niedziela, 18 grudnia 2011

Yom Kippur: ustawiona wojna i śmierć płka Alona


Od lewej: płk Josef Alon, gen. Mosze Dayan, gen. Moderchai Hod, dowódca izraelskich sił powietrznych

1 lipca 1973 r., w swoim domu w stanie Maryland, został zabity płk Josef Alon, izraelski attache lotniczy i morski w Waszyngtonie, jeden ze współtwórców sił powietrznych Izraela. Zamach został przeprowadzony bardzo profesjonalnie. Alon dostał pięć kul. Sprawców nigdy nie złapano, ani nawet nie zidentyfikowano. FBI podejrzewało, że zamachu dokonali fedaini z Czarnego Września. Do dokonania egzekucji przyznała się OWP. Rodzina podejrzewała jednak... izraelski i amerykański rząd. Podejrzenia te opisał m.in. izraelski reżyser Joram Ibramatz.

Enigmatycznie o całej sprawie wypowiedział się były izraelski prezydent Ezer Weizman: "Gdybym powiedział wam prawdę, naród byłby zszokowany. Alon był gadatliwym pijakiem i nie można mu było powierzać tajemnic". Co to za tajemnice? Ibramatz stawia tezę, że Alon zginął, bo dowiedział się zbyt wiele o nadchodzącej wojnie Yom Kippur a konkretnie o tajnym porozumieniu Kissinger-Dayan przewidującym, że Izrael pozwoli, by Egipt zbrojnie odebrał mu Synaj. W ten sposób Arabowie mieli odzyskać swoją dumę i wychodząc z twarzą z konfliktu zawrzeć pokój z Izraelem. Teza szalona, ale... poparta solidnymi poszlakami i rozważana przez takich badaczy jak np. prof. Uri Milstein.

Rzeczywiście Izrael zdawał sobie sprawę z tego, że Egipt i Syria szykują atak - wywiad wojskowy zebrał przecież wyraźne sygnały na to wskazujące. Co więcej, Izrael został ostrzeżony przez króla Jordanii Husajna, który nawet spytał się izraelskiego rządu, czy może, tak pro forma wysłać jedną jordańską brygadę na Wzgórza Golan, by symbolicznie wzięła udział w syryjskiej ofensywie. Odpowiedź izraelskich polityków brzmiała: "No jasne, nie mamy nic przeciwko" (opisał to Patrick Seale w swym monumentalnym dziele "Assad"). Andrzej Kiełczyński, agent CIA infiltrujący Likud, tłumaczy to tym, że izraelskie władze były zbyt zadufane w siłę swojej armii i uważały, że Linia Bar-Leva jest przeszkodą nie do przebicia dla Egipcjan. Nie jest to do końca prawdą. Bentsi Tsfoni, ówcześnie saper stacjonujący na Synaju wspomina, że tuż przed wybuchem wojny kazano mu rozminować pewne obszary Linii Bar-Leva. Gdy zwrócił dowódcy uwagę na bezsens tego rozkazu, otrzymał odpowiedź: "To nowe działania dyplomatyczne armii". Gen. David Elazar, szef sztabu IDF, zorientował się, że Egipt chce zaatakować Synaj i poprosił o zgodę na atak prewencyjny. Odmówił mu minister obrony Mosze Dayan. Nomi Frankel, ówcześnie w wojskach łączności, słyszała ich rozmowę. Dayan argumentował: "Nie. Mamy umowę z Kissingerem, by nie atakować Egiptu".





Efektem tego układu była najkrwawsza wojna izraelsko-arabska.  Ale też wyjście Egipcjan z twarzą z konfliktu i trwający ponad trzy dekady pokój na Synaju. Rozwiązanie jak z "Watchmanów"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz