sobota, 26 października 2019

Matrioszka: Fałszywy uciekinier


Ilustracja muzyczna: The Good Shepherd OST

Pułkownik Aleksander Sacharowski, szef wywiadu zagranicznego KGB w latach 1955-1975 był uznawany za geniusza dywersji strategicznej. Gen. Ion Mihai Pacepa nazwał go "ojcem współczesnego terroryzmu". Niewątpliwie mocno przyczynił się on do nabrania siły przez arabski i lewacki terroryzm, ale ta część jego działalności nie przyniosła USA żadnych strategicznych strat. Była tylko drobnym utrapieniem, a nawet współgrała z wdrażanym przez CIA i globalistów planem transformacji zachodnich społeczeństw.



Rządy Sacharowskiego w I Zarządzie KGB to też czas wielkich wpadek wywiadowczych. W 1957 r. ucieka na Zachód oficer KGB Reino Hayhanen, który pozwala namierzyć Amerykanom sowieckiego nielegała Rudolfa Abla. W 1959 r. dezercji dokonuje płk Michał Goleniewski, funkcjonariusz wojskowych i cywilnych służb specjalnych PRL a przy okazji agent KGB. Przekazuje Amerykanom i Brytyjczykom wiele cennych informacji pozwalających im namierzyć m.in. takich groźnych sowieckich szpiegów jak George Blake czy Harry Houghton. Pomaga też namierzyć Gordona Londsdale'a vel Konona Mołodego.W 1961 r. ucieka na Zachód Bohdan Staszyński, zabójca z KGB, który zlikwidował Stepana Banderę. Pierwsze lata rządów Sacharowskiego w I Zarządzie KGB są więc serią wywiadowczych katastrof. A mimo to, Sacharowski pozostaje na stanowisku niemal dożywotnio.


1961 rok przyniesie jeszcze jedną ucieczkę: mjra KGB Anatolija Golicyna. Był on pracownikiem rezydentury w Helsinkach (i właśnie w stolicy Finlandii zgłosił się do CIA z prośbą o ewakuację) a wcześniej analitykiem z centrali, zajmującym się m.in. planami strategicznymi. Podczas pierwszego przesłuchania zachowywał się dziwacznie - odmówił mówienia po rosyjsku (angielskim posługiwał się natomiast bardzo słabo) i zażądał spotkania z... prezydentem Kennedy'm. Twierdzi też, że CIA nie została zinfiltrowana przez KGB!



Funkcjonariusze sekcji sowieckiej CIA za bardzo nie wiedzą, co mają robić ze zbiegiem. Ale już w 1954 r. Golicyna przecież wytypował jako dobry cel do werbunku inny zbieg z KGB - płk Piotr Deriabin.  Ponadto dochodzą do CIA informacje, że KGB jest naprawdę wkurzona z powodu ucieczki Golicyna. Szef tej służby Aleksander Szelepin (wkrótce zostanie zastąpiony przez Semiczastnego) zleca ponoć zabójstwo zbiega. Golicyna bierze pod swoje skrzydła James Jesus Angleton, legendarny szef kontrwywiadu CIA. Golicyn przekazuje mu w zaufaniu, że CIA została spenetrowana przez KGB, podobnie jak inne zachodnie służby. Wewnątrz CIA ma działać agent o kryptonimie "Szasza". Angleton rozpoczyna polowanie trwające ponad 10 lat i toczące się na trzech kontynentach. Wciąga w nie sojusznicze służby: brytyjskie, francuskie, kanadyjskie i australijskie.

Skąd jednak Golicyn wie o agentach wewnątrz zachodnich służb? Problem w tym, że jako analityk nie miał dostępu do danych osobowych agentów. Pracował tylko z dostarczanymi przez nich informacjami. A czasami tylko strzępkami informacji. Ponoć jego zeznania pomogły przy sprawie Piątki z Cambridge i George'a Blake'a. Zaskakująco trafnie Golicyn wskazał też jako sowieckiego "kreta" Victora Rothshilda (co brytyjskie służby przyjęły oczywiście z oburzeniem).

Flashback: Dies Irae - Soviet Rothshild


Ale poza tym dorobek Golicyna we wskazywaniu agentów jest mizerny. Jak piszą Roger Faligot i Remi Kaufer:



"Wbrew pozorom Golicyn nie jest żadną "bombą". Jakie informacje posiada? Żadnych konkretnych nazwisk, zaledwie strzępki informacji na temat źródeł, jakie KGB ma wewnątrz NATO. Z czasem jednak legenda przypisze mu wykrycie co najmniej czterech kretów: Francuza Georges'a Paques'a, zastępcy szefa Wydziału Prasy i Informacji NATO, zatrzymanego 12 sierpnia 1963 r. przez DST; Johna Williama Vassalla, woźnego sądowego brytyjskiej Admiralicji; Johna Watkinsa, kanadyjskiego dyplomaty, oraz prof. Hugh Hambletona, pochodzenia anglo-kanadyjskiego, którego formalna identyfikacja zajmie lat siedemnaście!

Chlubny bilans. Aż nadto chlubny, zwłaszcza że w rzeczywistości wyżej wymienieni agenci zostali przechwyceni dzięki zeznaniom innych uciekinierów oraz cierpliwej pracy służb kontrwywiadowczych. Znamienny jest zwłaszcza przypadek Georges'a Paques'a, który przystąpił do pracy w NATO latem 1962 r., a więc sześć miesięcy po ucieczce Golicyna. A zatem Golicyn nie mógł wiedzieć o funkcji, jaką Paques pełnił w NATO. Jego deklaracje mogłyby co najwyżej wywołać uzasadnione zainteresowanie ze strony DST...

Ale w kontekście danej epoki wszystko wygląda inaczej. John McCone nie posiada się ze szczęścia. Nie minęły jeszcze trzy miesiące, odkąd zastępuje Dullesa na czele Agencji, a tu spada mu z nieba radziecki dezerter, ochrzczony kryptonimem AE/LADLE. Psycholog z sekcji tajnych operacji, dr John Gittinger, stwierdza wprawdzie u Golicyna skłonności do zachowań paranoicznych oraz fantazji wynikających z megalomanii, ale to nikomu zdaje się nie przeszkadzać. Wszak paranoja to typowa choroba asów kontrwywiadu! A jaka satysfakcja, gdy Ukrainiec stwierdza, że o ile mu wiadomo, KGB nie zdołała przeniknąć szeregów CIA. Aż ciepło się robi na sercu, mimo że oficer KGB odwoła później swoje wcześniejsze zeznania.

Tylko sceptyczna Soviet Bloc Division (Wydział do spraw Bloku Sowieckiego) wykaże wiele rezerwy wobec informacji Ukraińca. Jak choćby wtedy, gdy Golicyn stwierdza, że zerwanie stosunków chińsko-radzieckich jest jedynie mydleniem oczu Zachodu, manipulacją KGB na użytek przeciwnika; jak i to, że osobiście przedłożył Chruszczowowi plan reorganizacji służb. I przede wszystkim wtedy, gdy zażąda 15 milionów dolarów na przygotowanie operacji, której celem ma być dezintegracja jego macierzystych służb.

(...)

Przez kilka kolejnych miesięcy AE/LADLE składa coraz bardziej bulwersujące zeznania, z których wynika że KGB przedsięwzięło projekt infiltracji na szeroką skalę, który udaremnić może jedynie on, Golicyn, niemal cudem zesłany Amerykanom przez Opatrzność. Według Nigela Westa, który analizował tę sprawę ze strony angielskiej, naliczono 270 przypadków infiltracji zachodnich służb i przeróżnych ministerstw (Molehunt [Polowanie na kreta], 1987). Następnie zredukowano znacznie tę liczbę, twierdząc, iż w wielu przypadkach istniały jedynie poszlaki.

Zaniepokojony tym John McCone zezwala Angletonowi na otwarcie archiwów kontrwywiadu, by ułatwić pracę Golicynowi. Ten informuje między innymi i o tym, że wie o istnieniu brytyjskiego "Klubu Pięciorga", do którego należą m.in.: MacLean i Burgess... pracujący od 10 lat dla Rosjan! Trzeci członek, o pseudonimie Stanley, działa zdaniem Golicyna na Środkowym Wschodzie. Nie jest to wprawdzie informacja precyzyjna, lecz angielscy oficerowie dochodzeniowi dedukują z niej, iż może tu chodzić o Philby'ego, który już od pewnego czasu pozostaje pod obserwacją. Warto jednak zauważyć, że również inny kret, formalnie zidentyfikowany, działa w tym samym okresie na Środkowym Wschodzie, a jest nim George Blake. I ilu jeszcze angielskich agentów obróconych przez Rosjan?

(...)

Po roku szczegółowych przesłuchań Angleton proponuje angielskim przyjaciołom przesłuchanie "opatrznościowego" uciekiniera na ich własnym terenie. Odpowiednikiem amerykańskiego kontrwywiadowcy jest na terenie Anglii Arthur Martin, szef sekcji D MI 5 (antyradzieckiego kontrwywiadu). Martin zaprasza ukraińskiego uciekiniera w nadziei zatrzymania go u siebie. W marcu 1963 r. Golicyn pod fałszywym nazwiskiem John Stone udaje się wraz z małżonką do Wielkiej Brytanii. W Londynie wszyscy jeszcze są pod wrażeniem afery Profumo, w której sekretarz stanu został skompromitowany przez call-girl Christine Keeler i attache radzieckiej floty Jewgienija Iwanowa.

W tak napiętej atmosferze Golicyn, któremu Anglicy nadali pseudonim Kago, informuje Brytyjczyków, że kret o pseudonimie Peters drąży głęboki podkop w Intelligence Service. Inna informacja Golicyna, ta mianowicie, że sprawcą śmierci przywódcy partii laburzystów Hugh Gaiskella jest 13 Departament KGB, wyspecjalizowany w "mokrych operacjach", którego człowiek miał wstrzyknąć politykowi śmiercionośne bakterie, całkowicie zbija z tropu Arthura Martina i Geoffreya Hintona z MI 6. Rosjanom miało bowiem zależeć na tym, by wiernego zwolennika NATO zastąpił "ich człowiek" Harold Wilson, który nawiasem mówiąc właśnie objął kierownictwo partii laburzystów... Następnego roku, z chwilą objęcia przez Wilsona stanowiska premiera, Jim Angleton wnosi przeciwko niemu oskarżenie. Amerykanin proponuje MI 5 zorganizowanie kampanii przeciwko przywódcy partii. Jeszcze dziś wielu czołowych przedstawicieli MI 5, takich jak Peter Wright (autor książki Spycatcher, 1987) podtrzymuje tezę o zamordowaniu Gaiskella przez KGB i zwerbowaniu Wilsona przez Rosjan. Tymczasem istnieją fakty przemawiające przeciw podtrzymywaniu takiej tezy. Przede wszystkim 13 Departament KGB, któremu Chruszczow zakazał dokonywania zabójstw zachodnich przywódców politycznych, został rozwiązany w 1959 r. I jeśliby nawet zrobił w przypadku Gaiskella odstępstwo od tej zasady, to historycy potwierdzą, że miejsce Gaiskella miał zająć nie Wilson, lecz George Brown, człowiek o podobnym pronatowskim nastawieniu... Po trzecie cała ta sprawa jest jedynie wymysłem Golicyna, choćby i dlatego, że zmarły przywódca laburzystów zachorował w grudniu 1962 r., czyli rok po dezercji Ukraińca.

Tak czy owak Brytyjczycy wykazują ogromne zainteresowanie Golicynem, który 7 lipca 1963 r. jest niestety zmuszony ich opuścić, albowiem "Daily Telegraph" ujawnia, że przebywa na terenie Londynu jako gość służb brytyjskich. Nazwisko Ukraińca zostaje zniekształcone. Przez dobre dziesięć lat uciekinier występuje we wszystkich książkach poświęconych szpiegostwu jako Dolnicyn. Informację taką przekazało waszyngtońskie biuro tej konserwatywnej gazety i dla Anglików staje się jasne, że Angleton umożliwił przeciek, by dodać znaczenia osobie ukraińskiego dezertera, choćby ze względu na Soviet Bloc Division, coraz bardziej powściągliwy na jego temat i pełen zastrzeżeń...

(...)

Po drugiej stronie kanału La Manche niestrudzony Jim Angleton bada niezliczone poszlaki prowadzące na teren Francji, a wskazujące na sekretarzy stanu, ministrów czy ludzi z najbliższego otoczenia de Gaulle'a, gdzie znalazł się agent o pseudonimie Colombine. Rozmaite fakty i domysły naprowadzają Angletona na ślad siatki SZAFIR, składającej się z dwunastu agentów KGB, działających w samym sercu SDECE. Teza o działalności siatki wewnątrz SDECE ogromnie odpowiada szefowi placówki SDECE w Waszyngtonie, Thyraudowi de Vosjolemu, sympatyzującemu z anty-gaullistowskimi zwolennikami "Algierii francuskiej".

Prezydent Kennedy, świadom powagi sytuacji, wysyła wreszcie do Paryża specjalnego kuriera, "zluzowanego" wkrótce przez szefa placówki CIA, Alfreda Ulmera."Zawracają mi d... całą tą historią", miał powiedzieć generał de Gaulle, przekonany, że Amerykanie wymyślili wszystko po to, by mu zaszkodzić. Takie samo wrażenie odnosi generał Jacquier. Szef SDECE tym zawzięciej broni swoich pozycji, że Jacques Foccart, bliski współpracownik de Gaulle'a, któremu zawdzięcza stanowisko szefa wywiadu, znalazł się w kręgu podejrzeń Angletona.

Do USA udaje się generał Tempie de Rougemont, pracownik 2. Biura, który w wywiadzie pełni funkcję doradcy. Wraca bardzo wzburzony, oznajmiając, że Golicyn informuje o istnieniu 30-40 kretów na terenie Francji. "Wystarczający powód, by przeprowadzić dochodzenie", oznajmia generałowi. Jest koniec lata 1963 r. Pułkownik Georges Lionnet, od wyzwolenia piastujący funkcję szefa Wydziału Bezpieczeństwa SDECE, jest rzecz jasna poinformowany o całej sprawie. Po trzydziestu latach wspomina: "Golicyn był naprawdę dezerterem KGB, ale nie miał nic wspólnego z sekcją francuską. Przekazywał więc jedynie strzępki oderwanych informacji".

W DST Golicyn otrzymuje kryptonim VIRU. Trzej szefowie służb, Louis Niquet (szef E 2, sektor operacyjny), Alain Montarras (łączność ze służbami zagranicznymi) i Marcel Chalet (specjalna komórka zajmująca się badaniem infiltracji CARU - w żargonie wywiadowczym nazwa Rosjan), odbywają, podobnie jak ich naczelny, Daniel Doustin, podróż do USA. "Przesłuchiwałem VIRU szereg razy" - zdradzi nam jeden z nich. "Prowadziliśmy dyskusje w luźnej, nieoficjalnej atmosferze. Przebywaliśmy we czterech czy pięciu w wiejskiej posiadłości. Dwaj Murzyni zajmowali się kuchnią. Golicyn był niesamowity, głęboko przekonany o własnej wartości. Chciał, żeby Francja przyznała mu Legię Honorową za wyświadczone przysługi. Po jakimś czasie przyjechał do Francji i zażądał rozmowy z generałem de Gaulle'em! Miał nadzieję zostać kimś w rodzaju szarej eminencji zachodnich służb... Wyobrażał sobie, że będziemy przynosić mu akta do czytania, czekać na jego wnioski i ostateczne instrukcje".

Niewiele brakowało, by oczekiwania Golicyna się spełniły. Za pośrednictwem Angletona i Thyrauda, nawiasem mówiąc każdego z osobna, Golicyn uzyskuje dostęp do list Francuzów, uznanych za podejrzanych. SDECE zna jedynie anonimowego zdrajcę o pseudonimie Martel. Lionnet oraz pułkownik Rene Delseny (szef kontrwywiadu) skrzętnie notują rewelacje Golicyna. Pojawiają się nazwiska: Jacques Foccart, Louis Joxe, a także nazwisko jednego z oficerów wywiadu, przesłuchującego Golicyna. Jim Angleton bierze na muszkę Leonarda Hounau, o czym informuje otwarcie Daniela Doustina, szefa DST, wyrażając ubolewanie, że Hounau został mianowany numerem 2 w SDECE. Hounau, absolwent politechniki, zajmuje się przede wszystkim sekcją badań w SDECE, patronując przy okazji wywiadowi i kontrwywiadowi. Po powrocie do Paryża Doustin nawiązuje kontakt z Georges'em Barazerem de Lannurien, szefem gabinetu generała Jacquiera, i numerem 3 tajnych służb. Zostaje rekomendowany premierowi Pompidou. "Proszę jechać do USA, spotkać się z szefami CIA i wyświetlić ten przypadek. Ale tylko ten", pada odpowiedź. Tymczasem Lannurien postanawia wyjaśnić przy okazji problem Thyrauda de Vosjoli, który wydaje się nadmiernie podporządkowany Angletonowi. Pułkownik zjawia się w Waszyngtonie 12 listopada 1963 r. Jego spotkanie z Richardem Helmsem, zastępcą dyrektora CIA, udaremnia nieoczekiwana śmierć Kennedy'ego. Czekając, aż opadną emocje związane z zabójstwem prezydenta, Lannurien aranżuje spotkanie między Thyraudem de Vosjolim i Raymondem Laportem, proponowanym na stanowisko szefa placówki SDECE na miejsce Vosjolego. Przez cały tydzień Lannurien w obecności Angletona, którego opisuje jako "błyskotliwego faceta, ale kompletnie skrzywionego, który wszędzie wokoło widzi Sowietów", przesłuchuje Martela, "członka KGB pracującego w sekcji anglo-amerykańskiej, a zatem zupełnie nie zorientowanego w problematyce francuskiej". "Jego raporty wywoływały nie lada konsternację", przyzna stary oficer. Ale Jacquier życzył sobie, żeby się ograniczyć do usunięcia Hounau... Z USA zaczynają sypać się oskarżenia, że Lannurien blokuje dochodzenie, bo sam jest agentem "Popowów"! W czasie drugiej wojny światowej walczył przecież w partyzantce czechosłowackiej, gdzie zetknął się z radzieckimi oficerami... A co miało oznaczać jego wydalenie z Węgier, gdzie w 1950 r. pełnił funkcję attache wojskowego? To była zorganizowana akcja mająca lepiej maskować jego podwójną grę! W rezultacie Hounau zostaje zastąpiony pułkownikiem Rene Bertrandem (alias Jacques Beaumont), a Lannurien, choć dochodzenie w jego sprawie zostanie umorzone, poda się w maju 1964 r. do dymisji. "Panująca wokół atmosfera ogromnie mi ciążyła. Przed odejściem sporządziłem raport, będący przeglądem sowieckich infiltracji poczynając od czasów wojennych. Moje raporty zniknęły. Nie wiem, kto je przekazał Rosjanom. Po pewnym czasie Michel Debre zwrócił się do mnie prosząc o te raporty, bo w Centrali już ich nie było..." Co zarzucali Hounau jego oskarżyciele z SDECE? Przede wszystkim przyjaźń z Francois Saar-Demichelem, byłym pracownikiem wywiadu zajmującym się handlem ze Wschodem. Saar-Demichel ujawni później Pierre'owi Peanowi na potrzeby jego książki o Foccarcie (L'Homme de l'ombre [Człowiek cienia], 1990), na jakich warunkach współpracował z Rosjanami.Drugim powodem do podejrzeń była rola, jaką Hounau odgrywał w Pradze, gdzie był attache wojskowym, a StB, tajne służby czeskie obrały sobie za cel jego i jego żonę. Zdaniem Georges'a Lionneta sprawa Hounau budzi wiele wątpliwości: "Istniały jedynie przypuszczenia, brakowało dowodów". Arytmetyczny wynik tej zagadki wygląda następująco: z 21 informacji zebranych przez DST na temat Hounau, ustalono prawdziwość jedynie w 17 przypadkach. Wynik ten wydaje się wystarczająco obciążający dla kogoś na tak wysokim stanowisku, w związku z czym 15 czerwca 1964 r. zdruzgotany Hounau podaje się do dymisji, ale do końca życia będzie utrzymywał, że jest niewinny: "To była zorganizowana akcja Angletona, wymierzona przeciwko de Gaulle'owi. Angleton był szaleńcem", wyzna nam Hounau.

Dziś, kiedy jest już za późno, CIA jest skłonna przyznać mu rację. W książce napisanej przy współudziale pracowników Agencji, którzy poddali ponownej ocenie rolę byłego łowcy szpiegów, Tom Mangold cytuje wywiad z szefem Agencji, od której to lektury ciarki chodzą po plecach, a który znakomicie tłumaczy zawziętość Angletona wobec francuskiego oficera: "Angletonowi zależało na spreparowaniu teczki obciążającej jedną z pierwszoplanowych postaci we francuskich służbach, żeby udokumentować wiarygodność Golicyna. Wybrali Hounau, bo wspaniale nadawał się na winnego. Tyle tylko, że nigdy nie zdołano mu dowieść czegokolwiek. Strona francuska postanowiła zmusić go do odejścia. Nie został wydalony na podstawie jakichkolwiek dowodów, lecz jedynie na skutek podziałów w samej SDECE". Tymczasem 16 września 1963 r. podziękowano za dotychczasową pracę szefowi placówki SDECE, Thyraudowi de Vosjolemu, który nie będzie szczędził oskarżeń pod adresem francuskich służb, między innymi w swojej książce zatytułowanej Lamia.Czas jakiś po ukazaniu się książki Vosjoli spotyka się ze słynnym pisarzem Leonem Urisem, który zaproponuje mu napisanie wspólnej powieści. Będzie nią Topaz (zamiast SZAFIRU), na podstawie której Alfred Hitchcock nakręci film o tym samym tytule.

(Dodajmy, że wspomniany Leon Uris miał na koncie taką szmatławą książkę jak "QB VII" opowiadającą jak "bohaterski" oficer UB żydowskiego pochodzenia ściga polskiego, antysemickiego lekarza z Auschwitz, który był "drugim Mengele". Ciekawe, że de Vosjoli wybrał sobie akurat Urisa na "murzyna", któremu podyktował fabułę "Topaza". - dop Fox)

(...)



Tymczasem CIA zaczyna nabierać podejrzeń co do metod działania Angletona, zważywszy na to, że syndrom Golicyna nadal sieje zniszczenie... Informacje dostarczone przez Angletona doprowadzają do aresztowania 12 września 1965 r. niejakiej Ingeborg Lygren, sekretarki szefa norweskich tajnych służb, pułkownika Wilhelma Evanga (organizatora siatek GLADIO na terenie Norwegii, w roku 1948). Okazuje się, że chodzi tu o wojnę wewnętrzną. Angleton pertraktuje bezpośrednio z konkurencyjnymi służbami kontrwywiadowczymi, Overaaksningstjeneste, których szef Asbjrn Bryhn tylko zaciera ręce z uciechy. Ingeborg miała jakoby zdradzić trzynastu agentów krajów sprzymierzonych. Dopiero trzy lata później zostanie uniewinniona i otrzyma pokaźne odszkodowanie od norweskiego rządu. (Dziś wiadomo, że była to pomyłka: prawdziwy kret nazywał się Gunvor H...).

W Kanadzie sprawy nie wyglądają lepiej. Herbert Norman, ambasador w Kairze, zostaje również wskazany przez Golicyna. Popełnia samobójstwo jeszcze przed przesłuchaniem. Bardziej wstrząsające było postawienie w stan oskarżenia kanadyjskiego odpowiednika Angletona, Leslie Bennetta. Kanadyjski kontrwywiad jest częścią Królewskiej Policji Konnej (RCMP). Bennettowi udało się złamać byłego ambasadora Kanady w ZSRR, Johna Watkinsa, który po przyznaniu się do współpracy z KGB zmarł na zawał serca. Kanadyjski specjalista od kontrwywiadu okazuje niezadowolenie z faktu, że jego własne odkrycie przypisuje się Golicynowi. Według Johna Sawatsky'ego (autora książki For Services Rendered, Leslie James Bennett & the RCMP Security Service [Dla wyznaczonej służby. James Bennett i Służby Bezpieczeństwa RCMP], 1982), Bennett zaczął kręcić sznur na własną szyję podczas koktajlu wydanego pewnego wieczora w apartamencie nowego szefa placówki MI 6 w Waszyngtonie, Maurice'a Oldfielda. Na koktajlu tym była obecna sama śmietanka łowców szpiegów: Angleton, jego zastępca Raymond Rocca, Arthur Martin z MI 5 i w charakterze gwiazdy wieczoru, Anatolij Golicyn. Bennett, pochodzący z rodziny walijskich górników, miał niewiele wspólnego z tym gronem arystokratów. Koniak VSOP serwowany przez Oldfielda zrobił swoje i Bennett dał swobodny upust drążącym go wątpliwościom, czy owo polowanie na krety nie przypomina aby polowania na czarownice prowadzonego przed dziesięciu laty przez senatora McCarthy'ego i czy Angleton nie posuwa się zbyt daleko.Na takie dictum Angleton po powrocie do siebie nie omieszkał wpisać Bennetta na czarną listę domniemanych kretów. Szef Security Service prowadził dochodzenie w sprawie swojego zastępcy przez ponad dwa lata, i choć niczego się nie doszukał, samo podejrzenie starczyło, by został zwolniony. Bennett został sam. Opuściła go żona, opuścili przyjaciele. Zrehabilitowano go całkowicie dopiero w latach osiemdziesiątych.

Angleton niezmordowanie brnie dalej i wspomagany przez Golicyna wszczyna dochodzenie w sprawie kolejnych "agentów sowieckich", równie wysoko sytuowanych, co Harold Wilson. Mierzy w Olofa Palmego, Willy'ego Brandta, ambasadora Averella Harrimana, Henry'ego Kissingera. Wydaje się, że nikt i nic nie jest w stanie go powstrzymać i kiedy w 1966 r. kolejny radziecki uciekinier, Igor Kosznow (Kittyhawk), potwierdza, że wśród kadry CIA nie ma żadnego kreta, Angleton niezwłocznie zalicza go w szereg fałszywych zdrajców... Angleton wdraża w życie projekt HONETOL, zmierzający do wykrycia kretów wewnątrz CIA.

Pracownicy operacyjni Agencji stają się kolejno przedmiotem najgorszych podejrzeń. Są dymisjonowani lub przenoszeni na inne, niewiele znaczące stanowiska, tak jak w przypadku Pete'a Karłowa, Pete'a Kowicza, Georgesa Kiselvatera, Wasi Gmirkina. Ofiarą podejrzeń Angletona pada w sumie czternastu pracowników. Weźmy przypadek Wasi Gmirkina, o którym głośno było na wyspie Mauritius, gdzie był szefem placówki. Gmirkin urodził się w Szanghaju. Jego rodzicami byli biali Rosjanie. Wasia mówił wieloma językami (między innymi rosyjskim i mandaryńskim chińskim) i był jednym z najbardziej przedsiębiorczych oficerów CIA. Realizował niezwykle śmiałe operacje Agencji na terenie Japonii i Iraku. W 1956 r. przy pomocy pięknej Japonki zastawił w Tokio pułapkę na rezydenta KGB Anatolija Rozanowa (Rozanow wróci ponownie do Tokio, nim zostanie mianowany na stanowisko ambasadora ZSRR w Tajlandii). Fakt, że ojciec Gmirkina był przed rewolucją rosyjskim konsulem w prowincji Sinciang, wydaje się Angletonowi początkiem właściwego tropu, który staje się tym bardziej istotny, że Gmirkin nigdy nie unikał spotkań z ludźmi z KGB, próbując przeciągnąć ich na swoją stronę. Dopiero w latach osiemdziesiątych Gmirkin dowiedział się, czemu nie awansowano go pod koniec kariery, a przyjaciele odwrócili się do niego plecami; czemu, wbrew przyjętym obyczajom, z chwilą odejścia na emeryturę nie otrzymał żadnego dyplomu ani medalu... 

(...)



Colby wyprowadzony ostatecznie z równowagi decyduje się w tym samym czasie ostatecznie unieszkodliwić Jamesa Angletona. Decyzji nie ułatwia bynajmniej fakt, że Angleton przypisał sobie sprawowanie nadzoru nad kontaktami z Mosadem.

(... ) W czasie podróży do Waszyngtonu Marcel Chalet wyzna nawet swojemu rozmówcy, że żaden trop sugerowany przez Golicyna nigdy nie wiódł do Francji. DST wpadła wprawdzie na ślad niejednej siatki, ale dzięki zupełnie innym uciekinierom, a przede wszystkim dzięki skrzętnemu zbieraniu informacji i nieustannej obserwacji Rosjan. Jeszcze przed śmiercią Angletona, 11 maja 1987 r., CIA dokładnie przyjrzała się wszystkim sprawom, które prowadził. Wnioski okazały się przytłaczające: przez co najmniej dziesięć lat Angleton paraliżował skutecznie działalność Wydziału do spraw Bloku Sowieckiego. To samo odnosi się także do służb sprzymierzonych."
(koniec cytatu)



Jedne z najbardziej kontrowersyjnych decyzji podjętych przez Angletona dotyczą Jurija Nosenki, uciekiniera z KGB z 1964 r. Nosenko pracował w kontrwywiadzie i był synem sowieckiego ministra ds. przemysłu okrętowego. Dostarczył informacje o agenturze, które FBI oceniła jako dosyć cenne. Nie chciał jednak przyznać, że Lee Harvey Oswald był sowieckim agentem - bo nie miał informacji w tej sprawie. Pojawiły się też wątpliwości co do motywu jego dezercji i okazało się, że nieco podkręcił swoje znaczenie w KGB. Golicyn stwierdził, że Nosenko to fałszywy dezerter mający za zadanie go zdyskredytować. Dwa wysokiej rangi źródła wywiadowcze FBI - "Fedora" i "Top Hat" stwierdziły jednak, że Nosenko to autentyczny uciekinier. ("Top Hat" to generał GRU Dmitrij Poliakow, który w latach 1961-1986 przekazał FBI tysiące stron bezcennych informacji. Zdradziło go dwóch sowieckich szpiegów w amerykańskich służbach - Aldrich Ames i Philip Hansen. Poliakowa rozstrzelano w 1988 r.) Angleton twierdzi wówczas, że "Top Hat" i Fedora" to dezinformatorzy. On wie lepiej i każe zamknąć Nosenkę w tajnym więzieniu. Nosenko jest tam torturowany przez wiele miesięcy, ale nie zmienia swojej wersji. W końcu zostaje uznany za autentycznego uciekiniera, wypuszczony i zatrudniony jako... konsultant CIA, która wypłaca mu duże odszkodowanie. Nosenko żeni się z Amerykanką, dumnie nosi amerykańską flagę w klapie marynarki i udziela się w radzie parafialnej. Mieszkańcy jego miasteczka chcą go wybrać na burmistrza. Nieźle jak na "fałszywego dezertera"...

Ogólnie liczba szpiegów państw Bloku Sowieckiego wykrytych przez Angletona w CIA przez kilkanaście lat pracy wynosiła: ZERO.

Angleton bardziej pozorował polowanie na sowieckich "kretów" niż je prowadził... I nigdy nie obejmował podejrzeniami ludzi z samej wierchuszki w CIA. 



Jeden z bliskich współpracowników Angletona, Clare Edward Petty, dochodzi w pewnym momencie do wniosku, że to Golicyn jest fałszywym dezerterem a Angleton legendarnym "Saszą", czyli "kretem" KGB wewnątrz CIA. Zbiera na ten temat obszerne dossier, uważnie przyglądając się szczegółom kariery Angletona. Dochodzi do wniosku, że prawdopodobieństwo pracy Angletona dla Sowietów wynosi 80-85 proc.   Jedną z głównych poszlak przemawiających za pracą Angletona dla KGB jest jego bliska znajomość z Kimem Philby.  Sławomir Rybarczyk przekonuje, że ta przyjaźń z najsłynniejszym sowieckim kretem, była tylko grą wywiadowczą. Ale i tak jest w niej zbyt dużo anomalii. Jak czytamy:



"Na pięć miesięcy przed lądowaniem w Normandii doszło do spotkania Angletona z Kimem Philbym, pracownikiem brytyjskiego wywiadu, który w następnych latach miał się okazać najbardziej znanym szpiegiem sowieckim w służbach państw zachodnich. Według opinii Anthonego C. Browna „....w momencie spotkania Angleton miał ambicje a nie miał powołania. To Philby zasugerował mu zajęcie - kontrwywiad - i wprowadził w arkana tego fachu.(...) To właśnie Kim nauczył Angletona struktury służby tajnej, wytłumaczył mu, w jaki sposób przechwytuje się pocztę i meldunki radiowe przeciwnika; nauczył go także, jak należy wyszukiwać dekrypty na temat operacji sabotażowych wroga, jak wykorzystuje się podwójnych agentów w Afryce Południowej”. Jednym słowem Kim stał się dla Jamesa mentorem i nauczycielem. (...)

Innym wydarzeniem związanym z podwójną działalnością Philbiego, a z którym miał do czynienia Angleton była sprawa siatki OSS w Hiszpanii. Okazało się, że misternie budowana struktura wywiadowcza Amerykanów jest kontrolowana przez komunistów i wywiad sowiecki. Siatka nosiła nazwę kodową „Banana”. Służby specjalne zlikwidowały siatkę aresztując ponad dwustu agentów, część z nich rozstrzeliwując. Zdumiewające w tej historii nie jest rozbicie siatki OSS, ale przechwycenie jej przez komunistów oraz pełna informacja jaką na ten temat posiadały hitlerowskie służby specjalne. Szefem wydziału odpowiedzialnego za półwysep iberyjski i Italię był podówczas Philby i co więcej posiadał dostęp do rozszyfrowanych depesz niemieckich z których wynikało, że siatka OSS jest pod kontrolą sowietów. Jednak tej informacji nie przekazał Amerykanom. Angelton wiedział i o tym. (...)

We wrześniu 1945 roku do konsula brytyjskiego w Stambule zgłosił się wicekonsul ZSRS Konstanty Wołkow oferując za azyl i pewną kwotę pieniędzy ujawnienie informacji na temat sowieckiej działalności szpiegowskiej w Turcji i Bliskim Wschodzie. Wołkow nalegał na przyjęcie szczególnych form bezpieczeństwa, gdyż z jego informacji wynika, iż w Foreign Office oraz w kontrwywiadzie SIS działa trzech agentów NKWD. Ostatecznie informacja o zbiegu trafiła do szefa SIS „C”, a za przesłuchanie ewentualnego uciekiniera został odpowiedzialny Philby, szef sekcji sowieckiej kontrwywiadu.Przyjazd Kima do Stambułu trwał aż trzy tygodnie, czyli dokładnie tyle ile miał oczekiwać Wołkow na rozpatrzenie swojej propozycji. Na dzień przed przyjazdem Kima Wołkow zniknął i miał się więcej nie pojawić.Dla Angeltona musiało być już jasne, kto jest sowieckim agentem w SIS. Mógł nie wiedzieć kim są ludzie z FO, ale co do Philbyego nabrał pewności. Sądzę, że utwierdziła go w tym niespodziewana wizyta Kima w Paryżu, w drodze ze Stambułu do Londynu, kiedy to odwiedził Angletona. Panowie dużo pili i rozmawiali.

(...)

Następnie 10 października 1949 roku Philby pojawił się w Ambasadzie Królestwa Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie. Od tego dnia przejął obowiązki szefa misji łącznikowej ze służbami specjalnymi USA. Bardzo ważnym faktem jest, iż osobą, która wskazała na Kima z listy proponowanych łączników był Angleton. To on nalegał, aby oficerem łącznikowym był Philby. (...) Angleton miał być z ramienia CIA oficerem obsługującym kontakt z misją brytyjską. Spotykali się w latach 1949-1951, to jest w czasie pobytu Kima w USA praktycznie co tydzień. Jednak ich znajomość była dziwna, jak na współpracę dawnych przyjaciół.

James jednoznacznie zażądał, aby Kim zapraszany był do budynku Agencji wyłącznie przez niego i znajdował się tylko pod jego nadzorem. Ponadto, co jest ważniejsze, Angleton chciał doprowadzić, aby meldunki z SIS w ramach współpracy wywiadów trafiały do CIA nie poprzez Kima ale łącznika CIA w Londynie. Ta druga kwestia nie wynikała przecież z niewiary Angletona w brytyjski system łączności specjalnej. Sadzić należy, że Angleton chciał w możliwie najszerszy sposób wyeliminować dostęp Philbiego do „mięsa”, to znaczy najbardziej wartościowych materiałów wywiadowczych.

(...)

Oczywiście rodzi się pytanie o sens dopuszczenia Philbiego do operacji wspierania podziemia antykomunistycznego w Polsce, Ukrainie, Albanii i krajach bałtyckich przez wspólne akcje CIA i SIS. Jak wiadomo wszystkie one zostały zdekonspirowane przez służby bezpieczeństwa tych krajów, a działaczy podziemia w najlepszym razie osadzono w więzieniach na wiele lat. Sądzę, a jest to wynikiem mojej analizy działań Angletona, uważał on, że operacje w krajach bloku sowieckiego w odróżnieniu od Europy zachodniej są z góry skazane na niepowodzenie. Po pierwsze dlatego, że ani Amerykanie a tym bardziej ich sojusznicy nie byli zainteresowani prowadzeniem nowej wojny w interesie krajów środkowej Europy. Nie byli przygotowani do tego ani intelektualnie, ani militarnie. Angleton zdawał sobie z tego sprawę. Po drugie, sądził że większość inicjatyw podziemnych w krajach bloku jest sterowana przez NKWD i służby satelickie, podobnie jak miało to miejsce podczas leninowskiego NEP-u, po trzecie doceniał siłę sowieckich służb specjalnych cywilnych i wojskowych. Według niego niezinfiltrowane organizacje zostaną szybko rozbite. (...)

Potwierdzeniem tej tezy jest brak dostępu Kima do operacji CIA w Europie zachodniej zwłaszcza we Włoszech, Francji, krajach Beneluxu i Grecji. Angleton ograniczył również kontakt Kima z pracownikami wydziałów odpowiadających za dekryptaż i obserwację. Jego kontakty ograniczały się do części spraw operacyjnych i grupy nowoprzyjętych funkcjonariuszy, tak zwanych „złotych dzieci”.  (...)

Co więc stało się w ten styczniowy wieczór kiedy to J. J. Angleton w opinii jego żony był porażony i wstrząśnięty informacją o ucieczce Philbiego z Bejrutu. Czy była to reakcja na fakt, że jego przyjaciel i mentor okazał się sowieckim szpiegiem, czy też, iż wszystkie działania podejmowane przez Angletona w latach 1949-1963 spaliły na panewce, a zaangażowany czas i środki poszły na marne. "

(koniec cytatu)

Angleton podejrzewa więc już od 1944 r., że Philby pracuje dla Sowietów, ale przez następne kilkanaście lat "nie udaje się" mu go upolować. A może od początku chodziło o to, by go nie upolował?

Czy jednak James Jesus Angleton był rzeczywiście sowieckim szpiegiem wewnątrz CIA czy też wyjątkowo nieudolnym funkcjonariuszem? Czy szpiegował on sam czy też cała struktura? A może jego podejrzane działania były zgodne z polityką CIA? Tę zagadkę spróbuję wytłumaczyć w następnym odcinku serii "Matrioszka". Na razie zastanówmy się kim właściwie był Anatolij Golicyn. Czy był fałszywym uciekinierem? 



Moim zdaniem tak. Golicyn był wysłannikiem płka Sacharowskiego. Pomógł w poświęceniu części zbędnej agentury, powoli dozując informacje. Ale dużo ważniejsze było jego przesłanie na temat długoterminowych planów strategicznych KGB. Golicyn mówił, że KGB planuje przeprowadzenie transformacji ustrojowej. To był więc sygnał do Amerykanów: my nie chcemy z wami wojny, my nie myślimy o żadnej globalnej rewolucji, jedyne co będziemy robić przez całą Zimną Wojnę to trochę pozorować walkę (np. poprzez wojny zastępcze na Bliskim Wschodzie) a na końcu i tak staniemy się kapitalistami i będzie można z nami prowadzić interesy na dużą skalę. To, że Golicyn twierdził, że rozłam sowiecko-chiński był lipny było zaś dezinformacją mającą zniechęcić USA do dogadywania się z Chińczykami przeciwko Sowietom. I wreszcie wzmianki Golicyna o sowieckim agencie Victorze Rothschildzie i Angletona o Palmem, Brandtcie i Kissingerze - to był element szantażu. Jeśli będzie nam przeszkadzać, to ujawnimy, kto w waszym establiszmencie dla nas epizodycznie pracował. Odstrzelimy nawet takiego Kissingera!  Operacja z Golicynem była więc majstersztykiem zimnowojennych operacji specjalnych. 

A w następnym odcinku serii "Matrioszka": Czy płk Corso miał rację twierdząc, że CIA była lojalna wobec KGB a KGB wobec CIA?

"Każdy, kto używa Papieru Toaletowa, ten poddaje się bolszewickiej decepcji strategicznej!"
   Michał Bąkowski :)

***

Rozbawiła mnie gównoburza w związku z wykluczeniem książki Zychowicza "Wołyń zdradzony" z konkursu Książka Historyczna Roku. Książki tej jeszcze nie czytałem (ciekawe, czy Zychowicz zająknął się o niemieckiej agenturze w wierchuszce UPA?) ,a sam Zychowicz osłabia mnie ostatnio swoimi "genialnymi" analizami (mówiącymi, że powinniśmy porzucić sojusz z USA na rzecz sojuszu z Niemcami, którzy oczywiście obronią nas przed Rosją swoją jedyną brygadą jako tako zdolną do walki :), ale eliminację jego książki uważam za głupotę. 

Dużo bardziej mniej jednak oburzyła postawa Sławomira Cenckiewicza. Zachował się on jak TW "Bolek" podpierdalając Gontarczyka i Semkę za to, że rzekomo opowiedzieli się przeciwko książce Zychowicza. Piszę "rzekomo", bo wygląda na to, że Semkę fałszywie oskarżył! Wybitnie psychopatyczne działanie tego "strażnika historii".

To nie pierwszy raz, gdy Cenckiewicz zachowuje się w bardzo podejrzany sposób. Moją uwagę zwróciła jego recenzja książki prof. Francoise Thom "Beria. Oprawca bez skazy". W książce tej jest masa rewelacyjnych informacji o Berii - w tym o jego kontaktach z sanacyjnymi tajnymi służbami i gen. Andersem. Wynika z niej że od samego początku był on gruzińskim patriotą infiltrującym sowiecką bezpiekę i dążącym do rozbicia ZSRR od środka. Jak tę książkę zrecenzował Cenckiewicz? Zacytował fragment nie mającej żadnego znaczenia instrukcji operacyjnej OGPU z lat 20., w której była wzmianka o Żydach. Napisał, że to fascynująca lektura - dając sygnał, że to nudna "cegła". Nie zająknął się później o żadnej rewelacji z tej książki.

Cenckiewicz od prawie 10 lat zapowiada, że wyda książkę "Tajne pieniądze" poświęconą m.in. aferze FOZZ i korzeniom prywatnych fortun III RP. Książki jak nie było tak nie ma...

Cenckiewicz jak wiadomo opisał współpracę prof. Kieżuna z SB. Pominął jednak poszlaki świadczące o tym, że Kieżun był podwójnym agentem pracującym również dla CIA. Prof. Kieżun twierdził, że spotykał się z urzędnikiem USAID i przekazywał mu poufne informacje. Cenckiewicz odparł, że relacja Kieżuna jest niewiarygodna, bo 97-latek Kieżun nie potrafi podać dat dziennych tych spotkań sprzed 40 lat!

Cenckiewicz pisząc biografię Anny Walentynowicz pominął świadectwa mówiące o jej ukraińskim pochodzeniu etnicznym. Mimo, że była to sprawa opisywana m.in. przez historyków z IPN.

Cenckiewicz nawet pisząc recenzje filmów okazuje się być złośliwym psychopatą. Recenzując "Legiony", zasugerował, że to film "antysemicki", bo jest w nim scena, gdzie żydowscy drobnomieszczanie uciekają do domów na widok legionistów. 

Pytanie co kieruje tym człowiekiem? Czy to tylko syndrom "akademickiej mendy"?

33 komentarze:

  1. Niezły wpis. Co do Cenckiewicza to zobacz kim był jego dziadek.
    M.T.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba wziąć poprawkę na to, że de Vosjoli mógł być zaangażowany w zamach na Kennedy'ego razem ze swoim kumplem Angletonem.
    Według Edwarda Jaya Epsteina (który robił wywiady z Angletonem i Francuzem) Vosjoli zwiał do Stanów bo chciała go dorwać sowiecka siatka w SDECE
    http://edwardjayepstein.com/diary/devosjoli.htm

    Co przemawia za tym, że mógł być związany z zamachowcami? Przyznał w zeznaniach dla HSCA, że pracował na Kubie w latach 50' i wiedział o rozmowach CIA-SDECE o odstrzeleniu Castro.
    http://educationforum.ipbhost.com/topic/25607-phillipe-thyrond-de-vosjoli/

    Wspominał też o płk. George de Lannurien, który wiąże kilka postaci wokół zamachu na Kennedy'ego (Jean Souètre, Michel Mertz, Nadine Bestougeff (i inni)
    https://www.foiaresearch.net/sites/default/files/2019-02/Item%2002_0.pdf

    A jak wiadomo ludzie od zamachu na Castro, de Gaulle'a i Kennedy'ego to ci sami ludzie związani między innymi z firmą Permindex.
    https://www.maryferrell.org/showDoc.html?docId=16717#relPageId=2&tab=page

    I jeszcze wiele mówiąca ciekawostka. W 1975 we francuskiej telewizji o zamachach mówił Frank Sturgis, który prawdopodobnie osobiście odstrzelił Kennedy'ego oraz de Vosjoli właśnie:
    https://documents.theblackvault.com/documents/jfk/NARA-Oct2017/2018/104-10130-10088.pdf

    Co do Golicyna, to jego prognozy sowieckiej liberalizacji sprawdziły się w 93 procentach (139 ze 148 twierdzeń do 1993). Wynik wgniatający w ziemię przeciętnego politologa. (dane z książki Marka Rieblinga, poniżej ciekawostka z tej samej książki)

    "After an all-nighter at FBI headquarters, Papich had driven to Langley and was in Angleton’s office by 10:30 a.m. on the day after the [Kennedy] assassination, where the CI chief apprised him of certain “sinister implications.” Angleton was bothered by Golitsyn’s ominous 1961 warning about the KGB’s plotting to kill a “Western political leader,” by the
    mystery of Oswald’s travels in the USSR, and by other unresolved questions."
    Mark Riebling - Wedge

    Golicyn ponoć spotkał się ze Stalinem na początku swojej kariery ale nie pamiętam gdzie to czytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informacje dotyczą Vosjolego. Osobiście uważam, że włączanie Francuzów do spisku przeciwko JFK nie było potrzebne, ale jest jasne, że ci Francuzi kręcili się wokół znanych nam ludzi z CIA.|
      "Golitsyn’s ominous 1961 warning about the KGB’s plotting to kill a “Western political leader,” - to akurat bardzo pojemne, szerokie ostrzeżenie.
      "Golicyn ponoć spotkał się ze Stalinem na początku swojej kariery" - może na jakiejś większej resortowej akademii. A może konfabulował

      Usuń
  3. Wpis cokolwiek konfundujący, lecz fascynujący piekielnie.

    Szczególnie, przyznać muszę, zainteresował mnie wątek Tzentzkowitza broniącego Zychowera i jego motywacyj. Rozsądzić je trudno, lecz śli zwolennicy Konszaberacji popierają jego działania (werbalnie, póki co), stanowi to pewną przesłankę (tylko i aż)... Hłehłe. [Przesłankę, że są głupie.] Półpoważnie jednak: Zychower, ty --synu, do ma-gaz-ynu!

    O P. Annie Walentynowicz i jej pochodzeniu (przedziwnym, dodajmyż) nawet na Wikipedii informacje podano (o Bolesławie Walensowiczu (sic!) zaś nic zgoła!).

    Myśl, że to Golicyn, tak powszechnie uznawany (wśród sieciowych antys...owietów, środowiska raczej niszowego, niemniej (...)), był fałszywym uciekinierem... Jak obuchem w bżuh! (Za banał przepraszam).
    Dlaczego jednak fałszywa liberalizacja, „przewidywana” przezeń, zaszła? O cóż mogło chodzić?

    Pzdrwm srdczn
    A. Nonski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego zaszła liberalizacja komunizmu? Dlatego, że przede wszystkim była w interesie elit komunistycznych. Zarówno sowieckich i satelickich, jak i chińskich. Świetnie wytłumaczył to Lech Jęczmyk w "Dlaczego toniemy?" - w prostych żołnierskich słowach, sprawniej i wygodniej podbijać świat jako mega-kapitaliści, oligarchowie, czy też (jak tow. Putin i Xi) jako szefowie zarządu Siloviki Corp. albo PRC Corp. Ale Golicyn prognozował też, zarówno w "Nowych kłamstwach...", jak i w "Perestroika Deception", że po sfingowanym upadku komunizmu (fałszywej liberalizacji) nadejdzie faza ponownej totalitaryzacji na poziomie zewnętrznym i wewnętrznym (wystarczy spojrzeć na Polskę po Smoleńsku, Federację Rosyjską ery Putina czy ChRL Xi) oraz próba stworzenia "Nowego Porządku Swiata" przez Pekin i Moskwę. I te prognozy sprawdzają się na naszych oczach.

