :), która ewoluuje od materialistycznej egoistki do bohaterki skłonnej, wbrew instynktowi, poświęcać się dla innych.
środa, 8 sierpnia 2012
Co z Bandarem i rosyjskim generałem (rzekomo zabitym w Syrii)?
Podczas mojego wyjazdu wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy w mrocznym świecie służb. I nie chodzi mi o propozycję (p)rezydenta zbudowania polskiej tarczy antyrakietowej z radarem w Budzie Ruskiej.
W Rijadzie doszło do zamachu na kwaterę główną saudyjskich służb. Niepotwierdzone doniesienia mówią, że został w nim ranny lub nawet zabity ich szef - książę Bandar, zwany ze względu na swoje silne związki z Amerykanami (długoletni ambasador w Waszyngtonie) Bandarem Bushem. Jeśli to prawda, to irańskim służbom nieźle się udało zinfiltrować monarchię Saudów - Bandar Bush, był jednym z architektów arabskich rewolucji.
Na innym froncie - na Synaju, wspierani przez irańskie służby salafici z Synaju wspólnie z terrorystami z Gazy dokonali spektakularnego ataku na egipski posterunek graniczny, w którym zabili 16 komandosów i zdobyli transporter opancerzony, którym przebili się przez granicę z Izraelem (pojazd został wyeliminowany później przez izraelski śmigłowiec). Celem tego ataku było zaatakowanie dwóch armii. Terrorystom szczególnie zależało, by uderzyć w izraelski batalion złożony z beduinów. To wywołało by wendettę na obszarze Negewu i Synaju, czyli jeszcze bardziej zdestabilizowało tam sytuację. Armia egipska odpowiedziała wielką ofensywą antyterrorystyczną na Synaju - m.in. po raz pierwszy od 1973 r. odpaliła tam rakiety ze śmigłowców (eliminując 20 terrorystów).
Iran i oś geopolityczna, do której on przynależy, poniosły jednak ostatnio kilka bolesnych porażek. W Syrii rebelianci porwali 48 irańskich "pielgrzymów" i prawdopodobnie już poderżnęli im gardła. Jak wynika z oświadczenia irańskich władz, ci "pielgrzymi" byli "emerytowanymi" oficerami Korpusu Strażników Rewolucji. Czyli emeryci resortowi. Trochę naszych powinni wysyłać na taką wycieczkę. Rebeliantom udało się też ponoć zlikwidować rosyjskiego generała doradzającego assadowskiej armii. Na dowód pokazali jego dokumenty. Reakcja Rosji była dosyć chaotyczna. Na początku Kreml twierdził, że taki generał nie istnieje, później, że prawdopodobnie istnieje ale nie jest obywatelem Rosji, później, że istnieje ale jest cały i zdrowy, bo wyjechał wcześniej z Syrii. Potem pojawiło się oświadczenie generała lub osoby się za niego podającej, że żyje.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Wielka Albania Tour
Gdy mówiłem, że jadę na urlop do Albanii i Kosowa (a także Macedonii i "na chwilę" do Czarnogóry) , wielu znajomych udzielało mi rad w stylu: "uważaj, bo cię tam okradną/zabiją". Wróciłem cały, zdrowy i raczej pozytywnie zaskoczony życzliwością miejscowych. Tak, to prawda, że Albania to kraj zacofany w wyniku tureckiego panowania i ciężkiego komunizmu, a teraz zmaga się z podobnymi problemami jak wszystkie kraje postkomunistyczne, ale to również kraj bardzo bezpieczny dla przybyszów z zagranicy. Gość jest tam dobrze przyjmowany nie tylko w świetle tradycji, ale również dlatego, że kraj był przez długie lata izolowany od zagranicy - cudzoziemiec siłą rzeczy wywołuje tam życzliwą ciekawość. Problemem jest bariera językowa, ale mimo wszystko można tam nawiązać ciekawe kontakty. Np. w Szkodrze (najbardziej katolickim i antykomunistycznym mieście Albanii) łapaliśmy transport do Ulcinja (najbardziej albańskiego miasta Czarnogóry). Załapaliśmy się na taksówkę - kilkuletniego Mercedesa prowadzonego przez albańskiego dziadka, razem z nami jechało jeszcze dwóch albańskich staruszków. Jak się okazało nacjonalistów i antykomunistów uważających za swoich idoli Busha i Clintona, nie lubiących Putina i przekonanych o tym, że... w Smoleńsku doszło do zamachu.
- 100 lat temu wszystkie ziemie albańskie były pod jedną władzą. Teraz są rozdzielone pomiędzy kilka państw. To nie jest dobrze. Kosowo powinno się połączyć z Albanią - mówił jeden z dziadziów.
- Tetowo, Preszewo i Chameria (Północny Epir) też? - badałem dalej grunt.
- Też. I Ulcinj razem z okolicami
- To Wielka Albania - uśmiechnąłem się słysząc tak szczerą odpowiedź - A my chcemy Wielkiej Polski, tak jak wy Wielkiej Albanii. Do Polski powinny należeć Wilno, Lwów i Mińsk.
Przyszło mi na myśl wówczas, że polska prawica tak zasadniczo potępia UCK i albański nacjonalizm, ale przecież powinniśmy go podziwiać. Albańczycy z Kosowa potrafili się zorganizować, stworzyć własną siłę zbrojną, zdobyć międzynarodowe poparcie i skopać Serbom tyłki. Chciałbym, żeby kiedyś to się powtórzyło na Wileńszczyźnie - by powstało tam drugie państwo polskie: nowa Litwa Środkowa. Nasze własne Kosowo.
Powyżej: przykład popularnego nacjonalizmu Albańskiego. Zwracają uwagę zwłaszcza ich nacjonalistki.
To co nastawia nas pozytywnie do Albańczyków to również ich euro-atlantyzm. Nie sposób się nie uśmiechnąć słysząc opowieść taksiarza wskazującego nam bazę KFOR pod Prisztiną:
- Tu była największa serbska baza wojskowa w Kosowie. Gdy nadleciały samoloty NATO i zrzuciły bomby, zostały po niej tylko ruiny.
W Prisztinie ulica George'a W. Busha krzyżuje się z bulwarem Billa Clintona (niestety nie ma tam tabliczek z nazwami). W miejscowości Fushe Kruje, znaleźliśmy natomiast pomnik George'a W. Busha:
Albańczycy zdecydowanie odbiegają od stereotypu "dzikusów i brudasów" kultywowanego przez serbską propagandę wojenną i za jej przykładem przez endecję. Powiedziałbym nawet, że pod jednym ważnym względem górują nad Serbami: o ile Serbia jest XVIII-wieczną Polską w stadium upadku (minus Konstytucja Majowa, KEN, ks. Staszic, i z nieudolnym postkomunistycznym generałem Mladicem zamiast Kościuszki), o tyle naród albański wciąż jest pełny sił witalnych. Paradoksalnie zapóźnienie względem Zachodu zakonserwowało tam takie "prawicowe" wartości jak nacjonalizm, szacunek dla rodziny i tradycji, a także zamiłowanie do prywatnej przedsiębiorczości. Pod względem gospodarczym Albania nie ma się jednak dobrze - sektor publiczny jest słaby, większość dróg wygląda jakby rządził nimi od 50 lat Grabarczyk (choć mają na koncie również imponujące odcinki takie jak górska autostrada Prisztina - Tirana), miejskie chodniki są tak popękane jakby rządziła tam od wieków HGW a wiele uliczek przypomina syf Południowych Włoch. (Tirana stanowi połączenie Neapolu, Istambułu i Mińska - na placu Skanderbega są tam jednak ładne faszystowskie budowle. Kruje jest urokliwe a Szkoder dosyć uporządkowany). Jednakże ludzie są często lepiej ubrani niż w Polsce, a jeżdżą zwykle Mercami (pełny przegląd od lat '70-tych po nowe modele, które przeważają). Albanki zwracają uwagę elegancją a ich uroda jest bardzo dziewczęca (Roman Polański byłby zachwycony). Zgadując życzenie Łukasza Czajki, daje próbkę z moich badań etnograficznych:
Kosowo niewiele odbiega od Albanii. Prisztina sprawia wrażenie nieco zaniedbanego miasta wojewódzkiego, choć często tam widać amerykańskie SUV-y, na jej obrzeżach rozrastają się nowe osiedla, a przy drogach dojazdowych przez wiele kilometrów ciągną się sklepy i składy budowlane. Okoliczne, serbskie wioski (o dziwo nie obstawione posterunkami KFOR) wyglądają już z kolei bardzo słowiańsko. Zdołałem również odwiedzić m.in. Kosowską Mitrowicę ze słynnym mostem Austerlitz, rozdzielającym miasto na część serbską i albańską. Po serbskiej stronie usypana ziemna barykada, namiocik i baraczek, nad którymi powiewają flaga Serbii i Rosji. W pizerii po albańskiej stronie, miejscowi robią sobie jaja: "Srbija, ha ha ha!!!". Wydaje mi się, że traktują serbskich "obrońców mostu" tak jak polscy liberałowie obrońców Krzyża. Mostu strzegą włoscy karabinierzy, którzy umilają sobie pracę robiąc fotki miejscowym panienkom. "Jak pójdziecie na stronę serbską, to będzie OK. Tam jest teraz spokojnie". Przechodzimy przez most. Oglądamy opustoszałą barykadę i pomniczek z bardzo krótką listą Serbów zabitych w wyniku bombardowań NATO i "terroryzmu UCK". Przyglądają nam się z pobliskiej kafany popijający piwo panowie o resortowych gębach. Jak widać nowe serbskie władze grają na oderwanie północnych gmin od Kosowa i wyjście z twarzą z konfliktu. Na nic innego nie mają najmniejszych szans. Kosowo już nie jest serbskie.
