czwartek, 1 marca 2012
Por. Jan Kosowicz - mistrz infiltracji
Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przybliżam postać jednego z "Wyklętych":
"To jeszcze nie jest koniec. Walka jeszcze się toczy, działa dużo oddziałów partyzanckich i ludzie trwają w konspiracji - mówił w kwietniu 1945 r. por. Jan Kosowicz, któremu powierzono zadanie sformowania Oddziału Osłony Komendy Głównej Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. W rzeczywistości wykonywali dla Komendy rozmaite zadania specjalne, z których najważniejszym było ochranianie płk. Jana Rzepeckiego "Ożoga" - delegata Sił Zbrojnych na Kraj, a od września 1945 r. prezesa Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". (...)
Kosowicz był człowiekiem o bogatym życiorysie konspiracyjnym, znanym z nieszablonowych metod działania i ułańskiej fantazji. Przed wojną ukończył szkołę podchorążych broni pancernej w Modlinie. We wrześniu 1939 r. walczył na odcinku Prusy Wschodnie, jego czołg został rozbity, a on sam ranny. Po kilku miesiącach rekonwalescencji powrócił w rodzinne strony na Wileńszczyznę - okupowaną już przez Sowietów. Nie dał się aresztować ani wywieźć na Sybir. Włączył się w działania podziemne, w kolejnych latach zasłynął jako niezwykle sprawny organizator i oficer wywiadu ZWZ-AK. Po agresji III Rzeszy na Związek Sowiecki był jedną z najważniejszych postaci tworzących sieć wywiadowczą Ekspozytury "Białoruś" Dalekosiężnego Wywiadu Komendy Głównej AK. Posługiwał się wówczas nazwiskiem Jan Ciborski oraz pseudonimami "Ciborski", "Janek", "Szeryf Janek". Gdy w 1944 r. Sowieci przekroczyli przedwojenną granicę Rzeczypospolitej i rozpoczęła się akcja "Burza", Kosowicz został odkomenderowany do elitarnej Ekipy Wschód, liczącej kilka osób komórki, która miała zapewnić przetrwanie sieci wywiadowczej AK na terenach zajmowanych przez Armię Czerwoną. Z zadania tego się wywiązał, a wkrótce w związku z sowiecką okupacją tych ziem Ekipę Wschód przekształcono w samodzielną ekspozyturę wywiadowczą o kryptonimie "Pralnia II".
W kwietniu 1945 r. por. Kosowiczowi powierzono zadanie zorganizowania oddziału, którego głównym zadaniem miało być zapewnienie bezpieczeństwa delegatowi Sił Zbrojnych na Kraj płk. Janowi Rzepeckiemu. Jak wspominał Franciszek Kosowicz "Małecki", młodszy brat Jana, a zarazem jego podwładny, oddział: "Stopniowo się rozrastał, osiągając ostatecznie stan dwudziestu kilku osób. Grupa działała, posługując się sfałszowanymi dokumentami, stwierdzającymi, że jest to oddział do zadań specjalnych Sztabu Generalnego "ludowego" Wojska Polskiego".
Lotniczy kordzik
"Ciborski" zalegendował swój oddział w warsztatach naprawczych przy ul. Karolkowej w Warszawie. Dzięki temu osłona płk. Rzepeckiego mogła poruszać się po Warszawie i "ludowej" Polsce w pełnym uzbrojeniu - nie niepokojona przez patrole sowieckiej i rodzimej bezpieki. Co więcej, dzięki świadczeniu usług naprawczych dla "ludowego" Wojska Polskiego żołnierze podziemia zdobywali fundusze na własną działalność. Kosowicz, dysponujący wyjątkowym talentem aktorskim, z łatwością nawiązywał znajomości. Między innymi "zaprzyjaźnił" się z Teodorem Dudą, dyrektorem Departamentu Więziennictwa MBP. Dzięki temu żołnierze Oddziału Osłony codziennie wchodzili z bronią na teren więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie i wyprowadzali stamtąd niemieckich więźniów, którzy pracowali przy rozbudowie warsztatów z ul. Karolkowej.
Systematycznie poszerzali też park samochodowy - zróżnicowane akcje, które im zlecano, wymagały bowiem odmiennych pojazdów. W lipcu 1945 r. grupa Kosowicza - miesiąc wcześniej awansowanego na kapitana - dysponowała już trzema autami osobowymi, trzema ciężarowymi i jedną terenową półciężarówką. Po każdej ważniejszej akcji samochody były przemalowywane, zmieniano im też numery rejestracyjne. Były dowódca Kosowicza z Ekipy Wschód kpt. Henryk Żuk "Onufry" wspominał: "Warszawa w drugiej połowie 1945 roku była penetrowana przez tysiące szpicli ubowskich, liczne patrole milicyjne i wojskowe bez przerwy przeczesywały miasto, na drogach rozmieszczano "punkty regulacji ruchu" polskie i sowieckie dla kontrolowania wszelkich pojazdów i wyłapywania podejrzanych. (...) A pod ich bokiem "Ciborski" budował dla swej komórki kurierskiej obsługującej I zarząd WiN-u (prawie nie kryjąc się!) duże warsztaty samochodowe i to przy pomocy więźniów niemieckich, wypożyczanych z Rakowieckiej! "Ciborski" paradujący w dość fantazyjnym mundurze kapitana, z kordzikiem lotniczym u boku, pewny siebie, z ironicznym uśmieszkiem, błąkającym się stale na jego ustach, wywierał duże wrażenie na rozmówcach sowieckich i rodzimych, nawet ruda komendantka punktu kontrolnego "R" na Pradze, której wszyscy kierowcy unikali jak diabeł święconej wody, dla Janka była wyjątkowo łaskawa: On ją poklepywał, a ona wdzięczyła się do Niego, zapominając o kontroli jego samochodów".
Reszta artykułu
Boskie. Kloss to obszczymur.
OdpowiedzUsuń