      Nie kupuję hipotezy, że Golicyn był nasłany przez KGB, ale z drugiej strony, nie jest to niemożliwe. Po prostu przynosiłby pewną ofertę dla zachodnich elit, przede wszystkim globalistycznych i lewicowych, jak pisze Fox. Tylko tu dochodzimy do pewnego słabego punktu tej hipotezy - dlaczego Golicyn nie stał się wzorowym "Cold War Warrior" niczym Zbig Brzeziński, Kissinger czy (last but not least) Bolek, fetowanym i podpisującym swoje książki wzorem Wiktora Suworowa?

      A i zdaje się, że na pewnym niszowym portalu, pewnej niszy bardzo niszowego środowiska (niestety, wystarczy spojrzeć, jak zmarginalizowano Antoniego Macierewicza, wybitnego antykomunistę) podobna teza była rozkminiana.

      Usuń
    2. Jaszczurze (Drogi, którego blog przeglądam leguralnie),

      za tak rychłą odpowiedź dziękuję! Dodać mogę, że hipoteza moja była podobna - wspomniany projekt transformacji był ofertą - przedstawioną z polecenia albo ujawnioną przez Golicyna. Tak czy siak - wsio rawno.
      Nie chciałem jednak „formatować” dyskusji…

      A propos Putlera i Sicimpin(g)a: zgoda.

      „dlaczego Golicyn nie stał się wzorowym "Cold War Warrior"”
      Luźna hipoteza: jego przekaz trafić mógł (i może) tylko do zoologicznych antykomunistów. A takich nie ma wielu.

      „wzorem Wiktora Suworowa”
      W. Suworow jest sowieckim agentem?

      Wyobrażam sobie możliwość wypromowania Golicyna jako agenta mającego zamaskować faktyczną słabość systemu sowieckiego i przedstawić transformację ustrojową jako zwycięstwo służb.
      Dlaczego jednak tak wcześnie? To dziwne.

      „A i zdaje się, że na pewnym niszowym portalu, pewnej niszy bardzo niszowego środowiska (niestety, wystarczy spojrzeć, jak zmarginalizowano Antoniego Macierewicza, wybitnego antykomunistę) podobna teza była rozkminiana.”
      Kąśliwej uwagi o niszy niszy niszy środowiska pragnąłem się ustrzec, jednak…
      Człowieka działającego dla dobra Polski albo dopadają kanalie na usługach obcych, albo kundle z formacji własnej, albo parszywi, podli paranoicy zbijający na swych szarokomórkowych wysrywach kapitał - jeśli nie pieniężny, a zwykle nie, to „moralny”.
      Ech.

      Pzrdwm
      A. Nonski

      Usuń
    3. @ A. Nonski, Jaszczur

      Zaczekajcie na ostatni odcinek serii. Tam zamieszam jeszcze mocniej :)

      "nadejdzie faza ponownej totalitaryzacji na poziomie zewnętrznym i wewnętrznym (wystarczy spojrzeć na Polskę po Smoleńsku, Federację Rosyjską ery Putina czy ChRL Xi) oraz próba stworzenia "Nowego Porządku Swiata" przez Pekin i Moskwę. " - ta próba budowania Nowego Porządku Świata nie jest wykonywana tylko przez Pekin i Moskwę. Moskwa tam to pionek. Sama nic by nie mogła. Podobnie Pekin nie urósł by w siłę, gdyby go Zachód nie wykarmił. Chiny są współcześnie poligonem dla ustroju, który globaliści chcą zaprowadzić na całym świecie: totalitarnego kapitalizmu.

      Usuń
    4. "Wyobrażam sobie możliwość wypromowania Golicyna jako agenta mającego zamaskować faktyczną słabość systemu sowieckiego i przedstawić transformację ustrojową jako zwycięstwo służb.
      Dlaczego jednak tak wcześnie? To dziwne." - wcześnie? To było na 23 lata przed początkiem transformacji. To był właściwy czas.
      A przekazali wówczas Amerykanom plany transformacji, po to by zapewnić sobie te 23 lata spokoju. By Amerykanie nie odcięli ich przez ten czas od kasy.

      Usuń
    5. @ A. Nonsky

      Luźna hipoteza: jego przekaz trafić mógł (i może) tylko do zoologicznych antykomunistów. A takich nie ma wielu.

      Und hier liegt der Hund begraben. Czy nie bardziej skuteczne byłoby przekazanie takiej oferty przez kanały bardziej nośne, o lepszej "propagacji" (że posłużę się betoniarskim slangiem)? Vide: Sacharow, teoria konwergencji, komuniści-rewizjoniści, marcowe migdały itp.

      Człowieka działającego dla dobra Polski albo dopadają kanalie na usługach obcych, albo kundle z formacji własnej [...]

      I to właśnie zrobili z Atomim. No i, chociaż poziom niżej, bo w półświatku praw(iln)ych mediów, ze Ściosem (cokolwiek by nie mówić o jego tezach, czy takim a nie innym zachowaniu wobec dyskutantów, ja też parę razy dostałem Obronę Przeciwlotniczą Raju ;))

      Usuń
  4. A tak z ciekawosci, (powiedzmy, ze sledze z pewnej odleglosci Twojego bloga od lat) czy mi sie zdaje czy jeszcze jakis czas temu byles Angletonem przefascynowany :>?

    PS.Jezeli zdaje mi sie dobrze, to Twoja generalna ewolucja w kierunku bardziej racjonalno-sceptycznego spojrzenia na swiat (do Izraela i neokonikow tez bylo Ci kiedys chyba blizej) zmierza w pozytywnym kierunku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacząłem blogować w 2006 r. Od tego momentu i w Polsce i na świecie zaszły olbrzymie zmiany. Ja też pochłonąłem przez te 13 lat masę informacji.

      Co do Angletona, to przewartościowanie tej postaci zaczęło się po tym jak Bogdan Konstantynowicz zapoznał mnie badaniami tego oficera CIA Petty'ego mówiącymi o 80 proc. prawdopodobieństwie tego, że Angleton był sowieckim "kretem". Zaciekawiony zacząłem weryfikować tę hipotezę. I tak jakoś wyszło

      Usuń
  5. Z prof. Cenckiewiczem, apropo kibicem Lechii, zatem kibic Legii Sebastian Fabijańskim mógł mu się nie podobać mimo, że już jest Warszawiakiem, rozmawiałem i przyznał, że jest z prostej rodziny (dziadka i ojca nawet zbytnio nie pamięta) i co on będzie siedział nad trumną Piłsudskiego. Ale wyciąga różnych ludzi od Matuszewskiego, Korfantego do Sosnowskiego i nie chwali za wszystko sanacji. Artykuł Łysiaka o Dmowskim w "Do rzeczy" skomentował jako straszny, gdyż lubi Dmowskiego (tu już nie dopytałem za co, gdyż zaczął coś się wstydzić swojej wypowiedzi i było kilku innych w kolejce). Pewnie tonie w faktach i to go ustawia jako fana pozytywizmu, a nie romantyzmu i rozmachu politycznego. No cóż to w końcu tylko jego prywatne opinie o "Legionach" (może ironiczne?), a syndrom "profesora najlepiej Balcerowicza" zawsze będzie bolał wielu zakompleksionych. M

    OdpowiedzUsuń
  6. @Fox

    [...] ta próba budowania Nowego Porządku Świata nie jest wykonywana tylko przez Pekin i Moskwę. Moskwa tam to pionek. Sama nic by nie mogła. Podobnie Pekin nie urósł by w siłę, gdyby go Zachód nie wykarmił.

    Nie pionki, ważni gracze. Co jednak do tego, że ich Zachód umożliwił im udział w grze (właściwie pewne wpływowe kręgi tamże), zgoda.

    Chiny są współcześnie poligonem dla ustroju, który globaliści chcą zaprowadzić na całym świecie: totalitarnego kapitalizmu.

    Również, zgoda. Ciekawie też, choć nie wprost, a dając pewne poszlaki, mówi o tym Grzegorz Lindenberg. Takie technologie, jak modyfikacje genetyczne, nanotechnologia, system kredytu społecznego, tworzenie zwierzęco ludzkich hybryd - w tym przodować będą czerwoni Chińczycy, k pobiedie kommunizma, da zdrawstwujet Nowyj Mirnyj Poriadok!

    Popatrz(cie) też na poziom geopolityczny i geostrategiczny - ów nowy porządek ("wielobiegunowy i demokratyczny", konieszno) ma się opierać na niejako duopolu: Wielkiej Eurazji łączącej Europę, Federację Rosyjską i ChRL, oraz hemisfery Zachodniej, z Ameryką jako jedną z Wielkich przestrzeni, ograniczoną właściwie do kontynentalnych USA. Do tego właśnie zmierzają strategię nie tylko Duginych, Karaganowych, Putinych i Xi, ale i zachodnich globalistów. Wystarczy dotrzeć do przedśmiertnych wypowiedzi Brzezińskiego...

    OdpowiedzUsuń
  7. A teraz off-top, ale wbrew pozorom i tematyce mały: jak Panowie myślicie, co stało się z Free Your Mindem, że z "zoologicznego antykomunisty" stał się piewcą tez o agenturalności Macierewicza i patriotyzmie Tuska, który dla ratowania Polski i Zachodu przed inwazją neosowietów zdecydował się na krwawy gambit smoleński?

    Był zadaniowany "od początku"(jak tak, to od kiedy), czy może pewnego dnia przyszli panowie bez poczucia humoru i bez karku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że był zadaniowany od początku aby skompromitować hipotezę traktującą to co wydarzyło się na lotnisku w Smoleńsku jako ''maskirowkę/inside job'' co wprawdzie brzmi ''foliarsko'', ale po lekturze pełnych sprzeczności i jawnych absurdów zeznań świadków przed komisją Macierewicza jawi mi się jako całkiem prawdopodobne. Nie ma sensu jednak moim zdaniem się w to wdawać, bo ta gra toczy się dobre parę pięter ponad naszymi głowami, i jedyne co nam tak naprawdę pozostało, to pilnowanie porządku na własnym podwórku orząc brednie o pancernej brzozie czy rzekomym: ''ląduj dziadu!''. Duda jeszcze jako mało komu znany prezydencki prawnik trafnie zauważył na spotkaniu w Kielcach przy okazji promocji dokumentu ''Mgła'', iż po skandalicznym złamaniu przez ekipę PO prawa decyzją zmieniającą status samolotu na cywilny tak by oddać śledztwo Rosjanom [ ale co ciekawe jedynie na gruncie prawa międzynarodowego, w kraju prezydencki Tupolew nadal jest traktowany jako maszyna rządowa, stąd dochodzenie prowadzi wciąż wojskowa prokuratura ] utraciliśmy de facto możliwość samodzielnego ustalenia co się tam naprawdę wydarzyło.