Macedonia wciąż jednak jest macedońska pomimo rosnącej w siłę albańskiej mniejszości. Kraj piękny, o który warto walczyć. (Polecam zwłaszcza wizytę w Ochrydzie - wspaniałym mieście pełnym zabytków sprzed tysiąca lat, leżącym nad pięknym jeziorem a także odwiedzenie Starej Czarsziji, czyli potureckiej starówki Skopje). Macedończycy, naród "wymyślony" nieco ponad 100 lat temu, kultywują swoją tożsamość. W centrum Skopje wspaniale wyglądający, wręcz totalitarny pomnik Aleksandra Wielkiego - postaci mającej tyle wspólnego ze współczesną Macedonią co Karol Wielki z Polską.
W hotelu przypadkiem natrafiamy w TV na program o wojnach bałkańskich 1912-1913 - jest tam mowa o ówczesnych macedońskich nadziejach na niepodległość oraz o podziale Macedonii przez ościenne kraje. To mi przywodzi na myśl białoruski nacjonalizm. Macedończycy i Macedonki różnią się wyglądem od Bułgarów czy Serbów. To naród pogranicza. Ich dziewczyny to wyraźna mieszanka. Słowiańskie twarze, od czasu do czasu blond włosy a do tego drobna, albańska budowa ciała. Widać Słowianie (nadciągająca z północy horda wbijająca dzieci na sztachety) zmieszali się tam z przedsłowiańskimi ludami takami jak Ilirowie (przodkowie Albańczyków). W naszej części Europy nawet wrogie narody są ze sobą mocno spokrewnione...
- 100 lat temu wszystkie ziemie albańskie były pod jedną władzą. Teraz są rozdzielone pomiędzy kilka państw. To nie jest dobrze. Kosowo powinno się połączyć z Albanią - mówił jeden z dziadziów.
- Tetowo, Preszewo i Chameria (Północny Epir) też? - badałem dalej grunt.
- Też. I Ulcinj razem z okolicami
- To Wielka Albania - uśmiechnąłem się słysząc tak szczerą odpowiedź - A my chcemy Wielkiej Polski, tak jak wy Wielkiej Albanii. Do Polski powinny należeć Wilno, Lwów i Mińsk.
Przyszło mi na myśl wówczas, że polska prawica tak zasadniczo potępia UCK i albański nacjonalizm, ale przecież powinniśmy go podziwiać. Albańczycy z Kosowa potrafili się zorganizować, stworzyć własną siłę zbrojną, zdobyć międzynarodowe poparcie i skopać Serbom tyłki. Chciałbym, żeby kiedyś to się powtórzyło na Wileńszczyźnie - by powstało tam drugie państwo polskie: nowa Litwa Środkowa. Nasze własne Kosowo.
Powyżej: przykład popularnego nacjonalizmu Albańskiego. Zwracają uwagę zwłaszcza ich nacjonalistki.
To co nastawia nas pozytywnie do Albańczyków to również ich euro-atlantyzm. Nie sposób się nie uśmiechnąć słysząc opowieść taksiarza wskazującego nam bazę KFOR pod Prisztiną:
- Tu była największa serbska baza wojskowa w Kosowie. Gdy nadleciały samoloty NATO i zrzuciły bomby, zostały po niej tylko ruiny.
W Prisztinie ulica George'a W. Busha krzyżuje się z bulwarem Billa Clintona (niestety nie ma tam tabliczek z nazwami). W miejscowości Fushe Kruje, znaleźliśmy natomiast pomnik George'a W. Busha:
Albańczycy zdecydowanie odbiegają od stereotypu "dzikusów i brudasów" kultywowanego przez serbską propagandę wojenną i za jej przykładem przez endecję. Powiedziałbym nawet, że pod jednym ważnym względem górują nad Serbami: o ile Serbia jest XVIII-wieczną Polską w stadium upadku (minus Konstytucja Majowa, KEN, ks. Staszic, i z nieudolnym postkomunistycznym generałem Mladicem zamiast Kościuszki), o tyle naród albański wciąż jest pełny sił witalnych. Paradoksalnie zapóźnienie względem Zachodu zakonserwowało tam takie "prawicowe" wartości jak nacjonalizm, szacunek dla rodziny i tradycji, a także zamiłowanie do prywatnej przedsiębiorczości. Pod względem gospodarczym Albania nie ma się jednak dobrze - sektor publiczny jest słaby, większość dróg wygląda jakby rządził nimi od 50 lat Grabarczyk (choć mają na koncie również imponujące odcinki takie jak górska autostrada Prisztina - Tirana), miejskie chodniki są tak popękane jakby rządziła tam od wieków HGW a wiele uliczek przypomina syf Południowych Włoch. (Tirana stanowi połączenie Neapolu, Istambułu i Mińska - na placu Skanderbega są tam jednak ładne faszystowskie budowle. Kruje jest urokliwe a Szkoder dosyć uporządkowany). Jednakże ludzie są często lepiej ubrani niż w Polsce, a jeżdżą zwykle Mercami (pełny przegląd od lat '70-tych po nowe modele, które przeważają). Albanki zwracają uwagę elegancją a ich uroda jest bardzo dziewczęca (Roman Polański byłby zachwycony). Zgadując życzenie Łukasza Czajki, daje próbkę z moich badań etnograficznych:
Kosowo niewiele odbiega od Albanii. Prisztina sprawia wrażenie nieco zaniedbanego miasta wojewódzkiego, choć często tam widać amerykańskie SUV-y, na jej obrzeżach rozrastają się nowe osiedla, a przy drogach dojazdowych przez wiele kilometrów ciągną się sklepy i składy budowlane. Okoliczne, serbskie wioski (o dziwo nie obstawione posterunkami KFOR) wyglądają już z kolei bardzo słowiańsko. Zdołałem również odwiedzić m.in. Kosowską Mitrowicę ze słynnym mostem Austerlitz, rozdzielającym miasto na część serbską i albańską. Po serbskiej stronie usypana ziemna barykada, namiocik i baraczek, nad którymi powiewają flaga Serbii i Rosji. W pizerii po albańskiej stronie, miejscowi robią sobie jaja: "Srbija, ha ha ha!!!". Wydaje mi się, że traktują serbskich "obrońców mostu" tak jak polscy liberałowie obrońców Krzyża. Mostu strzegą włoscy karabinierzy, którzy umilają sobie pracę robiąc fotki miejscowym panienkom. "Jak pójdziecie na stronę serbską, to będzie OK. Tam jest teraz spokojnie". Przechodzimy przez most. Oglądamy opustoszałą barykadę i pomniczek z bardzo krótką listą Serbów zabitych w wyniku bombardowań NATO i "terroryzmu UCK". Przyglądają nam się z pobliskiej kafany popijający piwo panowie o resortowych gębach. Jak widać nowe serbskie władze grają na oderwanie północnych gmin od Kosowa i wyjście z twarzą z konfliktu. Na nic innego nie mają najmniejszych szans. Kosowo już nie jest serbskie.
Powyżej: na Gazimestanie, miejscu totalnie przegranej bitwy, która stała się podstawą świadomości narodowej Serbów. Czy kolejne totalnie przegrane starcie o Kosowo stanie się podstawą nowej serbskiej świadomości?
Macedonia wciąż jednak jest macedońska pomimo rosnącej w siłę albańskiej mniejszości. Kraj piękny, o który warto walczyć. (Polecam zwłaszcza wizytę w Ochrydzie - wspaniałym mieście pełnym zabytków sprzed tysiąca lat, leżącym nad pięknym jeziorem a także odwiedzenie Starej Czarsziji, czyli potureckiej starówki Skopje). Macedończycy, naród "wymyślony" nieco ponad 100 lat temu, kultywują swoją tożsamość. W centrum Skopje wspaniale wyglądający, wręcz totalitarny pomnik Aleksandra Wielkiego - postaci mającej tyle wspólnego ze współczesną Macedonią co Karol Wielki z Polską.
W hotelu przypadkiem natrafiamy w TV na program o wojnach bałkańskich 1912-1913 - jest tam mowa o ówczesnych macedońskich nadziejach na niepodległość oraz o podziale Macedonii przez ościenne kraje. To mi przywodzi na myśl białoruski nacjonalizm. Macedończycy i Macedonki różnią się wyglądem od Bułgarów czy Serbów. To naród pogranicza. Ich dziewczyny to wyraźna mieszanka. Słowiańskie twarze, od czasu do czasu blond włosy a do tego drobna, albańska budowa ciała. Widać Słowianie (nadciągająca z północy horda wbijająca dzieci na sztachety) zmieszali się tam z przedsłowiańskimi ludami takami jak Ilirowie (przodkowie Albańczyków). W naszej części Europy nawet wrogie narody są ze sobą mocno spokrewnione...
Powyżej: Socrealistyczna rzeźba na tyłach Narodowej Galerii Sztuki w Tiranie. Panienka wyraźnie zrobiona w maoistowskim stylu: charakterystyczna czapka i warkoczyki w stylu w jakim się nosiły dziewoje z Syczuanu w latach '60-tych. Moja ręka na jej biuście symbolizuje zachodnią dywersję ideologiczną a także chęć wciągania państw regionu do obozu euro-atlantyckiego.