      Natomiast skoro już jesteśmy przy zadaniowanych manipulantach bardziej ciekawi mnie casus Maxa Golonki z którego ostatniego odlotu kręci bekę nie tylko prawicowy internet, i rzeczywiście wygląda jakby ktoś tu nie mógł sobie poradzić z kryzysem wieku średniego [ wiadomo: ''cocaine is a hell of a drug'' ], ale samemu ryzykując miano ''foliarza'' powiem wprost, że mi to wygląda raczej na montaż bliżej nierozpoznanych służb, podobnie zresztą jak Podlecki. Znajoma osoba zwróciła uwagę na pewien istotny szczegół: oglądając Golonkę bredzącego o ''punkcie Nemezis'' odniosła wrażenie jakby go ktoś wprost ''zrobił'', uderzyło ją wręcz podobieństwo Maxa z ''carem polskiego kołczingu'' Mateuszem Grzesiakiem - i faktycznie, wystarczy przejrzeć pierwsze z brzegu z wystąpień tegoż dostępnych na tubie, ta sama cwaniacka pewność siebie i samozachwyt ubrane w szpanerskie garnitury, gesty i nawet modulacja głosu, jakby pochodzili niemal z tej samej fabryki. Łączą ich też szamańskie ezoteryczne odloty np. Grzesiak zasłynął parę lat temu poradą by ''leczyć'' polipy mocą ''pozytywnego myślenia'', bredzi coś o ''Buddzie w mercedesie'' i takie tam - nawiasem sukinsyn jest groźnym manipulatorem, wiele osób po ''treningu personalnym'' w jego wykonaniu lądowała u psychiatry, radzę też obadać choćby w biogramie na Wiki jego aktywność, gdzie konkretnie lata z występami, facet jawi się jako komiwojażer globalistycznego zamordyzmu o jakim wspominam w komentarzu niżej, gdzie ludźmi będzie rządzić się tak, by wydawało im się, że sami sobą rządzą. Nie mówiąc już, iż takie kreatury odpowiadają za plagę społeczną kucostwa :

      ''niezły shit czyli nowatorskie metody zarządzania, w skrócie: Przerzuć na pracownika odpowiedzialność za swoją firme płacąc mu tyle co wcześniej (zatrudniajac oczywiscie jako pracownika a nie współwłaściciela). Brzmi nieźle ? kuc co chwile wspomina, ze konkurencja o pracowników się zwiększa a nie możemy płacić im więcej, więc po prostu dajmy im swobode i zaangażujmy. Niech poczuje ze firma jest jego, przecież dla "swojej" firmy zaangażuje się 100% a my na tym skorzystamy. Wykorzystanie mechanizmów psychologicznych dla zysku czyli tak naprawdę psycho zniewolenie, jak wykorzystać pracowników tak żeby nie czuli się wykorzystywani.''

      [ z profilu ''zdelegalizować coaching'' ]

      Usuń
    2. Tak więc Golonko może być produktem ''programowania neurolingwistycznego'' czy inszego ''zarządzania refleksyjnego'', konkretnego rycia bani by zrobić z człowieka psychiczne zombie a hipotezę takową uprawdopodabnia w moich oczach to co zaserwował po bredniach o ''formule superstruktury rzeczywistości'' jaką rzekomo odkrył [ podpierając się przy tym zleżałą wydawałoby się całkiem i zapoznaną panteistyczną gnozą Teilharda de Chardin, która w dobie ''synodu amazońskiego'' zdaje się przeżywać drugą młodość ], gdy palnął, iż stara-nowa ubecja za rok czy dwa odpali taśmy mające kompromitować PiS, tak by utorować lewicy powrót do władzy. Niestety taka perspektywa jawi się jako całkiem prawdopodobna, jak tak dalej pójdzie skończymy z Kosiniakiem jako prezydentem, i jedyny ''wybór'' jaki nam pozostanie to między Biedroniem czy raczej Zandbergiem, a Jaruzelską - wprawdzie pani Monika póki co zaliczyła falstart, bo zazdrosny o jej popularność Adrian ją udupił, ale jak to mówią pierwsze koty za płoty. Sporo też będzie zależeć od tego w którą stronę pójdą Kondomici, czy aby ich sukces nie ma posłużyć do powtórki numeru z węgierskim ''pojebbikiem'' na którym przecież do niedawna wzorowali się wodzusie naszych narodoffców, czyli szerokiego frontu ludowego przeciwko PiS w tutejszym wariancie, o czym świadczyć może obecność ''mentora'' Brauna tow. Skalika jako sekretarza, pardon: dyrektora ich koła poselskiego, obaczymy. W każdym razie wygląda na to jakby Golonko posłużył do puszczenia oka tym co trzeba,''mesydżu'' w dezinformacyjnej oprawie ezoterycznych bredni o ''punkcie Nemezis'', zupełnie jak gadanina o reptilach i takich tam, która podejrzewam może robić za rodzaj kodu pozwalającego bezpiecznie przekazywać treści w przestrzeni publicznej bez obawy o ich masowy dekryptaż, i dotyczących tajemnic z naszego, ludzkiego jak najbardziej wymiaru i gęstości:).

      Usuń
    3. Tak na marginesie to NLP ma ciekawych ojców-założycieli:
      Richard Bandler - oskarżony o zabójstwo swojej partnerki ale uniewinniony
      John Grinder - służył w siłach specjalnych a później w jakiejś agencji bezpieki amerykańskiej

      Obydwaj znali Gregory'ego Batesona (tego od LSD, Macy conferences i MKULTRA). Wikipedia podaje, że Bandler wynajmował nawet mieszkanie Batesonowi.
      Bateson poznał obu z hipnoterapeutą Miltonem H. Ericksonem (wychowanek Williama Josepha Bryana czyli kolesia, który prawdopodobnie zahipnotyzował zamachowców Sirhana Sirhana i Arthura Bremera).

      Oczywiście CIA rozważała korzystanie z kursów NLP:
      https://www.cia.gov/library/readingroom/docs/CIA-RDP85B01152R000200280022-4.pdf

      Usuń
    4. Dzięki wielkie, tegom nie wiedział, ale jak to się pięknie składa w pewną całość, czyż nie? Miałem więc trafną intuicję, że ''zarządzanie refleksyjne'' to bynajmniej tylko radziecki wynalazek, i prace nad sztuką masowego rycia bani trwały w laboratoriach po obu stronach, a teraz jak widać 'idą w lud''.

      Usuń
    5. "Richard Bandler - oskarżony o zabójstwo swojej partnerki" - e tam, to żadne przestępstwo :)

      Usuń
  8. Cieszy mnie zaoranie Golicyna, bo od dłuższego czasu jego przekaz brany literalnie jawił mi się jako pułapka na co bardziej krewkich antykomunistów, miałem okazję znajomić się z ofiarą takowej wizji świata w której ZSRR istnieje nadal, i musiałem w końcu zerwać z nią kontakty, bo jej paranoja stała się nie do zniesienia, nijak nie dało się wytłumaczyć, że może być inaczej. No chyba że podejdziemy do tego jak gospodarz bloga czy Jaszczur stawiając znak równości między globalnym komunizmem a totalitarnym kapitalizmem, i owszem: współczesne Chiny wyglądają na idealny niemal model tej z pozoru jedynie niemożliwej symbiozy ideologiczno-systemowej. Dowodem bezradność liberałów jak i zachodniej lewicy wobec niego, stąd bredzenie ostatniej, że jako kapitalistyczny ustrój ten nie ma nic wspólnego z socjalizmem/komunizmem a co bardziej radykalni coś tam bełkoczą wręcz o ''faszyzmie'', z kolei pierwsi zaprzeczają jego kapitalistycznemu charakterowi skoro ich wyimaginowanego ''wolnorynkizmu'' tam nie uświadczysz. Tymczasem czy się to podoba jednym i drugim współczesne Chiny są państwem jak najbardziej kapitalistycznym rządzonym przez partię jak najbardziej komunistyczną, i jest to najzupełniej do pogodzenia na gruncie marksistowskiej doktryny, wystarczy sięgnąć do tzw. ''rękopisów paryskich'' a konkretnie rozdziału, gdzie Marks tłumaczy różnicę między ''komunizmem pierwotnym'' odpowiadającym plemiennej wspólnocie majątkowej, w tym żon itd. a postulowanym przezeń, jakiego warunkiem jest wysoko rozwinięta kapitalistyczna ekonomia. Dlatego uderza przy lekturze ''manifestu...'', że nie wiadomo w jakiej mierze jest on krytyką, a w jakiej apologią wręcz kapitalizmu, oczywiście nie samego w sobie a jako niezbędnego dla ukonstytuowania komunizmu warunku powtarzam - mają tego świadomość chińscy komuniści i powołują się na to prawowiernie jak najbardziej na gruncie marksistowskiej doktryny odsuwając perspektywę ustanowienia komunizmu na 2050 r. o ile dobrze pomnę. Rzecz jasna nie dojdzie do niemożliwego z zasady urzeczywistnienia utopii ''społeczeństwa bezklasowego'', ale przez ''komunizm'' rozumiem jego realną postać jako bezwzględny totalitarny dyktat kompartii nad masami, przy czym nie wyklucza to wcale powierzchownej ''demokratyzacji'' systemu, zapewne kontrola ludzkiej egzystencji do tego czasu posunie się tak daleko, iż jawnie zamordystyczne formy rządów mogą okazać się już zbędne, oczywiście przyszły ''nowy wspaniały świat'' globalnej demokracji nie oznacza tu żadnych ''rządów ludu'', ale również demokrację realną, czyli rządzenie ludźmi tak, aby wydawało im się, że sami sobą rządzą, a więc za pomocą powszechnej manipulacji. Generalnie z powyższych komentarzy wnioskuję, iż słuszne były moje intuicje, że wbrew pozorom niniejsza seria na Foxowym blogu dotyczy aktualiów, ale może ze szczegółowym ich rozwinięciem poczekam na jej finał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ha, na pewno chińscy politycy zastanawiają się czy ich posunięcia są zgodne z tym co tam sobie wyskrobał w Paryżu Charlie Marks.
      Już bardziej jestem w stanie uwierzyć w to, że Macron gdy rozkazał strzelać do żółtych kamizelek zastanawiał się czy jest to zgodne z pismami Rousseau, Tocquevilla i Constanta. I jak oczywiście pozwoli to zrealizować wolę ludu.

      Usuń
    2. No proszę cię stary, bo zwątpię w twą inteligencję: przecież tu idzie o zachowanie pozorów, rzecz niesłychanie ważna w polityce - gdy Hitler ze Stalinem napadali na Polskę mówili wprost o co im idzie? Ależ nie, oni jedynie chcieli nieść pomoc ''ciemiężonym'' przez Polaków mniejszościom, odpowiednio niemieckiej i żydowskiej, białoruskiej oraz ukraińskiej, a także polskim robotnikom i chłopom ble be. Poza tym nie doceniasz siły ideologicznego zjebania u rządzących i tego w jak przedziwny sposób może łączyć się ono w ludzkim umyśle ze skrajnym cynizmem politycznym, w tym sensie Macron naprawdę może wierzyć, że rozkazując napierdalać kamizelarzy ratuje ''wartości laickie'' republiki jak na rasowego masona przystało, bodaj żadna świnia nie lubi swego świństwa w stanie czystym, stąd uwielbia dorabiać sobie do tego jakie ideolo, zaryzykowałbym twierdzenie, że polityka z grubsza przynajmniej sprowadza się do prawdziwej sztuki zachowania pozorów.

      Usuń
    3. "bodaj żadna świnia nie lubi swego świństwa"- to zależy, niektórzy szczerze mają (opinię o nich i ich zachowaniu) w:
      https://www.youtube.com/watch?v=r8v1XJvHNYQ
      choć z drugiej strony wielu z nich dla zachowania pozorów, oraz z przesadnej pychy są gotowi ubić dla zachowania swojej dobrej opinii np. Hitler, Stalin, Neron - tak swoją drogą to tyczy się wielu pseudo-artystów i artystów dewiantów o których Spiskolog wspomina, wyjątkowo rozhisteryzowana, nabuzowana, zaborcza, mająca o sobie ekstra pozytywne mniemanie, banda nic nie wartych palantów, choć oczywiście większość z nich swoim s-syństwem się publicznie nie chlubi acz bardzo je lubi...
      "z grubsza przynajmniej sprowadza się do prawdziwej sztuki zachowania pozorów." - zgadza się no i skutecznego utrzymywania się przy władzy oraz czerpania z niej profitów-$, przynajmniej jeśli chodzi o świnie i socjopatów przy korycie.
      Odkrywca

      Usuń
  9. ...a co do Zychowicza pełna zgoda: to szkodnik i manipulant, skandalem było dopuszczenie w ogóle jego pseudohistorycznej publicystyki do konkursu, ale skoro już tak się stało skrajną głupotą było robić zeń męczennika ''neosanacyjnej cenzury'' jak bredzi z kolei Ziemkiewicz, też nawiasem uprawiający historiozoficzną hochsztaplerkę. To samo jeśli idzie o Cenckiewicza: dodam jedynie, iż gość histerycznie wręcz protestował przeciwko ekshumacji w Jedwabnem potwierdzając de facto wersję o rzekomym ''pogromie'' i udziale, jeśli wręcz nie sprawstwie Polaków w tej zbrodni. Ewidentnie coś jest z nim nie tak, i to od dłuższego czasu: albo jest ''kretem'' albo ofiarą własnej megalomanii jak Max czy Korwin [ a w przyszłości okażą się nimi jak sądzę Braun jak i Sośnierz ].

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej Foxie,
    możesz podać tytuł tej książki?

    "Tom Mangold cytuje wywiad z szefem Agencji, od której to lektury ciarki chodzą po plecach, "

    Byłbym wdzięczny :)
    Pozdrawiam

    ps. chyba że przeoczyłem w tekście, nie wiem

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy te wszystkie misterne plany przygotowywane dziesięciolecia temu nie powinny już zacząć przynosić efektów ? Może należy, w rozważaniach, zastosować coś co nazywane jest "inżynierią wsteczną". Czyli przyjrzeć się bieżącej sytuacji i odszukać te elementy, które się do jej istnienia przyczyniły, a odrzucić te które nie pasują do aktualnej układanki.
    Czy liberalizacja komunizmu przyczyniła się do znaczenia Rosji w świecie, czy tylko stworzyła oligarchów ?
    Czy Chiny zrobiły coś więcej, niż zapracowanie milionów ludzi, aby być tam gdzie są teraz ?
    Czy "zjednoczona" Europa stała się niezależna od USA ?
    Czy odejście od parytetu złota, spowodowało coś więcej niż tylko wzbogacenie określonej grupy sterników gospodarki ?
    Czy jakiekolwiek spiski i służby potrafią przeciwstawić się rozwojowi technologii i komunikacji między ludźmi ?
    Czy interes wyrażony w pieniądzu, może pokonać idee grupy socjopatów ?
    Czy idea niezgodna z ludzką naturą może przetrwać niezmieniona więcej niż pokolenie ludzi którzy ją stworzyli ?

    To luźne pytania, które należy sobie zadać zanim popadnie się w odmentach niedomówień, półprawd i spisków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy Chiny zrobiły coś więcej, niż zapracowanie milionów ludzi, aby być tam gdzie są teraz ?" - skopiowali wiele nowoczesnych technologii zachodnich, mających też wpływ na wojsko
      Czy "zjednoczona" Europa stała się niezależna od USA ? - częściowo tak, ale nie całkiem
      "Czy jakiekolwiek spiski i służby potrafią przeciwstawić się rozwojowi technologii i komunikacji między ludźmi ?" na pewno mogą mocno je ograniczyć
      "Czy interes wyrażony w pieniądzu, może pokonać idee grupy socjopatów ?" - tak, ale często- z reguły jest połączony (przykryty parasolem) z tymi ideami socjopatów, a sami socjopaci to wyjątkowo chciwe bestie
      "Czy idea niezgodna z ludzką naturą może przetrwać niezmieniona więcej niż pokolenie ludzi którzy ją stworzyli ?" - różne patologiczne i dziwaczne tradycje a nawet szkodliwe ideologie polityczne istnieją dalej po pokoleniach ich twórców, choć np. nazizm istnieje w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś.
      Odkrywca

      Usuń
  12. A ja sobie czytam o synodzie amazońskim i tylko kiwam głową z niedowierzaniem, niemieccy hierarchowie już się nawet nie kryją że idą już chamsko na rympał w kierunku zlewaczenia i rozwalenia kościoła a franciszek to ich marionetka, a pisząc niemieccy mówię nie tylko o klerze z niemiec, ale też z ameryki południowej, gdzie sporo też jest szwabów poupychanych po lokalnych hierarchiach i to najczęściej takie pajace jak ten, erwin krautler
    https://www.pch24.pl/bp-erwin-krautler--nadchodzi-nowa-epoka-dla-kosciola--synod-amazonski-jest-jej-poczatkiem,71765,i.html
    typ się jawnie chwali że przez ćwierć wieku nie ochrzcił żadnego lokalsa, bo to przecież by się jeszcze dzikus obraził czy tam jego mzimu, ogółem typowa liberalna żenadka
    Ładnym symbolem tego niemieckiego cyrku jest postawienie figurek pachamamy, południowoamerykańskiego bożyszcza w Santa Maria in Traspontina, jakiś lokals się wkurwił, że mu bałwany pogańskie w kościele stawiają i słusznie je wywalił do tybru (szkoda że nie razem z hierarchami)
    https://www.youtube.com/watch?v=QfQYHbX38ig
    a bergolio, będąc grzeczną kukiełką, od razu przeprosił swoich niemieckich oficerów prowadzących
    https://www.vaticannews.va/pl/papiez/news/2019-10/papiez-pachamama-synod-amazonia.html
    Ja tylko mam cichą nadzieję że następny papież będzie na tyle zdecydowany i ogarnięty, żeby pogonić to całe szkopskie towarzystwo...

    ~Pan Małpa

    OdpowiedzUsuń
  13. Szkopi na synodzie to mają dużą przewagę, ale zawsze jest jeszcze Afryka. No, może rzeczywiście Prof.C. nie wierzy w następców Piłsudskiego jak foxmulder, gdyż co do jego mitu, czy stworzonej organizacji (Matuszewski -ten co podobno tylko w Piłsudskiego słuchał, a nie sanacji - w USA stworzył Kongres i nie tylko, choć pisał przemówienie Sikorskiemu) sam nie wiedział co ważniejsze i pewnie jeszcze się dowiemy co nim powoduje lub kto pociąga za sznurki. Pierwszy raz w 100% zgadzam się z Chehelmutem, co do jego przyszłości (gdyż jest jeszcze taki niepewny, co do przyszłych losów Polskiego żłoba w perspektywie 20 lat, a tu trzeba się utrzymać przy nim). Coś w nim kiełkuje...

    OdpowiedzUsuń
  14. W Braunie zaś i innych już wykiełkowało i wspaniale rośnie nowe jako stare... Kto z Mikiem zaczyna, jak Mik skończy... M

    OdpowiedzUsuń
  15. Chiny to rzeczywiście faszyzm, czyż nie? Pracujta, bogadźta się, ale nic poza państwem. Jak partia/Mussolini coś kaze, to tak ma być, poza tym róbta co chceta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobne spostrzeżenia maja Guichard i Brunet. Nazywają Chiny jednak "totalitarnym kapitalizmem"

      Usuń